wtorek, grudnia 31, 2019

3628. Już za chwileczkę, już za momencik

Stado:
(jadące na święta dziesięć dni temu)

Jabłoń:
(przyznało się do trudności,
którą od jakiegoś czasu ma
)
Boję się marzyć…
(po chwili ciszy dodała)
…bo boję się, że mi los
środkowy palec pokaże… :(((

Sadownik:
Coś Ty temu losowi zrobiła?
Cztery razy pod rząd oblałaś?

Jabłoń:
Czym?
(dopiero po chwili przypomniała sobie, że
nauczycielem akademickim była
…)
Acha… :((((

Sadownik:
To przestań marzyć, stawiaj sobie cele.
Do celów los nie ma nic!

* * *

U pani Marii dwa dni później czerwień chwyciła mnie za serce. Ten kalendarz — skojarzenia z brewiarzem nasunął, przypomniał magiczny notes Kaan — nie musiał się prosić, by wprosić się do mojego życia.

Brewiarzyk dobrego życia dał się wczoraj sfotografować w Małej Danii, a jutro rusza do pracy…

* * *

Nikt ci nie przywróci dawnego życia.
Musisz je odzyskać sam
.

// Defenders, sezon 1, odcinek 1.

poniedziałek, grudnia 30, 2019

3627. Apus i już!

Krytyk wewnętrzny Autora, pomimo szczenięcego wieku, poczęstował mnie nad wyraz wyrośniętą wątpliwością. Nie, nie uwielbiam tego Portretu dlatego, że Autorem jest dziecko.

Autor nie wie, że prawda o mnie jest taka, że nie znoszę dzieci. Nie jestem zainteresowana, nawet w minimalnie społecznie wymagany sposób, dopóki w dziecku nie zobaczę człowieka. Jeśli jednak dojrzę Duszę, to jestem kupiona. Bywa też tak, że Duch w dziecku zagada do mnie (najczęściej niewerbalnie) i … jestem kupiona już na zawsze.

Autor Apusa w sercu zatrzymał. Apus do tej pory był tu tylko stopami.


Autor: Oś.

*

Miłość jest prosta… to namaluj! Ja się poddaję.

Umiem ją tylko zobaczyć.

3626. w Galerii

Zamknięte galerie frustrują. Ale nie Ta!

Otwarte galerie cieszą. Rzadko poza wystawą możesz jednocześnie rzucić okiem na przestrzeń magazynową. Ale w Tej Galerii możesz! Tylko spójrz!

obie fot. Kaan.

sobota, grudnia 28, 2019

3625. Kobieto! Puchu, co czynisz różnicę!

Gdy ją dostałam – miesiąc i pięć dni temu — nie umiałam się nią ucieszyć, bo śmietnik widziałam, a nie coś-ury, o których dowiedziałam się dużo, dużo później. Zapomniałam o niej. Tylko mój telefon pamiętał.

Nigdy nie wierz kobiecie! Było tu, że już żadnych błysków Julii Hartwig nie będzie, a jest! Jest, bo przypomniał mi o nieucieszonej na czas martwej naturze i Kaan, i o plastrach, których obecność uśmiecha mnie nie mniej niż coś-ury.

„Martwa natura” to obraz materii nieożywionej.
     A jednak są martwe natury, za którymi czuje się obecność ludzką
. […]

Julia Hartwig, Zwierzenia i błyski,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004.
(Błyski: I, II, III)


Kaan.

*

Nigdy nie wierz kobiecie! Było, że do końca roku książki w „papierzu” nie kupię. I co z tego, że w moich rękach będą dopiero po Nowym Roku — jedną zamówiłam, drugą kupiłam, obie w drodze. Charakteru mi brak. Za to śniegu jeszcze troszkę jest (tego pierwszego).

3624. Odcienie bieli


piątek, grudnia 27, 2019

(3598+15+10). Piękno i już (II)

W nowiutkim plecaczku wszystko (co potrzebne) do podróżowania samochodem było wczoraj pod ręką — dwie książki, kundel, chusteczki higieniczne, portfel i drugie błyski. Nim dojechaliśmy do Małej Danii, nim ściemniło się, było po nich. Koniec. Więcej błysków Julii Hartwig nie przeczytam, bo więcej nie ma.

Niektóre się powtarzają. I co z tego? Czujność czytającego sprawdzana, a może błyszczą tak mocno, że w dwóch książkach muszą się znaleźć.

Teraz nie pozostało nic innego, jak czekać na własne błyski — nie przegapić, zanotować, pochylić się nad nimi i uśmiechnąć się, że są.

„Kochanie, zdaje się, że już za stary jestem na rozłąki. To jest dobre dla młodych, romantycznych liryków:
     «Rozłączeni, lecz jedno o drugim pamięta».
     No i co? Wielka rzecz, że pamięta. Gdyby tylko o pamiętanie szło
”.

Najpierw przez długie lata terminować w podziwie dla cienkości, wyrazistości, „subtelności” myślenia i słowa, a potem już tylko pośpieszna lekcja wyrozumiałości wobec tych, którzy z taką nauką nie tylko nie mają nic wspólnego, ale zdają się nawet nie wiedzieć o jej istnieniu.

*

A jednak mówię ci, że nie ma recept nowych
i to co większe od nas — było zawsze tym,
co czyni życie życiem.
Jeżeli warte ma być tego miana
.

*

Nie musi następnego dnia wstać słońce, nie musi w oczekiwanym czasie wstać dzień, ani nadejść noc.
     Zbyt mocno wierzymy, że wszystko to nam się należy, że wszystko to jest absolutnie pewne
.

*

To, co prywatne, najprywatniejsze, to, co serdeczne, najserdeczniejsze, nigdy nie będzie powiedziane.

Lekkomyślność pogody. Od zmiany do zmiany.
     I bieg wiatru w poszukiwaniu wciąż nowego piękna
.

I ulubiony przez A. cytat z Desnosa:
     „Będą nas leczyć dni mijające
”.

*

*

Tęsknota największa, bo nieosiągalna, to dotknąć tej najczulszej chwili przeszłości. Dotknąć jej ciepła, barwy; dotknąć cieleśnie.

Okropnie pokochałem małego Tropika. Hania pyta się, co widzisz w tym psie? Jak to co? Pokochał mnie i będzie kochał do końca mojego czy swojego życia, nie będzie się żenił, ani rozwodził, nie będzie naciągał mnie na pieniądze, nie będzie pisał książek i szukał protekcji, nie obszeka mnie wśród innych psiaków, nie będzie miał ambicji, które przerosną jego uczucia, a najwyżej będzie się napierał kawałka serca. Czyż to nie najlepszy przyjaciel?
// z dzienników Jarosława Iwaszkiewicza, z dnia 26 stycznia 1966.

*

„Pies, gdy przestaje obserwować otaczające go przedmioty, zaczyna wyć” — mówi Jerzy Stempowski.
     Jestem więc z psem skoligacona
.

*

*

Odpowiedz, odpowiedz!
     Potrząsa Panem Bogiem, potrząsa wskrzeszonym widmem, potrząsa swoją skazaną na milczenie, niemą duszą
.

*

Jeden człowiek zbawił ludzkość.
     Jak On sam mógł w to uwierzyć
?

*

Julia Hartwig, Zwierzenia i błyski,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004.
(wyróżnienie własne)

(3595+27). Suplement do ryczenia

Może nie pierwsze, ale drugie, co zrobiłam po przyjeździe do Małej Danii, wyjęłam książkę i poprosiłam Białego Kruka, by wklejkę mi zanucił. Zanucił.
     — Schumann — dodał chwilę potem.

Miałam nosa, że to musi być konkretny utwór. Biały Kruk wynalazł dla mnie przyzwoite wykonanie i mam tu wszystkie miniatury. Ta z wyklejki to 2. Marsz żołnierski… słuchasz i widzisz, jak czwórka przyjaciół mija Cię i idzie dalej.

Schumann skomponował Album dla młodzieży dla swoich trzech córek, doczytałam. Nie wariowały wyłącznie przy gamach, pomyślałam.

Robert Schumann, Album dla młodzieży op. 68,
Michael Endres (fortepian).

*

*

fragment wklejki (nieobecnej w ibuku)   

Charlie Mackesy, Chłopiec, kret, lis i koń,
przeł. Magdalena Słysz, Wydawnictwo Albatros, Poznań 2019.

środa, grudnia 25, 2019

3620. zasłyszane

w korytarzu zbierali się do wyjścia.
małemu człowiekowi rzekło się:
     — ciocia, ta od pieska.
i wszystko jasne.

(3618+1). Świąteczne czytanie

Wrażeń i jedzenia dużo. Prezenty piękne. Powieści leżą świątecznym odłogiem. Zaległy tomik chrupał się aż miło. Poezja pomaga na pogodę — nie pada.

i mówił jesteś
w końcu
i bez końca

*

za zgodę biorą milczenie
tego co na górze
czy w dole
wierzy w siebie
coraz słabszym światłem

*

powiem komu innemu
na kogo wciąż czekam
choć przecież o takich
sprawach
powinno rozmawiać się tylko
w rodzinie

*

a gdyby ta smuga pomiędzy chmurami
nie była smugą
tylko innym miastem?

i jakim miastem
byłoby to miasto?

i ja kim byłbym
w tym mieście
?

*

życie żeby było musi być
szczęśliwe?
           nie może życiem
być ta niewygoda
           za ciasny
kaftan zbyt luźna piżama?
 
[…]

i kto to wybiera
?

*

miłość moja
niemoja
ta która jest we mnie
biegnie za swym słowem i prosi
no powiedz wreszcie
 
no powiedz

*

źródło życia
 
miłości
która jesteś we mnie
 
święć się nie imię
bo imienia nie znam
 
święć się twoje piękno
zostań ile możesz
 
bądź niewola twoja
 
jako we mnie tak we wszystkich
we wszystkim
 
bądź jak chleb
powszedni
kiedy jest powszedni


[…]

nie przestawaj uwodzić
pokusą przygody
która niech nikogo
nie krzywdzi

*

moje dojrzewanie do boga
okazało się jego
dochodzeniem do mnie
 
spotkaliśmy się na rozdrożu
na przystanku nad trasą
który podobno jest w połowie drogi
 
rozpoznałem go po nerwicy
stwarzania
 
do kawiarni wejść
nie chciał
 
tłumaczył się że jest
osobą publiczną
że w szatni trójkąta nie zostawi

[…]

milczeliśmy przez cały spacer
niezręcznie
jak na pierwszej i jedynej
randce na której
o całą wieczność za późno
odkrywamy różnice stanu
wrażliwości
 
stosunku do wiewiórek
i karpi
 
ale uciec już się nie da
można tylko zerwać
 
nie da się ukryć że wstępnie
byliśmy sobą zainteresowani
nawzajem

*

jest jakaś możliwość w jej ponurej
religii że ta wędrówka zakończy się dobrze
 
ale kto z nas co mamy
lat pięć lub dwadzieścia
da sobie uciąć rękę lub głowę
?

Jarosław Mikołajewski, Listy do przyjaciółki,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

poeci których tłumaczę

czasami mówią o tak bliskich
rzeczach
 
o tak bliskich ludziach
 
tak moim językiem
 
aż myślę że tłumaczę
ich przekłady ze mnie
 
niestety
 
co najmniej daty przemawiają na moją
niekorzyść
 
trudno mi znaleźć wyjaśnienie inne
niż to
że pochylam się nie nad biurkiem
lecz studnią
i wpadam do wody która bije wszędzie
 
w każdej studni ta sama

na chwilę przed upadkiem
widzę jeszcze naszą wspólną twarz

(tamże)

3618. Chłopcom / koniecznie podstarzałym

Są mężczyźni, w których z łatwością widzę delikatność, choć są postrzegani za niereformowalnych twardzieli. Są mężczyźni, których nieumiejętnie skrywana wrażliwość uśmiecha mnie od pierwszego gestu. Są tacy, którzy kryją swoją naturalną ludzką bezsilność za świetnym radzeniem sobie z życiem. Są. Wokół Ciebie też.

Są wiersze pisane przez mężczyzn, które wyjmują mnie z bucików. Czasem w tych wierszach mężczyzna pochyla się nad chłopcem… Robi mi to różnicę trudną do uchwycenia w słowie lub dwóch — różnica ta jest jednak znacząca.

Oto powód, dla którego Mikołajewski długo nie trafi do kanonu lektur. Pięknie do niego nie trafia.

chłopiec w wannie pięćdziesiąt lat temu
siedziałem nad własnym wstydem a w płyciźnie
rozedrganej wody uniosły się krzaki
którymi myślałem tylko ja na świecie
porosłem na kształt pęczniejącej na stawie
rzęsy wodnej wokół lilii
kwitnącej jak na przyspieszonym
filmie przyrodniczym z nieporadnych lat
sześćdziesiątych

i nagle nie wiem od dotyku wody czy własnego
wzroku wykipiałem życiem poszarpanym
na dziesiątki wstążeczek dziesiątki dusz zdradzonych
przez białko i różnicę ciepła
ryb powołanych i od razu śniętych

i nie wiedziałem że oto jak nigdy
objawia mi się życie jego potęga daremność
i wstyd stwórcy co czuje że niczego nie stworzył
a dał się zaskoczyć na akcie stworzenia
w chwili kiedy na próżno chciał złapać to życie
a ktoś właśnie nacisnął klamkę
od zewnątrz

Jarosław Mikołajewski, Listy do przyjaciółki,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

wtorek, grudnia 24, 2019

3617. Za oknem deszcz

Pogoda nie rozpieszcza świątecznie. Dobre myśli, w formie niskich i ociężałych lotów, ryją w błocie. Anioły (z powodu przemoczonych skrzydeł), zadziwione swoim opadaniem, mierzą się z pytaniem: czy nie są już przypadkiem upadłe?

Na swojej wirtualnej półce szukałam książki, z której bardzo konkretny wiersz chciałam wyjąć i… odkryłam, że jestem właścicielką tomiku, którego, nie wiedzieć czemu, jeszcze nie czytałam. W taką pogodę… tylko poezja daje radę, więc klik, klik.

Ten tomik nie poprawia pogody. Zatrzymuje i dotyka ran. Nie daje nadziei, ale leczy. Szturcha sens, by ten wziął głęboki oddech. Wigilia po tych wierszach będzie miała inny smak. Z bezbronnymi będę przy jednym stole. Na chwilę, która nigdy już nie wróci (wiem), a wydarzy się dopiero za cztery godziny.

Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła
czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca
.

*

Trop w trop za sobą.
Całe życie na polowaniu
.

*

Spotykamy się po latach
z planami na przyszłość
.
 
Tyle z nas zostało?
Pytają zmieszane.
 
[…]
 
Niektóre z nich umarły.
W kilku wypadkach
doszło do rękoczynów
z losem
.

[…]

Teraz
są jak wahania walut
na nerwowych giełdach.
Chwytają ciężko
oddech
i mają smak huraganu
.

*

Życie
dotkliwy środek zapobiegawczy
wobec śmierci
.

*

Odwaga żyje z niebezpiecznych chwil.
Zawsze była dzielna i nieustępliwa
.
[…]
 
Jeździła z nami na wakacje.
Miała zawsze na oku
kontuzje okaleczenia rany.
Potem skakaliśmy ze skał prosto do nieba.
Już na własny rachunek. Ryzyko zacierało ręce
.

[…] 
 
Dzisiaj coraz częściej popada w stres.
Nocami zasypuje nas gradem pytań.
Rzęzi jak wściekły silnik i ma lęk wysokości
.

*

Samotność nie ma ciała.
Nawet kiedy nas obejmuje
.

*

Miękka flanela
dzieciństwa
kiedy Absolutny Czas Newtona
nie zawracał nam głowy.
 
Uczyliśmy się liczyć.
Dodawaliśmy
niepiśmienne jeszcze
palce.
 
Odejmowanie
należało już do umarłych.
 
Pamiętasz pewność siebie
?

*

Młodość. Owoce szczęścia
nie obrane jeszcze z łup
.
Starość należy do starych.
Byliśmy tacy jak oni.

*

Odwiedziny umarłych
wypadają zawsze
w niefortunnych godzinach.

Właśnie wychodzimy do kina.
Na dyskotekę. Do supermarketu.

A oni przynoszą fragmenty
murów. Kawałki blachy.
Zwinięte w bólu druty.
I mówią zakłopotani:
Śmierć to przecież samo życie…

I co z tym zrobić.

Rozbieramy się.
Robimy kawę.
Wyciągamy butelkę bourbona
i patrzymy sobie
prosto
w przepaść
.

Ewa Lipska, Czytnik linii papilarnych,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

KILKA SŁÓW
O KSENOFOBII

Kojarzy się z obżarstwem języka.
Ze spasioną nienawiścią. Tłustą nudą.
Z poruszającymi się gąsienicami
makaronu. Z kakofonią polityki.

Jest jadem niestrawionych zdań.
Gęstym ciastem przesądów.
Z łakomstwa wybiera przepisy
na słodkie ciasteczka wojny.

Na forach internetowych
zostają po niej mdłości
.

(tamże)

poniedziałek, grudnia 23, 2019

3616. Jest takie miejsce…

Jest taki dzień / bardzo ciepły, choć grudniowy…  Jest takie miejsce, które kilkanaście lat temu w ciepły wakacyjny dzień skradło mi serce, chwilę po tym, gdy Sadownik wziął sobie moją Duszę. Tym miejscem jest księgarnia, znajdująca się w rodzinnym mieście Sadownika — księgarnia, jakich niewiele w naszym kraju.

* * *

Nie potrafię powiedzieć, kiedy zaczęliśmy tam chodzić, przede wszystkim po to, by odwiedzić Państwa Mińskich. Od wielu lat była to nasza świecka tradycja. Wczoraj, jak co roku, ostatnia niedziela przed świętami oznaczała, że księgarnia otwarta, a każda książka, zakupiona na prezent, pięknie opakowana. TA księgarnia — nasz punkt obowiązkowy na mapie świątecznych życzeń — nasza książkoholiczna Rodzina.

Wczoraj. Pani Maria, Jej uśmiech, wyciągnięte w naszą stronę Jej ramiona i nasze, wytęsknione i gotowe na objęcie. Pan Tomek obecny tak bardzo swoją nieobecnością w miejscu, w którym widziałam Go najczęściej. Wciąż Go tam widzę i Jego żywe, uśmiechające się oczy. I studiuję do bólu na nowo hartwigowy błysk:

Poznajemy śmierć poprzez tych, których tracimy.
     I poprzez doświadczenia, w których uczy nas ona siebie
.

Julia Hartwig, Trzecie błyski,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008.

* * *

Z Panią Marią o książkach — przyjemność w najczystszej formie! To jedyna Osoba, która na tym blogu pojawiła się i jest dziś pod własnym imieniem i nazwiskiem, bez żadnej ochrony, bo Pani Maria to Instytucja.

Wiedziałam o tej książce, gdy się ukazała. Wówczas z dumą słuchałam audycji, w której wzięła udział pomysłodawczyni i realizatorka tego przewodnika po zacnych miejscach. Wczoraj wspominałyśmy tę książkę z Panią Marią. Spotkało nas ogromne szczęście — zostaliśmy obdarowani tym pięknie ilustrowanym przewodnikiem po miejscach i spotkaniach z ludźmi z pasją. Łyknęłam ją oczami i sercem. Muszę ją pokazać Białemu Krukowi.

To, co znajduje się w przewodniku, który trzymacie w rękach, to efekt sześciu lat podróży i przygód. Głębokiego przekonania, że warto czytać i kupować książki.
// Anna Karczewska

*

Księgarnia Pegaz w Choszcznie to piękny sen, który się iści.

*

Księgarnia Pegaz to nie tylko ich praca, to ich pasja i całe życie. Pani Marysia* na książkach przykleja kolorowe karteczki z minirecenzjami, żeby ułatwić gościom wybór. Moja ulubiona to „Książka o trzeciej miłości. Przeczytać warto dla pięknych fraz”.

___________
* w książce są: Pan Tomasz i Pani Marysia… ale dla mnie od zawsze na zawsze: Pani Maria i Pan Tomek. (przyp. własny)

*

Oczywiście najważniejsze jest, żeby goście znaleźli to, czego szukają, ale też mieli szansę natknąć się na coś, co być może zmieni ich życie.

*

To nie jest sklep z artykułami papierniczymi i książkami. Niesie ze sobą emocje, wartości zupełnie niewymierne. To jest księgarnia!

*

To jest miejsce nie tylko sprzedaży książek, ale też przestrzeń do spotkań z drugim człowiekiem. Miejsce, w którym literacka przygoda zyskuje domową przytulność, ciepłą atmosferę przesyconą zapachem aromatycznej kawy. Tu kultura jest na wyciągniecie ręki, rozbrzmiewają długie rozmowy i śmiech. Każdy może zwolnić i zanurzyć się w chwili, jakby czas stał w bezruchu, pomiędzy słowami.

*

Księgarnia powstała, bo jestem naiwną idealistką.
W następnym życiu zrobię to samo
.

właścicielka księgarni Drzewiec.

*

Mówi się, że książka i kawa to idealne zestawienie. My odkryliśmy, że bliskość człowieka o podobnej wrażliwości literackiej, dla którego książka stanowi istotną wartość jest najważniejsza.

Anna Karczewska, Rezerwaty książek. Polskie księgarnie kameralne, Wydawnictwo MOST, Warszawa 2017.
(wyróżnienie własne)

Aktualna mapa kameralnych księgarń w Polsce.

niedziela, grudnia 22, 2019

3615. Chwila…

…na dzisiejszym spacerze.

3614. Podróżujące czytanie

Kaan:
(dokładnie dwa tygodnie temu, jadąc
pociągiem, dała znać, że czyta tę książkę
)

Jabłoń:
Będzie mocno!!!

Kaan:
Ja tylko z ciasta
lubię zjadać samą kruszonkę;
życie lubię smakować od dna…

Smakować od dna? Coś mnie tknęło, by sprawdzić, o czym ta książka jest, bo że się ukazała, że powieść, to wiedziałam. Przeczytałam podczytnik, zaktualizowałam dane: to nie jest książka o pedofilii w polskim kościele katolickim (skąd mi się wziął ten pomysł, nie wiem). Zaznaczyłam do upolowania.

Przyzwoita cena pojawiła się trzy dni temu — niższej nie będzie — klik, klik i na kundlu. To książka, która wspaniale wpasowuje się w podróżowanie. Heniutka spała, Sadownik powoził, słuchając swojej książki, a ja tę przeczytałam — takie było wczorajsze Stado w drodze na święta.

Ta książka nie jest ani łatwa, ani przyjemna, choć czyta się ją bardzo szybko. Tylko jedna scena mnie rozśmieszyła, reszta budziła grozę. Szaleństwo nie mieszka w polskich psychiatrykach — szaleństwo tam zbyt często dowodzi. Pamiętaj, jest wiele dróg…

Niektóre z rozmów oraz przemyśleń bohaterów inspirowane są prawdziwymi wypowiedziami ludzi, którzy współcześnie znęcają się nad dziećmi, a także przemówieniami przywódców III Rzeszy.

*

     — Wiem wszystko — ucięła.
     Adam zorientował się, że nie tylko pielęgniarki przekazują ordynator raporty z poprzedniej nocy. Kilku nastolatków donosiło na swoich kolegów. W zamian mogli liczyć na różne przywileje. Otworzenie paczki ze słodyczami od bliskich, telefon do rodziców, nowe ubrania. Doktor nigdy nie dawała nic od siebie. System nagród na oddziale opierał się na tym, co i tak powinno przysługiwać pacjentom
.

*

     — Jak myślisz, kiedy byłem prawdziwym Danielem? — spytał kiedyś, a Adam spojrzał na niego wyczekująco. — Czy wtedy, gdy widziałem różne rzeczy, byłem sobą? Czy teraz, po różowych tabletkach, gdy nie czuję nic?

*

Już wcześniej zastanawiał się nad fenomenem odcięcia pacjentom kontaktu z ich rodzinami. Ordynator mówi rodzicom, że to dla dobra ich dzieci. Twierdzi, że terapia powinna odbywać się w ściśle izolowanym środowisku. Adam zdawał sobie sprawę z tego, że autorytet w Polsce ma magiczną moc. Habit, toga, kitel lekarski potrafią zamydlić ludziom oczy. Wprowadzić w osobliwy trans absolutnego posłuszeństwa.

*

     — Nie jestem uzależniony — zaprotestował pacjent. — Koledzy piją więcej

*

Myślicie: trzeba przeczekać pobyt w szpitalu, wrócić do normalności. Nie zdajecie sobie sprawy, że punktacja i klasyfikacja są w każdej sferze życia. Gdy w pracy odezwiecie się do kogoś w nieadekwatny sposób, gdy skłamiecie, gdy nie poradzicie sobie z powierzonym zadaniem, dostaniecie od ludzi punkty ujemne. Różnica jest tylko taka, że oni zapisują je w myślach, a ja na waszych kartach. Uważacie, że oddział drelichowców to piekło? Negatywne postrzeganie przez ludzi krok po kroku doprowadzi was do prawdziwych piekieł — odtrącenia, poniżenia, izolacji od świata, samotności. Zależy mi, byście nigdy tam nie trafili.

Justyna Kopińska, Obłęd,
Świat Książki, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Nie ma dwóch dróg. Musimy zadać sobie pytanie, czy chcemy doprowadzić do powstania społeczeństwa analfabetów i ułomnych? A może zdecydujemy się na tych, którzy rozumieją więcej. Nie dajmy sobie wmówić, że wszyscy są równi. Mamy moralny obowiązek, by unicestwić tych, którzy nas psują. I nie wolno nam zarazić się od naszych wrogów słabością nihilizmu. Musimy spełnić trudne zadanie, ale jednocześnie nie czynić zniszczeń we własnych wnętrzach, sumieniach i charakterach. Musimy być twardzi i nigdy nie tracić z oczu właściwego celu. Nasze dzieci muszą być wychowywane w świadomości co jest dobre, a co złe, by wykonywały swoje obowiązki z radością, pełne nadziei na przyszłość, by nie czuły osamotnienia i desperacji, wyzbyły się strachu, słabości, a przede wszystkim płaczu. Jestem dumny, że nigdy nie widziałem, by mój syn płakał. Tacy ludzie tworzą historię. Nie zaprzątajmy sobie głowy niepotrzebnymi emocjami. […] Rozwaga i realizacja celu. Do tego dążmy! Wtedy zrealizujemy naszą ideę społeczności marzeń! Nie pozwolimy na obciążanie nas dodatkowym bagażem, który nigdy nie powinien się pojawić. Pamiętajmy, że proste rozwiązania są trudniejsze niż nieustanne tkwienie w niejasnościach i mroku. Trzeba się napracować, by ujrzeć ideę społeczności. Ale warto, bo kiedy już ją zobaczycie, możecie zmienić świat!

(tamże)

(3598+15). Piękno i już (III)

Błyski — moja ukochana forma twórczości literackiej, której jeszcze miesiąc temu nie znałam ani z imienia, ani z bliska. Mój osobisty gatunek literacki, już to wiem.

Pierwsze błyski wyjęłam z tej książki. Szybko namierzyłam trzecie. Dopiero gdy trzecie przyszły do ula, doczytałam, jaki tytuł mają drugie. Ominęłam przyrzeczenie grubymi nićmi: wywierciłam dziurkę i nie łamiąc danego słowa, nabyłam drogą kupna drugie za pozwoleniem Sadownika — by być mniej książkowo-gołosłowną, wyobraziłam sobie, że prosił mnie, prosił i prosił, bym sobie tę książkę jeszcze przed świętami kupiła — taka cwana ze mnie nieanalfabetka z wyobraźnią.

Gdy drugie do mnie szły, połknęłam te, czyli trzecie. Bez zmian — pozostaję w niemym zachwycie.

Moi czytelnicy mówią mi czasem: „Dziękuję, że powiedziała pani to, czego ja nie umiałem powiedzieć”.
     I to jest nagroda.
     A ja mówię poetom, którzy powiedzieli to lepiej ode mnie:
     Dziękuję, że zrobiliście to lepiej
.

*

„Ogromny sukces naszego życia polega, jak sądzę, na tym, że nasz skarb jest dobrze ukryty; a raczej zawiera się w tak zwykłych rzeczach, że nic nie jest w stanie go naruszyć” (Virginia Woolf, Dziennik).
     Jakie bliskie jest mi to zdanie
.

*

Kiedy latami ogląda się obrazy z prawdziwego upodobania, a może nawet miłości, otrzymuje się w darze wiedzę, którą inni zawdzięczają zawodowym studiom.

Miłość poprzedzona jest trudnym do wytłumaczenia przystępem strachu.      Być może strach ten jest zapowiedzą powagi rodzącego się uczucia, może jest znakiem, że jest ono prawdziwe i wymagające.

*

Chrześcijaństwo jest dopiero przed nami — powiedział ksiądz Tischner.

*

Zachwycały mnie arcydzieła, ale szkice rozpalały wyobraźnię.

*

Jest takie popularne powiedzenie: „Wszystko jest dla ludzi”.
     Mówi się tak wówczas, kiedy człowiek doświadcza czegoś bardzo złego, kalectwa, szaleństwa, głodu, obozu, więzienia. Tak, to „wszystko jest dla ludzi”.
     Nie używamy tego zwrotu w przypadkach szczęśliwych
.

*

Już nie pora na pokorę. Trzeba się zmierzyć z własną siłą.

*

Pozwalała przepływać obrazom i słowom, które kiedyś wydawały jej się cenne i warte zapisania, bo wiadomo było, że już nie wrócą.

*

Człowieku, nie możesz improwizować od zera, musisz improwizować na jakiś temat — perswadował koledze mistrz jazzu, Mingus.

*

„Ja jestem Nikt”.
     Żeby móc tak powiedzieć, trzeba, jak Emily Dickinson, naprawdę  b y ć
.

*

*

Opowieść może najkrótsza [z zebranych przez Martina Bubera]:
     „Rabbi kozienicki prosił Boga: Panie świata, proszę Cię, wybaw dzieci Izraela. A jeżeli nie chcesz, to wybaw gojów
”.

*

Twoje dur pobrzmiewa mol-em.

*

Julia Hartwig, Trzecie błyski,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008.

3612. Życzenie świąteczne (II)

Anarchistka we mnie… zachwycona!
Ta od ćwiczeń fizycznych… zachwycona!
Od tygodnia wracam do tego zdjęcia i niezmiennie reaguję leczącym uśmiechem.

Dziś zobaczyłam w nim najdoskonalszą kartkę bożonarodzeniową. Z takimi życzeniami:

w świąteczny Czas  
miej luźne szelki!


fot. Saxifraga, fragment.

Sadownik:
Do tego zdjęcia powinien być
komentarz skoczka narciarskiego —
luz w dupie!

Jabłoń:
To też przyzwoite życzenie na rodzinny czas. Niech!

3611. Momentum

Dla jednych to początek astronomicznej zimy. Dla innych jej środek. Dla mnie to pierwszy koniec zimy. Najkrótszy dzień roku. Wczoraj.

Wczoraj. Całe w podróży. Już za nami. Dziś dziarsko idziemy we wspaniałym nastroju ku wiośnie.

sobota, grudnia 21, 2019

3610. Życzenie świąteczne

Sponiewierani trudnym tygodniem odmóżdżaliśmy się wczoraj.

zamiast czuć i reagować,
będziesz musiał myśleć i wybierać
.

// Iron Fist, sezon 2., odcinek 8.

Kupiłam na pniu. Skroiłam na swoje potrzeby
i mam życzenie świąteczne:

zamiast reagować na myśli,
będziesz potrzebował czuć i wybierać
.

// Drzewko

piątek, grudnia 20, 2019

3609. U Orzeszka i Białego Kruka (LXI)

Jabłoń:
(trzeci dzień, dzwoniąc do Białego Kruka,
dodzwania się do przedsiębiorstwa
)

Biały Kruk:
Tu Fabryka Pierników*,
oddzwonię za dziesięć minut.

(dziś, po oddzwonieniu, sprzedał Drzewku
męski patent na skrawki ciasta
)

____________
* Jabłoń zachwycona podwójnym znaczeniem wyrażenia.

*

Biały Kruk:
(wieczorkiem napisał i zdjątka przysłał)
Konkurencyjne
…wyroby…


fot. Biały Kruk, fragmenty.

3608. Notes

Kaan:
(kupowała ulubione herbaty i…
dostała takiego pięknego „gratisa
”)

fot. Kaan, fragment.

*

Jabłoń:
(dostała to piękne „coś” i wie, że ten notes
trafił w najwłaściwsze ręce, i czeka na więcej
)


Kaan.

czwartek, grudnia 19, 2019

3607. Prasówka

Każdy przyjaciel ma w sobie jakichś nas, a kiedy odchodzi, zabiera tych swoich nas ze sobą jak prywatny talizman. Kiedy po latach go nam pokaże, trudno nam będzie siebie rozpoznać.

Karolina Lewestam, O przyjaźni, jeśli w ogóle się da,
Pismo, 12 (24), 2019.

Gepardzica:
(dokładnie dwa tygodnie temu
podesłała fotkę powyższego cytatu,
a potem dodała
)
To był fragment eseju
z magazynu Pismo.

Jabłoń:
Pismo będzie dostępne
w niedzielę w łazience?

Gepardzica:
Będzie dostępne, ale nie
w tej sali, gdyż albowiem
długość tekstu jednak
go dyskwalifikuje.

Jabłoń:
To będzie słowo na niedzielę :))))
(po chwili dorzuca, informując)
No i niedzielny wpis zrobił się sam. :))))
W niedzielę uzupełnię źródło i już.

Gepardzica z Kaan szybciutko wyprowadziły Jabłoń z błędu, że niedziela jak najbardziej aktualna, ale nie ta, o której Drzewko myślało, tylko kolejna.

Poczekałam na właściwą niedzielę. Pamiętałam. Ofociłam. Dziś przepisałam i proszę, już zawsze pod ręką będę miała nie tylko powyższy cytat.

Gdy człowiek się zmienia, zmienia się i przyjaźń. Jak? Chcę zrozumieć tę transformację, jakoś się w niej urządzić i zorganizować.

*

[…] silne związki międzyludzkie są oznaką zdrowia i statusu.

*

[…] o ile miłość anuluje miłość, o tyle nowa przyjaźń nie zagraża starej przyjaźni; to się zdarza, oczywiście (podobnie jak zdarza się funkcjonująca poliamoria), ale o jej istocie to nie stanowi.

(tamże)

* * *

Porządek czytania książek jest dla mnie ważny — stąd cierpliwe odnotowywanie na blogu, że to przeczytane, tamto skończone — bo każda z książek coś mi uświadamia, coś we mnie zmienia. Chcę wiedzieć, kto czytał tę czy tamtą książkę — tę / tamtą czytała ta, która skończyła czytać tę wcześniejszą.

Do artykułów, czasopism nie przywiązuję takiej wagi. Pilcha pisania nie lubię (a może jeszcze nie lubię — zaznaczyłam przed chwilą dwa tytuły do upolowania). Ten artykuł zrobił jednak na mnie wrażenie i informacja o nim musi się znaleźć tu, na tym blogu — tekst piękny, straszny i prawdziwy.

[…] nawet najwyższych lotów literatura nie daje pociechy. Niepełnosprawność nie jest prosta; nawet w centrum Warszawy niepełnosprawny musi dopasować się do miasta. Miasto do niego? Miasto nic nie musi. A on musi. On jest jak kot w wojsku – kot nie ma żadnych praw.

*

Wózek nie generuje spalin, a i tak potrafi wywołać omamy. Kogóż z nas nie przeszył strach jak z horroru: „Ja bez nóg? Nie daj Panie Boże!”. Owszem, czasem ktoś chwyci za klamkę zamykających się przed nami drzwi, czasem jakiś kierowca stanie na zielonym świetle i poczeka, aż obrócę wózek i pokonamy krawężnik tyłem. Namacalny dowód istnienia – jak to się teraz mówi – potencjału.

*

Niepełnosprawnych jest w Polsce zapewne nie mniej niż na przykład obywateli LGBT i ta grupa społeczna podobnie ma przed sobą zadanie łamania tabu, może nawet łamanie tabu twardszego do złamania. Widzieliście kiedyś całujących się na ulicy ludzi na wózkach? Widzieliście młode dziewczyny po amputacji ręki lub nogi śmiejące się na zakupach? Mężczyzn na wózkach pijących piwo w letnich ogródkach? Gdzie są te miliony?

*

Ograniczenie sprawności czy przewlekła choroba w Polsce nadal oznaczają duże wydatki, trzeba rozwagi w planowaniu budżetu. Jednak w domach zamykać może nie tylko brak środków na przyjemności, ale także brak sił na dodatkową aktywność czy alienacja. Poza wszystkim mroczny wizerunek niepełnosprawności nieustannie pozostaje wkodowany w nasze społeczeństwo.

*

Czy na niepełnosprawność można się przygotować? Raczej nie.

*

Czy nastąpiło jakieś cudowne nawrócenie? Czy zyskałem materiał pisarski? Czy teraz bardziej cenię życie? Czy istnieje czas przed i czas po? Raczej nie. Przede wszystkim mój świat literatury został skurczony do jednego metra. Kiedyś stawałem na kanapie, krześle, drabinie, drewnianych schodkach i z ochotą oddawałem się wielogodzinnym poszukiwaniom książek, znajdowałem poszukiwane, odnajdowałem zagubione na wieki, przestawiałem, odstawiałem. Mogłem wszystko, byłem panem swojej biblioteki, czyli swego świata — i to było dobre. Teraz centrum mojego dowodzenia jest biurko. Inaczej powiem: do każdego przedmiotu mam drogę po stokroć bardziej utrudnioną i dalszą. Ale mam ją.

Jerzy Pilch, Kinga Strzelecka, Wózek w ruchu,
Polityka, 51/52 (3241), 2019.
(wyróżnienie własne)

3606. Człowiek — nie brzmi dumnie

Autor znany mi, ale okładka przez lata skutecznie mnie odpychała od lektury tej książki. Omijałabym ją nadal bardzo skutecznie, ale ją dostałam. Treść pierwszego rozdziału, rozpoczynającego się od słów: Wyobraźmy sobie… wciąga natychmiast, mnie wprawiła w osłupienie, bo wyobraźni mi na ten eksperyment zabrakło. Mała zmiana rekwizytów i z eksperymentu wyłania się rzeczywistość.

Mała zmiana rekwizytów, szerokości i długości geograficznych i… może i my będziemy mieć, dzięki idei przekopu Mierzei Wiślanej, całkiem przyzwoitą katastrofę ekologiczną, bo kto władzy (tak dobrej i tak skutecznej) zabroni? Ludzka głupota nie zna granic w żadnym miejscu globu. Dlaczego mielibyśmy być mądrzejsi?

*

Człowiek Zachodu na Wschodzie. Już pierwszego dnia cieszę się, że pojechałem do Uzbekistanu sam. Będąc samemu, jest się siłą rzeczy znaczne bardziej otwartym na to, co na zewnątrz — na ludzi, przygody, propozycje, okazje. Podróżując w kilka osób, zapewne tworzylibyśmy zamkniętą grupę i nie potrzebowalibyśmy aż tak bardzo kontaktu z innymi. Mówilibyśmy w swoim języku, spędzalibyśmy czas ze sobą, na swój, europejski sposób. Będąc samemu, można w pełni delektować się zetknięciem Wschodu i Zachodu w samym sobie.

*

Człowiek z Zachodu wrzucony we wschodnią rzeczywistość musi się pozbyć wszystkich stereotypów, uprzedzeń i przyzwyczajeń. I przede wszystkim pokonać swoją nieufność. Wyzbyć się tego paskudnego poczucia, że każdy na pewno chce go oszukać. Lub okraść. Albo co najmniej naciągnąć. O ironio, boimy się, że ktoś nas naciągnie na 2 zł 58 gr na bazarze, a w domu, w Europie, codziennie jesteśmy naciągani na grube tysiące przez banki, instytucje, korporacje. Boimy się zjeść szaszłyk na targu, bo brudno i niehigienicznie, a u siebie ze spokojnym sumieniem chodzimy do McDonalda. Obrazy Wschodu, zwłaszcza krajów islamskich, rozpowszechniane przez media, napawają lękiem. „Porwą cię. Przecież tam jest Afganistan tuż obok. I wojna, i narkotyki, i handel bronią”. Wszystko to okazuje się oczywiście bzdurą. Nigdzie chyba nie doznamy tak wielkiej otwartości, bezinteresownej życzliwości i gościnności jak w tych krajach. Kiedy idę przez Mujnak, gdzie ludzie żyją w skrajnym ubóstwie, jestem zapraszany do domów, częstowany jedzeniem. Dostaję nawet chleb na drogę. „Pieniędzy nie chcemy. Przyślij nam zdjęcie, jak wrócisz do Polszy”.

*

Rozkładu jazdy raczej nie znajdziemy, to znaczy: jest przekazywany z :ust do ust, jak legenda.

*

Jak należy się targować? Po prostu musi Ci zupełnie nie zależeć, i to musi być widać. Nam się spieszy? Nie, ani trochę, nie pojedziemy dziś, to pojedziemy jutro. W zasadzie to my wcale nie musimy tam jechać. A już na pewno nie za 60 dolarów.
     O dziewiątej, gdy cena wynosi już jedynie 35 dolarów (za trzy osoby, żeby nie było wątpliwości), poddajemy się i kierujemy do triumfującego taksówkarza. Wsiadamy do najpopularniejszego pojazdu Uzbekistanu: to daewoo damas
. […]
     Na początku jest nawet nieźle — trzy pasy w każdą stronę. Pierwsze znikają pasy, po paru kilometrach znika także asfalt. I tak przez następnych osiem godzin: 500 km żeglugi po wydmach. Okazuje się, że drogę A380 dopiero budują. Obecna zasługuje co najwyżej na miano szlaku, bynajmniej nie jedwabnego
.

*

Nawet nie próbuję się targować. Zresztą aby się targować, to naprawdę trzeba to umieć robić; to umiejętność, którą trzeba wyćwiczyć. Nieśmiałe próby typu „A może jednak trochę mniej?” albo: „A nie spuściłby pan trochę z ceny?” nic nie dadzą, sprzedawca od razu zauważy, że nie wiemy, o co tak naprawdę chodzi. A chodzi o to, by się poznać. Trochę ze sobą porozmawiać, wymienić kilka uprzejmości, czasami przysiąść na herbatę. Przede wszystkim: nie spieszyć się. Pośpiech jest oznaką braku szacunku.

Sufizm jest, można powiedzieć, introwertyczny. Koncentruje się na zgłębianiu natury człowieka, na walce z jego słabościami, które leżą na drodze do poznania Boga. To rodzaj wewnętrznego, osobistego, głębokiego dżihadu, zmierzającego do zjednoczenia z Bogiem. Sufi nie walczy z wrogiem na zewnątrz. Sufi szuka w sobie. Ciągłe poszukiwanie, doświadczenie i walka, ale nie ta z mieczem, jest drogą do Boga i istotą sufizmu.

*


Czterdzieści lat temu, stojąc w tym miejscu, miałbym nad sobą 30 m wody.

*

Przy tradycyjnych metodach uprawy (bawełna niemodyfikowana genetycznie) aby zebrać kilogram bawełny, trzeba zużyć od 17 000 do 30 000 litrów wody. Ten kilogram wystarcza na wyprodukowanie mniej więcej trzech bluz lub dwóch par spodni. Biorąc to wszystko pod uwagę, dość kiepskim pomysłem wydaje się uprawa tego surowca na masową skalę na pustyni. Dość kiepskim, ale oczywiście nie w ZSRR.

*

Według planu ZSRR w kilka lat miał się stać państwem samowystarczalnym. Był tylko jeden kłopot. Jak tu uprawiać te zboża i bawełnę, skoro Kazachstan to suche stepy, a Uzbekistan i Turkmenistan to nic więcej niż pustynia? Ale i o tym Nikita Chruszczow pomyślał w swym geniuszu. Wodę trzeba wziąć z Morza Aralskiego! Po co komu takie morze w środku pustyni? […]
     Czy planiści zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji? Czy wiedzieli, że to skończy się zniszczeniem rzek, osuszeniem jeziora i katastrofą ekologiczną? Czy byli świadomi, że zniszczą całe ekosystemy, dziesiątki gatunków zwierząt i życie kilkudziesięciu tysięcy ludzi? Odpowiedź jest smutna: tak
.

*

[…] wyschnięcie Morza Aralskiego spowodowało dramatyczne zmiany klimatu w promieniu setek kilometrów. Duży zbiornik wody łagodził klimat. Zimą ogrzewał mroźne powietrze sunące znad Syberii, latem zaś poskramiał nieznośne pustynne upały. Dziś w porze letniej temperatury przekraczają tutaj 40 stopni. Zimą spadają do minus 40. Opady w tym rejonie w zasadzie nie występują.

*

Woda jest dziś takim samym surowcem jak ropa, gaz czy węgiel. Tak samo można ją sprzedać i tak samo można na niej zarabiać. A przede wszystkim można jej używać jako miażdżącego argumentu w polityce międzynarodowej wobec uzależnionych od dostaw wody państw Azji Środkowej.

Bartek Sabela, Może (morze) wróci,
Helion, Gliwice 2013.
(wyróżnienie własne)