środa, czerwca 30, 2021

4293. 181/365  //  na gigancie, dzień 4.

panowie długonodzy, smukli, zwinni. przesiadują na płytkach w naszej damskiej łazience godzinami. pan-komar tu, pan-ko­mar tam.

181/365

sobota, czerwca 26, 2021

środa, czerwca 23, 2021

4287. Czytane przed gigantem (III)

Czekała i czekała. Lata całe czekała. Wróciłam do niej, bo miałam wobec niej plany, i po­łknę­łam całą obrazkową historię.

Przypomniało mi się, że zachwycił mnie jeden panel z tej opowieści graficznej, chwi­lę po tym, gdy znalazła się w ulu pięć lat temu. Niech nie zmylą Was ob­raz­ko­we cy­ta­ty! To zde­cy­do­wa­nie książka dla dorosłych, a ostatnia część dla za­twar­dzia­łych szowinistów.

*

*

*

*

*

*

Christophe Blain, Joann Sfar, Sokrates. Półpies,
przeł. Wojciech Birek, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

4286. Czytane przed gigantem (II)

Duszę mi dźga ta książka od niedzieli wieczorem, gdy ją skończyłam. Uwiera i boli bardzo — tak być powinno!

Wiedziałam, że wyjdzie i… czekałabym na ibuka. Na szczęście zostałam nią obda­ro­wa­na dzień po tym, jak ukazała się w pa­pie­rzu. Moje przeczucia, że to ważna książ­ka, po­twier­dzi­ły się w pełni i z nawiazką. Śmiało mogę napisać: jeśli masz w tym roku prze­czy­tać tylko jedną książkę, na Boga, niech to bę­dzie właśnie ta! Szcze­gól­nie, gdy nie jesteś ani gruba, ani gruby. ta książka otworzy Ci oczy na rzeczy, o któ­rych nie masz pojęcia.

Najważniejsza rzecz, którą zobaczyłam dzięki tej książce, to to, że otyłość, jak ciąża, jest sprawą publiczną. Pozostałam wstrząśnięta tym faktem, nie zmieszana.

I tytuł — pierwsze słowo — majstersztyk! Tylko tym, którzy nie zajrzą do książki, wyda się trywialnie oczywisty. Tym­cza­sem jest on wyjątkowo wielowymiarowy. Narobiłam się, by nie wybrać cytatów, które to rozszyfrowują.

dla ciebie, moje słońce, za pokazanie mi, czego już nie potrzebuję, i za znalezienie drogi do mojego ciepła

*

Mamy tak ograniczone pojęcie kobiecości. Kiedy jesteś bardzo wysoka i szeroka, przy czym tatuaże też, jak sądzę, nie pomagają, nazbyt często prezentujesz się jak „niekobieta”. Kolor skóry też odgrywa tu swoją rolę. Czarnym kobietom rzadko pozwala się na kobiecość.

*

Jestem gruba. Mam metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Zajmuję przestrzeń na niemal wszystkie możliwe sposoby.

*

Tego uczy się większość dziewcząt — że powinnyśmy być szczupłe i drobne. Nie powinnyśmy zajmować przestrzeni. Powinno się nas widzieć, ale nie sły­szeć, a jeśli nas widać, powinnyśmy stanowić widok przy­jem­ny dla męż­czyzn, akceptowalny dla spo­łe­czeń­stwa.

*

Kiedy masz nadwagę, twoje ciało staje się pod wieloma względami sprawą publiczną. […] Ludzie z góry przyjmują pewne wyjaśnienia i rzutują je na twoje ciało; prawda twojego ciała, niezależnie od tego, jakakolwiek by była, wcale ich nie interesuje.

*

Niezależnie jednak od tego, co zrobisz, twoje ciało staje się sprawą pu­blicz­ną, będzie omawiane przez rodzinę, znajomych i obce osoby. Twoje ciało będzie ko­men­to­wa­ne niezależnie od tego, czy przybierzesz ja wadze, czy stracisz, czy też swoją nieakceptowalną wagę zachowasz. Różne osoby będą przedstawiać ci sta­ty­sty­ki i informacje dotyczące zagrożeń zwią­za­nych z oty­ło­ścią, jak gdybyś nie tylko była gruba, ale też nie­wia­ry­god­nie głupia, niczego nie­świa­do­ma, i jakbyś miała złudzenia co do własnego ciała i co do rze­czy­wi­sto­ści, która jest wobec takich ciał żywiołowo wręcz nie­go­ścin­na. Tego rodzaju uwagi przybierają często formę wy­ra­zów troski, jak gdyby ludzie, którzy je wygłaszają, myśleli jedynie o tym, co jest dla ciebie naj­lep­sze. Zapominają, że jesteś osobą. Jesteś swoim ciałem, niczym więcej, a two­je­go ciała powinno być — do cholery — zdecydowanie mniej.

*

Jestem osobą o zdecydowanych poglądach i jako krytyczka kultury dość regularnie daję im wyraz. Jestem pewna swoich opinii i uważam, że mam prawo przedstawiać swój punkt widzenia, bez konieczności przepraszania. Moja pewność siebie zazwyczaj denerwuje osoby, które się ze mną nie zga­dza­ją. Rzadko kiedy dyskusja dotyczy moich poglądów. Podejmowany jest natomiast temat mojej wagi.


fot. Jay Grabiec,
[dostęp: 20.06.2021], źródło.

Moje ciało oferuje mi siłę obecności. Moje ciało jest pełne mocy.

*

Zawsze zastanawiałam się, jak tak naprawdę wygląda proces zdrowienia — na ciele, na duchu. Pociąga mnie wizja, zgodnie z którą umysł czy dusza mogą zrosnąć się tak doskonale jak kość. Że jeśli przez określony czas będą dobrze nastawione, odzyskają pierwotną siłę. Ale gojenie się nie jest aż tak proste. Nic nigdy nie jest tak proste.

*

Nienawidzę tego, że jestem wyjątkowo widoczna a jednocześnie nie­wi­dzial­na. Nienawidzę tego, że nie pasuję do wielu miejsc, w których chcę być. Mam wdrukowane, że gdybym wyglądała inaczej, to wszystko by się zmie­ni­ło. Na logikę dostrzegam błąd w tym rozumowaniu, ale emocjonalnie nie jest tak łatwo dojść z tym do ładu.

*

Zrównywanie szczułej sylwetki z poczuciem własnej wartości jest potężnym kłamstwem.

*

Uważam za niezwykle ważne to, żeby kobiety mogły czuć się dobrze we własnych ciałach, bez potrzeby zmieniania w nich wszystkiego. Jestem (chcę być) przekonana, że moja wartość jako istoty ludzkiej nie wynika z mojego rozmiaru ani wyglądu. Wiem, jako osoba, która dorastała w kul­tu­rze zasadniczo tok­sycz­nej dla kobiet, nieustannie starającej się dys­cy­pli­no­wać kobiece ciała, jak ważny jest opór przeciw nie­do­rzecz­nym stan­dar­dom, określającym, jak powinno wy­glą­dać ciało — moje czy czyjekolwiek.

*

Im jestem starsza, tym lepiej rozumiem, że życie jako takie jest pogonią za pragnieniem.

Roxane Gay, Głód. Pamiętnik (mojego) ciała,
przeł. Anna Dzierzgowska, Cyranka, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

[…] schodki? Jak wiele? Czy mają poręcz? Muszę za­da­wać sobie takie py­ta­nia i w związku z tym do­strze­gam ułamek pytań, jakie muszą sobie za­da­wać osoby z nie­peł­no­spraw­no­ściami, żeby móc wyjść w świat. Po­ka­zu­je mi to, jak wiele rzeczy traktuję jako oczywiste, kiedy nasze ciała nie mają żad­nych ograniczeń.

*

Oto jestem, wreszcie dając sobie prawo i wolność, by być kruchą i przerażająco ludzką. Oto jestem i roz­ko­szu­ję się tą wolnością.

(tamże)

wtorek, czerwca 22, 2021

4285. Czytane przed gigantem (I)

Pierwszą część tego cyklu czytałam jako ostatnią, skończoną książkę na gigancie. Drugą (tę książkę) za­czę­łam jeszcze tam, ale potem porzuciłam. Gdy już w końcu wylądowałam w ulu, wróciłam do niej, nie mogąc się już oderwać. Ryczałam (nie płakałam), czytając, jak bóbr! A beletrystyka na to: widzisz, jak chcesz, to potrafisz. Na koniec okazało się, że… będzie trzeci tom. Będzie trzecia część, będzie!

Czekam więc na szwedzki trzeci tom, a potem na przekład ze szwedzkiego na polski. Trochę będzie tego czekania. Poczekam.

Najgorsze w innych ludziach jest to, że jesteśmy od was uzależnieni. Wasze czyny mają wpływ na nasze życie. Nie tylko tych, których wybieramy i lu­bi­my, ale również pozostałych – idiotów. […] Wy też macie wpływ na na­sze życie, w każdym momencie.

*

Miłości nie da się zmierzyć, ale nie powstrzymuje nas to przed kolejnymi próbami. Jedną z miar może być prze­strzeń: ile dasz jej człowiekowi, którym jesteś, by stać się tym, którym chcesz być?

*

Sport to tylko sport, dopóki ludzie, którzy w dupie mają sam sport, nie dostrzegą, że można coś na nim ugrać. Wtedy zmie­nia się w ekonomię.

*

Życie to tak cholernie dziwna sprawa. Poświęcamy cały nasz czas, by je kon­tro­lo­wać, mimo to najbardziej kształtuje nas to, co dzieje się całkowicie poza naszym zasięgiem.

*

Niektóre słowa nie cichną w nas jednak nigdy.

*

[…] przychodzi mu do głowy myśl jakiegoś filozofa: „Człowiek jest jedynym stworzeniem, które nie zgadza się być tym, czym jest”.

*

Kim więc chce być? Wszyscy mamy momenty, w których się to rozstrzyga. Gdy wybieramy.

*

     — Czy można się z tym kiedykolwiek pogodzić?
     — Nie.
     Teemu obraca kubkiem. Okrążenie za okrążeniem.
     — Jak w takim razie żyć, do kurwy nędzy? – pyta.
     — Człowiek walczy jeszcze mocniej – mówi cicho Peter.

*

     — A ty jej wybaczyłeś?
     — Tak.
     — Dlaczego?
     — Bo ludzie popełniają błędy.

*

     — […] Nie chcę, żebyś coś dla mnie robił! Chcę, żebyś mi WIERZYŁ. Nie chcę, żebyś mnie gdzieś zabierał, tylko wspierał, tak żebym sama mogła się tam dostać!
     — Okej.
     — Co „okej”?
     — Okej… Ja… Po prostu okej. Ja… też cię kocham.

*

[…] z każdym krokiem do przodu robimy prawie taki sami w tył. Z perspektywy czasu zmiana zachodzi wolno, prawie nie da się jej w trakcie zauważyć.

*

     — Jeśli będziesz się bił, to cię zdyskwalifikują! Potrzebujemy cię! – mówi Benji.
     — Ale on pierdoli jak pojebany! – krzyczy Vidar, wskazując na prze­ciw­nika.
     — Co powiedział? – pyta Benji.
     — Że jesteś pedałem!
     Benji patrzy na niego długo.
     — Ja JESTEM pedałem, Vidar.
     Wzburzony Vidar uderza pięściami po niedźwiedziu na piersi.
     — Ale NASZYM pedałem!
     Benji wzdycha ciężko ze wzrokiem wbitym w lód. To najbardziej chory komplement, jaki kiedykolwiek otrzymał.
     — Możemy teraz po prostu pograć w hokeja? – prosi.
     — No dobra – mruczy Vidar.

*

Wykluczenie to znużenie, które wżera się w szkielet. Ludzie, którzy są jak wszyscy inni i należą do większości, nigdy tego nie pojmą. Jak mieliby to zrobić?

*

[…] porównanie ze sklepem z porcelaną: mucha nie jest w stanie zbić w nim najmniejszej filiżanki. Natomiast taka, która lata w uchu byka, aż ten w pa­ni­ce i złości wbiega do sklepu, może zniszczyć wszystko.

*

Nie wierzę w gole ani tabele, ale w sygnały i symbole.

*

     — Mój ojciec życzył sobie pewnie nieraz, żebym była chłopcem.
     — Dlaczego?
     — Bo wiedział, że żeby zyskać akceptację, zawsze będę musiała być co najmniej dwa razy lepsza od mężczyzn. To samo dotyczy teraz ciebie. Bę­dziesz oceniany inaczej. Ci, którzy mnie nienawidzą, pozwolą mi praw­do­po­dob­nie trenować drużynę, ale tylko jeśli wygramy. Pozwolą ci też pewnie grać, ale tylko jeśli będziesz najlepszy. Już nie wystarczy, że jesteś po prostu dobry.
     — To tak cholernie niesprawiedliwe – mówi cicho Benji.

*

Czy było warto? Skąd mamy to zawczasu wiedzieć?

*

Bycie mamą jest jak drenaż domu albo wymiana dachu: wymaga czasu, po­tu i pieniędzy, a gdy wszystko jest gotowe, wygląda dokładnie tak samo jak wcześniej. Za to nie dostaje się pochwał. Natomiast pozostanie w biurze godzinę dłużej to jak zawieszenie nowego obrazu albo lampy – wszyscy to widzą.

*

Prawda o ludziach jest bowiem tyleż prosta, co nie do znie­sie­nia: rzadko chcemy tego, co dobre dla wszystkich. Naj­czę­ściej chcemy tego, co dobre dla nas.

*

Rzadko możemy być dumni z naszych spontanicznych reakcji. Mówi się, że pierwsza myśl na dany temat jest najszczersza, ale najczęściej to nie­praw­da. Zwykle jest najgłupsza. Bo po co w innym razie byłoby nam głębsze za­sta­no­wienie?

*

Niepokój. Włada nami, nie pozostawiając żadnych śladów.

*

W głębi serca chcielibyśmy, żeby wszystkie bajki były proste, ponieważ pra­gnie­my, żeby właśnie tak wyglądała też rzeczywistość. Ale społeczności są jak lód, nie jak woda. Nie zaczynają nagle płynąć w jakimś kierunku tyl­ko dlatego, że się je o to prosi. Zmiany w nich dokonują się cen­ty­metr po cen­ty­metrze, jak w lodowcu. Czasem nie ruszają się wcale z miejsca.

*

Dlaczego siedzi tu pani po nocy i strzela do bramki?
     Zackell się uśmiecha.
     — Bo to fajne.

*

     — […] Chcę tylko, żeby wszystko było jak zwykle!
     Ramona opuszcza ręce. Wzdycha. Nalewa więcej alkoholu.
     — Wiem, chłopcze. Jest jak jest. Musimy po prostu poszukać dla nas nowego jak zwykle. Są dwa rodzaje ludzi. Niektórzy potrzebują więcej czasu, a inni więcej rozumu. Ta druga grupa jest już stracona, ale warto poczekać i zobaczyć, ilu jest w tej pierwszej, zanim zaczniemy walić im tym po głowach. Benji unika jej wzroku.
     — Czy pani też się na mnie zawiodła?
     Ramona wybucha śmiechem, kaszle dymem.
     — Ja? Bo chcesz sypiać z facetami? Mój kochany, zawsze bardzo cię lu­bi­łam. Życzę ci szczęśliwego życia. Mogę tylko żałować, że wolisz sypiać z fa­ce­ta­mi, bo to mogę powiedzieć ci od razu: z facetami nie można być szczę­śli­wym. Oni, do cholery, to nic innego, tylko, kurwa, problemy!

*

Nie da się wcisnąć pauzy, gdy wszystkiego robi się za dużo i nie mamy już na to siły. Pocieszać może tylko to, że wszy­scy jedziemy na tym samym wózku.

*

Gdy dzieją się okropne rzeczy, część ludzi jest niczym fale, ale są i tacy, co zmieniają się w skały. Falami rzuca tam i z powrotem, gdy przychodzi wiatr, skały natomiast, niewzruszone w oczekiwaniu, aż sztorm minie, przyjmują każde uderzenie.

*

Słowa są jak wyschnięte gałązki, łamliwe pod najmniejszym ciężarem.

*

     — […] tylko dzieci biorą odpowiedzialność jedynie za to, co robią. Dorośli muszą też odpowiadać za to, co powodują. Jesteś przywódcą. Mężczyźni po­dą­ża­ją za tobą. Jeśli więc nie weźmiesz odpowiedzialności za swój ogon, to jesteś tylko zwykłym potworem.

*

Wyobraźnia napędza nam zawsze więcej strachu niż sama rzeczywistość.

*

Gdy ktoś na nas patrzy, dni po pierwszym pocałunku, gdy to nadal jest na­sza ma­ła, niewytłumaczalna tajemnica. Że mnie chcesz. To tylko po­dat­ność na zranienie, nic strasznego.

*

Co zrobić, jeśli marzy się o tym, by wszystko było jak dawniej? Idzie się do pracy. I ma się nadzieję na najlepsze.

*

Żałoba jest niczym dzikie zwierzę, które targa nas tak daleko w mrok, że wydaje się, że nigdy już stamtąd nie wrócimy. Nigdy nie będziemy się już śmiać. Boli tak bardzo, że nigdy do końca nie zrozumiemy, czy kiedyś nam przejdzie, czy też po prostu trzeba się do niej przyzwyczaić.

*

[…] gdzieś w głębi naszego DNA tkwią dowody na czu­łość matki i ojca.

*

     — „Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie”. Tak. To Nietzsche.

*

Albo… jak to, kurwa, było? „A ci, którzy tańczyli, zostali uznani za szalonych, przez tych, którzy nie słyszeli muzyki”.

*

Długie małżeństwo to suma drobnych rzeczy, ale gdy je zgubimy, nigdy nie wiadomo, gdzie i od czego zacząć szukać.

*

Czasami nie potrzeba wiele, żeby zacząć coś kochać. Wystarczy czas.

Fredrik Backman, My przeciwko wam,
przeł. Anna Kicka, Sonia Draga, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

4284. 173/365

przez wszystkie lata razem mieli wyłącznie jeden powód, by nie brać rozwodu. by nie móc teraz się roz­wieźć, każda z tych dwóch osób ma dokładnie dwa po­wo­dy. tylko jeden jest wspól­ny — wtedy i dziś miłość.

173/365

*

zaciśnięte powieki. pozwalają mi
usłyszeć. twoją złość.

173/365

niedziela, czerwca 20, 2021

4282. 171/365

przestałam pukać do drzwi twojego świata. siedzę na schod­kach, oparta o nie plecami. patrzę przed siebie i łapię oddech.

171/365

wtorek, czerwca 15, 2021

4280. 166/365

postępująca niemoc* odbiera szanse. co pozostawia w zamian? jeszcze nie wiem.

166/365

__________
  * tysiąc dwieście wpisów później.

poniedziałek, czerwca 14, 2021

4279. Na finale drogi do ula

Dopiero wczoraj Heniutka po raz pierwszy podeszła do tego okna. Możemy już wracać do ula.

W ulu sześć schodków z poziomu ziemi na parter, szesnaście krę­co­nych schodów na pierwsze piętro. Musicie zmienić miesz­ka­nie na dostosowane do fizycznej niepełno­spraw­no­ści Drzewka.

Drugą dobę jestem uwięziona w dostosowanym do moich po­trzeb budynku. Winda nieczynna, zamoczona przez deszcz, któ­ry zrobił coś dachowi nad windą w sobotę popołudniu.

W sobotni wieczór z pomocą Sadownika wdra­pa­li­śmy się z pod­ziem­ne­go parkingu na piąte piętro. Nie li­czy­łam scho­dów. Potrzebujemy już wrócić do ula.

4278. W drodze do ula (V)

Polowałam na tę książkę ponad pół roku. Biernie, ale polowałam. Ciśnienia nie było, bo jak zawsze miałam co czytać, a to beletrystyka i nie było powodu, by za tą książką gonić.

Upolowałam i bardzo dobrze. O ile nie było warto gonić za tą książką, to żal byłoby ją przegapić. Jest piękna. Gdybym wiedziała jak piękna, pogoniłabym za nią.

Dwa przedmioty: skrzypce i kredens — metafora tego, czemu pozwalamy się w życiu prowadzić lub co nas wlecze za sobą. Tak jednym zdaniem podsumowałabym spo­tka­nie z tą historią i jej bohaterami. Piękna opowieść i tyle.

Mój ojciec pożyczał pieniądze od Roleńskich. Roleński pożyczał od mojej mat­ki. Matka pożyczała pieniądze od Canki. Canka — od Frosy. Frosa — od Wraży. Stamen, mąż Wraży, pił razem z Manolczem i pożyczał od niego pie­nią­dze; Manolczo, kiedy już wytrzeźwiał, pożyczał pieniądze od ojca.
     Pieniądze obracały się w jakimś magicznym kręgu, każdy był coś winien każdemu, w każdej chwili. To był skomplikowany, ale zgrabny system wzajemnej zależności.

*

     — Potem z drzewem rozmawia. Jest wesołe drzewo, smutne, mądre, spokojne, chytre, silne, ciche. Ile człowiek, tyle drzewo. Powiesz mu, gdzie pójdzie, do kogo go pośle. Powiesz: drzewo, ciebie zrobi na skrzypce, pośle do dobry człowiek. On cię kocha, dba, niech dobrze służy. Drzewo sto lat cze­ka swój pan. Tak, majster Marin! Inaczej nie słucha, pęknie, nie chce zostać skrzypce. Drzewo wybiera człowiek, majster wybiera drzewo. Nie walczy, nie bije się z nim. Niewinne ono. Ty pracuje z głową! […] Złoto w rę­kach, żelazne serce, rozumie?
     — Rozumiem.
     — Słucha, ale nie rozumie. Ech, majster Marin!…

*

Ta odrobina, którą wiem ja, ma chyba niewiele wspólnego z twoją sztuką.
     Już prędzej ma coś wspólnego ze mną.

*

     — Czuje?
     — Czuję.
     — Co czuje?
     — Jest bardzo gładkie… jak skóra.
     — Ciepło czuje?
     Z drewna płynęło leciutkie ciepło, wchodziło we mnie, wypełniało mnie, zatrzymywało się w dołku pod sercem i delikatnie rosło, aż wypełniło mnie całego.
     — Skąd to ciepło?
     — Zbierało słońce w Czechy, dwieście lat, trzysta, oddychało ciepły wiatr…
     — Powietrze.
     — Nie powietrze, wiatr! Potem ojciec znalazł, rozmawiał z drzewo, pytał, czy chce iść do niego. Zgodziła się, przyszła z ojcem do nasz dom.

*

     — […] Ale dobrze zapamiętaj: oni nie interesują się tym, co nosisz w sobie! Dla nich twój talent nie jest wart zła­ma­ne­go grosza. Oni chcą zobaczyć…
     — Co?
     — Kredens!

*

Grigor Awramow — bębnista z Teatru Muzycznego, Robert Dimow — dru­ga trąbka, Robertowicz — kontrabasista i mój ojciec krzątali się wokół kre­den­su z długimi linami tragarzy w rękach. Kredens wznosił się nad ich gło­wa­mi jak śnieżna skała.
     — Wolniutko! Uważniej! — wołał Robertowicz.
     — Presto, no jazda, vivace, co się guzdrzesz — naciskał Grigor Awramow.
     — Andante! Nie jestem dźwigiem. Trochę bardziej commodo, ręce mi od­padną.
     Ojciec mruczał z zadowolenia.

*

     — Ty bogaty kiedy z trąbką. Jak bez niej, całkiem biedny.
     — A ty dokąd doszedłeś z twoimi skrzypcami? Do tej piwnicy. Do tej nędzy. […]
     — Ech, Marin! W ręce złoto, w głowie błoto.

*

Nie wytrzymałem jednak i zapytałem o duszę skrzypiec.
     — Dziadku Georgi, skąd tak dokładnie wiesz, gdzie ją umieścić?
     — Pyta drzewo, samo mówi. Widzi kwadrat? No, kładzie palec wvkwadrat, czeka, czeka, jak drzewo milczy, kładzie w drugi kwadrat. I znów czeka. Pyta, przekłada, myśli; kiedy drzewo widzi, majster cierpliwy, czas ma, samo powie. Tam przyłożysz.
     Ręce przestały mu drżeć. Właściwie nie drżały w ogóle, kiedy pracował.
     Potem, kiedy siadał na kanapie, żeby odpocząć, zaczynały mu podskakiwać na kolanach. Patrzył na nie, odwracał dłonie i pokornie kiwał głową.

*

Lekarz patrzył na nas ze zdziwieniem.
     — Czy to krewny? — zapytał.
     — Nie — odparł ojciec. — Przyjaciel. Po prostu przyjaciel.

*

Dlaczego skrzypce duże? Bo miłość mistrza duża. Nikt nie gra viola d’amo­re? Nie gra, bo zapomniało miłość. Majster zapomniało kochać zajęcie. Klient zapomniało kochać skrzypce. Skrzypce zapomniało kochać muzyk. Człowiek zapomniało kochać siebie!

*

Mimo to jestem pewien — nie zapomniałeś o mnie.
     To ja zapomniałem, kim jestem!
     Georgu Henig, wstań! Opowiedz mi, jaki los czeka te wszystkie rzeczy, które tworzymy z największą miłością — jedyne, jakie jesteśmy w stanie stworzyć.

*

[…] dał mu pierwszą lekcję gry na viola d’amore — dlatego że on tego po­trze­bu­je. Co z niego za stwórca? Zrobił świat naprędce w jakieś tam sześć dni, i to z wieloma błędami nie do naprawienia. Naucz go, jak się gra gamy i arpeggia, naucz go wszystkich minorowych i majorowych trójdźwięków miłości, zamęcz go pracą! Każdego dnia! Tak jakbyś miał przed sobą nieuka.

Wiktor Paskow, Ballada o lutniku, przeł. Mariola Mikołajczak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020.

„Wiktor Paskow żył podobnie, jak żyli jego bohaterowie. Najbardziej ze wszyst­kie­go nienawidził konformizmu, filozofii opuszczonej pokornie głowy i plebejskiej wiary w dzień dzisiejszy. Dlatego właśnie jest jednym z nie­licz­nych posłanników światłości i ducha” – napisał po jego śmierci w gazecie „Trud” poeta i publicysta Iwan Granitski. Rok później w tej samej gazecie ktoś inny wspominał: „Wiktor pisał w sposób brylantowy, śpiewał pro­fe­sjo­nal­nie, gotował w natchnieniu, kochał jak szalony i jak szalony się odkochiwał”.

(tamże)

4277. W drodze do ula (IV)

W przedłużającej się ciut drodze do ula zachciało mi się i w czwartek po­my­śla­łam, że to dobry czas na nominowaną do Nike 2021 poezję. Ten tomik za­ost­rzył apetyt na więcej, a rzeczywistość pokazała mi figę, bo choć jest to jeden z czterech tomików no­mi­no­wa­ny do Nike 2021, jednocześnie jest to jedyny zbiór wierszy, który jest do­stęp­ny bez dyskryminującego, artystycznego zadęcia, że poezję to tylko na pa­pie­rze można dotykać. Bardzo za to jestem wdzięczna i Autorowi, i Wydawnictwu.

Dziwnie się czyta wiersze o, mam nadzieję, dość krótkim terminie przydatności do spożycia — polska polityka nie zasługuje na wiersze, jestem tego pewna. Fragmenty trzech jednak nic sobie z tego nie robią i wepchnęły się do subiektywnika. Udało się je odgrodzić od tych ponadczasowych z nadzieją, że szybko zapomnimy polityczne karykatury.

Polub spóźnienia,
[…]
wyłącz telefon,
przeżyj jeden dzień
pieszo, bez gniewu
[…]
złap wiatr
za kołnierz,
okryj się deszczem,
[…]
i rządź!

*

strzępy domysły i już się nie dowiesz
co było przedtem kiedy cię nie było?
próbuj zrozumieć nigdy nie zapomnij

*

Gdzie jesteś
gdy siedzisz obok
a mnie się wtedy zdaje
że zbiegłaś na przylądek
beznadziei
[…]
więc proszę obok siądź
i siebie mi opowiedz
i sens i różdżkę znajdź
i prowiant daj na drogę

*

niestety moja dobra wróżko
twoje pytania
o przyszłość i teodyceę
zostaną bez odpowiedzi

*

Odmieniam się przez ciebie
jesteś przypadkiem
który mam na celowniku

*

[…] uwierzyłem
że znasz drogę do morza
i wiesz czym się różni halsowanie
od dryfowania a czym
pragnienie od żądzy

*

wtedy zaczynasz rozumieć
różnicę dzielącą rozłąkę od straty
arioso od lamentu
bedeker od apokalipsy
a życie od śmierci

*

że bardziej niż płetwy modlitw
pomaga ci bluzg

Jerzy Kronhold, Długie spacery nad Olzą,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

trudna twoja rola nie do pozazdroszczenia
stać u boku kogoś kto bynajmniej nie przypomina
Harry’ego Pottera kto codziennie
znieważa nas wszystkich
mogłabyś tupnąć nogą
obrócić się trzykroć wokół osi
i raz przynajmniej
powiedzieć publicznie dość nie nein no
okazać szczyptę charakteru
[…]
mogłabyś zbiec z tego smutnego pałacu
na Krakowskim Przedmieściu
[…]
bo chyba stać cię na więcej niż
[…]
pranie rękawiczek i uśmiechanie się
do biskupów
[…]
ale godność zobowiązuje
ale reputacja
naprawdę coś znaczy
i wcale nie wymaga
aż tak wielkiej odwagi

*

wczoraj gdy prezydent
przezwany długopisem
wydawał zgodę
na represje wobec sędziów
[…]
i pomyślałem a niech tam
sobie trwa jeszcze
z tym długopisem zamiast włóczni
bez słów przebaczenia
z boginią zemsty w przedpokojach
cierpliwie czekającą na jego godzinę

*

niektóre pensjonaty
w trosce o zdrowie letników
informują:
żydów i psów nie przyjmujemy
cóż za chwalebna przezorność
na miarę
Myśli nowoczesnego Polaka

(tamże)

niedziela, czerwca 13, 2021

4276. Subiektywnik 2021

Znów okno za serce chwyciło, znów portrecik pod rękę się nawinął i znów te same schody — identycznie jak trzy lata temu. Wczoraj oba zdjęcia dzięki dającemu stabilność ferrari, a schody pokonane tylko przez Sadownika.

*


4275. Złota Siekiera 2021 — Nominacja (#3)

Wtedy i wczoraj w tych samych butach. Wiedziałam, że na tę część festiwalu nie dotrę. Wiedziałam, że Sadownik tam dotrze, gdy ja w tym czasie w pobliskim lokalu będę pić kawę, jeść ciastko i czytać książkę. Mieliśmy plan i to był bardzo dobry plan. Dzięki niemu to był wspaniały dzień z bardzo dobrze wykonanym bardzo dobrym planem.

Nie byłoby nominacji do nagrody Złota Siekiera 2021, gdyby przy zakupie biletów na festiwal paniusia bez odrobiny zażeniowania, z uśmiechem na twarzy nie po­in­for­mo­wa­ła mnie, że wózkiem to nigdzie indziej, poza Tymienieckiego, nie dam rady nic obejrzeć. To tyle w kwestii równych możliwości za tę samą cenę biletu.

Moje oczekiwania? Tak, pamietam przestrzeń wystawową na OFFie. Nie będzie łatwo ją zastąpić, by tacy jak ja mogli posiąść kulturę, ale można wykonać gest, ofe­ru­jąc zniżkę na bilet, by pokazać, że widzi się nas wózkowiczów. Zniżka nie za­stą­pi niezobaczonych projektów, nie wynagrodzi kontaktu z radosnym festiwalowym pra­co­wni­kiem, który nie widzi pro­ble­mu w tym, że są ludzie, którzy nie mogą uczes­tni­czyć w życiu kulturalnym. Ta zniżka dałaby znak, że ktoś przez chwilę my­ślał o OzN.


Pal sześć podkręcające śrubę słowa Pilcha: Widzieliście kiedyś całujących się na ulicy ludzi na wózkach? Zacznijmy od czegoś dużo prostszego: ile w mijającym tygodniu widzieliście wózków w prze­strze­ni publicznej?


Złota Siekiera 2021

4274. Złota Siekiera 2021 — Nominacja (#2)

W niepamięć krawężnik bym posłała. Dałam radę, objechałam, do bez­kra­węż­ni­ko­we­go wejścia dojechałam. Nie byłoby o co kruszyć kopii, ale tego samego dnia zda­rzy­ło się oficjalne ogłoszenie nominacji i przelało mi się.

Mój Faworyt! Oczy przecierałam ze zdumienia. Jubileusz 25-lecia przyznawania Literackiej Nagrody Nike i… Z tej okazji?

25-lecie Nike to 25% nominacji dyskryminujących potencjalnych Czy­tel­ni­ków ze względu na ich stan zdrowia. Tylko pogratulować!

nominacje/dyskryminacje Nike 2021

Jak to możliwe? A tak to! Z dwudziestu nominacji, książek wydanych w roku 2020, pięć (do dnia 10.06.2021) nie ukazało się w wer­sji elektronicznej. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko to, że samo­dziel­nie nie zapoznają się z nią osoby niewidome i słabo­wi­dzą­ce (papieru nie przeczyta automat do czytania ibuków, nie ma też możliwości po­więk­sze­nia czcionki) oraz ludzie tacy jak ja, dla których przewracanie pa­pie­ro­wych kartek i obsługiwanie książki dwoma dłońmi oznacza zbyt wymagające ćwi­cze­nie re­ha­bi­li­ta­cyj­ne, a nie przyjemność czytania.

Ile realnie nominowano książek do Nike w tym roku? Prawidłowa odpowiedź brzmi: piętnaście i ani jednej więcej. Smaczku dodaje fakt, że za 60% z pięciu, wyłącznie papierowych, nominowanych pozycji odpowiedzialna jest jedna instytucja pu­bli­czna — koń śmiał się rzewnymi łzami — dumna z nominacji. Ciekawe, czy jest dumna z tego, że dyskryminuje?

Na wiki przeczytamy: celem [nagrody] jest promocja polskiej literatury współ­czes­nej. By być uczciwym, należy dodać: oraz promocja dyskryminacji ze względu na stan zdrowia.

Sadownik, chcąc poskromić moje wzburzenie, zapytał: ilu kulawych czyta książki nominowane do Nike? Ja, awruk, czytam, i nie tylko te nominowane. Prawidłowo zadane pytanie brzmi: ilu ludzi chcielibyśmy zaprosić do czytania książek no­mi­no­wa­nych do Nike i dlaczego oczywistym jest, że OzN powinni mieścić się w tej grupie?

Moje oczekiwania? Aby fundatorzy Nagrody, co im ewdentnie umknęło, uwzględnili fakt istnienia OzN i w ramach przeciwdziałania wykluczeniu ludzi, wy­klu­czy­li no­mi­no­wa­nie książek, których nie może przeczytać samodzielnie każda zainte­re­so­wa­na nimi osoba władająca językiem polskim. Na dzień dzisiejszy fundatorzy, jury i sama nagroda — z premedytacją pisani małą literą — są niczym krawężnik z logo Nagrody Złota Siekiera — zapraszają, jednocześnie komunikując niektórym: spierdalaj.

To ostatni na tym blogu wpis ze znacznikiem nobile… Nike, bo nagroda Nike nie jest dla mnie już nobile.


Złota Siekiera 2021

4273. Złota Siekiera 2021 (#1)

Antynagroda. Ten tydzień obfitował w atrakcje dotyczące dyskryminacji ludzi ze wzglę­du na ich stan posiadanego zdrowia. Obfitował nie tylko ilościowo, ale również jakościowo. Ponieważ dotyczy to dużych, od których należy wymagać więcej, usta­no­wi­łam osobistą, symboliczną Nagrodę Złotej Siekiery dla tych, co dyskryminują i być może są z tego dumni.

Życzyłabym sobie, by kandydatów na Laureata roku 2021 było jak najmniej, ale ostatnie zdanie w tej sprawie będzie miało moje życie w zderzeniu z pomysłowością i wartościami tych, którym oszczędzono bycia OzN. Smucę się, bo są kandydaci, i cieszę się, bo to znaczy, że bywam w świecie.

Wszystko zaczęło się od parkingu podziemnego w jednym z największych centrów handlowych w środku stolicy (jeszcze oficjalnie europejskiego kraju), a w zasadzie od miejsca parkingowego dla osób niepełnosprawnych.

Wysiadam. Przesiadam się na ferrari z napędem ręcznym, przejeżdżam dwa–trzy metry udogodnienia i widzę atrakcję, której, ze swoimi skromnymi możliwościami balansu na wózku, nie pokonam. Jeśli jesteś sprawny, możesz nie rozumieć, o co mi chodzi. Na końcu wspaniale odmalowanego przejścia, które zachęca, by właśnie nim do centrum wkroczyć, jest krawężnik — nie niziutki, całkiem wypasiony niestety — piękne, prawda?

To naprawdę niesamowite, ilu ludziom nie zderzyły się kulki w głowach, że miejsce do parkowania dla niepełnosprawnej osoby to może być ciut mało (nawet jeśli tak bli­ziutko wejścia), by dostać się do wnętrza handlu detalicznego. Nie zderzyły się nikomu, w efekcie czego powstało to cacko architektoniczne, które teraz będzie peł­nić rolę logo Nagrody Złotej Siekiery.


Złota Siekiera 2021

Prestiżowa, symboliczna Nagroda Złotej Siekiery będzie nosiła imię Jerzego Pilcha, dopóki Jego słowa nie staną się historią. Hawk!

4272. W drodze do ula (III)

Nadzieja przemknęła mi gdzieś w mediach społecznościowych miesiąc albo dwa temu. Nie zaskoczyłam wtedy, że to wyimek z książki. Gościnność mnie zachwyciła, gdy dotarło do mnie, że to jest książka. Klik, klik, czekanie. Sadownik odebrał, a ja czwarty dzień wertuję w zachwycie, który nie słabnie.

W książce poza uczuciami i wyobraźnią, jedno mocne nieuczucie, które jest źródłem wielu głęboko raniących uczuć, raniących przez lata, dziesięciolecia, a czasem całe życie.

Wybór jest nie tylko (jak zawsze) subiektywny, ale tym razem również wyjątkowo tendencyjny.

Wszyscy znamy te uczucia […].
Ale czy wiemy, co robią, kiedy mają wolne?

*

Zachwyt biegnie do kolegi
z nowo odkrytą książką.

*

Ciekawość zawsze wspina się najwyżej jak może — na czubek drzewa, na dach lub komin.

*

*

Współczucie zbiera ślimaki z chodnika.

// piękni i pod ręką tu: ślimak, chodnik.

*

Zaufanie buduje mosty.

*

Życzliwość ucisza burzę.

*

Kompleksy budują klatki.

*

Tina Oziewicz, Co robią uczucia?, ilustr. Aleksandra Zając,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2020.

*

Spokój głaszcze psa.

(tamże)

piątek, czerwca 11, 2021

(4269+2). Wczoraj (II)

Często zapominam, rzadko to wiem. Na szczęście ta kartka z samego rana przypomniała mi nie tylko o tym, ale również o dniu. (Wersja niededykowana, dla mężczyzn tu).

*

I kochana Too-tiki, której pierwowzorem była partnerka Tove Jansson:
      bo…
   lubisz Muminki
,
       […],
      bo…
    jest taka skandynawska
.

*

I bóstwo w pióra obleczone. Wszystko to jednego dnia zostało mi podarowane.


fot. Saxifraga, fragment.

4270. Wczoraj (I)


na tymczasie…

czwartek, czerwca 10, 2021

4269. Na urodzinach

Jabłoń:
A Ty, od ilu lat nie czujesz swoich lat?

Sadownik:
(zamyślił się na chwilkę)
Od dziesięciu.

4268. W drodze do ula (II)

Dwa tygodnie na nią czekałam, nim się ukazała. W dniu premiery miałam, zaj­rza­łam, dwa akapity i odłożyłam. Wracałam do niej wielokrotnie, wielokrotnie od­kła­da­jąc. Długo czekała na moment, gdy chwyciłam i nie mogłam już puścić.

A gdy skończyłam, wszystko zaczęło się od nowa, nie zmieniając swojego cha­rak­te­ru. By wybrać cytaty, wracałam, odkładałam, wracałam i znów odkładałam. A może już nigdy, z żadnej książki nie wybiorę żadnego cytatu? Może coś się we mnie skoń­czy­ło? Wracałam, odkładałam. Do dziś. Zaskoczyłam — już wiem, które cytaty chcę tu mieć, które mnie poruszają, które wciąż wywołują mój uśmiech, które rodem z nie­zna­ne­go mi z autopsji, męskiego świata przeniesione. Już wiem, już je tu mam.

     — Zobacz, wyrzucają dzieci na tory! Po co to robią?
     — Żeby nauczyły się w życiu czegoś konkretnego.
     — Ale czego?
     — Uników.
     — Nie można tego zrobić mniej drastycznie?
     — Pewnie można, ale wtedy niczego by się nie nauczyły. Wiesz, jak bar­dzo dzieci są oporne na wiedzę. Uników można się nauczyć tylko w sy­tu­acjach ekstremalnych.
     — A co z rodzicami? Nie boją się o nie?
     — Boją się, lecz wiedzą, jak tego unikać.
     Moje sny były krótkie i rozmawiały między sobą.

*

Miłość do drugiego człowieka to dziwne uczucie. Jeżeli przyjrzeć się wni­kli­wie, kochamy w sześćdziesięciu procentach wodę, która jest głównym skład­ni­kiem ludzkiego ciała. Miłość jest wzajemnym zaufaniem wody do wody, bez żadnych racjonalnych podstaw. Ma to sens.

*

Z całego matematycznego działania najbardziej niepokoiło mnie zero – pustka, coś, co nie istnieje, co nigdy się nie zaczęło, jest cienką granicą między plusem a minusem. Czy wieczność już się rozpoczęła? Nad tym zastanawia się zero, stojąc w szeregu i nie mogąc się z nikim zamienić na miejsce. Z punktu widzenia zera wszystkie liczby wydają się urojone.

*

[…] nie miałem pretensji do ograniczeń mojej wyobraźni. Czekałem na to, co się wydarzy w rzeczywistości. Nie musiałem wszystkiego wiedzieć z wy­prze­dze­niem. Dzięki niewiedzy byłem przygotowany na wszystko, a nie tylko na to, co zaplanowałem.

*

Zrozumiałem to po latach, bo mądrość przychodzi najczęściej po czasie. Spóźniona, zmęczona, z przepraszającym wzrokiem, staje na wycieraczce i wymaga, żeby się cieszyć z jej powrotu.

*

Wyglądało to tak, jakby dziadek widział rzeczywistość, a ta go ignorowała.

*

Nigdy nie mówił: „Idź do diabła!”. Dużo częściej przeklinał ludzi, wykrzykując: „Obyś żył w ciekawych czasach, chuju!”. Słowo „chuju” brzmiało w tym zdaniu najmniej obelżywie.

*

Być może więzi rodzinne są piękne, ale u innych. Ja widziałem w nich zagrożenie. Ród był jak betonowe chodaki, ściągające na dno jeziora.

*

Byłem kimś, kto bał się ustawić plecami do własnego cienia, przeczuwając, że nie ma pokojowych zamiarów.

*

Młodość jest jak bomba zegarowa. Nie wiadomo, jak się w niej rozgościć, bo ani nie posiada się mądrości osób starszych, ani nie jest się naiwnym jak dziecko. Walka pomiędzy młodością a dojrzałością sprawiała, że czuliśmy się zakłopotani tym, że żyjemy.

*

Łatwiej jest mówić, kiedy nie wiesz, do kogo kierujesz swe słowa.

*

Na początku było słowo, które stało się przekleństwem. Dzięki niemu wielu z nas do dzisiaj musi smażyć się w piekle za grzechy lekkie, ale nagminnie popełniane.

*

Czasami człowiek ma marzenie, żeby wszystko to, co ma zrobić do śmierci, zrobić dzisiaj i mieć to z głowy. Nie da się ukryć, że to dobry plan.

*

Czy słowo może zmienić świat? Nie mam pojęcia, lecz na pewno może zmienić człowieka.

*

Z niemocy okłamałem go i powiedziałem, że Szczepan umarł. […] Tylko tyle miałem odwagi. Łudziłem się, że dzięki temu będzie jak dawniej – źle, lecz w kontakcie z rzeczywistością.

*

Przeczuwałem, że może się wydarzyć więcej, niż jest w sta­nie pomieścić czas. Są takie momenty, w których pojawia się pewność, że nastąpi coś strasznego, jednak tak się nie dzieje. To się nazywa męska intuicja.

*

     – Brzydcy mężczyźni nie istnieją. Są tylko tacy, którzy tego nie rozumieją i się nad sobą użalają. Ale to słabe. Facet nie ma być ładny czy dobrze zbu­do­wa­ny. Nie. Ma być taki, jaki jest, i się tym zachwycać.

*

Łagodna przemoc – to wspaniałe usprawiedliwienie. Stopniowanie okrucieństwa uspokaja oprawcę, a myśl o byciu zrównoważonym i opanowanym ułatwia życie. Sprawia, że czujemy się niewinni. Przecież tak naprawdę nic złego ci nie zrobiłem, więc nie rozumiem, dlaczego płaczesz.

*

Nie płakałem. Byłem na to za twardy i za stary. Dzięki temu dowiedziałem się, że jedną z najbardziej niebezpiecznych rzeczy jest odgrywanie bohatera przed samym sobą.

*

[…] chciałem tylko powiedzieć, że dusza jest tym, co nas otacza, a nie tym, co ukrywamy wewnątrz.

*

„Nie, to nie jest niestosowne pytanie, ale nie jestem gejem. Cieszę się, że ci ulżyło, chociaż nie rozumiem, z jakiego powodu”. […] Gdzie jest balans między łgarstwem a obrażaniem kogoś?

*

„Normalność”. Bardzo niebezpieczne słowo, oznaczające życie według ustalonych znanych praw i zwyczajów. Dzięki normalności jesteśmy w stanie zrozumieć, czym jest młodość, starość czy śmierć, i tylko dzięki niej możemy zwariować.

*

Przerażało mnie, że jesteśmy podobni. Jeżeli tak się czuje większość ludzi, to dlaczego niemal wszyscy chcą być częścią rodziny? Przecież to instytucja najskuteczniej ściągająca w dół.

*

Jak tęsknisz za tym, czego nigdy nie będziesz miał?

*

Z jednej strony oczerniałem przeszłość, z drugiej – prowokowałem ją, żeby atakowała: „Zobacz, tu jest czerwona płachta! Jesteś wkurzona. Biegnij!”. Ona jednak stała i patrzyła z politowaniem, a ja, żeby pokonać krępującą ciszę, rozpędzałem się wściekły i trykałem głową pustkę. Była miękka i spra­wia­ła wrażenie, jakby chciała się mną zaopiekować.

*

W cuda ciężko uwierzyć, jednak można je obserwować.

*

Znajdę coś niedługo,
     nie kłamię,
     zaufajcie mi,
     ostatni raz,
     jestem waszym synem czy nie?
     nie musicie się za mnie wstydzić,
     jeszcze tylko jeden dzień –
     to zwroty, których należy użyć, żeby zyskać na czasie i mieć chwilę spokoju, aby kolejny raz zastanowić się, jak żyć.

*

Ludzie mają niewiele mechanizmów obronnych chroniących przed myślami.

*

Potem trzeba w myślach policzyć do dziesięciu i znowu nastawić uszu, żeby z szacunkiem słuchać głupot, słuchać ich z poszanowaniem dla wojny i dla starości, słuchać ze złości i z zemsty, słuchać z grzeczności, w którą się nie wierzy, i z powodu wielu innych rzeczy, które nie mają nic wspólnego z uwagą.

*

To, co się dzieje w teraźniejszości, jest do zniesienia, jednak przyszłość potrafi człowieka przerazić.

*

Bóg stworzył zło pierwszego dnia. Przyglądał mu się przez chwilę i tworzył dalej. Kiedy szóstego dnia Adam i Ewa zgrzeszyli, usiadł pod drzewem i postanowił odpocząć. I robi to do dzisiaj. Jaki interes miałby w tym, żeby na świecie było lepiej? Czy nie jest mu na rękę, żeby było tak sobie, średnio, do zniesienia, letnio czy po prostu jak zwykle?
     […]
     I wtedy Bóg przemówił z niebios do swojego syna: „Cierpienie przyniesie ci ulgę”. Ale syn przechodził fazę buntu. Postanowił nie słuchać Ojca Niebieskiego i cierpiał dalej tak samo jak wcześniej, a przecież mógł to robić inaczej. Lepiej.

*

Byłem zmuszony do posiadania dzieciństwa.

Filip Zawada, Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

Czy myślenie, ten monotonny ciąg wyrazów, zdań, ma sens? Czy idee wyrwane z kontekstu – jak większość przecież – prowadzą do czego­kol­wiek? Nie mam pojęcia. Jedyną pewność, którą mam, to ta, że myśleć i wypowiadać zdania można tylko, jeżeli się zapomni o tych dylematach.

*

Moja supermoc tkwiła w tym, że się nie poddawałem.

(tamże)

4267. 159–161/365

upał urządza mi piekło na Ziemi. wczoraj, nastrój wart podróży do Szwajcarii w jedną stronę, przetrwałam. dziś, feniks we mnie uśmiecha się, łomolę*.

159–161/365

____________
  * łomolę tą piosenką ponad miesiąc, ale dopiero dziś, umiesz­cza­jąc ją tutaj, zobaczyłam po raz pierwszy ten obra­zek — ma tę samą energię.
     z tą energią i z przyjemnością ro­bi­my z Sadownikiem rysę na wygładzonym świecie mieszkańców zgentryfikowanego osiedla — pomieszkujemy w fizycznie ogrodzonym, mentalnym getcie tych, co im się wydaje, że są wyłącznymi kowalami swego losu, po­miesz­ku­je­my chwilowo w dro­dze do ula.
     dziś wieczorem kolejnych kilkanaście osób będzie mogło powiedzieć: widziałem wózek i będzie musiało poradzić sobie z dysonansem poznawczym, że siedział na nim śmiejący się człowiek, patrzący z miłością w oczy drugiego człowieka.
     na zdrowie, panie i panowie!

*

X Ambassadors, Renegades.

go forth and have no fear
[…]
it's our time to break the rules
let's begin

poniedziałek, czerwca 07, 2021

4266. 158/365

kilka prób kiedyś zrobiłam, nieudanych. dziś na dzień dobry za­ble­fo­wa­łam na progu tymczasowego domu, że umiem, i udało się. balans (w wersji dla początkujących), „na­umia­ny” pięk­nie*, daje du­żo radości.

158/365

____________
  * i przećwiczony później w drodze do i z knajpki.

niedziela, czerwca 06, 2021

4265. W drodze do ula (I)

Siedzę na wrażeniach po tej książce prawie tydzień — nie mijają, nie dają się za­mknąć w słowach. Wypełniona po brzegi filiżanka uwiera — im dłużej trzymam, tym trudniej puścić. Już czas, nim nowy tydzień ruszy w tango, puścić, by być otwartą na nowe wrażenia. Puść! Puszczam.

Ta książka uświadamia, że bezpieczeństwo wielu ludzi jest zagrożone, nie tylko wte­dy, gdy mówisz: „czarny”. W kraju nad Wisłą dzieje się tak, gdy mówisz: „kobie­ta” czy „lgbt”. Obawa przed „białym” TAM ma takie samo źródło (niestety nie wyssane z palca) jak obawa przed „katolikiem” TU. Nie ma powodu do radości czy dumy.

[…] góra nie jest górą, jeśli na dole nic nie ma.
     Ty i ja, mój synu, jesteśmy owym „dołem”. Tak było w 1776 roku. Tak jest dzisiaj. Nie ma ich bez ciebie – pozbawieni prawa, by cię zniszczyć, nie­uchron­nie spadliby ze szczytu góry, straciliby święty status i zagubiliby Marzenie. Wtedy musieliby nauczyć się budować przedmieścia inaczej niż na ludzkich kościach, więzienia w inny sposób niż jako magazyny na ludzi, a z demokracji wyrugować kanibalizm. Lecz ponieważ uważają się za białych, wolą pozwolić na to, by w zgodzie z ich prawem zadu­szo­no człowieka przed okiem kamery.

*

W Ameryce nie ma rasistów, a w każdym razie nie jest nim nikt, kogo lu­dzie, którzy potrzebują czuć się biali, osobiście by znali. […] W 1957 roku biali mieszkańcy Levittown w Pensylwanii wysuwali argumenty na rzecz segregacji w miasteczku. „Jako osoby żyjące zgodnie z nakazami mo­ral­no­ści, religii i prawa – pisali – uważamy, że wyrażając pra­gnie­nie utrzymania statusu zamkniętej społeczności, nie kie­ru­je­my się uprzedzeniami i nikogo nie dyskryminujemy”. W ten sposób próbowali popełnić haniebny czyn, jednocześnie unikając wszelkich sank­cji. Wspominam o tym, by ci uświadomić, że złoczyńcy nigdy nie mieli żadnej złotej ery, podczas której jawnie przechwalaliby się swoimi postępkami.
     „Łatwiej byłoby nam powiedzieć, że to niemożliwe, że takich ludzi nie ma – pisał Sołżenicyn. – (…) Aby czynić zło, człowiek musi najprzód uznać je za dobro – albo za rzecz rozumną i zgodną z prawem”. Oto podstawa Ma­rze­nia – trzeba nie tylko w nie wierzyć, lecz także uważać je za sprawiedliwe, sądząc, że się na nie w oczywisty sposób zasłużyło dzięki wytrwałości, honorowi i dobrym uczynkom.

*

[…] sformułowania, jakich używamy – stosunki rasowe, przepaść rasowa, sprawiedliwość rasowa, profilowanie rasowe, przywileje białych, a nawet supremacja białych – służą zamaskowaniu faktu, że rasizm jest do­świad­cze­niem cielesnym: uszkadza mózgi, zgniata tchawice, rozrywa mięśnie, wyszarpuje narządy, łamie kości, wybija zęby. Nie wolno o tym zapominać. Musisz pamiętać, że socjologia, historia, gospodarka, wykresy, tabele i re­gre­sje ostatecznie zawsze zadają brutalny cios ludzkiemu ciału.

*

Otóż wierzą oni [Amerykanie], że „rasa” jest zdefiniowaną, bezdyskusyjną cechą świata naturalnego. Nieuniknionym skutkiem tej wiary jest rasizm – skłonność do przypisywania pewnych głęboko przyrodzonych cech ludziom, by ich następnie upokarzać, umniejszać i niszczyć. Tym samym rasizm przed­sta­wia się jako niewinne dziecko Matki Natury […]. Lecz rasa jest cór­ką, a nie matką rasizmu. Natomiast zaliczanie w poczet „ludzi” było kwestią nie tyle genealogii czy fizjonomiki, ile władzy. Różnice w kolorze skóry i wło­sów istniały od zawsze. Wiara w ich wagę, w to, że na ich pod­sta­wie można prawidłowo zorganizować społeczeństwo, gdyż są prze­ja­wa­mi głę­biej ukrytych, nieusuwalnych cech – to idea nowa, krze­wią­ca się w sercach nowych ludzi, których wychowano w beznadziejnym, tra­gicz­nym, oszu­kań­czym przekonaniu, że są biali.

*

Nienawiść formuje tożsamość. Czarnuch, ciota, suka to określenia wskazujące przebieg granic – pokazują, czym my na pewno nie je­ste­śmy, oświetlają Marzenie o byciu białym, o byciu Człowiekiem. Znaj­du­je­my nazwy dla znienawidzonych obcych i w ten sposób po­twier­dza­my swoją plemienną przynależność.

*

Tymczasem trzeba jednak stwierdzić, że proces wybielania się tych różno­rod­nych plemion i wynoszenia statusu białego do rangi cnoty odbywał się nie podczas degustacji win i towarzyskich spotkań przy herbatce, lecz w to­ku odbierania życia, wolności, pracy i ziemi, obdzierania Czarnych ze skó­ry, skuwania ludzi w łańcuchy, duszenia dysydentów, niszczenia rodzin, gwałcenia matek, sprzedaży dzieci oraz dokonywania różnych innych aktów mających przede wszystkim na celu pozbawić ciebie i mnie prawa do bezpieczeństwa i władzy nad własnym ciałem.

*

[…] poszukiwanie odpowiedzi, jak się przekonałem, samo staje się odpowiedzią.

*

Nie dość brutalne zachowanie mogło mnie kosztować ciało. Zbyt brutalne – tak samo. Nie miałem drogi wyjścia. Byłem zdolnym, inteligentnym, lu­bia­nym chłopcem, ale przepełniał mnie ogromny lęk. Niejasno, bez słów wy­czu­wa­łem, że kiedy dziecko jest skazane na taki los i musi żyć w strachu – to wielka niesprawiedliwość. Jakie było źródło tego strachu? Co się kryło za dym­ną zasłoną ulicy i szkoły? Co to znaczyło, że ołówek HB, pozbawiona kontekstu koniugacja, twierdzenie Pitagorasa, uścisk dłoni i skinienie gło­wą stanowią o życiu i śmierci – że są jak kurtyna zaciągnięta między światem a mną?

*

Po co właściwie kazano mi siedzieć w tej klasie?
     Nigdy nie odpowiedziano mi na to pytanie. Jako chłopiec interesowałem się wieloma rzeczami, ale szkoły nie przejmowały się zainteresowaniami. Liczyło się w nich posłuszeństwo.

*

Kiedy starsi opowiadali nam o szkole, przedstawiali ją nie jako miejsce po­zy­ski­wa­nia wartościowej wiedzy, lecz jako sposób na wyzwolenie się od śmierci i przepełnionych więzień. Ponad 60 procent wszystkich młodych czarnych mężczyzn, którzy nie zdołali ukończyć liceum, trafi do więzienia. Powinno to być hańbą dla kraju.

*

Problem z policją polega nie na tym, że rekrutuje się z faszystowskich świń, lecz na tym, że naszym krajem rządzą świnie dbające tylko o interes większości.

*

Zacząłem postrzegać ulice i szkoły jako dwa ramiona tej samej bestii. Jedno korzystało z oficjalnej władzy państwa, drugie – z wynikających z niej ure­gu­lo­wań. Oba w swoich arsenałach miały jednak strach i przemoc. Popeł­nisz błąd na ulicy, a załogi zaraz go wychwycą i odbiorą ci ciało. Popełnisz błąd w szkole, a zostaniesz zawieszony i wylądujesz na ulicy, gdzie stracisz ciało. Zacząłem widzieć związek między oboma ramionami bestii – porażka w szkole uzasadniała unicestwienie na ulicy. Spo­łe­czeń­stwo mogło o kimś powiedzieć: „Powinien był zostać w szkole”, a następnie umyć ręce od jego losu.

*

[…] moc dominacji i wykluczania stoi na straży wiary, że jest się białym – bez niej „biali ludzie” przestaliby istnieć.

*

Bardzo wielu edukatorów mówi jednak o „osobistej odpowiedzialności” w kraju, który zbudowano i oparto na fundamencie przestępczej nie­od­po­wie­dzial­ności. Język „zamiarów” oraz „osobistej odpowiedzialności” ma na celu powszechne rozgrzeszenie. Popełniano błędy. Okaleczano ciała. Niewolono ludzi. Mieliśmy dobre zamiary. Staraliśmy się, jak mogliśmy. „Dobre zamiary” usprawiedliwiają wszystkie wydarzenia w historii.

Coates Ta-Nehisi, Między światem a mną,
przeł. Dariusz Żukowski, Agora, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Poezja dąży do oszczędnego wyrażenia prawdy – poboczne, bezużyteczne słowa się wyrzuca. Odkryłem, że te słowne odpadki przypominają poboczne i bezużyteczne myśli. […] Chciałem nauczyć się pisać, czyli – jak wpoiła mi matka – konfrontować z własną niewinnością i własnymi wymówkami. Poezja zmuszała mnie do tak długiego przetwarzania myśli, aż opadała z nich żużlowa skorupa usprawiedliwień i pozostawały tylko zimne, stalowe prawdy życia.

*

[…] w sprzeczkach, kłótniach, chaosie, może nawet strachu zacząłem dostrzegać pewien rodzaj siły.

*

Jak zawsze zwracam się do ciebie jak rozsądny, poważny człowiek, którego pragnę widzieć także w tobie, a który nie przeprasza za swoje ludzkie emo­cje, wzrost, długie ramiona czy piękny uśmiech. […] życzę ci, byś nigdy nie musiał się ograniczać tylko po to, by inni czuli się dobrze. Ta­ka postawa i tak bowiem niczego nie zmieni.

(tamże)

4264. W Małej Danii

Biały Kruk:
(zamówił u absolwenta zdjęcie produktowe
kieliszków, które mają trafić na licytację
)

Sadownik:
(nie byłby sobą, gdyby poza zleceniem
nie pobawił się i nie zrobił cyk
)

Jabłoń:
(zachwycona, musi to zdjęcie u siebie mieć, choć
jak zwykle nie zgodziła się z Sadownika kadrowaniem
i musiała „siama
”)

Jeden z Czterech:
(w wersji nieproduktowej, z duszą)

fot. Sadownik, fragment.

piątek, czerwca 04, 2021

4261. 155/365

życie nosi człowieka na rękach dwa razy. poza tym czasem już tylko okruszki szczęścia. wyzbieram wszystkie.

155/365

środa, czerwca 02, 2021

4260. 153/365

nie rozumiem języka, którego używa. ona nie poznała mojego. więzami krwi skrępowane na ważne tematy komunikujemy się, milcząc w esperanto.

153/365

wtorek, czerwca 01, 2021

(4239+20). 149–152/365

trzy noce z ukochanym mężczyzną — każda w innym łóżku. byliśmy w drodze*. pojechał, zostałam, wróci po mnie.

149–152/365

_____________
  *   cała z konwaliami.