sobota, listopada 15, 2014

1177. Łańcuch, nie łańcuszek (I)

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Najdłuższy książkowy łańcuszek. Pierwsza wciąż czeka w kolejce. Czytając Drugą, dowiedziałam się o Trzeciej, a wraz z nią o serii wydawniczej Przez Rzekę i ruszyła literkowa lawina. Jedną z książek wydaną w tej serii od lat mam na półce, kiedy indziej wydaną przez inne wydawnictwo. O Innej z tej serii nie miałam pojęcia, że wyszła w Polsce, więc przez Sadownika zdobyłam oryginał jakiś czas temu.

Większości książek z tej serii nie można już nabyć z pierwszej ręki, ale nie znaczy to, że nie da się ich zdobyć. Sadownik kliknął tu i tam. Zainwestował w Drzewko naście (nie dziesiąt!) złotych i trzeba było tylko czekać.

Ostatnią nabytą z pierwszej ręki skończyłam czytać przed wyjazdem na staż. W ramach listopadowego odgruzowywania się należy o niej donieść. Rozprawia się z wieloma mitami. Alzheimer — podróż w jedną stronę, wyboista droga dla towarzyszy. Ta książka zatrzymuje, nie ściemnia, porusza. Po niej trudniej będzie zachować pewność na temat rzeczy oczywistych. Ma też dodatkowy smaczek poznawczy — nigdy nie wpadłabym na to, że czytanie o mózgu może być tak frapujące.

Żyjemy w kulturze, która sprzeciwia się starości i zaprzecza śmierci. Nie wierzymy, że kiedyś się zestarzejemy. Interesujemy się rakiem i tym, co rakotwórcze, bo są to sprawy, które równie dobrze mogą dotyczyć osoby trzydziestoośmio-, jak i siedemdziesięcioośmioletniej: rak uderza w młodych, bogatych i sprawnych. Skoro alzheimer, to kwestia starości, zajmiemy się nim później... choć przecież nam to i tak nie grozi, bo pijemy mleko sojowe, rozwiązujemy sudoku, a w weekendy zawsze gramy w tenisa. Najszerzej rozpowszechniony błędny pogląd mówi, że demencja to dobry sposób na odchodzenie: „Żyją w swoim własnym świecie i są szczęśliwi” — głoszą zwolennicy tej niedorzeczności. [...] Nancy wie, że coś jest nie tak, bardzo nie tak — ale co? Codziennie musi przechodzić cykl strasznych spotkań z samą sobą i z otoczeniem, spotkań wyjętych jakby prosto z thrillera, którego bohaterka dotknięta jest amnezją: budzi się rano, by stwierdzić, że w nocy postarzała się o pięćdziesiąt lat, że znikli jej rodzice, że nie zna tej kobiety w lustrze ani osób, które przedstawiają się jako jej mąż i dzieci, że nigdy nie widziała pokojów i mebli, podczas gdy wszyscy wokół z uporem twierdzą, że to jej dom. Czas gdzieś umknął, został jakoś zmarnowany. Każdy dzień to nieustające poszukiwanie utraconego porządku. Sęk w tym, że nie sposób się skoncentrować ani na tym zagadnieniu, ani na jakichkolwiek wskazówkach prowadzących do jego rozwiązania. Nie daje się odnaleźć drogi.

*

[...] nie przyszło mi na myśl, że opieka nad nimi będzie wyłącznie moją pracą — ale właśnie tak się stało, bo przecież mężczyźni mają prawdziwe prace, a kobiety nie. Moje sumienie jest zaspokojone, ma się jak pączek w maśle, ale mój apetyt na kolejne dni się skurczył, a w moim wewnętrznym mieście co rusz rozlegają się syreny alarmowe. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby móc dać z siebie aż tak dużo? Zastanawiam się nad tym, leżąc na łóżku wyczerpana, nie śpiąc i czekając na świt. Myślę (żenująco cynicznie), że może to dotyczy osób, u których własne szczęście i wolność budzą poczucie winy.

*

To pełzająca choroba. Wpełza na ludzi.

*

Próba udowodnienia komuś, że się go kocha, to wyczerpująca praca. Szczególnie kiedy trzeba to wszystko powtórzyć, niemal słowo w słowo, po dwudziestu minutach.

*

Czytałam kiedyś artykuł o muzyce i demencji. Kompozytor Maurice Ravel (1875–1937) prawdopodobnie cierpiał na wczesną postać tej choroby, począwszy od pięćdziesiątego drugiego roku życia. [...] Pytanie, na które nigdy nie poznamy odpowiedzi: czy w pełni zdrowy Ravel napisałby tę samą kompozycję, czy też jest to jeden z najlepiej znanych przykładów uporu i wytrwałości twórcy? Opinia samego Ravela wydaje się jasna: nazwał Bolero „utworem na orkiestrę bez muzyki”.

*

Wyobraź sobie, że budzisz się któregoś ranka i znajdujesz wokół siebie wyłącznie nowe rzeczy: nowy jest dom, ogród za oknami, ludzie, którzy z tobą rozmawiają tak, jakbyście się znali, koszula, którą podaje ci obcy, krzesło, na którym cię sadzają, mężczyzna siedzący na krześle obok. Jeśli twój mózg byłby jeszcze na tyle sprawny, że próbowałby odtwarzać twoją historię na podstawie rzeczy, mógłby poradzić sobie z tym wrażeniem nowości, tłumacząc ci, że twoje prawdziwe życie jest Gdzie Indziej. Tak, jesteś w nowym miejscu, a twoje życie zostało Gdzie Indziej. Niczego wtedy nie będziesz pragnąć tak usilnie, jak powrotu właśnie tam.

*

Na pierwszy rzut oka związek między umysłem a mózgiem wydaje się stosunkowo łatwy do pojęcia, nawet dla neurologa amatora. Mózg jest maszyną, umysł wytworem jej działania. Mózg można porównać do projektora w kinie, a umysł do filmu. [...] Mózg to narzędzie, a umysł to świadomość, która w nim powstaje, utworzona przez miliony neuronów działających w skoordynowany sposób. Chirurg zagłębia skalpel w twój mózg, a nie w umysł. Umysł zaś, a nie mózg, reaguje na taką perspektywę zdenerwowaniem. Jest to obraz nadmiernie uproszczony, ale chwilowo niech będzie.

Andrea Gillies, Opiekunka. Życie z Nancy.
Podróż w świat alzheimera
, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz