sobota, czerwca 30, 2012

493. Popaść w nałóg już czas!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jak ja się cieszę, że ta ciężka praca już za mną.
Jestem przeszczęśliwa, że to w końcu się skończyło.
Rozpiera mnie niewyobrażalna radość, na samą myśl, że nie muszę już tam iść.

*

To był naprawdę trudny i długi tydzień. Jednak w całej tej bieżączce dwie kulki w mózgu znalazły chwilę, by zderzyć się i wyznaczyć mi jeszcze jedno zadanie w planie zajęć. Zadanie o najwyższym priorytecie, do wykonywania każdego dnia, od wtorku (co minął) przez wszystkie kolejne dni, aż stanie się nie tylko nawykiem, ale również nałogiem.

Nie chcę w swym życiu radości i szczęścia o zabarwieniu przytoczonych na początku wypowiedzi. Wyrabiam sobie nowy, zbawienny nałóg. Każdego dnia szukam choćby chwili wypełnionej najczystszą w swej formie radością. Każdego dnia szukam też drugiej chwili, której towarzyszy bezgraniczna wiara i nadzieja w ludzi, w świat, w jutro, które stwarzamy chwila po chwili już dziś.

Jak zwykle Henia na to niezmiennie: ja ci bardzo chętnie pomogę! Henia wie, że radość i szczęście kryje się w prostocie zwykłego, ciut bardziej uważnie przeżywanego Życia.

poniedziałek, czerwca 25, 2012

492. Po męsku... przez telefon... o życiu

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
(podziękował za prezent, co elementem
komplementowanego rynsztunku do nowej pasji jest
i dawaj, logicznie uzasadnia,
dlaczego dał się pasji wziąć w posiadanie
)
Żonę już mam... Psa już mam...

Sadownika Teść:
I co? Życie ci zbrzydło!?

Sadownik:
Nie. Pomyślałem sobie, to spełnijmy następne marzenie z wczesnej młodości.

Jabłoń:
(kibicuje pasji nie tylko imieninowo, ale nie pyta na razie o to,
co jest następne na liście marzeń z młodości
)

niedziela, czerwca 24, 2012

491. Co to jest pies?

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Henia:
(próbuje choć poniuchać zawartość
śniadaniowego talerza Sadownika
)

Sadownik:
(patrzy na metodycznie przesuwający się
bez skrępowania nos Sierściucha
)
E ty, nie pomyliło ci się!

Jabłoń:
(w wersji nadopiekuńczej uważa, że talerz stoi na skraju stołu)
To przesuń ten talerz i sama sobie pójdzie.

(po chwili dodaje)
Pamiętaj, pies to urządzenie do robienia klimatu
a nie bezbłędnie działająca maszyna.

sobota, czerwca 23, 2012

490. Edukacyjne walory reklamy... na pohybel!


(u Antenki wraz z Antenką całe Stado zasiadło,
by obejrzeć mecz Hiszpania–Francja
)

Rozum:
(z reklamy)
Pieszczoch chyba chce na dwór.

Serce:
(z tej samej reklamy)
To idź. Twój Pieszczoch.

Sadownik:
Muszę to sobie zapamiętać.

Jabłoń:
(udaje, że nie słyszy Sadowniczej mini-groźby)

piątek, czerwca 22, 2012

(488+1). Matka nierozumiejąca ciut mniej

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Bez względu na to, jak dobrze opanowałeś sztukę odczytywania wyrazu psa, zawsze możesz natknąć się na trudności, bo niektóre psy są zwyczajnie mniej „czytelne” od innych. Do najłatwiejszych zaliczam labradory, a już szczególnie czarne labradory. Czarny labrador jest jak przeciętny Amerykanin — tak samo pełen ekspresji i tak samo łatwy do odczytania.

P. McConnell, Z miłości do psa. Jak zrozumieć emocje twoje
i twojego psa
, Galaktyka, Łódź 2009.

***

Poranny spacer. Cisza. Choć jasno od kilku godzin, dzień sprawia wrażenie, jakby, zanim nabierze ochoty na wielkomiejski zawrót głowy, dopiero co zaczął się leniwie przeciągać. Henia zrelaksowana kroczy obok mnie. Buja nie tylko ogonem, ale również ciałem z lewej na prawą, z prawej na lewą zarażając mnie zachwytem poranka. Moja czytana od wczoraj „przeciętna Amerykanka” idzie równiutko metr przede mną ani razu nie napinając smyczy. Zagapiam się na to rozluźnione, szczęśliwe kudłate ciałko. Wpadam w POP-owski ¼-trans, chwilami ½-trans, by w końcu zanurkować po uszy w głębię usłyszanych od Altówki kilka dni temu słów, co zapadły we mnie, by przehibernować:

     — Nie chodzi o to, że pies umie robić sztuczkę. Chodzi o zagadkę jaka kryje się w pytaniu: jak dojść z psem do takiego zachowania? I to mnie rajcuje, nie sztuczka.

Heniuta wciąż bujała rytmicznie ciałem. Mimowolne skupienie na tym ruchu doprowadziło mnie do stanu, w którym Czas nagle stał się konstruktem czysto abstrakcyjnym, a Chwila stała się najbardziej soczystą, smaczną cząstką życia jaką mogłam dostać dziś z samego rana. Szczęściary, my! Mogłyśmy już wrócić do domu na śniadanko.

Droga vs. Cel
Czas vs. Chwila

...warte zatrzymania...

*

Jakie to miłe, że Kudłata we mnie wierzy i wie, że wciąż jest coś nowego, co mogę głębiej zrozumieć. A to mnie rajcuje... bardzo, bardzo.

488. Matka nierozumiejąca

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
(wyciąga z plecaka świeżo odebraną książkę)

Sadownik:
(rejestruje kątem oka tytuł i z udawanym wyrzutem pyta)
To ty jeszcze nie rozumiesz Heńki?

Jabłoń:
A ty rozumiesz?

Sadownik:
Ja nie muszę.


_______________
T. Grandin, C. Johnson, Zrozumieć zwierzęta, Media Rodzina, Poznań 2011.

wtorek, czerwca 19, 2012

(485+2). Ujarana fajkami Ambre Light

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Włóczyłam się wczoraj po blogowych przestrzeniach, w których mam zwyczaj bywać raz na tydzień lub dwa, by zaaplikować sobie skoncentrowaną dawkę kilku wpisów na raz. Jest taki blog, zwykle skromny, jeśli chodzi o liczbę słów, lecz bogaty w treść, znaczenie, pauzy, eksperymenty myślowe, spostrzeżenia i wszystko to, co między słowami przeczytane może być na milion różnych sposobów.

Zajrzałam tam z oczami mentalnie obłożonymi plastrami awokado. I znalazłam perełkę, którą nuciłam przez cały wieczór, którą nucę od rana i którą z pewnością będę jeszcze nucić jakiś czas.

Alanis Morissette, That I Would Be Good.

Ambre, dziękuję! To nie jest jeszcze jedna ładna piosenka, czy kawałek co za serce chwyta zbyt. To piękne zdjęcia, dojrzała mądrość i mądra dojrzałość, słowa zgrabnie ułożone oraz obłędny zachwyt lingwisty, że piosenką tą można fantastycznie zilustrować tryby warunkowe.

poniedziałek, czerwca 18, 2012

(485+1). Więzienne więzów krwi pogaduchy

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Pogaduchy v. 1.0:
— Czy tak zachowuje się osoba dorosła?
— Pomidor.
— To się nazywa odpowiedzialność?
— Pomidor.
— Co ty sobie myślisz?
— Pomidor.
— Czy rodzina nic dla ciebie nie znaczy?
— Pomidor.
— Wiesz co? Jesteś moim największym problemem!

*

Pogaduchy v. 6.0:
— Czy tak zachowuje się osoba dorosła?
— Awokado.
— To się nazywa odpowiedzialność?
— Awokado.
— Co ty sobie myślisz?
— Awokado.
— Czy rodzina nic dla ciebie nie znaczy?
— Awokado.
— Wiesz co? Jesteś moim największym problemem!

*

Jeśli jesteś Rodzinnym Problemem, poczuj dumę, bo to oznacza, że jesteś również Rozwiązaniem. Najczęściej, jedynym możliwym.

485. Owocowanie

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Tydzień papierologii, terminów nieprzekraczalnych, kwitów co sensem życia mogłyby się stać, zaowocował tym, że mój Wewnętrzny Profesjonalista nie wytrzymał tempa, presji, niedoczasu i łaskaw był paść na pysk rażąc mnie temperaturą 39.2⁰C. Przeleżeliśmy sobotę, przeleżeliśmy niedzielę. Rodząca się we mnie kobieta Czterdziestoletnia siedziała na skraju łóżka i powtarzała do znudzenia: papiery papierami a życie życiem i dbać o siebie trzeba, zwłaszcza w twoim wieku, kotku. Mądra ta kobieta, ale gdzie była, gdy papier poganiał mnie papierem. A teraz, w poniedziałek, świat jej przytakuje samym faktem, że nie runął od mojego leżenia w łóżku.

*

Gdy nie wiem jak rozwiązać problem, kładę się spać. Wstaję z gotowym rozwiązaniem, sugestią, czasem tylko z wątłą, niewiadomego pochodzenia pewnością, że już wiem jak coś zrobić. Przez ten papierowy pęd nie odnotowałam zachwytu rozwiązaniem, które przyszło do mnie dokładnie tydzień temu, na granicy snu i jawy będąc dokładnie tym, co chciałam znaleźć, choć nie wiedziałam jak wygląda. Szukałam bowiem metafory, obrazu, czegoś, co w prosty sposób zilustruje to, w co głęboko wierzę, że każdy problem to możliwość w przebraniu, szansa do rozwoju, zmiany, okazja do pójścia o jeden krok dalej w Nieznane Inne, Nieznane Lepsze. Chciałam znaleźć niewerbalną formę przedstawienia jednej z cegiełek fundamentów POP-owskiej filozofii:

Każdy problem ma w sobie zalążek rozwiązania.

Znaleźć. By przestać o tym opowiadać. By wyrazić pełniej. By pokazać nie używając słów. Odnalazło mnie takie senne rozwiązanie:

Myślę, że nie mogło być bardziej trafione.

*

Awokado (dla mnie) od tygodnia to już nie tylko składnik przepysznej kanapeczki (świeża bagietka posmarowana masełkiem, awokado, cebulka, odrobina soli), ale również Symbol, który bardzo mnie rajcuje. Jak tak dalej pójdzie to poznacie mnie po koszulce… z awokado.

Mówią gruszki na wierzbie? Czas powiedzieć awokado na Jabłoni!

sobota, czerwca 16, 2012

484. Chatka na psio-kocich łapkach

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Chatki na kurzych łapkach w baśniach pociągały mnie od zawsze. Zwykle mądre, wolne babki w nich mieszkały, nawet jeśli opinię na mieście miały kiepską. Było w tych chatkach coś ze sportów ekstremalnych, coś niepoddającego się normom społecznym i grawitacji, coś wyjątkowo pociągającego, nawet jeśli w planach autora było, by dziecko zaczęło się bać.

Jest taki dom. Pozornie wyglądający jak wiele innych domów w okolicy. Jednak, gdy przekraczam jego bramę, za każdym razem trafiam do magicznej chatki na psio-kocich łapkach. Chatki, w której postulat „być” wiedzie prym nie tylko nad „mieć”, ale przede wszystkim nad „mieć za wszelką cenę”.

Gdy choć na chwilę nabieram wątpliwości, że może jednak powinnam i to, i tamto jak ten czy tamten człowiek sukcesu, rodzinna gwiazda, niepodważalny wzór do naśladowania, myśl o tej Chatce utwierdza mnie w starym, wytartym już postanowieniu, że wolę być... za wszelką cenę.

*

Wczoraj, obok Chatki na psio-kocich łapkach, powstał wspaniały kudłaty test... na inteligencję, spostrzegawczość, poczucie humoru, zachwyt bieżącą chwilą. Cytując za Altówką: na poniższym zdjęciu znajdź pudla... od siebie mogę dodać: bardzo mądrego pudla, co w proch starł moje kiepskie zdanie o tej rasie.

wtorek, czerwca 12, 2012

483. Matka Boska Obszczekana

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wersja A (zasłyszana, rodzinna, stara)
Rodzice z trzylatkiem do dziadków na niedzielny obiad się wybrali. Dziecko czyściutkie, grzeczniutkie — sam miód, cud i dobre wychowanie. Pierwsze danie, drugie danie. Deser. Mały „siam” łyżeczką kawałkiem tortu na swoim talerzyku zarządza. Po chwili kęs jeszcze nietknięty zleciał z talerzyka wprost na bielutki obrus. Chłopiec widząc co się stało, pod nosem, ale wyraźnie, skwitował:
— O kulwa!

Rodzice w pąsach dawaj się tłumaczyć, że oni nie wiedzą, skąd Pierworodny takie słowo zna. Dziadkowie wiedzieli swoje. I dobrze wiedzieli.

*

Wersja B (jeszcze ciepła)
Hospicyjne spotkanie. Organizacyjno-robocze. Ot, takie, co zwykle pierwszą część ma w kościele, by pożegnać tych, co w zeszłym miesiącu odeszli. A potem przy herbatce, druga część w przykościelnej salce, której użycza nam zaprzyjaźniony z Hospicjum Ksiądz.

Organizacyjno-robocze. Jesteśmy z Heniutką punkt trzeci. Koleżanka w samym środku punktu pierwszego, gdy z ciszy wyrywa się Dusza obronnego Kundla, wojujące Alter Ego Heniutki. Jak nie wyskoczy, pozycję obronną przyjmie, szczeknie niskim, groźnym głosem. Kto mi uwierzy, że to pies terapeutyczny, gdy Henia dojrzawszy figurę, w szatana zamieniona wyzywa Matkę Boską od ostatnich.

Pąsów nie było. Nie będę się nikomu tłumaczyć, dlaczego Heniutka do kościoła nie chodzi. Zaprzyjaźniony z Hospicjum Ksiądz uśmiechnął się, bo dobrze wiedział, że jakie imię, taki pies, choć poznał się z Hexe pół godziny wcześniej.

Nie jestem specjalistką, ale taka była ta Matka Boska Obszczekana:

niedziela, czerwca 10, 2012

(481+1). Problem z Bogatą

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
Czego mam Ci życzyć, skoro masz wszystko?

Jabłoń:
No właśnie, czego?

481. Bogata wiekiem

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

     — Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin — popłynęło ze słuchawki telefonu wprost do mojego ucha.
     — O nie, nie, nie! Tylko nie osiemnastych — jęknęłam.

Gdy miałam 18 lat:
     — sypiałam sama,
     — byłam wytykana palcami,
     — mieszkałam z rodzicami,
     — nie miałam swojego miejsca na Ziemi,
     — nie znałam Sadownika.

Dziś, o 6.20 skończyłam 39 lat. Ruszyłam pewnie w kolejny rok swojego życia z niepohamowaną ochotą, ciekawością, wiarą i zaufaniem. Przypomniała mi się wypowiedź starszej wiekiem i doświadczeniem koleżanki:
— pewnie nie uwierzysz, ale po czterdziestce jest jeszcze lepiej.
Powiedziała to w dniu, w którym świętowałam trzydzieste urodziny przeczuwając, że właśnie zaczyna się najlepszy czas mego życia. Coś mi się zdaje, że mówiła prawdę, a to oznacza, że najlepsze wciąż przede mną.

Pod żadnym pozorem nie chcę mieć raz jeszcze 18 lat. Dumna i blada jestem, że udało mi się dożyć pierwszego dnia 40. roku mego życia, odnaleźć i rozwinąć w sobie pewność, że Życie ma głęboki Sens, wspaniały Smak, niewyobrażalnie bogaty Kształt.

*

Nie każdy człowiek miał szczęście urodzić się żywym. Nie każdy dożył swoich pierwszych urodzin. Nie każdy mógł stanąć na własnych nogach. Nie każdy mógł poznać swoje marzenia. Nie każdy mógł pokochać z wzajemnością. Nie każdy mógł spotkać prawdziwego siebie. Nie każdy mógł mieć psa. Nie każdy...

Witaj w klubie uprzywilejowanych Życiem!

czwartek, czerwca 07, 2012

(479+1). Super! Ciała w Boże Ciało

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Po męsku. Było super!

Po damsku. Wszystko zaczęło się kilka lat temu bez naszego udziału. Pani A odkryła i po jakimś czasie podarowała Pani B. Pani B obdarowana zachwyciła się również i podarowała dalej Antence w prezencie. Antenka w zeszłym tygodniu podarowała w prezencie Sadownikowi. Masaż. Wybrał indonezyjski i odebrał we wtorek. W sposób pośredni podarunek ten był również dla Jabłoni, co nie lubi przepuścić okazji do nauki.

*

Dziś, w Boże Ciało, Sad cielesną powłokę swej relacji z błogiego snu wyrwał i powiózł na ósmą rano na spotkanie nieznanego, co kryło się pod hasłem masaż partnerski. Przez pięć godzin uczyliśmy się obdarowywać siebie nawzajem nieznaną nam dotąd stroną magii dotyku. Coś takiego powinno być dołączane do pakietu prezentów ślubnych.

Bezkresna łagodność, uwaga, zaufanie, szacunek i miłość w magiczny dotyk zaklinane płynęły od Sadownika do Jabłoni, do Sadownika od Jabłoni. To nie do zapomnienia, nie do przecenienia. To do praktykowania. Niech płynie!

Cudowne odkrycie na trzy dni przed pierwszym dniem czterdziestego roku życia. Chyba zaczęliśmy już świętować...

*

Pani A, Pani B, Antenka, Sadownik, Jabłoń. Ciekawe, kto będzie następny w tym łańcuszku zachwytu...

środa, czerwca 06, 2012

(478+1). Super! Scena II

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(wczoraj wieczorem,
gdy w końcu Sadownik wrócił do domu
)
Jabłoń:
I jak było?

Sadownik:
Super!
(po chwili)
Pierwszy raz od piętnastu lat
dotykała mnie inna kobieta niż Ty.

[cdn. jutro]

478. Super! Scena I

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(wczoraj rano przy śniadaniu)
Jabłoń:
(nie bez odrobiny satysfakcji)
Jak Ci było wczoraj?

Sadownik:
Super!

Sadownik:
(po chwili)
Nie kłamałem?

Jabłoń:
(uśmiecha się na wspomnienie miny Sadownika,
która o ułamek sekundy wyprzedziła wypowiadane słowo „super”)
Nie. Nie kłamałeś.
(uśmiecha się dumnie)

Sadownik:
(mądry doświadczeniem bycia mężem POP-owskiej terapeutki)
Nie kłamałem albo byłem w kłamstwie bardzo spójny.
(uśmiecha się szelmowsko)

wtorek, czerwca 05, 2012

(476+1). Bez tytułu, ale z zachwytem

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

OK, Jabłonko, do rzeczywistości wróć, błagam. Wszystko tańczy, cholera! Kot od niechcenia się przechadza. Tańczy! Psy ganiają w parku. Tańczą! Idę na kawę, chwilę bezruchu złapać. Ludzie pędzą po skrzyżowaniu. Nie przecieram już oczu, by pewność, że tańczą zmienić w zwątpienie, że może ciut brzydcy, niewyspani, zmęczeni, nieszczęśliwi, niezdrowi. Tańczą! Między zajęciami na kawę biegusiem. Kawusią do życia w wielkim mieście się przywrócić. Plan mam.

Zaklinam, o tu, usiądź, proszę. Zaklinować się w fotelu. Odpocząć od tańca bezkresnego. Siadam. Zamykam na chwilę oczy i czuję, że znów wszystko we mnie wibruje. Podeszłam do baristy ukrywając radość z towarzyszącego mi tanecznego kroku. Podeszłam, by zapytać, kto śpiewa ten utwór, co nie pozwala mi stać się zmęczonym członkiem jednego z bogatych, europejskich społeczeństw XXI wieku.

Barista, prośbą nietypową zdziwiony, pomógł. Znalazłam. Już nie zgubię. Wciąż tańczy cały świat...

Nana Mouskouri, Plaisir d'amour.

__________________
To na pewno smutna piosenka, ale mam tę własność, że piosenki śpiewane po francusku są dla mnie utworami bez słów. Nawet więc jeśli smutna, to piękna.

poniedziałek, czerwca 04, 2012

(475+1). Tańcz!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

We wtorek napisałam:
     Pracować, śmiać się, płakać, tańczyć

Wróć! Mój Wewnętrzny Krytyk myśląc o formalnym tańcu, figurach obowiązkowych, potknięciach nie do uniknięcia, skreślił ostatnie słowo:
     Pracować, śmiać się, płakać, tańczyć

I dodał, wracając na bezpieczny grunt:
     Pracować, śmiać się, płakać, rozumieć...

***

To było we wtorek. Wróciłam. Nie znajduję słów, by opisać Magię, której byłam świadkiem; której towarzyszyłam, gdy rodziła się w innych ludziach; której byłam źródłem dla samej siebie.

Przywiozłam bezwzględną pewność, że tańczyć oznacza rozumieć… że ruch jest narzędziem prowadzącym ku rozumieniu, jest naszym uniwersalnym językiem, jest Magią Mądrości Życia w Nas. Zrozumiałam jak ważnym jest ciągłe przypominanie sobie, że ruch nie zna słowa błąd. Nasze ciała tańczą! Bezustannie! Bezbłędnie! Gdy sięgamy po kubek z kawą! Gdy idziemy po chodniku! Gdy zamieramy w bezruchu! Gdy myjemy zęby! Walc, tango, salsa to tylko marna podróba żywego tańca, jakim jest nasze zwykłe, cudne, codzienne Życie.

***

Poruszyć swą Duszę. Wytańczyć siebie, swe pragnienia, znaczące związki z innymi ludźmi. Tańcz!