wpis przeniesiony 13.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Lubię w sobie to Coś, co mądrzejsze jest ode mnie miliony, ba, tryliony razy.
Lubi mnie to Coś spotykać u zbiegu dwóch osiedlowych ścieżek. Jedna z nich, żadna kostka Bauma, lecz kwadratowe płyty chodnikowe. Druga, trylinka.
Idę wczoraj. Przy zmianie kształtów pod stopami Coś odezwało się:
— Puk! Puk!
— Tak?
— Czy ty łapiesz, co się z tobą dzieje?
Gdy Coś pyta, to nie bez potrzeby. Pytanie może brzmieć trywialnie, ale znalezienie uczciwej odpowiedzi zawsze wymaga wewnętrznego zatrzymania. Odpowiedziałam:
— Noooo, tak. Przede mną gna jeden zaplanowany na dziś „musiek”. Próbuję dotrzymać mu kroku wraz ze stadem „chcę”...
— Ale co ty czujesz?
— Co ja czuję? Emocje i uczucia nie dają rady dotrzymać narzuconego tempa. Tracą oddech. Wloką się wiele metrów za mną.
— No właśnie!
Przytomnie zwolniłam. Przecież nie muszę gnać. Poczułam siebie. Odetchnęło Coś we mnie. Życie darem jest niebywałym. Moje życie ogromnym przywilejem dla mnie jest — poczułam, pomyślałam nie pierwszy raz. Brzmi fatalnie ta trywialna trywialność, ale jednocześnie jest to fakt.
Czasem wystarczy zwolnić, by dostrzec inną perspektywę.
*
Czy to się nazywa synchroniczność? Kto wie.
Też wczoraj. Osteo zapytał, a nigdy tego nie robi, jaka muzyka? Poprosiłam, by sam wybrał. No i proszę, wiedziałam, że ten kawałek jest dla mnie. Przyszedł za mną do domu i został. Łomolę.
Sara Taveres, Balancê.
balancê ye
balança ya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz