środa, października 31, 2012

(583+2). Święci w tym roku nie u nas

 wpis przeniesiony 4.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nie widziałam wczoraj świata normalnie. Za szczypiącymi oczami był. Za czerwonymi białkami. Za łamiącym się głosem. Słuch za to wczoraj działał znakomicie. Soczyste nutki, akordy i pauzy. Pijąc kawę u Francuza, czekając na Toliniego usłyszałam stary utwór nowymi, wyostrzonymi zmysłami. Czułam dotyk następujących po sobie dźwięków. Słyszałam, co chciałam:

Chwilo, you are wonderful tonight!

Eric Clapton & Mark Knopfler, Wonderful Tonight.

Życie wczoraj wchodziło mi jak najlepszy deser. Łapczywie chwytałam chwile. Płakałam. Chwytałam. Jeszcze, jeszcze!

*

A gdy wróciłam do domu czekała mnie największa nagroda dnia, Sadownik wrócony z siedmiodniowej delegacji. I znów były łzy. Wzruszenia, że ja, że tu, że on, też tu.

*

Zarządziłam. Żadnego Święta Wszystkich Świętych w tym roku nie ma. Do chatki na psio-kocich łapkach jedziemy. Żyć mi się chce! Nie mam czasu na nic innego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz