wtorek, marca 31, 2015

1293.

usłyszałam dzisiaj z rana. zamyśliłam się.

moje słabości są największą moją siłą

miałam się nie podnieść. poddać. pozostać na dnie rozpaczy.
ile razy? patrzę po latach i widzę, że podniosłam się.
zwyciężyłam. odbiłam się od dna. nie jeden raz.

upadnę, przegram, dotknę dna, wiem.
przydarzy mi się to tysiące razy, bym mogła
podnieść się i iść dalej... moją drogą.

1292. u- czy z- mysł?

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

tylko jedna literka inna, a doświadczanie życia diametralnie inne, pomyślało mi się.

*

mego u-mysł-u z-mysł-y moje czasem nie kumają.
nie przepraszają za to. nie wstydzą się tego.
bezwstydnie mają moc.

u-mysł twierdzi, że sąsiadów trzeba za mega łomolenie przeprosić.
z-mysły-y zaś pasą się od niedzieli tym… i musi być głośno, cholernie głośno!

Hozier, Angel of Small Death & the Codeine Scene.

*

sama, oczywiście, bym na ten kawałek nie wpadła. wszystko przez Brr! nie cichutko, nie, nie, nie! głośno, bardzo głośno, szczególnie od 0:50. z-mysł-y moje zachwycone!

poniedziałek, marca 30, 2015

1291. Takim książkom mówię nie!

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tygodnik opiniotwórczy. W dziale z kulturą recenzja. Podkusiło mnie. Nabyłam książkę. Przeniosłam na kundla. Czytałam. I niech to jasna cholera! Przeczytałam do końca, licząc na to, że może znajdę choć jeden powód, dla którego warto sięgnąć po tę książkę. Skończyłam. I pozostał mi niesmak. Pomniejszony o to, że zakończenie książki traktuję jako otwarte.

Niesmak na dnie serca. Dopełniłam go, oglądając wczoraj wieczorem razem z Sadownikiem Sponsoring Szumowskiej. I już wiedziałam, jaki smak ten niesmak ma. Książkę i film — w moim świecie — łączy samotność i klasowość. Możemy sobie śnić o lepszym życiu społecznym, ile chcemy. Jako społeczeństwo bogatego kraju chorujemy na samotność, klasowość i jeszcze większą samotność, bo w tłumie, w rodzinie, wśród bliskich. Czytać o tym nie zamierzam, zwłaszcza gdy w literkach stereotyp goni stereotyp. Bezradności, bezmyślności jest wystarczająco dużo w realnym świecie, bez stwarzania dodatkowych fikcyjnych dusz i ludzkich dramatów. Chciałoby się zmienić w tytule jedną literkę, by uzyskać ten właściwy, czyli Nieważność.

Ale, ale. Okładka przepiękna. No i rozmarzyłam się, bo chętnie spotkałabym kogoś, kogo ta książka zachwyciła.

     — Projekty — ożywiła się Zuzanna. — Więc też je macie.
— Oczywiście. Projekty, granty, rezydencje. Całe życie można spędzić na wypełnianiu wniosków. — Roześmiał się.

*

     — Po prostu lubię... słowa. Takie hobby, jak tropienie zwierząt.

*

[...] patrzyła na domy; każdy zawierał jakieś losy, aktualne, szczęśliwe i straszne.

Julia Fiedorczuk, Nieważkość,
Marginesy, Warszawa 2015.

piątek, marca 27, 2015

1289.

życie i tak cię w końcu zabije!
bez żadnej taryfy ulgowej dla
     grzecznych,
     miłych,
     dobrych,
     uczynnych
     dziewczynek
     w każdym wieku.
nim tak się stanie,
niech będzie naprawdę twoje!

1288.

wsunęła dłoń w jego dłoń.
nim zrobili wspólnie krok.

policzyła prawdopodobieństwo tego zdarzenia,
     że ona, że on,
     że tam i wtedy,
     że zaufali sobie nawzajem,
     że uwierzyli we wspólną przyszłość,
     że wciąż chce im się ją budować,
     że dziś jej dłoń w jego dłoni.
wyszło mniejsze niż na wygraną w totka.

czyli wygrywają co dnia.
pomyślała. delektując się chwilą.

*

a poza tym... zabiera mnie, wzrusza, porusza, pochłania... aż do łez:

Diana Krall, If I Take You Home Tonight,
z albumu Wallflower, 2014.

czwartek, marca 26, 2015

1287. filozoficzne (?) pytanie bez odpowiedzi

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

napadło mnie ciekawe pytanie. na które nie znam odpowiedzi. ale zadziwia mnie ogromnie. może ktoś, kto tu zagląda, zna odpowiedź.

dlaczego ludziom tak często
seks myli się z intymnością,
a intymność z seksem?

*

ciekawe, czy to już tak będzie, że Jabłoń nawet roboczych, tymczasowych odpowiedzi nie ma, a zamiast pozostaje jej tylko zadziwienie.

1286.

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

jechałam rano na staż. mogłam głowy znad książki nie podnieść. mogłam. ale podniosłam. między przystankami w oknie tramwaju zobaczyłam coś fantastycznego. podjęłam decyzję, że jak będę wracać zatrzymam się i zrobię focię. zrobiłam.

zamyśliłam się. gdy już z fotografią w kieszeni siedziałam w tramwaju. w moim przypadku pierwszy krok jest bardzo często krokiem w tył...

środa, marca 25, 2015

1285. Owoce spisku rodzinnego

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

spiskowałam. za plecami Bliźniaczej Liczby. pierwszy raz. nie mogę obiecać, że ostatni. język za zębami trzymałam. dwa–trzy tygodnie? jakoś tak.

bo wszystko przez mężczyzna. całe zło na świecie! o, o, o! zagalopowałam się. choć fakt, że początek tej historii to mężczyzna — a w zasadzie Jego zachwyt.

Zalo zamówił u mnie polską wersję książki. w tajemnicy. by Bliźniaczej Liczbie niespodziankę zrobić. bo Bliźniacza Liczba muuuuusi tę książkę przeczytać. a skoro tak, to bliźniaczo ja też się poczuwam. zakupiłam dwa egzemplarze. w papierze, bo wtedy nie było jeszcze wersji elektronicznej. jedną dla Bliźniaczej Liczby, jedną dla mnie i Sadownika.

kruszyna, nie książka. piękne ilustracje ma, więc nie gniewam się, że w papierze ją mamy. gdy książka do Bliźniaczego domu dotarła, wzięłam się za nasz egzemplarz.

pierwsze trzydzieści stron trzymał mnie przy czytaniu wyłącznie Zalowy zachwyt tą książką. nie da się spamiętać wszystkich nazw własnych, nie da się wyobrazić sobie topologii miejsc. jest się niczym dziecko we mgle. pierwszej w życiu mgle. i trzeba dać się zgubić, porwać, inaczej nic z tego czytania nie będzie. a człowiek broni się, jak może. daję słowo.

po pięćdziesięciu stronach łapie się pomysł i zachwytem go się obdarza, i nie można już oderwać się. choć to kompletnie nie moje zaułki literatury, wzruszyłam się pięknie, w upragniony sposób, nie raz i połykałam stronę za stronicą, zdanie za zdaniem. delektowałam się do ostatniego słowa. to nie książka, to etiuda na uczucia, przeczucia i orkiestrę „się”.

z przyjemnością czekam teraz na wrażenia Bliźniaczej Liczby i Sadownika.

     — Czytelnicy spodziewają się pewnych rzeczy — powtórzyłem. — Ludzie przeczytają to i poczują się zawiedzeni. Opowieść nie dostarcza tego, co powinna dawać normalna literatura.
     Wtedy Vi powiedziała coś, co zapamiętałem na zawsze.
     — Pieprzyć ich — stwierdziła. — Dla nich historie pisze się cały czas. A co ze mną? Gdzie są teksty dla takich jak ja?

*

To jest dla tych wszystkich lekko poszkodowanych.

(Nate Taylor, źródło)

Zeszła ze ścieżki poprawnego biegu spraw. Najpierw doprowadzasz do porządku siebie. Potem swój dom. Następnie swój kawałek nieba...
     Cóż, wtedy nie wiedziała dokładnie co się działo potem. Miała jednak nadzieję, że po
tym świat weźmie się do roboty, jak odpowiednio złożony werk zegarka potraktowanego olejem.

*

Innym razem ta świadomość mogłaby wyrzucić ją, wirującą gniewnie, poza nawias prawdziwości. Spoconą i zakręconą ponad wszelką nadzieję. Ale nie dzisiaj. Wobec leżącej przed nią tak cudownej prawdy. Wobec wszystkiego nagle tak prostego, żeby mogła to dostrzec. Trzy rzeczy są łatwe, jeśli wiesz, o co im chodzi.

*

A kiedy jej wzrok padł na pierścień na stole, pojęła, że już tu nie należy. Miał prawo iść, dokąd mu się podoba.

*

Jednak niektórych rzeczy nie można po prostu pośpieszać. Auri wiedziała to na pewno.

Patrick Rothfuss, Muzyka milczącego świata,
(tłum. Mirosław P. Jabłoński),
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2015.
(wyróżnienie własne)

wtorek, marca 24, 2015

1284. Drzewny sen

Jabłoń:
Śnił mi się seks.

Sadownik:
Dośniłaś do końca?

*

Te słowa padły w niedzielny poranek. Do dziś zadziwia mnie i urzeka wielowymiarowość tej krótkiej wymiany zdań. Prawda. Troska. Poczucie humoru. Wszystko w tej relacji jest.

1283. Wsparcie dla Studenta

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Studenta wspiera świat. Najpierw zadzwoniła koleżanka od Łona. Miejsce na wystawę ma. I pomysł ma, by po niej zrobić proces grupowy w ramach POP-Kreacji w tym roku. I co ja na to? Co na to Sadownik? Weszliśmy w to. Klamka zapadła.

Głosem, wrażliwością, interpretacją Diany Krall obdarowała mnie Gepardzica. Nie sądzę, by przypuszczała, jak bardzo wsparła dyplom Studenta. Modelina zasłuchana w płytę nie marudziła, że już nie może, że drętwieje jej to i owo, że kiedy koniec, bo nie da już rady! Modelina w fotograficznie pożądanym bezruchu słuchała i delektowała się szczęściem.

Mam absolutnego fioła na punkcie tego wykonania...
Przemienia mnie od pierwszego taktu, słowa, pauzy.

Diana Krall, Sorry Seems to Be the Hardest Word,
z albumu Wallflower, 2014.

1282. Psychoza XXI wieku?

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Reportaż. O czymś, o czym zielonego pojęcia nie mam. O czymś, na temat czego każdy z nas jakieś zdanie ma — nawet jeśli go to nie dotyczy. Bo taki to już kraj, że zdanie trzeba mieć. A im mniej się wie, tym łatwiej trwać przy własnym osądzie, poglądzie, prawdzie jedynej.

Reportaż. Gatunek literacki, który był jednym z powodów zakupu kundla, by nie trzymać wszystkich tych książek na półkach. Trafił się. Na temat, od czasu do czasu aktualny w kraju.

Zaczęłam w niedzielę. Przeczytałam o rzeczach, które nie mieszczą mi się w głowie. Przeczytałam o rzeczach, które mieszczą się w niej dość swobodnie. Jedna z bohaterek reportażu mówi: chcemy żyć jak normalni ludzie. Tyle że dla mnie to zdanie nie jest o prawach i wolnościach, ale o histerycznym, dziecinnym tupaniu nogami.

Pozostałam po tej książce z dwoma wrażeniami. Jedno to zadziwienie, bo kto by pomyślał, że wielki, stu- dwustuletni sen o demokracji, ciepłej wodzie w każdym domu czy prawach człowieka zamieni się w koszmar o konsumpcjonizmie i „należy mi się” za wszelką cenę, nie tylko finansową. Mentalnie, szczury w klatkach a nie ludzie, pomyślałam, czytając, nie raz.

Drugie wrażenie dotyczy ogromu dylematów etycznych czy filozoficznych, które ludzkość stworzyła. Jesteśmy nieskończeni w pomysłowości, przewrotności i posługiwaniu się logiką, by uzyskać określony efekt. Dylematy są ogromne. Z wielu nie zdawałam sobie sprawy. Kamieniem nie rzucę.

*

     — Wydaje ci się, że zadajesz wszystkie pytania, które trzeba zadać, ale potem okazuje się, że nie zadałaś najważniejszych. Tych, które zada twoje dziecko.

*

Ku zaskoczeniu wszystkich sąd [w Izraelu] postanowił jednak wznowić postępowanie i wydał drugi wyrok, w którym odwrócił logikę, stwierdzając: „Rodzicielstwo jest podstawową egzystencjalną wartością zarówno dla jednostek, jak i dla społeczeństwa. Dla kontrastu, nie ma żadnej wartości w nieposiadaniu dziecka”.

*

Wyzwaniem stały się sytuacje, w których pary chcą skorzystać z zarodka obciążonego chorobą. W Wielkiej Brytanii pewna heteroseksualna, głucha para urodziła poczęte naturalnie głuche dziecko. Gdy zaczęli planować drugie, okazało się, że będą musieli skorzystać z in vitro, chcieli więc wybrać zarodki z genetyczną głuchotą. HFEA się temu sprzeciwiła, uważała, że zarodek z chorobą nie powinien być użyty. Zdaniem pary takie stanowisko oznacza, że życie głuchych jest warte mniej niż życie ludzi zdrowych.

*

Izrael jest krajem, w którym ten, kto nie ma dzieci, nie jest w pełni osobą.

*

[Sara Franklin] zwróciła uwagę na sposób, w jaki kobiety doświadczają leczenia niepłodności. Niekończące się wizyty lekarskie, badania, przygotowania, emocjonalne huśtawki sprawiają, że leczenie niejako przejmuje kontrolę nad życiem kobiety i staje się sposobem życia. Oprócz obciążenia fizycznego i psychicznego daje też złudne poczucie działania i wpływania na swoje życie. Pojawia się wewnętrzny przymus ciągłego próbowania. Pomimo porażek, które stają się nieodłączną częścią leczenia, kobiety chcą dalej próbować wszystkiego, aby móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie: zrobiłam, co mogłam. To z kolei staje się pułapką, bo nigdy nie wiadomo, czy kolejny raz nie przyniesie jednak sukcesu. Stąd poczucie, że dostępność medycyny reprodukcyjnej jest również w jakimś sensie przekleństwem.

*

Nie zmieniło się nic i zmieniło się wszystko. Moje uczucia zostają takie same.

*

[…] nie warto mieć tajemnic w rodzinie. Kłamstwo to trucizna. Trzeba się liczyć z tym, że w jakiś sposób, prawda wyjdzie na jaw. I co wtedy?

Karolina Domagalska, Nie przeproszę, że urodziłam. Historie
rodzin z
in vitro, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.

poniedziałek, marca 23, 2015

(1277+4). Bez Muminków

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jasny gwint! Czy można napisać piękną książkę, w której fabuła nie ma większego znaczenia? W której istotą jest atmosfera i to co między słowami? To, co między dwójką ludzi, pojawia się na bardzo krótką chwilę i może pozostać zupełnie niezauważone? Można!

Można napisać. I aż chce się powiedzieć, że trzeba przeczytać. Wyjątkowo zgadzam się ze słowami Philipa Teira, który popełnił następujące słowa w przedmowie: Oto fikcja, która przestaje być fikcją, niemal po pierwszym zdaniu. Bo przecież znasz to uczucie, wrażenie...

[...] marnował podróże na tęsknoty za domem.

*

     — Rozumiesz, o czym mówię, rozumiesz, że człowieka na to nie stać, nie ma czasu, by się tak śpieszyć.

*

[...] rośliny oznaczały dla mnie odpowiedzialność na całe życie; albo mają za dużo, albo za mało wody, nigdy nie wiadomo.

*

Bar jest czymś specjalnym, prawda? Takie miejsce dla przypadku, dla wszelkich możliwości, schronienie na trudnym przejściu między tym, co się powinno, a tym co się musi.

*

Pustki nie może odzwierciedlić ktoś, kto nigdy nie znalazł się w pustce i nie obserwował jej bardzo dokładnie. To, co skazane na zatratę, jest ogromnie piękne.

*

[...] czasami ludzie przychodzą każde ze swojej strony i idą kawałek obok siebie. Wtedy wpływa się nawzajem na swoje tory.

*

Wyjazd rzadko jest tym, co zaplanowano.

*

Nie mieszał wdzięczności za to, co posiadał, z tym, czego pragnął.

*

Wiem, wiem, pamięć cofa się nocą, przedziera się przez wszystko, nie oszczędzając najmniejszego szczegółu — że nie miało się odwagi, że dokonało się złego wyboru, było się nietaktownym, nieczułym, karygodnie nieuważnym — i te katastrofy, te gafy, idiotyczne wypowiedzi nie do odwołania, o których każdy oprócz ciebie dawno zapomniał! Jakieś to niesprawiedliwe, że dopiero wieczorem człowiek otrzymuje nieskalaną pamięć, tyle że odwróconą?!

Tove Jansson, Wiadomość,
(przeł. Teresa Chłapowska, Justyna Czechowska)
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

sobota, marca 21, 2015

(1277+3).

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

A gdy fotografujesz? Znam twoje zdjęcia, obrazy momentów wypełnionych czułością i okrucieństwem, czymkolwiek, ale każde z nich jest w pewien sposób obrazem Ciebie; czyż nie tak jest?

Tove Jansson, Wiadomość,
(przeł. Teresa Chłapowska, Justyna Czechowska)
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.

(1277+2).

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Usiądź i popatrz na mnie. Czy ty się mnie boisz?
     — Boję się, że cię zawiodę.
     — Jedyne, czego się boisz — ciągnęła Elena — to tego, że to twoja wina. Wszystko jest przez ciebie tak długo, jak żyjesz, i dlatego nigdy nie można być przy tobie szczęśliwym. Nie chcę z tobą nigdzie jechać, dopóki nie przestaniesz myśleć, że powinnaś być gdzie indziej.

Tove Jansson, Wiadomość,
(przeł. Teresa Chłapowska, Justyna Czechowska)
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.

1278. No nie!

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

statystycznie
w Polsce
kobiety są lepiej wykształcone od mężczyzn.
     — i co z tego? — pomyślałam widząc na własne oczy obrazek ruchomy z życia wzięty.

komisja akredytacyjna.
trzech członków. sami faceci.
przy stole już siedzą.
herbatunię już niesie pani kilka lat temu habilitowana. za nią inna „doktórka” następną herbatunię dla kolejnego członka donosi.
     — to po to się habilitację robi? — oniemiała z wrażenia zapytałam samą siebie w duchu patrzając na obrazek ruchomy z życia wzięty.

*

po wszystkim, czyli serii pytań, odpowiedzi, mentalnych baczność, spocznij. po braku decyzji, czy członek chce być złym policjantem czy dobrym wujkiem. po wszystkim, gdy poszli gdzie indziej ciężko pracować, już nie na naszych oczach. znaczy się po. poinformowałam lepiej wykształconą, że flaki mi się przewracały, jak na to patrzyłam.

byłam jedyną osobą, którą to ruszyło. za to dowiedziałam się. (a) że przecież to normalne, że herbatunię jedni ludzie innym podają. (b) one sobie coś „załatwiały” w ten sposób. dowiedziałam się o tym z ust innych kobiet.

tylko pogratulować.

piątek, marca 20, 2015

1277.

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

obcowanie
ze skończonością

uczy pokory,
     mądrego
     lub choćby
     mądrzejszego
bycia.

*

Jeśli będę miał sześcioro dzieci, pięcioro będzie artystami, szósty najgłupszy, może zostać dyrektorem banku, biologiem albo lekarzem.

Tove Jansson, Wiadomość,
(przeł. Teresa Chłapowska, Justyna Czechowska)
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.

*

obcowanie
ze skończonością

uczy mnie.

nie tylko pokory.

środa, marca 18, 2015

1276.

Nie możesz zmienić siebie.
Jedyne co możesz, to poznać siebie.
Powiedział dziś Akuszer.

Uśmiechnęłam się w zachwycie, a może z ulgą, może z przekorą wobec tych, co jednak próbowali zmieniać i mieli pretensje, że materiał oporny. Uśmiechałam się od ucha do ucha. Ba, teraz też się uśmiecham. Do siebie. Do Świata. Do wszystkiego co za mną. Do tego co przede mną.

1275.

// po-superwizyjna perełka:

zapisałam równym pismem w zeszyciku w niedzielę. zgeneralizowałam.

tworzę... miejsca, relacje, chwile... co najmniej współtworzę.
tworzę... czyli decyduję o kształcie, charakterze, rysie, smaku i...
nikt inny nie robi tego za mnie, nawet jeśli myślę, że nie mam na nic wpływu.

*

miejsca... które trochę bojkotuję, trochę olewam, trochę traktuję po macoszemu. bo. przecież. dlatego że. olśniło mnie.

właśnie te miejsca... małe chwilowe ojczyzny mojej Duszy na Drodze ku Czemuś Większemu... nim je porzucę, zostawię za sobą, nim z wdzięcznością umieszczę je w czasie przeszłym... te miejsca... wolę tworzyć. uznałam.

niedziela, marca 15, 2015

1274. tu & too

Sadownik:
(kieruje samochodem)

Ann, Greg & Jabłoń:
(w roli pasażerów)

Jabłoń:
(melduje o wolnych do parkowania miejscach)
tu...
(pokazuje na prawo)
tu...
(pokazuje na lewo)
tu.

Sadownik:
(jedzie)

Greg:
Too late...

Ann, Greg, Sadownik & Jabłoń:
(spędzili razem cudowny wieczór)

wtorek, marca 10, 2015

1271. Pytania (II)

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Na korytarzu usłyszałam, jak pytała kolegę:
     — Gdzie się spotkaliście?

Usłyszałam inaczej. Odniosłam do historii najważniejszego w mym życiu związku:
     — Gdzie się spotkaliśmy?
Uśmiechnęłam się na odpowiedź:
     — Spotkaliśmy się w… uśmiechu, smutku, poruszeniu, zwątpieniu, szczęściu, niepewności, odlocie bezgranicznym. Nie jeden raz. Jakie spotkaliśmy? My wciąż się spotykamy. Prawdziwie. Wciąż na nowo.

1270. Pytania (I)

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Czy jest pani psychologiem klinicznym?
     — Nie. Jestem psychoterapeutką.
     — Acha… — westchnął.
     — Nie jestem psychologiem. Jestem psychoterapeutką. Podobnie jak jestem doktorem, ale nie lekarzem.

Cień zdziwienia zagościł na twarzy interlokutora.

Rozmowę o pagonach chyba mamy już za sobą.

niedziela, marca 08, 2015

1269. Podano zamiast Ciała

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

(późnym popołudniem)
Jabłoń:
Potrzebuję emocji...
Pójdziesz ze mną do kina?

Sadownik:
Na co?

Jabłoń:
Na Ciało Szumowskiej.

Sadownik:
Takich emocji potrzebujesz? Dla mnie to za dużo.
Nie, nie pójdę dziś na ten film do kina, nawet z Tobą.

(za jakiś czas)

Sadownik:
Znalazłaś emocje?

Jabłoń:
Szukam.

Sadownik:
Zaraziłaś mnie.
To co obejrzymy?

Jabłoń:
Film, nie serial...

Sadownik:
To jesteśmy bliżej.

Jabłoń:
Coś, czego nie widzieliśmy jeszcze...

Sadownik:
Jesteśmy jeszcze bliżej!

(obejrzeli)

Whiplash, 2014.

Jabłoń:
Znalazłam to, czego szukałam!

*

To film o zjawisku zwanym autorytetem. Nie można go zdobyć, nie można go rozwijać, nie można go budować. Autorytetem można tylko być.

Można wybrać sobie Autorytet.
Można zostać wybranym.
Tylko i aż tyle.

To również film o tym, co w psychologii procesu nosi nazwę konfliktu z autorytetem. Fantastyczny film! Po prostu rewelka. Teraz rozumiem, dlaczego jakiś czas temu tak wielu ludzi mi o nim wspominało. Dziękuję.

czwartek, marca 05, 2015

1268. Stażystka

pierwszy dzień stażu. w mundurku pomykałam. poznając magię i moc kitla.

Jabłoń:
(opowiada o wrażeniach pierwszego dnia)

Sadownik:
Mogę zażartować?

Jabłoń:
Dawaj.

Sadownik:
Czy kupisz sobie mundur policjantki i kajdanki?

Jabłoń:
(śmieje się; doceniając, że mogą tak żartować)
Kajdanki, Kochanie. Koniecznie!

1267. Puk! Puk!

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Lubię w sobie to Coś, co mądrzejsze jest ode mnie miliony, ba, tryliony razy.

Lubi mnie to Coś spotykać u zbiegu dwóch osiedlowych ścieżek. Jedna z nich, żadna kostka Bauma, lecz kwadratowe płyty chodnikowe. Druga, trylinka.

Idę wczoraj. Przy zmianie kształtów pod stopami Coś odezwało się:
     — Puk! Puk!
     — Tak?
     — Czy ty łapiesz, co się z tobą dzieje?

Gdy Coś pyta, to nie bez potrzeby. Pytanie może brzmieć trywialnie, ale znalezienie uczciwej odpowiedzi zawsze wymaga wewnętrznego zatrzymania. Odpowiedziałam:
     — Noooo, tak. Przede mną gna jeden zaplanowany na dziś „musiek”. Próbuję dotrzymać mu kroku wraz ze stadem „chcę”...
     — Ale co ty czujesz?
     — Co ja czuję? Emocje i uczucia nie dają rady dotrzymać narzuconego tempa. Tracą oddech. Wloką się wiele metrów za mną.
     — No właśnie!

Przytomnie zwolniłam. Przecież nie muszę gnać. Poczułam siebie. Odetchnęło Coś we mnie. Życie darem jest niebywałym. Moje życie ogromnym przywilejem dla mnie jest — poczułam, pomyślałam nie pierwszy raz. Brzmi fatalnie ta trywialna trywialność, ale jednocześnie jest to fakt.

Czasem wystarczy zwolnić, by dostrzec inną perspektywę.

*

Czy to się nazywa synchroniczność? Kto wie.

Też wczoraj. Osteo zapytał, a nigdy tego nie robi, jaka muzyka? Poprosiłam, by sam wybrał. No i proszę, wiedziałam, że ten kawałek jest dla mnie. Przyszedł za mną do domu i został. Łomolę.

Sara Taveres, Balancê.

balancê ye
balança ya

środa, marca 04, 2015

1266. Głos męża terapeutki

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik:
(wrócony z delegacji)
Mogę ci coś pokazać?

Jabłoń:
Dawaj.

Sadownik & Jabłoń:
(oglądają i płaczą ze śmiechu)

Kabaret PUK, Terapia małżeńska.

Sadownik:
(po obejrzeniu)
Ja chcę do takiego terapeuty!

Jabłoń:
(padła ze śmiechu)

(1261+4). Radości ciasnego umysłu

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jestem nie tylko niekulturalna i niesympatyczna, złośliwa, czy nierozumiejąca czasów, w których przyszło żyć młodym ludziom. Jestem również uparta i o wyjątkowo ciasnym rozumku. Niestety, śmiem twierdzić, że rozumek mam nieszczególnie ciaśniejszy niż średnia krajowa.

Ciasny jest jednak na tyle, że nie mam bezbrzeżnej otwartości, by odkrywać wszystkie nowe światy. Nie ma takiego urlopu, na którym postanowię rzucić się na powieści szpiegowskie, czy erotyczne powieści dla niewiast. No nie!

Prawda jest taka, że Miłoszewskiego postanowiłam ugryźć z trzech powodów. Pierwszy — robię wolne od „moich” książek, co wiadomymi ścieżkami chodzą. Drugi — słowa Autora na rozdaniu Paszportów Polityki. Trzeci — ciekawość, kryminał i przemoc domowa, ciekawe, bardzo ciekawe.

Wszystkie te trzy powody wraz z dwoma pierwszymi tomami „przygód” prokuratora Szackiego, w naturalnym sposób, doprowadziły mnie do tomu trzeciego. Starałam się zostawić sobie znaczącą jego część na lotniskowy czas, ale się nie udało. W sobotę w nocy było po wszystkim.

Podtrzymuję, że w pewnym sensie jest to książka edukacyjna, która z powodzeniem może zastąpić lekcje z przysposobienia do życia w rodzinie. Scena, gdy ofiara przychodzi do Szackiego, bezcenna i na szczęście fikcyjna.

Ta książka uświadomiła mi, że kryminały to forma baśni dla dorosłych lub doroślejszych. Czyli udając się na nieznany ląd, w sumie wylądowałam w świecie emocji, uczuć, afektów, innymi słowy, u siebie. Ciasny ten rozumek, oj ciasny.

Na koniec, zachwyciło mnie to, co innych nie zachwyca, otwarte zakończenie.

     — Ale statystyka kłamie. — Szacki uśmiechnął się delikatnie, jakby miał dobre wiadomości. — Obejmuje tylko zło ujawnione. Tak naprawdę przestępstw i krzywd jest znacznie więcej. Czasami nigdy nie wychodzą na jaw, ponieważ zbrodnie doskonałe dokonywane są codziennie. Czasami są to rzeczy zbyt drobne, żeby poszkodowani chcieli je zgłaszać. Najczęściej jednak, zło ukryte jest za podwójną kurtyną strachu i wstydu. To przemoc w rodzinie. Szkolne prześladowania. Mobbing w firmach. Gwałty. Molestowanie. Czarna liczba krzywd, których nie sposób policzyć. Was to też spotka. Jedna na pięć spośród siedzących tu dziewczyn będzie ofiarą gwałtu lub próby gwałtu. Będziecie się znęcali psychicznie nad partnerami, będziecie kraść pieniądze niedołężnym rodzicom. Dzieci będą kuliły się w łóżkach, słysząc wasze kroki na korytarzu. Wykorzystacie żonę, uznając, że to wasze prawo. Albo będziecie udawali, że krzyki bitych i gwałconych za ścianą was nie dotyczą, że nie ma co się mieszać w sprawy innych.

*

Miejsce urodzenia przestało go definiować i to było dobre.

*

W każdym razie wracałam z tego piekielnego spotkania, zajechałam na Orlen po kawę i spotkałam Agatę. Kojarzysz? Ta, która chodziła z facetem, który był później mężem Agnieszki, której wuj pracował przez chwilę z moim ojcem w Stomilu, opowiadałam ci kiedyś o tym ośrodku, gdzie złapałam kleszcza, prawda?

*

[...] podróż z żoną to tak naprawdę podróż służbowa.

*

     — Powiedz to.
     — Nie rozumiem.
     — Zamiast patrzeć na mnie wymownie, powiedz to słowami. Na pewno słyszałaś, że ludzie czasami stosują taki sposób komunikacji
.

*

     — Powtarzałam sto razy różnym osobom, powtórzę i panom: domowi oprawcy nie mają wyrzutów sumienia, gdyż w ich świecie te czyny nie są złe. Oni wykorzystują swoje święte prawo do dyscyplinowania, do wychowywania, do karania, do przywoływania do porządku. Zarządzają swoimi dwunożnymi nieruchomościami w sposób, jaki uznają za właściwy. Zazwyczaj są z tego dumni, o wyrzutach sumienia nie ma mowy, o wstydzie też nie.

*

[...] wielką naiwnością rodziców jest upieranie się, że znają swoje dzieci.

*

Kto przy zdrowych zmysłach spaliłby czarownicę mimochodem i bez promocji, tak, że większość miasta byłaby przekonana, że jakiś mały pożar wybuchł w centrum, ale chyba szybko go ugasili.

*

[...] w każdej grze można wygrać. Nawet jeśli karty są znaczone i jedna strona dyktuje reguły wedle uważania, i tak można wygrać.

*

[...] nie każda osoba, która doświadczyła przemocy jako dziecko, musi się stać ofiarą lub katem w dorosłym życiu. Ale wszyscy, którzy w dorosłym życiu zaczynają krzywdzić lub pozwalają się krzywdzić, byli ofiarami lub świadkami przemocy w dzieciństwie. Sto procent.

*

Szacki wszystko zauważał bardziej, każdy detal. Jakby chciał się nasycić, zanim pożegna się ze światem małych, śmiesznych rzeczy, których normalnie nie zauważamy, bo jesteśmy zbyt zaaferowani, zbyt poirytowani albo zbyt odkładający na później.

Zygmunt Miłoszewski, Gniew,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

1264. Soy así

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

wczoraj. w drodze do ośrodka. krople deszczu na twarzy poczułam. niebo! tak smakuje doświadczanie nieba na ziemi. deszczu na twarzy nie miałam od tygodni. gdy tylko skończyłam zamieniać w myśl swój zachwyt, poczułam ukłucia topiących się igiełek. grad malutki. a potem śnieg. nie miałam pojęcia, że jeszcze się na to załapię przed wiosną.

*

też wczoraj. Sadownik wyjechany. a ja z myślą, że jest tylko jeden chłopiec na świecie, który rozumie mój zachwyt tą piosenką. łomoliłam. a Sadownik na to telefonicznie grzmiał. niech mnie ręka boska broni przed puszczeniem mu tego utworu. no to łomolę, póki męskie Serce Przytuliska jest poza domem. uśmiecham się, bo jest jeden mały Chłopiec na świecie, który mnie w tym zachwycie rozumie doskonale.

Soy así.

1263. Zimna suka uśmiecha się we mnie

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tak. Jestem zimną suką.
Obrzydliwie zasadniczą. Tak.

Tak. Potrafię zrobić piekło. Jestem
niekulturalna i niesympatyczna. Tak.

Spóźniam się na wykłady minimum dwadzieścia minut. Nie.
Można o mnie powiedzieć wszystko, ale nie to, że się spóźniam.

W myśl unijnych przepisów studenci co semestr wypełniają ankietę oceniającą prowadzących zajęcia. W każdym semestrze studenci potrafią mnie zaskoczyć swoją diagnozą. Gołym okiem widać, że to „osoba prawdopodobnie z problemami natury psychicznej, należałoby skierować na badania”. Miał nosa człowiek, bo jak usłyszałam w grudniu — w zupełnie innych okolicznościach — normalni ludzie nie zostają terapeutami. Normalni, czyli jacy? Normalni, a ktoś chce taki być?

W każdym razie przy okazji pierwszego wykładu poinformowałam studentów, o tym co następuje.

Tak. Jestem zimną suką.
Obrzydliwie zasadniczą. Tak.

Tak. Potrafię zrobić piekło. Jestem
niekulturalna i niesympatyczna. Tak.

Spóźniam się na wykłady minimum dwadzieścia minut. No cóż, na to bym nawet nie próbowała liczyć.

Poinformowałam. Niech trawią do za tydzień, jaka suka im się trafiła. Swoje jednak wiem. Kilka lub kilkanaście osób z tego rocznika to fajne ludzie — będzie się z nimi wspaniale pracowało.

Zimna suka. Fantastyczna figura!