sobota, grudnia 03, 2011

379. Hellena

 wpis przeniesiony 2.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 


Hellenie w końcu udało się umieścić wygodnie swoje społeczne niedopasowanie w fotelu, który miał być tylko jej raz w tygodniu przez godzinkę. Właśnie mijał pierwszy kwadrans owej godziny, gdy była w trakcie skrupulatnego wyliczania:
     — Nie jestem kandydatką na świętą, błogosławioną czy zbawicielką narodu. Jeśli mogę, w autobusie czy tramwaju siadam, otwieram książkę i zajmuję się sobą. Pilnuję, by pod żadnym pozorem nie siadać na miejscach z krzyżykiem, staruszkiem z wydłużonym do samej ziemi palcem wskazującym czy kobietą o dwóch głowach, bo przecież nie jestem ani pająkiem, ani staruszkiem, ani zmutowaną kobietą.
     — Tak? — Stefan poczuł się nieco zaskoczony sposobem, w jaki jego nowa klientka dobierała słowa. Hellena kontynuowała:
     — Nie ustępuję żadnemu starszemu człowiekowi, co przez cały tramwaj pędzi z siatami, aby ochoczo wisieć nad moją głową, próbując niewerbalnie poinformować moje sumienie, że on jest starszy i obdarzony licznymi chorobami. Zwykle taki ma szerokie poparcie społeczne. Cała ludzka zawartość tramwaju grzmi na temat tego, jak źle wychowani są obecnie młodzi ludzie. Patrzę na jego siaty i myślę sobie… ależ jesteś zdrowy, staruszku, ja zabronione mam branie do rąk jednej czwartej tego, co ty właśnie biegiem tu przytargałeś.
     Stefan zapisał w notatniku „
ludzka zawartość tramwaju”. Hellena kontynuowała:
     — Nie ustępuję rozwrzeszczanemu czterolatkowi, który tupie, krzyczy, wskazuje palcem, że on właśnie tu chciałby usiąść, i tylko ja jestem dla niego jedyną przeszkodą do zrealizowania tej potrzeby. Ludzie wokół głośno komentują, że nigdy nie spotkali tak zimnej suki, co nie widzi najczystszej formy miłości obleczonej w czteroletnie, rezolutne ciałko. Cóż, może to i najprawdziwszy królewicz, tyle tylko, że nie w moim królestwie.
      Przerwała na chwilę, by sprawdzić, czy Stefan jest jeszcze po jej stronie barykady. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Upewniła się, że nie maluje się na jego twarzy psychoanalityczna pewność, że tramwaj to symbol męskości, co jednoznacznie wskazuje na nierozwiązane problemy Helleny z ojcem. Hellena była mile zaskoczona faktem, że Stefan nie wydawał się być mądrolem, który już przykleił na jej czole etykietkę „zachowania bierno-agresywne” i właśnie w głowie wybierał najwłaściwszą metodę pracy z tą zimną, nieczułą kobietą. On wciąż był jej ciekawy. Gotowy, by traktować ją jak człowieka a nie zaburzenie, które wypełniło szczelinę w jego zawodowym grafiku.
     — Czy jest coś jeszcze, co się Pani przydarza w środkach komunikacji miejskiej?
     Hellena odetchnęła z ulgą. Wciąż przed nią siedział człowiek a nie specjalista od naprawiania ludzi. Nabrała odwagi, by w końcu powiedzieć:
     — Kopię ludzi.
     — W tramwaju?
     — Tak. Bo widzi Pan, ja wszystko rozumiem, mała przestrzeń, dużo ludzi, szczyt komunikacyjny, czasem ktoś kogoś szturchnie, nadepnie na stopę. Ja to naprawdę rozumiem, ale... No, wypada powiedzieć przepraszam. Więc, gdy ktoś mnie kopnie, patrzę takiemu człowiekowi w twarz, liczę powoli do trzech i jeśli nie usłyszę przepraszam, kopię takiego z całej siły, patrząc mu głęboko w oczy.
     Stefan był pod wrażeniem. Nigdy nie kopnął z premedytacją drugiego człowieka, choć kilka razy w życiu miał na to ochotę. Ta sesja zapowiadała się ciekawie.


***

Zanotowałam wczoraj przewrotne, cudze słowa: „własny system wartości to narzędzie do łamania prawa”. Gdy manewrowałam piórem, wiedziałam, że na samym notowaniu się nie skończy. Coś w mej głowie wciąż tańczyło wokół tych słów w takt muzyki, która usprawiedliwia wszystkie z dokonywanych przez jednostki wyborów, które choć prawnie niezabronione, budzą niesmak w społeczeństwie. Dziś przy kawie, pojawiła się przy mnie Hellena, która wybrane, niepisane, ale żelazne normy społeczne ma w nosie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz