piątek, listopada 28, 2014

(1187+1). Najgorsze pytanie

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Do tej pory najgorszym pytaniem, jakie przyszło mi w życiu obsługiwać, brzmiało: kim jesteś? Teraz już umiem sobie z nim radzić. Pytam po prostu: a co chcesz wiedzieć? I nie chodzi o to, że migam się przed odpowiedzią, ja zwyczajnie nie wiem, o co człowiek mnie pyta. Kim jestem z zawodu? [A którego, czy mam wymienić wszystkie?] Jak zarabiam na życie? [A w które dni tygodnia?] Kobietą? Mężatką? Matką? NieMatką? Obywatelką? [A dlaczego to ważne? Wróć, może chodzi o... Kim jestem w tej chwili? Z czym się aktualnie mierzę? Z kim się utożsamiam właśnie teraz?]. Na proste pytania nie ma prostych, szybkich odpowiedzi.

Od wczoraj jest nowe najgorsze pytanie, które wprawia mnie w niemałe zakłopotanie: co u ciebie słychać? Jeszcze nie wiem, czy odpowiedź co chcesz wiedzieć? zda egzamin. Nie jestem pewna czy osobie pytającej chodzi o... odkrycie, które zrobiłam we wtorek, że spontaniczność nie oznacza braku świadomości, i jak bardzo mnie to odkrycie zmieniło, a może o... wrażenie, jakie zrobiło na mnie pewne kudłate zdjęcie, dotykając mojego człowieczeństwa i odkrywając przede mną pewien aspekt psio-ludzkiej relacji, i jak bardzo mnie to doświadczenie zmieniło, czy może chodzi o... tych dwoje nieznajomych, którzy przy różnych stolikach w kawiarni siedzieli, współdzieląc pewną fizyczną cechę, której w sobie do wczoraj nie znosiłam, a która w Nich odkryta okazała się nie tylko ładna, ale i piękna, i jak to odkrycie zmieniło moją optykę postrzegania siebie. Najgorsze jest to, że nie chodzi o te fakty czy słowa, którymi to opiszę, chodzi o to, co poza słowami, o to, co nienazwane, o uczucie, które ogień życia we mnie wzmaga i sprawia, że żyję bardziej.

A Osteo „widząc” mój stan zapytał: jesteś zakochana? I to nie było dla mnie trudne pytanie. Tak, tak, tak na wielu płaszczyznach i wielowymiarowo!

W tym tygodniu żyję poza słowami. Czy taka odpowiedź wystarczy?

1187. ...

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Natknęłam się na to zdjęcie wczoraj. Zatkało mnie. Zobaczyłam w nim Akt Wiary, Nadziei i Miłości [Kudłatej]. Jestem wyznawczynią kudłatej religii, co za kult ma magię psio-ludzkiej relacji. Akt Żalu jest tylko po ludzkiej stronie, że tak wolno uczę się od Heni, jak być.

(fot. źródło i historia)

poniedziałek, listopada 24, 2014

1186. Zanim dopadnie człowieka

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Książka, nawet jeśli wolno czytana, tylko na jedną kawę. Wstęp dużo dłuższy niż sam esej, który przecież był głównym pretekstem wydania książki. Na szczęście nie o długość w ostatecznym rozrachunku chodzi.

Nie przepadam za Virginią Woolf — nie starcza mi intelektu, by za nią nadążyć, nie chwytam, gubię się, frustruję się swoją niemocą. Dlatego czytając kolejne pozycje z serii, zostawiłam Ją na koniec — byłam ciekawa tej książki, ale też świadoma, że mogę ponieść sromotną intelektualną porażkę, próbując zbliżyć się do tych literek. Nie bez znaczenia więc był fakt, że zakupiona w serwisie aukcyjnym książka kosztowała grosze — ryzyko wyrzucania pieniędzy w błoto było zminimalizowane i miało zrównoważyć, w razie czego, intelektualne braki czytelniczki.

W sobotę ją odebrałam i udałam się na samotnię kawową. Mój zachwyt tym esejem zadziwił mnie samą. Rewelacja, po prostu rewelacja!

[…] we wszystkich tych chorobach najlepsze jest to, że rozluźniają ziemię wokół korzeni, wprowadzają zmiany. Ludzie zaczynają wyrażać uczucia.

*

Uważam, że w moim przypadku te choroby są — jakby to ująć? — częściowo mistyczne.

*

Wróćmy jednak do osoby chorej. „Leżę w łóżku z grypą” — cóż takie zdanie może powiedzieć o tym wielkim doświadczeniu. Świat zmienił kształt; oddaliły się obroty interesów […].

*

Jednak w zdrowiu musimy utrzymywać pozory i nieustannie się wysilać: aby się porozumiewać, aby cywilizować, dzielić, uprawiać pustynię, kształcić tubylców, całymi dniami wspólnie pracować, a nocami hasać. W chorobie te pozory ustają. Natychmiast chcemy iść do łóżka albo, zapadłszy się głęboko w poduchy fotela, opieramy nogi na jakimś podnóżku, przestajemy być żołnierzami armii wyprostowanych, dezerterujemy. Oni idą na bitwę. My, wśród patyków, spływamy z nurtem rzeki, rozrzuceni wśród opadłych liści na trawniku, nieodpowiedzialni i nieporuszeni, i być może po raz pierwszy od wielu lat zdolni do rozejrzenia się wokoło, czy spojrzenia w górę — na przykład do spojrzenia w niebo.
     Pierwsze wrażenie z tego niesamowitego spektaklu jest dziwnie obezwładniające. Zazwyczaj nie można długo patrzeć w niebo. Ktoś, kto publicznie gapi się w górę, przeszkadza przechodniom i peszy ich.

Virginia Woolf, O chorowaniu. Ze wstępem Hermione Lee,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
(wyróżnienie własne)

niedziela, listopada 23, 2014

(1183+2). Cyt

Dziś z radia popłynęły piękne słowa. Marzena Żylińska powiedziała:

ten się uczy,
kto jest aktywny.

(1183+1). Radykalnie

Radykałka?
// Uzupełnij poniższe zdanie.

Chcę być ______
        i z tego żyć.

Radykałka!
// Nie uzupełniaj poniższego zdania.

Chcę być
        i z tego żyć.

1183. Weekendowy patchwork

Ambiwalentne uczucia. Strach. Ciekawość. Lęk. Radość. Wewnętrzna zawierucha. Usiadłam wczoraj na samotnej kawie i przyszło do mnie nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd:

wolno, wolniej, powoli. tylko wtedy czujesz i wiesz, że żyjesz

sobota, listopada 22, 2014

1182. Szeryf

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zadzwonił w środę. Nie zdziwiłam się, bo od tygodnia zdarzało mi się o nim myśleć. Nie drążyłam więc, dlaczego chce się ze mną spotkać dnia następnego. Miejsce i czas wyznaczone. Spotkaliśmy się. Propozycja padła. Idąc w jej ślady powinnam była również przewrócić się z wdziękiem. Zapytałam tylko skąd pomysł, że ja. Zgodziłam się bez mrugnięcia okiem. Zdążyłam odnotować kątem duszy, że przy stoliku siedzą dwie darzące się nawzajem szacunkiem Osoby. Uśmiechnęłam się, bo drzewiej tak nie bywało...

*

A gdy wróciłam do domu i jeszcze następnego dnia, i jeszcze dziś łomolnęłam — na poczet czasu co przed nami — nie raz i z całych sił...

Lindsey Stirling, Roundtable Rival.

...to szaleństwo ma tę samą energię.
Z Szeryfem... — no, kto by pomyślał.

Z kronikarskiego obowiązku, ale i z radością, donoszę, że Gepardzica nie tylko czuje się, ale jest również Matką Chrzestną, co w przeszłości przyszłość widziała przejrzyście; przyszłości, która nie wiedzieć kiedy teraźniejszością się stała. Sadownik tylko jęknął: a miało być spokojnie...

środa, listopada 19, 2014

1181. Wężykiem, wężykiem!

smutek. nie wiadomo skąd. nie wiadomo dlaczego.
trudne pytania. chwilowe odpowiedzi głęboko w milczeniu ukryte.
z całym tym kramem, w samym jego środku po prostu byłam.

*

a dziś z rana, jak co tydzień, zajrzałam do Gepardzicy.
lepszego momentu dla mnie i tych słów nie było.
dziękować, dziękować, dziękować.
za Gepardzicą powtórzyć: wężykiem, wężykiem...

nieważne co robisz, ważne kim jesteś, jak to robisz...

(źródło: Gepardzica)

*

Hang Massive, Once Again.

niedziela, listopada 16, 2014

1180. Znacząca różnica

przypadek. kocham przypadki. no i proszę,
oddaję się eksperymentowi… trzeci dzień.
zapraszam do niego i Ciebie…

*

pofantazjuj… jakbyś się czuł(a), gdybyś miał(a) pewność,
że właśnie Ciebie wykąpano w taki sposób choć jeden raz…
to nie musiało mieć miejsca…
może nawet nie mogło się wydarzyć, ale…

wyobraź sobie, że jesteś człowiekiem, który doświadczył
takiej kąpieli… jakbyś się czuł(a) dziś, gdybyś był(a) tym człowiekiem?
prawda, że jest inaczej?

…znajdź w sobie miejsce, w którym ufasz tak bezgranicznie…
jest na pewno, kiedyś wszyscy byliśmy takimi drobinkami…

…poszukaj w sobie miejsca, co tak delikatne i uważne jest
wobec drugiego człowieka…

…poczuj różnicę.

…z tych miejsc
co możemy zrobić
dla siebie,
dla kogoś bliskiego,
dla kogoś przypadkiem
napotkanego…

1179. Wspomnienia

Kiedy już nie jest się kochanym, nic nie pomoże, że kocha się nadal; zakradł się chłód i czas zatrzymał. W sprawach zasadniczych jest się już martwym.

Carl-Henning Wijkmark, Nadchodzi noc,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

*

sobota, listopada 15, 2014

(1177+1). Łańcuch, nie łańcuszek (II)

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Powieść. Nie, nie czytam.
Ale w ramach serii wydawniczej. No to poproszę.
Warto było.

Ciepła książka o człowieczeństwie. Już w trakcie jej czytania wszystko ma inny smak. Dziś, gdy skończyłam, długo leżałam na podłodze. Heniutka leżała koło mnie. Bogactwo własnego życia zadziwia, jeśli tylko mu na to pozwolić.

Zostawiam tę książkę tutaj. Chociaż z jedną rzeczą w listopadzie będę już na bieżąco.

Tak wyglądali; mam nadzieję, że przemienieni w swoje prawdziwe „ja”, od którego uciekali całe życie. [...] Potrzymaj mnie za rękę. Pomyślmy o nich, niech im będzie pokój. To byli dobrzy faceci.

*

Podobał mi się jego uśmiech, był nieśmiały, niewyuczony. Czasem był zasępiony, ale nawet wtedy oglądało się całego człowieka, osobę, a nie tylko sprzątającego pracownika.

*

Trzeba sobie zadać pytanie, nad czym warto się zatrzymać w pozostałym mi do życia czasie. Czy coś jeszcze może mnie zaskoczyć? Pod koniec niejedno staje się ciekawe.

*

[...] dzieciństwo ma się za darmo, jest darem, własne cele i dążenia, za które się  o d p o w i a d a, jeszcze nam się nie poukładały. Otóż to! Coś, za co byłem odpowiedzialny, mogę bez żalu stracić, niech przepadnie. Jednak sama szansa znalezienia się na świecie, dar, o który nie prosiłem i za który nie odpowiadam, to było coś, czego nie chciałem narażać i utracić, owa mała pozbawiona „ja” istota, o niej nagle teraz myślałem z czułością.

*

Zaś ten wrzesień, mój ostatni, jest najszybszy ze wszystkich, doba kurczy się we mnie, jeden poranek gryzie w ogon następny, dopiero co myłem zęby, a tu się okazuje, że to było wczoraj wieczór, i tak w kółko. Monotonny rytm życia odebrał rzeczywistości ciężar i masę, za każdym razem, gdy się budziłem, byłem lekko zdziwiony.

*

Autentycznie radosnej kobiecie nie potrafię odmawiać.

Carl-Henning Wijkmark, Nadchodzi noc,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

1177. Łańcuch, nie łańcuszek (I)

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Najdłuższy książkowy łańcuszek. Pierwsza wciąż czeka w kolejce. Czytając Drugą, dowiedziałam się o Trzeciej, a wraz z nią o serii wydawniczej Przez Rzekę i ruszyła literkowa lawina. Jedną z książek wydaną w tej serii od lat mam na półce, kiedy indziej wydaną przez inne wydawnictwo. O Innej z tej serii nie miałam pojęcia, że wyszła w Polsce, więc przez Sadownika zdobyłam oryginał jakiś czas temu.

Większości książek z tej serii nie można już nabyć z pierwszej ręki, ale nie znaczy to, że nie da się ich zdobyć. Sadownik kliknął tu i tam. Zainwestował w Drzewko naście (nie dziesiąt!) złotych i trzeba było tylko czekać.

Ostatnią nabytą z pierwszej ręki skończyłam czytać przed wyjazdem na staż. W ramach listopadowego odgruzowywania się należy o niej donieść. Rozprawia się z wieloma mitami. Alzheimer — podróż w jedną stronę, wyboista droga dla towarzyszy. Ta książka zatrzymuje, nie ściemnia, porusza. Po niej trudniej będzie zachować pewność na temat rzeczy oczywistych. Ma też dodatkowy smaczek poznawczy — nigdy nie wpadłabym na to, że czytanie o mózgu może być tak frapujące.

Żyjemy w kulturze, która sprzeciwia się starości i zaprzecza śmierci. Nie wierzymy, że kiedyś się zestarzejemy. Interesujemy się rakiem i tym, co rakotwórcze, bo są to sprawy, które równie dobrze mogą dotyczyć osoby trzydziestoośmio-, jak i siedemdziesięcioośmioletniej: rak uderza w młodych, bogatych i sprawnych. Skoro alzheimer, to kwestia starości, zajmiemy się nim później... choć przecież nam to i tak nie grozi, bo pijemy mleko sojowe, rozwiązujemy sudoku, a w weekendy zawsze gramy w tenisa. Najszerzej rozpowszechniony błędny pogląd mówi, że demencja to dobry sposób na odchodzenie: „Żyją w swoim własnym świecie i są szczęśliwi” — głoszą zwolennicy tej niedorzeczności. [...] Nancy wie, że coś jest nie tak, bardzo nie tak — ale co? Codziennie musi przechodzić cykl strasznych spotkań z samą sobą i z otoczeniem, spotkań wyjętych jakby prosto z thrillera, którego bohaterka dotknięta jest amnezją: budzi się rano, by stwierdzić, że w nocy postarzała się o pięćdziesiąt lat, że znikli jej rodzice, że nie zna tej kobiety w lustrze ani osób, które przedstawiają się jako jej mąż i dzieci, że nigdy nie widziała pokojów i mebli, podczas gdy wszyscy wokół z uporem twierdzą, że to jej dom. Czas gdzieś umknął, został jakoś zmarnowany. Każdy dzień to nieustające poszukiwanie utraconego porządku. Sęk w tym, że nie sposób się skoncentrować ani na tym zagadnieniu, ani na jakichkolwiek wskazówkach prowadzących do jego rozwiązania. Nie daje się odnaleźć drogi.

*

[...] nie przyszło mi na myśl, że opieka nad nimi będzie wyłącznie moją pracą — ale właśnie tak się stało, bo przecież mężczyźni mają prawdziwe prace, a kobiety nie. Moje sumienie jest zaspokojone, ma się jak pączek w maśle, ale mój apetyt na kolejne dni się skurczył, a w moim wewnętrznym mieście co rusz rozlegają się syreny alarmowe. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby móc dać z siebie aż tak dużo? Zastanawiam się nad tym, leżąc na łóżku wyczerpana, nie śpiąc i czekając na świt. Myślę (żenująco cynicznie), że może to dotyczy osób, u których własne szczęście i wolność budzą poczucie winy.

*

To pełzająca choroba. Wpełza na ludzi.

*

Próba udowodnienia komuś, że się go kocha, to wyczerpująca praca. Szczególnie kiedy trzeba to wszystko powtórzyć, niemal słowo w słowo, po dwudziestu minutach.

*

Czytałam kiedyś artykuł o muzyce i demencji. Kompozytor Maurice Ravel (1875–1937) prawdopodobnie cierpiał na wczesną postać tej choroby, począwszy od pięćdziesiątego drugiego roku życia. [...] Pytanie, na które nigdy nie poznamy odpowiedzi: czy w pełni zdrowy Ravel napisałby tę samą kompozycję, czy też jest to jeden z najlepiej znanych przykładów uporu i wytrwałości twórcy? Opinia samego Ravela wydaje się jasna: nazwał Bolero „utworem na orkiestrę bez muzyki”.

*

Wyobraź sobie, że budzisz się któregoś ranka i znajdujesz wokół siebie wyłącznie nowe rzeczy: nowy jest dom, ogród za oknami, ludzie, którzy z tobą rozmawiają tak, jakbyście się znali, koszula, którą podaje ci obcy, krzesło, na którym cię sadzają, mężczyzna siedzący na krześle obok. Jeśli twój mózg byłby jeszcze na tyle sprawny, że próbowałby odtwarzać twoją historię na podstawie rzeczy, mógłby poradzić sobie z tym wrażeniem nowości, tłumacząc ci, że twoje prawdziwe życie jest Gdzie Indziej. Tak, jesteś w nowym miejscu, a twoje życie zostało Gdzie Indziej. Niczego wtedy nie będziesz pragnąć tak usilnie, jak powrotu właśnie tam.

*

Na pierwszy rzut oka związek między umysłem a mózgiem wydaje się stosunkowo łatwy do pojęcia, nawet dla neurologa amatora. Mózg jest maszyną, umysł wytworem jej działania. Mózg można porównać do projektora w kinie, a umysł do filmu. [...] Mózg to narzędzie, a umysł to świadomość, która w nim powstaje, utworzona przez miliony neuronów działających w skoordynowany sposób. Chirurg zagłębia skalpel w twój mózg, a nie w umysł. Umysł zaś, a nie mózg, reaguje na taką perspektywę zdenerwowaniem. Jest to obraz nadmiernie uproszczony, ale chwilowo niech będzie.

Andrea Gillies, Opiekunka. Życie z Nancy.
Podróż w świat alzheimera
, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

piątek, listopada 14, 2014

1176. nim spadnie deszcz...

wspomnienie uwięzione na chodniku. spotykane każdego ranka od kilku dni. schwytane w piksele. przyniosłam do domu. nim dopadnie je deszcz. ot, życia cud. pod stopami znaleziony.

1175. Dlaczego nie zostanę prezydentką Warszawy

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zaległości. Pod tym szyldem żyję w listopadzie. Nie zdziwiło mnie, że i debaty prezydenckiej wysłuchałam z małym opóźnieniem. No i ubawiłam się. Donieść muszę szybko, nim nastąpi cisza przedwyborcza.

*

No więc, dowiedziałam się, dlaczego jestem terapeutką a nie prezydentką. Bo choć czasem się boję, to mimo wszystko wolę zaryzykować i przyjrzeć się temu, co we mnie się dzieje.

— Co pan lubi w sobie? — pyta Tomasz Kwaśniewski.
Kandydat Komitetu Wyborczego Warszawa dla Rodziny odpowiada:
— Co ja lubię w sobie...
[kawał znaczącej ciszy] przyglądanie się sobie jest ryzykowne [...] więc ja wolę obserwować świat.

Uśmiałam się. Terapeutka we mnie w czasie trwania tej ciszy dostała odpowiedź, znaczącą wyjątkowo. Słowa, które popłynęły dalej, tylko pozornie uratowały człowieka mówiącego. Pan kandydat ma prawo nie wiedzieć, że to, co widzi człowiek w obserwowanym przez siebie świecie to bardzo, bardzo często — żeby nie powiedzieć zawsze — jego własne, osobiste, aktywne w tej chwili konflikty wewnętrzne. Ma rację pan kandydat, że ryzykowne jest przyglądanie się światu w sobie, ale jakież może być owocne! Podobnie jak przyglądanie się sobie w świecie, nawet jeśli mamy życzenie, by było inaczej.

*

No więc, dowiedziałam się, dlaczego jestem terapeutką, feministką — żadne odkurzanie, mycie podłóg nie zetrze znaczącej wypowiedzi niewerbalnej:

     — Czynność domowa, którą najbardziej pan lubi robić? — pyta Tomasz Kwaśniewski.
Kandydat Kongresu Nowej Prawicy odpowiada:
     — [śmiech, śmiech, śmiech] Eeeeee, jest ich tak wiele, że trudno mi się zdecydować [...].

Uśmiałam się i ja, choć akurat tu na smutno.

*

No i mam za swoje, dowiedziałam się. Jestem dumna z tego, że jestem terapeutką, feministką. I lubię to. I kocham.

1174. Akcja: zakochaj się w listopadzie!

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Listopad to dla mnie najgorszy etap zimy. Staję się misiem — o każdej porze, wciąż, niezmiennie chce mi się spać. Pomimo szczerych chęci czas blogowy rozmija się z teraźniejszością, w której głównie zajmuję się przeszłością.

Obiecałam sobie, że jak tylko odkopię się z bieżączki — co przeszłością utkniętą w teraźniejszości jest — kupię gazetkę, pójdę na kawę i przeczytam z przyjemnością artykuł Mikołaja Czyża. Udało się. Zrobiłam to dwa dni temu. Wczoraj dowiedziałam się, że cała treść artykułu jest dostępna na kliknięcie paluszkiem. Ucieszyłam się jeszcze bardziej, bo bardzo soczysty jest ten artykuł. I magiczny. I listopad we mnie odczarował. Jeszcze trochę i może pokocham najtrudniejszy dla mnie z wszystkich miesięcy w roku.

Dzięki temu artykułowi odkryłam w sobie jakość intensywności smakowania życia ukrytej w słodkim uporze czterolatka, który zna bajkę na pamięć, a mimo to każe ją sobie czytać wciąż i wciąż. Opowiadaliśmy sobie z Sadownikiem nasze „początki” do tej pory tysiące razy. Nigdy nie mamy tego dość! Już cieszę się na kolejne tysiące, które przed nami.

Pierwsza faza zakochania liczy się bardziej w miesiącach niż w latach. […] Drugi wymiar sięga głębiej, wykracza poza preferencje i uświadomione potrzeby partnerów — to atmosfera miejsca, w którym się poznali, szczególne wydarzenie, zapach, który zapamiętali. To jest to COŚ, z czego wyrasta ich wspólna historia. […] Mógł to być promień słońca, który wpadał do wnętrza w ten sposób, że wywołał w obojgu dziwny, tajemniczy stan. I to jest to „podskórne tętno”, które wspiera ich związek. Ono jest znaczące dla obojga. Można to nazwać tajemnicą. W psychologii procesu mówi się o „micie relacji”.[…] To COŚ to „podskórne tętno”, a więc niewidzialne, ale wyczuwalne. Każde z osobna na swój sposób je przeżyło, wyczuwa i w sobie pielęgnuje, przywołuje w trudnych chwilach. To więcej niż emocja, to rodzaj kontemplacji. Dopóki w każdym jest żywa, są ze sobą, wspólnie podejmują decyzje.

*

Zaangażowanie w związek jest strasznie trudne i stawia przed nami niesamowite wymagania. W zamian daje jednak niezwykłą możliwość wzrostu obu stronom. W związku można przeżyć najgłębsze doświadczenia i mieć dostęp do niezwykłych zasobów. Oczywiście, jeśli się chce z nich korzystać.

Mikołaj Czyż w rozmowie z Grażyną Lubińską,
„Rozstanie? Jeszcze nie…”, Wysokie Obcasy Extra,
nr 9 (30), listopad 2014.

(źródło rysunku też)

środa, listopada 12, 2014

(1172+1). Długi weekend (II)

W poniedziałek po wspaniałym poranku ze Wspaniałą Kobietą, całe Stado do Przyjaciół jechało.

Jabłoń:
(zamyśliła się)
Dzisiaj, to jakby zwykła sobota u normalnych ludzi...
I oni mają tak co tydzień?

Sadownik:
Nooo!

Jabłoń:
To my normalnie nienormalni jesteśmy!

Sadownik:
(z nieukrywaną dumą)
Nooo!

1172. Długi weekend (I)

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jabłoń nienawidzi prać. Wszystkie fazy prania — konfekcjonowanie zestawu, wrzucanie do pralki, wyciąganie, wywieszanie, składanie i... do szafy — wzbudzają w Jabłoni niechęć graniczącą z depresyjną niemocą.

Sadownik nienawidzi myć naczyń. Jabłoń lubi. Zwyczajnie się przy tym relaksuje. Pomysł kupna zmywarki gdzieś z tyłu głowy ma, ale nie musi się z tym jakoś specjalnie śpieszyć. Zmywa z przyjemnością.

Jabłoń. Sadownik. Umówili się dawno, dawno temu. Wiadomo, kto za co w Przytulisku odpowiedzialny jest. Rzecz miała miejsce w niedzielny wieczór, gdy Dwunożni długi weekend rozpoczynali.

Jabłoń:
(zameldowała, że z rana skończyły się jej cienkie skarpetki)

Sadownik:
(z lekkim wyrzutem w głosie, że to nie w porządku,
że mogła przecież powiedzieć, wyprałby...
)

Jabłoń:
(zreflektowała się, że troszkę pretensji w głosie miała)
Bardzo Cię przepraszam, ale odpaliło mi się
oprogramowanie Księżniczka 4.0.
Skarpetki wtedy nigdy się nie kończą, zawsze są,
pachną i czekają, aż łaskawie zaszczycisz je swoimi stopami.

Sadownik:
(po chwili)
To ja mam chyba error w oprogramowaniu Książę 1.0,
wypoczywałem po przyjściu ze szkoły,
ale z tyłu głowy miałem, że nie powinienem był.

Jabłoń:
Koniecznie musisz się zapdejtować!

poniedziałek, listopada 10, 2014

(1170+1). Szczęściarzy pęczek

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Cóż to był za weekend!
     Dyplomant studiował.
     Bliźniacza Liczba studiowała.
     Jabłoń studiowała.

Gdy dobiegał końca, zatrzymałam się myśląc o naszych Nauczycielach. O szczęściu, jakie mamy, że Oni na naszej Drodze. O dobrodziejstwie, jakim jest to, że Oni widzą w nas to, co my ledwo przeczuwamy...

Pozostałam z wdzięcznością w sercu.
Cudnie jest mieć świadomość, że właśnie stajemy się...

1170. Czas z Bliźniaczą Liczbą

Bliźniacza Liczba, Sadownik i Jabłoń:
(czyli fajni ludzie, fajne mózgi,
dwie doktory i dyplomant, przy stole świętują
)

Sadownik:
(„cuś”, niczym głupolom, tłumaczy)

Jabłoń:
Kochanie, zapominasz, że przy tym stole
inteligentni ludzie siedzą.

Sadownik:
Zagalopowałaś się!
(z niebywałą szczodrością w głosie)
Możesz sobie wybrać w którym miejscu.


*

Bliźniacza Liczba:
(protestuje)

Sadownik:
Nie ma dyskusji!
Jesteś mniejsza, młodsza i nie u siebie.

Bliźniacza Liczba:
(odgraża się, że zemści się we właściwym czasie)

Sadownik i Jabłoń:
(już się na to cieszą, bo wiedzą, kiedy to będzie)

poniedziałek, listopada 03, 2014

1168. Przed budzikiem

„usłyszałam” nie wiadomo skąd na kilka minut przed tym, gdy zapukał po mnie budzik:

czy kochasz swoje życie?
czy traktujesz je
        jak bezbronną i kruchą istotę,
        którą w rzeczy samej jest?

mądre. pomyślałam. delikatne. pomyślałam. ale kto to powiedział? zamiast odpowiedzi przypomniał mi się fragment rozmowy z Sadownikiem, który prawie dwa tygodnie temu rozbawił mnie do łez:

Jabłoń:
(z nieukrywaną dumą)
Zrobiłeś to!

Sadownik:
No tak… Nie, to nie ja,
to jakaś inna figura wewnętrzna.

no więc, ktoś we mnie nie spał na kilka minut przed budzikiem. to była jakaś inna figura wewnętrzna niż ta, która każe mi wyrabiać się z tym czy owym, najlepiej na ten-tychmiast lub na wczoraj.

niedziela, listopada 02, 2014

1167. ...

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Książka. Nie, powiedziałby Brr, broszura. W zasadzie to nawet broszurka. To cieniutka, ale bardzo ciężka księga o uczuciach wobec niemożliwego i niewyobrażalnego. Czyta się ją na raty i z duszą na ramieniu.

Dla kogo ta książka? Pytam samą siebie od prawie miesiąca, od chwili, gdy ją skończyłam. Pozostałam z pewnością, że to bardzo ważna księga, ważny głos w bezkresnej ciszy.

Dziś, dzień po tym, gdy paliliśmy światełka, czas zostawić po niej tutaj ślad, czas by odstawić ją w końcu na półkę.

*

Eksperyment (czas trwania: max. 10 minut):
   1. Przeczytaj, wszystkie wybrane poniżej cytaty od pierwszego do ostatniego.
   2. Przeczytaj jeszcze raz od ostatniego do pierwszego.
   3. Jest różnica? Ta książka jest chyba cała właśnie o tej różnicy, co wysłowiona być nie może, ale jest między wierszami, namacalna i wyczuwalna. Być może ta różnica to człowieczeństwa rys.

Ignorujemy dni, lecz one nas nie dostrzegają. Wloką nas za sobą, prowadzą w miejsca uderzająco podobne do tych, które znaliśmy. A jednak wszystko jest inne. Czy podczas naszej nieobecności ktoś poprzestawiał przedmioty? O wszystko się obijamy, ciągle się potykamy, ponieważ nie mamy zielonego pojęcia, dokąd trafiliśmy.

*

Dla kogoś takiego wszystko jest inne. Musi dopiero nauczyć się rozumieć to, co znane. Tam, skąd pochodzi, panuje niewymowność, tam nie musi niczego wyjaśniać. Tutaj, gdzie jest wiele niedoskonałości, za sprawą wiedzy, wygląda to inaczej. Tutaj myśleniem podarto wszystko na maleńkie kawałki.

*

Uprzejmie sadza się swoje ciało na krześle, a w myślach natychmiast się odchodzi, pozostawiając ciało własnemu losowi, z wyuczonymi skinieniami i gestami, z mówieniem przełączonym na automat.

*

Każda droga powrotna jest tą, która prowadzi nas dalej, do miejsc dla nas nowych.

*

Szedłem i szedłem, moje stopy prawie już o mnie zapomniały. W drodze od tego, co niewypowiedziane, do tego, co nie daje się wypowiedzieć.

*

Łatwiej jest nienawidzić ludzi, niż musieć z nimi żyć. Jeśli prawdą jest, że czasem umierają niewłaściwi, można by pomyśleć, że to inni powinni być martwi. Bardzo wielu żyjących, jeśli nie większość, stało się dla nas nie do zniesienia. W naszej obecności zabijają czas, na naszych oczach marnują życie. Ale samemu zdechnąć — co to, to nie. Ci wszyscy pewni siebie, którzy żyją tak, jakby znali odpowiedzi. Popatrz na nich, posłuchaj, poczuj.

*

Kobietę, która pochowała męża, nazywa się wdową, mężczyznę, który stracił żonę — wdowcem. Dziecko bez rodziców jest sierotą. A jak nazwać ojca i matkę, którym zmarło dziecko?

P. F. Thomése, Cień mojego dziecka,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

1166. ...

wymarzyłam sobie niedzielę z kawą. dostałam. również kruche cudo na powierzchni filiżanki. zamyśliłam się postażowo, gapiąc się we wzorek... tak naprawdę nic w życiu nie jest oczywiste... wdzięczność zeszkliła mi oczy.