środa, września 30, 2015

1482. Książkowy kickstarter

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wracaliśmy. W niedzielę. Do domu. Do siebie. Po drodze Sukę z psiego urlopu odebrać. Gnani tęsknotą za prostymi, samodzielnie przyrządzanymi potrawami, za naszą kawą podawaną wprost do hamaka. Włączyliśmy radio.

Usłyszałam o książce, którą bardzo chcę przeczytać, nawet jeśli okaże się, że wyjdzie tylko w papierze. Dowiedziałam się, że książka ta potrzebuje wsparcia. Moje już ma.

(źródło)

wtorek, września 29, 2015

1481. Mało ambitna historia z brodą i emocją

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dawno temu Onemu zapomniał i zostawił w ciasance swoje płyty U2. Chwilę po tym, gdy Sadownik o tym się dowiedział, postanowiliśmy skorzystać z okazji i podelektować się Bono. Ku naszemu zdziwieniu znajdujący się w sidiku krążek miał z U2 tyle wspólnego, co nasze wakacje z Afryką. Było tam kilka folderów, w każdym z nich po kilkanaście piosenek z naszej młodości. Straszny kicz, coś z gatunku muzyki zwanej pościelówą, nic wymagającego, ale prawda jest taka, że z każdą piosenką słodycz lała się przez głośniki wprost do naszych uszu — uruchamiały się niewinne części nas, budziły się wspomnienia. Późniejsze śledztwo wykazało, że krążek skompilował Bajkowy Basista i też zapomniał zabrać, ale finalnie w dobroci swego serca pozostawił go na wyposażeniu stałym ciasanki.

Wszystko to byłoby kompletnie bez znaczenia, bo co komu po tym, że kilka piosenek jest od czasu do czasu przeze mnie zarzynanych, m. in. piosenka stanowiąca oprawę delfina Umuma, którego nigdy w przedszkolu nie mogłam obejrzeć do końca, bo leciał wtedy, gdy ja szłam do domu, ale, ale… jest to historia o tym, jak przypadek zamienił się w działanie z premedytacją.

Na tym sidiku jest również piosenka, której wykonawcy nie znałam, ale której klimat — aż wstyd — porywa mnie do dziś… W niedzielę o 7.00 byliśmy w samochodzie w drodze do Wrocławia. Zaczynaliśmy jeden jedyny, ostatni dzień wolnego, zanim ruszymy w akademickość i studenckość. Pierwsze słowa piosenki świetnie oddawały intensywność przeżytych przez nas dni:

now the party is over, I’m so tired,
then I see you coming out of nowhere

Zanim oddaliśmy się randkowaniu na całego, po tekście znalazłam wykonawcę i utwór na sieci. Hmmm, pomyślałam… Avalon… i przeczytałam… mityczny celtycki raj, kraina zmarłych lub Ziemia Kobiet, ale też Wyspa Jabłek lub Wyspa Jabłoni. Zdziwiona? — zapytałam samą siebie w duchu.

Wciąż piłuję tę piosenkę. Postanowiłam ją tu upuścić, będzie mi albo łatwiej do niej dotrzeć, gdy mknę ulicach stolicy, albo się od niej odczepię. Póki co, przy kolejnych taktach rzeźbię raport roczny mojego studiowania.

Roxy Music, Avalon.

czwartek, września 24, 2015

(1468+6). POP Kreacje 2015, Busko-Zdrój

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszy raz byliśmy z Sadownikiem razem w pracy. Mnie obowiązuje tajemnica, ale dwa komentarze podczas inauguracji wystawy zdjęć Sadownika warte są odnotowania ku pamięci:

…to nie może być pośladek,
przecież jesteśmy w Domu Kultury…

…hmmm, niech sobie przypomnę,
gdzie mam coś takiego…

1473. Busko-Zdrój

(1470+2). Mocny MOCAK (III)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie jestem mocna w kategorii video, ale Daniela Rumiancewa obejrzałam od pierwszej do ostatniej sekundy z rozdziawionym pysiem.

Radości nie było końca, gdy wspominając wczorajszą kulturę znalazłam właśnie to konkretne video i opis. Wrażliwi, widzący absurdy mężczyźni. Tak, poproszę!

(fot. Sadownik)

(1470+1). Mocny MOCAK (II)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Na dzień dobry, na samym wejściu po podbiciu biletów, na pierwsze danie Proszona kolacja Judy Chicago (ur. 1939). I myśl: jak ja bym chciała by ten, tamta, ów i owa byli tu ze mną. Na szczęście najważniejszy w moim życiu Człowiek był obok. Zna mnie, ja musiałam to zobaczyć.

Namiastka. Na tęsknotę. Na wspomnienie. Znaleziona!
Na leczenie z pomysłu, że pierwszą ważną była dopiero Francuska ;) Maria Skłodowska Curie, jeśli macie pod ręką chorych na tę przypadłość.

Judy Chicago, The Dinner Party.

Wśród zaproszonych do stołu są, obecne od jakiegoś czasu na tym blogu, Georgia O'Keeffe i Virginia Woolf.

1470. Mocny MOCAK (I)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy wrócił w czerwcu z Krakowa, powiedział tylko: musisz to zobaczyć. Był plan, że może na rocznicę ślubu pojedziemy tam razem. Był plan, że może w sierpniu wyrwiemy Panu Ciasteczko ze dwa pracownicze dni. Działo się, więc owe plany siłą rzeczy zsunęły się bezszelestnie na drugi, trzeci plan.

Miał rację. Musiałam to zobaczyć. Wczoraj byliśmy na wystawie Gender w sztuce. Giender to nie wymysł zgniłego moralnie Zachodu, jak chciałoby wielu, to wielowiekowy fakt. Emancypacja kobiet trwa ponad sto lat. Emancypacja mężczyzn? Poczekamy?

A jeśli mamy tylko jedno życie, dlaczego nie moglibyśmy wszyscy przeżyć go, jak chcemy?

Marzę o emancypacji ludzi. By stwierdzenia typu chciała, nie mogła; mógł, nie chciał; mogła, nie chciała; chciał, nie mógł były tylko coraz bardziej odległą, niepojmowaną już przez nas wcale, historią.

fot. fragmentów pracy Jadwigi Sawickiej (ur. 1959)

środa, września 23, 2015

1469. Planty

1468. POP Fiesta 2015!

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Policzyłam. To będzie nasz czwarty tydzień na walizkach. Tym razem szczytny cel. Ruszamy z Sadownikiem w Polskę. Świętować!

*

     — W naszej szkole są ludzie z niezwykłym potencjałem, posiadający wiele talentów. Chcemy się podzielić doświadczeniem i wiedzą ze wszystkimi chętnymi – mówi Michał Duda, psychoterapeuta POP i współzałożyciel Instytutu Psychologii Procesu. — W tym roku w ramach festiwalu odbędzie się ponad 200 spotkań w całej Polsce i we Francji. Zapraszamy również na imprezy towarzyszące, wystawy fotograficzne i malarskie — dodaje.

Festiwal POP Kreacje to znakomita okazja, by doświadczyć w praktyce tej metody w różnych jej zastosowaniach. Sporo osób, które po raz pierwszy zetknęły się z psychologią procesu na festiwalach w ubiegłych latach, pracuje do dzisiaj z tą metodą. Festiwal zgromadził przez lata grupę stałych bywalców, publiczności, dla której udział w nim jest po prostu przyjemnością samą w sobie.

     — Dla wielu uczestników festiwal POP Kreacje to okazja, by w ciekawy sposób spędzić popołudnie czy wieczór, przy okazji dowiedzieć się czegoś nowego o sobie. Osoby te co roku chętnie wracają, z każdą edycją jest ich coraz więcej – podkreśla Michał Duda.

Z materiałów Biura Prasowego festiwalu POP Kreacje.
(wyróżnienie oryginalne)

wtorek, września 22, 2015

1467. Leczona kinematografią

To pewnie było do przewidzenia. Cztery noce z dwoma Wiedźmami w tym samym pokoju musiały zrobić swoje. Choć walec poznania, czyli własne doświadczenia podczas warsztatu, rozjeżdżał nas skutecznie i tylko dzięki niemu, nie zagadałyśmy się na śmierć, to jednak dopadły mnie te Wiedźmy któregoś wieczoru.

Ja im o pewnej trudności, a one, dawaj mi oczy otwierać, niuanse tłumaczyć. Lekarstwo przepisały. Spożyłam wczoraj w towarzystwie Sadownika. To był film. Płakałam ze śmiechu. A gdy skończyłam, pomyślałam, nie po raz pierwszy, że mam szczęście do Ludzi. To się nazywa Fart przez wielkie ‘F’!

Dzień Świstaka, 1993.

Nie pijmy za zdrowie, ci na Titanicu je mieli,
Nie pijmy za bogactwo, ci na Titanicu byli bogaci,
Wypijmy za farta!

(Smoku i Gepardzica przypomnieli sobie ten toast,
zaznajomili mnie z nim przy pysznym ciachu w Sopocie
)

1466. Zona, ale wciąż żona

Sadownik & Jabłoń:
(znani są sobie z tego, że uwielbiają ze sobą rozmawiać)

Jabłoń:
(po przebudzeniu i przytuleniu się do Maga)
Czy ja dobrze zrozumiałam z wczorajszej rozmowy,
że jestem Twoją strefą erogenną?

Sadownik:
Taaak!

Jabłoń:
Czyli co rano mogę mówić:
Dzień dobry kochanie, wita cię twoja zona!
(chichra)

Sadownik:
(też chichra)
Jaka się od tego wyszczekana zrobiłaś?

Jabłoń:
Języki to podstawa! Tak kiedyś mi mówili.

poniedziałek, września 21, 2015

1465. Gęsto utkany znaczeniem patchwork słów i wrażeń

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sama nie wiem, jak to się stało. Staliśmy się z Sadownikiem chwilowymi stałymi bywalcami kina. Film Żyć, nie umierać widzieliśmy w dniu premiery. Karbalę dwa dni po premierze tylko dlatego, że wcześniej nie znajdowaliśmy się w tym samym mieście. Dwa dni później w towarzystwie Bliźniaczej Liczby Do utraty sił, a wczoraj, gdy stolica gościła ostatni wieczór Bliźniaczą, popędziliśmy trójką na Młodość, która pozostawiła nas w odmiennym stanie do dziś i pewnie to potrwa jakiś czas jeszcze. O każdym z tych obrazów mogę dyskutować z zawiedzionymi… do utraty tchu. Poruszają, zmieniają, zostają w pamięci.

Pozwól jej przeżywać swoje sprawy.
*
Spróbuj zrobić to wolniej.
*
Wyluzuj, nie nauczysz się wszystkiego w jeden dzień.
Do utraty sił, 2015.

Emocje to wszystko co mamy.
Młodość, 2015.

Nie zgadzam się! Radykalnie, fundamentalnie, całą sobą! Powiedziałabym z fundamentalistyczną pewnością:

Uczucia to wszystko co mamy.

* * *

Ów odmienny stan przypomniał mi, że na urlopie dowiedziałam się o śmierci Olivera Sacksa. Od kilku miesięcy po raz n-ty wracałam i czytałam jego książki, wiedząc że jego życie powoli dopełnia się. Uwielbiam Jego wrażliwość. Nie ma go już, ale jest!

Tam, gdzie przedtem niczego nie było, czy nie było niczego sensownego, coś nagle „spada z nieba”. „Na początku był impuls”. Nie czyn, nie odruch, ale impuls, który jest od nich i bardziej oczywisty, i bardziej tajemniczy

Oliver Sacks, Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem,
Wydawnictwo Zysk i S-ka Warszawa 1996.

We [Oliver Sacks & Billy Hayes] sometimes read our works in progress to each other, but mostly, like any other couple, we talk about what we are reading, we watch old movies on television, we watch the sunset together or share sandwiches for lunch. We have a tranquil, many-dimensional sharing of lives—a great and unexpected gift in my old age, after a lifetime of keeping at a distance.

Oliver Sacks, On the Move. A Life,
Picador, London 2015.

(fot. źródło)

The Piano Guys, Home.

1464. Bliskość

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Są zdjęcia. Nie moje. Nie Sadownika. Kudłate. Poruszają najgłębszą istotę mojego „ja”. I chcę je tu — bardzo, bardzo — pod ręką mieć. Ostatnie takie, sprawdziłam, wciąż ze mną rezonuje.

Zwykle te zdjęcia robią ludzie, których nigdy nie spotkałam, nie znam. Nie tą „razą”, bo… Altówka!

(fot. Altówka)

niedziela, września 20, 2015

(1411+47+5). Wracali…

Zgodnie z planem.
Smoku odebrał Wiedźmy Trzy.
Wracali…

Robert Plant, Big Log.

Pyszny obiadek razem zjedli.
Wracali…

*

Smoku:
(z wdziękiem, ale dynamicznie ujeżdża konie mechaniczne)

Gepardzica:
(z pewną nutą prośby o mniejszą dynamikę)
Smoku, wieziesz trzy skarby, z czego tylko jeden jest twój.

Bliźniacza Liczba:
(z refleksem godnym pozazdroszczenia)
Dwa pozostałe nie są do zakopania.

Jabłoń:
(zdążyła tylko obśmiać się serdecznie i szybciutko zanotować,
a gdy rozpadało się, pyknęła zdjątko
)

(1411+47+4). Tam i wtedy, czyli… Ilu-z-ja

Nie można zrobić więcej niż można.

*

Żeby zostawić,
trzeba wiedzieć,
co się zostawia.

Nie można przyjąć krytyki,
jeśli zakwestionowana jest

nasza podstawowa dobroć.

(1459+2). Zawdzięczam Terlikowskiej, czyli Remini (III)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Podkusiło mnie w czasie urlopu zajrzeć do polskiego świata. List do bezdzietnego leminga przeczytać. I zasmucić się, że nie bierze mnie to wcale — nie rani, nie dotyka, wręcz bawi i śmieszy trochę. Przeczytałam. Takiej ilości pogardy w literkach nie widziałam, jak żyję. Terlikowska do czasu wspomnianej pisemnej wypowiedzi była dla mnie tylko żoną swego męża. Ten list sprawił, że stała się mitomanką.

Ale, ale… pewien nie znoszący sprzeciwu ton dotyczący odbioru rzeczywistości, który towarzyszy twórczości Terlikowskich, sprawił, że postanowiłam krok w stronę poznania boga zrobić. Pyk, pyk. Klik, klik. Potwierdzić przelew esemesem. I na kundlu miałam książkę. Książkę niebywałą. Najlepszą, jaką czytałam w tym roku. Jest to pisana z mądrością i miłością rozmowa o miłości i mądrości, czyli o Bogu właśnie.

[St. Obirek] Czy udało nam się uchylić rąbka tajemnicy istnienia? Zapewne nie, ale chyba potrafiliśmy zadawać pytania bez obawy o ich konsekwencje, bez lęku o sankcje instancji niechętnych niezależnemu myśleniu.

*

[Z. Bauman] Wszystko co twórcze w ludzkiej egzystencji, twórcze swego przyrodzenia i nieodwracalnej natury, ma swe źródło w ludzkiej różnorodności. I to nie różnorodność ludzka obraca się w bratobójcze masakry, lecz niezgoda na nią i zamiar postawienia za wszelką cenę na swoim. Warunkiem przedwstępnym pokoju, solidarności i życzliwej między ludźmi współpracy jest, zgoda na wielość sposobów bycia człowiekiem i gotowość do przyjęcia modelu współżycia, jakiego ta wielość wymaga.

*

[St. Obirek] […] zarówno judaizm, jak i chrześcijaństwo to konstrukcje ideologiczne stworzone w celu zaspokojenia pewnych potrzeb. Czy były to potrzeby religijne, nie jestem pewien

*

[St. Obirek] […] to jednak nie stadny instynkt, ale samotne zmaganie stanowi o sensie mego bytowania.

*

[St. Obirek] Cud dziejący się tam, gdzie jesteśmy w stanie go zobaczyć, albo stający się wtedy, gdy potrafimy go przyjąć? W każdym razie opisany przez Ciebie [Z. Baumana] rodzaj obecności sprawia, że nadal żyjemy z tymi, którzy odeszli. Odeszli wcale nie bezpowrotnie. Oni po prostu są. Pozwalają patrzeć na świat swoimi oczyma i w ten sposób umożliwiają jego przemianę. Krótko mówiąc, czynią go mniej groźnym, a na pewno mniej pustym.

*

[Z. Bauman] Że wspomnę credo Camusa: jest piękno i są ludzie pogrążeni w niedoli — pozwól mi, Boże, dochować wierności temu pierwszemu o tym drugim

*

[St. Obirek] Shoshana, gdy dzielę się z nią tymi lękami, nieodmiennie pyta: „Skoro w religii dostrzegasz źródło zła, a już na pewno nie spodziewasz się po niej ratunku, to w co ty właściwie wierzysz?”. Dla niej sprawa wydaje się prosta. Jest obdarzona łaską niewiary i przynajmniej pozbawiona złudzeń. A ja? Gdy mnie tak pyta, próbuję nieśmiało odpowiadać, że jednak wierzę w Opatrzność, która pozwoliła mi właśnie ją, Shoshanę, spotkać, i że wierzę, iż takie bycie razem i wiara w możliwość życia w tym świecie jest jednak darem, który oboje otrzymaliśmy. Więc może tak do końca nie zostaliśmy wysadzeni z siodła, może nie tylko odziedziczyliśmy świat, ale jakoś go posiadamy i potrafimy go na miarę naszych zdolności zmieniać. A jeśli nie zmieniać, to przynajmniej starać się, by nie przestał być choć trochę naszym, ludzkim światem

*

[Z. Bauman] […] pokusa kusi: a mianowicie kusi, jak wykłada Lévinas, tym, że jej momentem wolności. Momentem między wyważeniem jednych drzwi, a zatrzaśnięciem drugich. Życie bez pokus równa się zniewoleniu — jest rutyną bez perspektywy, zastojem, inercją środowiska i własnym bezwładem czy bezsiłą. Życie po poddaniu się pokusie też okazuje się życiem zniewolonym — tyle że do tej prawdy dopiero dojść musimy, a odkrywamy jej mądrość zazwyczaj po szkodzie… Tylko stan pokusy jest momentem — krótkotrwałym i łatwym do przeoczenia albo błędnego odczytania — wolności. Możliwość wyboru jeszcze żywa, drzwi otwarte na oścież. Klamka jeszcze nie zapadła, ale za chwilę, gdy pokusie ulegnę, zapadnie

*

[Z. Bauman] […] ów moment zawieszenia, chwila niedokończenia, niedookreślenia i niezdeterminowania, prześwit wolności w szparze zniewolonego bytu, kiedy to nic jeszcze nie zostało zaklepane na amen, a wszystko, czy choćby nie wszystko, lecz nie nieskończenie, zdawałoby się, wiele, pozostaje wciąż możliwe do dokonania; a więc, summa summarum, jest szans objawienia się odpowiedzialności kiedy indziej chowanej tchórzliwie pod maską konieczności.

Zygmunt Bauman, Stanisław Obirek, O Bogu i Człowieku. Rozmowy,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
(wyróżnienie własne)

(1459+1). Reminiscencje (II)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Matka pewna sąsiadowała z przestrzenią mego urlopowego życia. A cio to? A cio to? Brum, brum, brum. Trzy dni. Skuteczna aż nadto w infantylizowaniu swojego męża i w przeszkadzaniu własnemu dziecku, by przypadkiem nie interesowało się światem na swój sposób. Pomaluj, zamaluj tak i tak. A cio to? A cio to? Brum, brum, brum. I nagle wrzask. NIE!

Historia powtórzona kilkakrotnie, gdzie kilkakrotnie, to mało powiedziane. Będąc wrzuconym w to świadkiem, zdałam sobie sprawę, że choć rodzic–dziecko jest pewnym układem sił, polem ogromnej obustronnej miłości, to jednak jest tylko potencjałem relacji, a nie relacją. Relacja wymaga istnienia równoprawnych partnerów. Każde autorytarne — choćby nie wiem jak słuszne — NIE! zawiesza relację na kołku, odkłada ją na bok, nie liczy się z niczym. Nie ma relacji, są rządy. Chwilowe, osobiste olśnienie, mała teoria chwili mnie dopadła: dlaczego każda terapia wcześniej czy później, na chwilę lub dłużej dotyczy rodziców, dzieci? Bo tęsknimy za tym, by ten potencjał relacyjny stał się relacją. Nie dzieje się tak z automatu, bo matka, bo dziecko, bo należy i trzeba. Relacji nie buduje się z urzędu. Relacja z rodzicem wymaga dorosłego dziecka… relacja z dzieckiem wymaga dorosłego rodzica… nieoczywiste to i rzadkie, czasem niemożliwe na tym świecie, ale potencjał tkwi w nas wszystkich zawsze.

1459. Reminiscencje (I)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Weszła na pocztę. Pobrała numerek. Przeczytała znajdującą się na nim informację: przed nią było dwadzieścia siedem osób, a przybliżony czas oczekiwania wynosił pięćdziesiąt dziewięć minut. Gdy na wyświetlaczu pojawił się numer 621 — przed nią było już tylko dwudziestu sześciu ludzi — ruszyła do właściwego okienka. Zderzyła się tam z osobą trzymającą w dłoni kwitek z numerem 621. Wypowiedziała magiczną sekwencję słów. I została obsłużona poza kolejnością.

Wieczorem razem z ukochanym poszli do kina. Miała zrobioną rezerwację biletów. Zdążą je odebrać, kupić popcorn i colę, starczy im jeszcze czasu, by obgadać kwestię przyjęcia, które organizują za miesiąc — tak myślała — ale rzeczywistość skonfrontowała ją z długą kolejką tych, co chcieli odebrać zarezerwowane przez siebie bilety. Czas biegł nieubłaganie. Za trzy minuty ich rezerwacja wygaśnie — pomyślała i nie zastanawiając się zbyt wiele, podeszła do okienka. Wypowiedziała magiczną sekwencję słów. Ludzie tworzący ogonek wzburzyli się nieco, że ktoś, że z boku, że bez kolejki. Wypowiedziała magiczne słowa na głos. Odebrała bilety, kupili popcorn i colę, weszli na salę, obejrzeli film.

Poranna wizyta u lekarza wydawała się być już prehistorią świata niejednego, relacji wielu, nieskończonej ilości pragnień. To wszystko stało się daleką przeszłością. Z każdą godziną Ewa była bardziej w ciąży.

Ewa jest fikcyjna, ale jednocześnie nie wymyślona — powstała ze złożenia wielu kobiet, kilku historii. Opowiastka ta ożyła w mej głowie, gdy jeden mężczyzna drugiemu mężczyźnie w bardzo męskiej rozmowie doniósł: no wieszjest coraz bardziej w ciąży.

Spisanie tej opowiastki zajęło mi kilkadziesiąt dni. Wylęgała się we mnie. Już wiem, dlaczego to tyle trwało. Jest uniwersalna — każdy neofita na początku swej drogi przegina. Przerysowanie, przesada, pewien świr ułatwiają nam wejście w nową rolę, pozwalają nam rozpocząć psychiczne moszczenie sobie swojego miejsca w tej roli. Niech kamieniem rzuci ten, co nie ześwirował choć na chwilę na początku stawania się kimś innym, kimś jeszcze, kimś niepoznanym jeszcze dla samego siebie. Ktoś nie był choć przez chwilę oszołomem?

wtorek, września 15, 2015

(1411+47). Wiwat Wiedźmy!

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dwie Wiedźmy*:
(w niedzielę w pendolino dyskutują, dzielą się spostrzeżeniami,
drugą dobę kłapią dziobami prawie non stop
)

Jedna Wiedźma do Drugiej:
Musimy nauczyć się razem spać!
(niech pozostanie tajemnicą znaczenie tych słów)

Dwie Wiedźmy:
(ryknęły śmiechem)

Anna Maria Jopek, I pozostanie tajemnicą.

*

Trzecia Wiedźma… wylądowała wczoraj na Okęciu. Świętujemy! Jutro Sadownik wywiezie Wiedźmy w świat… W niedzielę odbierze je Smoku, ale to już będą całkiem  i n n e  Wiedźmy.

_____________
* Wiedźma = Ta co wie! :)

poniedziałek, września 14, 2015

(1132+325). Owocowanie (IPP-Work 2015)

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jak co roku — niepowtarzalny patchwork wrażeń. Zapisałam kilka zdań prelegentów. Zatrzymałam kilka własnych wrażeń i słów, które mnie dopadły. Nie podejrzewałam, że tyle może wydarzyć się w środku człowieka, gdy siedzi on grzecznie na krzesełku. Ale nim to wszystko stało się faktem, wysiadłam z SKM-ki i…

*

Bogactwo to nie stan posiadania, lecz postawa
i nastawienie wobec siebie, innych, świata i życia.

*

Jeśli mówisz o tym, co cię dręczy,
to jest to świetny sposób na zdrowienie.

*

Wszystkiemu, co się dzieje,
towarzyszy reakcja w ciele
.

*

Szanuj swoje progi i ograniczenia.
Uznaj swoje bieżące doświadczenie za ważne.
Opowiedz swoją historię
.

*

Takiej puenty nie spodziewałam się. W zasadzie nie oczekiwałam żadnej, ale zanim wsiadłam do pendolino, spytałam pewną młodą osobę, czy mogę sfotografować jej plecy. Pozwoliła mi…

sobota, września 12, 2015

1456. W oku cyklonu

 wpis przeniesiony 16.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdy wczoraj rano wracałam z urlopu, płakałam. Z wielu powodów. Ukryty, nawet przede mną, plan okazał się być taki: w czasie urlopu wrócę do zdrowia. Jest lepiej, ale nie tak, jak ów tajny plan zakładał. Olśniło mnie dopiero dziś rano...

*

Znajdź w sobie miejsce ciszy.
Uszanuj je. Pobądź w nim. Pokłoń się mu.
Wracaj do niego. Z uporem maniaka. Zawsze.

*

Tylko z tego miejsca mogę wyzdrowieć. Odetchnęłam. Zrozumiałam coś ważnego na swój temat. Zrozumiałam… w moim miejscu ciszy.

czwartek, września 10, 2015

(1438+16). Dzień 10.

i koniec.

(1442+11). Urlopujące literki (III)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Przed urlopem weszliśmy z Sadownikiem do księgarni analogowej. Wzięłam papierową wersję do ręki — wyszła w wersji pocket, papier dno, czcionka dno, interlinia fatalna, marginesów w zasadzie brak. Niech jakiś wielbiciel papieru mnie przekona, że ta książka w papierze jest czymś lepszym niż jej wersja elektroniczna. Niech chociaż spróbuje! — pomyślałam.

A na kundlu — zmieniłam sobie czcionkę, ustawiłam interlinię i marginesy. Sadownik ustawił sobie padalca i… pojechaliśmy z czytaniem synchronicznym.

No i… lubię Bondę. Co mi się podoba?… Zamyśliłam się… najbardziej… relacje między bohaterami.

     — Nie o to chodzi, stary — przerwał mu Hubert. — Właśnie, chciałbym się dowiedzieć, o co tu chodzi?
     
— Dla ciebie to wszystko, kurwa, takie proste!
     — Jest proste, bo jestem szczery ze sobą… Proste, ale niełatwe.

*

     — Umówiliśmy się z żoną po drugim dziecku, że to ja będę podejmował ważne decyzje. Ona weźmie na siebie wszystkie drobiazgi, żebym nie zawracał sobie tym głowy. Tylko że w życiu nie ma żadnych ważnych decyzji. Wszystko jest błahostką. No i widzisz, jak się załatwiłem — wyznał ze skruchą.

*

[…] muszę wreszcie przestać uciekać. Przyznać się do błędu i zacząć walczyć. Może ten pożar i cała ta sprawa były właśnie po to, żebym w końcu zrozumiał, kim jestem.

Katarzyna Bonda, Florystka,
Wydawnictwo Muza, Warszawa 2015.

środa, września 09, 2015

(1438+14). Dzień 9.

1451. O wyższości kaszebskiego weta

Wczoraj rano. Dopadło Heniutkę kudłate zło. Myśli, gdy je; żuje, nie śpieszy się. Mija pół godziny. Psie śniadanko wraca. Za godzinę kolejna próba zaczarowania rzeczywistości. No zje, ale niechętnie, czyli nie lab. Po piętnastu minutach powrót jedzenia. No to wet!

Dwa zdjęcia rentgenowskie, Pan Wet uśmiecha się kaszebsko i pokazując nam sucze słit focie wnętrznościowe mówi:
     
— Noooo, dla weterynarza ze środkowej Polski to mogłoby być zaskakujące, ale tu to norma, szczególnie wśród małych psów. Dziewczyna jest po prostu zapiaszczona.

Dwa zastrzyki — coś rozkurczowego, coś przeciwbólowego. I pięćdziesiątka oleju parafinowego wprost do dzioba.

*

Dziś. Jak cudownie jest widzieć żywego, szczęśliwego psa, tfu… sukę!

Mały piesek. Koń by się uśmiał.

poniedziałek, września 07, 2015

(1438+9+2). Dzień 7. (labowy suplement)

(1442+6). Urlopujące literki (II)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bez dyskalkulii, dysgrafii czy dysleksji, ale za to z realnymi objawami dysbeletrelestyki, postanowiłam między jedną fikcję a drugą wrzucić na urlopowy ruszt czytelniczy coś z mojej bardziej „codziennej” półki.

Ta książka czekała na swoją kolej od grudnia. Czekała, by mnie powalić i skontaktować z Niemocą. Zatrzymała mnie jak zwykle w Milczeniu.

Zawsze pociąga mnie ta mała przestrzeń — człowiek… jeden człowiek. Tak naprawdę to w nim wszystko się dzieje.

*

Wypytuję nie o socjalizm, ale o miłość, zazdrość, dzieciństwo, starość. O muzykę, tańce, o fryzury. O tysiące szczegółów życia, które zniknęło. To jedyny sposób, żeby zapędzić katastrofę w ramy czegoś zwykłego i spróbować coś opowiedzieć. Czegoś się domyślić. Nie przestaję się dziwić temu, jak ciekawe jest zwykłe ludzkie życie. Nieskończona liczba ludzkich prawd… Historię interesują tylko fakty, emocje zostają za burtą. Z zasady nie mają wstępu do historii.

*

Po strachu bardzo chce się żyć, cieszyć się.

*

W cerkwi podczas nabożeństwa stoi wielu ludzi. Głęboko wierzących jest niewielu, większość to cierpiący.

*

     — Tato, a ja myślałem, że wszystko można zgłębić rozumem.

     — Wielu rzeczy nie można zgłębić rozumem. Na przykład miłości.

     — I śmierci.

*

Człowiek zawsze pragnie w coś wierzyć. W boga albo w postęp techniczny. W chemię, w polimery, w kosmiczny rozum. Teraz — w rynek. No dobrze, najemy się, a co dalej?

*

Umieram, ale się nie poddaję. […]

autorem tego napisu jest […] Tatar Timerian Zinatow […].

*

Ludzie szukali sensu w tym, co się dzieje… jakiejś logiki. Człowiek chciałby zrozumieć nawet piekło.

*

Szczęśliwi ludzie są zawsze dziećmi. Trzeba ich chronić, są delikatni i śmieszni. Bezbronni.

*

     — Jakim cudem udało ci się przeżyć? — pytałam.

     — Jako dziecko byłem bardzo kochany. Ratuje nas ilość miłości, którą otrzymaliśmy. To jest nasz „współczynnik bezpieczeństwa”.

*

Wziąć cierpienie w swoje ręce, w całkowite posiadanie, i wyjść z niego, coś z niego wynieść. To jest jakieś zwycięstwo, tylko to ma sens. Nie zostaje się z pustymi rękami… Bo inaczej po co było zstępować do piekieł?

*

Jeśli ktoś poznał miłość, to zawsze można do niego przyjść

*

Chodzi smok po lesie. Spotyka niedźwiedzia: „Niedźwiedziu — mówi smok — o ósmej mam kolację. Przyjdź, to cię zjem”. Idzie dalej. Skacze zając. „Stój, zającu — mówi smok — o drugiej mam obiad. Przyjdź, to cię zjem”. Zając podnosi łapę: „Mam pytanie”. „Pytaj”. „Czy można nie przyjść?” „Można. Wykreślę cię z listy zaproszonych”. Ale mało kto potrafi zadać takie pytanieKurde!

Swietłana Aleksijewicz, Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka,
(tłum. Jerzy Czech), Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
(wyróżnienie własne)

(1438+9). Dzień 7.

piątek, września 04, 2015

(1438+6). Dzień 3. (suplement)

(1438+5). Dama z języczkiem

1442. Urlopujące literki

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jakiś czas temu, gdy Sadownik czytał tylko papier, w ramach niespodzianki, poszłam i kupiłam mu świeżuteńki wówczas drugi z czterech tomów Katarzyny Bondy. Pan, który przyjmował płatność, próbował we mnie widzieć partnera do rozmowy o kryminałach. A ja ani be, ani me… bo książka… przecież… eeee… dla męża. Polecił najbardziej ulubiony przez siebie kryminał, napisany przez pewnego (sic!) Czecha.

Urlop. Postanowienie. Odłożyłam „swoje” książki. Pierwszy kryminał w swoim życiu mam za sobą. Fantastyczny podział na podrozdziały!

Chciałoby się napisać: Czech napisał książkę, której akcja dzieje się w Rosji z polskim feministycznym akcentem. Ale chyba nie można, bo coś mi się zdaje, że Autor jest Rosjaninem.

     — Nie! — krzyknął Wanzarow na całą ulicę. — Zło jest zawfe takie samo. To ludzie, chcąc się usprawiedliwić, mówią: zło ma wiele twarzy, nic nie możemy zrobić. A zło ma zawfe konkretną twarz. I trzeba z nią walczyć.

*

     — Ci, którzy chcą siłą doprowadzić ludzkość do raju, nieuchronnie pójdą po trupach.

*

Wanzarow nerwowo szukał jakiegoś wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Nawet w takiej chwili należy podjąć jakąś decyzję. Trzeba ją tylko dostrzec.

*

     — Apollonie, nie denerwuj się! Wy, mężczyźni, jesteście tacy czuli i nerwowi, że to aż śmieszne.
     — Wiera!
     — Apollonku, zamilcz! — nakazała surowo. — Chcę się czegoś dowiedzieć, skoro mam już możliwość porozmawiania z policjantem; otóż pan, Wanzarow, jest typowym sługą reżimu, katem wolności i tak dalej. A czym pan żyje, czym się pasjonuje, powiedzmy, ma pan jakieś hobby?

Anton Cziż, Boska trucizna, (tłum. Agnieszka Pukowska),
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2010.
(wyróżnienie własne)