czwartek, marca 05, 2015

1267. Puk! Puk!

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Lubię w sobie to Coś, co mądrzejsze jest ode mnie miliony, ba, tryliony razy.

Lubi mnie to Coś spotykać u zbiegu dwóch osiedlowych ścieżek. Jedna z nich, żadna kostka Bauma, lecz kwadratowe płyty chodnikowe. Druga, trylinka.

Idę wczoraj. Przy zmianie kształtów pod stopami Coś odezwało się:
     — Puk! Puk!
     — Tak?
     — Czy ty łapiesz, co się z tobą dzieje?

Gdy Coś pyta, to nie bez potrzeby. Pytanie może brzmieć trywialnie, ale znalezienie uczciwej odpowiedzi zawsze wymaga wewnętrznego zatrzymania. Odpowiedziałam:
     — Noooo, tak. Przede mną gna jeden zaplanowany na dziś „musiek”. Próbuję dotrzymać mu kroku wraz ze stadem „chcę”...
     — Ale co ty czujesz?
     — Co ja czuję? Emocje i uczucia nie dają rady dotrzymać narzuconego tempa. Tracą oddech. Wloką się wiele metrów za mną.
     — No właśnie!

Przytomnie zwolniłam. Przecież nie muszę gnać. Poczułam siebie. Odetchnęło Coś we mnie. Życie darem jest niebywałym. Moje życie ogromnym przywilejem dla mnie jest — poczułam, pomyślałam nie pierwszy raz. Brzmi fatalnie ta trywialna trywialność, ale jednocześnie jest to fakt.

Czasem wystarczy zwolnić, by dostrzec inną perspektywę.

*

Czy to się nazywa synchroniczność? Kto wie.

Też wczoraj. Osteo zapytał, a nigdy tego nie robi, jaka muzyka? Poprosiłam, by sam wybrał. No i proszę, wiedziałam, że ten kawałek jest dla mnie. Przyszedł za mną do domu i został. Łomolę.

Sara Taveres, Balancê.

balancê ye
balança ya

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz