poniedziałek, lutego 25, 2013

679. Oscar 2013

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Oscaryna:
(wpada do domu)

Oscar:
(patrzy na zegarek i zarządza)
Nooo, to do łazienki i idziemy spać.

Oscaryna:
Spać czy do łóżka?

Oscar:
Kochanie, tak dzień po dniu,
dobiegam czterdziestki,
chcesz mnie zabić?

K U R T Y N A
(tajemnicą pozostaje, gdzie poszli i czy przeżyli)

niedziela, lutego 24, 2013

678. Nie, nie nie! Ależ tak, tak, tak!

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Banalnym jest stwierdzenie, że o miłości. Kiepskim argumentem za sięgnięciem po nią jest milion sprzedanych egzemplarzy. Umieszczenie tych informacji na billboardzie skutecznie zniechęciłoby mnie do sięgnięcia po tę książkę. A nawet jeśli chwyciłyby mnie za serce kolory okładki, to natychmiast przypomniałabym sobie, że czytanie powieści sprawia mi trudność — męczę się, dręczę, gubię wątki, porzucam bohaterów.

Więc czemu? Można by rzec, jak zwykle. Podziękowania kieruję ku Ambre, której delikatność i wrażliwość bardzo sobie cenię. To książka, o której należy szeptem wspomnieć Ludziom, których Serca nie są nam obojętne. To książka, która dotyka naszej odwiecznej potrzeby słuchania opowieści, by przy ich pomocy dotykać najgłębszych części nas, z których wypływa nieskończona wiara i nadzieja, tych części nas, w których źródło ma to, co w nas najlepsze.

O czym? To książka zdecydowanie nie tylko o miłości. O Pewności, która tylko w samym środku nas może się zakorzenić. O Sile, którą ta Pewność daje. O tym, że świat drugiego człowieka jest zawsze dużo bardziej bogatszy, czy skomplikowany niż „przyszedł-był-wyszedł”. Błogosławieni Ci, co chcą zajrzeć za kurtynę oczywistości. W końcu, to książka o możliwości zobaczenia w rodzicu kogoś więcej niż matkę czy ojca. To „baśń”, która pozwala sięgnąć do pokładów własnej Odwagi, by zachować Siebie w najtrudniejszych momentach życia, nie ustawać, nie zaprzeczać własnym pragnieniom, dojrzewać, wzrastać, doceniać drobiazgi... Ambre, dziękuję, dziękuję, dziękuję!

(...) wyznanie, otwarcie się jest bezwartościowe, jeśli przychodzi w niewłaściwej chwili. Jeśli zdarza się za wcześnie, przytłacza nas, nie jesteśmy na nie gotowi i nie potrafimy go docenić. Jeśli przychodzi za późno, szansa przeminęła, nieufność i rozczarowanie są zbyt wielkie, drzwi się już zatrzasnęły.

*

Była [Su Kyi] przekonana, że mało co w życiu jest z góry przeznaczone, a szczęście może znaleźć sobie dom w każdym człowieku.

*

Czekanie tak dalece było wplecione w rytm jej [Mi Mi] życia, że źle się czuła, gdy coś zdarzało się od razu. Okres czekania obejmował chwile, minuty, a nawet godziny spokoju, odpoczynku, gdy z reguły była sama ze sobą. A ona potrzebowała tych przerw, by przygotować się na coś nowego, na wszelki rodzaj odmiany.

*

Wciąż na nowo pojawiały mu [Tin Win] się w głowie słowa U May: „Jedna tylko jest moc silniejsza od strachu: miłość”. Ale jaka moc może zwyciężyć lęk przed miłością, U May?

*

(...) człowiek koniec końców nigdy nie jest samotny, że najmniejsza jednostka ludzka to wcale nie jedna osoba, lecz dwie.

*

Czy dzieci chcą znać ojca i matkę jako niezależne istoty? Czy jesteśmy w stanie zobaczyć ich takich, jacy byli, zanim przyszliśmy na świat?

*

     — (...) Miłość ma tyle różnych postaci, Julio, tyle rozmaitych twarzy, że nie jesteśmy w stanie ogarnąć ich wyobraźnią. Najważniejsze, aby ją rozpoznać, kiedy mamy ją przed oczami.
     — Czemu to musi być takie trudne?
     — Bo widzimy tylko to, co już znamy. Nasze doświadczenia projektujemy na innych, zarówno te dobre, jak i te złe. Dlatego uznajemy za miłość przede wszystkim to, co odpowiada naszej wizji miłości. Chcemy, by nas kochano tak, jak sami kochamy. W każdej inne formie czujemy się niezręcznie. Reagujemy wątpliwościami, podejrzliwością, źle odczytujemy jej oznaki, nie rozumiemy jej języka. Oskarżamy. Twierdzimy, że dana osoba nas nie kocha. Ale być może kocha, tylko na swój własny sposób, którego nie potrafimy rozpoznać.

Jan-Philipp Sendker, Sztuka Słyszenia Bicia Serca,
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2013.

sobota, lutego 23, 2013

(671+6). [...]

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jet lag mnie trzyma drugi dzień. Nie jest związany z przekraczaniem stref czasowych, ale mentalnych i uczuciowych. Wróciłam, ale moja Dusza jeszcze nie...

*

Konklawe... się szykuje. Sprawdziłam, czwarte podczas mojego życia. Rok, w którym było ostatnie (2005), był rokiem niesamowitych, pozytywnych zmian w naszym życiu. Pierwsze dwa (1978) też odbyły się w roku, w którym wszystko w mym, wówczas młodziutkim, życiu zmieniło tory i kierunek. Może zgeneralizować by tak? Dusza Sadownika ma na to chęć. Moją trzeba będzie zapytać, jak już wróci.

środa, lutego 20, 2013

(671+5). Kończąc Inny Sen

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wypiliśmy dzisiaj ostatnią kawę w kawiarence, w której lubiliśmy robić przerwę w naszym włóczeniu się dla samej przyjemności włóczenia się po uliczkach, gubienia się w zaułkach i odnajdowania na różnych placach. Pani pożegnała nas jak zwykle zwyczajowo przyjętą frazą. Z nadzieją na spełnienie tych słów odpowiedzieliśmy tymi samymi. ¡Hasta luego!

*

Kudłatej zawieziemy w prezencie kolejne piękne imię, podarowane przez Bliźniaczą Liczbę, a przeze mnie tylko zapamiętane. Brzmi niczym bogini.

poniedziałek, lutego 18, 2013

(671+4). Jeszcze w tym Innym Śnie

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Czy pies ma Duszę? A może pies to tylko kolejna inkarnacja w ramach odpoczynku od bycia człowiekiem? Czy pies, który miał szczęście trafić do dobrych ludzi, nie jest przypadkiem posłannikiem bezcennej informacji?

Patrzę na Faradaya. Myślę o Heniutce. Uśmiecham się z samego środka mojego najgłębszego „ja”. Cóż, wygląda na to, że psy czasem wiedzą lepiej... i już. Przynajmniej nasze.

*

Bliźniacze Liczby Dwie sprawdziły, czy są naprawdę bliźniacze. Tak. Obie przy tym płaczemy. Obie zapadamy się w zadumie, jak ważne są drobiazgi... i świadomość, że jako ludzie jesteśmy obdarowani w taki czy inny sposób, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, by wzrastać.

The Power of Words.

(671+3). Pomiędzy snami

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Stała na półce i czekała na mnie prawie dwa lata. Miała niewidoczną etykietkę „zalecona”. Odkładałam ją na potem, bo zawsze było coś ważniejszego do przeczytania. Sadownik zarządził, że do bagażu podręcznego mogę wziąć tylko jedną książkę. Nie dałam rady. Wzięłam grubaśne tomisko i małą książeczkę na ząb. Moje minione bezpowrotnie Dzieciństwo było zachwycone drukowanym drobiazgiem. Wszystkie ewentualne obiekcje nie wytrzymały próby pierwszych pięćdziesięciu stron... W wielu wypadkach można słowo dziecko zastąpić słowami partner(ka), mąż/żona, przyjaciel itd. Są książki, na które nigdy nie jest za późno. To jedna z nich.

Odkryłem taki paradoks: nie potrafię nazwać uczuć dziecka wtedy, kiedy nie nazywam swoich uczuć. Nie potrafię zaakceptować uczuć dziecka, gdy nie akceptuję swoich. Zaprzeczam uczuciom dziecka, gdy nie chcę przyznać się do własnych.

*

(...) Jeżeli nie udaje nam się żyć zgodnie z własnymi oczekiwaniami — a nie zawsze się udaje — bądźmy dla siebie takimi, jakimi jesteśmy dla naszych dzieci. Jeżeli nasze dzieci zasługują na tysiąc i jedną szansę, to dajmy sobie tysiąc szans — i jeszcze dwie.

*

Proces szukania odpowiedzi ma taką samą wartość, jak sama odpowiedź.

*

Ludzie pytali mnie: „Jeżeli będziemy właściwie stosować te metody, czy nasze dzieci zawsze zareagują?”. Moja odpowiedź brzmi: mam nadzieję, że nie. Dzieci nie są robotami, poza tym naszym celem nie jest wynalezienie sposobu mechanicznego manipulowania zachowaniem, tak aby dzieci zawsze reagowały.
     Naszym celem jest zwrócenie uwagi na to, co jest najlepsze w naszych dzieciach — na ich inteligencję, inicjatywę, poczucie odpowiedzialności, poczucie humoru, uwrażliwienie na potrzeby innych. Chcemy położyć kres słowom, które ranią duszę, i znaleźć język, który pielęgnuje poczucie własnej i cudzej godności.
     Chcemy stworzyć emocjonalny klimat, który zachęci dzieci do współdziałania, ponieważ one troszczą się o siebie, ale też dlatego, że troszczą się i o nas.

Adele Faber, Elaine Mazlish, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.
Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły
,
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2001.
(wyróżnienie własne)

(671+2). Inny Sen #2

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Każdy Sen rządzi się swoimi regułami. Z przyjemnością oddaliśmy się nowym we władanie. Prawie wszystkim. Poza jedną. W czasie sjesty lubimy włóczyć się po ulicach miast. Pewnego dnia mieliśmy przyjemność włóczyć się z Bliźniaczą Liczbą. Byliśmy tylko my i uliczki przeuroczej miejscowości…

Sadownik:
(przypomniał sobie zasłyszane powiedzenie)
We Włoszech mówią, że o tej porze dnia
po ulicach chodzą tylko Polacy, Rosjanie i psy.

Bliźniacza Liczba:
Psy? Nie wierzę. Nie są przecież głupie.

(671+1). Inny Sen #1

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uziemiona między bramką straży granicznej a bramką prowadzącą na pokład samolotu lubię być. Rozpiera mnie wówczas niebywałe poczucie wolności. Wolność wyboru. Wolność związana z tym, że na kołek można odwiesić przeszłość, obowiązki, dzień wczorajszy. Odłożyłam polski Sen, by zacząć śnić Inny…

*

Szczypczykami wskazówek zegara przytrzymana podziwiałam, jak zwykle aż do łez wzruszenia, Sen pragnień wielu, wielu Ludzi. Tych, co pragnęli zbudować metalowego ptaka, co w niebo będzie w stanie się wzbić. Tych, co marzyli, by zostać pilotami. Podziwiałam piękno i majestat lądujących i wznoszących się w górę maszyn, mrówczą pracę obsługi naziemnej. Moje marzenia świetnie się mają na lotniskach…

*

Granice kilku krajów przekroczyłam. Granice we mnie zmieniają kształt. Bliźniacza Liczba pyta mnie jak mi jest, a ja z przyjemnością śnię zupełnie Inny Sen… Uwielbiamy z Sadownikiem samodzielnie zamawiać kawę… un café solo largo y un café con leche, por favor… Muchas gracias…

niedziela, lutego 10, 2013

671. Kudłate ferie

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Masz dziecko z tendencjami do tycia. Twój wybór to:

Opcja A. Dziecko na ferie oddać babci. Wiadomo, kochać będzie bezgranicznie. Karmić. Skarmiać. Wciskać jedzenie też. Chipsami będzie rozpieszczać, a i batoników kupi całe kilogramy, bo babcie jak powszechnie wiadomo od kochania są, nie od wychowywania...

Opcja B. Dziecko na ferie wysłać na obóz. W stadzie dzieci będzie trochę samopas puszczone, bo uwaga pani wychowawczyni będzie rozkładała się na naście, dwadzieścia sztuk nieletnich. Nie domyje się. Może w brudnych majtkach będzie spało. Może nie doje. Trochę strach, bo czy bez naszej miłości latorośl da radę w nowej sytuacji się odnaleźć, czy w grupie rówieśniczej się odnajdzie. Może serce mu z tęsknoty pęknie...

Wybór?

***

Posłanie, jedzenie, klatka, uszne medykamenty w razie czego, książeczka zdrowia spakowane były od rana w pakiecie z Sierściuszkiem. Dziś rano Henia pojechała z Altówkami na psie ferie na ich wieś, na dwanaście dni. Przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko to, że wiem dokładnie, gdzie Henia pojechała, mam ogromne zaufanie do mądrych serc Altówkowych i pamiętam, że Henia tam na wsi ma serdeczną koleżankę i fajne psie towarzystwo.

*

Cisza. Zadziwiająca. Dźwięku lizanych łap brak. Nikt nie poprawia sobie futerka. Ciężaru psiej łapy nie czuję na stopie, gdy obieram jajko na twardo. Żadne psie oczy nie patrzą na mnie. Kudłate ciało nie podrywa się, gdy podnoszę się z krzesła. Na wieczorny spacer nie idziemy. Zadziwia mnie pustka tą ciszą malowana. Nie pamiętam już życia bez psa, bez Heni. Przytulisko też nie pamięta.

*

Wylatujemy jutro. Do Stada Bliźniaczej Liczby. Po raz pierwszy w życiu będziemy z Sadownikiem siedzieć w tym samym samolocie. Ciekawe, kto dostanie miejsce przy oknie, Matka w wersji tęskniącej?

sobota, lutego 09, 2013

670. Święto Mężczyzn kochanych

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Gdy jeszcze nie wiedziałam, że Sadownik jest na świecie, czasem wracając do domu topolową aleją podśpiewywałam sobie z nadzieją:

Jesteś Gwiazdką na niebie,
a ja tu czekam na Ciebie...

*

Przypomniałam sobie o tym, gdy przed chwilą usłyszałam w radiu tę piosenkę. Obwołałam dzień dzisiejszy Świętem Mężczyzn kochanych i myślę sobie cieplutko o kilku Takich, których Kobiety mam szczęście znać...

Mikromusic, Takiego chłopaka.

Panie Losie, dziękuję za Pięknie Dobrego!

piątek, lutego 08, 2013

669. Oda do młodości

Sadownik:
(w wersji studencko-dziobiącej,
bulwersuje się przeczytanym właśnie esejem
i łapie oddech informując koleżankę-Małżonkę
)
Ta suka, Fotografia, jest młoda,
nie ma jeszcze dwustu lat!

Jabłoń:
Och, jaka ja jestem młodziutka.

czwartek, lutego 07, 2013

668. Bardzo szybki kolor

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W poniedziałek przelewałam się przez ręce.
We wtorek spałam 20 godzin.
Dziś dowiedziałam się, że to efekt uboczny antybiotyków, które brałam.
Wczoraj już wracałam do siebie.
W drodze od Akuszera przykuł mą uwagę kolor za szkłem.
Zdziwiłam się, aktualizując prywatną bazę danych o otaczającym mnie świecie. Do wczoraj myślałam, że Ferrari robią tylko w kolorze czerwonym, czarnym lub białym. A tam, w mijanym przeze mnie salonie stało żółciutkie!

*

Czego chcesz? Nie krępuj się. Nie ograniczaj. Popuść wodze wyobraźni. Dlaczego nie? Więc? Czego chcesz? Jest tylko jeden mały kruczek.

Czy jesteś gotów wziąć odpowiedzialność za swoje pragnienia? Znaleźć w sobie odwagę, by zrobić pierwszy, drugi i kolejne kroki? Zamknąć inne, być może wygodniejsze, drogi? Porzucić srebra rodowe? Opuścić oczywisty kształt szykowanej dla Ciebie foremki? Narazić się na śmieszność, wykluczenie, wygnanie?

*

Żółte Ferrari stało się dla mnie symbolem brania odpowiedzialności za każdą chwilę. Każdy krok jest decyzją. Chcę, by zawsze była to moja decyzja. Lżej i cudniej się zrobiło. Jakoś znów czuję, że bardziej Jestem. Rosnę sobie...

niedziela, lutego 03, 2013

(666+1). Ad

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Ad 279. Sprawa wciąż żywa. Niestety, testament pomógłby tylko w połowie. W tej kwestii bezdzietne pary (bez względu na orientację seksualną) mają przerąbane.

Wszystko runęło w dniu, kiedy okazało się, że Maciek nie zostawił testamentu. Nie zostawił, ponieważ był przekonany, że ślub załatwia sprawę. Tymczasem małżeństwo nie dało mi żadnego zabezpieczenia wobec faktu, że nie mieliśmy wspólnych dzieci. To, co rozpoczęliśmy razem, musiałam dokończyć sama, a pieniądze przeznaczone na ten cel — oddać rodzinie. Mówiąc językiem targu, zostałam oszukana. Mówiąc językiem miłości — oddałam wszystko, nie otrzymując w zamian niczego prócz wspomnień. Maciek umarł jak chłopak, który wkręcił swoją dziewczynę w posiadanie drogiego samochodu i podróż do Ameryki, a potem okazało się, że samochód jest własnością wujka, a ona musi przez pół świata wracać na rowerze. Oczyszczająca to była wycieczka.

Agnieszka Kowalska, Czas na mnie. Opowieść o Maćku Kozłowskim,
Wydawnictwo Czarne i Czerwone, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

666. Magiczne spotkania

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Spotkałyśmy się nie spotykając się nigdy.

Spotkanie I. To było przed Erą Psa. Chodziliśmy z Sadownikiem na spacery na Cmentarz Wojskowy. Odpocząć, zadumie się oddać, złapać właściwą perspektywę rzeczy. Pamiętam jak dziś. Jedną z alejek szliśmy. Świeże wieńce. Świeżo ubita ziemia. Śmierć, która nas tego dnia zaskoczyła. I kosz niezapominajek. Prostokątny. Wiklinowy. Przytrzymał mój wzrok. Przeczytałam na wstążce: Kocham Cię. Żona. Za serce chwycił mnie i kosz, i tekst.

Spotkanie II. W ostatni poniedziałek lub we wtorek, ale nie później, bo we wtorek zamówiłam książkę, usłyszałam Jej głos w radiu. Jasny, ciepły, wyjątkowo żywy, pogodny. Nie do zapomnienia.

*

Tak, wiem. Aktorzy umierają. Nie jest to jednak dla mnie powód, by kupować i czytać nekroksiążki. Jednak wspomniane dwa spotkania zadecydowały. Nie było dyskusji. Zamówiłam. Czekałam. Przetupywałam, a gdy przyszła chapnęłam w mgnieniu oka.

Spotkanie III. To nie jest książka. To wiersz prozą pisany. Metafizyka i mistyka stosowane. Bezkresny akt wiary, nadziei i miłości. Dziękuję za przypadki, które mnie do tej książki doprowadziły. 

„Dziwki, wykończycie mnie!” — grzmiał, sięgając po portfel na widok kuriera, który nadjeżdżał z zamówioną paszą dla koni. Ładował worki na taczki i mruczał pod nosem: „Końskie pijawki”. Ale mówił też, że woli ze mną stracić, niż z innymi zyskać i że nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie jeszcze kiedyś taki szczęśliwy.

*

(...) wtajemniczeni wiedzą, że we wszechświecie pustka, czy też próżnia, jest tylko skoncentrowaną energią potencjalnych zmian.

*

Umarli dają nam życie. Przede wszystkim życie. Nie wolno tego zmarnować, chociaż prościej, dużo prościej byłoby się schować w cieniu tej śmierci. Mieć wymówkę od własnego szczęścia, własnej drogi, własnych pomysłów. Już nic tylko celebrować błyszczące czernie, układać ołtarze i szorować groby.

*

Pies pod wieloma względami wydaje mi się stworzeniem doskonalszym niż człowiek. Pies ma sens, wszystko w nim gra, jest skończonym dziełem Boga. Szczęśliwy pies jest całkowicie szczęśliwy, a pies nieszczęśliwy zachowuje swoją całkowitą niewinność. Nie ma w nim mroków i powikłań właściwych ludzkiemu gatunkowi. Przebywanie ze szczęśliwym psem jest uzdrawiające. (...) Pan Bóg czyniąc nas panami stworzenia, spodziewał się, że wykorzystamy naturalne źródło czystej energii istot tak niezakłamanych i spontanicznych. Podejrzewam, że decyzję powyższą powziął w pijanym widzie, a kac tłucze go do teraz. Jak można było czemuś tak niedoskonałemu jak człowiek powierzać coś tak doskonałego jak zwierzę?

*

Jak się dobrze zastanowić, codziennie dzieje się coś znaczącego, chodzi tylko o to, żeby mieć otwarte oczy. „Mama zostawia mi pieniądze na życie, tak jakby życie to było śniadanie, obiad i kolacja. A życie mieści się akurat pomiędzy” — zapamiętałam to z książeczki dla dzieci. Staram się o tym nie zapominać nawet w obliczu katastrof. Generalnie nie jest ważne to, co się wydarza, tylko jaki to ma dla nas sens.

*

Jak twierdzą mądrzy mistrzowie Wschodu: „Miłość to nie jest żadna czynność do wykonania — to stan naszego istnienia”.

*

Moje życie to coś, co mnie zobowiązuje. Nie powinnam go zmarnować ani przekreślić. Jest moim dziełem. A jeśli nawet postanowię go oddać, niech to nie będzie akt rezygnacji, tylko świadoma decyzja. Moje życie należy do mnie i tylko do mnie. Nawet jeśli tracimy wszystko, mamy jeszcze własne, nienaruszone życie. Tak rozumiem wolność.

*

Dzieci z zachwytem odkrywają świat i niewiele im trzeba do szczęścia. Wystarczy nie przeszkadzać. Zachwyt nad światem to coś, co tracimy najszybciej. Dorosły człowiek jest już zwykle ślepcem. Nie widzi większości barw, nie czuje smaków, nie odbiera zapachów. Życie zagrożone to życie odzyskane. Świadomość, że wszystko przemija, jest równie stymulująca jak dziecinne przekonanie, że wszystko trwa wiecznie. W pierwszym przypadku, skłonni jesteśmy uważniej się nad światem pochylić, w drugim — z niczym się nie śpieszyć.

*

Co jest największym szczęściem w nieszczęściu? Przemijalność. Wszystko, co może boleć, męczyć, psuć się, zatruwać, rozlatywać — przemija, jest śmiertelne. Śmierć czyni zło śmiertelnym. Materia, z której się składamy (ponoć jest jej w sumie niewiele), jest śmiertelna. Tak miłość, jak i cierpienie zaczynają się w materialnym świecie. Cierpienie odchodzi razem z materią. Miłość znakomicie sobie bez niej radzi. Można powiedzieć, że nawet lepiej.

Agnieszka Kowalska, Czas na mnie. Opowieść o Maćku Kozłowskim,
Wydawnictwo Czarne i Czerwone, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

(659+6). Członek na gwałt potrzebny!

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zaatakowała mój estetyczny zmysł pod koniec grudnia. Zadziwiła. Uznałam, że to kolejne stadium starzenia się, skoro mnie nie zachwyca ta piosenka.

Zaglądam to tu, to tam. Deklaracje nielubienia czytam, że nie trafia w gusta wysubtelnione studiami podyplomowymi, że nigdy, przenigdy, kto to słyszał, ależ skąd! Ale kliknąć u tych piszących guziczek mogę i wysłuchać w wersjach kilku.

Czemu ta piosenka do mnie się dobija? Hmmmm. Zamyśliłam się.

*

POP-owskie ćwiczenie sobie machnęłam w krokach następujących:

  1. Obejrzyj. Zwróć uwagę na to, co cię wkurza, denerwuje, do szału lekkiego doprowadza, gusta twe rani.
  2. Opisz najdokładniej ów „znielubiony” szczególik.
  3. Stań się osobą, która ten szczegół ma i uwielbia go mieć. Przerysuj, sparodiuj. Zauważaj, kim się stajesz. Zaśpiewaj. Zatańcz. Pobaw się tą nową tożsamością.
  4. Odkryj, co jest w tym fajnego.

Weekend, Ona tańczy dla mnie.

*

Zrobiłam.
Ad 2. Sposób, w jaki usteczka składa, oczami przewraca.
Ad 3. Było super „otmurzdżyć” się na maksa.
Ad 4. Zachwytem w oczach polerowałam wszystko, co padło na moje siatkówki. W tym stanie pokochałabym panią Pawłowicz i każde nieokrzesane zdanie, które z jej ust wzięło początek.

Cieszy mnie nieustająca dyskusja, wymiana myśli, komentarzy po elitarnym występie Posłanki. Tak miło mi ze świadomością, że wokół wrażliwi, mądrzy ludzie.

Rozmarzyłam się...
Apeluję do Posłów, Członków Prawej Strony Idei Porządku Społecznego, by ujawnił się Ten, co Posłance tę piosenkę w miłosnym widzie zaśpiewa. W końcu Ona tam [w Sejmie] jest i dla Pana tańczy, panie Pośle, na tej mównicy. Po co my mamy to oglądać? Niech Pan Ją porwie i w sercu schowa na dnie. Niech Pan nie będzie nieczuły. Niech Pan się odważy! Niech Ona nie woła na puszczy. Będą Państwo najbardziej użyteczną Parą tej kadencji Sejmu. Jej ramiona ukojeniem dla Pana będą. Przy niej poczuje Pan, jak smakuje miłość. To pewne!

664. Perełka

// po-superwizyjna perełka:

663. Jam ci nieklatkowana

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Klatka. Stała się dla mnie symbolem mojego osobistego rozwoju. W zasadzie to nie klatka, a krótka chwila, gdy nieznana mi Świadomość klepie mnie po ramieniu mówiąc przy okazji: patrz! No i widzę. Po pierwsze, zauważam samo istnienie klatki, którą stanowi pewien zestaw konstruktów myślowych, przekonań, społecznych mitów, które próbują mnie definiować, określać, sens nadawać. Po drugie, dociera do mnie, jak bardzo się do tej pory starałam, by w owej klatce zmieścić się za wszelką cenę i, o zgrozo, widzę, jak bardzo mi się to nie udaje, ponieważ jakbym się nie odwracała, kuliła, wygibasy uskuteczniała, gdy już myślę, że się udało i sama przed sobą chcę triumf odtrąbić, okazuje się, że ogon wystaje, ucho się nie mieści, kawałek łapy wychodzi poza umowną krawędź normy klatką wspomnianą opisywaną. To wielki moment, w którym nie potrafię już zrozumieć, po jaką cholerę ja w tej klatce mam się mieścić, zamiast zwyczajnie ją opuścić.

*

Nie mieszczę się w wielu normach. Nie wiem, czy można się do tego przyzwyczaić... Każde odkrycie, że nie chcę się w nich mieścić jest niesamowicie uwalniające.

*

To nie stało się wczoraj. Nie po raz pierwszy. Dwa tygodnie temu. Szłam. Już nie pamiętam gdzie. Pamiętam tylko na którym chodniku, Świadomość grzmotnęła mnie w plecy.

Chronologicznie, dużo, dużo wcześniej, zaczynałam się martwić, że status bezdzietnej matki stracę 4 maja 2013 roku, gdy Heniutka stanie się już dojrzałym psem. Okoliczność łagodząca, że pies wymaga opieki i nawet najlepiej intelektualnie rozwinięty może się równać co najwyżej z ludzkim trzylatkiem, była niewystarczająca. Czarne wizje zamykania bloga lub nieprawnego używania etykietki krążyć zaczynały. Zresztą, po co komu ten blog, westchnął krytyk…

Nakreśliwszy scenę, zalążki dramatu niewydarzonego, należy napisać o tym, przed czym nie ma już odwrotu.

*

Dotarło do mnie, że klatka z terminem „matka” zakłada konieczność istnienie rekwizytu, jakim jest dziecko. To ono, bez względu na to, co się robi, legitymizuje możliwość posługiwania się terminem „jestem matką”. Społecznie kształt tej klatki jest precyzyjnie dookreślony — dziecko ludzkie, najlepiej własne; jak nie może być własne, to w drodze wyjątku cudze. Świadomość po plecach gołymi stopami mi się przebiegła i dotarło do mnie, że klatka, choć ciut rozciągnięta dzieckiem innego gatunku, do niczego mi nie jest potrzebna. Rozejrzałam się i poza klatką całe continuum „matczyne” zobaczyłam: pięcioletnią dziewczynkę poprawiającą kocyk psu; mężczyznę zdejmującego przerażonego kota z drzewa; człowieka, który tuli załamanego przyjaciela. Do dziś pozostaję w zdumieniu, po co komu ta klatka? By ranić, ograniczać?

Do Świadomości się uśmiechnęłam.
Jestem fantastyczną Matką. Jestem Pełnią. I już.

Ty też. Jeśli chcesz. Jeśli tak zadecydujesz. I co Ty na to?

Też Matka, źródło.