wtorek, marca 02, 2021

4156. Wśród swoich

A pani Maria i Ludka jeżdżą passatem — uprzedzając pytanie. Od pierwszego aka­pi­tu byłam wśród swoich. Nie śpieszyłam się, a i tak opowieść skończyła się zbyt szyb­ko. Teraz czekam na publikację trzeciego tomu cyklu, a w międzyczasie stosik ksią­żek o nie­nor­ma­tyw­nych, które przede mną, prezentuje się zacnie.

W każdym razie na pewno wiedziała o nim tyle, że jest w swojej nie­nor­ma­tyw­ności… trochę nienormatywny.
     — Nie wiem, czy czuję się komfortowo z faktem, że jestem utożsamiany z żywiołem ognia… — zwierzył się, wiercąc się nerwowo na swoim fotelu. – To takie… niestabilne. Nie lubię płomieni.

*

— To batonik zostaje dla mnie, jak miło! — Bezceremonialnie zabrała mu słodycz i natychmiast nadgryzła.
     — Po co ty mnie tym w ogóle częstowałaś?
     Wzruszyła ramionami.
     — Dobre maniery? — wypaliła. — Czy coś takiego.

*

Może moglibyśmy porozmawiać o tym, co takiego zadziało się w waszych relacjach, że posądzasz swoją przełożoną o…
     — W naszych relacjach to dzieje się sama patologia! — zdenerwowała się Żaneta, dla której tego już było za wiele. Poczuła się, jakby Piotr próbował z niej zrobić wariatkę. Z niej! Jedynej w miarę normalnej w tym biurze!

*

— Tobie jest przykro, ja mam negatywne emocje, powiedzieliśmy to sobie wzajemnie i co dalej? Pisemnie to sobie przyjmiemy do wiadomości? I wszyst­ko będzie nagle pięknie, tęcza, jednorożce, kucyki i przyjaźń? Sorry, to tak nie działa. Jeśli powiesz głośno, że coś jest do dupy, to to coś dalej jest do dupy, a ty możesz się tylko jarać, że o tym wiesz.

*

     — Porozmawiajmy o tym, co sprawia, że czujesz potrzebę zmiany tematu — zaproponował.

*

A jeśli przy tym chichotała szatańsko… Cóż, z coachingowego punktu wi­dze­nia bardzo ważne było, by wykonywana praca przynosiła radość i po­zy­tyw­ne emocje.

*

     — Nic nie wiesz i nie rozumiesz…
     — To mi powiedz — zażądał bratanek. — Komunikacja — ja mó­wię, ty mó­wisz, wymieniamy informacje. I ja ci radzę, skomunikuj się ze mną i wy­ja­śnij […].

*

[…] w przypływie natchnienia wypaliła, że w ramach po­mo­cy psy­cho­lo­gicz­nej to by chciała ciasto marchewkowe.

*

Rzecz w tym, że gdybym postanowił strzelić słusznego i w pełni uza­sa­dnio­ne­go focha, to, owszem, byłbym w prawie moralnym, ale moje życie stałoby się gorsze. Potrzebuję cię w nim, żeby było lepsze.

*

     — W czapce nie da rady — oznajmiła radośnie. – Tłumi moją więź z naturą.

Do Piotra dotarło, że to już. To jest ta chwila, przeklęta oczyszczająca roz­mo­wa, prawda w oczy i ogólna katastrofa, po której, na zgliszczach kłamstw, powstanie nowy porządek.
     Do czegoś takiego zachęcał zawsze swoich klientów. Jak on mógł im to robić? Przecież to było straszne!

*

     — […] wszystko ma jakieś konsekwencje. Jeśli mamy dużo szczęścia, to ponosimy je tylko my sami. […]
     — Jak mamy tego szczęścia trochę mniej, to konsekwencje ponoszą też inni, ale nam ktoś przynajmniej nalewa herbatki owocowej. – Ludka pu­ści­ła do niej oko i sięgnęła po stojący na blacie dzbanek.
     — I robi kanapeczki z rzodkiewką? – upewniła się niewinnie Marysia.
     — I jeszcze ze szczypiorkiem! – Ludmiła otworzyła chlebak.

*

[…] zamiast kląć, strzelać fochy czy trzaskać drzwiami, zachowywał się, jakby wystawienie sobie przed drzwi tabliczki z tekstem „jestem na etapie układania sobie emocjonalnego stosunku do pewnych spraw, proszę o cier­pli­wość” było najnormalniejszą strategią działania w takiej sytuacji. A Sa­bi­na z kolei wydawała się uważać, że owszem, tak właśnie się postępuje.

W ogóle te potwory jakoś takie całkiem chwalebne życie wiodły. Każde z nich poświęciło się pomaganiu. Piechota pilnowała, żeby każdy był bez­piecz­ny w pracy. Piotr – żeby każdy był bezpieczny z Piechotą… no dobra, we własnym domu i we własnej głowie. Żanka chciała się za bez­pie­czeń­stwo w środowisku wziąć. Bronili i chronili. Służyli spo­łe­czeń­stwu.

Milena Wójtowicz, Vice versa,
Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

     — Ja pierdolę, a ja myślałam, że to ty jesteś ta niebezpieczna… – jęknęła z podziwem Żaneta.
     — No bo jestem, tylko inaczej – wytknęła z lekką urazą Sabina. – Krów­kę? Mało mam, ale w drodze powrotnej coś kupimy.

*

     — Wrócę — oznajmiła z emfazą. I wyszła.

(tamże)

*   *   *

Imagine Dragons, Thunder.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz