poniedziałek, listopada 24, 2014

1186. Zanim dopadnie człowieka

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Książka, nawet jeśli wolno czytana, tylko na jedną kawę. Wstęp dużo dłuższy niż sam esej, który przecież był głównym pretekstem wydania książki. Na szczęście nie o długość w ostatecznym rozrachunku chodzi.

Nie przepadam za Virginią Woolf — nie starcza mi intelektu, by za nią nadążyć, nie chwytam, gubię się, frustruję się swoją niemocą. Dlatego czytając kolejne pozycje z serii, zostawiłam Ją na koniec — byłam ciekawa tej książki, ale też świadoma, że mogę ponieść sromotną intelektualną porażkę, próbując zbliżyć się do tych literek. Nie bez znaczenia więc był fakt, że zakupiona w serwisie aukcyjnym książka kosztowała grosze — ryzyko wyrzucania pieniędzy w błoto było zminimalizowane i miało zrównoważyć, w razie czego, intelektualne braki czytelniczki.

W sobotę ją odebrałam i udałam się na samotnię kawową. Mój zachwyt tym esejem zadziwił mnie samą. Rewelacja, po prostu rewelacja!

[…] we wszystkich tych chorobach najlepsze jest to, że rozluźniają ziemię wokół korzeni, wprowadzają zmiany. Ludzie zaczynają wyrażać uczucia.

*

Uważam, że w moim przypadku te choroby są — jakby to ująć? — częściowo mistyczne.

*

Wróćmy jednak do osoby chorej. „Leżę w łóżku z grypą” — cóż takie zdanie może powiedzieć o tym wielkim doświadczeniu. Świat zmienił kształt; oddaliły się obroty interesów […].

*

Jednak w zdrowiu musimy utrzymywać pozory i nieustannie się wysilać: aby się porozumiewać, aby cywilizować, dzielić, uprawiać pustynię, kształcić tubylców, całymi dniami wspólnie pracować, a nocami hasać. W chorobie te pozory ustają. Natychmiast chcemy iść do łóżka albo, zapadłszy się głęboko w poduchy fotela, opieramy nogi na jakimś podnóżku, przestajemy być żołnierzami armii wyprostowanych, dezerterujemy. Oni idą na bitwę. My, wśród patyków, spływamy z nurtem rzeki, rozrzuceni wśród opadłych liści na trawniku, nieodpowiedzialni i nieporuszeni, i być może po raz pierwszy od wielu lat zdolni do rozejrzenia się wokoło, czy spojrzenia w górę — na przykład do spojrzenia w niebo.
     Pierwsze wrażenie z tego niesamowitego spektaklu jest dziwnie obezwładniające. Zazwyczaj nie można długo patrzeć w niebo. Ktoś, kto publicznie gapi się w górę, przeszkadza przechodniom i peszy ich.

Virginia Woolf, O chorowaniu. Ze wstępem Hermione Lee,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz