niedziela, lipca 31, 2016

1966. Remanentuj, remanentuj!

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jeszcze rano czytałam: Większość ludzi nie ma pojęcia o istocie transpłciowości. Ktoś musi o tym mówić. I to jest święta prawda. Prawdą jest też to, że ci, którym w życiowym rozdaniu przywilejów trafiło się ciało „zgodne” z tym, kim są, powinni o tym przeczytać.

Książkę wypatrzyła Kaan. Książkę tę mi podarowała. Dzięki niej nie przegapiłam — cudowne uczucie, dostać i czytać.

Książka zmusza — może tylko tych zbyt refleksyjnych — do rewizji, remanentu mankamentów własnego życia. Jeśli jesteś od urodzenia w tym ciele, w którym chcesz być, cała reszta trudności karłowacieje bądź znika, bez względu na to, czy jesteś hetero czy homo.

Tę książkę i książkę Tego Autora łączy, wymieniona z imienia i nazwiska, Ewa Hołuszko, której kilka wypowiedzi znalazło się już na tym blogu — uśmiechnęłam się, jak zwykle, gdy „spotykają się” książki, bohaterzy, autorzy.

[…] mam ogromną nadzieję, że będzie lepiej. Nadzieja jest jakimś pogodzeniem się z losem, poddaniem się mu.

*

Tak trudno się odsłonić przed ludźmi, którzy ofiarowali ci życie.

*

Dziewczyny… Jak ja im zazdrościłam, że mogą uwalniać to wszystko, co we mnie uwięzione i skulone, skomlące jak zbity pies. Ich swoboda, wolność. To właśnie z wolnością kojarzy mi się kobiecość.

*

Z czasem dotarło do mnie, jak złożone są problemy tożsamości i że nikogo nie należy oceniać. Trzeba tylko otworzyć się na to, kim drugi człowiek jest i jak sam siebie określa.

*

Korekta to także grzebanie się w sobie i ciągłe konfrontowanie z wewnętrznymi demonami, nie tylko z ludźmi, z normami społecznymi, z rodziną. To jest daleka podróż, podczas której dowiadujesz się bardzo wiele o życiu i zmieniasz się nieodwracalnie pod wieloma względami.

*

W dodatku kobiecość jest surowo oceniana przez mężczyzn. Trudno się na to znieczulić, trudno się uniezależnić, stworzyć własny system wartości. A masz do niego prawo i świat musi to zaakceptować, bo jest dla ciebie, a nie tylko ty dla niego.
     Buntuję się, widząc, jak wiele kobiet w obawie przed odrzuceniem spycha to, co w nich najcenniejsze, w głąb siebie.

*

Na koniec dnia mam siebie i chcę, aby to było dobre towarzystwo, a nie wróg.

*

Ludzie chyba potrzebują „innego”, żeby go obwiniać o to, jaki ten świat jest. Zdejmują z siebie odpowiedzialność za to, co się wokół nich dzieje. Nawet katolicy zapominają o nauczaniu Jezusa. Wiedzą lepiej. Nierzadko są to kapłani.
     Głośno skandujący krótko ostrzyżeni mężczyźni też uważają się za głosicieli jedynej prawdy.
     […]
     W tłumie im łatwiej. Ludzie, którzy w grupie mnie atakowali, przechodzili obok mnie bez słowa, nawet na mnie nie spoglądając, gdy byli sami. Nawet widziałam wstyd za wcześniejsze zachowanie. Nie zdarzyło się też, by zranił mnie ktoś, kto mnie dobrze znał.
     Zatem jestem ofiarą jakichś legend.

*

     — Często się boję. Pani też?
     — Tak. Ja też. Często.
     — Myślałem, że dorośli są odważni.
     — Legendy… Uściskasz mnie?

Kinga Kosińska, Brudny róż. Zapiski z życia, którego nie było,
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

sobota, lipca 30, 2016

1965. Między cudami

oddech. wszedł w nią. oddech. opuścił jej ciało.

na ławeczce ich troje. Jabłoń, oddech i drzewne życie, które zapytało:
     — idziemy?
     — idziemy.

tak!

1964.

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Polsko, pomyślałam nie raz podczas lektury tej książki, gratuluję ci, że zrezygnowałaś z dwóch, a może nawet trzech, pokoleń swoich obywateli. Czy było warto? Czy skórka warta wyprawki?

Uważał też [Keynes], że poprawa położenia milionów pracowników tu i teraz automatycznie przełoży się na ich lepsze jutro. I odwrotnie, jeżeli składamy na ołtarzu reform całe pokolenie, wcale nie gotujemy lepszej przyszłości ani tej, ani kolejnej generacji.

*

Bardzo mi się podoba takie zasłyszane gdzieś zdanie, że w Polsce od 1989 r. uprawiamy taki wyczynowy kapitalizm, począwszy od reform Balcerowicza. My zawsze mieliśmy być najlepsi na świecie. Zawsze wściekałem się na takie dictum, bo moim zdaniem nam by wystarczyło, byśmy byli coraz lepsi. A nie zawsze najlepsi.

*

Wpadanie w pułapkę jakiejś ideologii często skutkuje ślepotą na niedoskonałości modelu.

*

„Pracownicy wydają tyle, ile zarabiają, przedsiębiorcy — tyle, ile wydają” — dowodził Kalecki. Przecież to równie proste jak słynny bon mot Henry’ego Forda, że „samochody nie kupują samochodów”, i dlatego warto pracownikom płacić tyle, by stali się konsumentami.

*

„ […] Polak słyszy, że rząd powinien się zachowywać podczas kryzysu jak gospodyni domowa, która gdy nie ma pieniędzy, to oszczędza. I myśli sobie, że to ma sens. Z tego typu rozumowaniem zgadza się większość sił politycznych w kraju” — opowiadał mi Jerzy Osiatyński. Przełom przyniósł dopiero obecny kryzys. Im dłużej trwa, tym bardziej trafia do przekonania Kaleckiego, który brzmi tak: jeśli nie pójdziesz do fryzjera, to twój fryzjer nie zje obiadu. W sumie nie musi cię to niepokoić, ale jeżeli wszyscy będziemy oszczędzać i przestaniemy kupować, czeka nas bezrobocie. Wtedy budżet nie zbierze ani VAT-u, ani podatku dochodowego — i jeszcze trzeba będzie wypłacać zasiłki.

*

Wszak populista to zawsze… ktoś inny. […] ten straszny, nieodpowiedzialny populizm, przed którym wielu przestrzega, po prostu… nie istnieje? Nie ma go. Został wymyślony jako narzędzie walki politycznej i niszczenia niewygodnych politycznych konkurentów. Bez konieczności wchodzenia z nimi w merytoryczną debatę.

*

[…] logika rynku zastosowana w wielu dziedzinach zwyczajnie się nie sprawdza. Tak jak w służbie zdrowia albo transporcie kolejowym. Te dziedziny po urynkowieniu przestają być publiczne.

*

[…] ludzie są szczęśliwsi wszędzie tam, gdzie nie muszą na każdym kroku boksować się z konkurencją i wymieniać swoich umiejętności na chleb w wielkim rynkowym współzawodnictwie — nawet jeśli w tej rywalizacji kryje się milion okazji i szans.

*

Liberałowie powtarzają zwykle, że trzeba czekać na to, aż rynek w końcu wróci do stanu równowagi. Tymczasem Keynes zdał sobie sprawę, że gospodarka nie potrafi podnosić się po wielkich kryzysach w sposób naturalny. A już na pewno nie robi tego szybko. Ktoś musi jej pomóc. Kto ma to zrobić? Oczywiście ludzie! W końcu to nie jacyś wszechmocni bogowie doprowadzili do kryzysu, lecz właśnie ludzie tworzący gospodarkę. A skoro to my sami wpędziliśmy się w kłopoty, to teraz sami powinniśmy sobie pomóc.

Rafał Woś, Dziecięca choroba liberalizmu,
Studio EMKA, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

czwartek, lipca 28, 2016

1963. Wrócona do siebie

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

fatal error. somatyka nie nadążała za duchem. upał. niemoc. rany boskie. ile to będzie trwało? dziś już wiem, 48 godzin. czy w ogóle się skończy? tak, choć prawie przestałam w to wierzyć. było źle. skąd wiem? wszystko, zupełnie wszystko zawiesiłam na kołku. wtórne, kompletnie bez znaczenia, a dużo mówiące: nie przeczytałam nawet linijki, nie zapisałam ani słowa. nie ogarniałam tego, co ze mną się działo. ale dziś nad ranem rozmarzyłam się na temat śniadania. wiedziałam, że wróciłam.

szczęście!

*

Wróciłam do czytania też. Ta książka uświadomiła mi wartość dobrych powieści. Zostałam z poczuciem, że zaskoczyłam, jeśli chodzi o ten gatunek.

To nie jest książka, od której warto zacząć czytanie Morrison. Oj nie. Chyba. Dla mnie to nie tylko opowiedziana historia, która przybliża okrutny czas, ale przede wszystkim to ponadczasowa, uniwersalna książka o demonach, które zakrzywiają ludzką percepcję. To opowieść, po której już wiesz, jeśli nie wiedziałeś wcześniej, że każdy, choćby nie wiem jak irracjonalny, ludzki czyn zwykle ma bardzo logiczne uzasadnienie.

     — Teraz będzie bolało — ostrzegła Amy. — Jak martwe wraca do życia, to boli.

*

     — Mówiłam o czasie. Tak trudno mi uwierzyć w czas. Niektóre rzeczy odchodzą. Mijają. Niektóre zostają. Myślałam, że to moja pamięć. No, wiesz. O pewnych rzeczach zapominasz. O innych nigdy nie zapomnisz. Ale to nie to. Miejsca, miejsca pozostają na zawsze.

*

Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy z ogromnej przyjemności obcowania z czarami, kiedy nie tyle podejrzewa się, co wie, że za rzeczami kryją się inne rzeczy.

*

Cz to będzie w porządku? Czy będzie w porządku zaczynać od nowa i czuć? Zaczynać od nowa i liczyć na coś?

*

     — Może wszystko powinno zostać tak, jak jest — odezwała się Sethe.
     — A jak jest?
     — Jakoś się żyje.
     — A co w środku?
     — Nie wchodzę do środka.

*

     — Dzisiaj to jest teraz — rzekła Sethe. — A jutro to nigdy.

*

Paula D zawsze zdumiewała cichość śniegu. On nie padał jak deszcz, lecz jak tajemnica.

*

Nie trzeba zdumiewać się w obliczu cudu, który jest naprawdę cudowny, bo czar kryje się w tym, że zawsze wiadomo, iż czeka tam na ciebie.

*

     — Jak poprosi, to mu pomogę, w czym chce.
     — A dlaczego nagle wymagasz, żeby sam poprosił?

*

Powolne, co-by-było-gdyby myśli, które głęboko ranią, ale nie natrafiają na nic, na czym można by się było oprzeć.

*

[…] nikt nie potrzebuje dorosłego zła siedzącego przy stole z pretensjami.

*

Na początku nie było słowo. Na początku był dźwięk, i wszystkie wiedziały, jak ten dźwięk brzmiał.

*

Wszystko mogło go wzruszyć, a on wszelkimi siłami próbował tego nie pokochać.

*

Jest taki rodzaj samotności, którą można ukołysać. Trzeba skrzyżować ręce, kolana podciągnąć pod brodę i zacząć się powoli bujać. Ten ruch, w odróżnieniu od statku, uspokaja i przywraca panowanie nad sobą. To jest odmiana wewnętrznej samotności, przylegająca ciasno jak skóra. Ale jest również inna samotność, która lubi wędrować. Na taką kołysanie nie zda się na nic. Ta jest żywa, samodzielna. To coś suchego, rozpraszającego się, co wydaje dźwięk podobny do tupotu stóp nadchodzących z bardzo odległego miejsca.

Toni Morrison, Umiłowana,
przeł. Renata Gorczyńska,
Świat Książki, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, lipca 25, 2016

1962. Bo to zła synowa jest

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czasem myślałam sobie, że może psychologia troszkę przesadza, że wahadło wychyliło się niezdrowo na stronę toksycznych rodziców, nadużyć, przemocy takiej i siakiej.

Myślałam tak, bo jednak są ludzie, którzy używają toksycznych rodziców, nadużyć i przemocy jako fantastycznego usprawiedliwienia, by po prostu nic nie robić ze swoim życiem, problemami i trudnościami, pomimo piątej, szóstej dziesiątki na karku.

Myślałam. Sobie. Tak.

*

Sobota. Mały Nowy Jork. Ryknął w kuchni nie na mnie. Dwie futryny dalej zamarłam, wstrzymałam oddech. Uczucie. Intensywne. Skąd je znam? — zaczęłam się przyglądać temu, co przytrafiło się mojemu ciału. Mam! Na ułamek sekundy nie było mnie w Małym Nowym Jorku, byłam trzysta kilometrów dalej, miałam naście lat i mój ojciec się darł.

W sobotę ryknął nie mój ojciec na swojego syna, jakby ten ostatni miał kilkanaście lat, a nie czterdzieści. Wyobraziłam sobie tę scenę dwadzieścia kilka lat temu z nastolatkiem, całkowicie zależnym od rodziców, w roli głównej. Jak się czuł? Moment. Stop. To była przemoc psychiczna. Nie myślę tak. Ja to wiem. Kropka.

*

I nagle otworzyła mi się klapka w głowie. Trudności w relacjach rodziców i dorosłych dzieci nie są związane tylko i wyłącznie z tym, że ci ostatni są nie dość wdzięczni, nie dość szanujący, nie dość dobrzy, nie dość doterapeutyzowani (jeśli są dość bogaci). Te trudności mają niebanalne źródło w tym, że rodzice, pomimo niebagatelnego upływu czasu, nie przyjmują do wiadomości, że ich dzieci to już dorośli ludzie. Bo łatwiej nawrzeszczeć — użyć tak bardzo skutecznej kiedyś metody, a że nie działa dziś? Złe dziecko, wciąż! Ale teraz ze źle wychowaną żoną w pakiecie.

niedziela, lipca 24, 2016

1961. Okolice mężczyzny

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kilka dni temu, a może tydzień temu lub tydzień z okładem, Sadownik przeczytał mi fragment rozmowy. Było o kilku rodzajach męskiego orgazmu. Koła nie odkryliśmy, ale miło się rozmawiało o naszym doświadczeniu. Postanowiłam upolować książkę — wszak mężczyzną nie jestem, więc co ja wiem o zabijaniu.

Pani zadająca pytania trzyma poziom od początku do końca — infantylny, prostacki i stereotypowy — jeśli tak postanowiła, chylę czoła, bo to sztuka ogromna. Pan daje radę, prostuje, powtarza, tłumaczy i dlatego warto tę książkę przeczytać, bo treść odpowiedzi, na szczęście, budzi wiele refleksji i pozostawia ze świadomością daru, jakim jest dotyk.

Przede wszystkim powiedz, dlaczego kobiety roszczą sobie prawo do decyzji, jaka pasja jest dla mężczyzny dobra, jakie hobby infantylne? Jaki gadżet jest mu potrzebny, a jaki bezużyteczny? Czy tobie byłoby miło, gdyby partner grzebał ci w kosmetyczce i wyliczał szminki?

*

Drogie panie, wy także musicie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A w związku z tym, że być może same nie wiecie, jakiego partnera szukacie, łatwiej wam mówić o kryzysie męskości, a nie o rozkwicie czy przełomie męskości.

*

W latach dziewięćdziesiątych największym marzeniem każdego nastolatka było odnalezienie u rodziców kasety VHS.
Pamiętam swój pierwszy film porno. Pewnego dnia dzwoni do mnie kolega z siódmej klasy. Dyszy do słuchawki: „Przychodź szybko, znalazłem pornola”. Biegnę zatem do klatki obok. On już trzymał w ręku dwie czarne kasety. Nie mają naklejek. Pytam: „Skąd wiesz, że to porno? Bo znalazłem w szafce z majtkami rodziców”. Dzwonimy więc do reszty chłopaków z naszej paczki. Solidarnie czekaliśmy, żeby wspólnie wsunąć kasetę w otchłań magnetowidu. Filmy były dwa — jeden produkcji niemieckiej, drugi czeskiej. Sceny tam zawarte były pornograficzne, jednak dziś podobne widzimy w każdym filmie puszczanym przed dwudziestą drugą.

*

Bo czym jest seks? Radością, dawaniem radości, braniem radości, spotkaniem intymnym.

*

Ale zależy mi na tym, żeby dorosłego faceta nie traktować przedmiotowo. Ty jako kobieta podejrzewasz, że on, biedny żuczek, dał się zmanipulować i zdeptać pantoflem silnej partnerce. Nie musi tak być! On ma wybór. Podejmuje decyzje, jest dorosły. Koniec zwalania winy na kobiety. Mężczyźni mają swój rozum, znają siebie i powinni umieć za siebie decydować. A jeśli nie umieją podjąć decyzji, niech się nauczą. Albo ponoszą konsekwencję. Na tym, niestety, między innymi polega dorosłość.

*

Największym seksualnym organem ludzkiego ciała jest skóra, a nie penis, nie wagina. Ogniska zmysłowe, strefy erogenne mogą być na całym ciele. Tylko pozwólcie sobie na to, żeby je odkryć. Przytulajcie nago swoich partnerów. Dotyk stymuluje układ nerwowy, w związku z tym w mózgu uruchamiają pracę przekaźniki odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności. W człowieku pojawia się uczucie dobrostanu, szczęścia, bo mózg dosłownie zalewany przez endorfiny. […] zacznie wydzielać się oksytocyna, czyli neuroprzekaźnik, który przywiązuje nas do siebie.

*

Moim zdaniem mężczyzna ma prawo mieć wydepilowane brwi i nadal być męski. Bo mężczyzna ma prawo być, jaki chce, bez względu na to, co podoba się kobietom.

*

A związek nie jest constans. To nie jest ciało stałe. To zawsze jest ciało ciekłe. To jest żywy organizm, bo partnerzy są żywi. Związek wciąż się porusza, rozwija, płynie.

*

[…] istnieją trzy najczęstsze sytuacje, w których podnieca nas nasz długoletni partner. Są to chwile, w których jesteśmy daleko od siebie, kiedy nasz partner czy partnerka robi coś zaskakującego, nieznanego i kiedy realizuje swoje pasje. We wszystkich tych sytuacjach widzimy partnera oderwanego od nas, a tym samym podniecającego.

*

Czy ty naprawdę myślisz, że wszyscy faceci tak się boją kobiet i presji? Przykro mi, nie macie aż takiej władzy. […] Nie przypisujcie sobie wszystkich zasług w zmianach obyczajowych. Wybacz, ale nie tylko wy macie dobre pomysły.

*

Pamiętajmy, im mniej pracy wkładamy w relację na początku, tym więcej pracy czeka na później. Niestety, łatwiej nam widzieć w partnerze misia niż tygrysa. Dlatego ludzie udomawiają swoje potrzeby seksualne, traktując je kanapowo.

*

Zachowujesz się jak więzienna strażniczka! Jakie masz prawo oceniać czyjeś wybory? Każdy ma prawo wiązać się z kim chce! Może ten facet miał już dość bycia mądrym facetem? Chciał wyjść z tej roli?

*

Zacytuję ci mądrą wypowiedź profesora Tomasza Zaleśkiewicza: „Kapitalizm wżarł się w nasze życie na dobre, degenerując i sprawiając, że wszystkie działania, które podejmujemy, są przez nas wartościowane. Właściwie już niczego nie robimy dla czystej przyjemności”.

*

Na trop naprowadził mnie przyjaciel mojej rodziny, pan po siedemdziesiątce. Jechaliśmy gdzieś tam samochodem i po drodze mieliśmy odebrać z dworca jego żonę. Powiedział: „Chodź, podjedziemy po tę obcą babę, co będzie czekała na peronie. Pewnie znowu jej nie poznam”. Zdziwiłem się, pytam go, jaką obcą babę? Przecież jedziemy po twoją żonę, tak? A on odpowiedział, że jak ona wyjeżdża, choćby tylko na dwa dni, to zawsze wraca jakaś obca, odmieniona, inna niż wyjeżdżała. I że jemu się to strasznie podoba […].

*

[…] według mnie ważne jest, żeby się otworzyć na zmiany, na przemijanie, ulotność chwil, upadki i wzloty. […] pewnych rzeczy już wprawdzie nie zrobisz, ale wiele innych jeszcze zdążysz. Tymczasem niektórzy z nas nie dadzą sobie szansy i możliwości na przeżycie nowej przygody, którą proponuje nam dojrzałość i starość.

Michał Pozdał, Agata Jankowska, Męskie sprawy.
Życie, seks i cała reszta
, Świat Książki, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

1960. Umysł początkującego (praktyka)

— co się stanie?
— nie wiem. robię to pierwszy raz. — uśmiechnęła się.

sobota, lipca 23, 2016

1959. Odprysk świadomości

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

krytykowanie siebie. zatrzymałam się w sobie. zatrzymałam, tak jak lubię. I?

i. krytykowanie siebie to doskonałe, jeśli nie najdoskonalsze, narzędzie, byś mógł pozwolić sobie nie być tu i teraz, tym kim jesteś.

jestem!

(1638+320). Peregrynacja, dzień 194.

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czy się bałam? Tak. Czy chciałam? Bardzo. Zaprotokołować!

Dziś. Pierwszy raz w tym roku byłam na pływalni. Odkrywam na nowo pływanie. Ruchowo zrzuciłam z siebie ponad dwadzieścia lat. Jutro powtórka. I pomyśleć, że pół roku temu bez jednego dnia — krytyku wewnętrzny, uwierzysz, że pojąłeś termin pół roku? — marzyłam o misce. Życie jest cudem. Niebywałym! Baza jest:

10 × (2 × 25 m)

Obroniłam tytuł nadany przez Sadownika:

The Best «Cripplessa» of the World!

pływam!

piątek, lipca 22, 2016

1957. Książka filozoficzna

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tytuł przewrotny. Nie można się zdecydować, interesujący czy zabawny. Ale z niebywałą prostotą budzi wewnętrznego anarchistę i już chcesz, już prawie wiesz, że będzie ogromną przyjemnością zatopić w tej książce siekacze.

I to jest przyjemność! Kolejka książek do czytania? Pieprz to! Rany boskie, ty klniesz? Pieprzyć to! W tym roku, obok filozofii chodzenia, to druga najlepsza książka „filozoficzna”.

To książka o wymiarowaniu, określaniu właściwych wymiarów rzeczy, poglądów i światów.

Kiedy mówimy różnym sprawom „pieprzę to”, znaczenia zaczynają się kruszyć.

*

Na tym polega cały dowcip:

  • Bóg nie jest ponad to, co znamy, lecz zawiera się w tym, co znamy.
  • Im mniej szukasz, tym więcej znajdujesz.
  • Im mniej pragniesz, tym więcej otrzymujesz.
  • Im mniej patrzysz, tym więcej widzisz.
  • Im mniej Ciebie, tym więcej „jest”.

     […] Duchowość jest we wszystkim. Wszyscy i wszystko ma wymiar duchowy. […] Możesz szczerze powiedzieć wszystkiemu „pieprzę to” i nadal być uduchowionym, bo niemożliwe jest nie być uduchowionym.

*

Spróbuj robić mniej, a nie więcej. […] zadaj sobie pytanie, czy warto poczekać i zobaczyć, co się stanie.

*

Wszystko przyspiesza w kulturze sukcesu. Nawet uczestnicy zajęć z jogi rozglądają się, kalkulując, jak szybko uda im się wykonać tę skomplikowaną asanę albo czy ćwiczenie pranajama przyniesie im spokój we wszystkich sferach życia.
     Czuję się spięty, tylko o tym pisząc.
     Selekcjonowanie własnych pragnień jest oczywiście trudne.
[…] Niektóre pragnienia mogą istnieć obok siebie, a inne ze sobą konkurują. Zacznij się nad tym zastanawiać.

*

Kiedy świat znaczeń przestaje mieć nad nami władzę, rzucamy wyzwanie wszystkim tym, którzy nadal w nim tkwią.

*

Dzisiaj jedynym moim punktem widzenia jest to, co widzą moje oczy.

John C. Parkin, Filozofia f**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha,
przeł. Cezary Welsyng, Helion, Gliwice 2011.
(wyróżnienie własne)

*

Opus, Live is Life.

czwartek, lipca 21, 2016

1956. Światowe Dni Mizoginów, 2016

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Z uporem maniaka na tym blogu nie ma (prawie) ani słowa na temat aktualnych, politycznych, publicznych dramatów, dylematów, kwestii, dróg donikąd, klauzul sumień najbardziej sumiennych. Nie ma, bo trzeba by długo, bezowocnie i całkiem bez sensu. Ale czasem wyjątek sam włazi w ręce — publiczne staje się prywatnym.

Coś napadło mnie wczoraj. Zachciało mi się w autobusie ruchomego, ale od końca. Było więc With My Own Hands, Beautiful Day, potem Cohen i Zębaty z tym samym utworem. Nie byłoby tego wpisu, gdyby nie mój szczery śmiech i ubaw, w który wpędziły mnie katolickie przygotowania do ŚDM. Wyszłam z Ośrodka, kilometry chodzenia chciałam sobie nabić, więc obok Placu Piłsudskiego mknęłam. I?

I upłakałam ze śmiechu. Scena na placu, głośna muzyka i. I co? I Hallelujah Leonarda Cohena! Trzeba przyznać, że to niezły chichot historii, pochodzenia i perspektyw widzenia świata. Chyba śpiewający tę „nutę” nie wiedzieli nic o tym utworze. Nikt im nie powiedział, że nie każde Alleluja ma wymiar katolicko-mizoginistyczno-żałujący-za-grzechy wielbienia pana? Przenośnie, parabole, elipsy, inne środki wyrazu? Gdzie? Czepiasz się babo. Alleluja! Wiem. Czepiam się. A może? Chwila, chwila. Oczywiście, że jest to głęboko religijna pieśń, tyle że religią nie jest katolicyzm, lecz człowieczeństwo.

*

Nie byłoby tego wpisu również z drugiego powodu. Dziś rano przeczytałam piękne słowa:

Udawanie, że jest inaczej, wymagałoby zapoczątkowania nowej religii, której przyświecałoby chwytliwe hasło: „Jestem taki, a nie taki, wiesz. Naprawdę”.
     O to właśnie chodzi w religii. Tyle tylko, że zawsze dodaje się jeszcze jedną linijkę, która psuje mi humor i całe hasło brzmi wtedy następująco: „Jestem taki, a nie taki, wiesz. Naprawdę. A jeśli jesteś inny niż ja, wtedy jesteś w błędzie. I będziesz się przez to smażył w piekle”.

John C.Parkin, Filozofia f*k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha,
przeł. Cezary Welsyng, Helion, Gliwice 2011.
(wyróżnienie własne)

*

Przypomniały mi się zajęcia z przekleństw. Grzeczna nad wyraz, poza wszelką normę dla kobiet ustanowioną, spokojna do bólu dziewczyna. Przekleństwo przez jej gardło przejść absolutnie nie mogło. Nauczyciel zarządził na koniec, że nie wyjdziemy, jeśli każdy nie przeklnie. No i groziło nam uwięzienie na resztę wieczności. Dziewczyna nie chciała, nie potrafiła, nie mogła, o sumieniu nie wspomniała — nie było wtedy takiej mody. Nauczyciel już prawie się poddał, gdy z grzecznej dziewczyny wyrwało się głośne, niskie: fuck it all! Zatkało nas wszystkich z wrażenia. To było spektakularne przekleństwo!

Więc?

Fuck it all! Hallelujah!

It’s a beautiful day!

środa, lipca 20, 2016

1955. Nocny balet

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie zawsze, gdy budzę się w środku nocy, jestem przeszczęśliwa z tego faktu. Ale dziś w nocy właśnie tak było. Mogłam spokojnie skończyć książkę.

Książkę bardzo grubą kreską malowaną, jaskrawymi nićmi wydarzeń w życiu bohaterów szytą. Zero subtelności, pięścią między oczy. Być może inaczej niektórym łatwiej byłoby polemizować, niuansować. Nie jest to możliwe po tej książce.

Książka ta jest prawdziwą gratką dla wielbicieli stron redakcyjnych — należę do nich. Dowiedzą się oni nie tylko o tym, że to najnowsza powieść Autorki, ale również zdziwią się, jak bardzo tytuł polski nie ma nic wspólnego z oryginalnym tytułem. Efekt, gdy kończyłam książkę, pomyślałam, że każdy z nich ma swój ważny wymiar. Miodzio!

I pomyśleć, że stała w kolejce do kupienia i przeczytania. Kaan mnie zmobilizowała, by nie czekać. I nie mogę uwierzyć, że dwa miesiące temu nie miałam pojęcia o tej Autorce. Do wczoraj nie wiedziałam nawet, że jest Noblistką — pewnie gdybym wiedziała, nie ruszyłabym Jej prozy, bo na paru noblistach przejechałam się nie tylko w szkole średniej.

(fragment kadru z filmu poniżej)

Nauczyła mnie czegoś, co zawsze powinnam była wiedzieć. To, co robimy dzieciom, ma znaczenie. A one mogą tego nigdy nie zapomnieć.

*

     — Przez kłamstwo. Przemilczenie. Niemówienie, co jest prawdą i dlaczego.
     — O czym.
     — O naszym dzieciństwie, tym, co nas spotkało, i że robimy i myślimy różne rzeczy właśnie w związku z tym, co nam się przydarzyło, gdy byliśmy dziećmi.

*

     — Wiem, ale…
     — Nie ma ale. Naprawiaj, co możesz; ucz się z tego, czego nie możesz naprawić
.

*

Ukształtowała go bezpośrednia dyskusja i tekst na papierze. Co sobota rano, przed śniadaniem, jego rodzice odbywali konferencję z dziećmi, żądając od każdego z nich odpowiedzi na dwa pytania: 1. Czego się nauczyłeś, co jest prawdziwe (i skąd to wiesz)? 2. Jaki masz problem? Przez lata odpowiedzi na pierwsze pytanie miały zasięg od „Robaki nie latają”, „Lód pali”, „W naszym stanie są tylko trzy hrabstwa” — po „Królowa jest mocniejsza niż pionek”. Odpowiedzi na drugie pytanie bywały różne: „Dziewczynka mnie uderzyła”, „Trądzik mi się odnowił”, „Algebra”, „Odmiana łacińskich przymiotników”.

*

Chyba niewiele osób docenia ciszę, albo uświadamia sobie, że jest ona najbliższa muzyce.

*

— To tylko kolor — powiedział Booker. — Cecha genetyczna, nie żadna wada ani klątwa, nie dobrodziejstwo i nie grzech.
— Ale przecież — zaprotestowała — ludzie myślą rasowo…
Booker jej przerwał.
— Z punktu widzenia nauki nie istnieje coś takiego jak rasa, Bride, więc rasizm bez rasy jest świadomym wyborem. Wyuczonym, rzecz jasna, przez tych, którym się przydaje, ale zawsze tylko wyborem. Ludzie, którzy go wyznają, bez niego byliby niczym.

*

[…] aby się znaleźć na podłodze, ma się do wyboru: położyć się lub upaść.

Toni Morrison, Skóra, przeł. Jolanta Kozak,
Świat Książki, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

*

BBC Imagine Documentary, Toni Morrison Remembers, 2015.

wtorek, lipca 19, 2016

1954. Peregrynacja, dzień 190.

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

ale o co chodzi? źle! niedobrze! za mało! za wolno! zbyt rzadko! nie dość intensywnie! za późno!

w porównaniu do jakiego twojego wyobrażenia? zastygł i zaniemówił.

mój wewnętrzny krytyk ma coś z małego człowieka. niczym dziecko — które wczoraj pójdzie na lody, a jutro było na karuzeli — on kompletnie nie ogarnia przedziałów czasowych: kwartał, pół roku, rok, dwa lata. rozumie tylko natychmiast lub na jutro.

ramię w ramię. oboje mamy wspólne duże marzenie, ale każdy z nas, przy okazji kopytka, ma nauczyć się czegoś innego. pomyślałam.

jakiego koloru chcesz kropkę? zapytałam. ale natychmiast? uśmiechnęłam się. tak, natychmiast.

takiego.

poniedziałek, lipca 18, 2016

1953. Peregrynacja, dzień 189.

spotkałam dziś. zagubioną chwilę. nienazwane uczucie. gdy spojrzałam na ścianę ponad stopą.

szczęściara!
pomyślałam.

*

Pamięć to najgorsza rzecz w dochodzeniu do zdrowia.

Toni Morrison, Skóra, przeł. Jolanta Kozak,
Świat Książki, Warszawa 2016.

(1951+1). Kwintet książkowy

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kwartet książkowy: Sandel, Žižek, Bauman i banksterka. Plus ta, którą czytałam, czytałam i w końcu skończyłam.

To nie jest książka na jeden wieczór, przynajmniej nie w moim przypadku. Nie daj sobie wmówić, że ekonomia jest nauką. Nie jest też sztuką. Jak dla mnie jest to socjologiczna psychologia pieniądza — żywe mity i legendy.

Warto mieć własne zdanie. Warto rozwijać uwrażliwienie na nieoczywistość wszystkiego — temu pięknie może służyć każda z wymienionych książek, plus ta.

Rezultaty działania rynku nie są zjawiskami „naturalnymi”. Można je zmieniać.

*

Innymi słowy, ekonomia okazała się czymś gorszym niż nauką bez znaczenia. W takiej wersji, w jakiej była praktykowana przez ostatnich trzydzieści lat, czynnie przyczyniła się do krzywdy większości ludzkości.

*

Orzeł — wygrywam, reszka — przegrywasz.

*

To, co przydarzyło się światowej gospodarce, ani nie stało się przypadkiem, ani nie było skutkiem działania nieuniknionych sił historii.

*

Ale nawet ja wiem, że to niemożliwe, żeby 80 procent najzdolniejszych koreańskich dzieci, kształcących się w naukach ścisłych, nadawało się na lekarzy.
     Zatem jeden z najbardziej elastycznych rynków pracy w bogatym świecie — rynek koreański — ponosi spektakularną porażkę w kwestii efektywnej alokacji talentów. Powód? Większa niepewność zatrudnienia.

*

W Korei jest takie powiedzenie, że nawet małpa może spaść z drzewa.

*

Równość szans to punkt wyjścia dla sprawiedliwego społeczeństwa. Ale to nie wystarczy. […] Jeśli jakieś dziecko ma złe wyniki w szkole, bo jest głodne i nie może się skoncentrować na lekcjach, to nie można powiedzieć, że sobie nie radzi, bo z natury jest mniej zdolne. […] Bez określonego stopnia równości rezultatów (na przykład dostatecznie wysokich dochodów wszystkich rodziców, by ich dzieci nie chodziły głodne), równe szanse (na przykład darmowa szkoła) tak naprawdę nie mają znaczenia.

*

Edukacja jest cenna, lecz jej wartość zazwyczaj nie polega na podnoszeniu wydajności pracy. Wspiera ona rozwój naszych potencjałów i sprawia, że jesteśmy bardziej niezależni, a nasze życie jest bardziej satysfakcjonujące.

*

Systemy szkolnictwa wyższego […] stały się jak teatry, w których niektórzy postanowili wstać, żeby lepiej widzieć, co spowodowało, że ludzie siedzący za nimi też musieli wstać. W końcu wszyscy muszą stać, co oznacza, że nikt nie widzi lepiej, za to wszystkim jest mniej wygodnie.

*

Jest wiele przedmiotów szkolnych, które nie mają żadnego, nawet pośredniego wpływu na wydajność pracy, na przykład: literatura, historia, filozofia i muzyka. Ze ściśle ekonomicznego punktu widzenia nauka tych przedmiotów to strata czasu. Jednak uczymy ich nasze dzieci, bo wierzymy, że dzięki temu wzbogacą one swoje życie i zostaną dobrymi obywatelami.

*

Wolny rynek nie istnieje. Każdy rynek rządzi się jakimiś zasadami i funkcjonuje w pewnych ramach, które ograniczają wolność wyboru. Rynek wydaje nam się wolny tylko dlatego, że tak bezwarunkowo akceptujemy restrykcje, którym on podlega, że nawet ich nie zauważamy. Nie można obiektywnie zdefiniować tego, jak bardzo jakiś rynek jest „wolny” — to określenie mające charakter polityczny.

*

[…] wszystkie płace są w gruncie rzeczy określane politycznie.

Ha-Joon Chang, 23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie,
przeł. Barbara Szelewa, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

niedziela, lipca 17, 2016

1951. Banksterka

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zaczęłam czytać książkę. Po każdym rozdziale musiałam zatrzymać się i zająć się czymś innym. Czytam wciąż. Odłożyłam ją na bok już kilka razy, również po to, by, na przykład, przeczytać pięć innych wspomnianych tu książek. Ta jest szóstą i na swój sposób łączy się z tą, którą czytam, czytam i czytam.

Banki w Polsce… zastanawiam się wciąż, jak można było być tak krótkowzrocznym i upierać się przy modelu handlu „na turka”… nie widzieć, jakie niesie to skutki społeczne na kolejne dekady… nie mieć świadomości, że podcina się gałąź, na której się siedzi. Związek Banków Polskich… budzi mój najszczerszy śmiech, gdy uważa się za „instytucję zaufania publicznego”. Czy ktoś jeszcze kupuje ten bełkot?

To nie jest wybryk jednego banku, na tym polega ten biznes.

*

[…] nie bierze się kredytu hipotecznego na nieruchomość kupowaną na rynku pierwotnym lub wtórnym. Tylko kupuje się kąt dla siebie i dla ukochanej, żeby być nareszcie ze sobą, bez teściów, sąsiadów z akademika, właścicieli wynajmowanych mieszkań. Wychodzić na pełen kwiatów balkon. Sam rozumiesz.

*

Wytłumacz mi, co to jest „cross-sell”.
     [długi śmiech] To taki system, że kupujesz butelkę whisky, a oni chcą ci jeszcze wcisnąć autostradę A12 i zakonserwowane zwłoki wodza Indian.

*

Kredyt? Bezpieczny! Rata? Niska! Prowizja? Zerowa! Decyzja — dwa dni, pieniądze na koncie w tydzień. Media milczały, bo zamieszczały reklamy banków i z tego żyły. Mało, robiły plebiscyty, konkursy — na najbardziej miły, przyjazny, bezpieczny, kulturalny bank. A banki podpierały się wynikami konkursów w reklamach.

*

Zawsze te same zbitki: bezpieczne, niezawodne, dochodowe, pewne… Trzeba się obudzić, stanąć na nogach, spełniać marzenia. […] Ktoś musi sprzedać, ktoś kupić, a ktoś zarobić.

*

Ludzie to podpisują?
     Umowa kredytowa może mieć 26 stron plus aneksy… Kto by to czytał? Facet widzi, że idę do niego z takim plikiem, i traci ochotę na czytanie. W końcu jest w banku, to ufa.
     A gdyby przeczytał?
     To i tak by nic z tego nie zrozumiał. Ja mu to sprzedaję i też mało z tego rozumiem.
     Żartuje pan?
     Nie jest to język klarowny. Blablanina prawna. Myśmy oczywiście mieli przewagę. Dokładnie wiedzieliśmy, gdzie jest to, co jest ważne. Na czternastej stronie jest punkt… i tak dalej.
[…] Ubezpieczam od utraty zysku, od utraty pracy. Od wszystkiego.
     Po co?
     Głównie po to, żeby na tym zarobić.

*

Sprzedawca ma swojego menedżera, menedżer ma swojego dyrektora, dyrektor ma swojego prezesa, prezes ma przewodniczącego rady nadzorczej, rada nadzorcza ma akcjonariusza, a akcjonariusze mają żony. I cały ten łańcuszek musi funkcjonować.

*

Oni — tam na górze — oczywiście wiedzą, z czym to się wiąże dla klientów. Ale idą na to.
     Dlaczego?
     A dlatego, że wszystkie banki to robią. Skoro wszyscy robią, to róbmy i my, przecież nie możemy zarabiać mniej od konkurencji. My nie dbamy o klientów, ale dbamy o interes właścicieli banku! I tych, co mają u nas oszczędności… Pięknie brzmi? Tylko że to jest g… prawda. Ideologia. Każdy dba wyłącznie o swój własny interes. Zarządy o to, by wyrabiać zyski, bo dostają premie, dyrektorzy oddziałów — żeby sprzedawać dużo, być na czele, bo dostają premie, dyrektorzy sprzedaży, sprzedawcy…

*

Kiedyś rodzina, która miała bank, myślała w perspektywie pokoleń. Jak tu pozyskać klientów, jak ich utrzymać. Teraz rada nadzorcza myśli w perspektywie roku.

Paweł Reszka, Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy,
Czerwone i Czarne, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

1950. Inspiracja

kto w tym filmie jest kulawy?

We Are the Superhumans, Rio Paralympics 2016 Trailer.

sobota, lipca 16, 2016

1949. Pierwszy Mąż, drugie życie

kilka dni temu. Sadownik przeczytał mi słowa, które ze mną zostały.

Człowiek ma dwa życia. Drugie zaczyna wtedy,
kiedy zda sobie sprawę, że ma tylko jedno.

wciąż mnie zachwycają. nie chcę ich zgubić, czy zapomnieć.

wiodę drugie.
jest piiiisznie!

(1945+3). Po książce, przed przyszłością

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To książka, która zadaje pytania. Pytania, których w tej książce nie ma. Pytania, na które warto znać odpowiedzi. Czy to jest życie, które chcę żyć? Czy jest coś, co chcę powiedzieć komuś bliskiemu, a czego nie powiedziałam? Naprawdę myślę, że mam tak dużo czasu? Jestem tego pewny? Akurat!

Jeśli mogłabym w tym roku przeczytać tylko jedną książkę, chciałabym przeczytać właśnie tę.

Na stole leży dwadzieścia kartoników. Pięć białych, pięć niebieskich, pięć czerwonych i pięć żółtych.
     Zastanów się dobrze, co jest dla ciebie naprawdę ważne. Teraz weź długopis.
     Na białych kartonikach zapisz rzeczy, z którymi nie potrafisz się rozstać. Telefon? Komputer? Dom? Samochód? Pierścionek — pamiątka po babci?
[…]
     Na niebieskich zapisz miejsca, które wiążą się z dobrymi wspomnieniami. I miejsca, które kochasz. […]
     Na czerwonych kartonikach zapisz rzeczy, które lubisz robić. Twoja praca. Hobby. I twoje marzenia. […] Przyjaźń? Tak. I miłość też.
     Na żółtych zapisz imiona ludzi, którzy w twoim życiu znaczą najwięcej. Nawet zmarłych. I zwierzęta. Mama, tata, siostra, mąż, dziecko, babcia, przyjaciel, kochanek, pies. Masz tylko pięć kartek. „Rodzice”? Nie oszukuj.
     Teraz, kiedy już spisałeś wszystko, co dla ciebie ważne, zamknij oczy i posłuchaj tej historii
. […]
     […] To nie był wasz ostatni oddech. Co zrobicie ze swoim życiem? I co zrobicie z tymi dwudziestoma skarbami, które są dla was najważniejsze?

*

Reisho chciałby, żeby bogactwo kraju liczono nie w PKB, tylko ŁKB — łzami krajowymi brutto. Może gdyby Japonia porządnie się wypłakała, wreszcie byłaby szczęśliwsza?

*

Trzy tysiące sześćset słupów, które monitorują promieniowanie.
     Pokazują coś, o czym wszyscy woleliby już zapomnieć.
     Promieniowania nie widać, nie słychać, nie czuć. Nie można go powąchać ani dotknąć. Niektórzy mówią, że bardziej niż geny niszczy relacje między ludźmi.

*

Kiedy potrzebuję go [dom] ogrzać, idę do lasu narąbać drewna. To zajmuje jakiś czas. I dobrze. Dzisiaj, kiedy chcesz włączyć ogrzewanie, naciskasz przycisk. Kiedy chcesz zjeść obiad, idziesz do supermarketu. Ludzie ciężko pracują, żeby mieć pieniądze, które oszczędzą czas. Ale to błędne koło. Pracujesz, żeby wydawać w supermarkecie? A może pracowałbyś mniej i miał godzinę więcej na przygotowanie obiadu razem z dziećmi?

*

Wiemy, co ich czeka. Plotki. Niepokój. Lęk. Kiedy boli cię głowa, nie wiesz, czy to przez promieniowanie, czy przez zmęczenie. Jesteś z tym sam. Do końca życia.

*

W Japonii obok żywych żyją zmarli. To nic nadzwyczajnego. Zwłaszcza pomiędzy drugą a trzecią w nocy, kiedy szczelina oddzielająca światy staje się cieńsza.

*

Niech zatęsknią. Niech mają na co czekać. Czekanie to nadzieja, ekscytacja. A przecież to tego, a nie mnie, potrzebują.

*

Czas wcale nie leczy ran. Sam w sobie nie ma właściwości uzdrawiających. Jedyne, co potrafi, to mijać. To od nas zależy, jak go wykorzystamy.

Katarzyna Boni, Ganbare! Warsztaty umierania,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

piątek, lipca 15, 2016

1947. Proste jak drut!

uśmiech od ucha do ucha. zaprezentowałam sama sobie. na widok tego cudu.

kocham chodzić
i gapić się na świat!

(1945+1). Bardzo ważne rozmowy

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Samotność. Taka nastoletnia, gdy nie możesz być z kimś, z kim chcesz być. Taka dorosła, gdy wali się życie i nie bardzo rozumiesz, jak ten czy tamten człowiek mógł tak postąpić. Taka dojrzała, gdy mierzysz się ze śmiercią ważnego człowieka, gdy dotykasz i swojej śmiertelności. A życie ma to wszystko za nic i biegnie dalej. Nie obiecuje ci uśmiechu, radości i szczęścia — przecież w to nie uwierzysz. A jednak.

Właśnie tego — rozmów z nieobecnymi — dotyka we mnie drugi fragment, który wciąż ze mną jest.

Na wzgórzu , w ogrodzie różanym, stoi biała budka telefoniczna. Z przeszklonych ścian roztacza się widok na morze. W środku klasyczny czarny telefon z tarczą numerową. Jego przewód kołysze się na wietrze.
     Kaze no denwa — wietrzny telefon. Itaru Sasaki otworzył budkę w swoim ogrodzie, w mieście Otsuchi, miesiąc po tsunami. Każdy może przyjść porozmawiać z tymi, których mu brakuje.
     Goście wchodzą do środka pojedynczo. Podnoszą do ucha słuchawkę. Opierają się o ścianę. Pochylają głowy. Może opowiadają o sobie. A może tylko zadają pytania. Na rozmowie niesionej wiatrem spędzają długie minuty.
     Kto wierzy w to, że w niepodłączonym telefonie nic nie słychać, ten nic nie usłyszy.
     A kto posłucha bardzo uważnie, może usłyszy odpowiedź.
     Przez trzy lata budkę wiatrów odwiedziło ponad dziesięć tysięcy osób. W książce rozłożonej obok telefonu zostawiali notatki.
     Ktoś napisał: „Wreszcie powiedziałem
«do widzenia»”.

Katarzyna Boni, Ganbare! Warsztaty umierania,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016.

(źródło)

czwartek, lipca 14, 2016

1945. Peregrynacja, dzień 185.

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czekałam na tę książkę. Polowałam. Czytam. Staram się to robić najwolniej, jak to możliwe. Dwa fragmenty mnie nie opuszczają, od momentu, gdy je spotkałam. Ten, zacytowany poniżej, rezonuje z moim najbardziej transformującym doświadczeniem w tym roku — peregrynacją. Tak, granica jest bardzo cieniutka. Coś o tym wiem.

Cała Japonia woła: Ganbare!
     Dajcie z siebie wszystko! Trzymajcie się! Walczcie! Dacie radę!
     […]
      Granica pomiędzy tym, kiedy potrzebujesz zachęty, a tym, kiedy potrzebujesz pomocy, jest bardzo cienka. […]
     Czasem ganbare! zmotywuje cię do działania. Czasem, gdy słyszysz ganbare!, czujesz się bardzo samotny.

Katarzyna Boni, Ganbare! Warsztaty umierania,
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

1944. Kudłaty trzynasty lipca

Suk:
(z samego rana pomogła Sadownikowi rozpakować zakupy,
zeżarła dwie wędzone makrele, z ościami, ale bez worka foliowego
)

Sadownik:
(wieczorkiem)
Taką miałem ochotę na pastę z makreli,
a mam nadziewanego makrelą psa.

Jabłoń:
To co, idziemy na dwór z tą makrelą obleczoną psem?

Heniutka:
(w doskonałym nastroju, z makrelami w środku, poszła
na wieczorny spacer z Sadownikiem i Jabłonią
)

środa, lipca 13, 2016

1943. Widok z magnetronika

1942. Wakacyjnik

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wpadła mi w ręce przez przypadek. Nie zastanawiałam się ani chwili, bo tytuł zachwycił mnie swoim kompulsywnym optymizmem.

Wakacyjnik, nie książka. Lekki, łatwy i przyjemny? Nie odważyłabym się tak powiedzieć. Lekko się czyta, to fakt. Bardzo lekko. Na początku śmiech, bo śmieszne ogromnie. Potem śmiech jako reakcja na trudne dla nas spostrzeżenia przytomnego, postronnego obcokrajowca. Jeszcze dalej już nawet nie ma się z czego śmiać — tragifarsa z tendencją do tragedii, choć to tylko felietony napisane błyskotliwie i z niebywałą swadą.

[…] miał wzrok utkwiony w dekolcie pani siedzącej naprzeciwko. I jakkolwiek rejony te mogą budzić emocje, to przecież oczy kobiety czy mężczyzny są daleko bardziej interesujące. To tam toczy się życie i za ich pomocą człekokształtni wysyłają sygnały. Czy oczy są oknem w głąb duszy? Osobiście uważam, że są jej głosem. Popatrz w nie głęboko, a usłyszysz, czego człowiek potrzebuje, jakie są jego nadzieje i pragnienia. Oczy przemawiają.

*

Inne sposoby odwołują się do zdrowego rozsądku: uśmiechaj się, bądź pewny siebie i pogodny. Innymi słowy — nie bądź Polakiem.

*

Niezależnie od tego, czy mi się to podoba, czy nie, należę do klasy średniej i mam potrzeby typowe dla klasy średniej — książki, wystrój wnętrza, podróże. Mówiąc w największym uproszczeniu, model skandynawski sprowadza się do tego, aby każdego uczynić członkiem klasy średniej. Nie ma przesadnie bogatych ani bardzo biednych. Coś w rodzaju komunizmu, tylko bez kolejek i wszechobecnej paranoi. Odwrotnie niż w Polsce, która uporczywie odrzuca wartości klasy średniej. Zrozumcie mnie dobrze: jest tutaj aspirująca klasa średnia. Tylko jej potrzeby są permanentnie ignorowane na rzecz staroświeckiej uczuciowości i religijności, która niekiedy upodabnia się do przesądu.

*

Pojęcie „nieznajomy” jest w moim kraju mało popularne: takich ludzi po prostu nie ma, są co najwyżej przyjaciele, których jeszcze nie spotkaliśmy.

*

[…] status społeczny kobiety zamężnej w Polsce jest wyższy niż singielki. Podczas gdy pozycja mężczyzny w zasadzie się nie zmienia, kobieta, która wychodzi za mąż, traktowana jest niemalże jak gwiazda. „Złapała” męża i w oczach Polaków jest „prawowita”. Skoro inny mężczyzna ją posiada, można z nią bezpiecznie rozmawiać. A jeśli zamężna kobieta urodzi dziecko, jej pozycja społeczna unosi się do gwiazd, na poziom supercelebrytki. Oto, jak ceni się tutaj kobiety: jako „nie-przestępców” i reproduktorki.

*

     — A ja nie akceptuję ludzi, którzy nie tolerują krytyki — odezwałem się w chwili przerwy między dwoma kawałkami makowca. — Kościół katolicki przyspawany jest do grzechu i seksualności, a sprawy pomocy innym ludziom nie traktuje serio.

Peadar de Búrca, Uporczywie pogodne myśli,
przeł. Adam Lutogniewski, Fabryka Słów, Lublin 2016.

1941. Rocznicowo

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj na rocznicowym wyjściowym pysznym jedzonku)

Sadownik:
(rocznicowo drze łacha z Jabłoni,
nie szczędząc jej peregrynacyjnemu kalectwu
)

Jabłoń:
Kochanie, proszę, bądź czarujący
przez najbliższe dwie godziny.

Sadownik:
Dobrze.
(uniósł teatralnie brodę)
Będę milczał. Jak zaklęty książę!
No przecież nie powiem  d z i ś  „jak grób”.

Jabłoń:
(ryknęła śmiechem odrestaurowanej panny młodej)

*

Aby każdy Wasz kolejny dzień był tym pierwszym z mądrością poprzedniego.
Gepardzica & Smoku

Niech!

poniedziałek, lipca 11, 2016

niedziela, lipca 10, 2016

1939. Nocne pogaduchy z własnym ciałem

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Poziom społeczny. Gdy na głos stwierdziłam, że każdemu z nas czegoś w życiu brakuje, że każdy potrzebuje jakiejś pomocy, zapadła niezręczna cisza. W świecie naznaczonym zachodnim sznytem wiecznej pogoni za jeszcze większym sukcesem, co w pył rozniesie wszystkie dotychczasowe sukcesy, w pościgu za coraz większymi zyskami i perspektywami, idea braku, co immanentną cechą ludzkiego życia jest, nie mieści się w głowie.

Poziom relacyjny. Niech będzie najprościej. Idziesz ulicą. Matka potrząsa ryczącym dzieckiem, powtarzając mu jak mantrę: „nic się nie stało”. Naprawdę nic się nie stało? Gołym okiem widać, że nawet jeśli chwilowa, to jest to wielka tragedia na miarę małego człowieka. Ale nie, od małego musimy być dzielni, radzić sobie, nie histeryzować, bo przecież nic się nie stało.

Poziom indywidualny. Wobec powyższego, lat indoktrynacji, nie jest wcale łatwo przyznać się przed samym sobą, że nie potrafię, nie mam pojęcia, nie jestem w stanie, że potrzebuję pomocy, nie mam zasobów. O ile łatwiej udawać, że nie boli, to tylko chwilowa trudność, będzie zrobione, już lecę, pędzę. Pułapką jest, że „łatwiej”.

*

Gdy przyznaję się światu, ludziom, sobie. Nie umiem. Nie wiem. Nie jestem w stanie. Potrzebuję pomocy. Paradoksalnie, właśnie wtedy czuję, że otwierają się drzwi, a nie zatrzaskują.

naciśnij klamkę!

1938. Ślad

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Powody. Pierwszy. Uwagę moją przykuła okładka, która mnie zachwyciła. Drugi. Moja Babcia była Mamą z innej planety. Biorąc pod uwagę czasy, w jakich żyła, była Mamą-Awangardzistką — nie zamykała w domu. Odeszła trzydzieści lat temu z hakiem, ale wciąż stoi za mną murem.

[…] utwierdziłam się w pierwszym wrażeniu: mimo najtrudniejszych nawet zakrętów nurt życia może pozostać wartki, intensywny, a codzienność nie traci smaku, choć zaprawiona jest goryczą.

*

«Nie pytaj: dlaczego?, pytaj: po co?». Bardzo mnie to poruszyło.

*

[…] jak przekonuje Jean Vanier: „Każda istota ludzka ma swój sekret, swoją tajemnicę. Są życia długie i krótkie. Niektóre osoby wydają się przeżywać etapy wzrostu, inne wcale nie. […] Każde życie posiada sens, nawet jeśli jest on niewidoczny. Wierzę w historię świętą każdej osoby w całym jej pięknie i wartości”.

*

[…] gotowość przyjmowania życia takim, jakie zostało nam dane, bez pretensji — i bez poczytywania sobie tego za zasługę. Rzadki talent.

*

[…] rzecz w tym, aby nasza „głowa i serce się zjednoczyły”.

*

Ów twór, „społeczeństwo”, nie przyjmuje do wiadomości, że cierpienie jest doświadczeniem niezwykle intymnym, tylko z pozoru egalitarnym, ale zawsze, dla każdego, kogo dotyka — zupełnie nowym, wyjątkowym i zaskakującym. „Społeczeństwo” o cierpieniu wie niewiele, cierpi zawsze pojedynczy człowiek. I dlatego właśnie, kiedy ból dotyka nas osobiście, czujemy się wyrwani z tkanki społecznej, z „normalnego” życia i wyrzuceni przez falę rozpaczy na brzeg w nieznanym miejscu, z dala od dawnego świata i ludzi. Nasz stary świat wydaje nam się obcy, a nowy przeraża. Potrzeba czasu, aby się z nim oswoić, aby się na nowo zaludnił, ale to się naprawdę dzieje.

*

Nasze współczesne indywidualistyczne społeczeństwo nie znoszące stanów bezradności niewątpliwie fetyszyzuje kwestię wyboru: wybieramy partnera życiowego, pracę, rolę rodzica, poglądy, nie znosimy być do niczego zmuszani, nic nam nie wolno narzucać. Poczucie pełnej kontroli nad własnym życiem daje nam złudzenie wszechmocy, jednak poważniejsza choroba czy bliskość śmierci wystarczą, by prysło ono jak bańka mydlana. Okazuje się, że nie wszystko można w życiu wybrać, niekiedy trzeba się poddać, nie wszystko można zmienić, czasem należy wytrwać — w bezsilności.

Krystyna Strączek, Mamy z innej planety. Historie kobiet,
które urodziły niepełnosprawne dziecko
, SIW Znak, Kraków 2016.

sobota, lipca 09, 2016

1937. Szukając odpowiedzi w deszczu łez

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

miejsce w człowieku. gdy czujesz się opuszczona na zawsze, pozostawiony samemu sobie. wszechogarniająca beznadzieja. znikąd pomocy. niemożność i niemożliwość znalezienia wyjścia. miejsce, w którym… w moim przypadku, miejsce, w którym wszystko mnie przerasta.

ile? ile mieliście lat, gdy trafiliście do tego miejsca pierwszy raz? czy byliście tam tylko ten jeden raz? pytania retoryczne. uczucie koszmarnie niezmienne, choć nie ma się już kilku, kilkunastu, dwudziestu paru, trzydziestu i trochę lat, itd.

a jednak! coś wyciągało nas na powierzchnię z czarnej dupy ku światłu. co mnie wtedy wspierało? chwila, długa chwila, brak szybkiej odpowiedzi. mam! co mnie wspierało? czas! i drobne kroki.

*

Tina Turner, The Best.

*

co mnie wspiera? zapytana byłam wczoraj. zbaraniałam. co mnie wspiera? dziś znalazłam odpowiedź. czas, drobne kroki, radość, zabawa i Ludzie!

dla mnie. pytanie na dziś, jutro
i każdy kolejny dzień.

piątek, lipca 08, 2016

1936. O miłości, która została

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Świat mody mam w absolutnej ignorancji. Nazwisko Saint Laurent nie kojarzyło mi się z projektantem mody, lecz z kosmetykami. Nie mam zielonego pojęcia, co sprawiło, że zrobiłam klik, klik, kabelek, klik, klik i wieczór bez Sadownika został zaplanowany.

Sylwetka projektanta mnie nie zachwyca, ale znalazłam jedno jego zdjęcie — piękne — porusza, wciąga mnie fantastycznie w swój klimat i porywa. Sylwetka partnera projektanta uwiodła mnie od pierwszego zdania, akapitu, listu. Pozostałam z myślą, że gdy odchodzi człowiek, odchodzi cały świat, ale też pozostają nadkruszone inne światy.

Książka ta wraz z książkami Lewisa i Barnes’a jest znaczącą trylogią w materii mężczyzn, którzy kochali prawdziwie.

fot. Jeanloup Sieff, 1971.

Wiedz, że codziennie zadaję sobie pytanie, czy chciałbyś zobaczyć ten zachód słońca lub deszcz zraszający lipę w moim ogrodzie. To właśnie jest nieobecność: nie móc się dzielić.

*

Rozmawiałem przez telefon z Twoją matką. Daje sobie radę, pójdę do niej, czas porachunków już minął. Myślę, że jest przekonana, iż miała z Tobą wyjątkowe relacje. Nie wytrącajmy jej z błędu i dajmy jej dożyć swoich lat w tym świecie iluzji. Prawda należy tylko do tych, którzy ją znają, inni mają prawo do takiej prawdy, jaką sobie wymyślą.

*

Często żałowałem, że nie studiowałem historii sztuki. Ale czy to by coś zmieniło? Nie kochałbym malarstwa ani bardziej, ani mniej. Nie znoszę kultury dydaktycznej i wszystkiego, co ją przypomina. Aby kochać, trzeba o wszystkim zapomnieć, i właśnie to nieustannie robiłem.

*

Każdy z nas, którzy zgromadziliśmy się dziś wokół wspomnienia o nim, może myśleć o Yves’ie tak, jak go rozumie. I każdy ma słuszność. Mój własny Yves to ten, u którego boku żyłem przez pięćdziesiąt lat i któremu zamknąłem przed rokiem oczy. Ten, który zaszczycił mnie swoim zaufaniem i któremu pomogłem wypełnić jego przeznaczenie. Ten, któremu mówiłem, że nie ma rzeczy niemożliwych, że trzeba wierzyć w cuda i nie słuchać tych, co we wszystkim upatrują niebezpieczeństwa. Właśnie dlatego, że ignorowaliśmy niebezpieczeństwo, mogliśmy urzeczywistnić najbardziej szalone marzenia. Właśnie dlatego, że byliśmy szaleni.

*

[…] wywrócił do góry nogami swoją epokę, wchodząc na terytorium społeczne, aby odmienić kobiety. Oczywiście jego dzieło nie zostało wykute w marmurze, ale zmieniło życie kobiet, wzmocniło ich siłę, dodało im pewności siebie i pozwoliło im się spełniać.
     I to właśnie oznacza wywiązać się z umowy, jaką oferuje życie.

*

Nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić. Tak czy inaczej, pójdę za tym.

Pierre Bergé, Listy do Yves’a, przeł. Magdalena Pluta,
Dream Books, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

czwartek, lipca 07, 2016

1935. Onko okolice

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pamiętam dzień, w którym zobaczyłam okładkę tej książki w oknie księgarni. Pamiętam, bo świętowaliśmy z Sadownikiem. Gdy wróciliśmy do domu, sprawdziłam, czy jest ibuk — nie było. A to dziękuję. I zapomniałam.

Wczoraj Braszka zwróciła moją uwagę na ibuk… na ibuk, którego szukałam dziesiątego czerwca. Klik, klik. To, co czytałam, rzuciłam w kąt. No i… już po. Warta grzechu książka — lekarz też człowiek, bardzo ciekawy człowiek.

[Iwona Głogowska] […] jak mówił ksiądz KaczkowskiJest później, niż się wydaje”. […] Dzisiaj, po latach pracy wiem, że jak jest coś ważnego w życiu, to nie wolno tego przegapić i trzeba się na tym skupić, bo nigdy nie wiadomo, kiedy mnie trafi.

*

[Tomasz Koziński] Nie jestem sędzią zawodowym, więc nie muszę oceniać innych. Dla mnie jest tylko jeden lekarz ważny, którego muszę oceniać. Ja sam. A reszta mi dynda.

*

[Tomasz Koziński] Kiedy wiem, że rozmowa była dobra? Kiedy pacjent płacze. Wiem, wtedy, że z tym człowiekiem jest dobrze, że ma dobrą reakcję i wiadomo, co dalej trzeba będzie robić. Najgorzej trzeba się martwić o osoby, które nic… próbują stworzyć pozór, że są z kamienia i wszystko przyjmą. Z tymi jest źle. Nie ma ludzi z kamienia.

*

[Tomasz Koziński] Jeżeli z pacjentem, nieważne, czy ma dwa lata, czy osiemdziesiąt, zaczynamy coś robić i nie wyjaśnimy mu tego dokładnie, to on się po prostu boi.

*

[Tomasz Koziński] Trzeba nauczyć się myśleć tak: „Ja nie muszę wyleczyć, to nie jest moje zadanie. Ja mam pomóc. Bez względu na to, co się dzieje, bez względu na to, co się stanie”.

*

[Dariusz Godlewski] […] dzieciom mogę powiedzieć, że do kina pójdziemy jutro, a burki [psy :)))] siądą i czekają. Nie ma „jutro”. To zmusza do aktywności i pomaga oczyścić umysł.

*

[Olga Rutynowska] Prawda jest jednak taka, że tu osiemdziesiąt procent, tu siedemdziesiąt, ale dla konkretnego dziecka i konkretnej rodziny to jest zawsze albo sto procent, albo zero.

*

[Dariusz Godlewski] Każdy błąd powinien mieć jednak wartość dydaktyczną i powinien się zdarzyć tylko raz.

*

[Dariusz Godlewski] Zawsze powtarzam, że nigdy nikt nie będzie wyleczony, jeżeli nie chce być wyleczony.

*

[Dariusz Godlewski] Mamy globalizację medycyny, ale nie mamy globalizacji świadomości. Nie rozmawiamy o chorobie nowotworowej, o jej konsekwencjach, bo to nadal temat tabu.

*

[Dariusz Godlewski] Nie jestem bogiem, to kardiolodzy są bogami! My, onkolodzy, jesteśmy jedynie żołnierzami frontowymi.

Joanna Kryńska, Tomasz Marzec, Onkolodzy. Walka na śmierć i życie,
The Facto, Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

wtorek, lipca 05, 2016

1933. Z małżeńskiej wieży?

Sadownik & Jabłoń:
(wczoraj wieczorem rozmawiali o długo-,
bardzo długoterminowych związkach
)

Sadownik:
(z powagą godną wielu innych spraw)
Moim hobby jest żona.

Jabłoń:
(zniesmaczona, że nie karaoke,
body building, czy solarium
)
Co to za hobby?

Sadownik:
Drogie, wymagające i niewdzięczne!

poniedziałek, lipca 04, 2016

(1929+2+1). Billie (suplement)

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jestem zagorzałą przeciwniczką czasownika zasługiwać, w szczególności w kontekście relacji korzonkowo-rodzinnych. Albo w relacji z drugim człowiekiem coś mi klika, albo nie. Nie ma w tym winy człowieka, ani mojej — w ogóle nie ma w tym miejsca na żadną winę — po prostu nie kliknęło, nie zaskoczyło, nie działa, chemii brak, wspólnego snu nie ma i już.

Mimo to, uwielbiam poniższy cytat i ponieważ łomolę głosem wyciągniętym z Billie, to upuszczam, by mieć pod ręką i słowa, i nutki.

W nosie miałam całą resztę… Kocham tylko tych, którzy na to zasłużyli.
     I mojego psa.

Anna Gavalda, Billie, przeł. Paweł Łapiński,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

Jean Jacques Goldman, A Nos Actes Manqués.

Do wszystkich moich tęsknot, niepowodzeń, moich prawdziwych słońc
Wszystkich dróg, które nie zostały pominięte
Do wszystkich przegapionych okazji, moich złych snów
Do wszystkich ludzi, którymi się nie stałem

A tous mes loupés, mes ratés, mes vrais soleils
Tous les chemins qui me sont passés à côté
A tous mes bateaux manqués, mes mauvais sommeils
A tous ceux que je n'ai pas été

niedziela, lipca 03, 2016

(1929+2). Wszystkodzień

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gepardzica & Jabłoń:
(z rana wymieniają literki)

Gepardzica:
A jak u Was?

Jabłoń:
Deszcz, kawa, hamak i książka.

Gepardzica:
Czyli all inclusive!

*

Ta to umie trafić w najczulszy i najważniejszy punkt. Trafiła! Potem był już tylko uśmiech od ucha do ucha i świadomość, że gdy tylko otworzyłam rano oczy, wszystko było all inclusive: szczęśliwy ogon Heniutki, przerwa między ulewą a deszczem na kudłaty poranny spacer, dwie ludzkie nogi, co mogą się tego spaceru podjąć i śniący jeszcze głęboko Sadownik obok.

Tą książką złamałam zasadę suwaka autorek-autorów, autorek-autorów. Nie byłam w stanie nie zacząć. Nie byłam w stanie odłożyć książki o bliskości, otwartości i przyjaźni.

     — Dotarło do ciebie? Masz wyrzuty sumienia? — wymamrotał, przymykając oczy. — Nie… Co ja gadam… Ty i wyrzuty sumienia…
     
[…] Wyrzuty sumienia? Nawet nie wiem, jak się to pisze.

*

Nigdy nie można być pewnym, gdzie pewnego dnia odnajdzie się swoją granicę.

*

[…] przestawałam trzymać gardę, przekraczałam próg i bezwolnie dałam się przenieść w inny wymiar.

*

Próbuję ci właśnie powiedzieć, że jeśli masz w sobie to coś, co mogłoby pomóc ci żyć… żyć naprawdę… odetchnąć raz na zawsze pełną piersią i trwać tak aż do śmierci… bo to coś było tu przed tobą i pozostanie tu po twoim odejściu… Tak, takie coś, co będzie o tobie świadczyć, kiedy kopniesz w kalendarz, nigdy cię nie zdradzi i które… eee… a poza tym co ci to robi, jakie kto ma narządy płciowe?

*

     — Dziękujemy, ale nie. Billie nie ma ochoty, a ja szanuję jej decyzję.

     I to, ale naprawdę, to mnie rozwaliło na całego.
     Wciąż jeszcze mam po tym ślad i nie zamierzam go nigdy ukrywać.
     Za bardzo jestem z tego dumna.

*

Płacz, ale nie zapomnij nigdy, że oczywiście jesteśmy oboje dopiero na starcie tej drogi przez mękę, ale kiedy już staniemy nad grobem, będziemy mogli spojrzeć wstecz i powiedzieć: myśmy to przeżyli, a nie jakieś sztuczne twory ulepione ze strachu i poczucia lęku na widok tych wszystkich prostaków

*

Powiedziałam, że skoro podobają mu się chłopcy, to ma rację, bo podążanie za tym, co nam się podoba, jest słuszną opcją, ale że z jego ojcem koniec, teraz i na zawsze, i niech sobie to wbije do głowy raz a dobrze.
     Nie warto, żeby zajeżdżał się tylko po to, żeby zostać adwokatem, bo ktoś miałby wybaczyć mu jego homoseksualność, biorąc pod uwagę, że to nie zmieni nic a nic. Jego ojciec nigdy go nie zrozumie, nigdy nie zaakceptuje, nigdy nie wybaczy i nigdy nie pozwoli sobie na pokochanie go.

*

Że owszem, ten plan wypali, ale tylko pod warunkiem, że on się odważy, a potem będzie ciężko pracował.

Anna Gavalda, Billie, przeł. Paweł Łapiński,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.
(wyróżnienie własne)

sobota, lipca 02, 2016

1930.

 wpis przeniesiony 23.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Urodziłam się w dniu, w którym skończyła 49 lat. Byłam Jej pierwszą wnuczką. Dziś mija trzydzieści lat od dnia, w którym odeszła.

Dziś. Spotkaliśmy się z Orzeszkiem i Białym Krukiem w połowie odcinka AB, wyznaczonego przez punkty naszych fizycznych i psychicznych domów. W pół drogi, w mieście C, na cmentarzu, na którym Mama Białego Kruka, a moja Babcia, została pochowana.

Poszliśmy na wiele innych rodzinnych grobów. Między innymi na grób Rodziców i Dziadka Mamy Białego Kruka. Na ten grób, jako dziecko, chodziłam z tą moją Babcią… Wtedy wszystko związane z tym grobem było dla mnie tak niebywale abstrakcyjne… Pamiętam, było gorąco i liczyła się tylko rozkloszowana, wściekle żółta sukienusia zrobiona na szydełku.

czas jako naczynie życia,
kwestia niepojęta.