sobota, lipca 30, 2016

1964.

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Polsko, pomyślałam nie raz podczas lektury tej książki, gratuluję ci, że zrezygnowałaś z dwóch, a może nawet trzech, pokoleń swoich obywateli. Czy było warto? Czy skórka warta wyprawki?

Uważał też [Keynes], że poprawa położenia milionów pracowników tu i teraz automatycznie przełoży się na ich lepsze jutro. I odwrotnie, jeżeli składamy na ołtarzu reform całe pokolenie, wcale nie gotujemy lepszej przyszłości ani tej, ani kolejnej generacji.

*

Bardzo mi się podoba takie zasłyszane gdzieś zdanie, że w Polsce od 1989 r. uprawiamy taki wyczynowy kapitalizm, począwszy od reform Balcerowicza. My zawsze mieliśmy być najlepsi na świecie. Zawsze wściekałem się na takie dictum, bo moim zdaniem nam by wystarczyło, byśmy byli coraz lepsi. A nie zawsze najlepsi.

*

Wpadanie w pułapkę jakiejś ideologii często skutkuje ślepotą na niedoskonałości modelu.

*

„Pracownicy wydają tyle, ile zarabiają, przedsiębiorcy — tyle, ile wydają” — dowodził Kalecki. Przecież to równie proste jak słynny bon mot Henry’ego Forda, że „samochody nie kupują samochodów”, i dlatego warto pracownikom płacić tyle, by stali się konsumentami.

*

„ […] Polak słyszy, że rząd powinien się zachowywać podczas kryzysu jak gospodyni domowa, która gdy nie ma pieniędzy, to oszczędza. I myśli sobie, że to ma sens. Z tego typu rozumowaniem zgadza się większość sił politycznych w kraju” — opowiadał mi Jerzy Osiatyński. Przełom przyniósł dopiero obecny kryzys. Im dłużej trwa, tym bardziej trafia do przekonania Kaleckiego, który brzmi tak: jeśli nie pójdziesz do fryzjera, to twój fryzjer nie zje obiadu. W sumie nie musi cię to niepokoić, ale jeżeli wszyscy będziemy oszczędzać i przestaniemy kupować, czeka nas bezrobocie. Wtedy budżet nie zbierze ani VAT-u, ani podatku dochodowego — i jeszcze trzeba będzie wypłacać zasiłki.

*

Wszak populista to zawsze… ktoś inny. […] ten straszny, nieodpowiedzialny populizm, przed którym wielu przestrzega, po prostu… nie istnieje? Nie ma go. Został wymyślony jako narzędzie walki politycznej i niszczenia niewygodnych politycznych konkurentów. Bez konieczności wchodzenia z nimi w merytoryczną debatę.

*

[…] logika rynku zastosowana w wielu dziedzinach zwyczajnie się nie sprawdza. Tak jak w służbie zdrowia albo transporcie kolejowym. Te dziedziny po urynkowieniu przestają być publiczne.

*

[…] ludzie są szczęśliwsi wszędzie tam, gdzie nie muszą na każdym kroku boksować się z konkurencją i wymieniać swoich umiejętności na chleb w wielkim rynkowym współzawodnictwie — nawet jeśli w tej rywalizacji kryje się milion okazji i szans.

*

Liberałowie powtarzają zwykle, że trzeba czekać na to, aż rynek w końcu wróci do stanu równowagi. Tymczasem Keynes zdał sobie sprawę, że gospodarka nie potrafi podnosić się po wielkich kryzysach w sposób naturalny. A już na pewno nie robi tego szybko. Ktoś musi jej pomóc. Kto ma to zrobić? Oczywiście ludzie! W końcu to nie jacyś wszechmocni bogowie doprowadzili do kryzysu, lecz właśnie ludzie tworzący gospodarkę. A skoro to my sami wpędziliśmy się w kłopoty, to teraz sami powinniśmy sobie pomóc.

Rafał Woś, Dziecięca choroba liberalizmu,
Studio EMKA, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz