niedziela, grudnia 23, 2012

633. Mleczna Droga Świąt

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Między wieloma Gwiazdkami. Chleb krytyką smarowany co dnia. Może miała hartować. Mobilizować, by starać się nie ustawać, być lepszym i coraz lepszym. By umieć. Radzić sobie. Stać się kimś. Uodpornić organizm na porażki. A gdy te przyjdą zmienić. Poprawić. Ulepszyć. Osiągnąć. Spełnić oczekiwania. Maksymalizować. Niedościgniony ideał gonić. Kto wie, może wtedy?

*

Na chwilę przed moją 40. Gwiazdką w życiu, w przerwie przed ostatnimi zajęciami w tym roku kalendarzowym na kawie byłam. Przez okno od samej ziemi do samego nieba na opustoszałe ulice stolicy patrzyłam. W fotelu ja między świąteczną ziemią a niebem bez obsesyjno-kompulsywnej potrzeby naprawiania świata. Zatrzymałam się, by po prostu cieszyć się świątecznie życiem. To będzie najlepsza Gwiazdka w moim życiu...

Carol of the Bells.

632. X Miss

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Pracuję jeszcze. Ostatnie dwa dni w tym roku.

W Bibliotece mojej pierwszej pracy można spotkać taką niebywałą Piękność. W rankingu choinek ma u mnie niekwestionowane miejsce pierwsze.

Mam ogromną przyjemność przedstawić Państwu:

Miss Świata 2012
Miss Universe 2012
Miss Galaktyki 2012

fot. Bartek Skrzypiec

piątek, grudnia 21, 2012

631. Pastereczki wychodne

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(w korytarzu Przytuliska stopy w buty próbują trafić,
Heniutkę rozpiera szczęście perspektywą spaceru karmione
)

Sadownik:
(do Heni)
Żeby sprawa była jasna, Sierściu,
twoja Pańcia wcale z tobą nie idzie.

Jabłoń:
Tak, Heniu, teraz Pan jest twoim Pasterzem.

(wyszli; Henia z Panem na spacer,
Jabłoń na pogaduchy przy kawie
)

*

(po kilku godzinach, gdy Jabłoń w wersji Pastereczka 1.0 wróciła do domu)

Jabłoń:
(do Sadownika słodkim, wypoczętym głosem)
Wiesz, uwielbiam wracać do domu z pogaduch,
taka stęskniona Ciebie.

Sadownik:
I dobrze, że tęskniłaś. Źle by było, gdybyś na tej kawie
nic nie robiła, tylko odpoczywała.

czwartek, grudnia 20, 2012

630. Dzień przed końcem świata

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Patrzyła na mnie raz. Powiedziałam jej nie. Po kilku miesiącach znów stanęła przed moimi oczami. Trafiła na mój smutny czas. Odwróciłam się do niej plecami. Potem było trzecie, czwarte spotkanie. Za każdym razem odchodziłam mając pewność, że kiedyś powiem tak, ale na ów moment — ze strachu, że się rozsypię na drobne kawałki — mówiłam nie. Na początku grudnia, gdy była u nas Bliźniacza Liczba, po raz piąty mignęła mi przed oczami. Była uparta wystarczająco. Poddałam się. Może przyszedł już czas na tak. W poczet pakietu świątecznego ją wciągnęłam. Dwa dni temu dotarło do mnie, że mało świąteczna jest. Wyjęłam ze stosiku. Przeczytałam. Wstrząsnęła mną, tak jak planowała. Pierwsza z Trylogii pozostawiła pytania, na które nie można znaleźć odpowiedzi. Dziś ważne dla mnie są nie tylko literki, ale Twarze Bohaterów reportaży — Ocalonych, dla których koniec wielu światów miał już miejsce, nie muszą czekać do jutra.

Kroję chleb... po tej książce wyostrza się zmysł bogactwa i wylicza:
jestem...
Sadownik jest...
Henia jest...
To będą niezwykłe święta, bo będą. Tak po prostu będą.

***

[Sylvie Umubyeyi, lat 34*]
Nie, wojna nie odebrała mi spokoju ducha. Mam niesłychane szczęście, bowiem są ludzie, którzy zrobili wszystko, co mogli, by uniknąć maczet, a jednak zostali zabici. Ja jeszcze żyję. Skoro mam tę szansę, chcę, by przyjemność rodziła się w spokojnym rytmie, który mi odpowiada, ani za wolnym, ani zawrotnie szybkim. Patrzę, jak czas upływa, nie uganiam się za nim, jednak nie pozwalam mu przeciekać przez palce bez słowa.

[Claudine Kayitesi, lat 21*]
Hutu mówili też, że mamy za dużo krów; to nie była prawda. Moi rodzice nie hodowali krów. Nasi sąsiedzi nie mieli krów, a była to liczna rodzina i mieli wiele potrzeb. Krowy czekają na targu na klienta z pieniędzmi, który zechce je kupić. Prawda jest taka, że Hutu nie lubią krów. Gdy Tutsi ujrzy stado krów w zagajniku, widzi wielkie szczęście. Gdy Hutu zobaczy krowy, widzi tylko kopyta i szkody.

[Innocent Rwililiza, lat 38*]
(...) Myślałem: „Skoro masz umrzeć, musisz spróbować przeżyć choć dwa czy trzy dni dłużej”. Właśnie dlatego się rozłączyliśmy.
Lecz jest też inny powód naszego rozstania, trudniejszy do wyjaśnienia; muszę o tym powiedzieć. Tak. Kiedy w jakiejś rodzinie wszyscy mają umrzeć, kiedy nie możesz nic zrobić, żeby ocalić żonę czy ulżyć jej cierpieniom, tak samo jak ona, lepiej jest pójść i dać się zabić gdzie indziej. Powiem to trochę jaśniej. Jeśli nie umrzesz pierwszy, jeśli będziesz słyszał krzyki twojego ojca, matki, żony albo dziecka i nie będziesz mógł ruszyć ręką, żeby ich ocalić czy choćby sprawić, by mieli lżejszą śmierć, umrzesz sam, w poplątaniu uczuć, które łączyły was w dobrych czasach, ponieważ będziesz czuł się zbyt winny w sytuacji, która cię przerasta. W ostatniej chwili ogarnie cię straszne uczucie wstydu i przeważy nad miłością, wiernością i wszystkimi tego typu uczuciami. Na granicy istnienia odbiorą ci nawet wspomnienia dobrych chwil, które przecież życie ci dało. Oto dlaczego pomyślałem: może to lepiej, że zostaniemy ścięci z dala od swoich oczu.

*

Na całym świecie, czy jesteś biały, czy czarny, z Bieguna Północnego czy z dżungli, nie wywołujesz zaraźliwego uczucia zażenowania. Tu w Rwandzie, być Hutu czy Tutsi to cała historia. Na targu Hutu rozpoznaje ludzi Tutsi z odległości pięćdziesięciu metrów i vice versa, ale stwierdzenie, że istnieje różnica, jest tematem tabu, nawet między nami. Ludobójstwo zmieni życie wielu pokoleń Rwandyjczyków, a jednak wciąż nie wspomina się o nim w szkolnych podręcznikach. Nigdy nie czujemy się swobodnie, mówiąc o tych niuansach. Przynależność etniczna do pewnego stopnia przypomina AIDS, im mniej się o niej mówi, tym więcej czyni spustoszeń.

Jean Hatzfeld, Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

_________________________
* wiek Ocalonych w roku 1999. Autor fotografii: Raymond Depardon.
(wykorzystano fragmenty fotografii).

wtorek, grudnia 18, 2012

629. Hmmmmm na cześć Miłości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Hmmmmm. Napisała Wanilijka w komentarzu.
Trybiki maszyny myślącej ruszyły kontemplować. Hmmmmm.

Miłość. Znormalizowana. Matczyna/Ojcowska. Małżeńska. Partnerska. Do Ojczyzny. Skrywana. Własna. Nazwana. O tak! To najważniejsze. Etykieta daje poczucie kontroli. Określa granice. Definiuje normy. Pozwala poczuć się bezpieczniej. Hmmmmm.

Mówią: pieniądze leżą na ulicy. Od kilku dni kołacze mi się po głowie analogiczne stwierdzenie: miłość leży na ulicy. By ją podnieść, trzeba choć przez ułamek sekundy, ujrzeć w drugiej Osobie Człowieka, Potencjał, Marzenia i Serce. Stracimy kontrolę. Granice nowe będzie trzeba określić. Normy zdefiniować. Nie będzie ani trochę bezpieczniej, ale będziemy czuć, że żyjemy. Dlaczego tak rzadko sobie na to pozwalamy? Hmmmmm.

poniedziałek, grudnia 17, 2012

628. Niedzielne łupy

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W weekend byłam w Przytulisku gościem, ale za to łup późnym wieczorem przytargałam:

*

Gośćmi w Lesie byli wczoraj Sadownik z Heniutką. Ukochany Student sfotografował Zimę. Użebrałam, by pozwolił zachować Jej stan ducha od zapomnienia:

fot. Sadownik

sobota, grudnia 15, 2012

627. Wspaniałą, Wspaniałym, po prostu bądź!

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Asystowałam na Polityce Relacji. Przyniosłam do domu szczegół, detal, jedno zdanie — małą różnicę, która czyni wielką różnicę:

piątek, grudnia 14, 2012

626. Magia Życia, Magia Chwili

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uzgodniona rzeczywistość. Spotkaliśmy się pięć lat temu. W bardzo jasno określonych okolicznościach. Imię. Nazwisko. Sztywne role. Imię. Nazwisko. Jednoznacznie zdefiniowane oczekiwania. Oboje wywiązaliśmy się z umowy. Koniec!

Poziom snu. Gdy Coni The Wind przekraczał próg pomieszczenia, nie wchodził tylko człowiek. Wchodził nastrój. Atmosfera się zmieniała. Bił od Niego wieczny, prastary, dobry spokój. We mnie przyjemne, nieznane, jeśli chodzi o natężenie, uczucie. Życzliwości? Wiary w człowieka? Pewności, że znamy się od zawsze? Nie rozumiałam i nie miałam potrzeby rozumieć. Zachowałam w sobie to niebywałe doświadczenie. A może wiedzieliśmy o sobie wzajemnie coś, czego do dziś nie umiem i nie mam potrzeby wyrażać słowami? To było w drobnych gestach i w pauzach po wybrzmiałych kropkach na końcu zdań. Spotkaliśmy się na krótką chwilę.

Spotkaliśmy się wczoraj. Na kawie. Początek?

Coni The Wind. Spotkaliśmy się na krótką chwilę.


Coni The Wind

środa, grudnia 12, 2012

625. Fatal Error

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nek zadzwonił. Diagnozę postawił: ty masz tutaj error, wiesz? Wykład o frendach zrobił. Ma rację chłop. Jak zwykle.

     — Tak! Pewnie, że chcę! Ale posłuchaj: jak byś mnie jeszcze kiedyś szukał, masz szukać tam, gdzie jestem, w przeciwnym razie to nie ma sensu.
     — Tak, to oczywiste — odpowiedział Pettson. — Nie przyszło mi to do głowy.

Sven Nordqvist, Niezwykły Święty Mikołaj,
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2012.

Nek zadzwonił. Diagnozę... Wykład... Ma rację... Jak zwykle.
— Tak, to oczywiste — Jak cudnie, że jest! — przyszło mi do głowy.

wtorek, grudnia 11, 2012

(622+2). Sprzed Ery Wiedźmana

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(w niedzielę po 10 godzinach w lekko licząc –10° C
Stado w samochodzie wraca z zawodów treningowych OBI
)

Jabłoń:
Dziękuję Ci. To było dla mnie bardzo ważne.

Sadownik:
(cisza)

Jabłoń:
(po chwili)
Czemu nic nie mówisz?

Sadownik:
A co mam powiedzieć?

Jabłoń:
No wiesz, na przykład, że polecasz się na przyszłość...

Sadownik:
Najpierw muszę odmarznąć.

(622+1). Errata

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
Hexes?

Jabłoń:
Nooo!

Sadownik:
A ja?

Jabłoń:
To kim chcesz być?

Sadownik:
Wiedźmanem.

Jabłoń:
OK. Dwie Wiedźmy i Wiedźman! Super!

(621+1). Pies, nie UFO

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Odmarzamy wspominając. Miniony czwartek. Pierwszy nasz trening na hali. Latającego, bajkowego prosiaczka uchwycił Sadowniczy obiektyw:

Kto to słyszał, by w Mikołajki było –10° C!

*

Wspominamy odmarzając. Sobotni wieczorny trening z Falowcami. Niedzielne zawody treningowe zorganizowane przez Altówki. Heniutka mnie zadziwiła. Wyzerowała pewniaki. Zdobyła maksa w ćwiczeniu, którego się najbardziej bałam. Dziwnie dziwne... Poniżej najdłuższa minuta niedzieli, podczas której miałam czas pomyśleć: czyż nie jest pięknym, że mogę przejść samodzielnie dwadzieścia metrów? że mogę stać i liczyć oddechy? że mogę cieszyć się dniem, chwilą, bezruchem?

Do stycznia mamy sporo pracy, ale na cześć Falowców i Altówek, używając ich barw flagowych, mogę śmiało powiedzieć, że odeszły pierwsze „wody płodowe” drużyny Hexes (tłum. Wiedźmy Dwie):

piątek, grudnia 07, 2012

620. Rajd Świętego Mikołaja przy kawie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Biorąc pod uwagę polską polityczną poprawność przegapiłam już swoje pełne czterdzieści lat bycia człowiekiem. Szkoda. Dziś pomyślałam, że czterdzieści lat temu byłam sprawcą — Orzeszek, w wersji błogosławionej, zarzygiwała kończący się dla niej znany świat — z wdziękiem udawałam fasolkę niesioną falami wód płodowych.

Byłam już. Czy czułam, że każda chwila przybliża mnie do setek radykalnych zmian w moim życiu, które nie będą pytać, czy ich chcę? Czy miałam zaufanie do życia? Czy wiedziałam coś na temat siebie, ludzi, świata, sensu życia?

Jestem już. Tak długo i jednocześnie tak krótko. Znów jestem sprawcą — duże pytania dziś sobie zadaję. Kim jestem? Czy mam zaufanie do życia? Czy chcę odkryć na nowo siebie, ludzi i świat? Czy gotowa jestem porzucić stare, już nie tak dobre, definicje? Czy odnajdę siebie za każdym razem, gdy się zgubię?

***

Odebrałam w końcu świeżego Nordqvista. Nietypowy, bo zamiast dwudziestu ośmiu stron, ma ich aż 139. Uwielbiam grudzień i ten przedświąteczny czas, który dla mnie jest Wysokoświątecznym Czasem, bo wszystko jeszcze przed nami, nawet jeśli świeży Findus i Pettson już za mną.

     — Co robisz?
     — Pomagam ci — odpowiedział Findus. — Czego szukasz?

     — Ja wcale nie szukam — odrzekł Pettson. Nie chciał wyjaśniać dokładniej, więc wrócił do oglądania korytarza i rozmyślań.
     — A czego wcale nie szukasz? — nie dawał za wygraną Findus.
     — Niczego — odpowiedział Pettson.
     — Jest za kaloszami.

     — Co?
     — Nic — odrzekł Findus. — Nic leży za kaloszami.
     — To dobrze — odpowiedział Pettson nieco zdezorientowany. — Dobrze wiedzieć na wypadek, gdybym kiedyś nie musiał szukać niczego.

*

     — Pettson! Pomocy!
     — Co się stało?
     — Pomocy! — wołał Findus. — Schowałem się i nie mogę się znaleźć!
     Pettson uśmiechnął się, znał dobrze zabawę w chowanego. Wszedł na strych i zaczął szukać, cały czas mówiąc:
     — Ach, więc znów zapodziałeś gdzieś samego siebie i nie wiesz gdzie? Tutaj cię nie ma, tu też nie. Oj, chyba zgubiłeś się na dobre!

Sven Nordqvist, Niezwykły Święty Mikołaj,
Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2012.
(skreślenie własne)

czwartek, grudnia 06, 2012

619. Magiczny Grudzień

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nosiłam się z tym zamiarem od miesięcy. Zmiany, zmiany i zmiany, które szaleją w moim życiu od dwóch tygodni, sprawiły, że zamiar w czyn wczoraj przekułam. Poszłam. Dwie godziny trwał lot do Paryża i z powrotem. Fryzjer-Mężczyzna jest moim nowym życiowym odkryciem. Jak On się bawił! Po jego dłoniach i nożyczkach pozostały mi równiutko przycięte, zachwycające włosy i pewność, że nikt nigdy nie obciął mi ich tak pięknie. Za kwartał nie będzie mowy o parytecie. Pójdę do bardzo konkretnego Fryzjera.

*

Na skutek nawału zmian, obwołałam grudzień miesiącem książek dla dzieci. W majestacie prawa wyjęłam te ukochane. Większość z nich poznałam już jako niedziecko. Sycę oczy ilustracjami, karmię duszę słowami pełnymi zachwytu nad światem, pełnymi wiary w siły, które w nas dopiero pączkują. Potrzebuję tego niczym dziecko. Dziś, bez najmniejszych krępacji, tramwajem jechał ze mną Paddington.

Jakie książki dla dzieci wciąż kochacie?

poniedziałek, grudnia 03, 2012

niedziela, grudnia 02, 2012

617. O studiowaniu

// po-superwizyjna perełka:
     — co studiujesz?
     — psychologię zorientowaną na proces.

*

[wróć!]
     — co studiujesz?
     — uczę się widzieć zamiast wiedzieć.

piątek, listopada 30, 2012

(609+7=615+1). Przedświąteczny groch z kapustą

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Groch. Tego nauczył mnie ostatni tydzień:

*

Kapusta. Miałam odebrać zamówioną książkę. Poszłam. Świąteczny czas przeciwdziałania narodowemu, wtórnemu analfabetyzmowi już się zaczął. Odstałam swoje w kolejce odbioru zamówień, by dowiedzieć się, że książka tak, ale jeszcze jest w podróży. Polski pech? Wiedziałam, że tak będzie? Pańcię objechać? Tak cudnie by było w majestacie niezbywalnych praw, posiłkując się polskim absolutem słuszności, wykrzyczeć pani, że do czego to podobne, że w tym kraju wszyscy, zawsze, że ja wiem, co ona sobie myśli, że kierownika poproszę, że drzewiej lepiej bywało. Stop! Stop! To nie ma być naprędce sklecona ilustracja potwierdzająca szczególną rolę polskiego Narodu w cierpieniu galaktycznym. To historia o sensie chwili złapanym na gorącym uczynku. Gdy pani szukała w komputerze potwierdzenia, że książki dzisiaj w żadnym razie nie dostanę, zamilkły na chwilę sklepowe ryczące zwykle głośniki, a potem drgnęły nietypowo. Dotknął mnie prawdziwy, fantastycznie szorstki głos, niebywała wrażliwość w drganie strun głosowych zamieniona. Słowo po słowie, fraza po frazie, nuta po nucie... ledwo usłyszałam fachowe bardzo panią przepraszam. Ależ nie ma za co, czasem tak się zdarza, czy mogłaby mi pani powiedzieć, kto to śpiewa? Nie wiedziała, ale była na tyle miła, że znalazła kogoś, kto wiedział i przyniósł nową Mieszkankę Przytuliska, Klamrę zamykającą ostatni tydzień:

Imany, Slow Down.

Groch z kapustą. Pełnymi szklankami wody popijany! :)

czwartek, listopada 29, 2012

615. Filozofia szklanki

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

szklanka do połowy pełna?
szklanka do połowy pusta?
mawiają.
a Tollini dziś dodał:
do której części szklanki mówisz?

moja szklanka znów pełna! znów uśmiechnięta!
kilka wspaniałych Osób pomogło mi ją napełnić.

(612+2). Supernowa?

Jabłoń:
(rano)
Postaram się dziś wrócić do domu jak nowa.

Sadownik:
A jak nie jak nowa, to chociaż jak stara, ale ta uśmiechnięta.

(612+1). Słonie w składzie porcelany

czasami słowa są... zbyt.

środa, listopada 28, 2012

612. gdy boli

relacje. po co? kłócimy się. milczymy. unikamy. walczymy. robimy wszystko to w imię miłości, bo relacje są o miłości. uwierzysz, że tylko i wyłącznie o miłości?

piątek, listopada 23, 2012

(609+2). Zdiagnozowana

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
(na podziemnym parkingu sklepowym robi
semi-twórcze-jaskółki, literkę „x”
z ciała formuje i przechyla w różne strony
bawiąc się poczuciem swojego ciała
)

Sadownik:
(udaje, że mówi do jakiegoś obcego człowieka,
co niby właśnie zza słupa wyszedł
)
Proszę pana, to nie Down, to Doktor!

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem prawie przewracając i literkę, i jaskółkę)

*

Należy kronikarsko uzupełnić, że od wczoraj wieczorem Jabłoń ma na koncie pobitą szklankę, pobity ulubiony kubek i delikatne wjechanie bardzo miłej pani w dupsko jej Lanosika. Bawarce nic, a Lanosik ma błotnik do zrobienia z Drzewkowego i Sadowniczego OC.

Jabłoń POP filozoficznie patrzy na intensywny ciąg dziwnych „przydarzeń”: U la, la, jabłkowa siła upomina się o więcej świadomości! Kto by pomyślał, że Drzewko jeszcze rano było w swej świadomości przymglonej tylko kłębkiem bezkresnej bezsilności. Ciekawe. Naprawdę.

(609+1). Terapia śmiechem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
(wpadł na chwilę do domu,
je kanapkę i przypatruje się wnikliwie
)
Co się dzieje?

Jabłoń:
Jestem w dupie tożsamościowej.

Sadownik:
W jakiej dupie? Przecież się z tobą nie rozwodzę.

Jabłoń:
To nie jedyny powód, by być w dupie.

Sadownik:
(autorytarnie)
Jedyny!

Jabłoń:
(czy mogła się nie obśmiać?)



609. Na granicy tożsamości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nie mogę już być Tą, którą byłam jeszcze wczoraj, ale Nowa nie śpieszy się. Pozostaje jeszcze w ukryciu. Czy dam radę? Czy wiem, co robię? Od smutku, strachu i „wątpliwościów” łapię oddech tylko wtedy, gdy idziemy z Henią na spacer lub poćwiczyć.

Z zadziwieniem odkrywam coraz większe — dostępne dla nas — możliwości parku, do którego chodzimy od przeszło dwóch lat. On jest już Nowy. Teraz kolej na mnie.

(źródło rysunku)

środa, listopada 21, 2012

(607+1). One Dwie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zamilkłam. Trawię niczym wąż. Warsztat. Ćwiczenia. Gesty. Słowa. Emocje i uczucia, do których wcześniej nie mogłabym się przyznać lub o których nie miałam pojęcia.

Małą Dziewczynką pozostaję zadziwiona. Długa, chudziutka niczym tasiemka i tak niebywale radosna, pełna zapału i z ogromnym sercem. Przypomniało mi się, w ramach kontrastu, jak mając troszkę ponad dziesięć lat przechodziłam całe lato w długim rękawie, by ukryć chude ręce. Tymczasem moja Mała Dziewczynka nic sobie z tego nie robi od zawsze. Zachwyca mnie! A gdy wkładam bluzkę z za krótkimi według świata rękawami, wiem, że właśnie wtedy w lustrze zobaczę Ją.

Choć najnowszą płytę Gabriela mamy od ponad pół roku, dopiero wczoraj usłyszałam słowa jednej z piosenek na niej zawartych. Pominąwszy dwie kwestie a) dominującą heterooczywistość świata i b) oczywistość rodzaju miłości, słowa te są niczym dialog pomiędzy Małą Dziewczynką i mną, mną i Małą Dziewczynką — jakby nie widziały się od dekad. Nie wiadomo, które słowa należą do której:

I think I'm dumb, I know you're smart

I say this to you and it’s not a lark
love* me today

You know me, I like to dream a lot
Of what there is and what there's not
But mainly I dream of you a lot
The power of your heart

Peter Gabriel & Lou Reed, The Power of the Heart.

__________________
* w oryginale marry, na moje potrzeby zmienione.

niedziela, listopada 18, 2012

(604+3). Odnaleziona Zagubiona

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Odnalazła mnie dzisiaj moja wewnętrzna, mała Dziewczynka, która potrafi marzyć jak mało kto. Zapytała:
     — Jakie marzenie porzuciłaś?
     A gdy jej odpowiedziałam, dodała:
     — Tak, zróbmy to! Zróbmy to teraz!

*

Zostawiła spontanicznie ślad w moim zeszycie. Zostawiła siebie. Bym nie zapomniała. O Niej. O moim Marzeniu.

606. Otrzymane

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik wpadł na to na fejsie.
Nie może się zgubić. Przysłał.
Szkoda tylko, że nie wiem, kto jest Autor(ką/em)...

(jeśli znasz Autor(a/kę) rysunku, daj znać)

sobota, listopada 17, 2012

(604+1). Głęboko Wielodzietna

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Czym jest Rodzicielstwo? Dawn Menken zamyka bezkres tego doświadczenia w dwóch otwartych słowach:

Zapadły głęboko we mnie. Rodzicielstwo jako niekończąca się nauka doświadczania i nadawania znaczenia. Czyż nie o tej magii mówią biologiczni rodzice? Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że słowa zawężają, definiują, określają, pozwalają nam się komunikować, ale też marginalizują wszystko, co nie pokrywa się z ich słownikowym znaczeniem, i często mają niebywałą moc ranienia. Tymczasem, Dawn z nieopisaną łatwością nadaje słowom dużo szersze, prawdziwsze znaczenie. Uczy otwierać słowa. Uczy jak nie zamykać się w oczywistościach.

Jestem Rodzicem Świata!
A jeśli uznać, że człowiek jest całym światem, to
jestem Rodzicem wielu, wielu Światów. (cdn.)

Dawn, Dziękuję, Dziękuję, Dziękuję, Dawn, Dawn, Dawn!

piątek, listopada 16, 2012

(604=573+31). Nie-Brzask świadomości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

To nie był brzask czy blady poranek w listopadowy dzień. To był pierwszy z trzech pełnych dni z Dawn Menken. Powiedziała dziś wiele rzeczy, za którymi, nic o tym nie wiedząc, tęskniłam przez całe swoje życie. Nazwała wiele rzeczy, które pragnęły w mym życiu postawić mocno stopy istnienia i dookreślenia. Moje uczucia wobec Świata przestały być dla mnie mrzonką, wymysłem mej wyobraźni, rojeniem i fikcją. Moje wewnętrzne dziecko znów zadaje mi ważne pytania: po co jestem na świecie? gdzie mieszkają moje pragnienia? jak wygląda spełnienie? jak pachnie miłość? co porusza moje serce?

*

Mając zgodę Dawn, postanowiłam zapamiętać na blogu, że mówiąc o sobie, wspomniała, że żyje w związku z kobietą i ma syna. Nie chodzi o fakt, ale o sposób w jaki to powiedziała. Tak mówi się o normalnych, oczywistych, akceptowanych społecznie rzeczach. Ożywiło się na krzesełku moje marzenie, bym dożyła takich czasów w Polsce, gdy sprawą polityczną nie będzie kształt, ale dobrostan rodzin.

*

Dawn. Dziś. Poprowadziła wspaniały warsztat dla rodziców. Zaszczytem było móc tam być.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję Światu za przywilej, jakim jest uczestnictwo w całym tym warsztacie. Dziś „Dziękuję” w moim wewnętrznym dialekcie brzmi „Dawn”. Och! Tak, tak!
Dawn, Dawn, Dawn!

wtorek, listopada 13, 2012

603. Podróżując z Mężem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Fotograf i Terapeutka. W jednym, mknącym samochodzie zamknięci. Od słowa do słowa. Od doświadczenia do doświadczenia. Odkryli, co łączy ich dwie profesje. Nieustająco rozwijana wrażliwość na piękno ukryte w człowieku. Piękno zmarszczek. Piękno złości. Piękno plam wątrobowych. Piękno smutku. Wydobywają. Transformują. Akuszerzy Piękna, które chce zaistnieć. Jechali i rozmawiali o pięknie ludzkiej istoty, o cudzie życia, oddechu, chwili...

*

Podróż na drugą stronę Wisły i z powrotem uczyniła nas świadomymi Poławiaczami Pereł.

poniedziałek, listopada 12, 2012

602. Spotkanie z kobietą

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Spotkałam kobietę. Siedziała. On patrzył w wyświetlacz aparatu i kręcił nosem. Ona. Gotowa go była przepraszać, że piękna nie dość, fotogeniczna nie dość, w ogóle cała jakaś taka nie dość. Siedziała, trochę jakby za karę. Przez całe swe życie nienawidziła, gdy robiono jej zdjęcia.

Spotkałam kobietę. Siedziała. On patrzył w wyświetlacz aparatu i kręcił nosem. Ona. Pewna siebie. Zadowolona. Z ufnością wodziła oczami za fotografem. Z zachwytem przyglądała się, jak zmaga się on z geometrią przestrzeni, swoich planów, pragnień, promieni i odbić. Bezczelnie myślała o tym, że swoją robotę już wykonała — opadła wraz ze swoim pięknem, mądrością i urokiem na krześle, a on niech się poci, jak to trójwymiarowe piękno na płaski papier przenieść.

Spotkałam kobietę. Tę samą. Dziś. Znów. Na skraju lustra.

*

A jaka jest Wasza droga do bycia Łabędziem?

niedziela, listopada 11, 2012

601. Kręgi na wodzie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uczyła mnie. Nie nauczyła mnie zbyt wiele. Jednak Jej lekcje były dla mnie jedynymi, na których podziwiałam zadbaną kobiecość w wersji klasycznej. Makijaż. Spódnice w odpowiedniej długości. Wszystko pod milimetr dopasowane. Półcienie. Faktura tkanin. Nic nigdy nie odstawało. Wszystko w każdej sekundzie perfekcyjne. Zużywałam lekcje, by patrzeć, podziwiać i nabierać pewności, że ja nigdy nie dam rady w ten sposób dłużej niż cztery dni pod rząd. Uwielbiałam na Nią patrzeć. Budziła we mnie tęsknoty o metrze pięćdziesiąt, klasycznej urodzie... Tak minęło mi całe liceum. Wydawało się wtedy, że jedyny ślad, który mi po Niej pozostanie, to bdb na świadectwie.

*

Gdy byłam na pierwszym roku swoich pierwszych studiów, w moim mieście, na peronie kolei o godzinie 17.00 zbierali się rodzice odprowadzający swoje dzieci na pociąg do akademików i stancji 3miasta. Była i Ona. Jej syn był ode mnie starszy o rok.

Siedziałam przy oknie. Zauważyłam Ją, gdy pociąg ruszał. Ona zauważyła mnie i... uśmiechnęła się uśmiechem, którego nie zapomnę do końca życia. Ten jeden prawdziwy uśmiech dał mi odwagę, by nie rzucić studiów, by spróbować wytrwać jeszcze miesiąc. Dał mi nadzieję na to, że będzie dobrze. Dał mi wiarę, że dam radę. Dałam radę!

*

Ta historia przypomniała mi się, gdy po raz drugi w tym tygodniu przeczytałam coś w stylu „Jabłoń powiedziała, napisała...”, choć powiedziałam lub napisałam to coś kilka tygodni temu. Zdałam sobie sprawę, że człowiek jest jak krąg na wodzie. Nigdy nie wiemy, który nasz gest, krok, słowo, ruch będzie tym, który da komuś nadzieję, wiarę, który przytrzyma na powierzchni wiarę w ludzi i lepsze dni. Właśnie dlatego nasze gesty, kroki, słowa, ruchy są często ważniejsze niż nam się wydaje. Jesteś kręgiem na wodzie, czy o tym wiesz, czy o tym pamiętasz?


fot. Krystian z Kalisza.

sobota, listopada 10, 2012

600. W Wigilę święta Wszystkich Polaków

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jedną z mądrych, wrażliwych kobiet, która została odebrana światu w październiku tego roku, była Anna Laszuk. Gościła w moim domu przez lata dzięki radiu TOK FM. Uwielbiałam, gdy przy pomocy logiki i właściwie zadawanych pytań rozbierała swoich gości do nagości ich poglądów, aż niemożliwym stawała się próba skrycia głupoty, ciemnoty i uprzedzeń pod okrągłymi słowami. Humanitarnie, pozostawiała ich w mentalnych skarpetkach, by mogli wyjść po cichutku — taka mała szansa na to, by móc przemyśleć i zrewidować swoje jedynie słuszne systemy przekonań. No i śmiała się pięknie.

Śmierć dociera do mnie jako fakt umieszczony na osi czasu, ale potem mija tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, zanim dotrze do mnie całkowicie ten nieodwołalny Brak. Tak jest również w przypadku Pani Anny. Po prostu mi jej brak.

Przypomniało mi się, że gdzieś jeszcze jest jej książka (nieprzeczytana od lat). Kilka dni temu otworzyłam kartony z książkami, wyjęłam tę małą namiastkę jej obecności w mym domu. Zadziwiło mnie, że ta książka czekała tyle lat na przeczytanie. Wstyd, Jabłonko! Wstyd!

Statystycznie rzecz ujmując jesteś białym katolikiem, heterykiem, masz dzieci, pracę i jesz schabowe. Społeczeństwo nie próbuje cię nawracać, zmieniać, naprawiać, leczyć. Jest dumne, stawia za wzór, albo w najgorszym razie nie czepia się i pozwala żyć. Statystycznie masz tylko jednego pecha, jesteś kobietą, więc w Polsce masz pod górkę, bo mężczyźni wiedzą lepiej, co dla ciebie jest najlepsze.

Szalona myśl mi do głowy dziś wpadła. Eksperyment. Kim byśmy byli jako społeczeństwo, gdyby każdy z nas mógł przyznać się, że ma, choćby najmniejszy, obszar życia, jakąś jego sferę, gdzie jako jednostka należy do mniejszości? Gdyby wstał i powiedział, w jaki sposób doświadcza bycia w grupie wykluczonych, marginalizowanych, zbywanych stwierdzeniem „zrób coś z tym”, ignorowanym frazą „to nieprawda”. Czyż nie jest ciekawym, co powiedziałby chłopiec z ONRu?

(...) Spotkałam [Ania] kiedyś w windzie sąsiadkę z mężem, trzymała w ręku ciasto. Zagaiła niewinnie: „A wie pani, to ciasto wieziemy dla zaprzyjaźnionego małżeństwa, takiego męskiego małżeństwa”. Pewnie chciała mnie ośmielić czy dać znać, że dla niej homoseksualna para nie jest dziwologiem.

*

     — 25 lat razem! Góry przy niej przenosiłam, na wszystko miałam energię — wspomina [Nina]. — Nie przeszkadzało mi, że mamy inne zawodowe zainteresowania. Byłyśmy po prostu blisko. Jeżeli taki związek jest możliwy między kobietą a mężczyzną, to wspaniale. Jeżeli między dwoma mężczyznami — wspaniale. Komu to przeszkadza? Orientacja seksualna... Miłość jest w każdym zakamarku ciała, w każdy, nerwie. Jeśli jest.

*

Nie znoszę [Roma] wmawiania ludziom, że orientacja seksualna to prywatna sprawa. Nieprawda, to nie tylko prywatna sprawa, to jest również sprawa społeczna związana z tożsamością jednostki w społeczeństwie. (...) ważne jest, aby można było żyć w zgodzie ze swą tożsamością, żyć otwarcie, nie bać się — dopiero takie życie jest normalnie.

*

Uważam [Agnieszka] po prostu, że osoby publiczne wręcz powinny się ujawniać. Żeby uświadomić ludziom, że dokonania, osiągnięcia człowieka nie są uwarunkowane orientacją seksualną i nie mogą być przez jej pryzmat dyskwalifikowane. To dla otoczenia egzamin z człowieczeństwa — jeśli szanowali cię wczoraj, to czy szanują cię i dziś. Moim zdaniem to bardzo istotne.

*

Ujawnienie się to rękawica rzucona światu.[z listu Alicji do lekarzy onkologów]

*

Próbuje we mnie współistnieć kilka, czasem trudnych do pogodzenia tożsamości — po pierwsze jest kobietą, po drugie lesbijką, po trzecie chrześcijanką, po czwarte feministką. Może zresztą one wszystkie są równorzędne...

*

Stereotyp daje ludziom iluzoryczne przekonanie, że posiedli prawdę, prostą i jedyną. „Cudowną” pewność siebie, poczucie, że sami są kimś lepszym w jakiejś ludzkiej hierarchii. Zyskują poczucie bezpieczeństwa wobec chaosu świata. Ja [Dagmara] rozumiem taką potrzebę. Co nie znaczy, że akceptuję stereotypy czy posługiwanie się nimi w celu osiągnięcia dobrego samopoczucia.
     Pracowałam niedawno, jako terapeutka, z trzydziestokilkuletnią kobietą, która zakochała się w innej kobiecie, będąc po rozstaniu z mężem. Miała piętnastoletnią córkę. Cała sytuacja, i tak trudna, była jeszcze trudniejsza przez to, że ta dziewczynka miała w głowie same kalki na temat homoseksualizmu: „To jest chore”, „To nienormalne”. Nie dlatego, że matka jej wcześniej wpoiła taki światopogląd. Tak myślało jej otoczenie — koledzy, koleżanki, może dziadkowie. Nikomu nie mogła powiedzieć o sytuacji w rodzinie, o tym co przeżywa, bo naraziłaby się na odrzucenie i inne kłopoty. Dla czternasto-, piętnastolatków wiedza o tym, co świat akceptuje, a czego nie, jest bardzo ważna.

Anna Laszuk, Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!
Fundacja LORGA, Płock 2006.
[wyróżnienia własne]

(598+1). Tańcząc wspólne życie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
Jak Ci dzisiaj ze mną, taką pogwizdaną?

Sadownik:
Staram się dzisiaj nie usiąść, żeby nie myśleć.

Jabłoń:
(uścisnęła z miłością Sadowniczą dłoń,
bo nie wszystko można wyrazić słowami
)

598. Psychosomatyka w praktyce

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Raz w miesiącu. Biorę swój kręgosłup i idziemy sobie we dwójkę do serwisu na przegląd techniczny. On idzie, by mieć się lepiej. Ja idę mając świadomość, że masaż to również głęboka praca z ciałem. Praca, która będzie się we mnie „dziać” jeszcze wiele godzin, często dni, po tym, jak zejdę ze stołu.

Zawsze rozmawiamy z Osti — święta rozmowa terapeuty jednej szkoły z terapeutą innego nurtu — zanim on zabierze się do pracy nad przestrzeniami międzykręgowymi, przyczepami mięśni i wszystkim tym, co rozpoznaję po specyficznym napięciu, czy bólu. Określamy punkt wyjścia dla pracy, która przed nami.

Rozmawiamy. Co u mnie? Powiedziałam o Orzeszku i o tym, że zakochałam się jak nigdy wcześniej w życiu. Na nowo, bardziej, mocniej, magiczniej. Wiem, że mogłabym nie mówić. Osti i tak znajdzie w mym ciele orzeszkowe okruchy i zakochanie, które niesie mnie od wielu dni. Każda nasza rozmowa jest znacząca, bo wielopoziomowa. Każde słowo odnosi się do wszystkich aspektów życia — poziomu fizycznego, emocjonalnego, intelektualnego i duchowego — i celu, jakim jest zrównoważony rozwój na każdym z nich.

Ja to powiem, a ty zrobisz z tym, co zechcesz. Dobrze? Tak. Popatrz na to wielopokoleniowo. Weź pod uwagę całą linię kobiet, która stanowi Twój początek. Co musiało się wydarzyć, że tak bardzo zakochana kobieta jak ty, nie chce mieć dziecka z ukochanym mężczyzną. Co ją zatrzymuje? Czego broni? O jakie wartości jej chodzi?

*

Czym jest to, czego bronię?
Zadziwiła mnie odpowiedź, która pojawia się natychmiast.
Podmiotowość!
Patrzę do tyłu na kobiety, które są przede mną. Mamę, Mamę mojej Mamy. Ich historie. Wszystkie kochane przez swoich mężczyzn, jestem tego pewna, ale z mojej subiektywnej perspektywy — kobiety uprzedmiotowione.

*

Wracałam do domu. Poczułam z całą pewnością swojego istnienia, że moja podmiotowość nie podlega już żadnej dyskusji, jest nieodbieralna, bez względu na żadną hipotetyczną zmianę. Zadziwiło mnie, że przegapiłam moment, w którym to stało się faktem. Uświadomiona niezbywalna podmiotowość dała mi poczucie pewności, bezpieczeństwa, wdzięczności za moje życie i ludzi, którzy w nim są. Zadzwoniłam do Jedynego Mężczyzny Mojego Życia, by powiedzieć mu, że jego „tak” będzie moim „tak”, jego „nie” będzie moim „nie”. Przeszłam próg, jakby powiedzieli POP-owcy. Stanęłam po drugiej stronie. Stronie zajętej przez Syrriusza, Mamę Pietruszki i Zosi, Żyrafkę, nieżyjącą już siatkarkę. I? Poczułam w sobie tę Wielką Siłę. Oddałam siebie. A potem zeszłam niżej, gdzie nie ma już dychotomicznego podziału na dzieciatych i bezdzietnych — do miejsca, w którym można oddać siebie nie tracąc podmiotowości.

Kompletnie bez znaczenia jest to, co będzie dalej. To doświadczenie, samo w sobie, mnie przemieniło. Przemieniło też naszą Sadowniczo-Drzewkową miłość w jeszcze większą Siłę, która ma moc, by tworzyć lub zmieniać rzeczywistość, zamiast poddawać się tej zastanej, zdefiniowanej przez innych.

I niech mnie! Życie jest jeszcze piękniejsze!

czwartek, listopada 08, 2012

597. Miniprasówka

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Urzekły mnie wczoraj słowa. Wypowiedziane. Przeczytane. Postanowiłam ich nie zgubić.

Cały dzień nucę...

Frank Sinatra, The Best Is Yet To Come.

596. Wiecznie głupia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(w miłosnym, wieczornym uścisku, z delfinami pod pachami)
Jabłoń:
Wiesz, mam to od kilku dni. Dzień w dzień łapie mnie taka chwila,
że uświadamiam sobie, że znów, na nowo, się w Tobie zakochuję…
mocniej i mocniej…

Sadownik:
A co cię konkretnie przyciąga?

Jabłoń:
Jakie przyciąga? Ja się przed tym bronię!
(po chwili)
Wygląda na to, że nie uczę się na własnych błędach…

Sadownik:
(ścisnął gadające głupoty Drzewko tak,
że aż delfiny straciły dech
)

środa, listopada 07, 2012

595. Dlaczego nie wygraliśmy wczoraj w totka

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń nie wygrała w totka, bo... jako przedstawicielka starego, dobrego politechnicznego wykształcenia uważa, że daje ono bardzo dobre podstawy, by nie grać. Metody probabilistyczne zaliczyła, więc wie. Mądrala jedna. Nie gra, to i nie wygrywa.

Sadownik nie wygrał w totka, bo... jako przedstawiciel starego, dobrego politechnicznego wykształcenia, pomimo zaliczonych wielu przedmiotów, gra, gdy w rachubę wchodzą kumulacje, co Jabłoń za każdym razem niezmiennie wprawia w zadziwienie. Nie przeszkadza jej to jednak kibicować Mężowi i dawać się wkręcać w zabawę, co zrobią, gdy wygrają. Gdy więc wczoraj rano usłyszała, że tak wysokiej kumulacji nie było w historii totka, zadzwoniła do Sadownika:

Jabłoń:
Wiesz, że dzisiaj jest historyczna kumulacja?

Sadownik:
Tak, już zagrałem. A ty... Sukę w garść i do kościoła pędzicie.
Jak Bóg zobaczy dwie takie poganki modlące się za moją wygraną,
to uzna, że warto mi pomóc.

Sadownik nie wygrał w totka, bo... nigdzie nie poszłyśmy.

wtorek, listopada 06, 2012

(589+5). Amen i Enter

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Rozmowa z Gepardzicą. „Zatańczyłyśmy” naszą relację. Uściśliłyśmy, o co kruszę kopię.
O to:

Nie doświadczyłam bezgranicznej miłości w relacji z własnym dzieckiem.
Nie doświadczę głębokiego sensu życia w relacji z noworodkiem.
Nie doświadczyłam dumy z moich bliźniaków.
Nie doświadczę strachu o życie swojej córeczki.
Nie doświadczyłam poczucia piękna świata na widok mojego synka.
Nie doświadczę niemocy w relacji ze swoim dorosłym dzieckiem.
Ale...

Tak, doświadczam bezgranicznej miłości.
Tak, doświadczam głębokiego sensu życia.
Tak, doświadczam dumy.
Tak, doświadczam strachu o inne niż swoje życie.
Tak, doświadczam poczucia piękna świata.
Tak, doświadczam niemocy.
Amen.

(589+4).

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Para w miłosnym uścisku? Dziewięć delfinów? Ważne jest tylko to, by otworzyć się na możliwość zobaczenia czegoś, czego się wcześniej nie widziało. Ważne, by w końcu zobaczyć...

*

Ukochany Student w niedzielny wieczór Bliźniaczej Liczbie i mi robił powtórkę z wykładu*, na którym był.

Sandro Del-Prete.

____________________
* zachwyt na wieczór. (Szkoda tylko, że nie podają nazwisk twórców).

(589+3). Nie ma złych kroków

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zatańcz ze mną. Spróbuj moich kroków. Pokaż mi swoje. Odkryjmy nasz wspólny, niepowtarzalny rytm, w którym dostrzeżemy swoje człowieczeństwo, dobroć, mądrość i zachwyt, że Ty i ja, dwa światy, przez ten krótki moment w życiu Ziemi. Dla mnie, osobiście, to cud.

*

Mam szczęście tańczyć z wieloma niesamowitymi Ludźmi. To mój przywilej!

(589+2). Trzy poziomy tej samej historii

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Osobiście. Wybrałam. Zadecydowałam. Nie muszę się nikomu tłumaczyć. Już to wiem. Nie muszę przepraszać, czuć się gorsza. Nie muszę niczego udowadniać. Jestem wartościowym i potrzebnym światu człowiekiem.

*

(…) nie mając dzieci tracisz bezpowrotnie jakiś fragment rzeczywistości, w tym pewną gamę uczuć.

Społecznie. Gdy w radio, czasopiśmie, gazecie zdarza mi się napotkać na propagowanie takich tez, wyłączam, zamykam, porzucam. Generalizacje są zawsze krzywdzące. Robi mi się smutno, że słowa te mogą niejednej kobiecie uprzykrzyć piękny okres jej życia.

*

IMO tak jest.

Relacyjnie. Przestaję istnieć. Staję się nadgryzionym człowiekiem, pozbawionym jakiegoś hipotetycznego fragmentu. Przestaję brzmieć bez gamy. Choć wciąż jestem i na relacji z Tobą mi zależy, nie przesuwasz się z centrum swego świata na jego krawędź, by spotkać mnie na krawędzi mego świata. Nie mówisz do mnie, lecz do swojego wyobrażenia mojej osoby. Do wyobrażonego człowieka, który nie istnieje. Nie spotykamy się. Nawet słowami. To jest dla mnie bardzo przykre. Ty — jeden wyraz, dwie litery, pod nimi wielu ludzi, których napotkałam w swoim życiu, ale z którymi nie udało mi się spotkać.

***

Czytam właśnie wspomnienia z końca wojny mieszkańców małego miasteczka. Jeden pisze o dojmującym braku żywności i nieprawdopodobnie wysokich cenach. Drugi analizuje audycje radiowe BBC i ubolewa, że Wielka Trójka nie potrafi uzgodnić nic pewnego. Trzeci notuje dane pogodowe; dowiadujemy się od niego, że 4 maja 1945 roku spadł śnieg, a już 9 maja temperatura dochodziła do 36 stopni. Czwarty — że spodobała mu się pewna kobieta. Piąty zapisuje modlitwę do Boga o przetrwanie tych pełnych chaosu czasów. Szósty przenosi na papier katastroficzny sen.
     I to jest właśnie rzeczywistość. Wielokrotna, nieskończona, uzgadnialna i wspólna jedynie do pewnego stopnia. Psychologowie potrafili ująć to krótko: rzeczywistość jest tylko psychiczna. To całość ludzkiego doświadczenia, wszystko, co pojawia się w ludzkiej psychice, bez względu na to, jak obce może się wydać innych i jak bardzo „nierealne”.

Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012

niedziela, listopada 04, 2012

590. Heterotopianką jestem

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Uprzedzenia. Są. Jesteśmy ich mało świadomi. Traktujemy je jako prawdę jedyną, regułę reguł, oczywisty porządek świata. Uwielbiam rozstawać się ze swoimi. Światy wtedy całe się przede mną otwierają. Nieznane lądy idei, myśli i ciekawych konstrukcji.

Olga Tokarczuk. Byłam święcie przekonana, że to kobiecy Proust polskiej literatury. Prousta przeczytałam w młodości. Na drugiego nie miałam ochoty. Nie zbliżałam się w związku z tym do literek pani Tokarczuk. I błąd! Wielki błąd!

Zaintrygowana komentarzem SuperPo30stki nabyłam i niech mnie diabli! Dobre! Bardzo dobre! Znakomite! Mogłabym przepisać pół książki. Co drugą stronę wetknięty jest papierowy paproszek informujący, że właśnie tam jest coś, co chwyciło mnie za serce. Wybór był trudny, ale Heniutka mówi, że te, które poniżej, są najlepsze. Zamówiłam na Gwiazdkę inne książki Olgi Tokarczuk. Myliłam się okrutnie. Pani Olgo, jak bez Pani można żyć?

***

Heterotopianie zupełnie inaczej rozumieją też słowo „rodzina”. U nich rodzinę może tworzyć na przykład jedna starsza kobieta i jej dwanaście kotów. Albo trzy przyjaciółki plus partner jednej z nich, bo wszyscy pasjonują się makrobiotyką. Albo dwie homoseksualne pary mieszkające w secesyjnej wilii, o którą trzeba dbać. W tym ostatnim przypadku także willa jest członkiem rodziny. (…) Heterotopianie nie muszą więc zgadzać się na uśrednione, ciągle uzgadniane dobro, które dla wielu jest wątpliwe.

*

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, co mówiła Jane Goodall. Obserwowała kiedyś kąpiące się pod małym leśnym wodospadem szympansy. Widziała, jak się bawią, pływają, komunikują. Ale też jak siedzą i przyglądają się strumieniowi płynącej wody, jak obserwują spadające krople, jak w milczeniu i bez ruchu przesuwają wzrokiem po falach.
     Goodall z niezwykłym wzruszeniem opowiadała o przeczuciu, które jej wtedy towarzyszyło. Miała bowiem wrażenie, że w tych wpatrzonych w nurt zwierzętach dzieje się coś ważnego i głębokiego. Że uczestniczą w doświadczeniu zmiany, a więc i upływu czasu. Oczywiście — choć słowa „kontemplować”, „myśleć”, „zastanawiać się” nasuwają się tutaj same i trzeba bardzo lawirować, żeby ich uniknąć — muszę być czujna i stosować się do pamiętnego zalecenia Lloyda Morgana o pierwszeństwie najprostszych mechanizmów w interpretacji zachować zwierząt. Jane Goodall jednak nie przejmowała się wskazaniami tego Okhama etologii i jasno wyraziła swoje przypuszczenie — obserwując szympansy, widziała, że był w ich zachowaniu jakiś rodzaj zadumy nad ruchem, że i one mają zdolność do refleksji, do bycia-w-czasie w jakiś głębszy sposób. Że być może one też doświadczają czegoś na kształt naszego przeżycia religijnego.

     (…)
     I wreszcie Jane Goodall — wąziutka ścieżka zarezerwowana dla tych, którzy mają wrażliwość, zmysły, rozum i uczciwość, żeby przeniknąć uprzedzenia i iluzje. Spojrzeć przez te dziwne maski i ujrzeć pod nimi inne, niepojęte i bliskie nam istoty, jakimi są zwierzęta.

*

Pewien obcokrajowiec, który właśnie z zaparciem uczy się języka polskiego, pogratulował mi atencji, z jaką obdarzamy w naszym kraju zwierzęta, zwłaszcza psy. Nie zrozumiałam go.
     Wytłumaczył mi więc starannie, że przy polskich drogach stoją specjalne znaki drogowe z napisem „Piesi” i że niczego takiego nie widział dotąd nigdzie na świecie. Swoją drogą, nigdzie tyle psów nie biega wolno i bez opieki. To piękne i humanitarne ostrzegać kierowców, by uważali na psy; wiadomo, ile biednych zwierząt wpada pod koła samochodów każdego dnia. Do tej pory wydawało mu się, że jesteśmy nieczuli na prawa zwierząt, a wobec zwierząt domowych — wręcz nieodpowiedzialni. Jako przykład wskazuje mi los podwórkowych kotów, które obserwuje codziennie ze swojego akademika, albo psy na łańcuchu na polskiej wsi, co w jego kraju traktowanie jest jak przestępstwo. Dlatego bardzo docenia ten drobny przełom w naszej mentalności — znaki ostrzegawcze.
     Z żalem muszę mu wyjaśnić to nieporozumienie.
     — Jak to? — oburza się. — Przecież jest ptak-ptaki, plik-pliki, prawda?

Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012.

sobota, listopada 03, 2012

(579+10). Komentarzowy protest

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(…) pewien rodzaj konkretnych odczuć i emocji związanych z posiadaniem dzieci, które różnią się jakościowo od pozostałych.
// Syrriusz

Spędziłam nad tym zdaniem dużo, dużo czasu, zanim uporałam się ze społeczeństwem, co lepiej wie. Dużo, dużo czasu zanim odkryłam w sobie część, która skonfliktowana z resztą mnie gotowa była poprzeć tę tezę, byle tylko należeć do większości. Dużo, dużo czasu zanim postanowiłam świadczyć, że bezdzietność nie musi unieszczęśliwiać. Dużo, dużo czasu zanim założyłam bloga.

Muszę przyznać, że wielu, zbyt wielu ludzi wyraża takie wyssane z palca opinie. Im więcej, tym bardziej — w ramach zasady społecznego dowodu słuszności — gotów człowiek jest w ten wynalazek myślowy uwierzyć, być może po to, by zwolnić się z myślenia i podejmowania własnych decyzji. Dziś jednak jestem w innym miejscu w swym życiu. I krzyczę: to bujda na resorach!

Jakie konkretne uczucia? Na jakiej podstawie ludziska wpadają na pomysł „jakościowej różnicy od pozostałych”? Jakim prawem pozwalają sobie powiedzieć, że są uczucia, które są niedostępne dla bezdzietnych? To, że oni nie doświadczyli tych uczuć bez dzieci, jest dowodem tylko na to, że w ich życiu jest to zasadniczo coś innego od tego, czego doświadczyli wcześniej, ale żeby od razu generalizować? Nie zgadzam się na to.

To tak, jakby powiedzieć, że osobom homoseksualnym niedostępny jest pewien rodzaj konkretnych uczuć i emocji, które związane są z posiadaniem partnera odmiennej płci. Czy ktoś w to jeszcze na tym świecie wierzy?

Nie zgadzam się na tę generalizację również ze względu na Bezdzietnych, co jeszcze do miejsca sprzeciwu wobec selektywnej uczuciowości w sobie nie dotarli, co boją się, że bez dzieci, coś ważnego w życiu ich ominie. Ominie, to prawda, ale tylko wtedy, jeśli pragnęli dzieci.

Pytanie jest jedno i niezmienne: czego pragniesz? A odpowiedź na nie wymaga, tylko i aż, odwagi. Żaden społeczny dowód słuszności nie zwalnia z poszukiwania własnych odpowiedzi.

588. Bez pocałunku i bez księcia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

(W drzwiach Przytuliska,
gdy Stado szykowało się na spacer
)
Jabłoń:
(na widok Sadownika ze skręconą, odsłoniętą szyją)
Pocałować?

Sadownik:
W żadnym razie! Jeszcze mnie w księcia przemieni.

(583+4). Sponsorzy mojego szczęścia

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sponsorzy Środy
Las. Szybki marsz w towarzystwie grzecznej Heniutki wprawił krwioobieg w ożywczy taniec. Campanulka. Pozycja numer jeden z działu S.O.S. uruchomiona kilkanaście razy sprawiała, że łzy zmieniały swe zabarwienie emocjonalne. Akuszer. Strukturę tego, co się dzieje odsłonił. SuperPo30stka. Płakałam ze śmiechu czytając wiele fragmentów Momentu Niedźwiedzia. Ulgę niebywałą poczułam, że nie jestem sama w swych absolutnie porąbanych, nie do przyjęcia poglądach. Leśka. Zadzwoniła.

Sponsorzy Czwartku i Piątku
Kuchnia. Z niebywałą, ogromną przyjemnością, w asyście Kudłatej gotowałyśmy i piekłyśmy szykując się na wyjazd do Chatki. Altówki. Spacer. Trening. Wspólne jedzenie. Sens w prostocie chwil odkrywany. Namacalny spokój dobrze przeżywanego życia. Spacer. Trening. Zwierzyna Altówkowa. Musiałam pachnieć resztkami nieszczęścia. Wylewność zwierzyny przeszła wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia w relacji z każdym z Nich. Sadownik. Nieprzerwanie ze mną będący całe dwa dni. Pewna Firma. Zapomniała o umowie. Bystry Kurier. Zostawił trzy wielkie paczki u sąsiadów. Sąsiad. Poinformował nas, że przesyłka z Pewnej Firmy jest u niego. Łóżko. Od jego montażu jesteśmy starsi o 15 centymetrów. Czasy, gdy spaliśmy na ziemi poszły do lamusa. LOT. Bliźniaczą Liczbę wypluł z terminala przylotów dużo przed czasem.

Bo moje szczęście... usłane jest Ludźmi i Sierścią.

A dziś, jeszcze dobrze się dzień nie zaczął a zadzwoniła Bebe, by upewnić się, czy nie potrzebujemy pomocy.

Cóż można wobec tego wszystkiego. Tylko jedno. Dziękować, dziękować, dziękować! Dziękuję.

środa, października 31, 2012

(583+3). O Orzechu i Kruku

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Razu pewnego Kruk dziobał Orzech Włoski. Mocnym dziobem próbował dostać się do środka, dowiedzieć się, co sobie Orzech swą pofałdowaną miękką częścią myśli, czuje, przeczuwa, wie. Stuk. Puk. Neurotycznie. Stuk. Puk. Prawie ostatnich trzydzieści lat. I nic. Aż przyszła czarna noc i opadły kruczoczarne pióra. Swą Moc Kruka w sobie Jabłoń odkryła i Mądrość, że wystarczy jej, że wie, że Orzech miękkie ma. W stykających się ze sobą Sadach żyją Drzewka dwa: Jabłoń i Orzech, Orzech i Jabłoń. I niech tam, będą robić to długo i szczęśliwie.

(583+2). Święci w tym roku nie u nas

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nie widziałam wczoraj świata normalnie. Za szczypiącymi oczami był. Za czerwonymi białkami. Za łamiącym się głosem. Słuch za to wczoraj działał znakomicie. Soczyste nutki, akordy i pauzy. Pijąc kawę u Francuza, czekając na Toliniego usłyszałam stary utwór nowymi, wyostrzonymi zmysłami. Czułam dotyk następujących po sobie dźwięków. Słyszałam, co chciałam:

Chwilo, you are wonderful tonight!

Eric Clapton & Mark Knopfler, Wonderful Tonight.

Życie wczoraj wchodziło mi jak najlepszy deser. Łapczywie chwytałam chwile. Płakałam. Chwytałam. Jeszcze, jeszcze!

*

A gdy wróciłam do domu czekała mnie największa nagroda dnia, Sadownik wrócony z siedmiodniowej delegacji. I znów były łzy. Wzruszenia, że ja, że tu, że on, też tu.

*

Zarządziłam. Żadnego Święta Wszystkich Świętych w tym roku nie ma. Do chatki na psio-kocich łapkach jedziemy. Żyć mi się chce! Nie mam czasu na nic innego!

wtorek, października 30, 2012

(583+1). Zza nocy pełnej łez

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Już wiem, że po POP-owsku jestem „bardziej” niż Ona.
Gdybym to ja zachorowała, nie powiedziałabym Im o tym wcale.

*

Twarda. Zdystansowana. Milcząca. Niedostępna. Zimna. Na różnych etapach mego życia dużo mnie kosztowały te Jej cechy. Dużo nad sobą pracowałam, by pożegnać dziecięce nadzieje związane z tym co się wydarzyło, z tym co wydarzyć się już nie może. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Jednak, gdy dziś w nocy umarły resztki mych dziecięcych nadziei, narodziło się ogromne pragnienie życia.

Twarda. Zdystansowana. Milcząca. Niedostępna. Zimna. Zobaczyłam Jej energię — energię orzecha włoskiego — jest piękna! Orzech, który prawie czterdzieści lat temu urodził Jabłonkę.

Mój Orzeszku — powtarzam swoją nową mantrę — bądź!

poniedziałek, października 29, 2012

583. Umiera mi na rękach dziecięca nadzieja

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zadzwoniła. Zwaliła mnie z nóg diagnozą. Już jest w domu. Ósmy dzień po operacji. We dwójkę dziesięcioleciami budowali swój mały świat nie wpuszczając innych do środka. Wiedzieli od przeszło miesiąca. Milczeli. Jest twarda. Nie chce nic. Mówi, że da sobie radę. Taka już jest. Nie znam Jej innej. Niedostępna. Oddzielona murem od zawsze. Tliła się we mnie nieznana mi do tej pory nadzieja, że nie na zawsze...

*

U2, Sometimes You Can't Make It on Your Own.

niedziela, października 28, 2012

582. Jabłoń w potrzebie

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Mam Ogromny Przywilej asystowania na Polityce Relacji w nowej odsłonie. Poruszają mnie Te Zajęcia, Ci Ludzie, Ten wspólny Czas. Zamyśliłam się w kategorii Potrzeby... Wracałam do domu patrząc na ludzi, na ulicach, w komunikacji miejskiej. Wiele napisano i powiedziano o akceptacji innych ludzi, o tym, by kochać bliźniego swego, by szanować spotykanych na swej drodze obywateli. Napisano, powiedziano, nie najlepiej to działa w praktyce. Należy zacząć od siebie...

Wpadłam na szatański pomysł, by wraz z Wami napisać ten wpis. Zaczyna się tak:

*

Potrzeba akceptacji:.
Czy akceptuję siebie? Swoje wybory? Swoje marzenia? Swoją seksualność? Swoją przeszłość? Swoje życie?

Potrzeba miłości:
Czy troszczę się o swoje ciało dbając o nie co dnia? Czy ważne jest dla mnie to, co jem? Dbam o to, by nie pracować zbyt dużo? By odpoczywać? By bawić się? By marzyć? By czasem tylko być? By umieć prosić o pomoc innych? By móc się czasem odsunąć?

Potrzeba szacunku:
Czy szanuję swój strach? Swoją ekspresyjność? Swoją niewiedzę? Swoją niepewność? Swoje potrzeby? Siebie? Swoje ograniczenia? Swoje nastroje? Swój czas?

*

Czy macie ochotę pobawić się ze mną? Zatrzymać się przy pierwszej, niewymienionej potrzebie, która przychodzi Wam na myśl? Zadać pytania, przy których nie można przejść obojętnie? Zapraszam Was bardzo serdecznie.

[propozycja, komentarze w konwencji]
Potrzeba _________
_____________________________

Proszę, podarujcie mi swoje literki.

sobota, października 27, 2012

581. Śnieżny patchwork słów

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

     — Pisałaś o śniegu?
     — Nie, Myszko. Nie pisałam.

*

Boże Narodzenie bez śniegu
nie jest do końca Bożym Narodzeniem,
prawda?

*

Wczoraj narodziły się Trzy POP-owskie Coacherki.
Z egzaminu na egzamin czułam, że jest
ogromnym przywilejem Im w tym towarzyszyć.
Narodziły się pięknie.
Musiał spaść śnieg.
I spadł.

*

Czarny pies
na świeżym śniegu
to cud.
Kropka
postawiona na końcu
banalnego zdania
o niewyobrażalnym szczęściu,
które się ma,
ot tak,
po prostu
.

     — Bo śnieg jest bardzo ważny — uzasadniła Heniutka.
     — Wiem i nie mogę się nadziwić, jak mogłyśmy żyć bez śnieżnego taga.

środa, października 24, 2012

(540+40). Kudłate tęsknoty

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wiadomo, że jak rzucasz palenie... to regularnie odwiedzasz trafikę. Jak rzucasz jedzenie słodyczy... to chodzisz do najlepszej w mieście cukierni. Jak postanawiasz odpocząć... to rzucasz się w wir pracy. Wiadomo... Dlatego, żeby nie tęsknić wcale za bardzo konkretnymi ludźmi i ich wspaniałymi psami... oglądam ten film. I tęsknię. I zastanawiam się, jak dożyję do następnego seminarium... póki co, na osłodę Elmo, Mokra, Włóczykij, Maroe, Nina, Tinker, Safi, Granda... a Heniutka na to: ale ja jestem na wyciągnięcie ręki... i całe szczęście, Heniutex, całe szczęście!


wtorek, października 23, 2012

579. Nieznajoma moją Nauczycielką

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Dotknęła mnie wczoraj cudza bezdzietność, osaczona stadem dzietnych i dzietnych in spe, samotna, bezsilna, niezrozumiana, doprowadzona do stanu, w którym chce sens życia kobiety uśmiercić własnymi zębami.

Bezdzietność*. Przyglądałam się wczoraj swojej. Odkryłam nowe.

№1. Bezdzietność nie jest pojedynczą decyzją. Jest decyzją podejmowaną wielokrotnie, przez wiele lat. Więcej, im dalej w czasie, tym bardziej świadomie podejmowaną.

№2. Do wczoraj jakaś część mnie uważała, że za bezdzietność trzeba zapłacić cenę, często wysoką. W moim przypadku ceną tą był zerwany ostatecznie kontakt z najbliższą (w sensie krwi) rodziną [w naukach społecznych nazywają ten zestaw ludzi rodziną pochodzenia]. Przyglądanie się osobistej bezdzietności, zataczanie kolejnego koła wokół etykietki z tym słowem, krążenie myślami wokół wspomnianej, nieznanej mi kobiety, doprowadziło mnie do odkrycia, że to, co uważałam za płaconą przeze mnie cenę, nie jest kosztem wynikającym z mojej bezdzietności — to wydarzyłoby się i tak, tylko powód i okoliczności byłyby pewnie inne. Mogłoby się nie wydarzyć tylko wtedy, gdybym chciała rozmawiać o pogodzie, brać wodę w usta, chować głowę w piasek, zgadzać się na przekonania, które definiują ich-pochodzeniową-rodzinną rzeczywistość. Patrzę w tył, przyglądam się wspomnieniom i widzę, że to nie mogło się udać, a bezdzietność... cóż, nie ma nic do tego.

Dzięki Nieznajomej wyrzuciłam na śmietnik przekonanie, że za bezdzietność trzeba płacić i to słono. Bezdzietność po raz kolejny odczarowana. Wiedziałam już, że nie jest klątwą czy złą karmą. Wczoraj dotarło do mnie, że jest tylko i wyłącznie decyzją, która jak każda inna pociąga za sobą określone konsekwencje. W żadnym jednak razie nie zamyka drzwi, które mają być dla nas otwarte, drzwi do miłości, szczęścia, spełnienia, wielodzietności w bardzo szerokim znaczeniu.

Dziękuję dziś Nieznajomej śląc Jej dobre myśli i ogromną nadzieję, że szczęście już przy Niej murem stoi, tylko jeszcze go nie dostrzega.

________________
* na potrzeby tego wpisu definiowana jako „nieposiadanie” ludzkich dzieci.

poniedziałek, października 22, 2012

578. Ta Chwila

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wczoraj. Po zajęciach. Wsiadłam w Bawarkę. Maszyna grająca. Na smyki ustawiona. Ruszyłam.

„Coś” uderzyło mnie w krawędź świadomości, gdy jechałam po jednej z niedzielnie wyludnionych ulic. Dotarło do mnie, że ta konkretna Bawarka wypełniona konkretnymi, precyzyjnie odmierzanymi nutami i rytmem mojego bijącego serca… minie. Przyjdzie dzień, że nie będzie ani Bawarki, ani utworu, ani mnie. Może nawet nie będzie ulicy.

Powinnam poczuć smutek z powodu oczywistej nieuchronności?
Poczułam bezcenną wartość fizycznie istniejącej Chwili. Nieoczywistość Jej istnienia…
…wyrażoną tym, że została mi podarowana właśnie wtedy. I teraz.

sobota, października 20, 2012

(576+1). Nowa odsłona kobiecości

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
(z rana uchyla drzwi od łazienki,
wkłada głowę i zagląda do środka
)
Kocham Cię, wiesz?

Jabłoń:
No ba! W końcu nie jestem byle kim,
jestem dziewczyną motocyklisty!
Motocykliści mają zawsze wypasione dziewczyny, no nie?

Sadownik:
No ba!

*

Z rana traktowałam to jako żart. W ciągu dnia miałam okazję zaobserwować, że inaczej chodzę, inaczej się czuję. Moje ciało melduje światu: Dziewczyna Motocyklisty idzie! No ba! „Sie" wie!

piątek, października 19, 2012

576. O seksie przy Rosynancie

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Znacie to poruszenie, gdy pojawia się nowy członek rodziny? Pokaż zdjęcie! A ile waży? Ile mierzy? 10 punktów dostał! A jak ma na imię? O, jaki śliczny! Ochy, achy! Zachwyt uszami się wszystkim wydostaje. Przychodzą ciotki, babcie, drzwi się nie zamykają. Masz jeszcze jakieś inne zdjęcia? I telefony, i esemesy, i gratulacje, i esemesy, i telefony...

*

Przeżyliśmy coś podobnego dzisiaj rano. O 10.30 po zrobieniu zakupów, po wcześniejszym zaanonsowaniu się, że będę, wpadłam do pracy Sadownika, by ujrzeć nowego członka naszego Stada, którego już cała Sadownicza męska część Pracy zdążyła poznać. Wstępnie mówię na Niego Rosynant, choć o 8.00 rano, gdy jeszcze nie był stadny nazywany był Ślicznotką. Jest bardzo przystojnym nastolatkiem. Waży ponad dwieście kilo. Noooo! — powiedział z dumą Sadownik, gdy oglądałam zwierzę. Nie wiedzieć czemu, poczułam, że Bawarka jest teraz trochę bardziej moja i Heni — co tu gadać, dziewczyńska po prostu jest zbyt. Noooo! — mówię teraz ja, też z dumą, bo wyjątkowo seksowny Motocyklista mi się w życiu trafił.

*

Motor sobie dzisiaj Sadownik kupił i niby nie wiedzieć czemu natychmiast jest pięć centymetrów wyższy. Gdy patrzę na to, jak się cieszy, jakie ma plany, żartuję sobie, że o seksie mogę zapomnieć. Nadzieja szturcha mnie w bok i podpowiada: Noooo, chyba że... no już, zaproponuj mu seks na motorze...

575. Kronikarsko

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wróciłam do przerwanego eksperymentu. Dziś 8/12. Wybrałam. Bestie z południowych krain. Pierwszy raz przed pójściem do kina poszukałam zwiastuna. Obejrzałam go. Przeczytałam mini-opisy. I?

I byłam na innym filmie niż wszystkie przeczytane opisy sugerowały, na głębszym, szerszym, innym niż zwiastun. Ten film jest przestrzenną opowieścią o życiu, śmierci, sensie, racji, definiowaniu świata, etycznych aspektach definiowania życia innym, naturze życia, wierze, oddechu... I?

I równie dobrze ktoś po obejrzeniu tego filmu może powiedzieć, że ten film jest jeszcze o czymś innym. Jednego jestem pewna, że jest to film usiany drobiazgami, za którymi ukryte są wielkie sprawy... Niech Was nie zmyli ta śliczna dziewczynka! To historia naszpikowana dylematami... przed którymi nie chcemy stawać.

...powiedzieli, że przyszli tutaj dla naszego dobra.
Mocna kwestia. Dzięki temu po raz pierwszy usłyszałam to zdanie tak dobitnie, że zobaczyłam jak wiele było w mym życiu sytuacji, gdy moje dobro często lądowało jako argument, ostatni, bo więcej już nie było. Z perspektywy czasu, w większości przypadków nie o moje rzeczywiste dobro chodziło...

...Wszyscy tracą to, z czego powstali.
Mocna kwestia w kontekście rodziców. Mocne w kontekście dojrzewania jako istota ludzka, która ku jakiejś pełni zmierza.

...I'm a little piece in the
big, big Universe
...

...You're a little piece in the
big, big Universe
...

czwartek, października 18, 2012

574. ♪♫♪, czyli o moim szczęściu do Ludzi

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Miesiąc temu
krzesełko w
krzesełko z
Gepardzicą siedziałyśmy.

Smocenty wtedy
krzesełko w
krzesełko z
nami nie siedział — latał.

Nie przeczuwałam
nawet, że później w
samochodzie z
Nimi złapię cug na gitary.

Od miesiąca piłowałam jeden z utworów zespołu Acoustic Travel Band jako namiastkę usłyszanych melodii podczas wracania do stolicy z Nimi. Dziś, Smocenty podarował mi kopię płyty, którą w ramach lajka mam zamiar jakoś zdobyć. Znów łomolę!

Travel Band, Acoustic.

*

Zawieszki zawodowo ścigam, niszczę, marudzę studentom... a tu? proszę... jak pięknie wyglądają... samotne jednoliterowce na końcach wierszy.