środa, marca 28, 2012

440. Napad

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Fachowo. Znienacka. Bez sygnałów ostrzegawczych napadła mnie dzisiaj rano w drzwiach do saloonu. Wdzięczność. Za mój wzrost, co wyzwaniem był nie lada. Za mój pesymizm w zakresie wiary katolickiej, co każe mi nieustannie zadawać sobie pytania i poszukiwać odpowiedzi, zamiast zadowalać się prostymi prawdami polskich purpuratów. Za Bruneta, dla którego i mój wzrost, i pesymizm religijny to było dużo za dużo, by chcieć wędrować ze mną po tych samych drogach, wpadać w te same dołki, utykać w zaułkach tych samych ślepych uliczek, walić głową w te same mury.

Oj, tak! W szczególności za Bruneta! Jeden Pan Bóg wie, gdzie bym dzisiaj była, gdyby powiedział „tak”. Wdzięczna dziś jestem niezmiernie każdej podłej rzeczy, która sprawiła, że me życie znalazło się właśnie tu, właśnie teraz.

Alicja Majewska, To nie sztuka wybudować nowy dom.

poniedziałek, marca 26, 2012

439. Najdumniejsza z wszystkich Mam

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Od wczoraj już nie jestem malutka. Pierś do przodu. Nos do góry. Moje marne sześć stóp i trzy cale zachowują się niczym dwa metry i parę centymetrów, bo…

…ta piękna Panna poniżej zdała wczoraj w terminie „zerowym” swój pierwszy w życiu egzamin. Dostała 137 punktów na możliwych 140.

Od wczoraj ma zawód — jest psem terapeutycznym.

***

Już niedługo świąteczny czas, czyli Czas Najwyższy, by porobić kudłatej Dziewczynce nowe zdjęcia, bo to powyżej, aż wstyd, jest z... Wielkanocy 2011.

piątek, marca 23, 2012

(425+13). Status kudłatego marzenia... w realizacji!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Bóg rozdaje marzenia po to, żeby wydobyć z ludzi drzemiące w nich talenty. (...) Nazywam to teorią tylnych drzwi. Polega ona na tym, że jeśli ktoś ma jakieś marzenie, na przykład, pragnie zostać kucharzem w Hiltonie, to z całą pewnością ma także potrzebne do tego zdolności.

Przemysław Angerman

***

— Muu! — zawołała. — Jak to świetnie wygląda! Wiesz, co ja bym chciała. Panie Wrono?
— Ja nie, ale ty może wiesz.
— Chciałabym się nauczyć jeździć na rowerze.
Pan Wrona podfrunął do góry, zatrzepotał skrzydłami i zakrakał:
— Niech mnie pióra biją! Jesteś krową, Mamo Mu, K r o w ą! Krowy nie potrafią jeździć na rowerze!
Mama Mu spojrzała na niego przyjaznym wzrokiem.
— No, nie potrafią — powiedziała. — Dlatego chciałabym się nauczyć.
Pan Wrona zatkał uszy.
— Nie, nie! — zawołał. — Jakie nauczyć? Jaki rower? Jak by to wyglądało?!
— Chyba fajnie — odparła Mama Mu.

Jujja Wieslander i Tomas Wieslander,
Mama Mu na rowerze i inne historie,
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2011.

***

Dwa lata temu zobaczyłam. Tańczył sześćdziesięciolatek. Po trzech minutach przyglądania się wiedziałam, że to, co widzę, chwyta mnie za samo serca dno, trzyma i nie puści. Obiecałam sobie, że po egzaminach znajdę na to czas.

— Niech mnie pióra biją! Kudłate Mamy tak nie potrafią.
— No, nie potrafią — powiedziała Kudłata Mama. — Dlatego chciałabym się nauczyć.

Rower? Jaki rower? Zamiast roweru kupiłam dziś ochraniacze na kolana.

— Nie, nie! Jakie nauczyć? Jak by to wyglądało?!
— Chyba fajnie — odparła Kudłata Mama.

Tim & Neige, A Spoonful of the Jam.

czwartek, marca 22, 2012

437. Świat zadecydował za nas

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

29 maja 2003. Poznań. Przed koncertem kupiliśmy koszulki, by dowiedzieć się, że Poznaniacy są już w Unii Europejskiej, a nawet lepiej, bez żadnego referendum przenieśli się do Francji. To był jedyny koncert Petera Gabriela w Polsce. Koszulki mamy do dziś. Według tych koszulek Poznań wciąż francuski jest. Wytarte. Umęczone życiem. Często wrzucając je do prania wzdychaliśmy, że gdyby tylko... jedziemy na koncert. Rzucamy wszystko i jedziemy!

***

Od dwóch miesięcy próbowaliśmy zorganizować się w kategorii „rzucić wszystko”, by pojechać na koncert Gabriela do Niemiec. Nie mogłam się nadziwić, że im bardziej chcemy, tym bardziej ten wyjazd wydaje się bez sensu. Data ciut kłopotliwa. Powrót w noc po koncercie niemożliwy. Tylko Heniutka nie stanowiła żadnego kłopotu, choć wydawała się najsłabszym ogniwem tego przedsięwzięcia — Jej ukochana Ciocia Antena zgodziła się u nas pomieszkać na czas naszego niebytu. Niefart, niemoc, co to jest? Myślałam sobie: dziwnie dziwne, nigdy tak nie było.

***

Sadownik z uporem maniaka od dwóch miesięcy słucha tylko jednego albumu i marudzi, że na taki koncert to on bardzo chciałby iść... kotły, bębny, smyki, łomot w wersji klasycznej. Myślałam sobie: dziwnie dziwne, nigdy tak nie było.

Jean Michel Jarre, Equinoxe 4.

***

I proszę! Jest!
13 maja 2012. Life Festival Oświęcim
. Jedyny koncert w Polsce z pakietu trasy koncertowej, która obejmuje również koncert, na który usilnie próbowaliśmy się wybrać. Sadownik w stanie „wyjechany” a sprawa nie mogła czekać. Telefon. Mail. Telefon. Potwierdzenie. Od informacji do zamówienia biletów wszystko zajęło Sadownikowi kilka minut.

Jedziemy!
Już nie myślę, że to dziwne. Znów Świat powstrzymał nas ciut w naszych planach, by podarować nam to, czego chcemy, ale w innym miejscu i w innym czasie. Czasem Świat wie lepiej. :)

Jedziecie?

Peter Gabriel, Red Rain.

środa, marca 21, 2012

436. Uwolnić motyla

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Druk RMUA odbierasz. Rzadko, ale zdarza się, że rzucisz okiem na kwoty w odpowiednich rubryczkach uwięzione. Kolumny różne nazwy mają, choć równie dobrze można byłoby zastąpić je jednym imieniem „czarna dziura”. W mediach od przeszło miesiąca króluje ta sama dyskusja dotycząca procesu przepoczwarzania się owej „czarnej dziury” w czarną otchłań czarnej rozpaczy, gdy będziesz już tylko ciężarem dla społeczeństwa. Scyzoryk w kieszeni mi się otwiera. Chcę być bardziej precyzyjna — otwierał się do wczoraj. Dziś przekładałam „ermułki” z wdzięcznością, że mogę to robić.

Od wczoraj myślę, że „ermułka” jest niczym zielona karta, czy paszport wymarzonego kraju. Jest dowodem posiadania przeze mnie pełni praw obywatela bogatego kraju. Nieistotne staje się nawet to, że czasem mogę mieć nie tylko wrażenie, ale pewność, że część moich praw mam na dzień dzisiejszy tylko teoretycznie. Te, które mam i teoretycznie, i praktycznie, to nieskończenie wielki przywilej życia w Polsce właśnie teraz.

Made in China. Czy jest choć jeden dom w tym kraju, który nie posiada żadnej metki z tym napisem? Moja ukochana firma od ubranek dla dzieci i dorosłych również ma ten napis na wszywkach skądinąd pięknych, pomysłowych, dobrych gatunkowo produktów. Nie kupować? Bojkotować? Rozmarzyłam się, by w każdym z domów, w którym znajduje się choć jeden produkt „made in China” znalazła się książka Liao Yiwu jako hołd dla jego odwagi, nadziei, pracy oraz dla bohaterów jego reportaży, jako niemy głos niezgody na sposób traktowania ludzi w Chinach. Wierzę, że każdy przeczytany egzemplarz tej książki jest niczym efekt motyla. Reszta wpisu już tylko na smak...

***

Z wstępu Philipa Gourevitcha:

Liao pisze zatem z odwagą człowieka, który wie, czym jest strata, i się jej boi. Nic tak nie wzbudza jego zainteresowania jak oficjalny zakaz zwracania na coś uwagi, nic tak nie wyostrza mu słuchu jak narzucona odgórnie głuchota, nic tak nie popycha go do tego, żeby coś nam pokazać, jak ślepota, którą usiłują narzucić władze komunistyczne.

Z wprowadzenia Wena Huanga — tłumacza na język angielski:

(...) Ren Bumei, powiedział w wywiadzie udzielonym Radiu Wolna Azja: „Wszystkich ludzi przedstawionych w książce łączy jedno — zostali pozbawieni prawa do mówienia we własnej obronie. Ta książka to zdecydowanie potępienie odebrania im tego prawa o zarazem doskonały portret tych wyjątkowych jednostek”.

*

Z reportażu „Prawicowiec”:

Feng Zhongci: (...) Sekretarz Partii popatrzył na mnie i odezwał się już spokojniej: „No dobrze. W takim razie musisz wybierać albo ta kobieta albo Partia, Powtórzyłem jeszcze raz, bardzo stanowczo: „Kocham ją”.
     Dwa tygodnie później zostałem wyrzucony z Partii i napiętnowany jako prawicowiec i zły element.
     
(...)
Liao Yiwu: Czy kiedykolwiek żałował pan swojej decyzji?
Feng: Nie. Wielu ludzi mnie żałowało, współczuło mi z powodu, jak to nazywali „mojego nieracjonalnego zaślepienia”. Ale ja uważam, że postąpiłem właściwie. Mając do wyboru między Partią i kobietą, wybrałem kobietę. Ludzie powinni stawiać życie osobiste na pierwszym miejscu, nie sądzi pan, młody człowieku? Przyłączyliśmy się do rewolucji komunistycznej, żeby każdy mógł się ożenić z piękną kobietą i założyć rodzinę. Ta podstawowa idea została w czasach Mao całkowicie wypaczona. Mówiło się tylko o abstrakcjach, takich jak Partia czy Lud. Życie osobiste było uważane za coś hańbiącego. Ale ani z Partią, ani z Ludem nie można się ożenić, prawda? Na każdym kroku słyszeliśmy takie bzdury, jak: „Taki-a-taki został wykarmiony przez Partię i Lud”. A czy ktoś widział kiedyś piersi Partii?

*

Z reportażu „Emerytowany urzędnik państwowy”:

Zheng Dajun: (...) Na przykład Przewodniczący Mao powiedział, że wróble zjadają zboże i dlatego należy je wytępić. Wkrótce rozpoczęła się ogólnonarodowa kampania i wszyscy łapali wróble. Po dwóch latach niemal całkowicie wytępiono w Chinach te ptaki. Nie mieliśmy pojęcia, że zabicie wróbli zachwieje delikatną równowagą przyrody. Wróble zjadały ziarna zbóż, ale też owady, które po wyginięciu wróbli rozpleniły się i w wielu rejonach spowodowały klęski.

*

Z reportażu „Były właściciel ziemski”

Liao Yiwu: Nie wiedziałem, że po tylu latach, kiedy prześladowano pana jako „złego właściciela ziemskiego”, jest pan wciąż całkiem uparty.
Zhou Mingyue: A owszem. Najbardziej ze wszystkiego nie lubię, jak ktoś mną manipuluje. Kiedy przyjeżdżają do mnie wnuki, boją się tu mieszkać ze względu na pchły. Mam koty. Uwielbiają bawić się na moim łóżku i ze mną spać. Jestem stary i ciągle marznę. Wieczorami dzięki kotom jest mi ciepło. Zawsze z nimi rozmawiam, opowiadam im takie rzeczy, które interesowałyby ludzi mojego pokolenia. Nigdy nic nie wiadomo, koty mogą być wcieleniami ludzi, którzy zmarli.

Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe.
Chiny z perspektywy nizin społecznych
,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2011.

wtorek, marca 20, 2012

435. Mężczyzna świadomy zbyt

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(przed rankiem, ale po świcie)
Jabłoń
:
(w trybie lekko teatralnego żebrania)
Pójdziesz z Heńką na dwór?

Sadownik:
(droczy się)
Ja? Masz psa, to masz obowiązki!

Jabłoń:
No… ja mam psa, więc mam obowiązki…
ty masz żonę, więc... masz obowiązki?

Sadownik:
O nie, nie, moja droga!
Wypraszam sobie! Ja nie mam żony!
Ja jestem w związku z moją żoną a to zupełnie co innego.

sobota, marca 17, 2012

434. Znów z książki wyskoczyły kolejne dwie

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Najbardziej upiornym przedmiotem na filologii angielskiej była dla mnie literatura. Co zajęcia udowadniał mi, że na studiowanie jestem już mocno za stara. Zgięłam kark, wyryłam co autor i prowadzące przedmiot miały na myśli. Zdałam, ale nienawidziłam i pań, i przedmiotu. Kochałam za to gramatykę opisową i translatorykę, których nienawidziła reszta mojej studenckiej braci. Kochałam, bo przedmioty te były nasączone hektolitrami logiki i matematycznego wręcz piękna.

Kończyłam wczoraj książkę, w której przetłumaczono jeden z wierszy Emily Dickinson. Czytałam i miałam pewność, że przetłumaczono go ciut niechlujnie i niekonsekwetnie. Sięgnęłam po oryginał tego małego cacka. Potem wyszukałam życiorys poetki. I stało się... Uwierciłam dziurę w brzuchu Sadownika, by wygrał dwie aukcje i zakupił mi tłumaczenia Barańczaka dwustu wierszu Dickinson. Nabył. Dzięki temu będę miała po dwa nieba w każdej z dwóch nabytych książek, i to z Emily, i to z Barańczakiem. W rozwoju nieco opóźniona, literaturę i poezję kocham powoli, po swojemu i w swoim tempie. Zakułam, zdałam, zapomniałam, a teraz odkrywam je dla siebie i tylko dla siebie.

Wiersz, od którego wszystko się rozpętało, brzmi tak:

A word is dead
When it is said,
Some say.

I say it just
Begins to live
That day
.*
Emily Dickinson (1830–1886)

Teraz już tylko mam nadzieję, że będę miała dość szczęścia, by w zamówionych książkach odnaleźć tłumaczenie tego wiersza wykonane przez mistrza Barańczaka.

______________
* tłumaczenie Anny Wojtaszczyk (ciut podrasowane):

Słowo umiera,
Gdy je wypowiesz,
Tak powiadają.

A ja powiadam:
Dopiero wtedy
Żyć zaczyna.


piątek, marca 16, 2012

433. Zwierzęta idą do nieba i już!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jadąc do pracy dzieliłam przestrzeń wnętrza tramwaju z grupą pięciolatków. Starałam się czytać książkę, ale jednocześnie delektowałam się atmosferą jaka towarzyszyła rozkrzyczanej grupie przedszkolaków... bezkresna ciekawość, ogromna energia, wielkie poruszenie. Zerwałam podczas tej przejażdżki dwa kwiatki.

Kwiatek Pierwszy. Przyszedł moment, gdy ołóweczkiem na marginesie w książce, by nie zgubić, zapisałam wypowiedź jednego dziecka, które powiedziało do drugiego: nie lubię cię dla dobra społecznego. Uśmiałam się, by za chwilę zrobiło mi się całkiem smutno.

Kwiatek Drugi. W pewnej chwili, pewien chłopiec --- tu kończy się bajka a zaczyna się życie --- zapytał panią wychowawczynię, czy zwierzęta idą do nieba. Pani bez najmniejszego wahania odpowiedziała: nie. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie był to przegapiony moment, w którym może kształtować się podmiotowe traktowanie zwierząt? Gdy teraz o tym piszę, pluję sobie w brodę, że nie zszargałam autorytetu przedszkolanki, wtrącając się i mówiąc, że zwierzęta, a na pewno psy, koty i konie idą do nieba. Bo czy ktoś jest w stanie kochać ludzi bardziej niż psy, koty i konie pomimo naszej ogromnej niedoskonałości w stosunku do nich?

***

Pozostałam z marzeniem. Kiedyś, gdy będziecie mieli dzieci w wieku przedszkolnym, gdy w tym kraju będzie jedno dziecko na sześć miejsc w przedszkolu, proszę, upewnijcie się, że personel wierzy w to, że zwierzęta idą do nieba. Zróbcie to dla dobra społecznego.

czwartek, marca 15, 2012

(431+1). Czuły, piśmienny Jaskiniowiec

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Dotykanie słów, przyglądanie się im. Przebieranie, wybieranie, układanie. Słowa pozwalają bawić się sobą. Chce Pan dowód? Proszę bardzo… czyż nie jest pięknym, że napisane ciut wcześniej zdanie --- to pochylone, by nie było wątpliwości, o które słowa chodzi --- ma dwa różne znaczenia? I co z tego? To przerost formy nad treścią --- oznajmił Pan JaWiemLepiej.

***

Łapię oddech obcując z kształtem słów. Cieszy mnie ich wielowymiarowa, utkana sprytnie wieloznaczność. Przebieram, wybieram, układam, przestawiam, dodaję, wyrzucam i jakby znikąd nagle… pojawia się wzór, melodia, rytm, wspomnienie. Słowa zaczynają tworzyć akapity, zaczynają żyć własnym życiem. Już nie należą do mnie. A kogo to obchodzi? To przerost formy nad treścią --- powtórzył Pan JaWiemLepiej.

Mnie obchodzi. Dla mnie ma znaczenie. Ten blog pisany jest z egoizmu. Panie JaWiemLepiej, w tym blogu treścią czasem są trzy kropki i pauza. No właśnie! To przerost formy nad treścią --- Pan JaWiemLepiej... wie to najlepiej.

***

Wszystkie organizmy żywe mają taką samą treść, czyli skład pierwiastkowy. Różnią się formą. Nie nazwałabym słonia przerostem formy nad treścią.

*

Wątpliwości. Wolę je mieć, niż trwać na posterunku wiedzenia najlepiej.

***

Zmasakrował mnie wczoraj człowiek... słowem. Wiedział najlepiej.

środa, marca 14, 2012

(428+3). Precz z jaskiniowcami!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Każde „po” ma swoje „po”. Nareszcie! Odkopałam się z wszystkich rzeczy, które miałam w planie zrobić, gdy tylko będę już „po egzaminach”. Dzięki temu jestem dziś w wersji „po-po”. Jednocześnie jestem też ciut wczorajsza, by nie powiedzieć nieświeża, ponieważ pozostaję pod wrażeniem spotkania z Puchatym, który jeszcze kilka dni temu miał konkretne imię, konkretne nazwisko, konkretną brodę, konkretne ciało oraz był i jest ojcem mego Drugiego Życia w tym życiu.

W niedzielę wieczorkiem piliśmy kawę opijając moje egzaminy i nasze wspólne POP-owskie życie, które rozpoczęło piąty rok. Puchaty Przyjaciel podarował mi dużo ciepłych słów, które na nowej ścieżce życia pozwalają nabrać odwagi, by zrobić kolejny krok. Grzeję się przy tych słowach do dziś.

***

Przypadkiem... oczywiście, że przypadkiem... wyjęłam z półki książkę, na którą przyszedł właściwy czas a tam słowa Marka Twaina, który pięknie ujął to, co jest aktualnie moim doświadczeniem: „Potrafię dwa miesiące przeżyć na jednym porządnym komplemencie”.

***

Znów przypadkiem... zaczęłam się zastanawiać... Dlaczego tyle narzekamy? Dlaczego marudzimy? Dlaczego wiecznie szukamy dziury w całym? Dlaczego nigdy nie jesteśmy dość dobrzy? I dlaczego nie przywiązujemy równie dużej wagi do zauważania dobra, które przytrafia nam się co dnia?

Doszłam do roboczego wniosku, że to zwykły, skostniały atawizm. Dobro nie zabija, więc nie trzeba mu poświęcać uwagi, by przetrwać. Niedokładność, niefrasobliwość czy lekceważenie praw pór roku zabijało ludzi w epoce jaskiniowej. Od tego czasu minęło sporo czasu. Sporo się też zmieniło. Wydaje się, że zmieniły nam się również priorytety, bo dziś, w tak bogatym kraju jak nasz, większości obywateli nie chodzi o przetrwanie tylko o dobre, sensowne życie. Pomijając szczególne miejsca (np. salę operacyjną), w zwykłym dniu żywota naszego, nie stracimy życia, gdy zamiast dokładać innym i sobie wyolbrzymiając błąd, nietakt czy niewybaczalny gest, skupimy się na pozytywie — na przykład, może i nie udało się, ale miałam odwagę spróbować i zrobię to jeszcze raz. Od myśli do myśli, od tezy do tezy, aż do wniosku — obietnicy danej sobie.

Koniec!
Od dziś nie chcę być już jaskiniowcem!
Będę polować na dobre rzeczy w sobie, w ludziach, którzy wokół mnie.
O!
Taki mam diabelski plan!

czwartek, marca 08, 2012

430. Piękno Przypadku

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Weekendy w tym semestrze są wyjątkowo krótkie. Jednodniowe i w środę. Wracaliśmy wczoraj wieczorem ze wsi i znów coś w środku mnie zanuciło znaną piosenkę, której refren do znudzenia pojawia się tutaj co kilka bądź kilkadziesiąt wpisów: kocham przypadki!

Jechaliśmy po polskich drogach krajowych. Przypadkiem wyładowało się urządzonko. Przypadkiem też zapomniało się Stadu wziąć ładowarkę. Zupełnie przez przypadek, sto kilometrów przed domem włączyli radio. Całkowitym zrządzeniem losu z radia sączyła się audycja o książkach. Jedno zdanie i wczorajszy przypadek zamienił się w dzisiejszą pełną premedytację. Andrés Neuman w wywiadzie powiedział:

Piękno kryje się w sposobie patrzenia.

Po tych słowach wiedziałam jaki będzie ciąg dalszy. Nie było dziś mocnych. Nie pamiętam, abym miała takiego smaka na powieść. Już nie przez przypadek, nabyłam drukowane papierem powleczone. Kilkadziesiąt stron za mną. Autor nie jest teoretykiem piękna. Jest fantastycznie delikatnym praktykiem. Gdybyście więc, oczywiście przypadkiem, nie mogli zdecydować się co wziąć do ręki, to...

poniedziałek, marca 05, 2012

429. Światełko

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Choć jest już widno, gdy rano z Heniutką wychodzimy na dwór, dwa mieszkania w lewo od naszych okien, na parapecie obcego okna pali się lampka. Zawsze. Codziennie. Niezmiennik rozpoczynającego się dnia. Gdy wracamy z szybkiego spaceru, będąc już na ostatniej prostej do klatki, me oczy automatycznie wędrują ku wspomnianemu oknu. Jest. Światełko. Niczym rytuał. Źródło spokoju. Nie znam osoby, która tam mieszka. Nie wiem nawet jak wygląda. Pewna jestem tylko tego, że nie ma psa, bo gdyby miała, za nami byłyby już setki rozmów o naszych czworonogach.

Dziś. Znajomy blask w nieznajomym oknie. Poczułam się bardzo bezpiecznie z tym, że od wczoraj nie stało się nic złego, co zgasiłoby światełko na parapecie. Życzyłam w myślach tej Osobie dobrego dnia…

Zaczynamy kolejny dzień, kolejny tydzień. Niech będzie dobry!

***

Co zostaje po ludziach, gdy odchodzą? Pustka? Cisza? Nieznośny „brak”?

Wie Pani czego najbardziej mi brak? Tych chwil podczas naszych spotkań, gdy powoli, majestatycznie, zanim sięgnął po zapalniczkę… obracał w palcach papierosa...

***

Rozrzucone skarpetki przestały być bałaganem. Stały się bezgłośnie wyśpiewanym błogosławieństwem Życia, co „żyje się” i ma się dobrze.

piątek, marca 02, 2012

(425+3). Dębowego Duetu Piękna Połowa... się czyta

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W procesie uczenia się, rycia czy zakuwania pewien poziom deprywacji sensorycznej jest absolutnie niezbędny. Jak mantrę powtarzałam przez prawie dwa miesiące: to… tak, koniecznie, na pewno, ale po egzaminach. W odstawkę poszły spotkania międzyludzkie, książki i obsługa domu. Ponieważ już jest „po” nadrabiam we wszystkich kategoriach. Niektóre „nadróbki” potrafią mnie bardzo mile zaskoczyć. Otóż, szłam powolutku na spotkanie, dysponowałam ekstra kwadransem i zaszłam do małej księgarenki, w której wielokrotnie czekały na mnie książki, których nigdzie już kupić się nie dało. Wchodzę, wodzę oczami po grzbietach książek w mym ulubionym dziale i oczom nie wierzę. Uchowała się specjalnie dla mnie książka, o której, gdy była dostępna, nic nie wiedziałam. Płacąc okazało się, że ta książka wcale a wcale nie uchowała się specjalnie dla mnie. Mam najzwyczajniejsze szczęście wynikające z faktu, że wydawnictwo postanowiło wznowić brakujące tytuły Ewy Woydyłło. Znów odłożyłam wszystko na bok i połykam kolejne strony. Dębowy Duet (322) mieszka w mej bibliotece na jednej półce. To jednak mało. Jadąc dziś do pracy tramwajem uśmiałam się jak norka, bo spotkałam ten Duet razem na jednej stronie książki:

Konstytucjonalista i prawnik Wiktor Osiatyński pisze: „W relacjach z ludźmi powinniśmy zdobyć się na ryzyko nie tylko domagania się praw nam należnych, lecz także proszenie innych o to, czego sami moglibyśmy oczekiwać. Zwracanie się z prośbą pociąga za sobą ryzyko, że nie zostanie ona spełniona, a wtedy proszący może poczuć się odrzucony i jego poczucie wartości narażone będzie na szwank. Sposobem na zmniejszenie tego ryzyka jest pozwolenie drugiej osobie, aby powiedziała «nie». Na przykład, prosząc o przysługę, można zaznaczyć: «Nie czuj się zobowiązany, nie przyjmę odmowy osobiście». Ważne jest, by oddzielić prośbę i potencjalną odmowę od własnego poczucia wartości. Gdy ktoś prosi mnie o pożyczenie pióra, a ja odmówię, nie oznacza to negatywnej oceny tej osoby ani jej wartości. Jest oznaką dotyczącą mojej osoby i wartości mego pióra dla mnie. Moją odmowę należałoby rozumieć jako oznajmienie, że potrzebuję tego pióra lub jestem do niego przywiązany i nie chcę się z nim rozstawać. Dotyczy to wszystkich innych próśb, w tym również takich jak zwrócenie się o pomoc, uczucie lub intymną bliskość.
     Świat idealny byłby wspaniały, gdyż relacje między ludźmi byłyby oparte na miłości, przyjaźni i innych dobrych uczuciach. W świecie rzeczywistym przyjaźń często bywa zerwana, miłość zdradzona, dobre uczucia nadużyte. Dlatego właśnie potrzebujemy instrumentów obrony siebie w sytuacjach, gdy dobrych uczuć zabraknie lub nas zawiodą”.
     Z tej samej książki przytoczę jeszcze jeden z jej końcowych fragmentów, ponieważ napisałabym w tym miejscu dokładnie to samo, gdyby wcześniej nie napisał tego profesor nauczających o prawach człowieka. Oto jego przesłanie zawarte w Liście do studenta: „Wchodź w osobiste relacje z nadzieją i ufnością, lecz również z ostrożnością. Nie wyrzekaj się swych praw zbyt pochopnie. Lecz gdy nawiążesz z kimś osobistą więź, zapomnij o swych prawach — jakkolwiek nie zrzekając się ich całkowicie. Twe relacje z ludźmi będą bogatsze, jeżeli będą opierać się na przyjaźni, miłości, empatii, gotowości do dawania i wybaczania. Gdybyś jednak został przez kogoś zdradzony lub wykorzystany, nie wahaj się odzyskać swych praw. Jesteś wolną istotą, a nie niewolnikiem rodziny czy znajomych”.

E. Woydyłło, Poprawka z matury,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012.



czwartek, marca 01, 2012

427. Dzień „starego” Jubilata i nowiutkiej „Nobilitantki”

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jak nazywa się związek w którym kobieta jest starsza od mężczyzny? Antykwariat.
Ona, antyk. On, wariat.

Dziś, po dwudziestej trzeciej Sadownik urodzi się znów. Skończy n2 lat. Tym samym licząc po anglosasku, Jabłoń wciąż zachowa młodość, a tylko Sadownik będzie o rok starszy. Przez trzy miesiące i dziewięć dni Sadownik jest mniejszym gówniarzem niż przez pozostałą część kalendarzowego roku, gdy nawet w tym systemie różnica wieku między Dwunożnymi wynosi ½·n.

(przy śniadanku)
Jabłoń
:
(cieszy się jak dziecko, że Sadownik przez sam fakt
dożycia do dwudziestej trzeciej z hakiem, postarzeje się o cały rok
)
Staruszku, to już dziś!

Sadownik:
Z czego tak się cieszysz?

Jabłoń:
No wiesz, będziemy bliżej społecznego „standardu”.

Sadownik:
(filozoficznie o różnicy wieku sadowniczo-drzewkowego Duetu licząc rocznikiem)
To powinna być dla ciebie nobilitacja.

Jabłoń:
???

Sadownik:
No wiesz, babka musi być fajna, skoro ma młodszego faceta.

Jabłoń:
Noooo! Muszę być fajna!