piątek, listopada 30, 2012

(609+7=615+1). Przedświąteczny groch z kapustą

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Groch. Tego nauczył mnie ostatni tydzień:

*

Kapusta. Miałam odebrać zamówioną książkę. Poszłam. Świąteczny czas przeciwdziałania narodowemu, wtórnemu analfabetyzmowi już się zaczął. Odstałam swoje w kolejce odbioru zamówień, by dowiedzieć się, że książka tak, ale jeszcze jest w podróży. Polski pech? Wiedziałam, że tak będzie? Pańcię objechać? Tak cudnie by było w majestacie niezbywalnych praw, posiłkując się polskim absolutem słuszności, wykrzyczeć pani, że do czego to podobne, że w tym kraju wszyscy, zawsze, że ja wiem, co ona sobie myśli, że kierownika poproszę, że drzewiej lepiej bywało. Stop! Stop! To nie ma być naprędce sklecona ilustracja potwierdzająca szczególną rolę polskiego Narodu w cierpieniu galaktycznym. To historia o sensie chwili złapanym na gorącym uczynku. Gdy pani szukała w komputerze potwierdzenia, że książki dzisiaj w żadnym razie nie dostanę, zamilkły na chwilę sklepowe ryczące zwykle głośniki, a potem drgnęły nietypowo. Dotknął mnie prawdziwy, fantastycznie szorstki głos, niebywała wrażliwość w drganie strun głosowych zamieniona. Słowo po słowie, fraza po frazie, nuta po nucie... ledwo usłyszałam fachowe bardzo panią przepraszam. Ależ nie ma za co, czasem tak się zdarza, czy mogłaby mi pani powiedzieć, kto to śpiewa? Nie wiedziała, ale była na tyle miła, że znalazła kogoś, kto wiedział i przyniósł nową Mieszkankę Przytuliska, Klamrę zamykającą ostatni tydzień:

Imany, Slow Down.

Groch z kapustą. Pełnymi szklankami wody popijany! :)

czwartek, listopada 29, 2012

615. Filozofia szklanki

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

szklanka do połowy pełna?
szklanka do połowy pusta?
mawiają.
a Tollini dziś dodał:
do której części szklanki mówisz?

moja szklanka znów pełna! znów uśmiechnięta!
kilka wspaniałych Osób pomogło mi ją napełnić.

(612+2). Supernowa?

Jabłoń:
(rano)
Postaram się dziś wrócić do domu jak nowa.

Sadownik:
A jak nie jak nowa, to chociaż jak stara, ale ta uśmiechnięta.

(612+1). Słonie w składzie porcelany

czasami słowa są... zbyt.

środa, listopada 28, 2012

612. gdy boli

relacje. po co? kłócimy się. milczymy. unikamy. walczymy. robimy wszystko to w imię miłości, bo relacje są o miłości. uwierzysz, że tylko i wyłącznie o miłości?

piątek, listopada 23, 2012

(609+2). Zdiagnozowana

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
(na podziemnym parkingu sklepowym robi
semi-twórcze-jaskółki, literkę „x”
z ciała formuje i przechyla w różne strony
bawiąc się poczuciem swojego ciała
)

Sadownik:
(udaje, że mówi do jakiegoś obcego człowieka,
co niby właśnie zza słupa wyszedł
)
Proszę pana, to nie Down, to Doktor!

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem prawie przewracając i literkę, i jaskółkę)

*

Należy kronikarsko uzupełnić, że od wczoraj wieczorem Jabłoń ma na koncie pobitą szklankę, pobity ulubiony kubek i delikatne wjechanie bardzo miłej pani w dupsko jej Lanosika. Bawarce nic, a Lanosik ma błotnik do zrobienia z Drzewkowego i Sadowniczego OC.

Jabłoń POP filozoficznie patrzy na intensywny ciąg dziwnych „przydarzeń”: U la, la, jabłkowa siła upomina się o więcej świadomości! Kto by pomyślał, że Drzewko jeszcze rano było w swej świadomości przymglonej tylko kłębkiem bezkresnej bezsilności. Ciekawe. Naprawdę.

(609+1). Terapia śmiechem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
(wpadł na chwilę do domu,
je kanapkę i przypatruje się wnikliwie
)
Co się dzieje?

Jabłoń:
Jestem w dupie tożsamościowej.

Sadownik:
W jakiej dupie? Przecież się z tobą nie rozwodzę.

Jabłoń:
To nie jedyny powód, by być w dupie.

Sadownik:
(autorytarnie)
Jedyny!

Jabłoń:
(czy mogła się nie obśmiać?)



609. Na granicy tożsamości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nie mogę już być Tą, którą byłam jeszcze wczoraj, ale Nowa nie śpieszy się. Pozostaje jeszcze w ukryciu. Czy dam radę? Czy wiem, co robię? Od smutku, strachu i „wątpliwościów” łapię oddech tylko wtedy, gdy idziemy z Henią na spacer lub poćwiczyć.

Z zadziwieniem odkrywam coraz większe — dostępne dla nas — możliwości parku, do którego chodzimy od przeszło dwóch lat. On jest już Nowy. Teraz kolej na mnie.

(źródło rysunku)

środa, listopada 21, 2012

(607+1). One Dwie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zamilkłam. Trawię niczym wąż. Warsztat. Ćwiczenia. Gesty. Słowa. Emocje i uczucia, do których wcześniej nie mogłabym się przyznać lub o których nie miałam pojęcia.

Małą Dziewczynką pozostaję zadziwiona. Długa, chudziutka niczym tasiemka i tak niebywale radosna, pełna zapału i z ogromnym sercem. Przypomniało mi się, w ramach kontrastu, jak mając troszkę ponad dziesięć lat przechodziłam całe lato w długim rękawie, by ukryć chude ręce. Tymczasem moja Mała Dziewczynka nic sobie z tego nie robi od zawsze. Zachwyca mnie! A gdy wkładam bluzkę z za krótkimi według świata rękawami, wiem, że właśnie wtedy w lustrze zobaczę Ją.

Choć najnowszą płytę Gabriela mamy od ponad pół roku, dopiero wczoraj usłyszałam słowa jednej z piosenek na niej zawartych. Pominąwszy dwie kwestie a) dominującą heterooczywistość świata i b) oczywistość rodzaju miłości, słowa te są niczym dialog pomiędzy Małą Dziewczynką i mną, mną i Małą Dziewczynką — jakby nie widziały się od dekad. Nie wiadomo, które słowa należą do której:

I think I'm dumb, I know you're smart

I say this to you and it’s not a lark
love* me today

You know me, I like to dream a lot
Of what there is and what there's not
But mainly I dream of you a lot
The power of your heart

Peter Gabriel & Lou Reed, The Power of the Heart.

__________________
* w oryginale marry, na moje potrzeby zmienione.

niedziela, listopada 18, 2012

(604+3). Odnaleziona Zagubiona

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Odnalazła mnie dzisiaj moja wewnętrzna, mała Dziewczynka, która potrafi marzyć jak mało kto. Zapytała:
     — Jakie marzenie porzuciłaś?
     A gdy jej odpowiedziałam, dodała:
     — Tak, zróbmy to! Zróbmy to teraz!

*

Zostawiła spontanicznie ślad w moim zeszycie. Zostawiła siebie. Bym nie zapomniała. O Niej. O moim Marzeniu.

606. Otrzymane

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik wpadł na to na fejsie.
Nie może się zgubić. Przysłał.
Szkoda tylko, że nie wiem, kto jest Autor(ką/em)...

(jeśli znasz Autor(a/kę) rysunku, daj znać)

sobota, listopada 17, 2012

(604+1). Głęboko Wielodzietna

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Czym jest Rodzicielstwo? Dawn Menken zamyka bezkres tego doświadczenia w dwóch otwartych słowach:

Zapadły głęboko we mnie. Rodzicielstwo jako niekończąca się nauka doświadczania i nadawania znaczenia. Czyż nie o tej magii mówią biologiczni rodzice? Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że słowa zawężają, definiują, określają, pozwalają nam się komunikować, ale też marginalizują wszystko, co nie pokrywa się z ich słownikowym znaczeniem, i często mają niebywałą moc ranienia. Tymczasem, Dawn z nieopisaną łatwością nadaje słowom dużo szersze, prawdziwsze znaczenie. Uczy otwierać słowa. Uczy jak nie zamykać się w oczywistościach.

Jestem Rodzicem Świata!
A jeśli uznać, że człowiek jest całym światem, to
jestem Rodzicem wielu, wielu Światów. (cdn.)

Dawn, Dziękuję, Dziękuję, Dziękuję, Dawn, Dawn, Dawn!

piątek, listopada 16, 2012

(604=573+31). Nie-Brzask świadomości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

To nie był brzask czy blady poranek w listopadowy dzień. To był pierwszy z trzech pełnych dni z Dawn Menken. Powiedziała dziś wiele rzeczy, za którymi, nic o tym nie wiedząc, tęskniłam przez całe swoje życie. Nazwała wiele rzeczy, które pragnęły w mym życiu postawić mocno stopy istnienia i dookreślenia. Moje uczucia wobec Świata przestały być dla mnie mrzonką, wymysłem mej wyobraźni, rojeniem i fikcją. Moje wewnętrzne dziecko znów zadaje mi ważne pytania: po co jestem na świecie? gdzie mieszkają moje pragnienia? jak wygląda spełnienie? jak pachnie miłość? co porusza moje serce?

*

Mając zgodę Dawn, postanowiłam zapamiętać na blogu, że mówiąc o sobie, wspomniała, że żyje w związku z kobietą i ma syna. Nie chodzi o fakt, ale o sposób w jaki to powiedziała. Tak mówi się o normalnych, oczywistych, akceptowanych społecznie rzeczach. Ożywiło się na krzesełku moje marzenie, bym dożyła takich czasów w Polsce, gdy sprawą polityczną nie będzie kształt, ale dobrostan rodzin.

*

Dawn. Dziś. Poprowadziła wspaniały warsztat dla rodziców. Zaszczytem było móc tam być.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję Światu za przywilej, jakim jest uczestnictwo w całym tym warsztacie. Dziś „Dziękuję” w moim wewnętrznym dialekcie brzmi „Dawn”. Och! Tak, tak!
Dawn, Dawn, Dawn!

wtorek, listopada 13, 2012

603. Podróżując z Mężem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Fotograf i Terapeutka. W jednym, mknącym samochodzie zamknięci. Od słowa do słowa. Od doświadczenia do doświadczenia. Odkryli, co łączy ich dwie profesje. Nieustająco rozwijana wrażliwość na piękno ukryte w człowieku. Piękno zmarszczek. Piękno złości. Piękno plam wątrobowych. Piękno smutku. Wydobywają. Transformują. Akuszerzy Piękna, które chce zaistnieć. Jechali i rozmawiali o pięknie ludzkiej istoty, o cudzie życia, oddechu, chwili...

*

Podróż na drugą stronę Wisły i z powrotem uczyniła nas świadomymi Poławiaczami Pereł.

poniedziałek, listopada 12, 2012

602. Spotkanie z kobietą

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Spotkałam kobietę. Siedziała. On patrzył w wyświetlacz aparatu i kręcił nosem. Ona. Gotowa go była przepraszać, że piękna nie dość, fotogeniczna nie dość, w ogóle cała jakaś taka nie dość. Siedziała, trochę jakby za karę. Przez całe swe życie nienawidziła, gdy robiono jej zdjęcia.

Spotkałam kobietę. Siedziała. On patrzył w wyświetlacz aparatu i kręcił nosem. Ona. Pewna siebie. Zadowolona. Z ufnością wodziła oczami za fotografem. Z zachwytem przyglądała się, jak zmaga się on z geometrią przestrzeni, swoich planów, pragnień, promieni i odbić. Bezczelnie myślała o tym, że swoją robotę już wykonała — opadła wraz ze swoim pięknem, mądrością i urokiem na krześle, a on niech się poci, jak to trójwymiarowe piękno na płaski papier przenieść.

Spotkałam kobietę. Tę samą. Dziś. Znów. Na skraju lustra.

*

A jaka jest Wasza droga do bycia Łabędziem?

niedziela, listopada 11, 2012

601. Kręgi na wodzie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uczyła mnie. Nie nauczyła mnie zbyt wiele. Jednak Jej lekcje były dla mnie jedynymi, na których podziwiałam zadbaną kobiecość w wersji klasycznej. Makijaż. Spódnice w odpowiedniej długości. Wszystko pod milimetr dopasowane. Półcienie. Faktura tkanin. Nic nigdy nie odstawało. Wszystko w każdej sekundzie perfekcyjne. Zużywałam lekcje, by patrzeć, podziwiać i nabierać pewności, że ja nigdy nie dam rady w ten sposób dłużej niż cztery dni pod rząd. Uwielbiałam na Nią patrzeć. Budziła we mnie tęsknoty o metrze pięćdziesiąt, klasycznej urodzie... Tak minęło mi całe liceum. Wydawało się wtedy, że jedyny ślad, który mi po Niej pozostanie, to bdb na świadectwie.

*

Gdy byłam na pierwszym roku swoich pierwszych studiów, w moim mieście, na peronie kolei o godzinie 17.00 zbierali się rodzice odprowadzający swoje dzieci na pociąg do akademików i stancji 3miasta. Była i Ona. Jej syn był ode mnie starszy o rok.

Siedziałam przy oknie. Zauważyłam Ją, gdy pociąg ruszał. Ona zauważyła mnie i... uśmiechnęła się uśmiechem, którego nie zapomnę do końca życia. Ten jeden prawdziwy uśmiech dał mi odwagę, by nie rzucić studiów, by spróbować wytrwać jeszcze miesiąc. Dał mi nadzieję na to, że będzie dobrze. Dał mi wiarę, że dam radę. Dałam radę!

*

Ta historia przypomniała mi się, gdy po raz drugi w tym tygodniu przeczytałam coś w stylu „Jabłoń powiedziała, napisała...”, choć powiedziałam lub napisałam to coś kilka tygodni temu. Zdałam sobie sprawę, że człowiek jest jak krąg na wodzie. Nigdy nie wiemy, który nasz gest, krok, słowo, ruch będzie tym, który da komuś nadzieję, wiarę, który przytrzyma na powierzchni wiarę w ludzi i lepsze dni. Właśnie dlatego nasze gesty, kroki, słowa, ruchy są często ważniejsze niż nam się wydaje. Jesteś kręgiem na wodzie, czy o tym wiesz, czy o tym pamiętasz?


fot. Krystian z Kalisza.

sobota, listopada 10, 2012

600. W Wigilę święta Wszystkich Polaków

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jedną z mądrych, wrażliwych kobiet, która została odebrana światu w październiku tego roku, była Anna Laszuk. Gościła w moim domu przez lata dzięki radiu TOK FM. Uwielbiałam, gdy przy pomocy logiki i właściwie zadawanych pytań rozbierała swoich gości do nagości ich poglądów, aż niemożliwym stawała się próba skrycia głupoty, ciemnoty i uprzedzeń pod okrągłymi słowami. Humanitarnie, pozostawiała ich w mentalnych skarpetkach, by mogli wyjść po cichutku — taka mała szansa na to, by móc przemyśleć i zrewidować swoje jedynie słuszne systemy przekonań. No i śmiała się pięknie.

Śmierć dociera do mnie jako fakt umieszczony na osi czasu, ale potem mija tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, zanim dotrze do mnie całkowicie ten nieodwołalny Brak. Tak jest również w przypadku Pani Anny. Po prostu mi jej brak.

Przypomniało mi się, że gdzieś jeszcze jest jej książka (nieprzeczytana od lat). Kilka dni temu otworzyłam kartony z książkami, wyjęłam tę małą namiastkę jej obecności w mym domu. Zadziwiło mnie, że ta książka czekała tyle lat na przeczytanie. Wstyd, Jabłonko! Wstyd!

Statystycznie rzecz ujmując jesteś białym katolikiem, heterykiem, masz dzieci, pracę i jesz schabowe. Społeczeństwo nie próbuje cię nawracać, zmieniać, naprawiać, leczyć. Jest dumne, stawia za wzór, albo w najgorszym razie nie czepia się i pozwala żyć. Statystycznie masz tylko jednego pecha, jesteś kobietą, więc w Polsce masz pod górkę, bo mężczyźni wiedzą lepiej, co dla ciebie jest najlepsze.

Szalona myśl mi do głowy dziś wpadła. Eksperyment. Kim byśmy byli jako społeczeństwo, gdyby każdy z nas mógł przyznać się, że ma, choćby najmniejszy, obszar życia, jakąś jego sferę, gdzie jako jednostka należy do mniejszości? Gdyby wstał i powiedział, w jaki sposób doświadcza bycia w grupie wykluczonych, marginalizowanych, zbywanych stwierdzeniem „zrób coś z tym”, ignorowanym frazą „to nieprawda”. Czyż nie jest ciekawym, co powiedziałby chłopiec z ONRu?

(...) Spotkałam [Ania] kiedyś w windzie sąsiadkę z mężem, trzymała w ręku ciasto. Zagaiła niewinnie: „A wie pani, to ciasto wieziemy dla zaprzyjaźnionego małżeństwa, takiego męskiego małżeństwa”. Pewnie chciała mnie ośmielić czy dać znać, że dla niej homoseksualna para nie jest dziwologiem.

*

     — 25 lat razem! Góry przy niej przenosiłam, na wszystko miałam energię — wspomina [Nina]. — Nie przeszkadzało mi, że mamy inne zawodowe zainteresowania. Byłyśmy po prostu blisko. Jeżeli taki związek jest możliwy między kobietą a mężczyzną, to wspaniale. Jeżeli między dwoma mężczyznami — wspaniale. Komu to przeszkadza? Orientacja seksualna... Miłość jest w każdym zakamarku ciała, w każdy, nerwie. Jeśli jest.

*

Nie znoszę [Roma] wmawiania ludziom, że orientacja seksualna to prywatna sprawa. Nieprawda, to nie tylko prywatna sprawa, to jest również sprawa społeczna związana z tożsamością jednostki w społeczeństwie. (...) ważne jest, aby można było żyć w zgodzie ze swą tożsamością, żyć otwarcie, nie bać się — dopiero takie życie jest normalnie.

*

Uważam [Agnieszka] po prostu, że osoby publiczne wręcz powinny się ujawniać. Żeby uświadomić ludziom, że dokonania, osiągnięcia człowieka nie są uwarunkowane orientacją seksualną i nie mogą być przez jej pryzmat dyskwalifikowane. To dla otoczenia egzamin z człowieczeństwa — jeśli szanowali cię wczoraj, to czy szanują cię i dziś. Moim zdaniem to bardzo istotne.

*

Ujawnienie się to rękawica rzucona światu.[z listu Alicji do lekarzy onkologów]

*

Próbuje we mnie współistnieć kilka, czasem trudnych do pogodzenia tożsamości — po pierwsze jest kobietą, po drugie lesbijką, po trzecie chrześcijanką, po czwarte feministką. Może zresztą one wszystkie są równorzędne...

*

Stereotyp daje ludziom iluzoryczne przekonanie, że posiedli prawdę, prostą i jedyną. „Cudowną” pewność siebie, poczucie, że sami są kimś lepszym w jakiejś ludzkiej hierarchii. Zyskują poczucie bezpieczeństwa wobec chaosu świata. Ja [Dagmara] rozumiem taką potrzebę. Co nie znaczy, że akceptuję stereotypy czy posługiwanie się nimi w celu osiągnięcia dobrego samopoczucia.
     Pracowałam niedawno, jako terapeutka, z trzydziestokilkuletnią kobietą, która zakochała się w innej kobiecie, będąc po rozstaniu z mężem. Miała piętnastoletnią córkę. Cała sytuacja, i tak trudna, była jeszcze trudniejsza przez to, że ta dziewczynka miała w głowie same kalki na temat homoseksualizmu: „To jest chore”, „To nienormalne”. Nie dlatego, że matka jej wcześniej wpoiła taki światopogląd. Tak myślało jej otoczenie — koledzy, koleżanki, może dziadkowie. Nikomu nie mogła powiedzieć o sytuacji w rodzinie, o tym co przeżywa, bo naraziłaby się na odrzucenie i inne kłopoty. Dla czternasto-, piętnastolatków wiedza o tym, co świat akceptuje, a czego nie, jest bardzo ważna.

Anna Laszuk, Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!
Fundacja LORGA, Płock 2006.
[wyróżnienia własne]

(598+1). Tańcząc wspólne życie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
Jak Ci dzisiaj ze mną, taką pogwizdaną?

Sadownik:
Staram się dzisiaj nie usiąść, żeby nie myśleć.

Jabłoń:
(uścisnęła z miłością Sadowniczą dłoń,
bo nie wszystko można wyrazić słowami
)

598. Psychosomatyka w praktyce

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Raz w miesiącu. Biorę swój kręgosłup i idziemy sobie we dwójkę do serwisu na przegląd techniczny. On idzie, by mieć się lepiej. Ja idę mając świadomość, że masaż to również głęboka praca z ciałem. Praca, która będzie się we mnie „dziać” jeszcze wiele godzin, często dni, po tym, jak zejdę ze stołu.

Zawsze rozmawiamy z Osti — święta rozmowa terapeuty jednej szkoły z terapeutą innego nurtu — zanim on zabierze się do pracy nad przestrzeniami międzykręgowymi, przyczepami mięśni i wszystkim tym, co rozpoznaję po specyficznym napięciu, czy bólu. Określamy punkt wyjścia dla pracy, która przed nami.

Rozmawiamy. Co u mnie? Powiedziałam o Orzeszku i o tym, że zakochałam się jak nigdy wcześniej w życiu. Na nowo, bardziej, mocniej, magiczniej. Wiem, że mogłabym nie mówić. Osti i tak znajdzie w mym ciele orzeszkowe okruchy i zakochanie, które niesie mnie od wielu dni. Każda nasza rozmowa jest znacząca, bo wielopoziomowa. Każde słowo odnosi się do wszystkich aspektów życia — poziomu fizycznego, emocjonalnego, intelektualnego i duchowego — i celu, jakim jest zrównoważony rozwój na każdym z nich.

Ja to powiem, a ty zrobisz z tym, co zechcesz. Dobrze? Tak. Popatrz na to wielopokoleniowo. Weź pod uwagę całą linię kobiet, która stanowi Twój początek. Co musiało się wydarzyć, że tak bardzo zakochana kobieta jak ty, nie chce mieć dziecka z ukochanym mężczyzną. Co ją zatrzymuje? Czego broni? O jakie wartości jej chodzi?

*

Czym jest to, czego bronię?
Zadziwiła mnie odpowiedź, która pojawia się natychmiast.
Podmiotowość!
Patrzę do tyłu na kobiety, które są przede mną. Mamę, Mamę mojej Mamy. Ich historie. Wszystkie kochane przez swoich mężczyzn, jestem tego pewna, ale z mojej subiektywnej perspektywy — kobiety uprzedmiotowione.

*

Wracałam do domu. Poczułam z całą pewnością swojego istnienia, że moja podmiotowość nie podlega już żadnej dyskusji, jest nieodbieralna, bez względu na żadną hipotetyczną zmianę. Zadziwiło mnie, że przegapiłam moment, w którym to stało się faktem. Uświadomiona niezbywalna podmiotowość dała mi poczucie pewności, bezpieczeństwa, wdzięczności za moje życie i ludzi, którzy w nim są. Zadzwoniłam do Jedynego Mężczyzny Mojego Życia, by powiedzieć mu, że jego „tak” będzie moim „tak”, jego „nie” będzie moim „nie”. Przeszłam próg, jakby powiedzieli POP-owcy. Stanęłam po drugiej stronie. Stronie zajętej przez Syrriusza, Mamę Pietruszki i Zosi, Żyrafkę, nieżyjącą już siatkarkę. I? Poczułam w sobie tę Wielką Siłę. Oddałam siebie. A potem zeszłam niżej, gdzie nie ma już dychotomicznego podziału na dzieciatych i bezdzietnych — do miejsca, w którym można oddać siebie nie tracąc podmiotowości.

Kompletnie bez znaczenia jest to, co będzie dalej. To doświadczenie, samo w sobie, mnie przemieniło. Przemieniło też naszą Sadowniczo-Drzewkową miłość w jeszcze większą Siłę, która ma moc, by tworzyć lub zmieniać rzeczywistość, zamiast poddawać się tej zastanej, zdefiniowanej przez innych.

I niech mnie! Życie jest jeszcze piękniejsze!

czwartek, listopada 08, 2012

597. Miniprasówka

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Urzekły mnie wczoraj słowa. Wypowiedziane. Przeczytane. Postanowiłam ich nie zgubić.

Cały dzień nucę...

Frank Sinatra, The Best Is Yet To Come.

596. Wiecznie głupia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(w miłosnym, wieczornym uścisku, z delfinami pod pachami)
Jabłoń:
Wiesz, mam to od kilku dni. Dzień w dzień łapie mnie taka chwila,
że uświadamiam sobie, że znów, na nowo, się w Tobie zakochuję…
mocniej i mocniej…

Sadownik:
A co cię konkretnie przyciąga?

Jabłoń:
Jakie przyciąga? Ja się przed tym bronię!
(po chwili)
Wygląda na to, że nie uczę się na własnych błędach…

Sadownik:
(ścisnął gadające głupoty Drzewko tak,
że aż delfiny straciły dech
)

środa, listopada 07, 2012

595. Dlaczego nie wygraliśmy wczoraj w totka

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń nie wygrała w totka, bo... jako przedstawicielka starego, dobrego politechnicznego wykształcenia uważa, że daje ono bardzo dobre podstawy, by nie grać. Metody probabilistyczne zaliczyła, więc wie. Mądrala jedna. Nie gra, to i nie wygrywa.

Sadownik nie wygrał w totka, bo... jako przedstawiciel starego, dobrego politechnicznego wykształcenia, pomimo zaliczonych wielu przedmiotów, gra, gdy w rachubę wchodzą kumulacje, co Jabłoń za każdym razem niezmiennie wprawia w zadziwienie. Nie przeszkadza jej to jednak kibicować Mężowi i dawać się wkręcać w zabawę, co zrobią, gdy wygrają. Gdy więc wczoraj rano usłyszała, że tak wysokiej kumulacji nie było w historii totka, zadzwoniła do Sadownika:

Jabłoń:
Wiesz, że dzisiaj jest historyczna kumulacja?

Sadownik:
Tak, już zagrałem. A ty... Sukę w garść i do kościoła pędzicie.
Jak Bóg zobaczy dwie takie poganki modlące się za moją wygraną,
to uzna, że warto mi pomóc.

Sadownik nie wygrał w totka, bo... nigdzie nie poszłyśmy.

wtorek, listopada 06, 2012

(589+5). Amen i Enter

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Rozmowa z Gepardzicą. „Zatańczyłyśmy” naszą relację. Uściśliłyśmy, o co kruszę kopię.
O to:

Nie doświadczyłam bezgranicznej miłości w relacji z własnym dzieckiem.
Nie doświadczę głębokiego sensu życia w relacji z noworodkiem.
Nie doświadczyłam dumy z moich bliźniaków.
Nie doświadczę strachu o życie swojej córeczki.
Nie doświadczyłam poczucia piękna świata na widok mojego synka.
Nie doświadczę niemocy w relacji ze swoim dorosłym dzieckiem.
Ale...

Tak, doświadczam bezgranicznej miłości.
Tak, doświadczam głębokiego sensu życia.
Tak, doświadczam dumy.
Tak, doświadczam strachu o inne niż swoje życie.
Tak, doświadczam poczucia piękna świata.
Tak, doświadczam niemocy.
Amen.

(589+4).

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Para w miłosnym uścisku? Dziewięć delfinów? Ważne jest tylko to, by otworzyć się na możliwość zobaczenia czegoś, czego się wcześniej nie widziało. Ważne, by w końcu zobaczyć...

*

Ukochany Student w niedzielny wieczór Bliźniaczej Liczbie i mi robił powtórkę z wykładu*, na którym był.

Sandro Del-Prete.

____________________
* zachwyt na wieczór. (Szkoda tylko, że nie podają nazwisk twórców).

(589+3). Nie ma złych kroków

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zatańcz ze mną. Spróbuj moich kroków. Pokaż mi swoje. Odkryjmy nasz wspólny, niepowtarzalny rytm, w którym dostrzeżemy swoje człowieczeństwo, dobroć, mądrość i zachwyt, że Ty i ja, dwa światy, przez ten krótki moment w życiu Ziemi. Dla mnie, osobiście, to cud.

*

Mam szczęście tańczyć z wieloma niesamowitymi Ludźmi. To mój przywilej!

(589+2). Trzy poziomy tej samej historii

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Osobiście. Wybrałam. Zadecydowałam. Nie muszę się nikomu tłumaczyć. Już to wiem. Nie muszę przepraszać, czuć się gorsza. Nie muszę niczego udowadniać. Jestem wartościowym i potrzebnym światu człowiekiem.

*

(…) nie mając dzieci tracisz bezpowrotnie jakiś fragment rzeczywistości, w tym pewną gamę uczuć.

Społecznie. Gdy w radio, czasopiśmie, gazecie zdarza mi się napotkać na propagowanie takich tez, wyłączam, zamykam, porzucam. Generalizacje są zawsze krzywdzące. Robi mi się smutno, że słowa te mogą niejednej kobiecie uprzykrzyć piękny okres jej życia.

*

IMO tak jest.

Relacyjnie. Przestaję istnieć. Staję się nadgryzionym człowiekiem, pozbawionym jakiegoś hipotetycznego fragmentu. Przestaję brzmieć bez gamy. Choć wciąż jestem i na relacji z Tobą mi zależy, nie przesuwasz się z centrum swego świata na jego krawędź, by spotkać mnie na krawędzi mego świata. Nie mówisz do mnie, lecz do swojego wyobrażenia mojej osoby. Do wyobrażonego człowieka, który nie istnieje. Nie spotykamy się. Nawet słowami. To jest dla mnie bardzo przykre. Ty — jeden wyraz, dwie litery, pod nimi wielu ludzi, których napotkałam w swoim życiu, ale z którymi nie udało mi się spotkać.

***

Czytam właśnie wspomnienia z końca wojny mieszkańców małego miasteczka. Jeden pisze o dojmującym braku żywności i nieprawdopodobnie wysokich cenach. Drugi analizuje audycje radiowe BBC i ubolewa, że Wielka Trójka nie potrafi uzgodnić nic pewnego. Trzeci notuje dane pogodowe; dowiadujemy się od niego, że 4 maja 1945 roku spadł śnieg, a już 9 maja temperatura dochodziła do 36 stopni. Czwarty — że spodobała mu się pewna kobieta. Piąty zapisuje modlitwę do Boga o przetrwanie tych pełnych chaosu czasów. Szósty przenosi na papier katastroficzny sen.
     I to jest właśnie rzeczywistość. Wielokrotna, nieskończona, uzgadnialna i wspólna jedynie do pewnego stopnia. Psychologowie potrafili ująć to krótko: rzeczywistość jest tylko psychiczna. To całość ludzkiego doświadczenia, wszystko, co pojawia się w ludzkiej psychice, bez względu na to, jak obce może się wydać innych i jak bardzo „nierealne”.

Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012

niedziela, listopada 04, 2012

590. Heterotopianką jestem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uprzedzenia. Są. Jesteśmy ich mało świadomi. Traktujemy je jako prawdę jedyną, regułę reguł, oczywisty porządek świata. Uwielbiam rozstawać się ze swoimi. Światy wtedy całe się przede mną otwierają. Nieznane lądy idei, myśli i ciekawych konstrukcji.

Olga Tokarczuk. Byłam święcie przekonana, że to kobiecy Proust polskiej literatury. Prousta przeczytałam w młodości. Na drugiego nie miałam ochoty. Nie zbliżałam się w związku z tym do literek pani Tokarczuk. I błąd! Wielki błąd!

Zaintrygowana komentarzem SuperPo30stki nabyłam i niech mnie diabli! Dobre! Bardzo dobre! Znakomite! Mogłabym przepisać pół książki. Co drugą stronę wetknięty jest papierowy paproszek informujący, że właśnie tam jest coś, co chwyciło mnie za serce. Wybór był trudny, ale Heniutka mówi, że te, które poniżej, są najlepsze. Zamówiłam na Gwiazdkę inne książki Olgi Tokarczuk. Myliłam się okrutnie. Pani Olgo, jak bez Pani można żyć?

***

Heterotopianie zupełnie inaczej rozumieją też słowo „rodzina”. U nich rodzinę może tworzyć na przykład jedna starsza kobieta i jej dwanaście kotów. Albo trzy przyjaciółki plus partner jednej z nich, bo wszyscy pasjonują się makrobiotyką. Albo dwie homoseksualne pary mieszkające w secesyjnej wilii, o którą trzeba dbać. W tym ostatnim przypadku także willa jest członkiem rodziny. (…) Heterotopianie nie muszą więc zgadzać się na uśrednione, ciągle uzgadniane dobro, które dla wielu jest wątpliwe.

*

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, co mówiła Jane Goodall. Obserwowała kiedyś kąpiące się pod małym leśnym wodospadem szympansy. Widziała, jak się bawią, pływają, komunikują. Ale też jak siedzą i przyglądają się strumieniowi płynącej wody, jak obserwują spadające krople, jak w milczeniu i bez ruchu przesuwają wzrokiem po falach.
     Goodall z niezwykłym wzruszeniem opowiadała o przeczuciu, które jej wtedy towarzyszyło. Miała bowiem wrażenie, że w tych wpatrzonych w nurt zwierzętach dzieje się coś ważnego i głębokiego. Że uczestniczą w doświadczeniu zmiany, a więc i upływu czasu. Oczywiście — choć słowa „kontemplować”, „myśleć”, „zastanawiać się” nasuwają się tutaj same i trzeba bardzo lawirować, żeby ich uniknąć — muszę być czujna i stosować się do pamiętnego zalecenia Lloyda Morgana o pierwszeństwie najprostszych mechanizmów w interpretacji zachować zwierząt. Jane Goodall jednak nie przejmowała się wskazaniami tego Okhama etologii i jasno wyraziła swoje przypuszczenie — obserwując szympansy, widziała, że był w ich zachowaniu jakiś rodzaj zadumy nad ruchem, że i one mają zdolność do refleksji, do bycia-w-czasie w jakiś głębszy sposób. Że być może one też doświadczają czegoś na kształt naszego przeżycia religijnego.

     (…)
     I wreszcie Jane Goodall — wąziutka ścieżka zarezerwowana dla tych, którzy mają wrażliwość, zmysły, rozum i uczciwość, żeby przeniknąć uprzedzenia i iluzje. Spojrzeć przez te dziwne maski i ujrzeć pod nimi inne, niepojęte i bliskie nam istoty, jakimi są zwierzęta.

*

Pewien obcokrajowiec, który właśnie z zaparciem uczy się języka polskiego, pogratulował mi atencji, z jaką obdarzamy w naszym kraju zwierzęta, zwłaszcza psy. Nie zrozumiałam go.
     Wytłumaczył mi więc starannie, że przy polskich drogach stoją specjalne znaki drogowe z napisem „Piesi” i że niczego takiego nie widział dotąd nigdzie na świecie. Swoją drogą, nigdzie tyle psów nie biega wolno i bez opieki. To piękne i humanitarne ostrzegać kierowców, by uważali na psy; wiadomo, ile biednych zwierząt wpada pod koła samochodów każdego dnia. Do tej pory wydawało mu się, że jesteśmy nieczuli na prawa zwierząt, a wobec zwierząt domowych — wręcz nieodpowiedzialni. Jako przykład wskazuje mi los podwórkowych kotów, które obserwuje codziennie ze swojego akademika, albo psy na łańcuchu na polskiej wsi, co w jego kraju traktowanie jest jak przestępstwo. Dlatego bardzo docenia ten drobny przełom w naszej mentalności — znaki ostrzegawcze.
     Z żalem muszę mu wyjaśnić to nieporozumienie.
     — Jak to? — oburza się. — Przecież jest ptak-ptaki, plik-pliki, prawda?

Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012.

sobota, listopada 03, 2012

(579+10). Komentarzowy protest

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(…) pewien rodzaj konkretnych odczuć i emocji związanych z posiadaniem dzieci, które różnią się jakościowo od pozostałych.
// Syrriusz

Spędziłam nad tym zdaniem dużo, dużo czasu, zanim uporałam się ze społeczeństwem, co lepiej wie. Dużo, dużo czasu zanim odkryłam w sobie część, która skonfliktowana z resztą mnie gotowa była poprzeć tę tezę, byle tylko należeć do większości. Dużo, dużo czasu zanim postanowiłam świadczyć, że bezdzietność nie musi unieszczęśliwiać. Dużo, dużo czasu zanim założyłam bloga.

Muszę przyznać, że wielu, zbyt wielu ludzi wyraża takie wyssane z palca opinie. Im więcej, tym bardziej — w ramach zasady społecznego dowodu słuszności — gotów człowiek jest w ten wynalazek myślowy uwierzyć, być może po to, by zwolnić się z myślenia i podejmowania własnych decyzji. Dziś jednak jestem w innym miejscu w swym życiu. I krzyczę: to bujda na resorach!

Jakie konkretne uczucia? Na jakiej podstawie ludziska wpadają na pomysł „jakościowej różnicy od pozostałych”? Jakim prawem pozwalają sobie powiedzieć, że są uczucia, które są niedostępne dla bezdzietnych? To, że oni nie doświadczyli tych uczuć bez dzieci, jest dowodem tylko na to, że w ich życiu jest to zasadniczo coś innego od tego, czego doświadczyli wcześniej, ale żeby od razu generalizować? Nie zgadzam się na to.

To tak, jakby powiedzieć, że osobom homoseksualnym niedostępny jest pewien rodzaj konkretnych uczuć i emocji, które związane są z posiadaniem partnera odmiennej płci. Czy ktoś w to jeszcze na tym świecie wierzy?

Nie zgadzam się na tę generalizację również ze względu na Bezdzietnych, co jeszcze do miejsca sprzeciwu wobec selektywnej uczuciowości w sobie nie dotarli, co boją się, że bez dzieci, coś ważnego w życiu ich ominie. Ominie, to prawda, ale tylko wtedy, jeśli pragnęli dzieci.

Pytanie jest jedno i niezmienne: czego pragniesz? A odpowiedź na nie wymaga, tylko i aż, odwagi. Żaden społeczny dowód słuszności nie zwalnia z poszukiwania własnych odpowiedzi.

588. Bez pocałunku i bez księcia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(W drzwiach Przytuliska,
gdy Stado szykowało się na spacer
)
Jabłoń:
(na widok Sadownika ze skręconą, odsłoniętą szyją)
Pocałować?

Sadownik:
W żadnym razie! Jeszcze mnie w księcia przemieni.

(583+4). Sponsorzy mojego szczęścia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sponsorzy Środy
Las. Szybki marsz w towarzystwie grzecznej Heniutki wprawił krwioobieg w ożywczy taniec. Campanulka. Pozycja numer jeden z działu S.O.S. uruchomiona kilkanaście razy sprawiała, że łzy zmieniały swe zabarwienie emocjonalne. Akuszer. Strukturę tego, co się dzieje odsłonił. SuperPo30stka. Płakałam ze śmiechu czytając wiele fragmentów Momentu Niedźwiedzia. Ulgę niebywałą poczułam, że nie jestem sama w swych absolutnie porąbanych, nie do przyjęcia poglądach. Leśka. Zadzwoniła.

Sponsorzy Czwartku i Piątku
Kuchnia. Z niebywałą, ogromną przyjemnością, w asyście Kudłatej gotowałyśmy i piekłyśmy szykując się na wyjazd do Chatki. Altówki. Spacer. Trening. Wspólne jedzenie. Sens w prostocie chwil odkrywany. Namacalny spokój dobrze przeżywanego życia. Spacer. Trening. Zwierzyna Altówkowa. Musiałam pachnieć resztkami nieszczęścia. Wylewność zwierzyny przeszła wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia w relacji z każdym z Nich. Sadownik. Nieprzerwanie ze mną będący całe dwa dni. Pewna Firma. Zapomniała o umowie. Bystry Kurier. Zostawił trzy wielkie paczki u sąsiadów. Sąsiad. Poinformował nas, że przesyłka z Pewnej Firmy jest u niego. Łóżko. Od jego montażu jesteśmy starsi o 15 centymetrów. Czasy, gdy spaliśmy na ziemi poszły do lamusa. LOT. Bliźniaczą Liczbę wypluł z terminala przylotów dużo przed czasem.

Bo moje szczęście... usłane jest Ludźmi i Sierścią.

A dziś, jeszcze dobrze się dzień nie zaczął a zadzwoniła Bebe, by upewnić się, czy nie potrzebujemy pomocy.

Cóż można wobec tego wszystkiego. Tylko jedno. Dziękować, dziękować, dziękować! Dziękuję.