piątek, maja 20, 2016

1845. Płaczę ze śmiechu przy książce

 wpis przeniesiony 22.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sto lat temu, na konsultacjach, werbalnego przedskoczka Wykładowcy w rozmowie podrzuciłam, że ja, tu, głupie pewnie pytanie mam. Na to Wykładowca zrobił znaczącą pauzę, po czym poinformował mnie, że wytłumaczy mi, co to jest głupie pytanie.

W ramach dygresji należy uzupełnić, że był to Człowiek, który miał niebywałą lekkość łączenia kolorów, których nikt inny nigdy nie zestawiłby razem — On łączył i miał w dupie, co ludzie na to.

Ad rem. Wskazując na zestaw kolorystyczny swojego ubrania, powiedział:
     — Widzi pani, moja córka rano, patrząc na mój dzisiejszy ubiór, zapytała mnie: „jak mogłeś się tak ubrać?”. I TO, proszę pani, jest głupie pytanie, bo skoro się tak ubrałem, to znaczy, że mogłem.

To była jedna z cenniejszych nauk ogólnych wyniesionych z politechnicznego kształcenia.

Wychodzę z siebie po pierwszym zdaniu, po pierwszym oddechu niosącym zdanie:
     — Powinnaś się postarać. Musisz się zmienić. Nie możesz tak czuć.
     Nie możesz pisać takich bzdur, nie możesz mieć takich poglądów, a w coś ty się ubrała, co ty gadasz, jak ty wyglądasz.

Sylwia Kubryńska, Furia mać!,
Czwarta Strona, Poznań 2016.

Mam ogromny przywilej, nie wychodzę już z siebie. Lata, dziesięciolecia odpowiadania na głupie pytania; przekonywania, dziś już sama nie wiem po co.

Nie mogę? Bardzo ciekawe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz