wpis przeniesiony 14.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Tygodnik opiniotwórczy. W dziale z kulturą recenzja. Podkusiło mnie. Nabyłam książkę. Przeniosłam na kundla. Czytałam. I niech to jasna cholera! Przeczytałam do końca, licząc na to, że może znajdę choć jeden powód, dla którego warto sięgnąć po tę książkę. Skończyłam. I pozostał mi niesmak. Pomniejszony o to, że zakończenie książki traktuję jako otwarte.
Niesmak na dnie serca. Dopełniłam go, oglądając wczoraj wieczorem razem z Sadownikiem Sponsoring Szumowskiej. I już wiedziałam, jaki smak ten niesmak ma. Książkę i film — w moim świecie — łączy samotność i klasowość. Możemy sobie śnić o lepszym życiu społecznym, ile chcemy. Jako społeczeństwo bogatego kraju chorujemy na samotność, klasowość i jeszcze większą samotność, bo w tłumie, w rodzinie, wśród bliskich. Czytać o tym nie zamierzam, zwłaszcza gdy w literkach stereotyp goni stereotyp. Bezradności, bezmyślności jest wystarczająco dużo w realnym świecie, bez stwarzania dodatkowych fikcyjnych dusz i ludzkich dramatów. Chciałoby się zmienić w tytule jedną literkę, by uzyskać ten właściwy, czyli Nieważność.
Ale, ale. Okładka przepiękna. No i rozmarzyłam się, bo chętnie spotkałabym kogoś, kogo ta książka zachwyciła.
— Projekty — ożywiła się Zuzanna. — Więc też je macie.
— Oczywiście. Projekty, granty, rezydencje. Całe życie można spędzić na wypełnianiu wniosków. — Roześmiał się.
*
— Po prostu lubię... słowa. Takie hobby, jak tropienie zwierząt.
*
[...] patrzyła na domy; każdy zawierał jakieś losy, aktualne, szczęśliwe i straszne.
Julia Fiedorczuk, Nieważkość,
Marginesy, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz