piątek, maja 20, 2016

(1845+2). Płaczę ze śmiechu przy książce (II)

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Płaczę ze śmiechu co chwilę. Sadownik ma tego serdecznie dość. To chyba nie jest książka do czytania na głos mężczyznom, nawet jeśli są zadeklarowanymi i rzeczywistymi feministami.

*

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj wieczorem mają metr do siebie,
ale każde robi co innego
)

Jabłoń:
(co chwilę, nie może i muuuusi
przeczytać Sadownikowi fragment,
zaśmiewając się okrutnie
)

Sadownik:
(próbuje oglądać, nomen omen, mecz!)
Nienawidzę, jak razem „czytamy”!

Jabłoń:
(nie może pojąć, dlaczego Sadownik się nie śmieje)

*

     — Światła, dwójka, zwolnij, szybciej, sprzęgło, uważaj, za szybko, za wolno, bardziej w lewo, jak trzymasz kierownicę, nie słyszysz silnika, trójka, czwórka. Jezu, wyprzedź, lewy pas, prawy pas, puść go, nie puszczaj, gaz, z gazu. JA PIERDOLĘ!!!
     No więc tak sobie wesoło jedziemy na zakupy. No i już, już za moment ma być koniec przygody, za chwilę zaparkuję i wyjdę, za sekundę odetchnę, zapomnę, wyprę z głowy te wszystkie demony zżerające mój magnez, potas, melatoninę, serotoninę, wszystkie enzymy życia wraz ze szpikiem kostnym, gdy nagle, przy ostatnim wydechu rury spalinowej, przy grzecznym ułożeniu wajchy zmiany biegów na wsteczny, przy naciśnięciu hamulca, słyszę nieoczekiwany huk:
     — Jak jedziesz, ty kurwo jedna pojebana!!!
     Podskoczyłam na fotelu ze zdumienia i spojrzałam na ojca, który jednak nie zwracał na mnie uwagi. Zajęty był jednostronną konwersacją z jakąś kobietą z sąsiedniego auta, która ponoć skandalicznie zajechała mi drogę.
     — Tato, nie krzycz.
     Jak on ma nie krzyczeć?! Jak ma nie ryczeć mi do ucha, skoro ta bladź jedzie jak popierdolona?! Jak ma nie krzyczeć, skoro taka pizda zajeżdża drogę i, o, zobacz, nawet NIE WIE, że jego tu z nerwów rzuca po ścianach! I tak go rzuca, że musi na kogoś zrzucić tę złość. I nieważne, że ta furia nie jest wymierzona we mnie. Ja jestem pod ręką. Ja obrywam. Na mnie ona ląduje. Siada mi na twarzy, przygniata, nie pozwala oddychać. W czym problem? Ano w tym, że przez nią musimy zająć miejsce parkingowe cztery metry dalej. Cztery metry. To są cztery kroki. I żeby nie było niejasności. tu nie chodzi o rozwiązanie problemu, bo faktycznie tego problemu nie ma. Ten manewr to wyładowanie napięcia w jego głowie na głowie mojej. Przecież ta kobieta, ta „bladź pojebana”, nie ma pojęcia o bombie atomowej, która wybucha w samochodzie obok. Ona tego nie słyszy. Ona nie wie. JA SŁYSZĘ.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz