niedziela, lutego 03, 2013

666. Magiczne spotkania

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Spotkałyśmy się nie spotykając się nigdy.

Spotkanie I. To było przed Erą Psa. Chodziliśmy z Sadownikiem na spacery na Cmentarz Wojskowy. Odpocząć, zadumie się oddać, złapać właściwą perspektywę rzeczy. Pamiętam jak dziś. Jedną z alejek szliśmy. Świeże wieńce. Świeżo ubita ziemia. Śmierć, która nas tego dnia zaskoczyła. I kosz niezapominajek. Prostokątny. Wiklinowy. Przytrzymał mój wzrok. Przeczytałam na wstążce: Kocham Cię. Żona. Za serce chwycił mnie i kosz, i tekst.

Spotkanie II. W ostatni poniedziałek lub we wtorek, ale nie później, bo we wtorek zamówiłam książkę, usłyszałam Jej głos w radiu. Jasny, ciepły, wyjątkowo żywy, pogodny. Nie do zapomnienia.

*

Tak, wiem. Aktorzy umierają. Nie jest to jednak dla mnie powód, by kupować i czytać nekroksiążki. Jednak wspomniane dwa spotkania zadecydowały. Nie było dyskusji. Zamówiłam. Czekałam. Przetupywałam, a gdy przyszła chapnęłam w mgnieniu oka.

Spotkanie III. To nie jest książka. To wiersz prozą pisany. Metafizyka i mistyka stosowane. Bezkresny akt wiary, nadziei i miłości. Dziękuję za przypadki, które mnie do tej książki doprowadziły. 

„Dziwki, wykończycie mnie!” — grzmiał, sięgając po portfel na widok kuriera, który nadjeżdżał z zamówioną paszą dla koni. Ładował worki na taczki i mruczał pod nosem: „Końskie pijawki”. Ale mówił też, że woli ze mną stracić, niż z innymi zyskać i że nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie jeszcze kiedyś taki szczęśliwy.

*

(...) wtajemniczeni wiedzą, że we wszechświecie pustka, czy też próżnia, jest tylko skoncentrowaną energią potencjalnych zmian.

*

Umarli dają nam życie. Przede wszystkim życie. Nie wolno tego zmarnować, chociaż prościej, dużo prościej byłoby się schować w cieniu tej śmierci. Mieć wymówkę od własnego szczęścia, własnej drogi, własnych pomysłów. Już nic tylko celebrować błyszczące czernie, układać ołtarze i szorować groby.

*

Pies pod wieloma względami wydaje mi się stworzeniem doskonalszym niż człowiek. Pies ma sens, wszystko w nim gra, jest skończonym dziełem Boga. Szczęśliwy pies jest całkowicie szczęśliwy, a pies nieszczęśliwy zachowuje swoją całkowitą niewinność. Nie ma w nim mroków i powikłań właściwych ludzkiemu gatunkowi. Przebywanie ze szczęśliwym psem jest uzdrawiające. (...) Pan Bóg czyniąc nas panami stworzenia, spodziewał się, że wykorzystamy naturalne źródło czystej energii istot tak niezakłamanych i spontanicznych. Podejrzewam, że decyzję powyższą powziął w pijanym widzie, a kac tłucze go do teraz. Jak można było czemuś tak niedoskonałemu jak człowiek powierzać coś tak doskonałego jak zwierzę?

*

Jak się dobrze zastanowić, codziennie dzieje się coś znaczącego, chodzi tylko o to, żeby mieć otwarte oczy. „Mama zostawia mi pieniądze na życie, tak jakby życie to było śniadanie, obiad i kolacja. A życie mieści się akurat pomiędzy” — zapamiętałam to z książeczki dla dzieci. Staram się o tym nie zapominać nawet w obliczu katastrof. Generalnie nie jest ważne to, co się wydarza, tylko jaki to ma dla nas sens.

*

Jak twierdzą mądrzy mistrzowie Wschodu: „Miłość to nie jest żadna czynność do wykonania — to stan naszego istnienia”.

*

Moje życie to coś, co mnie zobowiązuje. Nie powinnam go zmarnować ani przekreślić. Jest moim dziełem. A jeśli nawet postanowię go oddać, niech to nie będzie akt rezygnacji, tylko świadoma decyzja. Moje życie należy do mnie i tylko do mnie. Nawet jeśli tracimy wszystko, mamy jeszcze własne, nienaruszone życie. Tak rozumiem wolność.

*

Dzieci z zachwytem odkrywają świat i niewiele im trzeba do szczęścia. Wystarczy nie przeszkadzać. Zachwyt nad światem to coś, co tracimy najszybciej. Dorosły człowiek jest już zwykle ślepcem. Nie widzi większości barw, nie czuje smaków, nie odbiera zapachów. Życie zagrożone to życie odzyskane. Świadomość, że wszystko przemija, jest równie stymulująca jak dziecinne przekonanie, że wszystko trwa wiecznie. W pierwszym przypadku, skłonni jesteśmy uważniej się nad światem pochylić, w drugim — z niczym się nie śpieszyć.

*

Co jest największym szczęściem w nieszczęściu? Przemijalność. Wszystko, co może boleć, męczyć, psuć się, zatruwać, rozlatywać — przemija, jest śmiertelne. Śmierć czyni zło śmiertelnym. Materia, z której się składamy (ponoć jest jej w sumie niewiele), jest śmiertelna. Tak miłość, jak i cierpienie zaczynają się w materialnym świecie. Cierpienie odchodzi razem z materią. Miłość znakomicie sobie bez niej radzi. Można powiedzieć, że nawet lepiej.

Agnieszka Kowalska, Czas na mnie. Opowieść o Maćku Kozłowskim,
Wydawnictwo Czarne i Czerwone, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz