wtorek, września 30, 2014

(1131+6). Męczennik z wyboru

Jabłoń:
Asmir powiedział mi na warsztacie,
że jestem  i n t e n s y w n a. [...]
(po chwili dodaje)
Mam świadomość,
że nie jest łatwo mnie lubić, ale...

Sadownik:
(sprawnie wskoczył w rolę męczennika)
No, no! Pomyśl, jak trudno cię kochać!

1136. Niech uśmiecha!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sobota. Z Tolinim prowadziliśmy warsztaty. Gdy uczestnicy robili ćwiczenie, w starszawej gazetce patrona medialnego wypatrzyłam cudne słowa bezzębnego szamana z Indonezji:

Jak robisz taka poważna mina,
to wystraszasz dobra energia.
Żeby medytować, trzeba uśmiechać.
Uśmiechaj twarzą, uśmiechaj umysłem,
a dobra energia usunie zła energia.

*

Niedziela. Kawa. Uśmiechnęła mnie. Jakby wiedziała, wokół jakich tematów krążę. O końcu. O początku. O życiu. O śmierci. O życiu. Intensywniejszym. Teraz. Tu.

Między życiem a śmiercią jest pauza, wolne miejsce i czas. Może jest to jedyne miejsce i czas należący — jak nigdy dotąd — wyłącznie do nas. Warto przyjąć ten niepowtarzalny dar. Ciągle jeszcze mogą zdarzyć się niespodzianki i przygody, ciągle jeszcze możemy uśmiechnąć się do siebie i świata i coś zmienić. Jeśli jest to możliwe nie tylko w naszym umyśle, ale i w praktyce życia, to uchylą się drzwi, które miały na zawsze pozostać zatrzaśnięte.

Jadwiga Wais, Bracia Grimm i siostra Śmierć.
O sztuce życia i umierania
, ENETEIA, Warszawa 2014.

piątek, września 26, 2014

1135. Coroczne jesienne POP-Święto

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

jestem, a jakby mnie nie było, bo
ruszamy... w całej Polsce. świętujemy!

*

Festiwal POP Kreacje,
dla siebie i dla świata

środa, września 24, 2014

(1131+3). Wrócona na stoliczny trakt

najlepszą w nas
cząstką jest
dreszcz wzruszenia

Goethe.

przeczytałam po tym, gdy zaparkowałam duszę przy tej kawie.

formalnie: tulipan,
ale zobaczyłam też turkusik, odmiana jesienna.

wtorek, września 23, 2014

1133. Lis

Sadownik & Jabłoń:
(jak nigdy czekali i czekali na Okęciu... ale doczekali się)

Bliźniacza Liczba:
(już w samochodzie)
Nie uwierzycie, czterdzieści minut krążyliśmy
nad lotniskiem, bo na pasie był lis...

Jabłoń:
(ze zdziwieniem szczerym)
Lis? A co on tam robił? Biegał po pasie?

Sadownik:
(ze śmiertelną powagą w głosie)
Latał!

(cała zawartość pojazdu ryknęła śmiechem)

poniedziałek, września 22, 2014

(1131+1). Owocowanie (IPP-Work 2014)

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

myślę trzy razy szybciej niż mówię, a przeżywam jeszcze więcej.

Tollini

*

Jeszcze żyję!
(to jest bardzo dobra wiadomość)

*

W jaki sposób mogę z Tobą być? I czy w ogóle ma znaczenie, że tu jestem?

Wisienka

Można być teraz albo w ogóle.

Wisienka

*

jeśli ludzie nie mogą być JACYŚ,
nie mogą być sobą.

Borówka

Wisienka

1131. Ogryzek czasu

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W czwartek, dwa tygodnie temu bez trzech dni, rozpoczęła się u mnie jesień. Po raz pierwszy wracałam po ciemku z pracy...

Od piątku do wczoraj babie lato... psychologia procesu... dwa dni leżenia w łóżku, co zaklinaniem losu było, porzucone plany zrobienia niezbędnego tego i owego oraz odpowiednia dawka aspiryny... by znów psychologia procesu.

Uczuć, doświadczeń, perspektyw, światów całych — nieprzekładalnych na razie na słowa — cała masa. Ułożyć się we mnie potrzebują. Odnaleźć swe własne, najlepsze miejsce. Z ostatnich pięciu dni został zapisany zeszyt i cztery zdjęcia. Nowa ja. Witam i poznaję.

*

*

Jeśli „nie-ja” to kto?

czwartek, września 11, 2014

1130. Bank rozkoszy

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Są książki, których nie da się przeczytać w trzy dni.
Są takie, których nie warto czytać w pośpiechu.
To jest właśnie taka książka.
Czytałam powoli, po troszku, w międzyczasie połykając kilka innych, bo książka poważna, jak to mówią POP-owcy, stawiająca na progach wielu.

Popłakałam się ze śmiechu przy fragmencie, który z Sadownikiem znamy z własnego, starego i na szczęście nieaktualnego już doświadczenia — biegusiem przeczytałam na głos koledze-małżonkowi:

Mózg kobiety nieustająco przetwarza jakieś informacje werbalne. Kiedy kobieta pyta: „O czym myślisz ?”, a mężczyzna odpowiada „O niczym”, ona zakłada, że on ukrywa przed nią swoje życie wewnętrzne. Po prostu mózg kobiety nie potrafi wyobrazić sobie stanu, w którym u świadomej, przytomnej osoby nie zachodzi taka aktywność. Tymczasem mózg mężczyzny chętnie popada w stan niewerbalny — potrzebuje go, żeby wrócić do równowagi.

Przypomniała nam się przypowieść o The Nothing Box:

Wstrzymywałam oddech przy wielu fragmentach. W stupor zadziwienia wpadałam nie raz, że Sadownik wiedział i wie, to co ja przeczytać musiałam, a co jest niebywałym dobrodziejstwem dla mnie i naszego związku od lat. Książka momentami druzgocząca, momentami nie do przyjęcia, momentami nie do uwierzenia — np. badania dotyczące kobiecego orgazmu za pomocą rezonansu magnetycznego — sama myśl o seksie pierzcha, gdzie pieprz rośnie, w zetknięciu z frazą „rezonans magnetyczny” — a może, rozmarzyłam się, jest jakaś seksowna wersja tego podłego, choć bardzo użytecznego, urządzenia? Momentami książka zaskakująca — głaskanie, przytulanie, dobre słowa w przypadku kobiet „kumulują się” i stanowią cudowną wersję „gry wstępnej” rozłożonej w ciągu całego dnia. Odsetki od tej kumulacji są dużo wyższe niż głaskanie, przytulanie itd. na kwadrans przed — miłe zaskoczenie, bardzo!

Gdy skończyłam, oświadczyłam Sadownikowi, że od dziś ustawowo należy mi się jeszcze więcej głaskania, a co!

Sadownik:
(w okolicach śniadania głaszcze „dżewną” korę)

Jabłoń:
(zapomniała o własnym dekrecie)
Co się dzieje?

Sadownik:
Depozyt do banku rozkoszy składam.

Georgia O'Keeffe, Light of Iris, 1924.

     — Unerwienie każdej kobiety jest inne — potwierdził doktor Cole. Mówił łagodnie, jakby zwracał się do osoby lekko niezrównoważonej. — I dlatego reakcje seksualne kobiet są tak różne. U każdej kobiety nerw miedniczny rozgałęzia się inaczej. Różnice te mają charakter anatomiczny.
     Nieco później dowiedziałam się, że to złożone, barwne zróżnicowanie występuje jedynie u kobiet. Unerwienie narządów seksualnych mężczyzn jest dużo bardziej jednorodne
[...].

*

W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku twierdzono, że kształcenie odbija się niekorzystnie na systemie nerwowym kobiet, przez co „nowoczesne kobiety”, które domagały się prawa do takiej samej edukacji jak mężczyźni były wedle jednych „ekspertów” niepłodne, wedle innych — nienasycone pod względem seksualnym, a w obu przypadkach owłosione i nienadające się do małżeństwa. [...] Dla ustabilizowanego, uporządkowanego społeczeństwa kobieca seksualność stanowiła zagrożenie tak wielkie jak terroryzm czy anarchizm.

*

Jeffrey Moussaieff Masson dokonał przeglądu trzystu europejskich pism medycznych z lat 1865–1900. „Lektura tych pism — normalnych, szanowanych periodyków lekarskich — pokazuje jak mężczyźni mający władzę nad życiem kobiet, zwłaszcza nad życiem seksualnym, nadużywali jej do wypaczania, naruszania, tłumienia, a nawet niszczenia seksualnego aspektu kobiecej osobowości”.

*

Dlaczego wciąż żywimy przekonanie, że szczere mówienie o swoich pragnieniach i doświadczeniach seksualnych jest proszeniem się o nieszczęście?

*

[...] najświętsze miejsce w najświętszej świątyni świętego wszechświata.

*

Niezwykle trudno nakarmić istotę kobiecości czymś, co jest ekscytujące, tajemnicze, głębokie i złożone, jeśli język opisujący rdzeń naszego „ja” jest medyczny, w złym guście, nieprzyjazny albo prymitywnie brutalny.

*

[...] nazywanie tworzy rzeczywistość.

*

[...] cytat z Rumiego: „Twoim zadaniem nie jest poszukiwanie miłości, ale barier, którymi się od niej ogradzasz i które wznosisz w sobie”.

*

Moja kreatywność w seksie przejawia się tym, że stapiam się z tym, co się akurat dzieje.

*

Heteroseksualni mężczyźni powinni zadać sobie pytanie: „Chcę mieć za żonę Boginię czy jędzę?”. Bo niestety fizjologia nie przewiduje dla kobiet stanów pośrednich.

*

Rozluźnienie łączy się z pozbyciem się zahamowań. Naprawdę pobudzony współczulny układ nerwowy to najlepszy przyjaciel kobiety, jeśli chodzi o seksualny trans. [...] Francuzi nazywają kobiecy orgazm le petit mort, „małą śmiercią”. Otóż u kobiet, inaczej niż u mężczyzn, orgazm wywołuje stan podobny do utraty świadomości pozwalającej kierować własnym zachowaniem albo do utraty „ja”. [...] Zapewne ta niesamowita utrata panowania nad sobą podczas orgazmu była przyczyną, dla której mężczyźni widzieli w kobietach irracjonalne bachantki albo czarownice.

Naomi Wolf, Wagina. Nowa biografia,
Czarna Owca, Warszawa 2013.

wtorek, września 09, 2014

1129. No, no

Pan Ciasteczko został poproszony o odrobinę mniej formalnych detali na swój temat. Łajf miała w związku z tym ubaw po pachy.

Na wieczornym spacerze tylko Heniutka się nie śmiała, bo była potwornie zajęta węszeniem...

poniedziałek, września 08, 2014

1128. Od religijnych specjalistów strzeż nas Panie!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Minęły dokładnie dwa tygodnie, gdy skończyłam czytać tę książkę. Nie mogłam na jej temat się tu zająknąć, bo jakaś część mnie nie mogła się pozbierać. Dziś chciałabym już tę książkę zaparkować na regale. Przyszedł więc na nią blogowy czas.

Gdy zaczynałam, dwa tygodnie i dwa dni temu, pierwszy rozdział przepłakałam. Potem nie było łatwiej. Afganistan, Palestyna, Nigeria, Iran, Ghana, Indie, Togo... Jerozolima, Teheran... człowiek Europy ma się świetnie, usprawiedliwiony, barbarzyństwo religią podszyte to nie u nas... i czytam: w Lublinie, w Polsce. Odpadłam nie jeden raz.

Wyobraźmy sobie potencjał mającego narodzić się chłopca. Nie wiemy, gdzie się urodzi — potencjalnie może stać się więc każdym: mistrzem świata, szewcem, prezydentem kraju, cieślą, kosmonautą, bibliotekarzem. A teraz wyobraźmy sobie potencjał mającej się narodzić dziewczynki. Nie wiemy, gdzie się urodzi, ale skoro ma to być dziewczynka, to wiemy, że nie ma szans być... papieżem. Jak rodzic może się na taką niesprawiedliwość godzić?

Czytając tę książkę, miałam cały czas świadomość posiadania ogromnego przywileju — bycia Europejką. Nie zrozumiem kobiet w Europie, które chrzczą swoje córki. Za ten znaczący akt nieposłuszeństwa nie zapłaciłyby życiem, a dałyby do myślenia skostniałej (wygodnie) od wieków hierarchii kościelnej. Czasem zastanawiam się, jak zareagowałby Jezus, gdyby chwilę pomieszkał tu i tam. Nie sądzę, by właśnie o to co jest, z czym musimy się mierzyć, Mu chodziło. Może jednak jestem człowiekiem małej wiary.

Mnie katolicki bóg nie straszy od bardzo wielu lat, nie grozi mi, nie wygraża paluchem, nie zwalnia z myślenia. Śmiem twierdzić, że polski katolicki bóg o miłości nie ma pojęcia.

Ciekawe jest, że mimo teorii o zderzeniu cywilizacji, [...] w kwestii kobiet islam i Watykan mówią jednym głosem.

*

U ludzi obserwuje się umiarkowany dymorfizm płciowy — nieco mniejszy niż u goryli, większy niż u gibonów, z grubsza porównywalny z szympansami. U ludzi przedstawiciele płci męskiej są na ogół więksi i silniejsi niż żeńskiej. Już samo to mogłoby tłumaczyć, dlaczego na przestrzeni całej udokumentowanej historii kobiety były podległe mężczyznom — i w wielu częściach świata nadal są. Mężczyźni panują nad kobietami, bo mogą.
     [...] Ale istnieje jedna ludzka instytucja, która zawsze stawała po tej silniejszej stronie — dodawała mocy jej i tak już silnemu ramieniu, zwiększała wagę tego, co i tak miało swoją wagę i nakładała aureolę świętości na istniejącą nierównowagę sił — i która przez tysiąclecia wspierała silniejszego w utrzymaniu dominacji nad słabszym: tą instytucją jest religia

*

To rzeczywiście paskudna sprawa — mężczyźni, którzy do tego stopnia kochają religię wraz z rzekomym bóstwem i do tego stopnia nienawidzą kobiet, że gotowi są je zabijać, nawet gdy (a może zwłaszcza gdy) chodzi o ich żony, córki, siostry, matki. Nieznany, niewidzialny Bóg jest wszystkim, a żywa córka czy matka jest albo niczym, albo zasługującym na śmierć wrogiem.

*

Grupy nie mogą niczego wysoko cenić. Nie mogą niczego szanować. Podobnie jak całe narody, społeczności czy nawet rodziny, bowiem grupy nie mają umysłów. Tylko ludzie (i niektóre zwierzęta) mogą nadawać wartości określonym zwyczajom, bo tylko ludzie mają umysły, na dodatek w liczbie pojedynczej, każdy człowiek z osobna. Ich myśli nie można do siebie dodać, żeby utworzyć większą, grupową myśl, która stanie się tym, co „myśli grupa”. Nie da się wlać myśli do wielkiej kadzi i zrobić z nich zupy. Można jedynie ułożyć z nich stos odrębnych bytów, które nie stracą przy tym odrębności. Myśli różnych ludzi nie stapiają się ze sobą bez względu na temperaturę.

*

Religia ubiera władzę w szaty i mitry, przedstawia vis maior jako wolę męskiego Boga. Dzięki temu wszyscy czują się lepiej. Mężczyźni robią to, czego Bóg od nich oczekuje, podobnie jak kobiety. Życie kobiet jest obwarowane mnóstwem ograniczeń, kobiety są pozbawione prawa do własnego zdania, bo tak postanowił Bóg.

*

W 2004 roku ukazał się „List do biskupów Kościoła katolickiego o współdziałaniu mężczyzny i kobiety w Kościele i w świecie”. Zaczyna się od słów: „Kościół, znawca tego, co ludzkie, zawsze żywi zainteresowanie tym, co dotyczy mężczyzny i kobiety”. Warto więc zapytać, dlaczego Kościół mieni się „znawcą tego, co ludzkie” — przecież dziedziną jego zainteresowań jest teologia, a nie antropologia, większość jego personelu to duchowni, a nie psychologowie, a ponad połowa ludzkości nie jest dopuszczana do kapłaństwa, a tym samym do wyższych stanowisk. List został napisany przez Josepha Ratzingera i podpisany przez Jana Pawła II.

*

Dżin już się wydostał z butelki. Wiemy, że ludzie nie przychodzą na świat z przypisanymi rolami czy planami na życie. Wiemy, że podział pracy wynika z umów społecznych, a nie z cech biologicznych. Wiemy, że ludzie mają różne zdolności, zainteresowania i marzenia i że żaden rząd ani Kościół nie powinien z góry decydować o ich losie tylko dlatego, że należą do określonej grupy. To od jednostek zależy, jak ułoży się ich życie, to rodzice mają decydować, jak się podzielą obowiązkami związanymi z opieką nad dziećmi. Księża, imamowie, pastorzy i rabini mogą nadal ustanawiać prawa, ale nie mogą ukrywać faktu, że miliony kobiet na świecie nie chcą być „dla domu”, lecz „dla świata”, nie chcą się podporządkować mężom. Upieranie się duchowieństwa przy tym, że kobiety powinny podlegać ograniczeniom i żyć w posłuszeństwie to ognisko niesprawiedliwości — trzeba je odsłaniać i sprzeciwiać mu się.

*

Mówiąc bez ogródek: jeśli duchowni chcą cokolwiek kobietom nakazywać, to nie mają prawa wykluczać ich ze swojego grona. A jeśli się przy tym upierają, to ich prawa można zlekceważyć i potraktować jako homiletykę korzystną jedynie dla strony zainteresowanej, tak samo jak można zlekceważyć słowa właściciela fabryki, który poucza robotników o wartości ciężkiej pracy i oszczędzania.

*

Tylko kler ośmiela się narzucać swoje prawa bez najmniejszych skrupułów.

Ophelia Benson, Jeremy Stangroom, Dlaczego Bóg nienawidzi kobiet?,
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011.

(1126+1). Żyj(e)my zdrowo!

Jabłoń:
Seks?

Sadownik:
Sok?

Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli śmiechem
wieczorową, niedzielną porą
)

1126. Wielki Mały Format

Student ma już grafik zjazdów. Ostatni wspólny weekend w tym roku za nami. Randkowaliśmy bez ustanku, do utraty tchu. Wziął mnie wczoraj do miejsca, gdzie między zajęciami kupuje kawę. Oniemiałam. Chłonęłam. Pokochałam.

*

atmosfera
inaczej płynący czas
serdeczność uważność
mistyczne wręcz.
zatrzymają Cię

na ścieżce serca
Właściciela
w jego miejscu.

zapłacisz
dopiero
na końcu
tylko
za kawę.

sobota, września 06, 2014

1125. Powrót widzki

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wyrwałam się wczoraj na samotnię kinową. Ze zgrozą stwierdziłam bowiem, że zaniedbałam ten dobry nawyk — wybierania samemu, „iścia” samemu, bycia samemu. Wypatrzyłam cykl Oczami kobiet. Uznałam go za świeży, by po godzinie wyjść z wielkiego błędu, bo on ma miejsce w stolicy od wielu, wielu lat. Poszłam na film Hotel (2013). Wróciłam poruszona niebywale, mówić z wrażenia nie mogłam.

Podobno jakiś krytyk-idiota napisał, że to pogodna powiastka o wychodzeniu z traumy. Gratulowałam panu idiocie, że załapał z filmu jedynie kilka absurdalnych scen, których moc polegała na tym, że obnażały stereotypowe myślenie, a przy okazji dawały widzom chwile oddechu między jedną a drugą trudną sceną. W zasadzie o czym jest ten film? A to zależy od tego, jak się na niego spojrzy. Dawno nie widziałam filmu, który może być odebrany na tak wielu płaszczyznach.

Wersja I: patriarchat po polsku. Tak, tak, niech kobiety obejrzą ten film jako przestrogę, że jak się wszystko ma, jest się spełnioną kobietą prywatnie i zawodowo, to musi los zesłać karę. No i zesłał! Polska kobieto, skoro już poszłaś do kina, to zastanów się nad sobą.

Wersja II: kobieta w patriarchalnym społeczeństwie. Dopasowała się. Kobieta sukcesu umysł w męską kratkę uformowała — wszystko zaplanowane i pod kontrolą. Gdy więc życie wymyka się planom i kontroli, można tylko spaść na dno, na którym będzie trzeba poszukać siebie.

Wersja III: europejska. Rozmarzyłam się nad tym, jakim musielibyśmy być społeczeństwem, by taki film mógł powstać w Polsce. Pięć głównych bohaterów, pięć niezamkniętych historii, pięć pragnień, z którymi czas się pożegnać lub przystąpić do realizacji. Film dotyka wielu tabu... traum różnego rodzaju, dania sobie czasu, pragnień seksualnych kobiet dojrzałych czy męskiego niewyrabiania się w męskim świecie. Dla mnie — być może dlatego, że kinowo raczkuję — to niebywały majstersztyk, choć wyjątkowo ciężki. Zachwyciła i została w mym sercu Jill Ung w roli Marie, której niestety bardzo mało w zwiastunie, gdy jest najpiękniejsza i wyjątkowo zmysłowa (1:03). Nieefektywne jest moje rozmarzenie, ale jest i radość, że choć takich filmów nie robi się w Polsce, to przynajmniej można je, póki co, oglądać.

Jill Ung (źródło)

zdarzasz się dwa razy i więcej,
na każdego coś czeka
...

czwartek, września 04, 2014

1124. Tańczmy życie!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszy raz. Pamiętam doskonale. Na samotnej kawie w lipcu gapiłam się na przemykających pasażem ludzi. Nic nowego, ale nagle zobaczyłam Ją. W nienagannie skrojonej korporacyjnej garsonce, równiutka, zgrabniutka, śliczna, prosto z żurnala mknęła z lewej na prawą. Mój wzrok ześlizgnąłby się z niej niechybnie, gdyby nie to, że nie miał na to szans — szła wyjątkowo szybko, zbyt szybko. Patrzyłam na nią urzeczona. Pomimo zawrotnego tempa szła pięknym krokiem. Przestałam patrzeć, zaczęłam się uważnie w nią wgapiać, by ze zdziwieniem stwierdzić, że coś w niej „nie szło”, nie pędziło, za nic miało sobie bajkę o korpo-pani lecącej właśnie na spotkanie, które zmieni życie niejednej osobie. Ramiona pędzącej nie trzymały ramy. Całe ciało gnało równiutko kratkowanym rytmem świata biznesu, ale jej ramiona nie poddawały się tej procedurze, było w nich coś frywolnego, nieśpiesznego — jej ramiona tańczyły. Uśmiechnęłam się całą sobą. Odetchnęłam, że nie całą kobietę wchłonął korpo-świat. Za fasadą zadbanej kobiety zobaczyła inną, Tę z marzeniami, pragnieniami, uczuciowymi wzlotami, odlotami i decyzjami, których nikt rozsądny nigdy by nie podjął, a ona tak.

Od tego pierwszego razu inaczej patrzę na ludzi. Zadaję sobie pytania: kogo, ten ktoś chce, bym spotkała? kogo ja spotykam? kogo jeszcze w tej samej osobie spotkać mogę już dziś? do kogo z tych ktosiów chcę gadać?

*

Enty raz. W zeszłym tygodniu. Nie wiem czemu, gapię się tępo na posadzkę pasażu, dziwnie czytać mi się nie chce. Ludzie przemykają z lewej na prawą, z prawej na lewą. Nudy. Można tylko postudiować różne techniki stawiania kroków, w zależności od płci, ubioru, wieku. A ja się gapię i nie mam pojęcia, o co chodzi. I nagle już wiem! Trzeba jednak najpierw dodać opis niezbędnego detalu technicznego: na posadzce, co sześć-siedem metrów, poprzecznie umieszczone są czarne pasy o szerokości około pięćdziesięciu centymetrów. No więc już wiem, bo dostrzegam dwie panie. Pięciolatka trzyma starszą panią za rękę. Idą, ale nudy w tym brak — trzymając się za ręce przeskakują każdy z czarnych pasów. Uśmiecham się od ucha do ucha patrząc na tę metaforę życia — można przemknąć przez własne, tak jak robią to inni, a można znaleźć własny rytm, własne kroki, własny taniec. Właśnie tak wolę.

*

Pan Paffeu. Podarował serdeczność w ulotny kawowy obrazek zaklętą. Jak zwykle, cieszyła niezwykle. Postanowiliśmy zbudować kolekcję.

środa, września 03, 2014

1123. Onemu

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Byliśmy, jedliśmy, idziemy — ćwierkała ważna dla mnie osoba.
     — U la la — pomyślałam — nie rozmawiam z człowiekiem lecz z relacją, bo oni to, oni tamto.
     Osoba ćwierkała z niespotykaną wcześniej energią, niebywałymi pokładami nadziei, szacunku i spełnienia. Kibicem czynnym owej osoby jestem — nie ma problemu, posunę się, zrobię miejsce Onemu. Jestem ważna, ale właśnie dowiaduję się, że Onemu też jest ważny, a do tego stanowi wcielenie cnót bardzo wielu. Choć Onemu nie znam, posunęłam się na mentalnej kanapie — byle tylko nie rozpychał się zanadto, pogroziłam mu palcem w myślach — i słuchałam z przyjemnością dalej.
     — ...byliśmy, skończyliśmy, jedziemy... — ćwierkała osoba z miłym dla ucha zaangażowaniem.
     Onemu jest taki i taki, nie był tylko tu i tu, to i tamto jest dla niego ważne. Delektowałam się każdą informacją, próbując sobie w głowie złożyć portret Onemu, portret człowieka z pewnością ciekawego. Osoba dodała:
     — On ma córkę.
     Informacja jak każda inna — wielu ludzi córki ma, wielu ojców wokół nas i jak dotąd to nigdy większego wrażenia na mnie nie robiło. Nie „tą razą”!

Fajnie byłoby plastycznie odmalować historię Onemu, ale po pierwsze, jest to historia osobista, do Onemu należy, nie znam jej i nic mi do tego. Po drugie, ta historia tutaj dla mnie kończy się, bo zaczyna się moja osobista bajka, która z historią Onemu nie ma nic wspólnego.

*

     — On ma córkę — rzekła osoba.
     Te trzy słowa i wiem, że nie chodzi o to zdanie czy stan posiadania. Te trzy słowa poruszają mnie ogromnie, a ponieważ jestem sama dla siebie poligonem doświadczalnym, za nic nie przepuściłabym tak fantastycznej okazji, by zbadać, czym to poruszenie dla mnie jest, jaką informację niesie i po co cała ta wymiana słów mi się przytrafiła. Onemu nie znam, nigdy nie widziałam, więc jeśli zużywam tyle energii na trzymanie się kurczowo jednej myśli, to musi coś w tym być — pomyślało mi się.

Domorosły analityk, przygodny blogowy przechodzień nie będzie miał żadnych wątpliwości — wszystko wiadomo, mleko się rozlało, czas minął bezpowrotnie, wyborów niewłaściwych Jabłoń dokonała, córki nie ma i mieć nie będzie, cierpienie całkowicie uzasadnione, trzeba nauczyć się z nim żyć. Najważniejsze, że wie, że złego wyboru dokonała, choć wszyscy wokół mówili, dobre rady dawali, trzeba było słuchać starszych, w życiu lepiej zagnieżdżonych i wiedzących, co sens ma a co nie.

Tyle to my wiemy nie od dziś. A poruszenie wewnętrzne trzymało kilka dni — miłe, ożywcze i nie wiadomo co znaczące. Wszystkie narzędzia na pokład wyjęłam. Posiedziałam ze sobą. Bez pośpiechu. W sobie się rozejrzałam. Kilkoma ciekawymi, nieznanymi ścieżkami przeszłam się, by dojść do miejsca, w którym już wiem, co mnie tak poruszyło, do miejsca, które tak bardzo mnie ożywia.

     — On ma córkę.
     Córka to dowód, że ktoś z kimś pewną opowieść przeżył. Po użyciu narzędzi różnych, okazało się, że dla mnie za tymi słowami kryła się opowieść o chwili niebywale intymnej bliskości fizycznej, o magicznym momencie, w którym kobieta bezgranicznie ufa mężczyźnie, w którym mężczyzna zawierza siebie kobiecie, o uwadze podarowanej drugiej osobie, o namiętności, o radości bezkresnej, o zachwycie ludzkim ciałem, którego żadna religia zabić nie jest w stanie, o mistycznym rozpłynięciu się w czasie i przestrzeni, o zapomnieniu siebie, o ogniu, który w dwójce ludzi płonie, rozprzestrzenia się i spala ich do cna, by z popiołów mogli powstać — ale to już potem, gdy uregulują oddech, gdy serca się uciszą — na razie toczy się opowieść, oni w niej płoną wciąż...

Kocham psychologię procesu, dzięki której można pod podszewkę zajrzeć, monety rewers odkryć. Dotarłam do tego ogniska. Tak, ja-Jabłoń potrzebowałam wrócić do magii tego doświadczenia. Wrócić, bo skoro umiem je opisać — troszkę kulawo, fakt — to przeżyłam je choć raz. W zadziwieniu minęłam wewnętrznego bezdzieciofoba, który w arsenale swych przekonań ma jedną ze społecznych prawd: seksu bezdzietni nie uprawiają, nie czerpią z niego tak dużo przyjemności jak dzietni. Ubawiłam się gościem.

Zapaliłam wczoraj świece...

*

     — On ma córkę.
     I całe szczęście, również moje. Dziś w myślach Onemu dziękuję, że kawałek jego osobistej historii tak bardzo mnie dotknął. Opowieść była warta nie tylko odkrycia czy opowiedzenia, ale również celebrowania. Zostawiam ją tu, bo nie jestem tą, którą byłam, a chcę znać osobę, która jutro zostawi tu swoje literki. Chcę rozumieć, z jakiej perspektywy do mnie gada.

Georgia O'Keeffe, Music Pink and Blue II, 1918.

wtorek, września 02, 2014

1122. Obdarowana

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

higiena
psychiczna.
sztuk raz.
poproszę.

zamówiłam w piątek. dostałam cudo.
i ruszyła lawina innych cudów.

*

zamówiłam wczoraj. fachowa nazwa: smok.
ale ja przy okazji widziałam
     legendarną złotą kaczkę,
     baśniowy liść paproci
     i magiczne piórko.

między jedną a drugą kawą tylko wspaniałe, niezapomniane chwile (1117–1121).

a na bloga znów wlazł ktoś, wpisując w wyszukiwarkę frazę:

bezdzietnosc i nuda zycia

no cóż, hi, hi, hi...
nuda, panie i panowie, nuda!

poniedziałek, września 01, 2014

(1118+3). Proste jak drut

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Asia na ludzki przełożyła mi Heniutkowe utyskiwanie na swoją obi-partnerkę:

Jeśli nie robię tego, co chcesz,
to znaczy, że chcesz
        za dużo,
        za szybko lub
        w zbyt trudnych
        warunkach.

(fot. Altówka)

Zapamiętałam. Nareszcie nie tylko rozumkiem, ale przede wszystkim sercem!

(fot. Sadownik)

(fot. Sadownik)

(1118+2). Święto klubowe (subiektywnik)

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Po pierwszych dziesięciu minutach pierwszego seminarium z Asią Hewelt, czułam się jak właściciel kanapowego jamnika na szkoleniu bokserów pracujących w straży granicznej. Pomyliło mi się, jak mało kiedy — myślałam sobie — intelekt przeszarżował, intuicja opuściła pokład, żenada trwała na posterunku i tylko kudłata solidarność nie pozwoliła zostawić mi psa w opałach. Ale, ale... to było tak dawno temu, potem było lepiej i tylko lepiej.

*

W grudniu zeszłego roku zwątpiłam. Jestem zarżnięta pracą — grunt to mieć dobre alibi — suka za stara, nie szarpie się, za piłkę zabić się nie da, a i parę kiepskich nawyków Matka Kudłata była łaskawa jej rozwinąć do kwitnięcia w pełni — matki kudłate są tak samo do dupy jak te ludzkie. Bez nowego psa ni du du. No i najważniejsze, wręcz egzystencjalne, pytanie: w zasadzie to  p o   c o   m i   t o   o b i? Ja do niczego, suka starsza z każdym dniem a odpowiedzi na pytanie zasadnicze brak. Masakra dryfująca.

*

(fot. Altówka)

*

Dziś jest pierwszy dzień po seminarium z Asią, a ja na kudłatym haju niezmiennie od soboty. Henia szarpiącego się zwierza, co nawet warczy, zaprezentowała, jak tylko Jabłoń — pod czujnym okiem Asi —wskazówkę łyknęła i krok w stronę człowieka szarpiącego się z zapałem zrobiła. Początki kwadratu — metodą na drucik — uczyniły z Heniutki sprintera, jakich mało. Nikt chyba wcześniej nie widział jej biegnącej w takim tempie. Ja też galopu zaznałam wracając w sobotę do Wawy. Myliłby się ten, że tylko miłość stęskniona gnała mnie do Pana Ciasteczko, co porzucił walizkę w biurowcu i wszedł w buty Sadownika. To też, ale gnałam, by zdążyć jeszcze do świątyni pieniądza wszelkiego, do działu agd w hipermarkecie. Pan Kudłatej oniemiał na widok ekspozycji mojego zakupowego entuzjazmu — w końcu żonę na dobre mu odmieniła tęsknota. Tymczasem, mopy na pęczki były brane, bo... boskie z nich szarpaki! Bianania ma nosa do zabawek, które psy kochają od pierwszej chwili. Na niedzielny deser zaserwowano nam ćwiczenie, które przypomniało mi nasz początek na pierwszym Asiowym seminarium — koordynacja motoryka–mózg wysiadła zupełnie i Kudłatej intelekt musiał nadrabiać za cały ludzko-psi duet. Uwielbiam Henię za wiarę we mnie i przepraszam za moje zwątpienie. I odpowiedź znalazłam!

Ano,  o b i   p o t r z e b n e   m i   d o   ż y c i a , bo uwielbiam być w kontakcie z Sukulcem, bo marzę, by coraz mniej potknięć musiała mi wybaczać, bo relacja z Heniutką rozwija mnie jako człowieka. O czym pomyślałam nie raz podczas seminarium, a dobitnie poczułam, gdy po seminarium mieliśmy spotkanie klubo-założycieli. Wokół dużego stołu wspaniali ludzie. Po raz pierwszy dotarło do mej łepetyny, jak bardzo chcę być częścią tej drużyny — również z ludzkich, a nie tylko psich powodów.

(fot. Altówka)

(fot. Altówka)