sobota, grudnia 31, 2011

(399+1). Przeżyłam Święta!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Dziki Zachód budzi w Drzewku Zew Stereotypowej Mężczyzny XX wieku. Ledwo noc przespała, wiedziała, że nadszedł Ten Dzień. Wspomnieć wypada, że w rachunku nie należy ujmować jedynego wyjątku, gdy Mężczyzna w Drzewku ukryta upiła się na południu kraju miesiąc po własnym ślubie, z wrażenia chyba. Nigdy jednak ten Zew nie był tak silny jak Tego Dnia, a Dzień Ten nadszedł znienacka.

Ten Dzień. Przez przypadek był to również wigilijny wieczór roku, co właśnie dogorywa. Henia pod stołem prawie gotowa ludzkim głosem mówić. Sadownik. Obok Drzewko. Przy jednym stole nastka ludzi, których żadna inna, nierodzinna okazja nie mogłaby zrzutować w jeden punkt czasoprzestrzeni. Przekrój społecznych ról. Wojsko. Służba zdrowia. Edukacja. Rozrywka. Rzymskokatolickie Imperium. Matki, żony, kochanki. Ojców, mężów i kochanków pęczek szowinizmem lekkim przewiązany. Dzieci, wnuki i prawnuki. Magia Świąt pełną gębą i ościami.

Jak to się stało, że Drzewko emerytowanych wojskowych musiało poganiać, bo za wolno uzupełniali jej kieliszek, tego nie wie nikt, ale mundurowe dusze chętnie poddały się cywilnemu, feministycznemu tempu. A gdy wciąż było za wolno, Drzewko rozpromieniło się na widok kieliszka, do którego nikt nie chciał się przyznać. Stał obok drzewkowego i prawie piszczał ludzkim głosem, że nie chce być niczyj. Nie był! Już ani chwili dłużej. Zaniemówiła Henia z wrażenia.

Może w każdym Drzewku drzemie Diabeł, co chociaż raz w życiu upić się musi, by ludzkim głosem wyrazić swe pragnienie. Drzewkowa Diablica po pijaku naprędce skreśliła list do Mikołaja: nieprzerwanych niczym, ośmiu godzin snu --- bez psich i ludzkich potrzeb, które czekać nie mogą --- osiem godzin Mikołaju mi daj!

Po Tym Dniu, dziwić nie powinno, że przyszedł dzień następny. Drzewko, bez wprawy w kursie pijańskiego dzieła, bezbronne było niczym dziecko.

Jabłoń:
(wytacza się z sypialni pokonując pięciometrowy maraton
z metą na krześle przy stole
)
Picie jest przereklamowane.
Ledwo żyję.

Sadownik:
(weteran młodzieńczego picia
nie może powstrzymać śmiechu,
udaje, że grawitacja wcale nie jest przeciwko Drzewku
)
Co się dzieje?

Jabłoń:
(wciąż idzie, a krzesło jak na złość ucieka)
Głowa... ty nawet nie wiesz, jak mnie boli głowa.
Do dzisiaj to ja o bólu głowy niewiele wiedziałam.

Sadownik:
(bez empatii, nie ukrywa już śmiechu,
choć zabiera się do konstruowania leczniczego zestawu
)
To się uciesz. Jeśli po piciu boli cię głowa to znaczy, że masz mózg.

No i proszę. Mikołaj, męska szowinistyczna świnia, czytać nie umie. Miał dać osiem godzin snu, dał tylko cztery a w ramach gratisu świątecznego dorzucił... mózg. Podarował Drzewku dzień, gdy mózg jej do niczego nie był potrzebny. Pokrętnego Sadowniczego „Jeśli-to” do dziś nie rozumie.

Wróciliśmy. Do siebie. Czas zamykać rok. Piłam, kochałam, płakałam, śmiałam się, jadłam dobre rzeczy, żyłam. W przyszłym roku będę pić, kochać, płakać, śmiać się, jeść dobre rzeczy, żyć! I tego, skromnie, też Wam życzę z całego serca.

piątek, grudnia 23, 2011

399. Nomadzka, świąteczna piosenka

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Miski, karma, gryzaki, smakołyki, olej lniany, tran, legowisko. Odhaczone. Spakowane.

Kilka kompletów ubiorów odświętnych, mniej odświętnych i całkiem codziennych. Odhaczone. Spakowane.

Komputery, książki, notatniki, aparaty fotograficzne, statyw. Odhaczone. Spakowane.

Szczoteczki do zębów, szampony, piżamki. Odhaczone. Wrzucone na chybcika.

Upchnięte to wszystko w niebieską strzałę, co jęczy, że więcej nie pomieści.

Pies. Jest. Sadownik. Jest. Jabłoń. Jest. Stado w komplecie. Jedziemy!

***

To jedyna taka chwila w roku. Czas zacząć wyć wraz z Chrisem, by z każdym kilometrem być bardziej na Dzikim Zachodzie. Kocham ten czas i tę piosenkę. A w tle obrazka do piosenki... na pewno polska droga krajowa nr 7, wylot z Wawy na północ... Już czas!

Szerokiej Drogi Wam! Jeśli, tak jak my, będziecie przemierzać polskie drogi... ku Świętom wprost!

Chris Rea, Driving Home for Christmas.

czwartek, grudnia 22, 2011

(130+268). Suplement do TAK-NIE

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

To tylko klamra, co się przy okazji znalazła, do wpisu 130. Wyjątkowo obrazowa klamra:

Powiedzmy, że jakiś człowiek siada na krześle, na którym leży pinezka. Boli go, więc idzie do kogoś, kto pomaga mu wyrazić swoje emocje, i chociaż czuje się przez to lepiej, pinezka dalej jest głęboko wbita w jego ciało. Następnie angażuje się w trening medytacji, co również pomaga, ponieważ uczy go wznoszenia się ponad ból. Niemniej pinezka nadal tkwi w jego siedzeniu. Próbuje refleksologii, biofeedbacku i hipnozy, a kiedy już przejdzie przez to wszystko, pinezka dalej jest tam, gdzie była.
Czym jest ta pinezka, która powoduje w nas tyle gniewu? Jest to zdolność (albo niezdolność) do mówienia „tak” lub „nie”. Jeżeli prowadzimy życie na własnych warunkach, mówiąc „tak” i „nie” w odpowiednich momentach, mamy mniej okazji do gniewu.

H. Stone, S. Stone, Obejmując nasze „ja”,
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2004.

397. Jeden... Dwadzieścia... Tysiąc postaci!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wybacz sobie --- powiedziała.
Odpuściłem sobie --- westchnął on.
Zdali sobie sprawę z tego, co się stało,
gdy one podarowały sobie chwilę wytchnienia.
Przeczytaj sobie zasady --- oschle poinstruował cień jego wspomnień.
Życzyła sobie... już tylko świętego spokoju.

Zawiana wietrzykiem matematycznej precyzji zwróciła uwagę na potoczne sformułowania. ...sobie ...sobie ...sobie. Do rzeczy. Kto? Komu? Ma wybaczyć? Podarować? Życzyć? W „sobie” jedna postać drugiej postaci dobrze radzi, ostrzega, wydaje polecenia. Ciekawe...

***

Chciałam przeczytać coś Hala Stone’a. Niestety spóźniłam się kilka lat. „Krytyk wewnętrzny” --- nakład wyczerpany. Ale od czego w życiu są przypadki? Szukałam czegoś dla znajomego w przerwie między jednym zajęciami a drugimi. I proszę, Bingo! Jest! Biorę! Czekam! Mam! Przeczytałam! Jeszcze dziś, wracając do domu, jadąc po raz ostatni tramwajem w tym roku kalendarzowym, śmiałam się bez skrępowania, wywołując u współpasażerów różne reakcje.

Teraz już wiem, z kim będę dzielić to samo krzesło podczas Wigilii. Przy jednym stole będzie około dwudziestu osób, ale postaci... chyba koło tysiąca! Już się cieszę na to spotkanie, bo po raz pierwszy w życiu mam wrażenie, że naprawdę będziemy w komplecie. Która z poniższych --- niestety, subiektywnie przeze mnie wybranych --- postaci zasiądzie z Wami?

**

Zmieszanie, bezbronność, brak celu, niekontrolowana złość, seksualność i lęk --- wszystkie te cechy są postrzegane przez Obrońców-Kontrolerów jak potencjalnie niebezpieczne, bo uważają oni, że być racjonalnym i utrzymać absolutną kontrolę to sprawa życia i śmierci.

*

Silny Popychacz niewątpliwie pomoże wam osiągnąć sukces w świecie. Może także sprowadzić na was migreny, bóle pleców, atak serca i ogólnie zrzędliwy stosunek do życia. Popychacz jest jednym z głosów, których najłatwiej słuchać. Większość z nas jest w stanie dostroić się niemal natychmiast do tej podosobowości, która z batem w jednej ręce i listą rzeczy jeszcze nie zrobionych w drugiej, wciąż ponagla nas: „twoje gazety nie przeczytane, łóżka nie zaścielone, praca magisterska jeszcze nie napisana, czeka na ciebie rozkład treningów, trzeba wyplewić ogródek, a z kranu cieknie...”. Lista ta jest bez końca. Godziny spędzone na pracy nie są doceniane i możemy liczyć na jedno: gdy tylko uda się nam, po wykonaniu jakiejś czynności, wykreślić ją z początku listy, Popychacz natychmiast dopisze następną na jej końcu.

*

Krytyk to niesamowite „ja”, które nie pozwala wielu z nas doświadczyć przyjemności z życia --- przecież za dużo przyjemności może być niebezpieczne...

*

Inteligencja Krytyka nigdy nie przestaje nas zadziwiać. (...) Krytyk jest absolutnie znakomity, gdy chodzi o to, byśmy poczuli się podle sami ze sobą.
Oprócz inteligencji logicznej, której wyrazem jest wysoki IQ, Krytyk dysponuje znakomitą intuicją. W jakiś sobie tylko znany sposób zawsze wyczuje nasze słabe miejsca wymyśli, jak zatopić w nich ostrze.

*

Chce ono [Bezbronne Dziecko (aspekt Wewnętrznego Dziecka)], by za nim tęskniono, by go szukano, by je doceniono, chociaż Obrońca-Kontroler i inne racjonalne podosobowości nie chcą, aby ono w ogóle istniało.

(...) dwa pozostałe aspekty Wewnętrznego Dziecka --- Dziecko Bawiące się i Magiczne --- wnoszą magię i radość w nasze życie.

H. Stone, S. Stone, Obejmując nasze „ja”,
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2004.

środa, grudnia 21, 2011

396. Siedemdziesiąt dwa tysiące sekund

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Do rozpoczęcia dziesięciodniowego świętowania zostało nam 20 godzin. Jak zwykle jestem pełna nadziei... wybieram książki, planuję, wszystko przede mną --- literki, spacerki i ludzie.... ludzie, spacerki, literki.

Wyjęłam i tą, która specjalnie na świąteczny czas czekała. Pijąc dzisiaj kawę, smakowałam perspektywę nadchodzących dni, nadchodzącego roku. Wróciłam do przeczytanego tekstu teraz i poruszona słowami:

Every blade of grass has its Angel that bends over it and whispers, “Grow, grow”. (The Talmud)

J. Cameron, The Artist’s Way,
Pan Books 1998.

...nie śpieszę się. Chłonę każdą z minut, które składają się na wspomniane 20 godzin. Poza Wigilią, to dla mnie najpiękniejszy czas rokrocznie w grudniu. Coś we mnie już świętuje i szepcze: źdźbłem... bądź... koniecznie...

_______________________
Każde źdźbło trawy ma swojego Anioła, który pochyla się nad nim i szepcze „Rośnij, rośnij”. (Talmud)

wtorek, grudnia 20, 2011

(394+1). Niech pada!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Otwieram kolorowe, dwukolumnowe papierzysko, co od wczoraj u nas jest. Czytam o x. Wojciechu Lemańskim... i chylę czoła, że rzymskokatolicki, męski uniform pracowniczy nie stał się zbroją dla jego człowieczeństwa... Czytam o onkologu, prof. Cezarym Szczyliku... i znów chylę czoła, że biały kitel wszechwładzy medycznej nie zatrzasnął mu serca. Zamykam czasopismo, by obejrzeć okładkę. Ustalić na nowo tytuł potrzebuję, by upewnić się, że nie jest to żaden magazyn pomocy psychologicznej. Otwieram znów, na chybił trafił, i... wilgotnieją mi oczy, bo za serce mnie chwyciły i człowieczeństwem mym potrząsnęły poniższe słowa zaklęte w wiersz:

To tylko pies, tak mówisz...
Tylko pies
A ja Ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie

A kiedy się pożegnać trzeba...
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy Tobie jest psie niebo!
Z Tobą zostaje jego dusza!

Barbara Borzymowska,
Wprost, 51/52 str. 75, 2011.
(wyróżnienie moje)

***

Zaczął padać pierwszy śnieg. Mogłabym się bez niego obejść, ale nie! Chcę by był, by było go dużo... i jeszcze więcej... dla Heniutki i jej Duszy, co huśta się na ogonie.

poniedziałek, grudnia 19, 2011

394. Twardy suchar przepaści pokoleniowej

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Słuchałam radia... rozmowa z Ewą Woydyłło... prowadzący rozmowę przytoczył fragment poniższego wywiadu... zadzwoniłam do Sadownika, by kupił mi, koniecznie, ten numer czasopisma... przeczytałam i:


Jarosław Wałęsa: (...) mam fajną grę, takie branie go [ojca] pod włos. Co jakiś czas, na przykład po śniadaniu sobotnim, on już chce uciekać do swojego gabinetu, do komputera, a ja wtedy mówię: „Ojcze...”. A on: „Co?”. “Kochasz mnie?”. I on ucieka, szybko ucieka, mówi: “Daj mi spokój!”. On nie jest w stanie tego powiedzieć.
Piotr Najsztub: Taki mu pan robi szach-mat.
Tak, on nie jest w stanie nic zrobić, zareagować. Ale nie daję za wygraną i co kilka tygodni, teraz nawet częściej, pytam go: „Ojcze, czy mnie kochasz?”. Może kiedyś uda mi się to w nim zmienić. Tak dramatycznie tego nie oczekuję, bo otrzymałem od mojego ojca tyle miłości, ile on mógł dać. Ale lubię widzieć tę różnicę pokoleniową, że ja jestem w stanie to powiedzieć i powiem do mamy, do siostry, do brata, do przyjaciela i nie mam z tym problemu, a on nawet rodzonemu synowi nie jest w stanie tego powiedzieć. To jest ogromna przepaść pokoleniowa.

Marzenie o myciu włosów prawą ręką, Wprost, nr 51/52, 2012.


I westchnęłam. Znam takiego jednego, z tego samego rocznika co prezydentowy syn, co też ma gwiezdne marzenie, by mu jego własny ojciec powiedział, że go kocha. Znam takich, co bez pragnień wobec swoich rodziców już żyją, bo mogą tylko z niebem rozmawiać. A ja? Ja wierzę w to, że gdyby mój Ojciec wiedział jak bardzo go kocham, nie okłamałby mnie. Mą gwiazdką z nieba byłoby jego przepraszam. Dużo pracy ode mnie wymagało, by przestać czekać na to słowo --- dzieli nas przepaść pokoleniowa --- a w Wigilię, no cóż, tylko zwierzęta ludzkim głosem mówią...

niedziela, grudnia 18, 2011

393. Najmądrzejszy Mąż Studentki

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

     — Czy jestem klientem czy pacjentem?
     — Jak pan uważa.
     — Jak idę do lekarza, to jestem pacjentem, jak do mechanika, to klientem, tak?
     — Widzi pan, terapeuci często żartują, że nasz klient zawsze się myli.

Bez tajemnic, (serial), odcinek 2.

***

(w kuchni, po Jabłonkowym pracującym dniu,
Dwunożne przytulają się do siebie,
czekając na zagotowanie się wody
)
Jabłoń:
Dobre życie mamy razem, prawda?

Sadownik:
Chyba tak.

Jabłoń:
(gotowa podjąć droczenie się)
Kto w Tobie mówi „chyba”?

Sadownik:
(z przekąsem)
Stop! Stop! Nie terapeutyzuje się własnej rodziny!

czwartek, grudnia 15, 2011

392. Podelegacyjna inwentaryzacja

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Sadownik:
(wieczorem, już w łóżeczku,
majstruje przy swoich ustach)
Włos!

Jabłoń:
(oczekuje precyzji)
Męski? Żeński?

Sadownik:
(ze znawstwem)
Nie łonowy!

Jabłoń:
(rżnie głupa)
Męski, nie. Żeński, nie. Psieski?

Sadownik:
A co tu robił pies?

Jabłoń:
(ratuje się polityczną poprawnością)
My nie mamy psa.
(Henia przecież jest suczką)

391. Niespodzianka

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wczoraj był pierwszy dzień po moim siedmiodniowym poście od ludzi, podczas którego życie upływało mi w rytmie spacer-dom-praca-dom-spacer-dom-spacer- dom-spacer-dom-sen.

Jeden telefon zmienił perspektywę dnia, który nadciągał. Wyposzczona zerwałam się z entuzjazmem na równe nogi. Na horyzoncie było cudowne towarzystwo, zapach i smak. Zamiast przystąpić po śniadaniu do odpychanej na ostatni możliwy termin beznadziejnej roboty umieszczania numerków zgodnie z unijnymi wymogami, wyprowadziłam Kudłatą na spacer, zamknęłam w domu i ruszyłam. Na szybką kawę. Z moją Jolą z Raju wprost, co przejazdem była w mieście. Szybka kawa, bo unijne paskudztwa musiały być wypełnione najdalej do północy, ale przyjemność przeogromna.

Obdarowana zostałam (całkiem niespodziewanie) książką. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się coś takiego --- okładka, tytuł, sekunda wgapiania się i… gotowe. Łzy w oczach ze wzruszenia. Znam taką jedną dziewczynkę, co chciała mieć psią dziewczynkę... Miałam okazję poznać psią dziewczynkę, która bardzo chciała mieć ludzką dziewczynkę...

***

Groszka [psia dziewczynka] każdego dnia mówiła o dziewczynce. Wierzyła, że mama i tata kiedyś wreszcie się zgodzą, ale na razie wciąż mieli wątpliwości.
--- Czy ty choć trochę znasz się na ludziach? --- zapytała mama. --- Wiesz, czego taki człowiek potrzebuje, ile je?

*

W porównaniu z psami ludzie mają wiele braków i niedociągnięć, ale jest też w nich dużo dobrego. Groszka nie bardzo rozumiała, na czym to polega. Jakaś niepojęta moc sprawia, że pies kocha człowieka z całej siły, wprost bezgranicznie. Z ogromu miłości psie serce może nawet pęknąć.
Trzeba przyznać, że również wielu ludzi kocha psy niemal tak samo mocno.

*

--- Jestem prezentem dla świata, a zwłaszcza dla Dominiki --- oświadczyła [Groszka] mamie i tacie --- Wiedzieliście o tym?
Rodzice wydawali się trochę zaskoczeni, ale mama odpowiedziała:
--- Oczywiście.
Tata uważał, że cały psi ród jest prezentem dla ludzkości.
--- Czym byłoby ich życie, gdyby nie my?

S. Peltoniemi, Groszka. Piesek, który chciał mieć dziewczynkę,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011.

wtorek, grudnia 13, 2011

(382+8). Delegacja jako forma higieny psychicznej związku

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Miłość. Poślubiona. Wyświechtana dniem codziennym. Przemieniona w napełnianie lodówki, garnków, talerzy. Umęczona codziennymi obowiązkami wiązania końca z końcem, by jednocześnie marzeniom nie poderżnąć gardła.

(ekstremalna, siedmiodniowa)
STOP KLATKA
(delegacyjna)

Miłość. Poślubiona. Codzienność? Koniecznie! Lodówka, garnki, talerze? Tak, tak, tak! Koniec z końcem wiązać co dnia? Z przyjemnością! A marzenia? Damy radę ocalić i spełnić! My! Ręka w rękę a Henia u boku!

***

     — Jeszcze tylko 4 spacery, dwa posiłki i... już! --- westchnęła Henia spod stołu. Nie lubi dziewczyna abstrakcji...

poniedziałek, grudnia 12, 2011

(387+2). Męski sęk!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Zarzynam od wczoraj... i nie chciałabym zgubić, choć przypadkiem w ręce i ucho mi wpadł.

Dałam się uwieść temu utworowi. Dlaczego?
Kreska? Pomysł na obrazek? Tekst? Głos? Sposób, w jaki śpiewany jest refren? A może męski sęk, co jeszcze niedawno bywał co najwyżej guziczkiem?



Gotye & Kimbra, Somebody that I Used to Know.

388. I... kropka

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Dać sobie prawo, by nie lubić kogoś z najbliższej rodziny?
Dać sobie prawo, by nie chcieć spędzać z nim Świąt?
Cichutko. Tylko sobie. Szeptem prawie niesłyszalnym prawo sobie dać.

W czasie świąt Bożego Narodzenia wielu ludzi zbliża się do siebie na niebezpiecznie bliską odległość --- powiedział dziś Akuszer.

Nie cichutko. Nie tylko sobie. Dać sobie prawo,
by nie lubić, by nie spędzać razem Świąt,
i... kropka.

sobota, grudnia 10, 2011

(385+2). Melodia miseczek A, B, C, ..., G... Sęk!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Henia:
(upaja się wieczornym lataniem po parku
i czeka na psie towarzystwo
)

Jabłoń:
(z fejsa, z opadniętą szczęką z wrażenia, przytargała link,
wysłała Sadownikowi, bo zdjęcia ładne...
świadomość wyparła, co widziała, ale teraz ją ciekawiło, co to było,
więc podczas telefonicznego zdawania raportu z dnia upewnia się,
że Sadownik odebrał pocztę
)
Pamiętam, że wysyłałam Ci wczoraj link, ale nie pamiętam do czego...

Sadownik:
Naga joga, ale jeszcze nie oglądałem.

Jabłoń:
Te babeczki są tak cudownie sprawne, rzeźby a nie kobiety, harmonijne ciała...
(długo by tak mogła)

Sadownik:
A kobitki, płaskie jak deski?

Jabłoń:
Nie, w żadnym razie, ale też bez przesady w drugą stronę.

Sadownik:
(ze znawstwem w głosie)
Źle zheblowane.

Jabłoń:
Jakie?

Sadownik:
Źle zheblowane.

Jabłoń:
(bo świat lubi się czasem kręcić wokół pępka)
Płaskie jak deski, źle zheblowane... to co ja mam?

Sadownik:
Ty masz SĘK!

Jabłoń:
(zatkana z wrażenia)
???

Sadownik:
Wróć! Dwa sęki!
(ryknął śmiechem, który stał się tak zaraźliwy,
że i interlokutorka odetkana ryknęła
)

[Ryk niósł się taki, że i na blogowisku zostawił ślad.]

_____________________
♫ link: Gabriel Bienczycki, The Goddess Series, Yoga Undressed

386. Umarłam i... wyśmienicie mi z tym!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Są słowa, które warto czytać powoli. Są zdania, które warto przeczytać ze zrozumieniem. Są przypowieści, którym warto pozwolić się zaczarować, by mogły zmienić mozaikę naszych myśli, wrażeń, poglądów. Trafiłam wczoraj na takie słowa, zdania, przypowieść:

Ktoś kiedyś zapytał słynnego mistrza medytacji:Jak można myśleć o szczęściu w tym świecie, gdzie wszystko podlega zmianom, nic nie jest stałe, gdzie żal i strata towarzyszą nam od momentu narodzin? Jak możemy oczekiwać bezpieczeństwa, kiedy widzimy, że nic nie jest takie, jak byśmy chcieli?” Mistrz spojrzał na niego z głębokim współczuciem, wziął do ręki szklankę i powiedział:Widzisz tę szklankę? Dla mnie ona jest już stłuczona. Bardzo lubię z niej pić. To wspaniałe naczynie na wodę, czasem pięknie odbija się w nim słońce. Kiedy w nie delikatnie stukam, wydaje przyjemny dźwięk. Ale jeśli strąci ją wiatr albo przewrócę ją ręką, spadnie na ziemię i rozbije się, a ja powiem wtedy: »No tak, to oczywiste«. Jeśli uświadomiłem sobie, że ta szklanka jest już stłuczona, wtedy każda chwila, gdy z niej piję staje się bezcenna. Każda chwila to po prostu objawienie. Nie ma potrzeby, aby było inaczej”.

Stephen Levine, Kto umiera?
Wydawnictwo szaFA, Warszawa 1999.

***

Przeczytałam. Poczułam jak każde ze słów dotyka głęboko ukrytą istotę mojego jestestwa i... westchnęłam. Nie mam pojęcia skąd ta ulga, gdy powiedziałam do siebie: umarłam.

piątek, grudnia 09, 2011

(384+1). O wielkości tego wszystkiego, co nam wystaje

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Włosi są doskonałymi _____________.

¿

Wypełniłam, Tak jak trzeba. Stosując się niezwykle precyzyjnie do polecenia, czyli nie myśląc, ani troszkę o tym, co piszę. Mocno się zdziwiłam. Moje wewnętrzne postaci zatrzymały się z wrażenia, gdy zobaczyły zdanie wzbogacone o fioletową plamę atramentu, która łaskawie razem z drukiem ułożyła się w zdanie:

Włosi są doskonałymi kochankami.

--- Pani Jabłonko --- zapytał promiennie uśmiechnięty, niedouczony pomocnik spadkobierców myśli Freudowskiej --- skąd w pani głowie takie zdanie? Włosi... doskonałymi kochankami? Skąd Pani o tym wie? Praktyka? Predykcja? A może zwykły... Przesąd?

No właśnie, skąd? Nigdy nie byłam z Włochem. Żadna z moich przyjaciółek nigdy nie wspomniała nawet o żadnym obywatelu tego śródziemnego kraju. No i ustalmy, włoski typ urody nie pociąga mnie wcale. Więc skąd?

Wytłumaczenia są dwa. Napisane było „Włosi”. Jabłonka w roli suchej Słomki (382), przeczytała „Francuzi” i poszło! Od słowa do słowa, od skojarzenia do skojarzenia, od wspomnienia do wspomnienia, wszystko w ułamku nanosekundy i... zapaliło się Drzewko --- rażone piorunem tęsknoty. Ugasiłam pożar statystyką. Zostało już tylko 11 kudłatych posiłków i 23 spacery „zamiast”.

Wisienką na torcie było to, że w grupie uczestników tylko ja byłam w wersji zasadniczo wyschniętej. Wszyscy pozostali napisali:

Włosi są doskonałymi kucharzami.

***

Kobiety, z dużymi ____________, są ________________.

¿

Musiałabym ostro główkować, by napisać coś innego niż:

Kobiety, z dużymi piersiami, są atrakcyjne.

Nikt nie napisał niczego innego! Z tego faktu miałam przeogromną radochę.

--- No, ale Pani Jabłonko, to żadne usprawiedliwienie. Inni byli facetami, co mieli napisać? Nie mają piersi. Mają oralne tęsknoty. --- Wewnętrzną Femisię zarzuciło niczym na ostrym, pokrytym lodem zakręcie.

Pal sześć moją wewnętrzną, wojującą Femisię. Sama byłam ciężko zaskoczona. Ja, jako posiadaczka dwóch damskich owoców targanych ze sobą zawsze i wszędzie przed sobą napisałam coś takiego! Jakbym nie pamiętała incydentu, gdy trzy lata temu mnie oświecono. Zrobiła to pani w magicznym sklepie, gdzie fizykę zaprzęga się do dbania o kobiece kuleczki. Poinformowana zostałam, że nie ma kobiet, które powinny nosić biustonosze o miseczkach A—D. Są tylko kobiety niewieDząCe, że miseczka B byłA dobra w szóstej klasie podstawówki. Pamiętam ulgę, utratę ciężaru, którego nie byłam świadoma i przesunięty w lepsze miejsce środek ciężkości. Pamiętam właścicielską próżność Sadownika, gdy zamiast biustonika przyniosłam do domu pierwszą torbę na słoiki w rozmiarze F, bo F brzmiało mu dumnie. ZaduFanym mógł się stać. Choć przecież jeśli chodzi o me ciało, nic się nie zmieniło.

--- Radochę pani miała, pani Jabłonko, gdy odkryła pani, że wszyscy tak napisali, prawda?

No tak, miałam. Choć, gdy myślę o tym dzisiaj, to nie jest to ani trochę śmieszne. Piersi odziane (czasem skromnie lub wcale), istnieją w przestrzeni publicznego życia. Można o tym dyskutować. Ładne, niesmaczne, za duże, śliczniutkie, kształtne. Czasem można nawet odnieść wrażenie, że piersi atakują nas z każdej strony. A tu, proszę? Atawizm jaskiniowca automat odpala, że większe jest lepsze. Pozbawiło mnie to na chwilę nadziei, bo po drugiej stronie manii wielkości jest Męskość, która już nie ma tyle szczęścia, by publiczną kwestią się stać, bo Męskość to tabu, tabuuu lub tabuuu w ustandaryzowanym handlowo rozmiarze afrykańskim, ajzatyckim, europejskim. Wyobraźmy sobie hipotetyczne zdanie:

Mężczyźni, z długimi _________, są _____________.

Mocne. I może dlatego wciąż po tym świecie będą pałętać się mężczyźni, którym do znudzenia będzie trzeba tłumaczyć, że nie chodzi o wielkość narzędzi, lecz o sposób w jaki się nimi posługują.

***

!

Och... te kobiety z dużymi i ci mężczyźni z długimi, kobiety z niedużymi i mężczyźni z krótkimi... Ustalmy! Jesteśmy atrakcyjni i apetyczni! Jesteśmy jeszcze tu! To cudowne! Nawet, jeśli nie jesteśmy kobietami z dużymi oczami, czy mężczyznami z długimi włosami. Pozostańmy intrygujący, ciekawi świata i piękni miłością, długo po tym, jak to, co duże lub długie, opadnie nam bezpowrotnie!

czwartek, grudnia 08, 2011

384. Dopełnione misterium mojego inżynierium

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

„Magisterium” i „inżynierium” obroniłam w ramach jednego Misterium kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o trzystopniowej edukacji wyższej. Jednak od wczoraj moim inżynierium cieszę się jak całkiem nowo otrzymanym zestawem kompetencji. Na samo wspomnienie uśmiecham się do nich. Sprawę, bowiem, domknęła wczoraj Hannah słowami:

Hannah:
(ma utalentowaną córkę,
która, z dużym prawdopodobieństwem,
nie zostanie inżynierem
)
Wiesz, jak moja córka byłaby inżynierką,
to chyba nie umiałabym się z nią porozumieć...

Jabłoń:
(ze zdziwieniem)
To jakm cudem się ze mną dogadujesz?

Hannah:
(z uśmiechem człowieka rozdającego stopnie zawodowe i naukowe)
Ty nie jesteś normalną inżynierką.

***

Wszystko zaczęło się od tego, że podzieliłam się z Hannah tym, że dziś miałam być na szkoleniu, na którym było o różnicach w nauczaniu kobiet i mężczyzn. Na co miałam znaną dobrze sobie reakcję, której upust już kiedyś miał miejsce (318). Poszłam i przy dwóch zdaniach, które dostałam do wypełnienia, bardzo mocno się zdziwiłam:

Kobiety, z dużymi ____________, są bardzo ________________.

Włosi są doskonałymi _____________________.

Co wpisałam? Co wpisali inni uczestnicy szkolenia? Jutro, bo chcę dać Wam szansę. Jeśli dacie radę, napiszcie w komentarzach to, co przychodzi Wam jako pierwsze na myśl do uzupełnienia powyższych luk. Tylko proszę, nie cenzurujcie sami siebie. Każde uzupełnienie jest dobre.

***

Dla tych, którzy nie widzą problemu a widzą tradycję, tysiąclecia właściwego „porządku-tego-świata” polecam poniższą analizę podręczników szkolnych dla dzieci --- obejrzyjcie chociaż ilustracje. Włosy dęba stają, myślałam, że to już mamy za sobą, na przykład:

Chorwackie kobiety działające na rzecz zmian w edukacji przygotowały plakat prezentujący stronę z podręcznika dla 1 klasy szk. podstawowej. W ćwiczeniu widnieje pytanie --- Do kogo to należy? A odautorski komentarz brzmi --- Czy nie może być inaczej?

(żródło: A. Wołosik, Edukacja do równości, czy trening uległości?)

środa, grudnia 07, 2011

383. Jeszcze jedna drzewna perspektywa

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Przy biurku siedziałam. Gapiłam się w okno pijąc gorący napój malinowy z pomarańczą, cytryną i goździkami. Nagle, za oknem, z pobliskiego drzewa poderwała się chmara czarnych ptaków.

Były. Jakiś człowiek przechodząc sprawił, że poderwały się ku niebu. W ułamku sekundy przed moimi oczami ukazali się ludzie, którzy poderwali kiedyś me uczucia do góry.

Były. W jednej chwili pozostawiły puste drzewo. Ten mały, podwórkowy incydent sprawił, że wspominałam dziś Tych Szczególnych Ludzi. Nie ma ich teraz w moim życiu. Poszli sobie... A może odlecieli? Pozostałam... sobą, choć bałam się, że zabrali jakąś część mnie. Pozostałam... Jabłonią... to miłe, zwłaszcza w grudniowy dzień. W niebo, niczym ptaka, wypuściłam życzenie, by mieli cudowne Święta Bożego Narodzenia...

(381+1). Słomiane wdówki

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Słomka II
[Henia]:
(leży w przedpokoju pod drzwiami wejściowymi
i uparcie czeka na swojego Pana, a ten nie wraca i nie wraca
...)

Słomka I
[Jabłoń]:
(do tęskniącego Sierściuszka)
Zjesz jeszcze tylko 14 posiłków...
pójdziemy na 29 spacerów i...
Twój Pan będzie „wrócony”.

***

Minęła kolejna godzina. Słomki poszły na wieczorną, psią imprezę z udziałem Koko, Dżako, Jogi i Heniutki. Wróciły... jeszcze tylko 28 spacerów. Życie może być piękną prostotą.

wtorek, grudnia 06, 2011

381. O miłości... banalnie, przeddelegacyjnie

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jabłoń:
(czule, zmieniając sposób przytulania się do Sadownika
podczas oglądania filmu
)
Jesteś moim Ciachem...

Sadownik:
(z uśmiechem)
Miauuuuuuuuu...

______________________
† dziś to już chyba archaiczny, postnowoczesny zwrot, ale chciało się Jabłoni go wypróbować, bo gdy był młodzieżowym hitem Jabłoń nie mogła się mu nadziwić --- za stara już była.
‡ chyba mowa o czymś fajnym i nie ima się tego czas.

poniedziałek, grudnia 05, 2011

380. Internet kłamie!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Centra handlowe zapłaciły, więc mają. Śnieg. Na reprezentacyjnych miejscach — choinki, Mikołaje, niedźwiedzie, renifery, sanie — wszystko pokryte delikatnymi płatkami, które za nic mają sobie plusową temperaturę.

Dziś leje. Przy śniadanku postanowiłam sprawdzić, czy śnieg przypadkiem nie powinien pojawić się u nas już całkiem za darmo.

Jabłoń:
(smutna tęsknotą za białym puchem
przygląda się zdjęciu z 1 grudnia 2010
)
Rok temu śnieg już był.

Sadownik:
Skąd wiesz?

Jabłoń:
Sprawdziłam na blogu.
(ogląda Kudłatą Mikołajkę)

Sadownik:
Internet kłamie!

sobota, grudnia 03, 2011

379. Hellena

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 


Hellenie w końcu udało się umieścić wygodnie swoje społeczne niedopasowanie w fotelu, który miał być tylko jej raz w tygodniu przez godzinkę. Właśnie mijał pierwszy kwadrans owej godziny, gdy była w trakcie skrupulatnego wyliczania:
     — Nie jestem kandydatką na świętą, błogosławioną czy zbawicielką narodu. Jeśli mogę, w autobusie czy tramwaju siadam, otwieram książkę i zajmuję się sobą. Pilnuję, by pod żadnym pozorem nie siadać na miejscach z krzyżykiem, staruszkiem z wydłużonym do samej ziemi palcem wskazującym czy kobietą o dwóch głowach, bo przecież nie jestem ani pająkiem, ani staruszkiem, ani zmutowaną kobietą.
     — Tak? — Stefan poczuł się nieco zaskoczony sposobem, w jaki jego nowa klientka dobierała słowa. Hellena kontynuowała:
     — Nie ustępuję żadnemu starszemu człowiekowi, co przez cały tramwaj pędzi z siatami, aby ochoczo wisieć nad moją głową, próbując niewerbalnie poinformować moje sumienie, że on jest starszy i obdarzony licznymi chorobami. Zwykle taki ma szerokie poparcie społeczne. Cała ludzka zawartość tramwaju grzmi na temat tego, jak źle wychowani są obecnie młodzi ludzie. Patrzę na jego siaty i myślę sobie… ależ jesteś zdrowy, staruszku, ja zabronione mam branie do rąk jednej czwartej tego, co ty właśnie biegiem tu przytargałeś.
     Stefan zapisał w notatniku „
ludzka zawartość tramwaju”. Hellena kontynuowała:
     — Nie ustępuję rozwrzeszczanemu czterolatkowi, który tupie, krzyczy, wskazuje palcem, że on właśnie tu chciałby usiąść, i tylko ja jestem dla niego jedyną przeszkodą do zrealizowania tej potrzeby. Ludzie wokół głośno komentują, że nigdy nie spotkali tak zimnej suki, co nie widzi najczystszej formy miłości obleczonej w czteroletnie, rezolutne ciałko. Cóż, może to i najprawdziwszy królewicz, tyle tylko, że nie w moim królestwie.
      Przerwała na chwilę, by sprawdzić, czy Stefan jest jeszcze po jej stronie barykady. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Upewniła się, że nie maluje się na jego twarzy psychoanalityczna pewność, że tramwaj to symbol męskości, co jednoznacznie wskazuje na nierozwiązane problemy Helleny z ojcem. Hellena była mile zaskoczona faktem, że Stefan nie wydawał się być mądrolem, który już przykleił na jej czole etykietkę „zachowania bierno-agresywne” i właśnie w głowie wybierał najwłaściwszą metodę pracy z tą zimną, nieczułą kobietą. On wciąż był jej ciekawy. Gotowy, by traktować ją jak człowieka a nie zaburzenie, które wypełniło szczelinę w jego zawodowym grafiku.
     — Czy jest coś jeszcze, co się Pani przydarza w środkach komunikacji miejskiej?
     Hellena odetchnęła z ulgą. Wciąż przed nią siedział człowiek a nie specjalista od naprawiania ludzi. Nabrała odwagi, by w końcu powiedzieć:
     — Kopię ludzi.
     — W tramwaju?
     — Tak. Bo widzi Pan, ja wszystko rozumiem, mała przestrzeń, dużo ludzi, szczyt komunikacyjny, czasem ktoś kogoś szturchnie, nadepnie na stopę. Ja to naprawdę rozumiem, ale... No, wypada powiedzieć przepraszam. Więc, gdy ktoś mnie kopnie, patrzę takiemu człowiekowi w twarz, liczę powoli do trzech i jeśli nie usłyszę przepraszam, kopię takiego z całej siły, patrząc mu głęboko w oczy.
     Stefan był pod wrażeniem. Nigdy nie kopnął z premedytacją drugiego człowieka, choć kilka razy w życiu miał na to ochotę. Ta sesja zapowiadała się ciekawie.


***

Zanotowałam wczoraj przewrotne, cudze słowa: „własny system wartości to narzędzie do łamania prawa”. Gdy manewrowałam piórem, wiedziałam, że na samym notowaniu się nie skończy. Coś w mej głowie wciąż tańczyło wokół tych słów w takt muzyki, która usprawiedliwia wszystkie z dokonywanych przez jednostki wyborów, które choć prawnie niezabronione, budzą niesmak w społeczeństwie. Dziś przy kawie, pojawiła się przy mnie Hellena, która wybrane, niepisane, ale żelazne normy społeczne ma w nosie.

piątek, grudnia 02, 2011

378. Raz, dwa, trzy... z przyjemnością daję się zdradzać!

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Każdy wpis zaczyna konsekwentnie od podania liczby. Najpierw, owe liczby były dla mnie nic nieznaczącym, malejącym ciągiem liczb całkowitych. Po jakimś czasie zaczęła mnie dręczyć ich konsekwencja i ukryty przede mną sens. Poszukałam i znalazłam. Wydawało się, że prawie się przyzwyczaiłam... 180... 145... 121.. 90... Wczoraj zeszła poniżej osiemdziesiątki. Liczby nieubłagalnie ciągną ku zeru. Przyszło mi do głowy, że mogę Jej już dziś podarować prawie dowolnie wybraną liczbę, która będzie powiewać na sztandarze Zwycięzczyni w magicznej chwili Zero, gdy rodzić się będzie na nowo:


Piękna, zadbana i fantastycznie pachnąca Pani w pewnym salonie ze środkami upiększającymi spojrzała na mnie z troską w oczach. Zaraz potem energicznie pochyliła się ku półeczce z drobiazgami. Podniosła się i bardzo poważnie poinformowała mnie, że kobiety po 25 roku życia są już regularnie zdradzane przez ich własną skórę. Miła Pani. Zna swój fach. Uprzejmie zdjęła mi z karku naście lat. W dłoni miała propozycję panaceum --- oko za oko, zdrada za zdradę --- kremik „antywiekowy” na zmarszczki mimiczne zanim zacznie być gorzej.

Wzruszyłam ramionami --- raz. Każdego dnia, w razie potrzeby, mogę się pokryć warstewką matematyki i nie kłamiąc nawet przez chwilę, mieć tyle lat ile chcę: 20, 18, 22. Tym samym, pod niewidocznym płaszczykiem wiedzy nigdy nie przekroczę owej zdradliwej granicy 25, jeśli wpadnę na szatański pomysł, że właśnie tego chcę.

Wzruszyłam ramionami --- dwa. Gdybym zgodziła się wyprostować swoje kocie łapki wokół oczu czy kocurze łapy wokół ust, zniknęłyby wszystkie ślady chwil śmiechu aż po łzy, straciłabym pamiętnik szczęśliwych chwil mego życia.

Wzruszyłam ramionami --- trzy. Zakupiłam płyn do kąpieli niemowląt --- doskonały pod prysznic dla kobiety w każdym wieku.

__________________
■ wartość 38 zapisana w różnych systemach liczenia to odpowiednio (20)19, (18)30, (22)18.
wartość 50 zapisana w różnych systemach liczenia to, do wyboru do koloru, (20)25, (18)42, (26)22. Ile, Ilenko, chcesz mieć lat, gdy narodzisz się na nowo?

czwartek, grudnia 01, 2011

377. Wieczność w odcinkach o trzeciej nad ranem

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Chwile to całkiem spore kawałki wieczności. Kwarki-skwarki czasu cierpliwie układające się we wzorzyste dni i noce, w których zgrabnie zatopiono wszystkie momenty ludzkiego życia. Chwile to oddech światła biegnącego bezszelestnie w kapciuszkach z punktu A do punktu Z. Światło przecież wciąż pozostaje kwestią publiczną. A prywatnie?

O trzeciej nad ranem, chwila to bryłka łaskawości losu, przeobrażona w możliwość słuchania Twego oddechu. W środku nocy żaden to paradoks, że choć śpisz przy mnie w punkcie A, jednocześnie znajdujesz się w punkcie S swojego rycerskiego snu. Po cichutku, by nie spłoszyć życia, oświetlam miłością wszystkie punkty nazwane na cześć alfabetu łacińskiego kolejnymi literami i świadomie chrupię sekundę po sekundzie, nigdzie się nie śpiesząc. A Ty?

Śnij! Gdy zwyciężysz smoka, wróć. Zajmie Ci to przecież tylko chwilkę.

א

Alef... jeszcze tyle alfabetów, co nazywać będą nasze chwile... Dzisiaj kolej na szeptane z miłością Bet...

ב

Czytam właśnie Stephena Levine’a „Kto umiera?” i, z każdą stroną, każda chwila staje się cenniejsza. Szczęściarą, Bogaczką, Farciarą jestem! Wszystkim jestem... właśnie w tej chwili! Bo... Jestem!