niedziela, października 31, 2021

4416. 304/365

     — pewnych rzeczy nie mówię, by cię nie ranić — usłyszałam.
tak jakby o tych rzeczach nie informowały mnie wprost twoje gesty, milczenie, nieobecność i dłonie, które już do mnie się nie wyciągają.

sprowadzona do przedmiotu troski śmiem pytać: kim jesteś, by decydować za mnie, co mnie rani?

304/365

sobota, października 30, 2021

4415. 303/365

nie chodzi o mnie, lecz o Mnie. o gęste i soczyste. poza faktami, ograniczeniami, słowami i czasem.

303/365

*

nie chodzi o ciebie, lecz o Ciebie. o gęste i soczyste. poza faktami, ograniczeniami, słowami i czasem.

303/365

4414. Tego się trzymać i już! (II)

Czytanie tych dwóch fragmentów dzielił zaledwie jeden dzień. Nie ustaję w prze­świad­cze­niu, że oba czytałam najpóźniej wczoraj, co jest nieprawdą. Wciąż we mnie żywe robią mi zna­czą­cą różnicę. Może dlatego, że bio­rę to, co mi dano — przestałam kaprysić.

Wziąłem to, co nam dano, zareagowałem
i poszedłem o krok dalej.
// Bart Staszewski

[w:] Anna Konieczyńska, Polacy pod tęczową flagą,
Wydawnictwo Znak, Kaków 2021.

[…] bierzemy życie z tym, co nam niesie, i próbujemy
zrobić to, co do nas należy, najlepiej jak potrafimy.

Magdalena Moskal, Emil i my. Monolog wielodzietnej matki,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.

4413. U Białego Kruka (LXXXV)

20 puzzli ułożonych, ale to cień
serce mi skradł po cichutku.


fot. Biały Kruk.

4412. Widok z mojej części kartonu

Tytuł tej książki zwalił mnie mentalnie z nóg, gdy fizycznie zaczynałam widzieć światełko nadziei w tunelu trudności.

To książka przede wszystkim o tym, o czym nie rozmawiamy, a co cywi­li­zo­wa­ny świat już dawno przedyskutował. Nie rozmawiamy, bo jako naród po­sta­no­wiliśmy nadrobić z nawiązką lekcje z pogardy i skurwysyństwa: w kościołach od lat, trzeci miesiąc na granicy, w sejmie od wczoraj.

Wszystko jest polityczne. Nawet ta niby neutralna nauka. Jak po­wie­dział pewien przemądrzały szczur: „Zło nazbyt często jest owocem głupoty. To, jak się zachowujemy, jak postępujemy wobec rzeczywistości i wobec in­nych ludzi, zależy od naszej wie­dzy. To, co myślimy, zależy od naszej wie­dzy, i to, co robimy, zależy od naszej wie­dzy. Od informacji o wszech­świe­cie, o naszej planecie, ciele człowieka”. Bardzo chcę w to wierzyć. Wydaje się jednak, że niezgoda na aborcję czy eutanazję nie wynika z braku wiedzy, wynika z niezachwianej wiary w pewne wartości. A może wynika przede wszystkim z braku konkretnego doświadczenia życiowego?

*

[…] cierpienie i ból to skandal.

*

No i to jest koniec dyskusji. Gdzieś na samym dnie przepaści, która się mię­dzy nami rozpościera, leży jej praprzyczyna – funda­men­ta­lizm re­li­gij­ny. I kamuflowana, ale bardzo głęboka homofobia. […] Ach, jaki ja byłem głu­pi, twierdząc, że zło bierze się z nie­wie­dzy! Cóż po wiedzy w starciu przeciwko warto­ściom?! Fakty, nie wartości. Fakty! Rozmawiajmy o faktach! Jeśli wciąż będziemy ględzić (tak, ględzić, kurwa, i pierdolić) o warto­ściach, nie ma szans na porozumienie. Geje-tam, bio-tam, coś tam. Bóg tego nie chce. To samo aborcja, in vitro, eutanazja, no dokładnie to samo! Razem to po pro­stu szatańska czwórca.

*

     – Wymyślisz coś?
     – Postaram się.
     – Obiecaj mi to.
     […]
     – Żebym chociaż mógł jak pies! Żebym jak pies mógł zde­chnąć, jak nasz Morris, żebym mógł odejść, zasypiając po prostu. Czemu nie mogę jak pies umrzeć?

*

Smutek jest tutaj jak wielki stary słoń, a promienie słońca jak armia mrówek próbujących go zepchnąć w przepaść.

*

Moje niskie ciśnienie bardzo mi się podnosi, kiedy mama żali mi się na­za­jutrz, że ów pan i władca oddziału zadzwonił, żeby ją opier­do­lić. […] Noż kurwa, ty wąsaty chuju, czy to naprawdę tak nie­wia­ry­god­nie nienormalne, że żona umierającego gościa chce wiedzieć, co się z nim dzieje przez całe doby? I nie, że jakaś tam kulturalna re­pry­men­da, tylko dupek krzyczy, warczy, zadaje retoryczne py­ta­nia podniesionym głosem. Kobiecie, której umiera mąż! Oj, będziesz jeszcze wracał do domu kanałami…
     Tak właśnie mniej więcej kończy się moja miłość do Po­ro­zu­mie­nia bez Przemocy, czar prysł, fuck yourself, NVC, do widzenia!

*

Nagle – jakby nam przeszła przed nosem żyrafa – z oddziału wy­cho­dzi so­bie zwyczajnie jakiś prężny księżulo. Spowiednik! Spowiednik może wejść i siedzieć z chorym, ale jego żona i syn nie mogą! Spo­wied­nik łażący po róż­nych szpitalach, zgarniający góry zarazków, może wejść do mojego ojca, a ja nie mogę! I moja mama nie może! Kurwa, no nie mogę!

*

Czego jeszcze chcesz, niewdzięczny obywatelu? Nie widzisz, jak nasi herosi harują w pocie czoła? Widzę. Niektórzy lekarze spisują się wspaniale, na­praw­dę. A niektórzy nie. Mój ojciec po powrocie z pa­lia­cji jest wrakiem, roz­sy­pu­je się, potrzebuje, żeby cały czas ktoś z nim był, trzymał go za rękę, tulił go, utrzymywał go w całości. Chce spać, ale boi się zasnąć, boi się, że obudzi się w szpitalu.

*

Nienawidzę was, kościółkowe debile! Jakże staram się was nie nienawidzić i jakże mi to dziś nie wychodzi! Jebani biskupi. To oni, to ich wina, pier­do­lo­nych spaślaków! Siemanko, sakralne świry, życzę wam wszystkim, którzy krzyczycie przeciwko eutanazji, żebyście leżeli mie­sią­ca­mi, wyjąc z bólu i błagając o śmierć! Moja wściekłość na Kościół i re­li­gij­ne z dupy wyssane bzdury jest tak szalona, tak ogromna, że chcę widzieć wszystkie notre dame’y w ogniu, wizualizuję sobie całą tę patologiczną spo­łecz­ność ka­to­li­cką konającą w płomieniach, tonącą w lodowatych falach, w tych wszystkich swoich piekłach, którymi się podniecają ich zdewociałe mózgi. Zdychajcie w męczarniach, pojeby! Zdychajcie w męczarniach, sko­ro tak tego pragną te wasze, kurwa, dusze! Chuj z tą polityczną po­praw­no­ścią, chuj z tym wystrzeganiem się języka nienawiści, niech żyje bóg mordu! Męczcie się, cierpcie! Za to, że to nielegalne, choć to absurdalne, że muszę teraz kombinować, obiecywać tacie, samemu go mordować, nie wiadomo jak! Za to, że mój ojciec nie może umrzeć jak zwierzę, musi jak człowiek, „po ludzku”, w męczarniach, bo na to się, kurwa, za­no­si. Zdychajcie, zjeby!

Mateusz Pakuła, Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję,
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Moje chronometry wyłączają się, uru­cha­mia­ją się nieznane mi wcześniej kairometry.

(tamże)

*

Quincy Jones, Everything Must Change.

czwartek, października 28, 2021

4411. Nim (II)

Niewiele nietkniętych tomików Poetki mi pozostało. Ich okładki mnie postrzymują, nie zachęcają, niczego nie obiecują. Ten tomik przypomniał o swoim istnieniu pod­czas czytania tamtej książki. Klik, klik, między bólem a bólem, który jeszcze dało się znieść, nim przyszedł ten, który pozbawił mnie jakiejkolwiek ochoty do życia, pozo­sta­wia­jąc wyłącznie zwierzęcą potrzebę przetrwania.

i pilnować, by nikt nie podchodził, to wyzwanie
należy podjąć, żeby ktoś coś kiedyś zrozumiał
z tego, co tutaj zaszło.

*

[…] nadal nie wiem,
co sobie myślałeś, kim dla ciebie byłam,
dokąd teraz idziesz, gdzie jest miejsce przeszłości
i czy naprawdę należę do gatunku,
który powinien choć próbować czerpać tlen z powietrza.

*

ograniczenie jest w słowie jest, w nie ma nie ma ograniczeń

*

Wiesz, jakie mamy szanse? Zerowe.
Ale nauczyłam się, że należy grać na zwłokę,
bo właśnie ciało to jest to, co zostaje na polu bitwy.

*

Mieć to, co się ma, ale wypuszczać się znacznie dalej,
[…].

Po prostu chodzi mi o to, żebyśmy pamiętali,
że Bóg stworzył świat, żeby nas pobrudził,
[…]
pod warunkiem, że nie będziemy za bardzo uważać.

*

Wszystko będzie dobrze, powiedział święty Łukasz.
Nie wszystko i nie dobrze, chociaż na pewno będzie.

Justyna Bargielska, Nudelman,
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2017.

4410. U Białego Kruka (LXXXIV)

Wieloletnia tradycja zimowa, ale…
po raz pierwszy — pięć dni temu — superata!


fot. Biały Kruk, fragment.

4409. Nim (I)

Wyjęłam Autora z którejś, niedawno czytanej, książki, ale ni cholery nie pamiętam z której. Wyjęłam i ochoczo zaznaczyłam do upolowania, bo Włoch, bo okładka tej książki i tytuł zrobiły swoją robotę i obiecały dobry czas.

Obiecały i dotrzymały słowa. Ten zbiór drobiazgów budzi natychmiast dwa moje osobowe sko­ja­rze­nia: Szwedkabłyski — przejmująco w punkt, oszczędnie w sło­wach, pięknym językiem. Z kawą i tą książką byłam w raju na Ziemi, nim zwalił mnie z nóg ból i pokazał perspektywę, o której pojęcia nie miałam, perspektywę całkowitej zależności od drugiego człowieka, na szczęście kochanego i kochającego.

Śmierć należy do oczywistych zagrożeń, jakie niesie z sobą rze­mio­sło życia. Jak powiedział polski pisarz, Stanisław Jerzy Lec – którego nie czytał, ale z którym z pewnością w pełni by się zgodził, chociaż sam o tym nie wie – żyć jest bardzo niezdrowo, kto żyje, ten umiera.

*

[…] zamiast milczeć – gdyż są to sprawy jego i jej – albo najwyżej po­wie­dzieć, że jego związek z panią Irene się skończył, tak jak mogą się skończyć, a niekiedy istotnie się kończą, nawet bardzo intensywne, trwałe związki, i trzeba się z  tym pogodzić, ogłasza wszem wobec: „Chcę robić to, na co mam ochotę i być wreszcie wolnym. I jeśli wieczorem nie mam ochoty jeść kolacji, chcę móc jej nie zjeść”.
     Biedny prezes, cóż za nędzne życie musiał dotąd prowadzić, skoro czekał trzydzieści osiem lat, by podnieść głowę, skoro przez 13 879 wieczorów go­dził się łykać kęsy, które utykały mu w gardle.

*

[…] można porzucić rodzinę, ale nie wolno wyjść przed końcem kolacji i pójść spać, kiedy jest się zmęczonym.

*

Gdyby umysł potrafił otworzyć się na metafizyczne rozważania i wy­kro­czyć poza własne ograniczenia, telefony zielonej linii nie do­pro­wa­dza­łyby go do pasji, jak dzieje się to nieuchronnie, lecz przy­pra­wia­ły o filozoficzną pogodę ducha. Nasze serce jest jednak małostkowe i ty­siąc co­dzien­nych kło­po­tów – przeciekająca zmywarka, hydraulik, który nie przy­cho­dzi, klucze, które gdzieś się zapodziały, hałaśliwi sąsiedzi, rysy na karo­se­rii, zgubiona komórka, nie mówiąc już o sklonowanych kartach kredy­to­wych – mają więk­szy wpływ na nasz nastrój niż poranna modlitwa, […], odkryty nie­spo­dzia­nie wspaniały wiersz, godzina miłości, która nie wystarcza, by przestać narzekać i, rzeczywiście, zaraz potem, biado­le­nie zaczyna się od nowa.

*

Kiedy wystukujemy numer, pradawny przesąd, wdrukowany w nasze ge­ny, każe nam oczekiwać, że będziemy mogli z kimś porozmawiać, z ja­kimś egzemplarzem naszego gatunku, by powiedzieć jemu lub jej, czego nam po­trze­ba. […] Natykamy się natomiast coraz częściej na głos cyfrowy, słowo ascetyczne i neutralne, które nie staje się ciałem i nie odpowiada na nasze pytanie, lecz narzuca nam trudny wybór pomiędzy poszczególnymi nu­me­ra­mi, które należy wybrać, by dotarło wreszcie do kogoś nasze wołanie o po­moc. Pomiędzy licznymi numerami, z których jeden jest tym wła­ści­wym, ale często trudno go zidentyfikować, gdyż życie i jego problemy są rozmaite i nie zawsze dają się sprowadzić do czterech lub pięciu kategorii określonych liczbami, na które pozbawiony cech ludzkich rozmówca każe się nam zdecydować.

*

[…] najwięksi zwolennicy legalności spośród łamiących prawo żądają, by zrobić wyjątek, zważywszy na zaistniałe okoliczności.

*

Zganiony chłopczyk protestuje, mówi, że w takim razie trzeba też skrzyczeć dziewczynkę. „Jaką dziewczynkę?”, pyta matka, która jej nie widzi, bo tam­ta schowała się za drzewem. „No tę, która mówi tak, że nic nie można zro­zu­mieć”, odpowiada najwyraźniej zaskoczony tym, że dziewczynka na­zy­wa rze­czy w niezrozumiały dlań sposób, a także trochę zły z powodu odkrycia, iż rzeczy mogą mieć różne nazwy.
     Nie przychodzi mu do głowy, by zidentyfikować dziewczynkę na pod­sta­wie koloru skóry, który przecież rzuca się w oczy nawet na tle opalenizny plażowiczów; różnica koloru skóry, która w innej sytuacji mogłaby wciąż jeszcze stać się przyczyną podziału i segregacji, jest bez znaczenia wobec różnicy między językiem włoskim a niemieckim. Nawet ta ostatnia zresztą nie potrafi ich rozdzielić, gdyż kiedy tylko dziewczynka wraca, po tym jak jej rodzice zdążyli już ją upomnieć po niemiecku, oboje zaczynają znowu się gonić i ochlapywać wodą, nieświadomi tego, że udzielili właściwej lekcji na temat różnicy i tożsamości […].

*

Nie mógł jednak wyobrazić sobie, że mur może upaść, tak jak nie mógł tego sobie wyobrazić nikt z nas, przekonanych, że mur będzie trwał jeszcze nie wiadomo jak długo. Jesteśmy niemal wszyscy ślepymi kon­ser­wa­ty­sta­mi, niechcącymi, a w każdym razie niezdolnymi do tego, by wierzyć, że porządek rzeczy może ulec zmianie. Bie­rze­my rze­czy­wi­stość, w której przywykliśmy żyć, za naturę, ład, który nawet należałoby zmienić, lecz naiwnością byłoby sądzić, że jest to możliwe. Bierzemy fasadę rzeczywistości za jedyną możliwą prawdę ostateczną, nie zauważając tego, co nieustannie się za nią kryje, napiera na nią i ją odmienia – raz powoli, niemal niezauważalnie, kiedy indziej gwałtownie.
     Nie słyszymy kornika, który toczy drewno, nie dostrzegamy momentu, w którym poczwarka przemienia się w motyla, nie wi­dzi­my, jak zatykają się arterie Historii. Wzięlibyśmy za fantastę kogoś, kto w październiku 1989 roku oznajmiłby, że mur berliński zaraz runie i że na miejsce obalonych mu­rów ideologicznych wyrosną nowe, etniczne i spo­łecz­ne, zrodzi się pry­mi­tyw­na chęć odgrodzenia się, pojawią ponure i ma­ło­stko­we mikro­nacjonalizmy.

*

Menu – dobre menu – jest pocieszającą zapowiedzią tego, co nas czeka.

*

Pisać, komunikować, dawać część siebie innym może być wielkodusznym gestem, darem inicjującym dialog. A przecież na dialogu, wychodzeniu z własnych opłotków i spotykaniu drugiego polega sens życia.

*

Kochać znaczy również rozumieć i chronić tę samotność, któ­rej druga strona potrzebuje; rozumieć, że on lub ona […] tego dnia chce przebywać wyłącznie z własnymi myślami, ich swobodnym gubieniem się i wędrowaniem.

Claudio Magris, Migawki, przeł. Joanna Ugniewska,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)

Czerwień i granat są różnymi długościami światła do­cierającymi do naszych oczu i naszego mózgu, dłu­go­ścia­mi, które można ująć w liczbach, lecz nasze wi­dze­nie czerwieni i granatu – nasz zachwyt, kiedy wie­czo­rem przechodzą jedna w drugi – jest nie mniej realny niż owe liczby; jest konkretnym wydarzeniem w na­szym życiu i  życiu świata. Również ukochane ciało to suma niezliczonych niewidzialnych atomów, ale pa­trze­nie na nie i dotykanie go jest doświadczeniem nie mniej obiektywnym niż liczenie jego cząsteczek.

(tamże)

sobota, października 23, 2021

wtorek, października 19, 2021

(4406+1). Protokół rozbieżności

intro
Przywileje mają to do siebie, że posiadający je ludzie są ślepi na ich brak. Przykłady. Wysoki człowiek ponarzeka, że trudno mu kupić długie spodnie, ale nie wymyśli, na czym polegają kłopoty niskich ludzi, bo wydaje mu się, że mają bez­pro­ble­mo­we ży­cie — spodnie można skrócić. Męż­czy­znom wy­da­je się, że cały ten feminizm to fa­na­be­ria, przecież kobiety mają wybór: mogą iść do pracy, ale mogą też „zostać” w do­mu. Zdrowym wydaje się, że chorzy mają szczęście, bo ci ostatni mogą wypocząć i ro­bić wyłącznie to, co chcą. Ludzie, posiadający dzie­ci, twierdzą, że ci bez nich ma­ją mo­rze czasu. I te de, i te pe. Do znudzenia.

Uprzywilejowani z łatwością zarzucają nieuprzywilejowanym łatwiejsze życie. Po­mi­mo pewnych niedogodności bycie wysoką osobą, mężczyzną, zdrowym czło­wie­kiem czy rodzicem jest przywilejem. I basta. Jakie masz przywileje? Bo zawsze mamy ja­kieś przywile, choć łatwiej dostrzec nam je u innych.

#1
Stare, dobrze mi znane, ale wciąż jare i trudno się nie zasmucić, że tak mądra ko­bie­ta, taką bzdurę napisała:

Lęk o nie [dzieci] wykracza poza zwykłą troskę o bliskiego człowieka, nie są w stanie zrozumieć go osoby niemające dzieci, nie daje wytchnienia i nie ma też końca.

Magdalena Moskal, Emil i my. Monolog wielodzietnej matki,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyrożnienie własne)

Naprawdę? W moich oczach usprawiedliwia Autorkę wyłącznie zaślepienie przy­wi­le­jem bycia matką, które wydaje się dawać jej prawo do wypo­wia­da­nia się na temat bez­dzietnych, choć gówno o nich wie. Lęk dzietnych jest większy niż bezdzietnych? Ciekawe, krzywdzące, a przede wszystkim wąt­pli­we. Funkcje poznawcze bez­dziet­nych są jakoś ograniczone faktem nie­po­sia­da­nia dzieci? Ciekawe i… głupie! W ten sam spo­sób hierarchowie kościoła z wyż­szo­ścią mówią kobietom, gdzie ich miejsce i jaka jest ich rola. Tak, powinno nas to oburzać.

#2
Stara prawda — punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Wtedy po­ję­cia nie mia­łam, o idealnym świecie pisałam, o marzeniu, o tęsknocie.

A póki co, żyjemy w dziadowskim kraju, w którym płacisz, dopóki możesz, a jak już nie możesz, to jest to twoja prywatna sprawa — pewnie sobie źle pościeliłeś życie, więc sam sobie jesteś winny. A choroby ciężkie po ludziach łażą. Choroby, na któ­rych obsługę nie odłożysz.

I czytam takie „cùś”, i przecieram oczy ze zdziwienia, że taka mądra kobieta, i te pe, i te de, nie tylko tak myśli, skoro to napisała:

Nie chcieliśmy jako rodzina wchodzić w role ofiar i cały czas balansujemy na tej krawędzi. Jeśli założę obcasy i wyciągnę wyjściowe ciuchy, jestem ofiarą trochę mniej. Ale gdybym zbierała choćby jeden procent na dziecko, byłabym ofiarą już dużo bardziej.

(tamże)

Po przeczytaniu tych słów można tylko pogratulować wysokich zarobków męża lub tego, że choroba syna nie jest finansowo wymagająca. Nie wszyscy mają taki przywilej.

Moja choroba nie należy do miłych czy dobrze rokujących, jest wymagająca fi­zycz­nie, psychicznie i finansowo. Daje popalić nie tylko mnie, ale również tym, dla których jestem ważna. Pomyślcie, jakim szczęściem jest nie mu­sieć martwić się o środki na rehabilitację na trzy kolejne miesiące. A teraz wyo­braź­cie sobie, jakim niewyobrażalnym szczęściem jest nie martwić się o środ­ki na rehabilitację do 1.06.2022. Właśnie tak mam dzięki ludziom, którzy, mam nadzieję, nie myślą o mnie jako o ofierze losu.

Nie wpadłabym na to, że powinnam czuć się ofiarą. Czuję tylko wdzięczność.

4406. Z troską o trosce

To książka z kategorii: połykasz w mig, kilka dni musisz poczekać, by fusy wrażeń opadły, a potem dłuższą chwilę zajmie ci jej odksztuszanie. Porusza, dotyka, po­ka­zu­je perspektywę, której się nie znało lub nie umiało zamknąć precyzyjnie w sło­wach i… do bezbrzeżnej niezgody doprowadzić też umie.

Taka jest ta książka. I należeć powinna do obowiązkowych. I… z ogromną przy­jemno­ścią czyta się, że dzieli się z Autorką kilkadziesiąt książek.

     – Och, ale mnie przestraszyłeś! – […] – Stanąłeś mi za plecami.
     – Stoję za tobą od piętnastu lat, nie zauważyłaś?

*

[…]  jeśli matka cię kocha, to jesteś wart miłości reszty świata.
     Rozmawialiśmy kiedyś, co by było, gdybym miała tylko jedno dziecko.
     – Nie miałabym wtedy pewnie ciebie ani Agatki.
     – A ja chciałem być – mówi Emil i znowu pogrąża się w zabawie.

*

[…] serio – chcę, żeby coś się trwale zmieniło w spo­łecz­nej recepcji osób z niepełnosprawnościami.

*

Niepełnosprawność zawsze powoduje dyskomfort otoczenia: trzeba komuś pomóc, na kogoś zaczekać, może żeby niewyraźnie dokończył zdanie, w naj­lep­szym wypadku potrzymać drzwi. Jeśli zapominamy o dyskomforcie, to zna­czy, być może, że jesteśmy już zintegrowani.

*

Z początku myślałam, że to nie będzie książka polityczna w wymowie, tylko historia osobista, ale polityka zawsze po nas przyjdzie. Zresztą wierzę, że oso­bi­ste jest polityczne.

*

Państwo z tektury, pisała kiedyś moja szefowa, oby tylko nie spadł deszcz.

*

Niektórzy wierzą, że dzieci z widocznymi oznakami choroby budzą w nas empatię. To nieprawda. Nie budzą jej też dorośli z niepełnosprawnościami, ludzie starsi czy kobiety w ciąży w kolejce do lekarza. Empatii mamy jako społeczeństwo tak mało, że w życiu społecznym nie wystarcza jej w zasadzie dla nikogo.

*

[…] pozostaje mi więc pisanie, które może trafi do większej liczby osób i pozwoli im zobaczyć w dzieciach ludzi, tak samo zresztą jak w oso­bach z niepełnosprawnością.

*

[…] o ile to możliwe, słuchaj niewysłuchanych. Nawet, albo zwłaszcza, dzieci.

*

Komórka rodzinna ma to do siebie, że nikt nie wychodzi z niej bez szwanku ani z tym, czego chce dla siebie […] – pisze Zadie Smith […] – Ktoś musi coś poświęcić – pytanie tylko, jak wiele i dla kogo […].

*

[…] w społeczeństwie przekazujemy sobie dobra i usługi na trzy sposoby: rynek i wymiana pieniężna, państwo i redystrybucja oraz dar i wza­jemność.

*

[…] trzy niezbędne elementy postawy troski: uważność, wrażliwość komu­ni­ka­tywną oraz szacunek. Uważność, wiadomo, pozwala zauważyć po­trze­by innych, a komunikatywna wrażliwość oznacza zaangażowanie w dialog i umiejętność oceny, czy zainteresowani dostają to, czego potrzebują. Opie­ka oznacza coś więcej niż zaspokajanie potrzeb: ważny jest sposób, w jaki się ją sprawuje.

*

Bo opieka daje też władzę i tylko od świadczących opiekę zależy, czy zawsze zrobimy z niej właściwy użytek. Należy ciągle i ciągle rewidować swoje opie­kuń­cze nawyki, bo zawsze nam coś umyka: przez irytację, rutynę, zmęczenie.

*

[…] tylko my mamy siłę i rozmach, żeby zmienić koleje naszego losu.

*

Moja relacja z mamą nigdy nie była łatwa i nie zmieniła się jakoś znacznie po urodzeniu przeze mnie dzieci. Nie wszystkie ziemie mogą zostać odzyskane.

*

[…] postawienie się innym zawsze kosztuje.

*

     – Chyba dochodzę do kresu moich możliwości intelektualnych – mówię do męża znad jakiejś trudnej książki.
     – Zawsze myślałem, że są nieograniczone – odpowiada on, a ja biorę głęboki wdech i czytam dalej. – Pamiętaj, że tam, gdzie idziesz, jest coraz mniej osób.

*

     – Co się dzieje – pyta wykładowczyni – jeśli na coś, co nie ma ceny, nałożymy system kapitalistyczny?
     – Stanie się bezcenne? – pytam.
     Odwraca się w moją stronę, widzę błysk w jej oku.
     – Stanie się bezwartościowe – mówi.

*

[…] nie dajmy sobie wmówić, że nasza praca jest mało war­tościowa, bo tak ją wycenia kapitalizm. Jest bezcenna.

Magdalena Moskal, Emil i my. Monolog wielodzietnej matki,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Skrót myślowy chroni nas czasem przed tym, co trudne i zbyt niewygodne, żeby o tym mówić.

*

Gapienie się na inność to naturalny odruch, trudno z nim walczyć, i sam w sobie nie jest niczym złym. Wiemy jednak, że spojrzenie może być dominujące: męskie, kolonialne, medyczne. „Przeciwieństwem gapienia się jako formy dominacji jest uśmiech”. […] kluczowa jest intencja. […] Jeśli twoja intencja jest dobra, czujesz się na siłach, uśmiechnij się […].

*

[…] zawsze żądaj niemożliwego, niech to będzie punktem wyjścia negocjacji.

(tamże)

sobota, października 16, 2021

4404. Złota Siekiera 2021 — Nominacja (#4)

Ulewa mi się nominacją do Złotej Siekiery 2021, bo… Na dzień dobry na MOP-ie prze­szłam szyb­ką edukację gien­de­ro­wą: toaleta męska, toaleta damska i opiekunów dzieci (wyma­ga­ją­cych prze­wi­ja­nia) i… Gdy już w pro­gu toalety damskiej byłam, musiałam uaktualnić to, co o sobie wiem: nie należę już do tej kategorii, bo jest trzecia, czyli moja, wcześniej, między męską i dam­ską: toaleta dla nie­peł­no­spraw­nych. Pierwszą kurwą rzuciłam, gdy uświa­do­mio­no mi patriotyczne życzenie, by ojcowie nie łapali się za pieluchy. Drugą kurwą rzu­ci­łam, gdy okazało się, że trze­ba być zdrowym i wy­sporto­wa­nym paraplegikiem, by złożyć nóżkę przy drzwiach do toalety dla ku­la­wych. Trze­cia, czwarta i piąta po­le­cia­ły, gdy toaleta, z założenia ma­ją­cą służyć oso­bom z ograniczeniami ruchowymi, oka­za­ła się… pułapką.

Naprawdę, kurwa, jest tak trudno dowiedzieć się, jak wyglądają udo­godnie­nia dla osób ograniczonych ruchowo? Nie, kurwa, nie wymyślisz tego, bo to jest nie do po­ję­cia dla zdrowego człowieka — uwierz komuś, kto był przez dziesięciolecia po zdro­wej stronie, teraz już nie jest, ale nie utracił pod­mio­to­wo­ści i wie, co mówi. Nie wy­myślisz, idź do mądrych w tym zakresie ludzi, posłuchaj i nie traktuj wskazówek ja­ko fanaberii. Nie, sprawy nie załatwia większa przestrzeń toalety! Zbyt niska musz­la i tylko jeden uchwyt może i odhaczają wszystkie rubryczki w papierach — zro­bi­liś­my, przy­sto­so­wa­liś­my, a wdzięczności zero! — ale wyłącznie poprawiają samo­po­czu­cie urzęd­ni­kom, nie ułatwiając i tak nie najłatwiejszego życia tym, którym miały słu­żyć, czyli np. mnie.

Przelało mi się, bo tym razem były prawie wszystkie, spotkane na auto­stra­do­wych MOP-ach do tej pory, atrakcje na raz. Zarządzający płatnymi od­cin­ka­mi autostrad — nie po raz pierwszy, nawet nie siódmy czy dziesiąty — sta­ra­ją się, jak mogą, by uczy­nić mnie jeszcze bardziej zależną, jakby było mi wciąż mało.

[…] przemoc symboliczna to rzecz, którą łatwo zepchnąć na margi­nes, mó­wiąc: „wydaje ci się, jesteś przewrażliwiona”, to większość osób zlekce­wa­ży mój głos jako tej, która się czepia: jest nerwowa, sfrustrowana, nie­szczę­śli­wa […]. Tymczasem cała moja opowieść w detalach sprowadza się właśnie do tego: drobnych, regularnych aktów przemocy wyrządzanych kobietom, dzieciom i osobom z nie­peł­no­sprawnością.

*

Bo przywilej  […]  jest jak grawitacja – dostrzegamy go, gdy go tracimy.

Magdalena Moskal, Emil i my. Monolog wielodzietnej matki,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)


Złota Siekiera 2021

4403. Chrystus stoi za nami murem! (II)

Tęczową flagę zatknięto za krzyż. Łopotała na wietrze, górując nad po­mni­kiem. Chrystus nie wyglądał, jakby się pod nią uginał. W nią uzbro­jo­ny wiódł na ba­ry­ka­dy. Tak zaczyna się tak książka. Dzień po jej ukazaniu się była już na moim czytniku.

Rzuciłam wszystko, co czy­ta­łam. Dwa dni po premierze przeczytałam jej ostatnie zdanie. Niedosyt mi pozostał… Za­bra­kło mi tego, co widziane jest przez Agnieszkę Graff.

[…] w rankingu równouprawnienia Rainbow Europe za rok 2020, two­rzo­nym przez ILGA-Europe, Polska uzyskała najniższą lokatę. Uznano ją za naj­bar­dziej homofobiczny kraj Unii Europejskiej. Poza UE gorzej niż w Pol­sce jest tylko w księ­stwie San Marino, na Białorusi, w księstwie Monako, Rosji, Armenii, Turcji i Azerbejdżanie.

*

Kiedyś w Polsce nie było takiego przyzwolenia na agresję i nienawiść wobec wszystkiego, co nie podchodzi pod jakąś wyimaginowaną polskość, ale ta nienawiść gdzieś bulgotała i czekała, aż ktoś otworzy jej drzwi. I wtedy przyszedł PiS.

*

[…] rozumiem swój przywilej. Nie musiałam dokonywać coming outu. Moja pierwsza miłość nie była naznaczona piętnem tabu. Nie tłumaczyłam się nikomu z tego, że podobają mi się chłopcy. Mogę kochać, wziąć ślub i za­ło­żyć rodzinę. To, co dla mnie jest oczywiste, co zostało mi dane tylko dla­te­go, że taka się urodziłam, o co nie musiałam walczyć, dla osób LGBT+ jest nieosiągalne. Nie dlatego, że tego nie potrzebują, ale dlatego, że dla pol­skie­go systemu prawnego pozostają niewidzialne.

*

Czy w imię akceptacji należy bagatelizować swoją odrębność? Czy celem dla wszystkich ma być ślub, domek na przedmieściach i gromadka dzieci?

*

Tolerować można co najwyżej niewygodne krzesło. Nie ma­my prawa nie tolerować drugiego człowieka.

*

W Polsce, gdzie partia rządząca, sprawujący rząd dusz Kościół i niezbyt już niezależne media szykanują słabszych, każda tęcza jest wyrazem bun­tu, każ­dy coming out aktem odwagi, a każda historia mi­ło­sna ma­ni­festem wolności.

*

[…] nie muszę rozumieć wszystkich moich uczuć, ale też nie muszę się ich bać.

Anna Konieczyńska, Polacy pod tęczową flagą,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

środa, października 13, 2021

4402. W rodzinie

Pan Ciasteczko:
(z Onemu przez telefon rozmawia, a Drzewko o tym
wie po niewerbalnych sygnałach, wielkich jak stodoła
)

Jabłoń:
(krzyczy z drugiego końca ula)
Podziękuj Onemu ode mnie
za Twoje zajęcia MMA*.

Pan Ciasteczko:
(dziękuje w imieniu Drzewka i dodaje od siebie)
Teraz będę mógł ją bić technicznie!

Jabłoń:
(popłakała się ze śmiechu
i przypomniała sobie logicznego suchara
:
Kiedy przestanie pan bić żonę?)

___________
  * pamiętajcie, że potrzeby zdrowych członków rodziny, w której jest osoba ciężko/nieuleczalnie chora, są bardzo ważne; ich za­spo­ka­ja­nie to nie fanaberia, lecz niewyobrażalna korzyść dla całej rodziny.

poniedziałek, października 11, 2021

4401. Panna cotta (XVII)

Sadownik:
(maszyną traktuje dwa mięśnie na plecach Drzewka,
odgrażając się, że powinna i to, i tamto od jutra, koniecznie
)

Jabłoń:
(cieszy się z pozyskanego nowego słowa, komentując
nim owo to i tamto, że od jutra i koniecznie
)
Sei il mio dittatore privato…

Sadownik:
(bezczelnie udaje, że nie rozumie)

Jabłoń:
(rozmarzyła się, węsząc potencjał)
Ciekawe, czy jest dittatrice?
(z potraktowanymi maścią pleckami,
sprawdziła, cieszy się jak dziecko
)
Jest!
(i dumnie autodiagnozę stawia)
Sono la tua dolce dittatrice!

4400. 284/365  //  Zielnik (XXXII)

     — tęsknię…
     — wspaniale! to najlepsze miejsce, by nie poddać się i zacząć znów od nowa, całym sercem, wbrew logice.

284/365


fot. Saxifraga, fragment.

Profesora Saxifraga:
Miłorząb dwuklapowy
Ginkgo biloba
/owoc/

sobota, października 09, 2021

4399. Z rekomendacji (III)

Tak jak wtedywtedy, również tę książkę rekomendował Tollini. Tylko w papie­rzu, brrrr, ale Tollini zachęcił. Audiobuka wciąż — próbowałam — brrrr, nie umiem słu­chać, a Tollini apetytu na książkę narobił.

Złamałam się i zamówiłam w papierzu. Poczekałam. A potem prawie dwa ty­god­nie uprawiałam rehabilitację przez literaturę. Umęczyłam się, ale było warto. Wielbi­cie­lom papieru śpieszę donieść, że — wiem, co mówię — ta książka jest przepięknie wy­da­na — piękny papier i niezwykły, jak na polskie warunki, skład — jest moc.

Nie, nie czytam książek Szustaka jako wierna kościoła. Czytam jako błyskotliwe i mą­dre przypowieści, które w symboliczny sposób odnoszą się do psy­cho­lo­gi­czne­go rozwoju człowieka. Odnoszą się pięknie, wspierając te części nas, które los zagonił w najciemniejsze życiowe zaułki.

Madianitą w Tobie można więc nazwać wszystko to, co nie pozwala Ci się ogarnąć. Często bowiem tak jest, że powoli zaczyna dziać się w Tobie do­brze. Zaczynasz osiedlać się w swoim życiu, aż tu nagle wbiega jakiś Ma­dia­ni­ta, mąci wszystko i nie wiadomo, kto to jest i co z nim zrobić. […] To jest taki ktoś, kto nieustannie stwarza problem, problem, który trudno na­zwać, który niełatwo daje się uchwycić, skonkretyzować, ale wiadomo o nim na pewno, że robi hałas i ogromne zamieszanie.

[…] spadło na niego wszystko to, czego naj­bardziej się lękał.

Anioł to nie jest jakiś bliżej nieokreślony osobnik z góry, tylko wewnętrzny głos człowieka.

Każda Twoja rozmowa w głowie, która rzu­tu­je na Twoją przyszłość, jest właśnie ga­da­niem z Aniołem.

Błąd, który często popełniamy, polega na tym, że oczekujemy, że nastąpi taki moment, gdy wątpliwości znikną. A tak na pewno się nie stanie.

[…] naszą główną skazą jest to, że cały czas tkwi w nas wątpliwość, czy nadajemy się do dobra, które chcemy robić.

My bowiem cały czas powstrzymujemy się przed wykonaniem kroku do przo­du, bo liczymy na zmianę sytuacji. Oczekujemy, że dokona się nad­na­tu­ral­ne rozmnożenie naszych sił, umiejętności, talentów, czy czego­kol­wiek innego. Anioł jednak staje się i mówi: „To co masz, wystarczy”.

Wiesz, czemu się tak strasznie boisz? Bo nie masz bladego pojęcia, kim jesteś.

[…] ktoś odchodzi, gdyż boi się odrzucenia.

[Józef t]o facet, który nigdy nie otworzył ust, natomiast często śnił. […] [to człowiek], którego sen przeobraża.

Dlaczego to takie ważne, by nauczyć się tracić?

[…] przegrana to nie ostatnie słowo.

Adam Szustak OP, Garnek strachu. Droga do dojrzałości.
Lekcje Gedeona
, Wydawnictwo RTCK*, Nowy Sącz 2018.
(wyróżnienie własne)

_____________
* akronim: rób to, co kochasz.

Co sprawia, że nie jesteś jeszcze w miejscu, w którym chciałbyś być?

Poszukaj kilku najważniejszych obaw, jakie masz, i zadaj sobie pytanie: „Co fantastycznego tam się kryje?”. Nie pytaj, czego tam się boisz, bo to łatwo zlokalizować. Spróbuj sobie nazwać, jaka fantastyczna perspektywa jest za tym strachem.

[…] rzeczy, których się najbardziej boisz w życiu, kryją coś ważnego.

Bo najfajniejsze rzeczy w naszym życiu są ukryte za największymi lękami.

Idź z tą siłą, którą posiadasz […].

(tamże)

4398. Zabawa w bagaż, nie w ciężar!

Oni pakują się na urlop. One zostają.

fot. Kocia Mama, fragment.

alternatywny tytuł wpisu:
4398. Kromeczki (XV)

4397. 282/365

znaleźć sens tego, co wydarza się w moim życiu. a może wystarczy, by tego sensu szukać jak wiatru? otworzyć się, wyczuwać jego puls, czuć i nie móc go nigdy zamknąć w słowach…

282/365

[suplement pikselowy: 14.10.2021]

4396. W pamięci

Moja intuicja — unikać tej książki, by uni­knąć bólu — była jak najbardziej słuszna, ale podkusiło mnie i stało się.

Potrzebowałam dwóch dni, by wybrać cytaty, kolejnych trzech, by odparować lek­tu­rę i móc zająknąć się na jej temat. Są w niej fragmenty, które wywołują odruch wy­miot­ny, gdy czytając, staje się człowiek świadkiem okrucieństwa. Na kilka dni ode­bra­ło mi moc posługiwania się słowami.

A jak dodać do tego fakt, że nie ruszając mnie z ula, wypchnięto mnie z cy­wi­li­zo­wa­ne­go, europejskiego kraju do krainy, którą trudno ogarnąć rozumem, gdzie od lat fakty są opiniami, wyroki stały się wyłącznie publikacjami satyrycznymi, a głupota objawem pa­trio­ty­zmu, to brak słów pogłębia się do nieznanego do tej pory poziomu.

Push-back mentalny na milionach — tani ten eks­pe­ry­ment nie będzie, jestem pew­na. Niestety, nie za­pła­cą za niego ci, co nam go zafundowali. Jeden z cytatów wy­ję­tych z tej książki przyłożony do tego, czego jesteśmy świadkami brzmi tak: duma z po­wo­du bycia Polakiem powinna dziś stanowić pierwszy objaw wstydu.

Gdy słowa tracą moc, pozostaje pamięć ciała. Byśmy tylko w odpowiednim czasie po­wie­dzie­li: pamiętamy.

Najczęściej nazywali mnie babą, a dla nich to słowo było najgorszą obelgą – wyczuwałem to z ich tonu, kiedy to mówili – wyrażającą większą odrazę niż kretyn albo przygłup. W tym świecie, w którym męskie wartości zostały wyniesione do najwyższej rangi, nawet moja matka mówiła o sobie: Mam jaja, nikt mi nie podskoczy.

*

[…] ton jej głosu dobitnie wyrażał niepokój, zamęt w głowie wyczuwalny u osób, które stają nagle oko w oko z obłędem. No to co robisz całymi dnia­mi, jeśli nie masz telewizji?

*

W miasteczku jest tak, jakby kobiety rodziły dzieci po to, że­by stać się prawdziwymi kobietami – bez tego nie do koń­ca nimi są. Uważa się je za lesbijki albo oziębłe.

*

Wybrała hipotezę szaleństwa, by nie wymknęło jej się to inne słowo, pedał – żeby odpędzić, wykluczyć myśl o homoseksualizmie, samej sobie wmówić, że w grę wchodzi szaleństwo, lepsze od uznania faktu, że jej syn to ciota.

*

Może duma z powodu bycia prostą kobietą stanowi pierwszy objaw wstydu.

*

Choć rodzice nie potrafili ni w ząb zrozumieć mojego zachowania, moich wyborów i upodobań, to kiedy mowa była o mnie, ich wstyd często za­pra­wio­ny był dumą.

*

Patrząc na wychowawczynię na dziedzińcu szkolnym, próbowałem od­gad­nąć, kim chciała zostać, kiedy była małą dziewczynką.

*

Lubiłem szkołę. Nie gimnazjum, nie gimnazjalne życie – tam byli moi dwaj prześladowcy. Ale lubiłem nauczycieli. Oni nie mówili baby czy pieprzone pedały. Tłumaczyli nam, że trzeba akceptować inność – to był język republi­kań­skiej szkoły, że wszyscy jesteśmy równi. Że nie wolno osądzać człowieka na podstawie koloru jego skóry, religii czy orientacji seksualnej […].

*

[…] słowa, które chciałoby się móc zapomnieć, co więcej, zapomnieć, że się zapomniało, żeby całkiem i do reszty zniknęły […].

*

Trzeba było uciekać.
      Z początku jednak nie myśli się o ucieczce, nie wie się bowiem, że istnieje jakieś „gdzie indziej”. Nie wie się, że ucieczka jest pewną możliwością. Naj­pierw próbuje się być takim jak inni, wobec tego ja również próbowałem być taki jak wszyscy.

*

Sytuacje dla dorosłego śmiechu warte, ale w dziecku po­zo­sta­ją na długo.

*

[Moja ucieczka]  była ostatnim, po serii osobistych porażek, rozwiązaniem, jakie wziąłem pod uwagę. Najpierw postrzegałem ją jako porażkę, złożenie broni. W tym wieku sukces oznaczał bycie takim jak inni. A ja już spróbowałem wszystkiego.

*

Te sytuacje, kiedy im więcej upływa czasu, tym bardziej szanse na naprawę błędu czy na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji maleją, a zdolność do dzia­ła­nia słabnie.

*

Prokurator zadał mu zwykłe pytania […]. I inne pytania, których Sylvain nie rozumiał z powodu języka, nie tylko języka prawniczego, ale także świa­ta, w którym ludzie kończą studia.

*

Ten, kto nie czuje się mężczyzną, lubi za takiego uchodzić, a ten, kto zna swoją ukrytą słabość, chętnie urządza popis siły.

*

Te słowa, które padają po alkoholu i nigdy tak do końca nie wiadomo, czy są od dawna skrywane, zepchnięte w głąb duszy człowieka, z którego ust padają, czy też nie mają żadnego związku z prawdą.

*

[…] cierpienie jest ustrojem totalitarnym – wymazuje wszystko, co się w nim nie mieści.

Édouard Louis, Koniec z Eddym,
przeł. Joanna Polachowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

środa, października 06, 2021

4395. 279/365  //  Panna cotta (XVI)

tęsknię. w trzech zdaniach? wolne żarty!

279/365

*

sei a Milano, sono a Varsavia.
dov’è il nostro amore? torna a casa.

279/365

Francesco Gabbani, Viceversa.

in pochissime parole
il complesso meccanismo
che governa l'armonia del nostro amore
[…]
ti amo e basta

poniedziałek, października 04, 2021

4394. 277/365  //  Panna cotta (XV)

padło medium społecznościowe.
chwilowy koniec świata czy tylko.
globalny zespół odstawienny.

277/365

Elisa & Tommaso Paradiso, Andrà tutto bene.

guardarsi negli occhi per poi dire
[…]
andrà tutto bene
lo so
[…]
andrà tutto bene
anch'io!

niedziela, października 03, 2021

4393. Takim książkom mówię tak!

Nie przeżyłabym tamtej książki. Porzuciłabym ją w cholerę. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że poszłam na wymianę — w nagrodę za rozdział tam, miałam rozdział tej książki.

Kocia Mama tych dwóch Dziewczynek, a w zasadzie One Same były pre­teks­tem, by zajrzeć do tej książki, która szczęśliwie ma w sobie wszystkie cztery opo­wie­ści o kot­kach ze skrzydłami.

Ilustracje! Nie mógłby ich narysować ktoś, kto nie żył pod jednym dachem z kotami. Najdrobniejsze subtelności kocich ruchów zatrzymane zostały w rysunkach w mi­strzow­ski sposób.

Mistrzyni słowa, Mistrz kreski i Mistrzowie życia, czyli prawdziwe Koty — oto pełny skład autorów tej opowieści. Dla siebie wyjęłam psa, dla Michela sowę, a wszystkie koty dla Kocich Mam, które uwielbiam.

     – Może mają skrzydła, bo przed ich urodzeniem ma­rzy­łam, żeby mogły stąd odfrunąć – odparła pani Jane Bura.

*

     – Co to jest, to coś w rzece? – szepnął.
Rodzeństwo zbliżyło się i spojrzało. W wodzie widać było w świetle gwiazd jakiś ruch – srebrne migotanie, błysk… Roger szybko sięgnął łapką…
     – Moim zdaniem to kolacja – powiedział.

*

     – Lepszy gołąb w garści niż kocurek na dachu! – zaśpiewała Harriet, przycupnięta na wieżyczce.

*

To wszystko nie od razu stało się jasne dla Sowy. Sowa nie myśli szybko. Sowa myśli długo. […] Sowa myśli powoli, lecz skutecznie.

*

     James nic nie mówił, ale bolało go lewe skrzydło i żałował, że wyruszył w tę podróż.
     Harriet nic nie mówiła, ale bolały ją oba skrzydła i żałowała, że wy­ru­szy­ła w tę podróż.

*

     – Bycie innym jest trudne – powiedziała Thelma. – A cza­sa­mi bardzo niebezpieczne.

*

Przymknęli oczy. I czekali. Koty są cierpliwe. Nawet kiedy się niepokoją i boją, cicho czekają na dalszy rozwój wypadków.

*

Gdy słońce zaszło, usiadła na dachu i zadała sobie pytanie:
     – Dokąd teraz?

*

Sądził, że świat kończy się płotem ogrodu. Dlatego zdziwił się, gdy odkrył, że płot ma jeszcze drugą stronę.

Ursula K. Le Guin, Kotolotki, ilustr. S.D. Schindler,
przeł. Maciejka Mazan, Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.

W końcu, gdy byłam już półżywa ze zmęczenia, nagle pod­niosły mnie ręce. Prawie nie rozumiałam, co się dzieje.

(tamże)

4392. Takim książkom mówię nie! (II)

Sto lat temu tygodnik opiniotwórczy — dałam się nabrać. W czwartek opiniotwórcza w zakresie książek osoba — i jest jak wtedy — dałam się nabrać. Podkusiło mnie. Naby­łam, bo w końcu była w ibuku i była w ak­cep­to­wal­nej dla mnie cenie. Czy­ta­łam. I niech to jasna cho­le­ra! Przeczytałam do końca, bo gen „zaczęłaś-skończ” po Orzesz­ku mam. Prze­czy­ta­łam i nigdy więcej.

Fantastyczny tytuł, doskonały pomysł sprawnie rozwinięty na dwóch stronach, kil­ka­na­ście wspa­niałych zdań i… nic więcej. Bełkot i niewiarygodność. Siostra Orzesz­ka trzy­dzie­ści parę lat temu podarowała mi książkę — jednolicie czerwona okładka, chwy­tli­wy tytuł: Być kobietą i autor: mężczyzna-ksiądz. Naprawdę? — pomyślałam — trzeba być idiotą, by wymądrzać się na temat planety, o której nic się nie wie. Idio­ta? Mało? Idiota w koloradce. Nie dałam mu szans.

I tu to samo… główna bo­ha­ter­ka — nie kupuję tej postaci! — ma dupę, ale pali pa­pie­ro­sy. Nie kupuję, bo? Bo, i to jest najmniejszy zarzut, rejestr mi się nie zgadza: albo ma tyłek i pali, albo ma dupę i jara.

Człowiek opiniotwórczy mówi: gdybyś miał tylko jedną książkę kupić. Ja mówię: jeśli tylko jedną, to nie tą.

Mama wciąż szukała miłości i wciąż nie trafiła na odpowiedniego faceta – tata zniknął wiele lat temu i od tego czasu włóczyła się od ciała do ciała, wciąż nie mogąc znaleźć w ich stosie takiego z długim terminem przy­dat­no­ści do spożycia, zażycia i współżycia.

*

[…] zastanawiałam się, dlaczego to, co tymczasowe, ubiera się w porażającą stałość i nie odpuszcza nikomu.

*

Nie miałam z nim o czym rozmawiać i brakowało mi trochę tych naszych niemych seansów, ściągania miękkich warstw, docierania do kłującego wnętrza.

*

[…] sądziła, że w ten sposób człowiek może się z człowiekiem dogadać – poprzez Boga. I zupełnie nie rozumiała, że przez Boga w ogóle nie można się dogadać, bo przez Boga można się wyłącznie nie dogadać.

*

Babcia warknęła […]. Zdziwiłam się, że odzyskała głos i znowu urosła, ale widocznie duch nie babrze się w logice.

*

[…] zawsze będę sobą i nie zdołam sobie uciec.

*

Jarzeniówki, w odróżnieniu od słońca, nie lubią człowieka. Mącą mu w gło­wie światłem, które nie ma w sobie światła. Tak sobie migoczą, byleby tylko ściągnąć powieki na sam dół, aż do kości.

*

[…] zaczęłam wiercić ziemię palcem. Wiedziałam, że niczego nie dosięgnę, ale tęskniłam za prawdą, która może być ko­ścią albo zwierzęciem.

*

Cmentarz wżerał się w łąki i któregoś dnia miał je całkowicie połknąć. Szłam po ziemi, pod którą leżały dotąd sarny, zające, jaszczurki i dżdżo­wni­ce. Jednak kiedyś mieli pod nią spocząć także ludzie, zgodnie ze zwyczajną dla siebie logiką zawłaszczania wszystkiego na świecie. Nawet poprzez śmierć. Bo co, nie da się poprzez śmierć sobie świata zawłaszczać?

Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni,
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021.