niedziela, stycznia 31, 2016

(1644+5). Film wyjęty z książki, a potem dwa filmy

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

O istnieniu i pracy Pawła Łozińskiego dowiedziałam się przy okazji czytania Polityki nowotworowej. Zapragnęło mi się obejrzeć jego film Chemia (2009). Gdzie znaleźć film dokumentalny z 2009 roku? Trwało.

Znalazłam. Wczoraj. Bez reklam. Odkryłam dla siebie Ninatekę. Odkryłam też dwa fantastyczne męskie filmy.

Trzeba obejrzeć oba. Ta sama podróż. Ci sami ludzie. Ale… dwa różne montaże. W obu filmach… miłość — niełatwa, prawdziwa i bardzo po męsku czuła. Najpierw Ojciec i syn Pawła Łozińskiego (tu), syna. Potem Ojciec i syn w podróży Marcela Łozińskiego (tu), ojca. Samej sobie robię smaka, choć już widziałam oba. Dwa razy każdy.

Ojciec i syn, 2013, zwiastun.

*

Paweł Łoziński w drodze z Ojcem i synem.

1648. Odmierzając chwile

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

„Spotkaliśmy” się po raz pierwszy jeszcze w papierze. Jeszcze bez bloga, czyli miesiąc, rok lekko niedookreślone, ale za to pokreślona książka na półce stoi. Wymiary życia zachwyciły mnie już cyfrowo. W konsekwencji postanowiłam spotkać Autora i w tej książce.

Chciałoby się napisać: stary, dobry Barnes! Mistrz zatrzymania, zamyślenia, refleksji, badania miejsc, w których najchętniej w ogóle nie chcielibyśmy się znaleźć, ale się znajdziemy, czy nam się podoba czy nie — kwestią są tylko rekwizyty.

Wierzę z pewnością, że wszyscy doznajemy krzywd w taki czy inny sposób. Jak moglibyśmy ich uniknąć, jeśli wykluczyć świat idealnych rodziców, braci i sióstr, sąsiadów, przyjaciół? Jest jeszcze kwestia, od której tak wiele zależy — jak reagujemy na krzywdę: czy uświadamiamy ją sobie, czy tłumimy jej poczucie? Jak wpływa na nasze relacje z innymi? Niektórzy uświadamiają sobie jej rozmiary, inni próbują łagodzić jej skutki. Niektórzy przez resztę życia starają się pomóc innym, których skrzywdzono, ale są też tacy, których główną troską jest uniknięcie kolejnego urazu, bez względu na koszty. I ci właśnie odznaczają się największą bezwzględnością, i to na nich trzeba najbardziej uważać.

*

Ktoś kiedyś powiedział, że jego ulubione momenty w historii to te, gdy wszystko się waliło w gruzy, ponieważ oznaczało to, że rodzi się coś nowego.

*

Jak często opowiadamy naszą własną historię życia? Jak często dopasowujemy, upiększamy, dokonujemy chytrych skrótów? Im dłużej trwa życie, tym mniej jest tych, którzy mogliby zakwestionować naszą relację, przypomnieć nam, że nasze życie nie jest naszym życiem, lecz jedynie historią, którą o swoim życiu opowiadamy. Opowiadamy innym, ale głównie — samemu sobie.

*

Lecz czas… jakże czas najpierw nas uziemia, a potem zawstydza. Myśleliśmy, że jesteśmy dojrzali, podczas gdy byliśmy tylko bezpieczni. Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni, a byliśmy tylko tchórzliwi. To, co nazywaliśmy realizmem, okazało się sposobem unikania pewnych rzeczy, nie zaś stawianiem im czoła. Czas… wystarczy, byśmy mieli go dostatecznie dużo, a nasze najrozsądniejsze decyzje okażą się niebawem chwiejne, nasze pewności zmienne i kapryśne.

*

Im więcej się uczycie, tym mniej się boicie. „Uczycie” nie w znaczeniu studiów akademickich, ale praktycznego rozumienia życia.

Julian Barnes, Poczucie kresu, przeł. Jan Kabat,
Świat Książki, Warszawa 2012.

1647. Peregrynacja w peregrynacji

Sadownik:
(plecie straszne farmazony, kończąc się pakować)

Jabłoń:
Głupi jesteś!

Sadownik:
A kto mądry by się z tobą ożenił!

*

Pan Ciasteczko:
(cztery godziny później pisze)
Zaraz wylatujemy. :(

Jabłoń:
(też pisze)
Czyli jest coraz bliżej twojego powrotu. :)

Sadownik & Jabłoń:
(policzyli, zobaczą się za 123 godziny)

piątek, stycznia 29, 2016

1646. Hej! Graff i Frej!

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ja uwielbiam Graff. Ona uwielbia Frej. Wszystko co najlepsze w nas spotyka się, gdy siadamy we dwie przy jednym stoliku lubianej przez nas knajpki. Ja Ją. Ona mnie. Wzajemność. Cudowna niecodzienność.

Gdy kilka dni temu zajrzałam do książek jednego z moich ulubionych wydawnictw, zobaczyłam wspólną książkę Graff i Frej. Musiałam ją mieć. Mam, ale już przeczytaną i obejrzaną. Kaan też ma, ale w papierze.

[A. G.] Zobaczyć wyzysk i niesprawiedliwość tam, gdzie dotychczas była tylko mowa o emocjach i niejasne poczucie, że coś jest nie tak — dla mnie to było wspaniałe, wyzwalające. Zobaczyłam pułapkę, niebezpieczeństwo, tam gdzie zwykło się widzieć „poukładane życie”.

*

[M. F.] Strasznie mało jest książek dających dziewczynkom wzorzec silnej kobiety, która daje sobie prawo do szukania przygód i wiedzy.

*

[A. G.] Za każdą ważną opowieścią kryje się jakieś pytanie egzystencjalne, na przykład dotyczące tożsamości, autonomii czy granic wolności człowieka.

*

[M. F.] Nie mogę zrozumieć, dlaczego patriotyzm po polsku to hołdy dla symboli, nadęty, populistyczny sentymentalizm, ciągłe odwołania do szlacheckich korzeni (podczas gdy większość narodu wywodzi się od ciemiężonych chłopów pańszczyźnianych), a nie przekaz, że patriota to ktoś, kto płaci podatki, działa na rzecz społeczności lokalnej, segreguje śmieci, sprząta kupy po swoim psie…

*

[A. G.] Tak to już jest, że zanim się zrobi smutno, przez chwilę musi być gniewnie. Prawdziwa żałoba zawsze zaczyna się od ataków, zaprzeczeń i gniewu.

*

[A. G.] Wkurzenie na patriarchat jest czasochłonne i ryzykowne, bo jego przedstawiciele mają realną władzę. Zdecydowanie łatwiej wkurzać się na feministki.

*

[A. G.] Współczesna polska homogeniczność to żadna wartość. To efekt ludobójstwa i polityki mocarstw, które poprzesuwały nam granice wedle własnego widzimisię.

*

[A. G.] Feminizm powstał po to, by kobiety mogły „mieć wszystko”, by miały wybór i wolność. Dziś powszechne odczucie jest takie, że każda z nas musi mieć i robić wszystko.

*

[A. G.] […] nie chodzi o to, kto ma rację, bo racje są różne. Chodzi o to, kto komu będzie życie urządzać, ile sobie nawzajem zostawimy wolności.

*

[A. G.] Staś przegląda książkę, siedząc na dywanie. Nagle podnosi głowę i pyta: „Mamo, chcesz kupić ode mnie buziaka?”.
     „A ile kosztuje?” — pytam roztropnie.
     „Dwa buziaki.”.

Agnieszka Graff, Marta Frej, Memy i graffy. Dżender, kasa i seks,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015.

*

(rys. Marta Frej, źródło)

1645. Peregrynacja, dzień 16.

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — O, widzi pani, tu (!), tu musimy zachować teraz ciszę mechaniczną — powiedział Pan Rzeźnik Wspaniały wczoraj wieczorem na kontroli. Patrzyłam na blachę, śrubę i „gwoździe”, wyświetlone na ekranie monitora. Patrzyłam na pana doktora w zachwycie, pozwalając sobie, by widzieć w nim głównie Człowieka, który kiedyś tam postanowił w ramach swojej — makabrycznie trudnej i wymagającej — profesji, pomagać ludziom.

„Szwy” zdjęte.
Matko bosko, ile metrów o kulach wczoraj zrobiłam! Padł rekord.
Powietrze na podwórku tak cudownie smakowało.
A termin cisza mechaniczna zachwycił mnie — poezja zdrowienia tak brzmi, mojego zdrowienia.

środa, stycznia 27, 2016

1644. Ty, ja i rak

 wpis przeniesiony 19.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie znam ani jednej rodziny, która nie byłaby naznaczona doświadczeniem nowotworu czy raka: ktoś chorował, ktoś umarł, ktoś się leczył bądź leczy. Po śmierci Barbary Falandysz przeczytałam, że powiedziała: wszyscy umrzemy na raka oprócz szczęśliwców, którym uda się umrzeć na zawał, wylew albo w wypadku.

Sprawa dotyczy więc mnie, ciebie, naszych przyjaciół i bliskich, nas wszystkich. Może dlatego jest to książka, którą umieściłabym w kategorii „obowiązkowa lektura”, bo jest konkretna praca do wykonania przez ciebie, przeze mnie, przez nas wszystkich.

[…] chorych i zdrowych zdecydowanie więcej łączy, niż dzieli.

*

Pacjenci nie są konsumentami ani biernymi odbiorcami leczenia, tylko pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, którzy chcą być traktowani profesjonalnie i po partnersku w każdej sytuacji — także na szpitalnym oddziale, który nie może być utożsamiany ze swego rodzaju specjalistycznym punktem usługowym. Polityka ochrony zdrowia pozbawiona społecznych podstaw szybko staje się niebezpieczną dla naszej przyszłości hybrydą administracji, technologii i ekonomii. Niemal natychmiast następuje wówczas zmiana w hierarchii wartości: liczy się wyłącznie mierzona statystykami skuteczność, dla której wrażliwość, cierpliwość i dialog stają się przeszkodami.

*

Choroba nowotworowa obudowana całym zestawem emocji żyje w każdym pacjencie jeszcze długo po zakończeniu leczenia szpitalnego. Mam tu na myśli nie cykliczne kontrole, które nawet po kilku latach budzą strach, lecz świadomość, że przewlekła choroba zmienia wszystko.

*

Sam w odpowiedzi na te szepty pomyślałem, że z trudem, ale jednak zniosę to, iż moja choroba uchodzi za nieziemską, czy w inny, wciąż nie do końca zrozumiały dla mnie sposób nadzwyczajną. Nie zaakceptuję jednak tego, że w związku z tym, że mam raka, muszę też mieć problemy ze słuchem. Tylko na tyle starczyło mi odwagi. Niestety, odwaga w takich sytuacjach pojawia się, podobnie jak rozbudowana refleksja, zazwyczaj długo po fakcie, kiedy jest już za późno, by zareagować.

*

[…] choroba ani nie pozbawia, ani nawet nie zawiesza marzeń, potrzeb czy indywidualnych cech charakteru.

*

Ból i strach nie odbierają przecież potrzeb emocjonalnych.

*

Zdrowie i choroba są naturalnymi elementami społecznego krajobrazu.

*

[…] nie można empatii zadekretować, opisać odpowiednią ustawą, a potem doprecyzować rozporządzeniem. Empatia jest tyleż kwestią indywidualną, ile sprawą społeczną i polityczną, a nawet szerzej — jest przecież również problemem filozoficznym. Trzeba odkryć w sobie jej potencjał i nieustannie go rozwijać.

Łukasz Andrzejewski, Polityka nowotworowa. Pamiętnik
praktyczno-teoretyczny
, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)

(1642+1). Parskali dzisiaj

Jabłoń:
Czy ja Ci dzisiaj mówiłam,
że Cię kocham?

Sadownik:
Nie!

Jabłoń:
???

Sadownik:
I wczoraj nie mówiłaś!
I przedwczoraj też nie!

Jabłoń:
Że co?

Sadownik:
(z szelmowskim uśmiechem na twarzy)
Wiem, bo tak czuję!

Sadownik & Jabłoń:
(parsknęli śmiechem)

1642. Parskali wczoraj

Sadownik:
Kochasz mnie jeszcze trochę?

Jabłoń:
Bardzo Cię kocham.

Sadownik:
A dlaczego?

Jabłoń:
Musi być uzasadnienie?

Sadownik:
W twoim wieku, tak!

Sadownik & Jabłoń:
(parsknęli śmiechem)

poniedziałek, stycznia 25, 2016

(1640+1). Nie jest za poźno

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie mogę sobie przypomnieć, jak informacja o tej książce do mnie dotarła. Wiem za to, że pobyt w szpitalu uznałam za wystarczająco słuszne okoliczności przyrody, by się za nią wziąć.

Jak w wielu innych książkach i w tej spotkałam szanowane przeze mnie inne osoby. Tym razem byli to Joan Didion i Günter Wallraff.

To książka, która w jednym pakiecie z 24/7 potrząsa człowiekiem w potrzebny, właściwy i bardzo na miejscu sposób… dopóki nie jest za późno.

„Kiedy w Bernie pewna grupa przedszkolaków miała w czasie pleneru narysować akwedukt, jedno z dzieci dorysowało przęsłom buty. To dziecko nazywało się Paul Klee i od tej chwili wszystkie akwedukty są w ruchu”. Nie chodzi mi tu oczywiście o bezpośrednie porównanie, tylko o to, co zachodzi w takim momencie: oto jakieś dziecko maluje akwedukt w butach i w tym momencie powstaje możliwość, żeby akwedukty się poruszały. To, co mnie w tej krótkiej historyjce tak bardzo fascynuje, to otwartość na coś innego, nowe spojrzenie, kreatywność w postrzeganiu wbrew wszelkim regułom.
Człowiek potrzebuje takich doświadczeń, aby zrozumieć, że wolno mu samemu wymyślać świat, a nie tylko czekać, żeby świat wymyślał jego. Że wolno mu się na coś odważyć, by wywołać zmianę perspektywy i zrobić coś inaczej, a nie być zmuszonym do poruszania się wyłącznie wydeptanymi koleinami wzdłuż ścieżek widzenia
.

Miriam Meckel, List do mojego życia.
Historia wypalenia zawodowego
, przeł. Ryszard Turczyn,
Kurhaus Publishing, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)

Paul Klee, At the Core, 1935.

1640. Tysiąc sześćset czterdziesty raz

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dlaczego piszesz bloga? Dlaczego nie? — odpowiadam niezmiennie.

Dlaczego zaczęłaś pisać bloga? Dlaczego? Potrzebowałam powiedzieć głośno to i owo. Potrzebowałam powiedzieć nie do ściany. Potrzebowałam usłyszeć, zobaczyć i poczuć brzmienie określonych słów, fraz i zdań. Ważni dla mnie wówczas ludzie nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Potrzebowałam wyjąć wrażenia z siebie, uznać je za znaczące, odłożyć na bok, zrobić miejsce na nowe.

Dlaczego zaczęłaś pisać bloga? Dlatego też — pomyślałam, przeczytawszy te słowa:

Moje życie to długa, niedokończona opowieść. Wokół każdego słowa opleciony jest mały świat doświadczenia i życia, opisany przy okazji tworzenia tekstu. Pragnę zachować te małe światy dla siebie i w sobie, więc zachowuję teksty. Czasami któryś z nich przeczyta jakaś inna osoba i pomyśli o jakimś drobnym jego ułamku. Wtedy powstaje rozmowa, wspólne rozważanie i kontynuacja myśli. To są te chwile, w których tekst sprawia, że powstanie nie tylko obraz mnie samej, ale też obraz kogoś drugiego.

Miriam Meckel, List do mojego życia.
Historia wypalenia zawodowego
, przeł. Ryszard Turczyn,
Kurhaus Publishing, Warszawa 2012.

niedziela, stycznia 24, 2016

(1638+1). W duecie idziemy na rekord!

Po wczorajszym kryzysie. Zawzięłam się.

5 × (3 × 6 m × 2)

Gdy kończyłam, Sadownik powiedział:

The Best «Cripplessa» of the World!

Dziś to ja. Peregrynacji 13. dzień. Sto osiemdziesiąt metrów o kulach. Na raty, ale za mną. Nie licząc osobistych wizyt w toalecie. Kąpiel należy się, będę się rosolić!

1638. Misa szczęścia

(po śniadanku, ale przed kawowym rytuałem)
Jabłoń:
…mam marzenie…

Sadownik:
Noooo?

Jabłoń:
Duża miska na środku saloonu,
a ja w niej… i ciepła woda…

(późnym popołudniem)
Sadownik:
(wrócony z miasta pokazuje miskową zdobycz)

Jabłoń:
(z uśmiechem od ucha do ucha)
Jaka duuuża!

Sadownik:
(z dumą)
Duża d**a! Duża miska!

Jabłoń:
Ale będzie kąpiel!

*

My, ludzie, czasem dopiero w trakcie dojmujących przeżyć uświadamiamy sobie, jak wrażliwymi, delikatnymi i pełnymi uczuć istotami jesteśmy.

Miriam Meckel, List do mojego życia.
Historia wypalenia zawodowego
, przeł. Ryszard Turczyn,
Kurhaus Publishing, Warszawa 2012.

piątek, stycznia 22, 2016

1635. Reality v. 1.0

Jabłoń:
(miała ten film w planie z Sadownikiem od ponad miesiąca)
…dzisiaj premiera filmu…

Sadownik:
Nooo…
(pauza)
A może się złamię i pójdę sam…

Jabłoń:
Beze mnie?

Sadownik:
Nie czarujmy się, jak ty zaczniesz chodzić,
to go już w kinach nie będą grać…

Jabłoń:
…fakt.

wtorek, stycznia 19, 2016

1633. Poza pierwszą pięćdziesiątką

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pojawiła się w zdecydowanej większości subiektywnych rankingów najlepszych książek 2015 roku. Pomyślałam, że zaryzykuję, zwłaszcza, że nazwisko autora obiło mi się o uszy kilka lat temu. Nie wzięłam pod uwagę, że większość tych rankingów stworzyli mężczyźni. To przy czytaniu tej, błyskotliwej skądinąd, książki miało niebagatelne znaczenie.

Gdy plan gry szpitalnej był już znany, Biały Kruk stwierdził, że będę miała dużo czasu na czytanie. Mylił się. Miałam koszmarne kłopoty z koncentracją i dawałam radę tylko i wyłącznie oglądać kabarety na jutjubie.

Końcówkę tej książki podzieliłam sobie przynajmniej na kilka części. Wzięłam na ambit i skończyłam ją jeszcze w szpitalu, bo w blokach startowych czekała już inna książka. Nie mam pojęcia, dlaczego przedstawiony w tej powieści mechanizm do złudzenia przypomina mi aktualną od jakiegoś czasu polską rzeczywistość polityczną.

To nie jest książka, która znalazłaby się w pierwszej dwudziestce najlepszych według mnie książek 2015 roku. Zastanowiłam się. Nie zmieściłaby się nawet w pierwszej pięćdziesiątce. No ale spróbować było warto, bo kto nie próbuje, nie wie, co lubi.

[…] literatura od zawsze łączy się z pozytywnymi konotacjami w sektorze artykułów luksusowych.

*

     — Nie wiem, może to prawda, chyba faktycznie jestem czymś w rodzaju macho; nigdy nie byłem przekonany, że kobiety powinny mieć prawa wyborcze, dostęp do tych samych kierunków studiów, do tych samych zawodów co mężczyźni i tak dalej. Cóż, przywykliśmy do tego, ale czy to naprawdę był dobry pomysł?
     […]
     — Jesteś za powrotem patriarchatu, prawda?
     — Nie jestem za niczym, przecież świetnie wiesz, ale patriarchat miał przynajmniej tę zaletę, że istniał. Chodzi mi o to, że jako system społeczny trwał w swoim istnieniu, były rodziny z dziećmi, które odtwarzały z grubsza ten sam schemat i jakoś ten świat się kręcił, a teraz nie ma żadnych dzieci, czyli wszystko z głowy
.

*

[…] nigdy nie zawalałem terminów. Ale czy to wystarczy, żeby życie miało sens? I dlaczego w ogóle życie ma mieć sens? Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszej potrzeby sensu. Zgodnie ze swoim rozumowaniem żyją, bo żyją, ot i wszystko; zapewne umierają, bo umierają, i na tym się kończy ich analiza. Jako specjalista od Huysmansa czułem się w obowiązku pójść nieco dalej.

*

[…] zaślepienie nie jest w historii niczym niezwykłym: to samo można było zaobserwować w latach trzydziestych u intelektualistów, polityków i dziennikarzy, powszechnie przekonanych, że Hitler „w końcu odzyska zdrowy rozsądek”. Ludzie żyjący w określonym systemie społecznym prawdopodobnie nie potrafią sobie wyobrazić punktu widzenia tych, którzy niczego od systemu nie oczekując, planują jego zniszczenie.

Michel Houellebecq, Uległość, przeł. Beata Geppert,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.

1632.

1631. Z tej innej perspektywy…

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Z tej innej perspektywy wszystko jest prostsze: wiadomo, co jest ważne a co nie. Listę wielkich marzeń otwierają: wejść pod prysznic, wyjść z domu na spacer, wejść po schodach samodzielnie…

Z tej innej perspektywy najważniejsze są relacje: bez nich nie da się przez to wszystko przejść ani fizycznie, ani psychicznie. Listę wyzwań otwierają: umieć powiedzieć, czego się potrzebuje; nauczyć się przyjmować pomoc; uwierzyć, że są ludzie, którzy naprawdę chcą pomóc, bo cię lubią, szanują, kochają, bo jesteś ważna, w jakimś sensie najważniejsza…

Z tej innej perspektywy wszystko bywa trudniejsze: są łzy, jest strach, są myśli o czwartej nad ranem czarniejsze od najczarniejszych, jest rozpacz i cierpienie. Wtedy, gdy docieram na samo dno, ale i nie tylko wtedy, odpalam mój hymn zdrowienia, który pomaga mi przejść do tego, co prostsze i najważniejsze…

Playing for Change Band, Stand by Me.

To piosenka oryginalnie z 1961 roku. Znam ją od 25 lat. To wykonanie — w którym się zakochałam, którym się leczę — odkryłam w szpitalu.

poniedziałek, stycznia 18, 2016

(1623+7). Peregrynacja, dzień 7.

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

I pomyśleć, że Or wysyłając mi ten rysunek dziś rano, nie wiedział, że w gipsie mam aż dwa (!) okienka. Skrzydła były bardzo potrzebne, bo mocna, wspaniała Ekipa przesadzała wieczorkiem Drzewko ze szpitalnego łóżka do domu. Wdzięczność i brak słów pozostał ze mną jako główne wrażenia dnia.

(rys. Or)

(1623+6). Peregrynacja, dzień 6. i 7.

bo Ona uczy mnie miłością…
      …już od lat, jak nikt inny.

[to ostatnie szpitalne zdjęcie]

(1623+4+1). Peregrynacja, dzień 5. (suplement)

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Perspektywę inną od wielu dni mam. Kiedyś ważne jest teraz mniej ważne lub wcale.

*

     — Kochanie [do Sadownika], marzę o… zacinającym, gęstym, zimnym, paskudnym deszczu, a ja na zdrowych nogach idę z Heniutką na szybki spacer.

Wczoraj, jak dzieliłam się tym marzeniem z Sadownikiem i Antenką, bo przez chwilę byli u mnie jednocześnie, Antenki twarz tężała. Gdy skończyłam, poważnym głosem powiedziała:
     — Bałam się, że powiesz „zawsze”.

Ryknęliśmy śmiechem.

sobota, stycznia 16, 2016

(1623+4). Peregrynacja, dzień 5.

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Leżę obok okna. Od wczoraj wiem, że spadł śnieg, bo mi powiedziano. Dziś rano, ćwicząc sprawne mięśnie i stawy, zrobiłam zdjątko. I popłakałam się okrutnie, że tej zimy nie pójdziemy na stadny spacer do lasu w bieli.

*

Leżałam koło południa w całkowitej ciszy. Słyszałam, jak słońce swym ciepłem wędruje po mojej twarzy. I popłakałam się okrutnie, poruszona tym spotkaniem.

*

Jeszcze tydzień temu klęłabym, że zimno. Jeszcze tydzień temu słońce co najwyżej goniłoby moje zabiegane plecy.


_____________
Wpisy peregrynacyjne możliwe są tylko dzięki Sadownikowi, który poza Darem swojej Obecności przynosi do szpitala kompa i sieć.

piątek, stycznia 15, 2016

(1623+3). Peregrynacja, dzień 4.

 wpis przeniesiony 18.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dzisiejsza wymiana esemesów z Białym Krukiem rozbawiła mnie do łez:

To nie ma szpitalnego [wi-fi]? Co to za szpital!

Tato!!!! :)

Trochę jestem zepsuty, jak na 70-latka, przyznaję. Ale najlepsze, co może człowieka spotkać w szpitalu to dobre wi-fi :)

Najlepsze, co mnie tu spotkało [z rzeczy nieożywionych], to... kroplówka przeciwbólowa.

*

Rozbawił mnie też dziś Or tym cudem:

(rys. Or)

(1623+2). Peregrynacja, dzień 3. (okruchy)

Jak pisze do mnie więcej niż pięć słów to zawsze tak, by do łez wdzięczności mnie doprowadzić, że jest w moim życiu. I nie musi się Skubana wysilać przy składaniu literek, a między nie serce upycha:

dobrego dnia Ci życzę i wiary, że taki być może i będzie. […] to czego doświadczasz jako zatrzymanie, w innym wymiarze jest kosmicznym przyspieszeniem. Anioły przepraszają za metody, współczują i wspierają. Gdyby mogły zorganizować to inaczej, na pewno by to zrobiły.

Kilka godzin później byłam na stole operacyjnym. Cudowne Anestezjolożki miałam! I pana Rzeźnika też fantastycznego.

*

A gdy dochodziłam do siebie po wszystkim, pod czujnym okiem Sadownika, okazało się, że w telefonie czekało na mnie takie kudłate cudo:

(rys. Or)

*

Po co mi to wszystko? By zwolnić? By nauczyć się być księżniczką? By nauczyć się prosić, nie dla innych, lecz dla siebie?

Kalendarz pusty. Uczę się. Najważniejszego.

(1623+1). Peregrynacja, dzień 2. (suplement)

Pogadaliśmy sobie esemesami w naszym stylu:

Dziś mnie nie kroją. Do zobaczenia wieczorkiem.

Szkoda, ale na spotkanie się cieszę :)

Musiałam połamać nogę, byś mi powiedział, że cieszysz się na spotkanie ze mną?!? ;)

Jeszcze jeden taki sms, a będę się cieszył jutro ;)

środa, stycznia 13, 2016

1623. Peregrynacja, dzień 2. (raport)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wczoraj Bliźniacza Liczba napisała:

Mały krok, a przenosi w inną czasoprzestrzeń.

*

Jak my-ludzie jesteśmy kiepsko zaprojektowani! Tacy nieprzystosowani do warunków zewnętrznych. Psu to by się nigdy nie przytrafiło!

Wczoraj szłam do pracy. Nie doszłam. Jestem w zupełnie innej rzeczywistości. Wszystkie plany skasowała jedna chwila na oblodzonym chodniku. Uprawiam od wczorajszego ranka prawdziwą, poważną peregrynację. Moja wolność wyznaczona jest długością sprawnych rąk.

*

Kobieta-Anioł dzisiaj przez telefon powiedziała tak: wiesz, niektórzy, żeby odpocząć, idą do więzienia lub szpitala.

*

Altówka za to napisała:

Hej, jak się miewasz? Słyszałam, że użyłaś nóżki niezgodnie z przeznaczeniem.

*

Gepardzica:
To po to, żebyś nie zapomniała,
kim naprawdę jesteś.

(fot. Sadownik)

*

Sadownik:
(po tym jak na dole minął się z Gepardzicą,
rozpakował to, co przyniósł
)
Wszyscy ci współczują, a ty przecież tylko leżysz!

Jabłoń Szpitalna:
(ryknęła śmiechem)

poniedziałek, stycznia 11, 2016

1622. Konfiturka z nocy w mieście

1621. Drzewny zachwyt filatelistyką

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy kończyłam pracę, spotkałam w korytarzu Neka, który powiedział mi, że wyjął z poczty coś dla mnie. Uśmiechałam się od ucha do ucha, widząc, Kto adresował kopertę — niespodzianka i całkowita zaskoczka.

Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam znaczki. Uwielbiam Tego Człowieka. Jest dla mnie wzorem wielu cnót dotyczących życia społecznego.

*

Flashback: Meet San Francisco Supervisor Harvey Milk.

niedziela, stycznia 10, 2016

1620. Serce, polityka i rodzina (3 w 1)

Jabłoń & Sadownik:
(przed kinem upolowali osobiście Pana z puszką)

Jabłoń:
(po wyjściu z kina i zapięciu kurtki)
…zgubiłam serduszko…

Sadownik:
Jak to?

Jabłoń:
…normalnie, odkleiło się pewnie…

Sadownik:
Dzień jak co dzień.
Żona bez serca!

1619. Książka o samych hipopotamach

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jeśli masz ochotę potknąć się, wewnętrznie przewrócić lub runąć, ta książka pomoże ci bardzo skutecznie to zrobić. Podkusiło mnie, by przeczytać ją, nim wezmę się za najnowszą tej Autorki. Skończyłam dwa dni temu. Zaniemówiłam, a dziś przyszedł czas, by wyrzucić ją z siebie, bo żyć się chce.

Jedyna decyzja aktualnie nam panujących, którą po tej książce uważam za majstersztyk, to zmiana nazwy pewnego ministerstwa na Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To fantastyczny synonim dla Ministerstwa Patologii i Spraw Beznadziejnych, którym w rzeczywistości ten twór jest, poza tym, że pełni rolę skansenu myśli dziewiętnastowiecznej.

Myśleliśmy o sobie dużo, ale nie mówiliśmy. Brakowało słów. Rozmawiali o tym, że obiad o tej i o tej, że to smaczne, a co dzisiaj robiłeś, a ile potrzebujesz pieniędzy, poproszę o sól, koniecznie chodź po górach.

*

     — Jest taka teoria, że to my sami wybieramy swoich rodziców. Żeby się czegoś nauczyć.
     — Czego się uczysz?
     — Walczyć o niezależność.

*

Opowiadam więc o sobie, ale i o tobie. Mnóstwo ludzi ma przecież za sobą jakieś nieodbyte śluby, niespełnione marzenia, nieudane przyjęcia, związki, wyjazdy małżeństwa…
     Są rzeczy w rodzinach dużo gorsze niż to, że ktoś nie wyszedł za mąż. Hipopotamy na środku salonu, o których się nie mówi.

*

I słyszę z daleka głos ojca: „Przecież mówię, że nic takiego nie zrobiłem. Tylko podotykałem trochę sobie”.
     I mama za nim do słuchawki: „Ojciec mówi, ze nie było stosunku. Tylko ją trochę podotykał. No i co się takiego stało? Co ty chcesz od niego?”.
     Siadłam na krawężniku. Głowę mi natychmiast zaczęło rozsadzać. Zaczęłam wykrzykiwać: „Mamo, czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę z tego, co mówisz? Przecież on ją molestował! Pomyślałaś, jak ona się musiała czuć?! Ośmioletnie dziecko!”.
     A moja mama na to: „A czy ty pomyślałaś o ojcu? Sama widzisz, jaki on chory musi być, skoro takie rzeczy robi. Jemu też może trzeba współczuć”.

*

Ciekawe jest to, że Dorota, dlatego że uciekła ze złego związku i związała się ze mną z miłości, jest przez Kościół odrzucona. Nigdy nie będzie mogła przystąpić do komunii i z tym się już nic zrobić nie da. Natomiast ja — podwójny zabójca, matko- i ojcobójca, gdybym tylko się z nią rozstał, w zasadzie w każdej chwili mógłbym przystąpić do komunii, bo z pierwszą żoną też miałem tylko ślub cywilny.

Katarzyna Surmiak-Domańska, Żyletka. Reportaże
i wywiady Dużego Formatu
, Agora, Warszawa 2011.

sobota, stycznia 09, 2016

1618. Implikacja diagnostyczna

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jeśli chcesz odgrywać jakąś rolę, to się angażujesz — powiedział. Zapisałam implikację tę słowo po słowie, by nie zgubić sensu, by zachować chwilowe zrozumienie tego, co miało miejsce.

Coś przeskoczyło mi w głowie, gdy stawiałam ostatnie znaki. Następnik z poprzednikiem zamienił się miejscami. I odkryłam, na swoje potrzeby, bardzo ciekawe i proste narzędzie autodiagnostyczne:

jeśli się angażujesz, to
 upewnij się, że wiesz, do jakiej roli pretendujesz
.

Szybko sprawdziłam prawdziwość tych słów. Są relacje, w które włożyłam dużo energii, uwagi, czasu — nieproporcjonalnie dużo energii, uwagi i czasu — byłam bardzo zaangażowana. Powiedziałabym dość krytycznie, że byłam zbyt zaangażowana. Dziś po prostu widzę, że nie do końca miałam świadomość roli, która w tej czy owej relacji mnie interesowała. Musiało skończyć się katastrofą…

czwartek, stycznia 07, 2016

1616. Gdy mało liter znaczy bardzo dużo

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To nie książka, to almanach — subiektywny, głęboki, ważny. To literki, o których nie warto mówić. To literki, z którymi warto być. Najważniejsze jest to, co z nami te oszczędne, błyskotliwe, głęboko ludzkie znaczki robią. A robią dobrze. Czynią mniej samotnym w najtrudniejszym. Czynią prawdziwszym człowiekiem. To literki o miłości. Literki szczególne.

Łączymy z sobą dwoje ludzi, którzy nigdy dotąd nie byli połączeni. Czasem przypomina to tę pierwszą próbę sprzężenia balonu na wodór z balonem na ogrzane powietrze: lepsza katastrofa i pożoga czy pożoga i katastrofa? Ale czasem to się sprawdza i powstaje coś nowego, i świat ulega zmianie. Potem, w którymś momencie, wcześniej lub później, z tego czy innego powodu, jedno zostaje drugiemu odjęte. A to, co zostało odcięte, ma wyższą wartość niż suma tego, co było wcześniej. To może nie być możliwe w matematyce; ale jest możliwe w uczuciach.

*

We wczesnym okresie życia ludzie dzielą się zasadniczo na tych, którzy już uprawiali seks, i tych, którzy go nie uprawiali. Później — na tych, którzy zaznali miłości, i tych, którzy jej nie zaznali. Jeszcze później — przynajmniej o ile mamy szczęście (lub, z drugiej strony, nieszczęście) — dzielimy się na tych, którzy przetrwali żal, i tych, którzy go nie przetrwali. Te podziały są kategoryczne; to zwrotniki, które przekraczamy.

Julian Barnes, Wymiary życia,
przeł. Dominika Lewandowska,
Świat Książki, Warszawa 2015.

środa, stycznia 06, 2016

(1614+1). Wracali (II)

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — wszystko co najlepsze wciąż przed nami — powiedział.
usłyszała. poczuła, że ma rację. poczuła całym ciałem. tydzień temu by zaprzeczyła.

*

dotarło do niej, na zasadzie kontrastu, że nie czuła się tak dobrze od roku. „coś”, co trwało tak długo, co niepostrzeżenie towarzyszyło jej życiu niczym cień, domknęło się. i dopiero wtedy zobaczyła, że było. na swój użytek nazwała „to” pełzającym kryzysem wieku średniego. minął.

*

marzenia Sadownika i Jabłoni do realizacji na rok 2016:

20/10

*

Peter Gabriel, Tony Levin, David Rhodes, Solsbury Hill,
dwadzieścia dwa lata temu
[ruszają Jabłoń wciąż].

1614. Wracali (I)

wtorek, stycznia 05, 2016

1613. U Orzeszka i Białego Kruka

(1607+5). Zong książkowy

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Fajny tytuł. Ciekawa okładka. Obiecujący pomysł na książkę. Ale!

Jeśli nie pracujesz nad sobą jakiś czas, ta książka wyda ci się beznadziejna. Kolejne akapity to zwykły bełkot. Powtarzany do znudzenia przez kolejne kobiety. Odmieniany przez wszystkie przypadki. Nie mogło być inaczej, bo jak opisać na kartach książki to, o czym nie da się nawet mówić.

Jakby było mało, redakcja polskiego wydania makabryczna. Permanentny brak przecinków. Mało nie trafił mnie szlag.

Jakim cudem dobrnęłam do końca, nie wiem. Nie hołduję przecież zasadzie: zaczęłam, to skończę. Skończyłam. Jeden z ostatnich rozdziałów okazał się wart grzechu.

Dobrą stroną tej książki jest przekaz: pracujesz nad sobą czy nie, nie ominą cię trudności, choroby, zwątpienia, bezsilność, bo życie, czy tego chcemy czy nie, jest również o tym, a może przede wszystkim o tym.

[…] zawsze jest szansa, aby powiedzieć prawdę i zaufać temu, co z tego wyniknie.

*

Miłość wraca po siebie.

*

[Gangaji] To jest sekret, który mam do zaoferowania — my wszyscy możemy być po prostu ludźmi i to jest bardziej niezwykłe, niż możemy sobie wyobrazić. Jest coś wielkiego w zwyczajnym byciu prawdziwym człowiekiem.

*

[Catherine Ingram] Dla mnie zadowolenie czy wdzięczność stanowią radykalną postawę naszych czasów — coś, czego potrzebujemy, aby powstrzymać szaleństwo ciągłego więcej, więcej i więcej. Więcej doświadczeń, więcej przedmiotów, więcej bodźców.

*

[Catherine Ingram] Zawsze powtarzam — Weź to, co najlepsze, zaś resztę pozostaw. Weź cokolwiek z jakiejkolwiek tradycji. Kiedy tego posłuchasz, okaże się, że to jest w twoim sercu i możesz świętować coś, co już znasz, ale nie wyraziłeś wcześniej w żaden sposób. Jeśli to nie współgra z tobą, porzuć to. Nie staraj się naginać do formy, nawet jeżeli wydaje ci się, że to ma sens.

*

[Neelam] Kiedy naprawdę czegoś chcesz, otwierasz się na możliwość nie otrzymania tego.

*

Wystarczy mi to, kim jestem.

*

[Dorothy Hunt] Wszystko może być nauczycielem. Pytanie brzmi — czego uczymy innych naszym własnym życiem?

Rita Marie Robinson, Zwyczajne kobiety, niezwykła mądrość.
Kobiecy wymiar przebudzenia, przeł. Alicja Techmańska,
Wydawnictwo Biały Wiatr, Rzeszów 2011.
(wyróżnienie własne)

1611. Czystki elementarne

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Rzuciłam okiem na pewien tekst. „Ą” w mej głowie przekształciło się w „y”, sama nie wiem jak. Uznałam, że znalazł mnie w ten sposób tytuł wpisu, co pierwotnie nabierał formy od tygodni i jeszcze rano miał mieć świeżuteńki tytuł: Rzecz o Rządzie, Nowym Roku i Rozwoju osobistym. Za długa ta świeżynka, za długa, myślałam. Więc wpis.

Od tygodni przystanki robię przy osobistym odbiorze poczynań rządu, większości sejmowo-senatowej i kancelisty kraju, zwanego dla zmylenia przeciwnika prezydentem nie mego narodu. Oburzam się to mało. Nic nowego, nie tylko ja tak mam. Po co o tym pisać, podsycać w sobie ogień najgorszego sortu? Nie bardzo wiedziałam, dlaczego oburzam się tak bardzo. A to oni pierwsi? A to pierwszy raz nie miało znaczenia, kto na kogo głosował, by kościół katolicki mógł dyktować i tupać nóżką w kwestiach obyczajowych?

Oburzam się, bo jak na dłoni zobaczyłam, że mój problem z tym krajem i tym narodem polega na tym, że przychodzi „nowe”, skreśla wszystko, co było wcześniej, burzyć chce do samych podstaw, wypalić zło do samego dna musi, obluzga kogo się da i dopiero wtedy może zacząć budować nowe i lepsze, co i tak finalnie przeciwko ludziom się obróci. Zawsze jest źle i zawsze zacząć trzeba od zera. A przecież, rozmarzyłam się, moglibyśmy jako kraj i naród uznać, że coś było złe, fatalne nawet, co wymaga poprawy nawet natychmiastowej, ale było też coś, co całkiem dobrze działało. Nie możemy! Zero jest magiczną cyfrą rozpoczynającą każdą dobrą zmianę. Czy stąd poczucie kręcenia się w kółko i brak nadziei, że za mojego życia będę żyć w społeczeństwie, a nie w masie goniących kompulsywnie do przodu ludzkich szczurów.

Nowy Rok dla niektórych może być równie uroczą pułapką, co początek kadencji „nowego, lepszego i narodowego”. I to jest rzeczywisty i dobry powód popełnienia tego wpisu.

Nie tylko przecież w Nowy Rok postanawiamy coś zmienić. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, co przynajmniej raz w swoim życiu nie urządził sobie radykałki: od dziś już nigdy, od dziś już zawsze, codziennie, ba, trzy razy dziennie! I jak się ten wyczyn skończył?

Mamy z Sadownikiem kilka noworocznych pragnień, ale postanowiliśmy, że ze Starego Roku bierzemy wszystko, co dobre było. I na tym będziemy budować!

poniedziałek, stycznia 04, 2016

1610. Czwarty z 366 dni

przed siódmą rano
     w ogrodzie Orzeszka i Białego Kruka
     wypatrzyło mnie to zdjęcie.
postanowiłam wtedy wrócić
     w południe z aparatem. cyk. i.
     zachowane od zapomnienia.

piątek, stycznia 01, 2016

1607. Pierwszy z 366 dni

 wpis przeniesiony 17.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Trudny dzień to dobry dzień dla duszy powiedział jeden z bohaterów reportażu, który oglądaliśmy z Sadownikiem dzień po przyjeździe na poświąteczne świętowanie.

Trudno mi uciec przed przeczuciem, że ten rok będzie dla mnie trudny. A skoro niełatwo uciec… kontynuuję, czyli gonię czytanie ukochanych kobiet. Napisałam, że gonię bez pośpiechu, delektując się. Nie ustaję. Gepardzica skończyła tę książkę przed świętami. Ja jeszcze nie skończyłam, ale popłakać się zdążyłam już nie raz. Niech moc będzie z nami! Przez cały rok.

jesteś tym,
     czego szukasz
.

*

To, czego szukałam przez wszystkie lata było właśnie tu — we mnie samej.

*

[…] miłość, mądrość i pokój, których szukasz, są zawsze dostępne — właśnie tu, właśnie teraz.

Rita Marie Robinson, Zwyczajne kobiety, niezwykła mądrość.
Kobiecy wymiar przebudzenia, przeł. Alicja Techmańska,
Wydawnictwo Biały Wiatr, Rzeszów 2011.

1606. Dzień 6.