wtorek, marca 30, 2021

4190. Panna cotta (VI)

Zawsze jestem ciekawa wpisów podzielnych przez dziesięć, bo mu­szą same przyjść, zadbać o siebie, przekonać mnie, że nie są ka­pry­sem czy fa­na­be­rią chwili, która ma się za pępek świata. O uwagę poprosił symbol na klawiaturze: psie ucho, małpa, at…

obrazek symbolu @
Autor(ka) nie do ustalenia.

Pan Ciasteczko:
(oświecił Drzewko, czemu
zna to zwierzę po włosku
)
chiocciola — @
[ślimak]

Jabłoń:
(w deserowo-kudłatym zachwycie)

4189. Na trzy kawy…

Nazwisko jednego z Autorów jest dla mnie idealną antyreklamą sięgania po książki, których jest autorem. Nie ta estetyka patrzenia na życie — nic się nie zmieniło, brzy­dzi mnie ona w równym stopniu, co śmieszy termin life coaching. Gdy za­sta­na­wiam się, dlaczego nie trawię człowieka, to dochodzę do wniosku, że jest coś głębokiego i bar­dzo ważnego, o czym on wie — jestem przekonana — ale nie mówi o tym lub mó­wi w ta­ki sposób, że mi ręce opadają. Gdyby więc był jedynym autorem, co naj­wy­żej rzuciłabym okiem na okładkę tej książki.

Dwaj pozostali Autorzy, Ich perspektywa percepcji świata — ogromnym szacunkiem darzę wschodnie sztuki walki — sprawili, że wiele lat temu zaznaczyłam książkę do upolowania i… zapomniałam, bo miała chorą, obrzydliwie wysoką cenę (za czytanie autora z pierwszego akapitu powinni płacić czytelnikom i czytelniczkom). Trzy dni temu Ibukosknera doniósł, że 10,90 zł wy­su­pła. Wysupłał. I dobrze, i bardzo dobrze.

Bę­dziesz miał wie­le oka­zji do ćwi­czeń, bo nie­za­leż­nie od tego, kim je­steś i czym się zaj­mu­jesz, wcze­śniej czy póź­niej ży­cie wrzu­ci cię w sam śro­dek cha­osu.

*

Umie­jęt­ność od­kry­wa­nia spo­sob­no­ści tam, gdzie inni wi­dzą tyl­ko prze­szko­dy, jest po­tęż­nym za­so­bem.

*

[…] na­sze na­sta­wie­nie de­cy­du­je o tym, jak dzia­ła­my, co prze­ży­wa­my, ma na­wet wpływ na za­cho­wa­nie in­nych wo­bec nas. […] taki oto na­uko­wy eks­pe­ry­ment. Ta sama gru­pa ko­biet par­ku­je na pla­cu ma­new­ro­wym. Gdy in­struk­tor mówi im: „To bę­dzie test na to, jak par­ku­ją ko­bie­ty” – wszyst­kie pa­choł­ki na pla­cu są po­wyw­ra­ca­ne. Kie­dy jed­nak ko­bie­ty sły­szą in­for­ma­cję: „Par­kuj uważ­nie, bo tam może stać two­je dziec­ko” — wszyst­kie par­ku­ją ide­al­nie. Od­kry­to też, że więk­szość na­szych emo­cjo­nal­nych re­ak­cji, nie­po­trzeb­nych dys­ku­sji i awan­tur wy­ni­ka z tzw. błę­du atry­bu­cji, czy­li za­ło­że­nia, że oso­ba, któ­ra sta­je na na­szej dro­dze, jest zło­śli­wa, robi to ce­lo­wo, chce nas wy­ko­rzy­stać, trak­tu­je nas jak pod­wład­nych itp.

*

W fi­lo­zo­fii Wscho­du nic się nie koń­czy ani nie za­czy­na. Albo coś jest, albo tego nie ma.
// W. Eichelberger

*

[…] gdy ktoś za­mie­rza cię ude­rzyć, zejdź z li­nii ata­ku. Prze­miesz­cze­nie się w bok daje jesz­cze wie­le in­nych ko­rzy­ści. Dzię­ki zmia­nie punk­tu wi­dze­nia mo­żesz zo­ba­czyć rów­nież to, co znaj­du­je się za tobą. Istot­ne jest, by spoj­rzeć na sy­tu­ację z in­nej per­spek­ty­wy — je­śli ktoś lub coś zmie­rza w two­im kie­run­ku, a ty od­bie­rasz to jako za­gro­że­nie, zrób mały krok w bok i spójrz na ten pro­blem pod in­nym ką­tem. Zmień punkt wi­dze­nia i zo­bacz, czy te­raz wszyst­ko nie wy­glą­da zu­peł­nie in­a­czej.

*

Nie­waż­na jest wola zwy­cię­stwa,
wie­lu ją ma, waż­na jest wola
przy­go­to­wa­nia się do zwy­cię­stwa
.
// Paul Bre­ant

*

Dro­ga bywa cza­sem mo­zol­na, jest wie­le dni i mie­się­cy, któ­re zda­ją się nie przy­no­sić żad­nych zmian. Wte­dy — jak po­wie­dział je­den z na­szych uczniów — naj­ła­twiej jest prze­stać ćwi­czyć, bo współ­cze­sny świat uwiel­bia szyb­kie i spek­ta­ku­lar­ne efek­ty.

*

Sta­re po­rze­ka­dło zen mówi: „do­wiesz się, zro­biw­szy to…” […] czę­sto to nie musi być nic wiel­kie­go.

*

Aby ran­do­ri wy­grać, trze­ba umieć ten cha­os opa­no­wać i od­na­leźć po­rzą­dek w po­zor­nym nie­ła­dzie. […] Ran­do­ri to nie tyl­ko ak­cja i re­ak­cja, czy­li fi­zy­ka w dzia­ła­niu. Mi­strzo­stwo to o wie­le wię­cej niż re­per­tu­ar go­to­wych od­po­wie­dzi. Mi­strzo­stwo wy­ma­ga ar­ty­zmu, kre­atyw­no­ści, od­wa­gi wy­cho­dze­nia poza stre­fę kom­for­tu. Wy­ma­ga umie­jęt­no­ści opusz­cza­nia zna­ne­go i kon­fron­to­wa­nia się z nie­zna­nym — czę­sto bez żad­nej gwa­ran­cji suk­ce­su. To uczy po­ko­ry — ce­chy za­po­mnia­nej, ale jak­że obec­nej i nie­odzow­nej na dro­dze do mi­strzo­stwa.

*

Tre­ning czy­ni mi­strza. Do tego po­trzeb­na jest jed­nak spo­ra doza po­ko­ry, któ­ra każe nam po­wta­rzać bez koń­ca pew­ne czyn­no­ści i tak dłu­go je cy­ze­lo­wać, aż za­mie­nią się w tzw. nie­świa­do­mą kom­pe­ten­cję.

*

[…] na­wet sło­nia moż­na zjeść kęs po kę­sie.

*

[…] je­śli po­tra­fię re­ago­wać tyl­ko w je­den okre­ślo­ny spo­sób na daną sy­tu­ację — to jest ża­den wy­bór. Zy­ska­łem świa­do­mość, że ro­bie­nie cią­gle tego sa­me­go i ocze­ki­wa­nie in­nych re­zul­ta­tów jest sza­leń­stwem. Z ko­lei z in­nej książ­ki do­wie­dzia­łem się, że wy­bór mię­dzy dwo­ma spo­so­ba­mi za­cho­wań to wła­ści­wie dy­le­mat. Wy­bór ist­nie­je do­pie­ro wte­dy, kie­dy mamy do­stęp­ne trzy albo czte­ry spo­so­by re­ak­cji na daną sy­tu­ację.

Paweł Bernaś, Paweł Olesiak, Jacek Santorski, Życiowe Aikido,
JS & Co Dom Wy­daw­ni­czy, Warszawa 2011.
(wyróżnienie własne)

Mu­sisz mieć na­dzie­ję, żeby wy­grać.

*

Każ­de­go dnia przy­po­mi­nam so­bie, że mogę trak­to­wać swój umysł jako rze­kę, nad któ­rą sie­dzę. Nie wska­ku­ję do tej rze­ki, nie ucie­kam przed nią, nie przy­spie­szam też jej bie­gu.

*

[…] prak­ty­ka czy­ni mi­strza. Nie od­pusz­czaj. Na­wet je­śli nie wyj­dzie za pierw­szym ra­zem, pró­buj zno­wu. To dla­te­go po­trze­bu­jesz być od­waż­ny.

(tamże)

poniedziałek, marca 29, 2021

4188. 88/365

grzmi, bo wie, jak być powinno. odkleił się od rzeczywistości, zaklina ją — nie jest tak, jak być powinno. nie drgnie jej nawet powieka, by nie wydało się, że widzi to inaczej.

88/365

niedziela, marca 28, 2021

4187. Opróżnianie filiżanki wrażeń

Tomik wyczekany. Na wirtualnym stoliczku w dniu publikacji ibuka. Sma­ko­wa­ny nieśpiesznie przy trzech kawach. Męki trwające prawie cztery dni, by wybrać frag­men­ty, te najwłaściwsze, które chcę tu mieć pod ręką. Wybrane, zło­żo­ne, wy­rzu­co­ne. Dwa wieczory mierzenia się z własną ograniczonością i zmien­no­ścią natury. Dziś ostatnie podejście: wybrane, złożone, zostają tu.

Czy można wierszem gównianą historię opowiedzieć? Można. I można to zrobić pięknie. Mikołajewski potrafi to zrobić przepięknie.

On – wirus. Ona – choroba. Ona – miłość. W innych językach, choćby po włosku, ona to on.

*

Przed epidemią mówiliśmy o „wirusie nienawiści”. Nikt już nie rozumiał, co znaczy „wirus”. W umierających roz­poz­na­je­my w końcu skutek nienawiści. Zła to pociecha.

lekcja metafory

na lekcję metafory pan przyniósł dzisiaj
wirusa pogardy
i wirusa głupoty
 
wirusa spłaszczenia świętej wyobraźni
błogosławionej mateczki litości
i sługi bożej łaski przebaczenia
 
tak właśnie
powiedział
działa uproszczenie
 
pogarda
głupota
spłaszczona wyobraźnia
 
sproszkowane przebaczenie
i litość
 
[…]

jak wirus który nie jest metaforą niczego
tylko odwala swą zwykłą robotę
 
naturalną
bezkresną
niepodległą ocenom

*

Na sześćdziesiąte urodziny, w czasie epidemii, dostałem 222 płyty z muzyką Bacha.

wdzięczność

potrzebna jest nie bogu
lecz nam

*

Bóg zawsze nas łapie za język.

konsekwencje modlitwy

nie wódź na pokuszenie
i bóg zesłał starość

*

Z bezsennej nocy wychodzę z ostatnią deską ratunku.

marzenie

nie ma wolnej woli
tylko przymus pieprzony który zbawi
bo skazał

*

wolę pytanie o sens
bo sensowniej
jest pytać bez szansy na dobrą odpowiedź

*

 
los to jest musieć i nie móc
inaczej

[…]

los jest bogiem
dlatego
bóg tak go nie lubi

*

pokój ludziom złej i dobrej woli
i ludziom niewoli
od własnego błędu
z którego rozliczać się będą przed sobą
w prywatnym czyśćcu
 
innego nie trzeba

*

musiałem przeoczyć
musiałem przeskoczyć
to nagłe pęknięcie
między kiedyś a teraz

*

oto w końcu doszło
do oczekiwanej harmonii
obu biegunów milczącego ciała
 
czas stopom spojrzeć w oczy
a oczom w stopy

*

sen we śnie
w którym właśnie w tej chwili
może jesteśmy
 
nie wiadomo które z nas
pyta
które odpowiada
 
długa droga przed nami

*

Moje sześćdziesiąte urodziny.

sto lat ale po co

żeby być coraz rzadszą rośliną
która puszcza liście stare
od urodzenia
 
i przeprosić cienie
zanim je spotkamy kiedy sami będziemy
już cieniem
 

Co dzień, wielokrotnie, jak zbir w ciemnej bramie, w myślach napadają na mnie starzy znajomi.

*

wszystko rozjaśnić mógłby dzień następny
gdyby mimo wszystko zaczekał
na ciebie

Jarosław Mikołajewski, Godzina myśli,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

rozproszone wspomnienia ożywają we mnie
jedno rodzi kilka
a każde z tych kilku
chyba kilkanaście migotliwych cieni
których nazywanie byłoby jak próba
chrztu ryb co do jednej
w rozległej ławicy

*

z pauzami
dysgrafią
zawahaniem pióra

*

Pewność, która atakuje za każdym razem, kiedy ktoś nie odpowiada albo nie jest — w moim odczuciu — dość ser­deczny.

* * *

świat się mną najadł
zdradza skłonność do torsji

(tamże)

sobota, marca 27, 2021

4186. 86/365

gówna w kolorowe papierki z feministkami nie będę zawijać. Sadownik to rozumie. wiem, dlaczego tylko on.

86/365

*

jest tylko to że rozumiesz
i kochasz

[…]

raz wyjdzie lepiej
raz nie wyjdzie gorzej

jest jedna i druga strona mocy
niemocy

Jarosław Mikołajewski, Godzina myśli,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

czwartek, marca 25, 2021

4185. Wiosna zakwita… kotami!


fot. Zawsze-Wolna-od-Nudy, fragment.

4184. Tikn (VI)

Ostatnia z zamówionego pakietu. Wrażenia, mieszane podczas czytania (zakręcone konstrukcje językowe), musiały się uleżeć, bym mogła poczuć zachwyt i wybrać to, co chcę tu mieć. Wybór musiał być bardzo precyzyjnie określony, by przepisać z mo­zo­łem literkę po literce te fragmenty, których nie wyrzucę. Udało się! Wracam do ibu­ków — ich czytanie to czysta przyjemność bez elementów rehabilitacji dla jednej z moich dłoni.

Odsłaniać rzeczy, odnosić powierzchnię do jej głębokich źródeł, wynosić te źródła na powierzchnię — do tego nie trzeba po prostu czasu, musi to być pewien porządek czasu. Zasłona podnosi się stopniowo, podług zdolności, jakie można przypisać umysłowi […].

*

[Samoucy] posuwają się powoli, krok po kroku, wciąż porównując to, czego nie wiedzą, z tym, co wiedzą.

*

Triumf wiedzy, która zmniejsza nierówność, możliwy jest dzięki wiedzy o nierówności. […]
     Równość i nierówność to nie dwa stany, lecz raczej dwie „opinie”, to zna­czy dwa przeciwstawne założenia, które wyznaczają porządek nau­cza­nia.

*

Nauczyciel, który nie wie — nie wie o nierówności — zwraca się więc do „niewiedzącego” nie od strony jego niewiedzy, lecz od strony jego wiedzy. Domniemany niewiedzący wie już przecież wiele rzeczy. Nauczył się ich słuchając i powtarzając, obserwując i porównując, do­my­śla­jąc się i potwierdzając. Tak właśnie nauczył się ojczystego języka. […] Trzeba go tylko skłonić, by odniósł to, czego nie wie, do tego, co wie, by obserwował i porównywał, by opowiadał, co zobaczył i we­ry­fi­ko­wał to, co powiedział. Jeśli odmawia, to dlatego, że sądzi, że nie jest w stanie lub nie potrzebuje wiedzieć więcej. Nie niewiedza przeszkadza niewiedzącemu w wy­ko­rzy­sty­wa­niu własnych zdolności, lecz jego zgoda na nierówność, ufundowana w przekonaniu o nierówności inteligencji.

*

A działanie maszyny nierówności zawiesić może nie wiedza nauczyciela, lecz wola. Polecenie wydane przez wyzwalającego nauczyciela nie pozwala rzekomemu niewiedzącemu zadowolić się tym, co wie, twierdzić, że nie jest w stanie wiedzieć więcej. Zmusza go do sprawdzenia własnych zdolności, do kontynuowania intelektualnej przygody za pomocą tych samych środ­ków, którymi ją zaczął. Ta logika, działająca poprzez założenie równości i nakazująca jego potwierdzanie, zasługuje na nazwę intelektualnej eman­cy­pacji.

*

Uczeń jest zawsze poszukującym badaczem. Nauczyciel zaś jest przede wszystkim człowiekiem, który mówi do drugiego człowieka […].

*

[…] szkoła nie spełnia powierzonej sobie misji zmniejszania nie­rów­no­ści, ponieważ nic nie wie o tym, jak funkcjonuje nie­rów­ność. Udaje więc, że rozdzielając równo pomiędzy wszystkich tę samą wiedzę zmniejsza nie­rów­ność. Ale ten właśnie równościowy pozór stanowi w istocie motor re­pro­duk­cji szkolnej nierówności. Pozostawia on różnicowanie „indywidualnym talentom” uczniów. Same te talenty są jednak tylko kulturowymi przy­wi­le­ja­mi uwewnętrznionymi przez dobrze urodzone dzieci. Dzieci z klas uprzy­wi­le­jo­wa­nych nie chcą tego wiedzieć, natomiast dzieci z klas pod­po­rząd­ko­wa­nych wiedzieć tego nie mogą, toteż same się wy­klu­cza­ją, odczuwając boleśnie swój brak talentu.

Jacques Rancière, O nauczycielach, którzy nie wiedzą,
przeł. Piotr Laskowski, Oficyna Bractwa Trojka,
Poznań/Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

x

4183. Tikn (V)

Z czterech zamówionych książeczek ta, czytana jako trzecia, porwała mnie naj­szyb­ciej i w pewien sposób nie oddała mnie światu. Wracam i wracam do niej, ale po­trze­bu­ję też ją już odłożyć, by zrobić miejsce na nowe zachwyty od jutra, od samego rana.

[…] rzeczy mogą stać się sobą — oderwane i uwolnione od zwy­czaj­ne­go użycia […]. Skupiamy się na matematyce dla samej ma­te­ma­ty­ki, na języku dla języka, gotowaniu dla gotowania, stolarstwie dla sto­lar­stwa. Wszystko to jednak wydarza się w oderwaniu od wyznaczonego na­tych­mia­sto­wego celu. Przykłady natychmiastowych celów byłyby takie: ta średnia musi dać temu klientowi ogląd projektowanego oprocentowania; użyj poprawnej angielszczyzny, by sformułować listownie skargę do na­jem­cy twojego mieszkania; tę zupę należy zanieść do stolika numer 7; te drzwi należy zamontować w domu na Baldwin Street.

*

Σχολή (scholè): czas wolny, odpoczynek, odroczenie, nauka, dyskusja, klasa, szkoła, budynek szkolny.

*

Nasi „źli uczniowie”, ci skazani na to, że nic z nich nie będzie, nigdy nie przychodzą do szkoły sami. Do klasy wkracza coś w rodzaju cebuli z kil­ku warstw szkolnego smutku — lęków, obaw, żalów, złości, nie­za­do­wo­le­nia, wściekłej rezygnacji — narosłych wokół wstydliwej przeszłości, zło­wróżb­nej teraźniejszości, przeklętej przyszłości. Oto oni: ich ciała w pro­ce­sie sta­wa­nia się, rodziny niosą w plecakach. Lekcja nie może się naprawdę rozpocząć, dopóki nie zdejmie się tego ciężaru nie obierze cebuli. Trudno to wyjaśnić, ale często wystarczy jedno spojrzenie, przyjazna uwaga, jasne, stanowcze słowo od uważnego dorosłego, by rozwiać te smutki, rozjaśnić umysły i spokojnie wprowadzić dzieci w czas teraźniejszy w trybie oznaj­mia­ją­cym. Korzyści są naturalnie tymczasowe; poza klasą cebula obrośnie na powrót warstwami, a jutro będziemy musieli zacząć od nowa. Ale właśnie na tym polega nauczanie: na zaczynaniu od początku raz po raz, aż osią­gnie­my kry­ty­czny moment, gdy nauczyciel może zniknąć.

*

Wyobraźmy sobie pływaka próbującego przemierzyć szeroką rzekę. Może się wydawać, że usiłuje zwyczajnie przepłynąć z jednego brzegu na drugi (z ziemi ignorancji — do ziemi wiedzy). W tym ujęciu jednak sama rzeka nic by nie znaczyła, byłaby środkiem bez wymiaru, pustą przestrzenią; płynąć nią to jakby lecieć w powietrzu. Pływak w końcu dotrze oczywiście na dru­gą stronę, ważniejsza jednak jest przestrzeń pomiędzy brzegami — śro­dek — miejsce wiodące we wszystkie kierunki. Tego typu wspólny grunt (middle ground) nie ma kierunku ani celu, ale umożliwia wszystkie kierunki i cele. Być może ‘szkoła’ to inne słowo określające tego typu wspólny grunt, gdzie nauczyciele wciągają młodzież w te­raż­niej­szość.

*

Szkoła stwarza równość dokładnie o tyle, o ile tworzy czas wolny, to jest na ile udaje jej się tymczasowo zawiesić czy odroczyć przeszłość czy przyszłość, czyni przez to wyłom w czasie linearnym, czasie przyczyny i skutku: „Tym jesteś, więc tym być musisz”, „Będzie ci to w życiu potrzebne, więc to wła­ści­wy wybór i odpowiedni dla ciebie przedmiot”. Przełamanie tego czasu i tej logiki sprowadza się do następującego mechanizmu: szkoła wciąga mło­dych ludzi w czas teraźniejszy […] i uwalnia ich zarówno od możliwego ciężaru ich własnej przeszłości, jak i potencjalnej presji wyznaczonej (lub z góry zaprzepaszczonej) przyszłości.

Jan Masschelein, Maarten Simons, Szkoła jako czas wolny, przeł. Maciej Łagodziński, Oficyna Bractwa Trojka,
Poznań/Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

środa, marca 24, 2021

4182. Tikn (IV)

Rodzina. Dawno, dawno temu twierdziłam, że to nic dobrego. Mogłam sobie szastać takim stwierdzeniem, bo miałam przywilej życia w rodzinie, która, poza drobnymi incydentami dysfunkcjonalności, działała dość dobrze.

Rodzina. Troszkę później, zaczęłam głosić tezę, że rodzina jest tworem z natury pa­to­lo­gicz­nym — ludzie, dobierając się w pary, kierują się po­do­bień­stwa­mi gustów, przekonań, świato­po­glą­dów, tym samym odrzucają inne gusta, przekonania i świa­to­po­glą­dy. Niby nic, ale… Nie jest łatwo zostać się zawodowym tan­ce­rzem, rodząc się w rodzinie prawników czy lekarzy od pokoleń, które mają plan na przyszłość każ­de­go członka rodziny. Śmiertelnym zagrożeniem może być urodzenie się osobą nie­he­te­ro­nor­ma­tyw­ną w ortodoksyjnej ro­dzi­nie wyznającej jedną z monoteistycznych religii.

Rodzina. Dziś myślę, że rodzina to zbiór ludzi, których na bardzo głębokim po­zio­mie łączy miłość. Niektórym z tych ludzi jest do siebie bardzo blisko — bez wielu słów i pomimo trudnych wydarzeń, które były ich udziałem. Są tacy, że trzeba trosz­kę podrapać, by dotrzeć do tej bliskości. I są tacy, w relacji z którymi, ile byś nie kopał, to albo nie możesz się dokopać, albo ktoś Ci mówi: miłość? teraz? stary, spóźniłeś się wiele dziesiątek lat, za późno, nie chcę. Jestem w takim miejscu, że tym, którzy oczekują, że będę kopać głęboko, bo na to czekają, bo tego oczekują, bo uważają, że powinnam, uprzejmie mówię: dziękuję, nie. Wiem, że bardzo głęboko jest miłość i ta wiedza mi wystarcza; za wszelką cenę to już nie ja — poczucie skoń­czo­no­ści życia obliguje do cieszenia się tym, co jest, bez stawiania warunków.

W takich oto okolicznościach przyrody trafia do mnie ta książeczka. Należy do jedynej serii wydawniczej, której wybaczam fakt, że jest tylko „w papierzu”. Tak, przepisałam te cytaty, bo chcę je tu mieć.

Rodzina. Płaczę ze śmiechu, gdy słyszę osłów i osłanki grzmiących, że rodzina naturalna jest najważniejsza, choć pojęcia o naturze nie mają żadnego. Naturalna według nich, czyli jaka? Dzieci, mama i babcia? Nic się nie zmieniło, podtrzymuję: każde dwie osoby, żyjące wspólnie są na wagę złota, każdy pojedynczy człowiek powinien być dla kraju ważny. Pozostaniemy gówno-krajem, dopóki tego nie zrozumiemy.

Rodzina nie jest jednak morfologicznie elementarną cząstką społeczeństwa. Przeciwnie, jest jego cząstką morfologicznie pochodną. Jej podstawą są spo­łecz­nie uformowane osobniki. Jest też genetycznie wtórna — two­rzy­wem pierwotnym jest grupa i ona wytwarza sposobem prób i błę­dów tę swoją szczególną odrośl, jaką jest monogamiczna rodzina. Jest więc ro­dzi­na funkcjonalnie zależna od grupy — grupa ma pulę ról do roz­da­nia; pew­ne przypadają rodzinie, delegowanej do obsługi fragmentu tej puli, szcze­gól­nie tego, gdzie chodzi o odchowanie młodych. To zaś zabiera sporo czasu, „naga małpa” bowiem późno osiąga samodzielność.

*

Rodzina to układ społeczny o wysokim stopniu złożoności, wiążący bardzo różnych pod istotnymi względami ludzi, wiążący ich bez reszty (obszar auto­no­mii jednostki jest w rodzinie w najlepszym razie niewielki) na długi zazwyczaj okres czasu. […] Rodzina przygotowuje nas do życia w świecie jako całości: uczy języka, daje pierwsze wyobrażenia i przekonania o rze­czy­wi­sto­ści, wdraża elementarne nastawienie wobec świata, uczy współ­pra­cy i współżycia z innymi, przysposabia do radzenia sobie z kon­flik­tami
     Mało kto tymczasem nadaje się do uczestnictwa w tak bogatym układzie, a zarazem każdy może się w nim znaleźć. […] Kto wie, czy nie jest to jedyny układ, w którym robimy tak ważne rzeczy bez ustalonego progu kom­pe­ten­cji. Szewcem zostaje się o szkoleniu na szewca, ojcem czy matką po „szko­le­niu” w rodzinie, czyli w środowisku takich jak my dyletantów.

*

Rodzina to układ niewolnczy. Poziom niewolniczej zależności jednych od drugich w rodzinie oscyluje od niewolnictwa pełnego i jawnego do szcząt­ko­we­go i utajonego, pod czysto fizycznego, po „tylko” mentalnego.

*

Przemoc w społeczeństwie jawnym jest łatwo widoczna, zaś terror ro­dzin­ny, jedno z głównych źródeł społecznej przemocy, jest na ogół ukryty.

Bohdan Chwedeńczuk, Szpetna rodzina,
Oficyna Bractwa Trojka, Poznań/Warszawa 2020.

poniedziałek, marca 22, 2021

(4174+7). Mamy to!

Ankiety (tu: suka, to dziwna kobieta). Zawsze mnie trochę kosztowały. Co można poprawić w wykładach? Czego brakowało studentkom i studentom? Czy jestem właściwą osobą na właściwym miejscu?

Akcja zbierania na moje ferrari zakończyła się po 132 go­dzi­nach i pięciu minutach dziś, cztery minuty po północy. Ja pa­dłam dwadzieścia minut wcześniej, ale Gepardzica, Smoku, Sadownik i inni dotrwali do Nowego 100% Roku. Emocje jeszcze z nas schodzą.

Ta zbiórka była, ku memu zaskoczeniu, nie tylko zbiórką, ale również ankietą odwróconą — wśród Darczyńców byli daw­ni Stu­den­ci, dla których kontakt ze mną na zajęciach był ważny. Dobrze to wiedzieć. Trawię tę piękną żabę, a moje ferrari już się szyje.

Dziękuję. Thank you. Gracias. Grazie. Дякую.

*   *   *

Jest sobie Dorota,
kocha psa i kota.
Spotkała ją bardzo
ch****a przygoda.

Teraz, aby przebyć
choć kawałek drogi
musi mieć wehikuł
bardzo k***a drogi!

Sama nie nazbiera,
z nieba też nie spadnie.
Ratujmy Dorotę,
co została na dnie
!

// Lucas, 19.03.2021.

*

Ta cudna Baba chce do parku wiosną, sama! Bo to taka samosia jest. ;)
//Leonia, 20.03.2021.

niedziela, marca 21, 2021

4180. Panna cotta (V)

Ten moment, gdy melodia ludzkiego głosu rozsuwa się w słowa. Jeszcze nie rozu­miesz zdecydowanej większości z nich, jeszcze nie zapiszesz bezbłędnie, ale już sły­szysz słowa — czysta magia! Ludzki mózg jest czarodziejem.

Jovanotti, Ragazzini per strada.

Oggi è una bella giornata!

4179. Tikn (III)

Ta seria wydawnicza — 333 książki temu, czyli dawno. Klik, klik, parę tytułów, które mnie interesują. Klik, klik, opłacone, zamówione. W piątek wrzucono do skrzynki. Wczoraj Sadownik przyniósł do ula.

LGBT to teraz bardzo modne słowo — powiedział. Zaniemówiłam. Kura przez wu, modne słowo? Modne to są spodnie, fryzura, kozaki i w niecovidowych czasach knajpy, ale nie LGBT! LGBT to ludzie, bardzo konkretni — mam wśród nich Przyjaciół, są wspa­nia­łymi Ludźmi.

Siły pedalstwa, pobudzone piątkowym [27/28.06.1969] nocnym najściem policji na Stonewall Inn — jeden z największych, najbardziej popularnych i najdłużej istniejących gejowskich barów w mieście — w sobotni wieczór połączyły się w bezprecedensowym proteście, a w niedzielę w nocy po­wró­ci­ły, by do wczesnego rana walczyć o swoją obecność, przyszłość i dumę.

*

Po drodze mówił [Allen Ginsberg] […]: „Wiesz, ci faceci są tacy piękni — nie wyglądają na poranionych, a jeszcze dzie­sięć lat temu każdy pedał miał to wypisane na twarzy”. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jak ktoś mówi o tym tłu­mie, że jest piękny.

Lucian Truscott IV, Gejowska moc na Sheridan Square,
przeł. Piotr Laskowski, Oficyna Bractwa Trojka, Poznań 2019.

O serii Tikn
Słowo „tikkun” […] oznacza naprawę — naprawę świata. […]
     Naprawa wymaga nie tyle zniszczenia zła, ile poszukiwania i chronienia tego, co w tym świecie może przynieść ocalenie. […]
     […] jedyną drogą wyjścia z nocy, jaka pochłania dziś nasze myślenie, jest porzucenie twierdzy tożsamości, odkrycie, że wszystko, czym jesteśmy, po­zo­sta­je ostatecznie nie nasze obce, tymczasowo używane. W miejsce przy­wią­za­nia do spektaklu polskości, europejskości, Polski Walczącej czy ka­rie­ry senior managera — potrzebujemy odwagi błądzenia, wędro­wa­nia, migrowania. Tym, co łączy nas z innymi jest właśnie wspólne do­świad­cze­nie istot, które dziwią się samym sobie.

Anna Blumsztajn
Jagoda Dolińska
Andrzej Grzybowski
Magdalena Kowalska
Piotr Laskowski
Maciej Łagodziński
Sebastian Matuszewski

(tamże)

sobota, marca 20, 2021

4178. 79/365

mów, słuchaj, pytaj. dociekaj, gdy nie rozumiesz odpowiedzi. nie ustawaj, gdy wyjaśnienie rodzi nowe pytania.

79/365

4177. Chronos (III)  // Zielnik (XXVI)

Rzuciłam wszystkie cztery czytane książki, bo utknęłam w jednej z nich. Ze stosika nowość Mistrza z współautorem wyjęłam. Nie skończyłam, delektuję się, nie śpie­szę, ale jak przeczytałam o tej roślinie — upartej dość — to pomyślałam, że musimy ją mieć w zielniku. W ten sposób w zespole redagującym zielnik pojawił się męż­czy­zna, a w zasadzie dwóch umiejących pięknie pisać.

Ale najbardziej zależy mi na żółtym, mocnym jak rzemień janowcu. Już nie wiem, czy drogi mi jest sam kwiat, czy legenda i znaczenia, jakie nadał mu Giacomo Leopardi. Chodząc po suchym, popielistym Wezuwiuszu, dostrzegł wielki samotnik w janowcu, świadectwo człowieka i jego – naszego – losu. W poemacie La Ginestra (czyli Janowiec właśnie) pisze o losie żółtego kwia­tu jako bytu, który na dobrą sprawę w ogóle nie powinien istnieć. […] dano żyjątku (człowiekowi, roślinie…) „egzystencję na warunkach śmiesznych”. A mimo to – jesteśmy. My ludzie i on kwiat (po włosku: ona). I na do­da­tek potrafimy wypuszczać żółte płatki. Na znak, że trwamy. Znak nie tylko dla siebie — przede wszystkim dla innych, zwłasz­cza dla tych, co zwątpili. Zry­wam więc jedną ukwieconą łodygę ja­now­ca jak skarb i znak. Jak klucz do zasady zanegowanego, lecz upartego ist­nie­nia.

Jarosław Mikołajewski i Paweł Smoleński, Czerwony śnieg na Etnie,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
(wyróżnienie własne)


Autor(ka) nieznany/a,
[dostęp: 20.03.2021], źródło.

Jarosław Mikołajewski:
Janowiec

4176. [*]  // Chronos (II)

Człowiek-Legenda odszedł trzy dni temu. Wiem, bo napisała mi o tym Saxifraga dwa dni temu wieczorem. Od wczoraj wracam do najważniejszego, co wciąż poza słowami.

Dick Hoyt
(1940–2021)

4175. Chronos (I)

Zapytał:
     — Mamo, czy ktoś to kupi?

W ten sposób dołączył do Twórców, wystawiająch swo­je pra­ce na licytacje, z których dochód przeznaczony jest na moją rehabilitację. Spłakał mnie Oś tym pytaniem, spłakał wielkimi, dobrymi łzami. Pierwszego obrazu nikt spo­koj­nie nie kupił — do ostatnich chwil toczyła się za­cie­kła wal­ka między kolekcjonerami.

Gdy malował pierwszy obraz, nie wiedział nic o ro­dzą­cym się dyptyku. Gdy pierwszy znalazł swój nowy dom, dru­gi obraz do niego przyszedł i kazał się namalować, i sprze­dać.


Oś.

A ja? Ja muszę je tu mieć. Autor wyraził zgodę.

środa, marca 17, 2021

4174. Zbieramy na moją samodzielność

jedna myśl powoduje
      rewolucję
w głowie,
w rękach,
w nogach.
// Ev

Możesz nam pomóc, możesz podać dalej i  Ty. TU.
Całym Stadem z góry mówimy: dziękujemy!

[Aktualizacja: 22.03.2021], Mamy to!

wtorek, marca 16, 2021

4173. 75/365  // Zielnik (XXV)

wiosna. po cichutku i uparcie. idzie do nas.

75/365

*


fot. Zawsze-Wolna-od-Nudy.

Jabłoń:
to zwykły niezwykły mlecz?
bo troszkę jakby nie…

Zawsze-Wolna-od-Nudy:
Podbiał

poniedziałek, marca 15, 2021

4172. Panna cotta (IV)

Sadownik & Jabłoń:
(w samochodzie, w krótkiej drodze po mieście)

Jabłoń:
Il gattino, come stai?
[Kotku, jak się masz?]

Sadownik:
(z udawanym wyrzutem)
Il gattino? Jak to brzmi?

Jabłoń:
Wolisz: Il gattone?
[Wolisz: Kocurze?]

Sadownik:
Musisz się tylko dowiedzieć,
jak jest wyliniały.

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem)

niedziela, marca 14, 2021

4171. Tłumaczenie

Przekład słów Romana Kurkiewicza* na mój świat brzmi:

najgorzej wykonane ćwiczenie jest lepsze
od najlepiej niewykonanego ćwiczenia.

___________
  * za którego udziałem w audycji o książkach tęsknię od lat.

sobota, marca 13, 2021

4170. Czekariat (IX)  // W kolorze

Ćwiczenie na temat Baza na Marsie czekało i czekało. Doczekało się.


Kaan.

*

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj, dzięki wiedzy pozyskanej od Pełnoprawnej, z panami
Sebastianem i Bartkiem kroili na miarę wózek dla Drzewka
)

Jabłoń:
(kobiecy dylemat na głos rozważa)
Pomarańczowy czy czerwony,
czerwony czy pomarańczowy…

Pan Bartek:
(profesjonalnym, bardzo poważnym tonem)
Czerwone są najszybsze!

*

Pan Ciasteczko:
(po wszystkim tonę nieodebranych połączeń miał,
więc numer po numerze oddzwania; zaczął od Onemu
)
Dwie godziny ustalaliśmy detale.

Onemu:
(nie należy do niewybrednych)
To ja swoje auto szybciej kupiłem!

4169. Panna cotta (III)

Liczbę mnogą poćwiczyć. Jak mówi Maestra-Di-Italiano: rozmnożyć rzeczowniki. Ćwiczenie sobie wymyśliłam, by przy okazji pouczyć się liczyć, niczym trzylatek, do dziesięciu, na blachę. Jestem najdumniejszą na świecie trzylatką, bo umiem się sobą zająć.

ene, due, riche*, fache*.
uno, ragazzo, ragazza.
due favole,
tre cani,
quattro scarpe,
cinque alberi,
sei monete,
sette sogni,
otto farfalle,
nove libri,
dieci parole**.

____________
  * zapis po włosku, by fonetycznie brzmia­ło jak polska wyliczanka: ene, due, rike, fake

  ** // à la Leon Leszek Szkutnik:
    raz, chłopak, dziewczyna.
    dwie bajki,
    trzy psy,
    cztery buty,
    pięć drzew,
    sześć monet,
    siedem marzeń,
    osiem motyli,
    dziewięć książek,
    dziesięć słów.

*

Mogłabym napisać znów to samo: [ł]omolę trzeci dzień. I gapię sięjak wtedy… na relację, na taniec i na to, co między tancerzami. Nie mogę przestać…

Achille Lauro, Bam bam twist.

Malandrino!

4168. Na terapię?

Uwielbiam branżowe żarty! Uwielbiam, pomimo tego, że nie zawsze mam towarzystwo do współdzielenia zachwytu.

Ulubione psy-choterapeutyczne mam dwa (pierwszy, drugi). Sprawdziłam — wciąż z tą samą intensywnością mnie bawią.

Gdy wczoraj z rana Sadownik pokazał mi ten, wiedziałam, że mu­szę go zawsze pod ręką mieć. Na szczęście są nurty psycho­te­ra­peu­tycz­ne niewymagające kozetki.


Autor(ka) nieznan(y/a).

czwartek, marca 11, 2021

4167. 70/365

kartonik w słońcu. potrafi uszczęśliwić. a trzy?

70/365

*

Zefir i Mars są niebywałymi Nauczycielami.

fot. Saxifraga, fragment.

I przyszedł cień…

fot. Saxifraga, fragment.

[…] takie miejsce […] , gdzie człowiek w naturalny sposób czuje się zadowolony i silny. Poklepał podłogę tam, gdzie siedział, mówiąc, że to właśnie jest jego miejsce, i dodał, że postawioną przez niego zagadkę muszę rozwiązać sam, zabierając się od razu do dzieła.
     […] wyjaśnił mi, że nie wszędzie siedzi się lub przebywa jednakowo dobrze, gdzieś na werandzie istnieje jedyne w swoim rodzaju miejsce, gdzie czułbym się lepiej niż gdziekolwiek indziej. Moje zadanie polegało na tym, żeby odnaleźć to miejsce.

Carlos Castaneda, Nauki don Juana,
przeł. Adam Szostkiewicz, Rebis, Poznań 1997.

4166. Czytanie na ząb

Kanapkowe czytanie trwa. Z niedzieli na po­nie­dzia­łek kanapkę z nienormatywnymi na kawałek nocy odłożyłam, bo na tego Autora nie trzeba mnie namawiać — biorę, jak tylko dowiem się, że jest ibuk. A wewnętrzny ibukosnera na to: nie mogłaś po­cze­kać? Nie mogłam. Nie po­wie­dzia­łam ibukosknerze, że za niecałe dwa tygodnie ukaże się nowa książka Autora i że nie będę czekać, bo nie mogę się doczekać.

Książkę tę pisałem cztery lata, z czego trzy i pół roku zajęło mi po­dró­żo­wa­nie pociągami po Polsce. Co tydzień pokonywałem około siedmiuset kilo­met­rów, jeżdżąc drugą klasą PKP. […] Wielu ludzi twierdziło, że marnuję czas, pieniądze i życie. Przyzwyczaiłem się do tego i dla świętego spokoju przyznaję im rację.

*

Pociąg jest doskonałym miejscem, żeby zacząć wszystko od początku.

*

Sekundy na wszystkich dworcach świata są w tym samym momencie. Na stacjach kolejowych punktualność jest jak religia. Wszyscy, którzy chcą gdzieś dojechać, spoglądają w górę na wielki zegar i wyglądają, jakby się modlili. Część modli się za stratę czasu, część za niemożność spóźnienia, a część za plany, których nie da się zrealizować. Na dworcach czas za­rzą­dza wspomnieniami, które miały nastąpić.

*

Czekanie jest pokutą za grzechy. Głównie za te, których się nie popełniło.

*

Skoro nikt nie słucha, należy ciągle powtarzać to samo.

*

Siedząc w przedziale, staram się wiercić Bogu dziurę w brzuchu, ale nie wiem, od jakiego słowa zacząć. […]
     Zaczynam od nowa napraszać się Najwyższemu, ale Bóg nie może nic odpowiedzieć, bo wtedy zdradziłby, że istnieje.

*

[…] postanowił, że zostanie świętym. Kiedy się dotlenił, wszystko mu przeszło.

*

„Ani to, ani tamto” – tyle podsłuchałem na temat mądrości. Ludzie, którzy tak myślą, są nad wyraz spokojni.

*

Nie mam szczęścia w grach losowych. Mam szczęście w tym momencie, cho­ciaż ten moment też jest grą losową z mniej pewnie działającym ra­chun­kiem prawdopodobieństwa.

*

Ile potrzeba czasu, żeby coś nadrobić?
     Nic nie trzeba, bo nic nie da się nadrobić.

*

Wszystkie nieprzeprowadzone rozmowy zostają w nas na całe życie i po­wo­du­ją, że czujemy się jak w tunelu. Wiemy, że wyjście jest za nami i przed nami.

*

     — Czy ty nie za rzadko o mnie myślisz?
     — Myślę często, ale wszystko dociera z dużym opóźnieniem.

*

Po powrocie do domu moja głowa jedzie jeszcze co najmniej dwa dni.

*

Podobno wszystko magazynuje się w mięśniach.
     Przechowuję w nich:
     widoki, których nie pamiętam,
     ludzi, których nie poznałem,
     bary dworcowe,
     zbyt szybko dopijane piwa,
     nerwowo poszukiwane perony,
     zgubione bilety i
     myśli, których nie zapisałem.

*

Mam dużo czasu do zmarnowania, ponieważ czekam. Kiedy się czeka, najważniejsze jest, żeby nie myśleć o tym, że trzeba się gdzieś śpieszyć. Odzwyczailiśmy się od tego, ponieważ na coraz mniej rzeczy czekamy.

*

     Charakter jest losem.
     Mój charakter jest moim losem.
     Jej charakter jest naszym losem.

*

Najlepiej odczuwa się życie, kiedy jest ono tragedią. Wtedy działa się intui­cyj­nie. Działa się jak zwierzę. Działa się jak niedźwiedź. Dlatego w tym mo­men­cie chciałbym się położyć i obudzić za pół roku. Jednak to niemożliwe, bo jestem żukiem przybitym szpilką do małej deski.

*

Graliśmy w kółko i krzyżyk. Niby nic się nie stało, przegrałem, chwilę później przegrałem po raz drugi. Zwykła małżeńska przemoc w granicach zdrowego rozsądku. Trzy kółka, trzy krzyżyki. Wszystko wydawało się tak proste, że przez moment poczułem, że mam system na życie.

*

Dusza nigdy nie przejmuje się ciałem, bo w przeciwieństwie do niego nie popełnia błędów.

*

Patrzy dwa metry przed siebie.
     To wystarczająca odległość, żeby zrozumieć nieskończoność.

Filip Zawada, Psy pociągowe,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)

środa, marca 10, 2021

4165. O nadziei… pięknie!

Czytanie kanapkowe uprawiam od jakiegoś czasu: Nienormatywni, Solnit (od­kry­łam, że mam jeszcze na stosiku nieprzeczytane dwie wcześniejsze jej książki), Nie­nor­ma­tywni i Solnit, czyli ta książka. Skończyła się w niedzielę, ale z pu­bli­ka­cja­mi tej Autorki już tak mam, że muszą się uleżeć, nim będę w stanie wybrać cytaty, które chcę mieć tu pod ręką.

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że ta książka leżała i czekała na mnie na moim stosiku czytelniczym półtora roku z hakiem.

Za­miesz­ku­je­my dziś ską­pa­ną w świe­tle dnia przy­szłość, któ­ra kil­ka dzie­się­cio­le­ci temu sta­no­wi­ła mrok nie do prze­nik­nię­cia. Wów­czas lu­dziom ła­twiej przy­cho­dzi­ło wy­obra­że­nie so­bie koń­ca świa­ta niż ry­chłych zmian, ja­kie mia­ły na­stą­pić w od­gry­wa­nych na co dzień ro­lach, w my­ślach, prak­ty­kach, zmian, któ­rych nie prze­wi­dzia­ła w na­wet naj­bar­dziej wy­bu­ja­łej fan­ta­zji li­te­ra­tu­ra scien­ce fic­tion.

*

Mu­si­my ży­wić na­dzie­ję na zisz­cze­nie się na­szych wła­snych ma­rzeń, ale i po­go­dzić się z tym, że świat jest o wie­le dziw­niej­szy niż na­sze wy­obra­że­nia o nim.

*

[…] mu­si­my mieć na­dzie­ję — zaś na­dzie­ja w tym zna­cze­niu, o któ­rym tu mó­wię, nie jest na­gro­dą czy da­rem, ale czymś, co zdo­by­wa­my dzię­ki na­uce, dzię­ki opie­ra­niu się ła­twej po­ku­sie roz­pa­czy, czymś, co zdo­by­wa­my, ko­piąc tu­ne­le, wy­bi­ja­jąc okna, otwie­ra­jąc drzwi i znaj­du­jąc lu­dzi, któ­rzy czy­nią po­dob­nie. Bo ci lu­dzie ist­nie­ją. „Mu­sisz im dać na­dzie­ję” — po­wie­dział daw­no temu Ha­rvey Milk. A po­tem to zro­bił.

*

[…] nie­bez­pie­czeń­stwo jest sio­strą moż­li­wo­ści.

*

Albo mamy w so­bie na­dzie­ję, albo nam jej bra­ku­je; to wy­miar du­cho­wy; nie jest ona za­sad­ni­czo za­leż­na od ja­kie­goś kon­kret­ne­go spoj­rze­nia na świat ani od oce­ny sy­tu­acji. Na­dzie­ja to nie ro­ko­wa­nie. To ukie­run­ko­wa­nie du­cha, ukie­run­ko­wa­nie ser­ca; wy­kra­cza ona poza świat bez­po­śred­nio prze­ży­wa­ny i za­ko­rze­nio­na jest gdzieś poza jego ho­ry­zon­tem.

*

Pro­ble­my to na­sza spe­cjal­ność, ra­dzi­my so­bie z nimi, by prze­trwać albo by na­pra­wić świat, za­tem sta­wia­nie im czo­ła jest lep­sze niż od­wra­ca­nie się do nich ple­ca­mi, za­mia­ta­nie ich pod dy­wan czy za­prze­cza­nie ich ist­nie­niu. Sta­wia­nie im czo­ła może być ak­tem na­dziei, jed­nak tyl­ko kie­dy pa­mię­ta­my, że na pro­ble­mach świat się nie koń­czy.
     Na­dzie­ja to nie bra­ma, lecz prze­ko­na­nie, że bra­ma gdzieś ist­nie­je, że ist­nie­je ja­kieś wyj­ście z obec­nych pro­ble­mów, prze­ko­na­nie ży­wio­ne, jesz­cze za­nim znaj­dzie się wła­ści­wą dro­gę i nią po­dą­ży.

*

Na­dzie­ja jest opo­wie­ścią o nie­pew­no­ści, o ra­dze­niu so­bie z ry­zy­kiem, ja­kie nie­sie nie­wie­dza o tym, co nas cze­ka za ro­giem, a to jest bar­dziej wy­ma­ga­ją­ce niż roz­pacz i w pe­wien spo­sób jesz­cze bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce. Ale i nie­skoń­cze­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

*

Nie­ustan­nie jed­nak war­to pod­kre­ślać, że na­dzie­ja to do­pie­ro po­czą­tek; nie może być ona sub­sty­tu­tem dzia­ła­nia, ale je­dy­nie jego pod­sta­wą. „Nie wszyst­ko, z czym się mie­rzy­my, da się zmie­nić, ni­cze­go jed­nak nie­po­dob­na zmie­nić, póki się z tym nie zmie­rzy­my” – na­pi­sał Ja­mes Bal­dwin. Na­dzie­ja do­pro­wa­dza nas do pew­ne­go punk­tu, da­lej ko­niecz­na jest pra­ca.

*

Oto miej­sce, w któ­rym te­raz sto­ję, aby zmie­rzyć się z prze­szło­ścią i przy­szło­ścią, miej­sce, w któ­rym zbie­ga­ją się opo­wie­ści, jed­no z nie­zli­czo­nych cen­trów świa­ta.

*

Cza­sem wy­da­je się, że wie­le i wie­lu z nas po pro­stu nie wie, jak być czło­wie­kiem in­ne­go ro­dza­ju, oso­bą, któ­ra po­tra­fi mó­wić o wiel­kich ma­rze­niach, o wznio­słych ide­ałach, o głę­bo­kich uczu­ciach; wy­da­je się, jak­by po­zo­sta­ła nam je­dy­nie zre­du­ko­wa­na wer­sja „ja”, sar­ka­stycz­na i zdol­na funk­cjo­no­wać tyl­ko na małą ska­lę.

*

Nie ma dnia bez chwil raju.
// Jor­ge Lu­is Bor­ge­s

*

[…] w tym, co nie­uchron­ne i oczy­wi­ste, po­ja­wia­ją się pęk­nię­cia.

*

„Zwy­cię­ża­my”, a nie „Zwy­cię­ży­li­śmy”. To taki spo­sób mó­wie­nia i pi­sa­nia, dzię­ki któ­re­mu mo­żesz po­czuć, że osią­gnę­łaś suk­ces, nie po­pa­da­jąc przy tym w sa­mo­za­do­wo­le­nie, mo­żesz czuć, że wciąż jesz­cze pię­trzą się przed tobą trud­no­ści, a jed­nak unik­nąć po­czu­cia klę­ski. Pra­wie wszyst­kie zwy­cię­stwa oka­żą się tym­cza­so­we, nie­peł­ne albo w ja­kiś spo­sób na­ra­żo­ne na szwank, co nie zna­czy, że nie mo­że­my ich świę­to­wać tak, jak świę­tu­je­my zwy­cię­stwa wiel­kie i osza­ła­mia­ją­ce, bo i ta­kie prze­cież od cza­su do cza­su się zda­rza­ją. Nie mo­że­my się za­trzy­my­wać.

*

[…] kry­zys czę­sto wy­do­by­wa z nas to, co naj­lep­sze.

*

Bóg Sta­re­go Te­sta­men­tu cięż­ką ręką rzą­dzi sta­tycz­nym świa­tem mo­ral­no­ści, ja jed­nak ra­czej skłon­na je­stem wie­rzyć, że na­szym świa­tem wła­da zu­peł­nie inna isto­ta: Ko­jot, bó­stwo rdzen­nych Ame­ry­ka­nów, nie­znisz­czal­ny, lu­bież­ny, za­baw­ny i spon­ta­nicz­ny trick­ster, któ­ry pa­ku­je się w ka­ta­stro­fy, za­wsze jed­nak wy­cho­dzi z nich cało […].

*

Ko­jot za­chę­ca, by za­ufać fun­da­men­tal­nej dzi­wacz­no­ści świa­ta, jego po­czu­ciu hu­mo­ru, jego od­por­no­ści.

*

[…] hi­sto­rią jest to, co się wy­da­rza, na­to­miast anioł hi­sto­rii od­mien­nej mówi nam, że na­sze czy­ny się li­czą, że cały czas two­rzy­my hi­sto­rię dzię­ki temu, co się nie wy­da­rzy­ło, po­dob­nie jak dzię­ki temu, co się sta­ło.

*

Nie je­ste­śmy już tymi, któ­ry­mi by­li­śmy jesz­cze nie­daw­no.

Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku,
przeł. Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)

Roz­wią­za­nie więk­szo­ści pro­ble­mów w ro­dza­ju „A lub B” brzmi: jed­no i dru­gie; naj­lep­szym spo­so­bem po­ra­dze­nia so­bie z tym pa­ra­dok­sem jest przy­ję­cie ra­cji obu stron za­miast po­zby­wa­nia się jed­nej lub dru­giej w imię spój­no­ści. Py­ta­nie brzmi: jak po­ukła­dać zdro­we re­la­cje mię­dzy tym, co lo­kal­ne, i tym, co glo­bal­ne, a nie: jak sta­nąć po stro­nie jed­ne­go i uci­szyć dru­gie.

*

[…] nie ma nic groź­niej­sze­go dla władz niż po­czu­cie przy­na­leż­no­ści i oby­wa­tel­stwa, niż nie­ustra­szo­ność i po­czu­cie jed­no­ści ze świa­tem, cał­ko­wi­cie róż­ne od pod­szy­te­go lę­kiem śle­pe­go pa­trio­ty­zmu.

*

Po­trze­bu­je­my zmia­ny w ko­lo­sal­nej ska­li i nie wie­my, czy uda się nam ją osią­gnąć, póki tego nie spró­bu­je­my.

*

W wie­lu kra­jach zo­sta­ła uwol­nio­na nie­zwy­kła po­tę­ga wy­obraź­ni, po­zwa­la­ją­ca nam od­kry­wać sie­bie na nowo, na­wet je­śli nie­ła­two orzec, w jaki spo­sób ta wy­obraź­nia zdo­ła prze­ciw­sta­wić się mor­der­cze­mu cię­ża­ro­wi neo­li­be­ra­li­zmu, fun­da­men­ta­li­zmu, znisz­cze­niu śro­do­wi­ska i do­sko­na­le się sprze­da­ją­cej bez­myśl­no­ści. Na­dzie­ja nie wią­że się jed­nak z tym, cze­go ocze­ku­je­my. Ozna­cza uzna­nie za­sad­ni­czej nie­po­zna­wal­no­ści świa­ta, wyrw w te­raź­niej­szo­ści, nie­spo­dzia­nek. […] spo­dzie­wać się cu­dów – przy czym nie cho­dzi o to, by ocze­ki­wać, że po­ja­wią się w okre­ślo­nym cza­sie i miej­scu, ale by być go­to­wym na zdu­mie­nie i za­chwyt, otwo­rzyć się na to, że cze­goś nie wie­my. To bo­wiem sta­no­wi pod­sta­wę dzia­ła­nia. […] Nie ma in­nej dro­gi, chy­ba że pod­da­nie się. Ono zaś ozna­cza po­rzu­ce­nie nie tyl­ko przy­szło­ści, lecz tak­że du­szy.

*

Lep­szy świat – tak. Do­sko­na­ły świat – ni­g­dy.

*

[…] na­dzie­ja to sie­kie­ra, któ­rą roz­rą­bu­je się drzwi w sy­tu­acji na­głej ko­niecz­no­ści, bo na­dzie­ja po­win­na nas wy­py­chać za drzwi, bo mu­si­cie dać z sie­bie wszyst­ko, by wy­trą­cić przy­szłość z ko­le­in wio­dą­cych ku nie­koń­czą­cej się woj­nie, ku uni­ce­stwie­niu ca­łej pla­ne­ty, jej bo­gactw i skar­bów, i ku uci­sko­wi bied­nych i zmar­gi­na­li­zo­wa­nych. Na­dzie­ja ozna­cza po pro­stu, że inny świat jest moż­li­wy, a nie że jest zie­mią obie­ca­ną, bo­wiem jego na­dej­ścia nic nie gwa­ran­tu­je. Na­dzie­ja do­ma­ga się dzia­ła­nia; dzia­ła­nie nie jest moż­li­we bez na­dziei.

*

Na­wet to, co zda­je się wy­da­rzać na­gle, się­ga ko­rze­nia­mi głę­bo­ko w prze­szłość i kieł­ku­je z na­sion od daw­na spo­czy­wa­ją­cych w uśpie­niu.

*

Mury wzno­szą się i sta­no­wią uspra­wie­dli­wie­nie tego, że tkwi się w miej­scu, bra­my zaś wy­ma­ga­ją przej­ścia.

*

Na­dzie­ja to dar, któ­re­go nie mu­si­my się wy­rze­kać, moc, któ­rej nie mu­si­my się wy­zby­wać.

*

Opo­wie­ści wy­ła­nia­ją się z mro­ku i wy­cho­dzą na ja­sne świa­tło dzien­ne. I choć na sce­nie roz­gry­wa się dra­mat na­szej bez­sil­no­ści, mrok skry­wa se­kret na­szej mocy.

(tamże)

4164. Czekariat (VIII)

Bez instrukcji obsługi przy okazji urodzin dziewięć dni temu trzy piękności pojawiły się w ulu. Natychmiast zobaczyłam UmówiONE!

Tydzień był okrutnie zajęty, więc losowanie odbyło się na raty. Pierwsza losowała Kaan, dwa dni później Gepardzica. Jabłoń miała w planie wpis na Dzień Kobiet, by mieć pod ręką powyższe zdjęcie i słowa Bliźniaczej Liczby.

Bliźniacza Liczba:
(też dziewięć dni temu napisała)
W szkole Vía 8 marca nie jest
obchodzony jako Dzień Kobiet,
ale jako Dzień Równości
[genderowej].

* * *

W Dzień Kobiet, dla mnie w Dzień Równości, zobaczyłam Trzy Piękności sportretowane razem. Musiałam je tu mieć! Tylko na siły trzeba było poczekać.


fot. Zawsze-Wolna-od-Nudy, fragment,
[dostęp: 8.03.21], źródło.

niedziela, marca 07, 2021

4163. W niedzielny poranek…

Makinetka:
(kuchenne utensylium, grające pierwsze
skrzypce z samego rana w Małej Danii
)

Biały Kruk:
(podaje Sadownikowi kubek
z aromatycznym gorącym płynem
)
Wodzu…

Sadownik:
Bogu…

Jabłoń:
(jeszcze w łóżeczku, ryknęła śmiechem;
kocha* obu panów, ale każdego inaczej
)

____________
  * od wczoraj dzięki Maestrze-Di-Italiano wie, że Włosi – ni­czym eskimosi o ro­dza­jach śnie­gu — komunikują o miłości pre­cy­zyj­nie bez utraty mocy uczu­cia:

Jabłoń do Sadownika:
ti amo

Jabłoń do Białego Kruka:
ti voglio bene

sobota, marca 06, 2021

4162. W Małej Danii

Orzeszek:
(negocjuje, by Biały Kruk wziął pół
jej ostatniej, kolacyjnej kromki
)

Biały Kruk:
Kotuś, to jest gra na uczuciach!

Jabłoń:
Każdy gra, na czym umie.

Sadownik & Biały Kruk:
(ryknęli śmiechem)

Jabłoń & Orzeszek:
(udają, że nie wiedzą, o co chodzi)

4161. Panna cotta (II)

Powtórzyć, utrwalić, zabawić się tym, czego nauczyłam się w tym tygodniu po włosku, zachciało mi się. Krzyżówka! Skonstruować — strzeliło mi do głowy. Na pła­szczy­źnie słowa rozłożyć, we wzajemne relacje uwikłać. Naj­trud­niej­sze do na­ucze­nia słowo uczynić hasłem. I najważniejsze: dobrze się bawić! Zrobione.

Gdy znalazłam zdjęcie, które muszę tu mieć, długo gapiłam się na nie w za­chwy­cie jak na meta­fo­rę zaklętą w piksele. Czy całujesz w nos swój strach? Czy za­glą­dasz w oczy swoim lękom?

Całuj w nos trudności, patrz głęboko w oczy przeszkodom i… rób swoje! — pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie.


Autor(ka) zdjęcia nie do ustalenia.

czwartek, marca 04, 2021

4160. Przed snem

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj wieczorem układają się
na łyżeczkę do snu
)

Jabłoń:
(jara się, stojąc w uchylonych drzwiach
do świata włoskiego śnienia
)
Il gatto, stringimi forte!
[Kocie, przytul mnie mocno!]

Sadownik:
(śmiertelnie poważnie)
Do kogo ty mówisz?
Bo jak do mnie,
to chyba il gattino!

[… to chyba kotku]

Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli śmiechem)

środa, marca 03, 2021

4159. Panna cotta (I)

non sono pizza,
non sono caffè,
sono studentessa.

non sei acqua,
non sei latte,
tu sei vulcano*.

*

Ricchi e Poveri, Sarà perché ti amo.

…stringimi forte…

____________
  * // à la Leon Leszek Szkutnik:
    nie jestem pizzą,
    nie jestem kawą,
    jestem studentką.

    nie jesteś wodą,
    nie jesteś mlekiem,
    jesteś wulkanem.

wtorek, marca 02, 2021

4158. Będąc mężem terapeutki…

Sadownik:
(żartem wrzuca Drzewku to i owo)

Jabłoń:
(utrzymuje powagę resztką sił)
Jesteś niesprawiedliwy!

Sadownik:
(drze łacha z psychoterapeutów)
Ale tak czuję*.
(i po teatralnej pauzie dodaje radośnie)
I kop się z koniem, Maleńka!

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem)

___________
  * czuję, że… — to ściema, w rzeczywistości jest to wy­ra­że­nie opinii, a nie komunikowanie o uczuciach czy emocjach.

4157. 61/365

źdźbłu trawy nikt nie mówi: dbaj o siebie, rób to, co kochaszdaj z siebie coś światu.

potrzebujemy być jak trawa, wy­ra­sta­ją­ca spo­mię­dzy płyt chod­ni­ko­wych. nieustraszeni.

61/365

4156. Wśród swoich

A pani Maria i Ludka jeżdżą passatem — uprzedzając pytanie. Od pierwszego aka­pi­tu byłam wśród swoich. Nie śpieszyłam się, a i tak opowieść skończyła się zbyt szyb­ko. Teraz czekam na publikację trzeciego tomu cyklu, a w międzyczasie stosik ksią­żek o nie­nor­ma­tyw­nych, które przede mną, prezentuje się zacnie.

W każdym razie na pewno wiedziała o nim tyle, że jest w swojej nie­nor­ma­tyw­ności… trochę nienormatywny.
     — Nie wiem, czy czuję się komfortowo z faktem, że jestem utożsamiany z żywiołem ognia… — zwierzył się, wiercąc się nerwowo na swoim fotelu. – To takie… niestabilne. Nie lubię płomieni.

*

— To batonik zostaje dla mnie, jak miło! — Bezceremonialnie zabrała mu słodycz i natychmiast nadgryzła.
     — Po co ty mnie tym w ogóle częstowałaś?
     Wzruszyła ramionami.
     — Dobre maniery? — wypaliła. — Czy coś takiego.

*

Może moglibyśmy porozmawiać o tym, co takiego zadziało się w waszych relacjach, że posądzasz swoją przełożoną o…
     — W naszych relacjach to dzieje się sama patologia! — zdenerwowała się Żaneta, dla której tego już było za wiele. Poczuła się, jakby Piotr próbował z niej zrobić wariatkę. Z niej! Jedynej w miarę normalnej w tym biurze!

*

— Tobie jest przykro, ja mam negatywne emocje, powiedzieliśmy to sobie wzajemnie i co dalej? Pisemnie to sobie przyjmiemy do wiadomości? I wszyst­ko będzie nagle pięknie, tęcza, jednorożce, kucyki i przyjaźń? Sorry, to tak nie działa. Jeśli powiesz głośno, że coś jest do dupy, to to coś dalej jest do dupy, a ty możesz się tylko jarać, że o tym wiesz.

*

     — Porozmawiajmy o tym, co sprawia, że czujesz potrzebę zmiany tematu — zaproponował.

*

A jeśli przy tym chichotała szatańsko… Cóż, z coachingowego punktu wi­dze­nia bardzo ważne było, by wykonywana praca przynosiła radość i po­zy­tyw­ne emocje.

*

     — Nic nie wiesz i nie rozumiesz…
     — To mi powiedz — zażądał bratanek. — Komunikacja — ja mó­wię, ty mó­wisz, wymieniamy informacje. I ja ci radzę, skomunikuj się ze mną i wy­ja­śnij […].

*

[…] w przypływie natchnienia wypaliła, że w ramach po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej to by chciała ciasto marchewkowe.

*

Rzecz w tym, że gdybym postanowił strzelić słusznego i w pełni uza­sa­dnio­ne­go focha, to, owszem, byłbym w prawie moralnym, ale moje życie stałoby się gorsze. Potrzebuję cię w nim, żeby było lepsze.

*

     — W czapce nie da rady — oznajmiła radośnie. – Tłumi moją więź z naturą.

Do Piotra dotarło, że to już. To jest ta chwila, przeklęta oczyszczająca roz­mo­wa, prawda w oczy i ogólna katastrofa, po której, na zgliszczach kłamstw, powstanie nowy porządek.
     Do czegoś takiego zachęcał zawsze swoich klientów. Jak on mógł im to robić? Przecież to było straszne!

*

     — […] wszystko ma jakieś konsekwencje. Jeśli mamy dużo szczęścia, to ponosimy je tylko my sami. […]
     — Jak mamy tego szczęścia trochę mniej, to konsekwencje ponoszą też inni, ale nam ktoś przynajmniej nalewa herbatki owocowej. – Ludka pu­ści­ła do niej oko i sięgnęła po stojący na blacie dzbanek.
     — I robi kanapeczki z rzodkiewką? – upewniła się niewinnie Marysia.
     — I jeszcze ze szczypiorkiem! – Ludmiła otworzyła chlebak.

*

[…] zamiast kląć, strzelać fochy czy trzaskać drzwiami, zachowywał się, jakby wystawienie sobie przed drzwi tabliczki z tekstem „jestem na etapie układania sobie emocjonalnego stosunku do pewnych spraw, proszę o cier­pli­wość” było najnormalniejszą strategią działania w takiej sytuacji. A Sa­bi­na z kolei wydawała się uważać, że owszem, tak właśnie się postępuje.

W ogóle te potwory jakoś takie całkiem chwalebne życie wiodły. Każde z nich poświęciło się pomaganiu. Piechota pilnowała, żeby każdy był bez­piecz­ny w pracy. Piotr – żeby każdy był bezpieczny z Piechotą… no dobra, we własnym domu i we własnej głowie. Żanka chciała się za bez­pie­czeń­stwo w środowisku wziąć. Bronili i chronili. Służyli spo­łe­czeń­stwu.

Milena Wójtowicz, Vice versa,
Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

     — Ja pierdolę, a ja myślałam, że to ty jesteś ta niebezpieczna… – jęknęła z podziwem Żaneta.
     — No bo jestem, tylko inaczej – wytknęła z lekką urazą Sabina. – Krów­kę? Mało mam, ale w drodze powrotnej coś kupimy.

*

     — Wrócę — oznajmiła z emfazą. I wyszła.

(tamże)

*   *   *

Imagine Dragons, Thunder.