poniedziałek, maja 30, 2016

1859.

niczym słowo na niedzielę. mam pytania na ten tydzień. wielkie. do siebie. zajmuje mnie odkrywanie odpowiedzi.

jak doświadczam dziś siebie?
co zostawia we mnie emocjonalny ślad?
co mnie dotyka, porusza, zatrzymuje?
co przykuwa moją uwagę? co mi się przydarza?

i?

(1683+1+174). Peregrynacja, dzień 140.

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Uczyłam się chodzić. Od nowa. Uczę się wciąż. Szlifuję technikę.
Odzyskuję siłę, sprawczość, samodzielność. Krok po kroku.

Opanowałam już do perfekcji korzystanie z komunikacji miejskiej. Posiadłam magiczne moce i umiejętnie je wykorzystuję, by ustąpiono mi siedzącego miejsca, nim tramwaj/autobus ruszy. Najlepszą anegdotą filozoficzno-absurdalną pozostaje wejście o dwóch kulach do tramwaju i oglądanie wyświetlanego w nim dzieła w ramach kampanii dotyczącej bezpieczeństwa: „trzymaj się! prowadzący pojazd może musieć gwałtownie zahamować”, a skąd wziąć trzecią rękę?

Czasem klik, klik i patrzę na zapomniane już prawie momenty w świecie bez kopytka. Sama nie mogę uwierzyć, że tak było, że tak długa droga i zmiana za mną. A na tej drodze aktualnie dwie anegdoty.

Pierwsza. Od tygodnia chodzę z Heniutką na siuśkowe spacery bez kul. Kilka dni temu wyszłyśmy. I. Lunęło! Mocno. Intensywnie. Przepięknie! I? Zachwycona byłam. Że ja, że na dworze, że krople deszczu na twarzy, że moknę! Na ostatniej prostej do domu Heniutka ciągnie jak głupia. Odpięłam Suczydło ze smyczy i obroży i widząc, co się dzieje, parsknęłam śmiechem. Kudłata mokra dziewczynka galopem poleciała pod daszek klatki. Nie będzie mokła z powodu odmienionej dziwnie matki.

Druga. Indianie jeszcze nie są w zasięgu moich możliwości. ale odkryłam, że mogę już tańczyć. Jak przedszkolak, ale za to z niebywałym zaangażowaniem! Strasznie fajnie jest być przedszkolakiem, stopę do stopy dostawiać w rytm melodii. Świetnie nadaje się do tego ścieżka dźwiękowa z filmu Gorączka sobotniej nocy. Przy tej piosence tracę rozum zupełnie. Musi tak być, bo czy ktoś widział przedszkolaka z doktoratem.

Yvonne Elliman, If I Can't Have You.

niedziela, maja 29, 2016

1857. Świr, zajob, punkt widzenia, 500+?

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dwa dni przed tym, gdy zaczął się świat bez kopytka, napisałam tu na blogu: nim wezmę się za najnowszą tej Autorki. Minęły cztery miesiące ze sporym hakiem, gdy wzięłam się za najnowszą książkę tej Autorki. Z rozdziawioną gębą, z niedowierzaniem, z przerażeniem, z nożem, co w kieszeni się otwiera. I cóż poradzić, skoro rodzimy, polski rynek dostarcza równie ciekawych form myślenia. W końcu kto zabroni człowiekowi z bogatą fantazją i utajoną paranoją?

Duke odkrył prostą prawdę, że nienawiść można szerzyć równie skutecznie, promując miłość. Do narodu, rasy, tradycji, Jezusa Chrystusa, a przede wszystkim do rodziny. Nikt normalny nie będzie się przecież czepiał rodziny. Konieczność segregacji rasowej Duke tłumaczył troską o przywrócenie chrześcijańskiego ładu i bezpieczeństwa.

*

Tu liczyły się praca, inteligencja, operatywność i szczęście. Mit zakładał, że jeżeli powinie ci się noga, to wylądujesz na bruku bez pomocy, ale zarazem co dzień będziesz budzić się z szansą, że wieczorem zostaniesz milionerem. To jest Ameryka, tak została pomyślana. Wszyscy mają tu się czuć równi. Tylko że do niedawna, żeby uczestniczyć w tej równości, trzeba było spełnić jeden warunek. Być białym.

*

Wczoraj wieczorem wzięliśmy globus, znaleźliśmy Europę, ale Polski nie było.
     — Musi być.
     — Nie było.

*

     — Chrystus rzekł: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”.
     — A weź przestań, marksistowska propaganda!

*

     — Martin Luther King mawiał: „Lękamy się tego, czego nie znamy”. Ludzie nienawidzą innych ludzi, bo się ich boją, a wynika to z tego, że ich nie znają, a nie znają, bo są rozdzieleni. My byliśmy w domu uczeni nienawiści do czarnych. Czarni byli uczeni nienawiści do nas.

Katarzyna Surmiak-Domańska, Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
(wyróżnienie własne)

czwartek, maja 26, 2016

1856. Bożocielcowa Wigilia

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Z seksem jest jak ze sztuką kulinarną, każdy ma potrawy, które uwielbia. Zdrowienie jest również wracaniem do stołu, do ulubionych seksualnych dań. Jabłoń skonsumowała wczoraj, po raz pierwszy na peregrynacyjnej drodze, ulubiony seksualny deser.

Jabłoń:
(wciąż „odlecona”)

Sadownik:
Powinnaś jutro pójść do kościoła.

Jabłoń:
(mocno zdziwiona, poza tym, że w cudownie odmiennym stanie)
Po co? By podziękować?

Sadownik:
Nie. By prosić o postęp geometryczny.

środa, maja 25, 2016

1855. Mężczyźni

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

gdybyś była mężczyzną, to jakim? — zapytał tydzień temu. dużym, o wielkim poczuciu humoru — odpowiedziałam po chwili.

*

w niedzielę w galerii stanęłam pod tą fotografią. zastygłam. oniemiałam. bo kompozycja. bo wrażenie.

Sandro Miller/John Malkovich (2014),
Victor Skrebneski/Orson Welles (1970).

*

jedno i drugie doświadczenie to jedynie punkty startu. do wewnętrznej podróży. do opowieści o sercu, niezłomności, mięsistej cielesności dającej siłę i radość. o wszystkich tych uczuciach, które uruchamiają we mnie te obrazy. uczuciach, których nazwać nie sposób. które kolejny dzień mnie cieszą i prowadzą.

gdzie dziś dojdę?

wtorek, maja 24, 2016

1854. Peregrynacja, dzień 134.

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dziś. Pierwszy dzień 20. tygodnia świata bez kopytka. Świata, który opuszczam powoli. Bardzo powoli. Wyrabianie nowych nawyków jest nie tylko bolesne, ale i frustrujące. Bo chciałoby się szybciej, bardziej, mocniej, na dłużej. Kto by nie chciał? A tu nic z tego.

Jak inni sobie radzą z wprowadzaniem zmian? Jakie mają taktyki, strategie, pomysły? Hmmm. Ciekawe. Pomyślałam. I sobie testuję. I biorę to i owo do budowanego przeze mnie nowego świata. Świata z dwoma kopytkami.

[…] choć duże sprawy mają znaczenie, niekiedy to drobiazgi potrafią odmienić życie.

*

Pamiętaj: „Duże drzwi chodzą na małych zawiasach”.

*

Zawsze jest łatwiej nic nie robić, niż podjąć działanie.

*

[…] jeśli nie wiesz, dlaczego coś robisz,najprawdopodobniej tego nie zrobisz.

*

Jest cienka granica między naciskiem, jaki musisz na siebie wywrzeć, aby zrealizować procedurę, a nakładaniem na siebie zbyt dużej presji. […] Zamiast brać na siebie zbyt dużo i próbować robić więcej niż to możliwe, skup się na minimum, ale za tym najistotniejszym.

*

[…] wybaczaj [sobie] i rób dalej swoje.

Steve Scott, Piętrzenie nawyków. 97 małych zmian, które odmienią Twoje życie,
przeł. Marta Czub, Helion, Gliwice 2016.
(wyróżnienie własne)

*

3 minuty: szklanka wody. Achilles. więzozrost.

procedura 1.

poniedziałek, maja 23, 2016

1853. zadumiona

to, co się przydarzyło, przylazło, pojawiło się,
jest rozwiązaniem, nie problemem.

to wrażenie. ten nastrój. to zatrzymanie. ten sen. to uczucie.

(Igor Morski)

tak.

(1845+7). Po książce, po śmiechu (III)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ile można się śmiać? Śmiech w smutek i zadumę przechodzi. Śmiech przez łzy maskuje, ukrywa trudność indywidualną, relacyjną, bajorowo-społeczno-narodową. Ujawnia, że czasem macham ręką, że za mojego życia nic się nie zmieni, że chwilami nie wierzę, że za życia twoich wnuków będzie inaczej. Taka karma? Mantra? Czy chuj wie co? Można by zapytać w stylu Magdy, nie Leny. Opadają ręce.

Ale, ale! Być może prawie na nic nie mam wpływu, to pewne jak w banku — to nawet bardzo dobrze, ale jednocześnie mam wpływ na wszystko, czyli siebie i mały mój świat. Tego będę się trzymać! Z uporem maniaka.

[…] dzieci mają sporo intuicji, która ich wiedzie przez ten wielki dorosły świat. Ta intuicja jest niewytłumaczalna, nienamacalna, ale działająca. Skuteczna. Dobra. Potem się ją rok po roku rzeza, wykorzenia z dziecka i, utracona, przestaje nas chronić na resztę życia. Już tylko chronią nas firmy ubezpieczeniowe, alarmy, komórki, komputery, kremy z filtrem do leżenia plackiem w skwarze i poduszki powietrzne w samochodach, którymi jeździmy za często i za szybko. Intuicji już nie ma.

*

Jego maleńkie jestestwo, niczym zagubiona na oceanie szalupa, przeżyło właśnie jeden z pierwszych huraganów. Ten straszliwy huragan, którego nie sposób zrozumieć, którego ja, mimo że starsza, też nie rozumiałam. Bo jak dziecko zadające bez przerwy swoje nieśmiertelne i wkurwiające dorosłych pytanie: „Po co?”, może zrozumieć coś takiego? Jak może pojąć, PO CO dorośli robią takie rzeczy? Przecież to logiczne, to wie nawet siedmiolatek, a co dopiero dorosły. Niemowlę wcale nie przestanie płakać, jak dostanie lanie.

*

[…] jak nie możesz okazać uczuć i nie wpadniesz w furię, to możesz po prostu umrzeć z bólu.

*

Borysek wygląda dziś nieco lepiej. Dostał dobre żarcie, ma swój fotel i piłkę do zabawy. Codziennie zasypia przy moim łóżku, a gdy o szóstej rano dzwoni budzik, wspina się na dwie łapy, przybliża głowę do mojego ucha i zaczyna mruczeć głośno i znacząco, żebym wiedziała, żebym nie przeoczyła, żebym po latach porannego wkurwu zrozumiała wreszcie, że przez całe życie byłam w piekielnym błędzie, bo prawda jest taka, że nie wolno ignorować poranków. Poranki, jak każda inna część dnia, są niezwykle ważne, nie zasługują bynajmniej na agresję niemej furii, ale na czujną obecność. Gdy więc wstanę, gdy zwlokę się z łóżka, niezrażony moim ociąganiem się kot oficjalnie uznaje dzień za otwarty i rozpoczyna swój poranny, malowniczy i niezwykle zaraźliwy festiwal radości życia.

*

Sorry. Słuchanie to wysiłek, to proces ustępowania, to w końcu jakieś ryzyko utraty swojej racji.

*

Kiedy jakieś zwierzę nie ma ochoty na przebywanie z kimś w jednym pomieszczeniu, to sobie idzie na drugi koniec świata i ma w dupie. Tylko ludzie przyklejają sobie ten drętwy fałszywy uśmiech i zasznurowani konwenansem, udają, że jest fajnie.

*

Dzieci nie czytają książek, dzieci patrzą w emotikonki, bo już skończyły się prawdziwe emocje, są już tylko emocje-znaczki:
     — Dzień dobry, czy są jakieś emocje?
     — Tylko w emotikonkach.
     — To ja poproszę dwa kilo radości.
     — Radości już nie ma. Nie produkują.
     — A co jest?
     — Strach, gniew i odraza. Osobiście proponuję gniew, bo jest w promocji. Do każdego kilograma dorzucamy kilogram wkurwu gratis.
     I tak wszyscy chodzimy wkurwieni.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

sobota, maja 21, 2016

1849. O wolności

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

1) pokochał.
2) przyszedł i zabił.

wiele słów płynęło obok. bezstronna, niezaangażowana, prawie obojętna. dostrzegłam. że fakty są tylko faktami. bo…

a) bałaganiarstwo.
b) trzy karaluchy.

…to Ty nadajesz znaczenie temu,
co wydarza się w twoim życiu.

1a, 2b, 12ab, 1ab, 2a, 1b, 21ba.

więc?

1848. O pięknie, nie tylko chwili

piątek, maja 20, 2016

(1845+2). Płaczę ze śmiechu przy książce (II)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Płaczę ze śmiechu co chwilę. Sadownik ma tego serdecznie dość. To chyba nie jest książka do czytania na głos mężczyznom, nawet jeśli są zadeklarowanymi i rzeczywistymi feministami.

*

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj wieczorem mają metr do siebie,
ale każde robi co innego
)

Jabłoń:
(co chwilę, nie może i muuuusi
przeczytać Sadownikowi fragment,
zaśmiewając się okrutnie
)

Sadownik:
(próbuje oglądać, nomen omen, mecz!)
Nienawidzę, jak razem „czytamy”!

Jabłoń:
(nie może pojąć, dlaczego Sadownik się nie śmieje)

*

     — Światła, dwójka, zwolnij, szybciej, sprzęgło, uważaj, za szybko, za wolno, bardziej w lewo, jak trzymasz kierownicę, nie słyszysz silnika, trójka, czwórka. Jezu, wyprzedź, lewy pas, prawy pas, puść go, nie puszczaj, gaz, z gazu. JA PIERDOLĘ!!!
     No więc tak sobie wesoło jedziemy na zakupy. No i już, już za moment ma być koniec przygody, za chwilę zaparkuję i wyjdę, za sekundę odetchnę, zapomnę, wyprę z głowy te wszystkie demony zżerające mój magnez, potas, melatoninę, serotoninę, wszystkie enzymy życia wraz ze szpikiem kostnym, gdy nagle, przy ostatnim wydechu rury spalinowej, przy grzecznym ułożeniu wajchy zmiany biegów na wsteczny, przy naciśnięciu hamulca, słyszę nieoczekiwany huk:
     — Jak jedziesz, ty kurwo jedna pojebana!!!
     Podskoczyłam na fotelu ze zdumienia i spojrzałam na ojca, który jednak nie zwracał na mnie uwagi. Zajęty był jednostronną konwersacją z jakąś kobietą z sąsiedniego auta, która ponoć skandalicznie zajechała mi drogę.
     — Tato, nie krzycz.
     Jak on ma nie krzyczeć?! Jak ma nie ryczeć mi do ucha, skoro ta bladź jedzie jak popierdolona?! Jak ma nie krzyczeć, skoro taka pizda zajeżdża drogę i, o, zobacz, nawet NIE WIE, że jego tu z nerwów rzuca po ścianach! I tak go rzuca, że musi na kogoś zrzucić tę złość. I nieważne, że ta furia nie jest wymierzona we mnie. Ja jestem pod ręką. Ja obrywam. Na mnie ona ląduje. Siada mi na twarzy, przygniata, nie pozwala oddychać. W czym problem? Ano w tym, że przez nią musimy zająć miejsce parkingowe cztery metry dalej. Cztery metry. To są cztery kroki. I żeby nie było niejasności. tu nie chodzi o rozwiązanie problemu, bo faktycznie tego problemu nie ma. Ten manewr to wyładowanie napięcia w jego głowie na głowie mojej. Przecież ta kobieta, ta „bladź pojebana”, nie ma pojęcia o bombie atomowej, która wybucha w samochodzie obok. Ona tego nie słyszy. Ona nie wie. JA SŁYSZĘ.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

1846. białe czy czarne? zielone!

zawsze. możesz dostać od życia. prezent. zawsze. jest trzecia opcja.

dziękuję.

[suplement pikselowy: 30.09.2021]

1845. Płaczę ze śmiechu przy książce

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sto lat temu, na konsultacjach, werbalnego przedskoczka Wykładowcy w rozmowie podrzuciłam, że ja, tu, głupie pewnie pytanie mam. Na to Wykładowca zrobił znaczącą pauzę, po czym poinformował mnie, że wytłumaczy mi, co to jest głupie pytanie.

W ramach dygresji należy uzupełnić, że był to Człowiek, który miał niebywałą lekkość łączenia kolorów, których nikt inny nigdy nie zestawiłby razem — On łączył i miał w dupie, co ludzie na to.

Ad rem. Wskazując na zestaw kolorystyczny swojego ubrania, powiedział:
     — Widzi pani, moja córka rano, patrząc na mój dzisiejszy ubiór, zapytała mnie: „jak mogłeś się tak ubrać?”. I TO, proszę pani, jest głupie pytanie, bo skoro się tak ubrałem, to znaczy, że mogłem.

To była jedna z cenniejszych nauk ogólnych wyniesionych z politechnicznego kształcenia.

Wychodzę z siebie po pierwszym zdaniu, po pierwszym oddechu niosącym zdanie:
     — Powinnaś się postarać. Musisz się zmienić. Nie możesz tak czuć.
     Nie możesz pisać takich bzdur, nie możesz mieć takich poglądów, a w coś ty się ubrała, co ty gadasz, jak ty wyglądasz.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

Mam ogromny przywilej, nie wychodzę już z siebie. Lata, dziesięciolecia odpowiadania na głupie pytania; przekonywania, dziś już sama nie wiem po co.

Nie mogę? Bardzo ciekawe!

czwartek, maja 19, 2016

1844. Harlekinek, ale inteligentny

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tę książkę wyjęłam z tej przy pomocy tych słów: Założycielka wydawnictwa, Pia Printz, zakochała się w tej powieści. Wystarczyło mi to jedno zdanie, by dodać książkę do polowań. Powieść nie jest gatunkiem, na temat którego mogę cokolwiek powiedzieć. Bo w końcu co komu do tego, co komu się podoba, co kogo zachwyca i w odmienny przyjemny stan świadomości wprawia. Z powieścią, jako gatunkiem, jest dla mnie jak z gustami — nie dyskutuję.

Zachwycił mnie pomysł na tę książkę, który znajduje odzwierciedlenie w tytule. Rozczarowało mnie, że nie mogłam poznać historii bohaterów, gdy dobiegali sześćdziesiątki czy siedemdziesiątki. Dobrze bawiłam się przy muzyce, której jest w tej książce niebywale dużo. Najważniejsze, według mnie, jest w nastrojach i wątpliwościach. No i zapłakałabym się, gdybym miała to w papierze, bo to jednak jednorazowa przygoda.

Zadzwoń albo ja zadzwonię, ale jedno z nas na pewno zadzwoni, dobra? To znaczy, to żadne zawody. Nie przegrasz, jeśli zadzwonisz pierwsza.

*

— Możemy tam wejść. To nie jest zbyt trudne. Jak myślisz? Spróbujemy? Myślisz, że dasz radę?

*

— Która godzina?
— Już dzień!

*

Temat siedzi między nimi, pośrodku pokoju, i ciągle się o niego potykają.

*

— To pogadamy później, okej?
— Odszukaj mnie.
— Albo ty odszukaj mnie.
— Albo ty mnie.
— Albo ty mnie.

David Nicholls, Jeden dzień,
przeł. Małgorzata Miłosz,
Świat Książki, Warszawa 2011.

*

M People, Don't Look Any Further, (fragm. kadru).

*

M People, Moving On Up.

środa, maja 18, 2016

(1835+5+3). Nie, dziękuję

całe życie brzydzę się wyścigami. teraz nie biegam w ogóle. może dlatego, że nigdy nie wygrałam i nie wygram. w konkurencjach na:
     największe cycki,
     najdłuższe fiuty,
     najzgrabniejsze 90-60-90,
     najszybsze samochody,
     najlepsze matki, matki w ogóle.

brzydzę się. od dziś wiem dlaczego. dać się wkręcić w jakikolwiek wyścig, to sprowadzić życie do jednego wymiaru. uświadomił mi dziś Akuszer. a mnie nawet 2D czy 3D mało interesuje. mój apetyt na Życie ma dużo, dużo więcej wymiarów.

ścigamy się? żartujesz?

1842. monologi

zawalone. przepieprzone.
spalone mosty.
zatrzaśnięte drzwi.
koniec. basta.
czas nie do cofnięcia.
gorzej być nie może, co?
     a ty? zawsze coś zyskujesz!
     — jak śmiesz?!
śmiem:
     zawsze coś zyskujesz!

zyskałam.

wtorek, maja 17, 2016

1841. widziane z dołu

zasłyszane.
— jaka ona jest?
grymasem twarzy poprzedził odpowiedź:
— no wiesz, taka zwykła.

wielkie pytania.
małe odpowiedzi.
że niby mało warte?

zwykłego zdrowego życia.
że niby mało chcę?

niby.

poniedziałek, maja 16, 2016

(1835+5).

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

słowa. słyszane nie raz. niby już nie ranią. śmieszą. nie przewracają już. ale jednak ranią.

i niby wiesz, jak tę ranę opatrzeć. ale boli. i niezgodę masz, że można w ciebie walić jak w bęben. i boli. i wkurwia, że można cię wykorzystać, by poczuć swą moc. no nie, kurwa mać!

leczyły mnie te kobiety. leczyły mnie te konie. skutecznie.
delikatność wymaga ochrony, nie napierdalania.

Strong Women, Wild Horses.
(Elissa Kline, 1:12)

power of the strong woman and the wild horse is inside me

1839. Peregrynacja, dzień 125. (suplement)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zdziwiłam się, gdy odkryłam w sobotę, że noga połamała się dokładnie w połowie trzynastego roku naszego małżeństwa. Kończąc ostatnie popołudnie osiemnastego wspólnego roku, postanowiliśmy wrócić do układu starej, dobrej sypialni. Krzesło precz. Heniutkowe posłanie z powrotem na maminą stronę. Świeczniki wracają do siebie. My do siebie. Od wczoraj wieczorem świata bez kopytka w sypialni już nie ma.

niedziela, maja 15, 2016

1838. Może świat się nie kończy

można mieć wykształcenie muzyczne,
można być ubranym,
można mieć coś bardzo trudnego do opowiedzenia
     i mimo to wszystko wygrać.
niesamowicie budujące.

Jamala, 1944.

(1831+6). Rocznicowo

Sadownik & Jabłoń:
(uroczystym obiadem świętują miłosną „osiemnastkę”)

Jabłoń:
O rany, z nikim wcześniej tak długo nie byłam!

1836. Peregrynacja, dzień 125.

noski. sztuk pięć.

*

Jabłoń:
(pokazuje to zdjęcie Sadownikowi)

Sadownik:
Kochanie, nudne już się robią te twoje portrety!

1835. Matkom dedykując

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

tak. ominie mnie to, co w twoim życiu najważniejsze.
ciebie ominie to, co w moim życiu najważniejsze.
i co z tego?

*

wracałam do domu…

piątek, maja 13, 2016

(1829+5). Dojrzała na tyle, by dojrzeć

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Poetka. Jest moją Przyjaciółką. Pisze do szuflady, ale czasem Jej wiersze mają taką moc, że same bezkompromisowo przepychają się łokciami do świata. Uwielbiam te chwile.

Poezja — test na inteligencję niezdany w żadnej z obowiązkowych szkół, które mnie przechowywały. Test, do którego nawet nie próbowałam podejść przez kolejnych kilkadziesiąt lat, bo po co? W tym życiu nie muszę już nic!

Poetka. Inna. Ma swój rozdział w Rozmowach. Zachwyciła mnie sobą, swą myślą i perspektywą tak bardzo, że zaryzykowałam.

Dziś w nocy dojrzałam. Na swój własny sposób. Zachwycił mnie brak znaków interpunkcyjnych. Zachwyciły mnie słowa w rządki ułożone, które brzydzą się jednoznacznością. Czuj i bądź, reszta bez znaczenia. A znaki interpunkcyjne? Wstaw, które chcesz, gdzie chcesz, czuj się wolny w interpretacji.

Nie myślę, że moje życie było nieudane, czy szczególnie bolesne. Było bardzo dużo nieszczęść, ale przyjmuję to w sposób naturalny. Mam bardzo pozytywny stosunek do życia i jakbym odchodziła, to z poczuciem wdzięczności za istnienie, za możność skorzystania ze świata, bo wiele pięknego mnie spotkało. Spotkałam ludzi, którzy byli mi bliscy i życzliwi. To wielki skarb. Doceniam to.

Remigiusz Grzela, Obecność. Rozmowy,
Drzewo Babel, Warszawa 2015.

*

TO CO SIĘ DZIEJE już wcześniej się działo
w myślach i w ciemnych znakach nocnych
[…]
Ale wyławiamy chwile szczęśliwe
Wszak należy nam się jakaś nagroda
za zbrodnie jakich dokonuje na nas czas

*

zrób co zamierzałeś
bo nigdy nie będziesz gotowy
wezwij dobre duchy
żeby ci sprzyjały

*

Radości proste życie proste
dane nam były od zarania
więc skąd to samobójcze poczucie winy
które jak grzech pierworodny
jest nie do naprawienia

*

najlepiej iść z tobą na ugodę
nieśmiertelna samotności

*

gdybyś wiedział do kogo mówisz
może mówiłbyś inaczej

Julia Hartwig, Zapisane,
Wydawnictwo a5, Kraków 2013.
(wyróżnienie własne)

1833. Peregrynacja, dzień 123.

majowy deszcz.
drzewne łzy szczęścia.
łzy spełnienia.

stałam. mokłam.
zachwycona.
niebem na ziemi.

1832. Trup z szafy

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

dobrze, niedobrze. super, beznadziejnie. wspaniale, „a w chuj z tym“.

dziecięcy paradygmat — dychotomia dobrze/źle. w dzieciństwie ratuje życie. kształtuje kręgosłup moralno-etyczny i system wartości. ale. dziecięcy paradygmat przeniesiony w dorosłość — automatycznie, wyjątkowo łatwo, całkiem nieświadomie — staje się dziecinny. to pułapka.

złe, zły. zła jest tylko przemoc wobec ciała, ducha i umysłu. wszystko inne jest ciekawe.

zajęło mi to. kilka lat pracy nad sobą.

*

czwartek, maja 12, 2016

1831. Bardzo miłośnie

Jabłoń:
(z trzewi hamaka)
Kocham Cię.

Sadownik:
(zmienia głosik na romantyczno-uwodzący)
Powiedz mi, jak mnie kochasz?

Jabłoń:
(troszkę się ociąga, bo to nie ta chwila)
Przymierzam się…

Sadownik:
(zmienia ton głosu i podpowiada kwestię)
Kocham Cię miłością pełnoletnią.

Jabłoń:
To za trzy dni.

*

— Powiedz mi, jak mnie kochasz.
— Powiem.
— Więc?
Kocham cię
[…].
[…]
— I gdy śpisz. I gdy pracujesz […].

Konstanty Ildefons Gałczyński, Rozmowa liryczna.

(1829+1). Cebulowo

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Cebula. W moim rodzinnym domu robiło się z niej syrop dla dzieci. Pyszny!

Cebula. Chciałam, by miała swój własny wpis. Dlaczego?
„Bez dlaczego” — jak mawiał Marek Edelman.

[…] musiałam się wycofać, wyciszyć, odejść z domu, nawet porobić błędy, aby się odnaleźć, żeby się podnieść inną osobą.

*

Kultura ciągle rozważała przeszłość wojenną, taką Kantorowską, traumatyczną, z umarłymi, wojenną. Więc my upominaliśmy się o własną tożsamość, o radość, o życie, no i o ciało, zawłaszczone jako towar przez media i kapitalizm, które transformuje wszystkie możliwości — jest narzędziem, wehikułem i pamięcią. Zaczęłam robić fotografie wszystkich kobiet ze swojej rodziny nakładając na siebie kolejne, odsłaniające starzenie się — pokazując, że skóra, czyli ciało-które-widać, a nie maszyneria ukryta, jest pamięcią czasu, ale też że się zmienia, co kultura chce ukryć.

*

Śmierć jest brakiem wyboru, podczas gdy całe życie jest możliwością zrobienia lub nie zrobienia czegoś. Póki żyjesz, zawsze możesz wybierać, od drobnostek po ważne rzeczy. A kiedy wyboru nie ma — nie ma życia. Brak wolności jest śmiercią.

*

Pamięć związana jest z brakiem. Sztuka pozwala pytać.

*

Na wystawie „Siedmiu ojców” kataloguję i analizuję swoje relacje ze starszymi mężczyznami, którzy pełnili lub mieli pełnić kulturowo, czy życiowo, czy zwyczajowo role ojców — łącznie z moim ojcem biologicznym, z teściami i z tymi, którzy deklarowali, że chcą mnie zaadoptować. To też wizualizacja pozycji w dyskusji o związkach partnerskich i reakcja na pytanie: „Ilu można mieć ojców?”. Na pniach z jednego wielkiego dębu pociętego na siedem kawałków umieściłam siedem malutkich rzeźb ojców wykonanych z pamięci.

*

W konserwatywnej kulturze zwraca się uwagę na to, że to rodzice kształtują dzieci. Zwłaszcza podkreśla się rolę kobiety tylko wtedy, kiedy jest matką. A tymczasem w swojej rzeźbie wizualizuję, że to my, dzieci, następne pokolenie, w pewnym momencie kształtujemy naszych rodziców, stają się materią w naszych rękach, i jeżeli nie stworzymy pamięci o nich, choćby idąc na grób, to jakby tych ludzi nie było.

*

[…] pamięć to dla mnie kategoria teraźniejszości i przyszłości.

*

Przez całe życie nie można było zostawić skrawka cebuli, bo mama powtarzała, że cebula ratuje życie, jest najważniejsza. Cebula była zawsze i na wszystko. Na każdą chorobę, na smutki. W moim domu była po prostu adoracja cebuli.

Remigiusz Grzela, Obecność. Rozmowy,
Drzewo Babel, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

(fragm. kadru z filmu Zuzanna Janin — Siedem tańców, wystawa)

1829. Nieprzegapiona

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kaan wspomniała o książce. W gugla wbiłam. Premierę ma na początku czerwca. Poczekam.

Nie byłabym sobą, gdybym nie rzuciła okiem na inne książki tego wydawnictwa. I proszę! Przykro byłoby tę książkę przegapić.

To nie jest książka o tych, co odeszli. W każdym razie nie tylko.
To nie jest książka o tych, co zostali. W każdym razie nie tylko.
To książka o głębokim procesie dojrzewania. Przede wszystkim o tym.

Nigdy nie skarżyłam się na samotność, bo w niej najwięcej mogłam zrobić.

*

[…] to był pierwszy człowiek, który mi potwierdził, że to, co mówię i co myślę, jest prawdą, że miałam dom, miałam rodzinę. Sama przestawałam już w to wierzyć. Myślałam, że to mi się uroiło.

*

Jestem bardzo wdzięczna za bardzo wiele doświadczeń, które ludzie uważają za naturalne, a ja uważam za przywilej, za dobro. Wdzięczność pomaga żyć.

*

[R. G.] Jakie to uczucie?
     Takie do ryczenia.

*

Niby wiemy, że rodzice kiedyś umrą, a jednocześnie wydaje się nam, że nigdy nie umrą.

*

Rysiek miał taką ładną dewizę: życie bez pasji jest wegetacją.

*

Staszek siedział przy mnie. Wtedy powiedziałam, kim jestem. Uznałam, że skoro wojna się skończyła, mogę mu wreszcie powiedzieć o sobie. I wtedy on tak pięknie powiedział, nigdy tego nie zapomnę: „Niezależnie od tego, kim jesteś, chcę, żebyś została ze mną całe życie, nie tylko kiedy jesteś młoda i piękna, ale też jak będziesz stara i niedołężna”. I tak było. Spędziliśmy ze sobą całe życie. Długo nikt poza nim nie wiedział.

*

[R. G.] Mówisz czasem do swojej mamy?
     Mówię. I nawet nie wiem, do której. Myślę, że obie nade mną czuwają. Bo jakie tam mogą mieć ważniejsze sprawy?

*

[R. G.] Klucz do domu był talizmanem?
     Zawsze, jak już się spakował, pytał: „A gdzie są moje klucze? Muszę mieć klucze, żebym wiedział, że mam dokąd wrócić”. Brał klucze, a ja byłam spokojna. Zakładał, że wróci. Chciał wrócić.

*

Nie lubiła być kurą domową. W Ameryce, kiedy wychodziłem do pracy, często zostawała w domu. Miała jakieś irracjonalne poczucie, że powinna być przykładną gospodynią i będzie na mnie czekać z obiadem. A ponieważ chciała być bardzo gospodarna, to jeździła gdzieś na drugi koniec miasta kupić pietruszkę tańszą o centa. Uważała, że gospodyni tak powinna i nie dała sobie tego wybić z głowy. Dla mnie to było bez sensu. Próbowała nawet gotować, ale ponieważ tutaj talentu nie miała, odetchnęła z ulgą, kiedy powiedziałem: „Teresa, ty lepiej nie gotuj, bo jakieś nieszczęście może się z tego wyniknąć”. Uszanowała ten pogląd.

Remigiusz Grzela, Obecność. Rozmowy,
Drzewo Babel, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

środa, maja 11, 2016

(1825+3). Wklęsło-wypukłe złudzenie optyczne

nie daje mi spokoju. jedno zdjęcie. ale
wrażenia mam — tylko ja? — dwa różne.

1827. O gustach czytelniczych

Pan Ciasteczko:
(zaorany pracowniczo czwarty dzień)

Jabłoń:
(nie dzwoni, bo telefoniczne połączenia
wzmagają jej tęsknotę
)

Pan Ciasteczko:
(wciąż bardzo zaorany)

Jabłoń:
(pozwoliła sobie na poczet konta Sadownika
kupić książkę na portalu aukcyjnym
)

(po kilku godzinach dzwoni ze śmiechem w głosie)
Sadownik:
Chciałem się tylko dowiedzieć,
czy dobrą książkę kupiłem?

Sadownik & Jabłoń:
(ustalili, że nikt się nie włamał Sadownikowi na konto)

Jabłoń:
(śmiała się bardzo głośno, gdy usłyszała, jak Sadownik to ustalił,
sprawdził tytuł i wszystko było dla Niego jasne…
tylko Drzewko mogło tej książki szukać
)

Książka w podróży do Przytuliska:

1826. Wytrych?

co budzi się we mnie dziś?

*

Maria Anto, Park.

wtorek, maja 10, 2016

1825. Peregrynacja, dzień 120.

piękność
spotkana na przystanku tramwajowym.

dwa kulawe istnienia
przeglądały się w sobie
niczym w lustrze.

1824. Bez numerka w ICD-10

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

nabyty strach, lęk przed odrzuceniem, wyśmianiem. kiedy łapiemy to schorzenie, co trzyma nas potem przez dziesiątki lat w garści? głupie pytanie. kiedy pojawia się refleksja, jak bardzo przypadłość ta determinuje nasze myślenie i wybory? równie głupie pytanie.

leczenie. brak tabletek, syropu czy szybkiej procedury medycznej. wychodzi się z tego latami. powoli. czasem trzy kroki do przodu i cztery do tyłu. gdzieś w pół drogi do zdrowia odkrywasz, że sam odrzucasz i wyśmiewasz, nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie.

ale przychodzi dzień, bardzo magiczny dzień, gdy otwierasz się na odrzucenie i wyśmianie. i?

i nie dzieje się nic złego. piękne!

fragment pracy Urszuli Gawron.

*

to, co wyśmiewane, jest czymś ważnym, nawet jeśli społecznie jest passé. może być czymś ponadczasowym, a z pewnością czymś wykraczającym poza aktualną chwilę. jest Darem. jest tym, czego potrzebujemy jak powietrza.

poniedziałek, maja 09, 2016

(1822+1). Góra najważniejszych rzeczy w życiu

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

O ludziach gór, jeśli już, czyta Sadownik. Ja gór nie rozumiem, więc to swoje osobiste nierozumienie pogłębiam programowym nieczytaniem. No ale Hugo-Bader kiedyś tam. Pamiętam burzę po Jego książce — mało mnie obchodziła, ja z tej książki wzięłam, co chciałam. W marcu, w nowościach pojawiła się inna, kobieca, perspektywa. Niestety, tylko w papierze i, co gorsza, w twardej oprawie — czyli nie dla mnie. Niedawno ukazała się również w ibuku, hip, hip, hura. I?

I warto. Są góry, ale nie ma ich zbyt wiele. Są ludzie gór, ale przede wszystkim jest życie, świadomość i ludzkie serca. Jest w tej książce śmierć, ale miłości i sensu jest dużo, dużo więcej.

W tej znojnej wędrówce noga za nogą, w tym skupianiu się, gdzie postawić stopę, oglądaniu się za siebie, by sprawdzić, jak daleko zaszliśmy, przy jednoczesnym patrzeniu przed siebie, na cel, który chcemy osiągnąć — w tym jest cała prawda o życiu.
     […] Dylemat „Dojdę czy nie dojdę?” nie jest aksjomatem. Bo jeśli nie dojdę, nic się nie stanie. W razie czego zawrócę. Jak nie teraz, to może uda mi się innym razem.

*

[…] poszukiwanie siebie to najbardziej ekscytująca wyprawa. Ekspedycja, którą nie można się znudzić.

*

W rozmowie z Edwardem Miszczakiem Berbeka powiedział: „Pomoc tej drugiej osobie nie polega na tym, że ja mam wziąć partnera i go znieść, bo fizycznie bym nie był chyba w stanie tego zrobić. Ale samo bycie, uczestniczenie w tym, że ta osoba słabsza nie zostanie sama”.

*

Krzysztof Wielicki zawsze powtarza, że himalaizm jest nie w mięśniach, tylko w głowie.

*

Codzienność bowiem to wyjątkowo twarda przeciwniczka, wytrzymała jak tur i niezwykle konsekwentna. Nie odpuści ani na milimetr, ani na chwilę.

*

[…] „nie teraz” nie znaczyło „nigdy”.

*

To było coś niezwykłego. Ksiądz, my dwie i Rebe leżący pod ołtarzem — tyle dusz chwaliło Pana na Wiktorówkach tego pięknego wtorkowego dnia.
     Atmosfera była tak domowa, że labrador zupełnie się zapominał i co rusz bezczelnie chrapał. Ksiądz Marcin pomiędzy jednym a drugim nabożnym tekstem upominał psa: „Rebe, nie chrap!” i jakby nigdy nic wracał do przerwanej kwestii.
     Nie ominął żadnej części nabożeństwa. Dwie duszyczki musiały więc wysłuchać kazania, które okazało się mądrą przyjacielską rozmową. Nie padały banały typu: „Czas leczy rany”.

*

Przebywanie ze sobą, a nie zagadywanie rzeczywistości, tak wyglądało życie z nim — mówi Ewa.

*

To co? Wysiadamy? Tu? Czy jeszcze kawałek?

Beata Sabała-Zielińska, Jak wysoko sięga miłość?
Życie po Broad Peak. Rozmowa z Ewą Berbeką
,
Prószyński Media, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

niedziela, maja 08, 2016

1822. W drodze na osobiste Kilimandżaro, dzień 118.

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Żółtodziobów opornych odmeldować przeczytanie. Zachować od niepamięci najfajniejsze z nich zdania. Trzeba, pomyślałam, gdy przeczytałam poniższy fragment, który precyzyjnie podaje przepis na moją peregrynacyjną drogę. No cóż, moje małe, w jednej z dzielnic europejskiej stolicy umieszczone, Kilimandżaro zdobywam. POLE, POLE!

Ale uwaga, na Kilimandżaro trzeba śpieszyć się powoli, i to jest największy paradoks tego miejsca. To wyjątkowo przewrotna góra i tubylcy doskonale ją znają, na każdym kroku ostrzegają turystów. Na terenie parku co kilka metrów rozwieszone są tablice z napisem „POLE, POLE”.
     — Myślałam, że to może nazwa jakiejś doliny albo miejsca, które można przegapić — śmieje się Ewa. — „POLE, POLE” rzucało się w oczy niczym billboardy w centrach naszych miast. Okazało się tymczasem, że to nic innego jak: „POMAŁU, POMAŁU”. Ostrzeżenie, rada i wskazówka w jednym. Najkrótsza na świecie recepta na zdobycie Kilimandżaro.

Beata Sabała-Zielińska, Jak wysoko sięga miłość?
Życie po Broad Peak. Rozmowa z Ewą Berbeką
,
Prószyński Media, Warszawa 2016.

(1810+11). Konsumpcja jednego słowa

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wszystko zaczęło się we wtorek od jednego słowa. W środę zrealizowałam daną sobie obietnicę zaspokojenia podstawowej ciekawości. W czwartek było po wszystkim. Tylko jak się przyznać do tej książki? Dla opornych, dla upartych głupio być może, dla niedowiarków, że to ma jakikolwiek sens. Czyli dla mnie, chcącej stanąć na skraju rzeki dobrze znanej Panu Ciasteczko.

Książszczyna, broszurka jak mawia Brr. Prościutka, chudziutka — na więcej na pierwszy raz nie dałabym się namówić nawet sobie. Chwilami handlowy urzyg. Należy się prześlizgnąć. Trochę sztuki manipulacji. Należy przymknąć oko. A wszystko po to, by znaleźć jedno, dwa, a może kilka zdań, które zmieniają percepcję. Można tam też znaleźć echa myślenia zachodu i wschodu, o których czytało się tu z zachwytem. Najbardziej zachwycają… pytania!

Oczywiście, że moje pojmowanie tej książki jest głęboko terapeutyczne — może nawet paragony czytałabym w ten sposób. Dyskusje z Sadownikiem podgrzewały atmosferę niejednego posiłku, bo choć oboje o tym samym, to jednak zasadniczo innym językiem mówiliśmy. Nie, nie, nie, to nie tak — mówił. A ja wolę myśleć o tym tak, tak i tak. Pozostaliśmy przy swoich perspektywach, ale pozostaliśmy z zachwytem, że inna też jest możliwa.

Zawsze pytaj „dlaczego” i „dlaczego nie?”. Przyszłość należy do tych, którzy pytają. Przyszłość należy do tych, którzy z pewnością siebie i odwagą pytają o to, czego chcą, a potem powtarzają pytanie i nigdy nie przestają pytać.

*

[…] pewnego dnia zapytałem doświadczonego handlowca, jak radzi sobie z nieustającymi odmowami. Ten podzielił się ze mną magicznymi słowami: „Odmowa nie jest skierowana do ciebie osobiście”.
     Nie traktuj odmów osobiście. Gdy ktoś w trakcie negocjacji na twoją prośbę odpowiada „nie”, nie wyraża tym samym osobistej opinii o tobie ani cię nie ocenia. Mówiąc „nie”, nie stwierdza, czy jesteś dobrą , czy złą osobą. Twój kontrahent po prostu wyraża swoją biznesową opinię o ofercie. Ta opinia nie ma nic wspólnego z tobą. Dlatego nie powinieneś traktować jej
osobiście.

*

Wybór oznacza wolność.

*

W kulturze zachodniej podpisanie umowy oznacza zakończenie dyskusji bądź negocjacji. Natomiast w kulturze chińskiej oznacza to rozpoczęcie negocjacji i dyskusji.
     Zgodnie z chińską mentalnością w umowie zapisywane jest to wszystko, co jest do pomyślenia i przewidzenia. Jednocześnie strony umowy mają świadomość, że w okresie jej ważności pojawią się nowe informacje, a sytuacja może ulec zmianie. W efekcie konieczne może okazać się renegocjowanie umowy, przy zachowaniu zasad sprawiedliwości i godziwego traktowania obu stron.

*

Zadaj sobie pytanie: „No i co z tego?”.

*

[…] celem negocjacji jest „osiągnięcie takiego porozumienia, że potrzeby wszystkich stron zostają zaspokojone w takim stopniu, że każda ze stron ma wewnętrzną motywację, aby dotrzymać zobowiązań i gotowa jest ponownie zaangażować się w negocjacje i transakcje z tym samym partnerem”.

*

Źródłem każdego niepowodzenia są błędne założenia.

*

W realnym życiu największe sukcesy w negocjowaniu osiągają ci, którzy postępują uczciwie, prostolinijnie, bezpośrednio i szczerze, kierują się jasno określonym celem, który chcą osiągnąć, i zaangażowani są w osiągnięcie porozumienia korzystnego dla obu stron.

Brian Tracy, Negocjowanie, przeł. Marek Rostowski,
MT Biznes, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

piątek, maja 06, 2016

(1818+2).

każdy ruch jest leczący

dosłownie i w przenośni.

(1818+1). Peregrynacja, dzień 116.

Biały Kruk:
(telefonicznie)
Jak dziś?

Jabłoń:
(wydłubana z nędznego czasu)
Dobrze.

Biały Kruk:
Co to za szkolna odpowiedź?
„Jak w szkole? Dobrze.”
Trochę detali!
Uprawdopodobnij tę historię!

Jabłoń:
(upłakała się jak norka)

1818. Wyimek z osobistego kodeksu drogowego

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W zakresie siebie mam pewne doświadczenie. Jeśli wpadam w dół. Jeśli ląduję w czarnej dupie. Jeśli bezsilność i bezradność zabierają mnie do siebie na zbyt długo, nie podając kawy i ciasteczek ani razu. To. Nie dzieje się nic szczególnego, choć koniec świata. To tylko wielki ostrzegawczy znak drogowy: za szybko, za dużo, zbyt na-ten-tychmiast.

W zakresie siebie mam pewne doświadczenie. I nie zawaham się go użyć. Tędy nie idź, Jabłonko. W tył zwrot. Trzydzieści sześć stopni w prawo. Powolutku…

czwartek, maja 05, 2016

1817. Manipulacja rodzinna

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Mówi mi, że szkoda, że pożałuję, gdy będzie za późno, gdy on będzie dwa metry pod ziemią. Ręce opadają na rzeczowość tego typu argumentów. Manipuluje ostro — myślę. Jak mu wytłumaczyć, że nie można żałować utraty czegoś, czego się nigdy nie miało?

Bo… moja rodzina pochodzenia nie jest dla mnie optymalnym środowiskiem do życia. Nie jest nawet suboptymalnym czy quasi-optymalnym. Jest na dłuższą metę nie do zniesienia. I nie ma się co obrażać, i piekła nie trzeba urządzać. „Trza” żyć. Dobrze żyć! Póki się da.

*

A tę melodię pierwszy raz usłyszałam u Białego Kruka. Nie usłyszeć jej, to byłaby dla mnie strata. Dziwoląg ze mnie. A kto mi zabroni?

Ola Bilińska, A jingele, a mejdele.

1816. Proste, ale niełatwe

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

ja i ty* nigdy nie chcemy tego samego.

odkryłam dziś. proste. niby proste. a jak zmienia perspektywę i optykę.

___________________
* ja i ty — dwie osoby bez względu na rodzaj łączącej je relacji; dwie grupy; dwie firmy; wszelkie kombinacje wymienionych: osoba i grupa; firma i człowiek, człowiek i system rodzinny, itd.

1815. Dzień po Heniutkowych urodzinach

Sadownik:
(wychodzi z łazienki i recytuje)
Ja nigdy nie chrapię,
ja śnię o motocyklach.

Jabłoń:
(rechocze, bo wie sporo o Sadowniczym i Kudłatym chrapaniu)

Sadownik:
(że niby jak chrapie, to chrapie bardzo cichutko)
Wyobrażasz sobie, na jakich motocyklach ona [Kudłata] jeździ?

środa, maja 04, 2016

(1813+1). Jaka Matura, taka Literatura? (2016)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Po Bronnie Ware, po Jakubie Janiszewskim wiadomo było, że łatwo kolejnej książce nie będzie utrzymać się w stawce. To może zwolnię?

Nie pamiętam, w której książce padło nazwisko tej autorki. Kwestia wydawała się ciekawa na tyle, by zaryzykować beletrystycznie. To może zwolnię.

No tak. Do połowy śmiałam się co chwilę. Błyskotliwie umieszczane obok siebie słowa, które nieczęsto bywają swymi sąsiadami, frazy i zdania trafiające w punkt pewnych rzeczywistości psychicznych zachwycały mnie nieprzyzwoicie często. Od połowy już nie dało się tego czytać. Wytrwałam, licząc na dobrą puentę. Puenta była. Czy dobra, dyskutowałabym. Właściwa dla całości? Jak najbardziej: Po cokolwiek przyszliście — tego tutaj nie ma.

Istnieje, oczywiście, niemałe prawdopodobieństwo, że to „niemoje” pokolenie, „niemój” system wartości, „niemoja” fantazja i „niemoja” wrażliwość na pokusy-zakusy szybkiego świata. Może dzięki tej książce niczego nie wiem bardziej niż to, jaka jestem okropnie niedzisiejsza i „moja”.

Zaletą — tak, tak,tak! — największą tej książki stała się niewielka liczba stron — trzask-prask i po wszystkim, jak mawiał Dziadek Jacek z Rodziny Poszepszyńskich. Nigdy więcej!

Niesprawiedliwa bym była, gdybym z kronikarskiego obowiązku nie doniosła, że cytat z Susan Sontag jest. Nie mogę powiedzieć, że książka się nie starała. Może tylko ja byłam przejedzona, przebodźcowana, nierozumiejąca i nieczytająca między wierszami.

Romantyzm tej nieistniejącej relacji polegał na
nieustające krytyce.

*

Jedyna słuszna droga jest przez barierę języka.
Trzeba przestać rozumieć, by zrozumieć od nowa.

*

Nawet z nauki wypada robić sobie żarty —
na przykład będąc kobietą, pisać doktorat o tym,
że pisząc, kobieta unieważnia się jako podmiot.

*

Mówisz, że nie lubisz Warszawy.
A co, jeśli Warszawa też cię nie lubi?

*

Niektóre rzeczy robi się z odwagi.
Ale mało.
Większość ze strachu.
A resztę z bezmyślności.
A resztę bez powodu.

*

Żeby coś zrobić, trzeba to robić.
Żeby coś robić, wystarczy zacząć to robić.

*

— Umyj ręce!
— Umyłam.
— Umyj, nie przepłucz!
— Umyte.
— Przepłukane!
Po czym obie wróciły do jedzenia.
Tak potrafią rozmawiać tylko matki z córkami.
Jeśli coś nie jest zrobione, to źle.
Jeśli jest zrobione, to jest zrobione źle.
A wnioski, które z tego płyną, są żadne.

Dominika Dymińska, Danke, czyli nigdy więcej,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

1813. Matura 2016

Sadownik:
(tradycyjnie jak co roku uwielbia się emocjonować
prostactwem, „nowych” dla nas, matur polskich
)
Jakie banalne w tym roku te matury!

Jabłoń:
(uważa, że 80% nauczycieli jest do niczego
i „do niczego” to eufemizm i długo może bronić tej tezy
)
Kotku, ale ty jesteś „2.1 raza” starszy od maturzysty,
masz bagaż doświadczeń, wagon wspomnień
i torbę trudności, z którymi sobie świetnie poradziłeś.

Sadownik:
(nie ustaje w popieraniu własnej tezy)
Na każdy, na  k a ż d y!, temat napisałbym od ręki.
Tylko na temat niespełnionych marzeń Rzeckiego
musiałbym zajrzeć do książki.

Jabłoń:
(mająca w dupie wszystkie lektury licealne,
które były do dupy już za jej czasów)
To akurat łatwe: nie ożenił się!

Sadownik:
(z ostrym niedowierzaniem)
On miał takie marzenie?

Jabłoń:
No, gdyby był kobietą w tamtych czasach,
musiałby takie mieć.

*

Matura 2016

1812. Peregrynacja, dzień 114.

Sadownik:
Nikt nie mówił, że
będzie łatwo, miło i przyjemnie.

Jabłoń:
Ale czy musi być chujowo?

wtorek, maja 03, 2016

1811. Z Tam do Tu

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tam. Dziś.

Dziś. W drodze do Tu.

*

każda chwila ma swój kolor. pomyślałam.

(1807+3). Urobek wróconej

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

wracaliśmy do siebie. gadaliśmy. bo my dużo ze sobą gadamy. za dwanaście dni będzie osiemnaście lat, jak gadamy. widzisz, jak siadasz do stołu, musisz wiedzieć, czego chcesz — powiedział. — to podstawa, jak w negocjacjach. zaintrygował Jabłoń Sadownik na chwilę przemieniony w Pana Ciasteczko. zaintrygował jednym słowem bardzo. szczególara!

1809. Dylemat mniejszości: co teraz czytać?

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W co włożyć oczy, gdy skończyło się książkę Bronnie Ware? A może nie wkładać wcale? Gapić się na piękno świata? Więc? No i autor ma być, nie autorka. Przerzuciłam kilka tytułów grzecznie czekających w ogonku, leżących na stosiku. Nic! A co byś chciała? Coś… Susan Sontag bym chciała… w literkach, co zachowały Jej wrażliwość i przytomność umysłu, pomieszkać chwilę zamarzyło mi się… ale wszystko przeczytane… choć to nie autor a autorka, to po Bronnie Ware… tylko Susan Sontag… i marudzi Jabłoń… i mendzi Drzewko… i czytać się jej chce… i nie pamiętam siebie takiej. I przypomniała się książka, o której wiedziałam od momentu, gdy się ukazała trzy lata temu. Przepchnęła się ciut łokciami, bo ile można czekać. I proszę, strzał w dziesiątkę! A w środku nawet słowa Susan Sontag, niczym na zamówienie. I tylko ni cholery nie wiem, dlaczego nie zajrzałam do tej książki wcześniej — jest i wspaniała, i piękna, i straszna, i prawdziwa, niestety.

Marzy mi się, żeby HIV znormalniał. Żeby był traktowany tak jak niedoczynność nerek albo tarczycy. To jest choroba i to smutne. Na pewno. Ale to bierzmo moralne czyni wszystko nieznośnym. Sprawia, że mówienie o tym kosztuje tak wiele.
     W Polsce „HIV” jest naprawdę bardzo, bardzo ciężkim słowem.

*

Pytasz, czy powinniśmy dbać o ludzi, z którymi spędzamy tylko jedną noc, parę godzin. Tak. Bardzo. To, że o siebie nawzajem dbamy, czyni nas ludźmi. Jesteśmy tu wszyscy, siedzimy tu teraz — ty i ja — bo ktoś o nas kiedyś dbał. Bez tego skończylibyśmy na śmietniku lub w beczce z kiszoną kapustą.
     To najcenniejsze, co mamy. Troska o innych ludzi.

*

Chciałbym, żebyśmy jako ludzie bardziej dbali o siebie nawzajem. Jako ludzkość. Żebyśmy nie patrzyli na siebie jak na słupki sprzedaży leków albo badań, które mają przynieść określone rezultaty.

*

Norma jest zawsze mniej spektakularna niż wyobrażone zagrożenie. Powiązanie niebezpieczeństwa z bliżej niesprecyzowanym „innym” pozwala zachować porządek świata. Zaraza zawsze jest na zewnątrz. Poddaje się naszym racjonalizacjom, przypuszczeniom lub wierze.

*

Lekarze zachowują się, jakby nigdy nie mieli być pacjentami. To największa zagadka.

*

Pytanie o skuteczną prewencję coraz wyraźniej splata się z dylematami tożsamościowymi. Kto potrzebuje seksu i jakiego? Co w ten sposób zaspokaja, które z potrzeb? Jeśli seks nie służy budowaniu więzi — to czemu służy? Czy aktywności seksualne można dzielić na dobre i złe? Czas unikania odpowiedzi odchodzi w przeszłość. Można odrzucić te dylematy, odłożyć je ad acta, ale przecież wrócą. Jak bumerang.

*

Kto ma hifa? Ludzie, którzy biorą narkotyki, na potęgę uprawiają seks lub pechowo znaleźli się w nieodpowiednim czasie z nieodpowiednią osobą. Kto potrzebuje hifa? Specjaliści zatrudnieni w poważnych instytucjach, zawodowi zbawiacze świata, dobrodzieje od pastylek. Czego potrzebują ludzie zakażeni hifem? Dobrej służby zdrowia i otoczenia, które spróbuje zrozumieć zamiast uciekać. Czego potrzebują specjaliści? Zaangażowania, wielkich kampanii, specjalnych programów i wyjątkowych przedsięwzięć.

*

Rzeczywiście, w świecie polskiego hifa jest wiele tez wymagających dalszych badań, na czele z wpływami kościoła katolickiego w obrębie instytucji i organizacji zajmujących się medycyną.

*

Elizabeth Pisani, Seks, narkotyki i HIV — bądźmy racjonalni, TED.

*

     Kurwa.
     Może ja jestem zbyt pesymistyczna?
     Znasz dowcip o żabach, co wpadły do mleka?
     Pierwsza wskoczyła, pomyślała: „To koniec, zaraz utonę”. I utonęła.
     Tymczasem druga pomyślała: „Będę machać łapkami, będę machać łapkami, może coś się wydarzy!”. I ubiła masło.
     Więc może pomimo wszystkich wątpliwości powinniśmy dalej machać łapkami? Nigdy nie wiadomo.

Jakub Janiszewski, Kto w Polsce ma HIV? Epidemia i jej mistyfikacje,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

1808. Kudłata Budda

Biały Kruk:
(wyzywa Henię od głupoli, bo stoi na podwórku
nie pod tymi drzwiami „co trzeba”; wyzywa okrutnie
)

Jabłoń:
(na górze do Sadownika)
On jest bierno-agresywny, no nie?

Sadownik:
Czasami bez bierno…

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem i długo nie mogła wyhamować)

*

A w zasadzie to skąd ten niepohamowany, bezkresny śmiech, Jabłonko? Bo Heniutka, niczym Budda (przedostatni cytat z wpisu), wpuszczona do domu, nic sobie nie robiła z inwektyw, słuchała z labradorskim zachwytem melodii ludzkiego głosu i słyszała tylko miłość. Machała ogonem, cieszyła się i była gotowa tylko na najlepsze.

Zachwycona nauką, której udzieliła jej Heniutka, Jabłoń jest od dziś zawsze gotowa.

Gotowa tylko na najlepsze!

poniedziałek, maja 02, 2016

1807. Wigiia powrotu do siebie

1806. Peregrynacja, dzień 112.

 wpis przeniesiony 21.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

akademicki semestr ma dokładnie piętnaście tygodni. piętnaście poniedziałków. piętnaście wtorków. piętnaście śród, czwartków i piątków. magia „piętnastki” w zdobywaniu nowych kompetencji, umiejętności, nawyków i wiedzy. dziś zamyśliłam się. kończę peregrynować 16. tydzień. najtrudniejszy „semestr” w mym życiu. wyrabiam nowe nawyki.

*

na rehabilitacyjnym
spacerze
z Sadownikiem,
z miłością,
bez cierpliwości.

prostuj kolano!
krzyczy co chwilę
Sadownik.
z miłością krzyczy.

niedziela, maja 01, 2016

(1804+1). Bądźmy gotowi!

 wpis przeniesiony 21.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jednym zdaniem chcę. Proszę bardzo. To książka o byciu gotowym. Gotowym na życie. Gotowym na uczucia. W każdej chwili.

Jedną wymianą myśli chcę. Proszę bardzo. Lekcje? Jakie lekcje, odpowiedziałam Gepardzicy. W ogóle ich w tej książce nie zauważyłam. Mam życiową alergię na lekcje.

Parafrazując jedno ze zdań w tej książce: jestem innym człowiekiem, jak wszyscy po długiej podróży. Dziś. 111. dnia mojej peregrynacji jestem inna. Dziś. Jeden dzień po przeczytaniu tej książki też jestem w jakimś sensie jeszcze inna.

[…] to, czego szukasz, szuka ciebie. Musisz tylko przestać stawiać opór. Rób, co możesz, a potem sobie odpuść. Nie bądź dla siebie samego przeszkodą.

*

To błąd uważać, że to, czy będziemy szczęśliwi, zależy od tego, co się stanie. Jest wręcz odwrotnie: coś się dzieje dlatego, że już jesteśmy szczęśliwi.

*

[…] rozum nie zna odpowiedzi, a serce nie zna pytań.

*

     — Nie przejmuj się drobiazgami. One nie mają znaczenia. Liczy się tylko miłość. Jeśli zapamiętasz, że miłość jest wszędzie, czeka cię dobre życie.

*

Poczułam, że kiełkuje we mnie nowe ziarno — spokojna świadomość tego, że coś się zmienia. Z uśmiechem szłam dalej.

*

     — A czy on wie, że go kochasz, Charlie? — zapytałam ostrożnie.
     Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
     — Chyba tak. Zawsze go chwalę. Wykonuje w domu dobrą robotę. Wie, że jestem z niego dumny.
     — Skąd wie? Powiedziałeś mu, że jesteś dumny z tego, że jest, kim jest, czy tylko go chwaliłeś, kiedy coś dobrze zrobił?
     Zamilkł na chwilę.
     — Nie, może nie powiedziałem mu tego wprost. Ale przecież on o tym wie — odparł.
     — Ale skąd? — nie dawałam za wygraną.
     Charlie się zaśmiał.
     — Wy, kobiety. Musicie dotrzeć do sedna, prawa?

*

Życie nic ci nie jest winne. Żaden człowiek też nie. Tylko ty jesteś sobie coś winna. A najlepszym sposobem, żeby z życia korzystać, jest je doceniać, a nie widzieć w sobie ofiarę.

*

Sukces to raczej odwaga, żeby być sobą,
niezależnie od wszystkiego.

*

Jest taki buddyjski mit o człowieku, który zaczął krzyczeć na Buddę. Ale Budda był niewzruszony. Kiedy go zapytano, jak zdołał zachować spokój i obojętność, odpowiedział: Jeśli ktoś daje ci prezent, a ty go nie otwierasz, to do kogo on należy? Oczywiście, do ofiarodawcy.

*

Ralph McTell, Streets of London.

*

Czasami dopiero znacznie później uświadamiamy sobie, że dana chwila zmieniła bieg naszego życia.

Bronnie Ware, Czego najbardziej żałują umierający,
przeł. Magdalena Słysz, Czarna Owca, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)