piątek, października 30, 2020

4007. 304/366

     — ale zostawiałam drogowskazy — mówi, nie umiejąc ukryć uśmiechu od ucha do ucha.
     — drogowskazy?
     — nie?

304/366

4006. W TVP tego nie pokażą

Karol Krupiak, Osiem gwiazd.

*

Pan Michał Rusinek dzisiaj w radiu przytoczył treść wielu transparentów. Zapamiętałam ten, który spłakał mnie do łez:

★ ★ ★ ★ ★    ★ ★ ★
Paulo Coelho

czwartek, października 29, 2020

4005. 303/366

milość — gdy w nią zwątpisz, urządzi ci piekło na ziemi.

na dnie awantur — szczególnie tych najbardziej bez sensu, co ci kompletnie do niczego niepotrzebne — jest tylko miłość. takie ma ona poczucie humoru.

303/366

Bovska, Między nami.

środa, października 28, 2020

(4003+1). Strajk kobiet (II)

Dziś odmówiłam czytania i słuchania mężczyzn. Panowie, sorry, dzisiaj nie. Mansplaining, nawet w zacnym celu, dziś nie przejdzie. Dzisiaj ze mną tylko kobiety.

I takie cacko à propos:

Podobne sytuacje zdarzają się często. Grzecznie powtarzane prośby o zrobienie lub też nierobienie czegoś są bez skutku. Dopiero podniesienie głosu, niecodzienne zacho­wa­nie, w tym podkreślenie wagi sytuacji mocnymi sło­wami, powoduje reakcję.

Odegrałam scenę przy użyciu słów powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite i dodatkowo zrzuciłam cały obiad ze stołu. Poszło kilka talerzy. Zrobiła się cisza, a potem odezwał się jeden z mieszkańców: Tego nam właśnie było potrzeba. Zdę­bia­łam. Odpowiedziałam: Kimże jesteście, że trzeba aż w ten sposób przekonać was do mycia po sobie toalet?

Jak się płynie z prądem, to można łatwo wylądować tam, gdzie byśmy nie chcieli. […] Choć pływanie stale pod prąd jako cel sam w sobie przystoi zbuntowanym małolatom. Po prostu każdy musi znaleźć swój GPS.

s. Małgorzata Chmielewska, Cerowanie świata,
Wydawnictwo W drodze, Poznań 2015.
(wyróżnienie własne)

4003. 302/366  // strajk kobiet

dziś, w ramach strajku kobiet, zastanawiałam się, jak wielu fa­ce­tów słuchałam — w dobrej wierze, z grzeczności, z powodu szczątków „dobrego” wychowania. słuchałam, zamiast po­wie­dzieć uprzejmie: wypierdalaj, chuju!

było ich zbyt wielu w moim życiu.

302/366

wtorek, października 27, 2020

4002. Wracając do siebie (III)

Ten jest mi bliższy niż Tentamten. Tentamtego z mniejszą przyjemnością czytałam. A ponieważ Mickiewicza nie trawię, to i zachwyt tą książką dość skromny. Kilka fra­gmentów wynagrodziło mi z nawiązką męczenie się z tym intelektualnym wzmo­rze­niem. Byłam u siebie dopiero, gdy już tę książkę na zawsze odłożyłam.

No właśnie, czy jak się nasuwa, to od razu się nazywa? To takie jego słuchanie i słyszenie wkurza go samego, a wyobraża sobie, jak może wku­rzać kogoś, kto tylko bez żadnego powodu zechciał zerknąć na jego baz­gro­ły. Wie o tym i brnie dalej. Chodzi mu o te cząstki duszy. Przy­pusz­cza, że są to takie „cząstki”, […] nagie ziarna duszy, to znaczy — cała i jedna dusza rzu­co­na w różne punkty owych „wszędzie i zawsze”.

Ciemność, w której odczuwam cię mną, wzbudzonym przez ciebie do okazania się mną mnie samemu w mgnieniu czasu (czy bez-czasu), w którym cię kocham (bez deklarowania, ani nawet okazywania miłości).

Grzeszy obojętnością, niezależnością, zaniechaniem, nieuważnością, innością, nietożsamością, niewinnością. Tym także, że prawdopodobnie nie ma siebie. Ów, którego mógłby mieć, żeby jakoś odpowiedzieć na pytanie jak się masz, jest kimś, o kim może mówić: Ty. Jest Tobą. Którego nie może mieć, ale którym (narzędnikowo) może być.

Uczył się kochać, co wydawało się niekiedy porównywalne ze słyszeniem wspaniałego języka, którym zamierza się robić poezję, ale się wie, że trud ułożenia kilku pierwszych (bez­sen­so­wnych) zdań może pochłonąć całe życie.

Tentamten po dziecinnemu wie, że dwa i dwa to jest (może być) cztery, ale dwa jabłka i dwa gwoździe nie są egzemplifikacją liczby cztery.

chyba nie jest ze mną aż tak źle,

żebym się nie mógł wydobyć z tych lśnień
dennych jako całkiem inny gość

Naszego Pana, co wciąż kocha mnie,
choć od dawna mógłby mnie mieć dość

Moje życie rozpięte jest między dwoma synonimami Jezusa: SŁOWEM
      i CIAŁEM
.

Narcyz wpatruje się w jakieś (jeszcze nie wie, że swoje)  b ę d z i e  (później), gdzieś tam. I właśnie to  b ę d z i e g d z i e ś t a m, choć sugeruje starość, wyjawia wygnanie. Wygnanie z siebie, wygnanie z bycia tym, kim się we własnym mniemaniu było; wygnanie z ułudy, choć ułudą jest przecież to odbicie.

Caravaggio, Narcyz.

W modlitwie jestem u Ciebie, będąc najgłębiej intymnie u siebie.

Bogusław Kierc, Karawadżje,
Wydawnictwo FORMA, Szczecin, 2016, 2019.

To, co jest przed wszystkim, to miłość. Konstatacja, że Bóg jest miłością, wyniknęła nie tylko z intuicji serca (jeśli tak można powiedzieć), ale i z dociekliwości natchnionego umysłu i stanowi w kosmologicznej skali rewelację, której odblask — w przystępnym pomniejszeniu — można by porównać z Einsteinowskim odkryciem równoważności masy i energii.

(tamże)

4001. 301/366

trzy zdania. od wielu dni nie mam. one mają.

301/366

Wypierdalać!
Może być bez podskoków.
Taki kompromis.

// [dostęp: 27.10.2020], źródło.

niedziela, października 25, 2020

4000. O miłości (znów)

Sadownik:
(z pasją nuci za ścianą)
/mja molja*/
[zapis fonetyczny]

Jabłoń:
(z dydaktycznym smrodkiem
krzyczy z łazienki
)
Mia moglie!

Sadownik:
(śmieje się, jak tylko On potrafi, i odkrzykuje)
Bez znaczenia!
Ważne, że zareagowałaś!

________
* w wolnym tłumaczeniu na j. polski: moja żuna.

3999. W Małej Danii

Biały Kruk:
(napisał dziś rano)
Zapomniałem Ci wczoraj powiedzieć, że
od dwóch dni słychać u nas żurawie!

Jabłoń:
Czyżby niektóre zostały?
Czy pakujący się spóźnialscy?

Biały Kruk:
Może to jakaś wycieczka z Syberii? 😃

3998. Wegańskie pogaduchy z suką

Heniutka:
(kołami do góry chrapie na swoim posłaniu)

Sadownik:
Tak się budzi sukę!

Jabłoń:
???

Sadownik:
(wgryza się w jabłko)

(chwilka i…)
Heniutka:
(już przy Sadowniku siedzi i oczami odprowadza
każdy kęs, nim dostanie ogryzek i pójdzie z nim do siebie
)

3997. Wracając do siebie (II)

Po czwartej zbierałam się kilkoma książkami. Wracając do siebie, po pierwszej, ta była drugą, która mnie reanimowała. „Dzieciowa”, wypatrzona i zamówiona, gdy przeglądałam listę nominacji do Najpiękniejszej Książki Roku 2019. Dotarła do mnie we wtorek i wiadomo było, że wepchnęła się z łatwością na szczyt stosika czytelniczego, bo piękne ilustracje zawsze mają mocne łokcie i wielkie bary.

Niełatwa, bo o chorobie Alzheimera. Piękna, nie tylko z powodu przepięknych ilustracji. Piękna kratką, wyjętą niby z zeszytu. Piękna dziecięcą niewinnością i ludzką miłością. Trzeba! A ja lecę do bzdetów.

     — O co chodzi? — spytałam.
     — O nic! — odpowiedzieli wszyscy chórem. No tak, dzieci nie należało wtajemniczać w domowe sprawy, bo są za małe, żeby mogły zrozumieć, co się dzieje. Wyprostowałam się więc na krześle, by wyglądać na większą
.

     — Do ciebie nic nie dociera? […] Wszyscy ci tłumaczyli, że to choroba, a ty ciągle swoje. […]
     — Okej — burknęłam pod nosem, bo przecież już to rozumiałam. Wygodniej jednak było mi wierzyć, że jest Pan niewidzialny, bo wtedy była szansa, że uratuję babcię. Nie ma lekarstwa na tę chorobę! To co ma poradzić taka mała dziewczynka jak ja
?

Znów nie pisałam do Pana przez jakiś czas. Chyba tracę chęci, bo widzę, że to nie ma sensu. Pan już nie odmyśli tej głupiej choroby i nie odczepi się od babci. Po co ktoś wymyśla chorobę, na którą nie ma lekarstwa? Niech mi Pan to wyjaśni!

     — To nie jest tak jak z kołem — powiedział. […] — On nie wymyślił tej choroby, tylko ją odkrył. Ona już była. Pan Alzheimer jako pierwszy zauważył, że ludzie na nią chorują, że mają problem z pamięcią.
     — A nie mógł od razu wymyślić lekarstwa?
     — Chciał — odpowiedział tata. — Wielu ludzi by chciało. Wielu lekarzy i naukowców nad tym pracuje
.

     — Nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa. Są takie choroby, że człowiek jest bezsilny — odparł bardzo smutno.
     — A co to za choroba?
     — To taka choroba zapominania
.

Dziadek mocno mnie przytulił. Poczułam, jak zadrżał. Mój dziadek płakał! Wystraszyłam się, bo przecież dziadek nigdy nie płacze! Zrobiło mi się strasznie smutno, aż ścisnęło mnie mocno w żołądku. To przez te moje nerwy. Pewnie wodze się zepsuły.
     — Niestety — zaszlochał dziadek. — Taka jest ta choroba
.

Czy Pan też kiedyś płakał? Babcia mi zawsze powtarzała, że nie można się wstydzić swoich łez.

Jeżeli komputer się zepsuje, to nie można niczym sterować. Tak samo dzieje się z człowiekiem.
     — Czyli co?
     — No, na przykład nie możesz ruszyć ręką, bo mózg to wyłączył.
     — To jak zrobić, żeby mózg nie umarł i żeby niczego nie wyłączał?
     — Trzeba go ćwiczyć, rozwiązywać zagadki, uczyć się, czytać — wymieniła. — I takie inne bzdety
.

     — Mamuś — szeptała. — Ja tylko poszłam do toalety. Mamuś… W toalecie byłam — powtarzała. — W toalecie… Mamuś… Przepraszam…
     Żal mi było mamy, bo strasznie martwiła się tym, że nie zauważyła, kiedy babcia wyszła z domu
.

Postawiłam jednak kubek przed mamą. Lekko się uśmiechnęła, ale zaraz znów zaczęła płakać. A przecież zawsze mi powtarzała, że kakao jest dobre na każdy smutek. Widocznie jednak nie na tak duży, jaki miała mama. Może gdyby wypiła je wcześniej, to smutek nie zdążyłby tak mocno urosnąć. A teraz było za późno.

Anna Sakowicz, Listy do A., Mieszka z nami Alzheimer,
ilustr. Ewa Beniak-Haremska
Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Boję się jeszcze z jednego powodu. Powiem to Panu w tajemnicy. Czuję, że muszę się pożegnać z babcią. Moje serce mi tak podpowiada, ale nie wiem, dlaczego to robi. Chyba się pomyliło. Ja myślę, że ono jest do mnie pod­łą­czo­ne różnymi żyłami (taki rurkami) i pociąga za nie, żebym na coś zwró­ci­ła uwagę. Teraz to chyba zrobiło, bo nawet poczułam, że zaczęło bić bardzo szybko.
     Mam jednak problem, bo jak można się pożegnać z kimś, kto wybiera się w podróż do nieba
?

(tamże)

sobota, października 24, 2020

3996. U Orzeszka i Białego Kruka (LXXIII)

Uwspółcześnione Średniowiecze — Polska, 3. dzień. Tymczasem w Małej Danii rozpoczęła się zima* — puzzle rozpoczęte.


fot. Biały Kruk.

___________
* zima 2019/2020 skończyła się definitywnie
dokładnie 296 wpisów temu.

3995. Wracając do siebie (I)

Po czwartej długo się zbierałam. Tylko na „dzieciowe” książki miałam wyporność.

Zostałam sama z tymi książkami. Wszystkie znane mi Szpagaciki są już… za duże na „dzieciowe” książki. Szkoda, bo ta jest piękna. Wyrwała mnie na ilustracje. I do łez doprowadziła też. I Płanetnikiem obdarowała.

Magda rzuciła mu karcące spojrzenie.
     — Nic nie mówiłem — zastrzegł kot i podrapał się za uchem.
     — Mam nadzieję — mruknęła Magda.
     
[…]
     — Z księżniczkami zawsze są kłopoty — zauważył kot. — A to ziarnko grochu, a to ośla skórka

     — Dla mnie wygląda to na zapomniane życzenie — orzekła — bo chyba nie zużyłaś wszystkich trzech?

     — No masz — powiedział żałośnie. — Jakiś kretyn wypuścił moją burzową chmurę. Teraz szukaj wiatru w polu…
     I smętnie pociągnął nosem. Czarownica pokiwała głową.
     — Nie było tam przypadkiem mojego kota? – zapytała.
     Tymoteusz uderzył się w czoło.
     — Tak, oczywiście, był tam jakiś kot… Chyba nawet niechcący trochę na niego chlapnąłem.
     — To może napijemy się herbaty – zaproponowała Czarownica. – Jak długo twoja chmura może…?
     Tymoteusz wytarł nos szarą chustką.
     — Oj, może, może… Tym bardziej że pochodzi w prostej linii od chmury, która dawno, dawno temu

Wylądowała na podwórku, postawiła torby obok drzwi, a spod wycieraczki wyjęła klucz. Miotła odetchnęła z ulgą.

     — Fajny sznurek, prawda? — wycedziła Czarownica, a kot wzruszył ramionami.
     — Sznurek jak sznurek — mruknął. — Widywałem w życiu różne sznurki. Z większymi lub mniejszymi niespodziankami…
      I dla pewności odsunął się na bok
.

     — No idź, idź… — Czarownica wypchnęła opierający się kapeć za drzwi.
     Kapeć otrząsnął się z obrzydzeniem i jak wielka kraciasta ropucha poczłapał ścieżką
. […]
     Kapeć zgrabnie zeskoczył z ławki i pod osłoną żywopłotu przedostał się pod okno pralni. Jedno z kociąt, wyjątkowo bystre i szybkie, zauważyło różowy pompon i rozcapierzyło malutkie, ale ostre pazurki. Kapeć nadął się i ostrzegawczo fuknął, a kocię szybko zniknęło w okienku.
     — Jeszcze tego by mi brakowało — burknął kapeć i przywarł uchem do szyby.
     
[…] Kapeć westchnął i wycofał się pod żywopłot.
     — Tu Lewy, tu Lewy, odbiór — rozległ się nagle cichy głos.
     Różowy pompon drgnął.
     — Tu Prawy, słyszę cię — wyszeptał kapeć, ale odpowiedź Lewego utonęła w powodzi trzasków i szmerów
.

     — A dla mnie i tak nie wszystko jest jasne — oznajmił Najsilniejszy.
     — Nic nigdy nie jest jasne – zawyrokował Najmądrzejszy
.

Katarzyna Ryrych, Łopianowe pole, ilustr. Grażyna Rigall
Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2017.

     — A dlaczego pani nie ma gazowej kuchenki? — zapytał ni przypiął ni przyłatał Najgrubszy.
     Czarownica pogłaskała pokrywkę czajnika, a czajnik zamruczał zupełnie jak kot.
     — Bo piec ma duszę — wyjaśniła i podała Najgrubszemu piernik w kształ­cie serca
.

(tamże)

czwartek, października 22, 2020

3994. Kamieniem nie rzucisz

Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego lżej już było. Jeśli chcesz wiedzieć, że PiS nie było pierwszą partią, która zajmowała się niszczeniem nas jako społeczeństwa. Jeśli chcesz. Nie wiem, czy chcesz, ja chciałam.

Czwarta w składzie mnie zmasakrowała. Od trzech dni skończona domaga się reakcji. Od pierwszej: Polska to kraj dla bogatych i złodziei — im mniej zarabiasz, tym gorzej dla ciebie — sam sobie jesteś winny. Przez: Polska to kraj, który okrada każdego, kogo może, a potem informuje człowieka, że jest kowalem swojego losu i niech sobie radzi. Po ostatnie: niech ten, co nigdy nie kradł, pierwszy rzuci kamieniem — nie znam takiego człowieka i wiem, że wszyscy mają dobre wytłumaczenie — ja też.

Nareszcie rozumiem, dlaczego społeczeństwo obywatelskie to konstrukt, który nie ma w Polsce prawa bytu. Nie musieliśmy czekać na PiS czy pandemię.

Jak zauważył amerykański geograf i historyk Jason W. Moore, kapitalizm niejako z natury jest zakorzeniony w sieciach życia planety. Zakłóca je, dzieli i rekonstruuje we własnych celach. Na tym polega jego metabolizm. Model gospodarczy oparty na nieograniczonej akumulacji zysku, bogactw i pracy zmienia planetę w gigantyczny zasobnik surowców. Nigdy nie­koń­czą­ca się eksploatacja skończonych bogactw stanowi warunek jego ist­nie­nia. Nie byłoby ono możliwe, gdyby nie dewaloryzacja podstawowych za­so­bów, czyli innymi słowy eksternalizacja kosztów ekspansji systemu. Moore wymienia siedem tanich rzeczy, bez których kapitalizmu by nie było — są to natura, pieniądze, praca, opieka, żywność, energia i życie. To nimi płacimy za kapitalistyczny wzrost, to z nich biorą się fortuny 1% najbogatszych. Gdyby zmusić kapitał do wynagradzania darmowej pracy opiekuńczej, urealnienia dotowanych dziś cen energii lub amortyzowania szkód wyrządzanych naturze, rentowność przedsięwzięć ekonomicznych drastyczne by spadła. [lipiec 2019]

Neoliberalna logika afirmuje zysk na krótką metę, w którym płace, świadczenia socjalne i prawa pracownicze są jedynie zbędnym kosztem. Logika ta nie uwzględnia perspektywy długoterminowej, w której owe „koszty” stają się podstawą znacznie większych korzyści — takich jak wykształcone, egalitarne, zasobne i zintegrowane społeczeństwo. [czerwiec 2007]

Wrogość wobec państwa i interwencji — tylko tych, które miałyby działać na korzyść pracowników. Każda interwencja w interesie kapitału wydaje się zupełnie naturalna. Sektor publiczny nie jest dobry, gdy leczy, kształci i zaopatruje emerytalnie biednych, ale przydaje się, gdy trzeba zapłacić wielomiliardowe rachunki banków, które są zbyt duże, żeby upaść, ale w sam raz, by oddać się w czasową opiekę rządowi.
     Podatki i regulacje — jak najbardziej, o ile oczywiście dotyczą świata pracy i biedoty
. [maj 2012]

Neoliberalny pomysł na gospodarkę to przecież nic innego jak wyciąganie pieniędzy z kieszeni pracowników, aby oddać je kapitalistom. Ktoś musiał sfinansować politykę obniżek podatków dla najbogatszych, prywatyzacji emerytur i usług publicznych, ulg dla koncernów i zwiększania wydatków na zbrojenia oraz imperialistyczne wojny. Zrobili to ci, którzy nie mogą wyekspediować swych dochodów na Kajmany ani nawet wrzucić w koszty. Społeczne konsekwencje takiej polityki są znane: rosnące nierówności i pauperyzacja ogromnych rzesz społeczeństwa. Proces ten trwa od trzech dekad. [listopad 2008]

Sama idea [bezpieczenstwa] jest groźna zarówno w wymiarze między­na­ro­dowym, jak i wewnętrznym.
     Bezpieczeństwo to nie pokój. Jest jego zaprzeczeniem. Im więcej bez­pie­czeń­stwa, tym mniej pokoju. Dążenie do pokoju zakłada wzajemne uznanie podmiotowości stron zaangażowanych w ewentualny konflikt, a także podnoszonych przez nie racji. Tymczasem zapewnienie bez­pie­czeń­stwa to coś zupełnie innego. Oznacza ono ni mniej, ni więcej tylko spa­cy­fi­ko­wa­nie słabszych przez silniejszych, złamanie ich ewentualnego oporu. Innymi słowy: odebranie im podmiotowości i odrzucenie racji, które podnoszą. W takim właśnie znaczeniu używamy dziś pojęcia bez­pie­czeń­stwa. Tak funkcjonuje bezpieczeństwo w kontekście działań „antyterrorystycznych” poszczególnych państw i całych koalicji dzia­ła­ją­cych w Syrii, Iraku, Somalii i Jemenie
. [maj 2015]

Polska ma długą historię niewolnictwa, która sięga aż współczesności. Dzisiejsi niewolnicy nie są tak wielką częścią populacji jak chłopi pań­szczy­źnia­ni, rekrutują się spośród imigrantów, żyją w sferze społecznej nie­wi­do­czno­ści. Nie oznacza to jednak, że system, który ich eksploatuje, jest mniej nieludzki i barbarzyński niż galicyjski folwark z pierwszej połowy XIX wieku. [czerwiec 2018]

[…] w dyskursie antyterrorystycznym rozpoznajemy wiele elementów ideologii antykomunistycznej: rasizm, przekonanie o zachodniej su­pre­macji, pochwałę imperialnej potęgi i pogardę dla prawa między­na­ro­do­wego. [wrzesień 2009]

Przemysław Wielgosz, Witajcie w cięższych czasach,
Wydawnictwo RM, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)

3993. Kłaczek

Neska:
(kudłate cudo przysłała)
Un abbraccio.


Autor(ka) nieznan(y/a).

Jabłoń:
(przypomniała sobie równie piękną
staroć w drugą stronę
)

poniedziałek, października 19, 2020

3992. 293/366

Ten-Człowiek-Kobieta, Ta-Osoba-Mężczyzna. Anonimowo zostałam doprowadzona do dobrych, wdzięcznych bardzo łez. Dziękuję.

293/366

*

Sadownik:
(z uczuciem smutku, że nie wszystko może)
I to nie był twój mąż…

Jabłoń:
Ciebie wolę jako nieanonimowego!

3991. Relacja z bocznicy czytelniczej

Wałęsałam się w piątkowy wieczór po nominacjach do najpiękniejszych (najpiękniej wydanych) książek. Jedną już czytałam, podałam dalej Osobie, która milion razy bardziej doceniła graficzną formę, ja poprzestać musiałam na swej nieczułości w tym względzie. Jedną zamówiłam i czekam. Inną zamówiłam i czeka Biały Kruk, choć pojęcia nie ma na co. Autor jednej z no­mi­nacji wpadł w moją percepcyjnie czułą ciekawość, a w zasadzie dziś należy napisać cię-kaw-ość. Na bocznicy czy­tel­ni­czej, przy kawie, delektowałam się tą prze­pięk­ną, nie naj­pię­kniej wydaną starocią.

Z wielu dostępnych ibuków Autora wybrałam ten, nie tylko z powodu intrygującego tytułu, za duszę chwyciło mnie zdjęcie umieszczone na okładce — uruchamia mój zachwyt (wciąż!).

Ten ma blisko siedemdziesiąt lat.
A daleko — siedemnaście
.


fot. Autor(ka) nieznan(y/a),
[dostęp: 19.10.2020], źródło.

No, ale wciąż przepisuje te notatki i minęła mu siedemdziesiątka, więc ma ją za sobą i  teraz mawia: miałem siedemdziesiąt lat, a ile mam dzisiaj — nie wiem. A w tych zapiskach pleni się dalej czas przeszły. Dokonany. Zatem taki, który zdążył być teraźniejszym.

[…] moje dziecięce chcenie bycia aktorem nie wynikało z marzenia o tym, by być kimś innym, gdzie indziej, kiedyś. Ale z kuszenia możliwości bycia  t e ż  kimś innym w tym samym sobie, bycia gdzie indziej tutaj, kiedyś teraz. I ważne było, że to ja jestem tym innym, że tutaj jest gdzie indziej i teraz jest kiedyś.

Ten stracił poczucie swoich biologicznych lat.
     Wczoraj, w roziskrzonej wczesnym blaskiem słońca Zatoce, widział Oną, wtapiającą się w to światło i wodę, tak, jak ponad czterdzieści pięć lat temu w Ostrowie
[…]. Ta sama sylwetka, ten sam rysunek ruchu, ta sama istota piękności. I Ten uznał, że jest tak samo głupi i nieudolny, jak wtedy.

Dzisiaj prawie że chłodnym. Oboje czują się jak w młodości (wykradzeni sobie — dla siebie).

Ten wiele razy próbował zbliżyć się do gruntownego zdania sprawy z tej części życia, w której się pojawił, czy – objawił G.M. […] oczarowany jego wyjątkowością, pojął, czym jest zdolność do adoracji i uwielbienia nie uwarunkowana seksualną różnicą potencjałów kobiecości i męskości. Doświadczył innego wymiaru miłości, choć na początku było to zaledwie doświadczenie intuicyjne, wynikające z zakochania się w przedziwnym stworzeniu, jakim był G.M.
     […]
     […] Dlatego Ten się zastanawia, jakby odpowiedział, gdyby G.M. zapytał teraz, czy go kocha. Bo – kogo kocha, jeśli kocha, czy tego starszego pana, którego prawie nie zna, czy tamtego prawie jeszcze chłopca, który może się w tym panu ukrywa?
     Ten przypuszcza, że pewnie powiedziałby coś zbliżonego do takiej formułki: jesteś w promieniowaniu mojej miłości. Wewnątrz tego okręgu, jaki zakreśla promień mojej miłości, czy – ściślej: mojej miłosnej dyspozycji, czyli zdolności miłowania
.
     Niemniej – to jest wykrętne i może „załatwiać sprawę” na poziomie wypowiedzi; tak można o tym mówić. Ale kiedy nie chodzi o mówienie, to o co chodzi w tej sytuacji?
     […] Jesteśmy bajką o sobie i opowiadamy się sobie nawzajem. Czasem chcemy być razem tą samą bajką. Albo ewangelią. Dobrą nowiną o sobie. O Tobie.

Nie wiedział, jak z nim rozmawiać, bo było mu tak, jakby nie minął i nie przebiegł tego dystansu sześćdziesięciu lat, a zarazem stał przed nim, tym sobą, którego nie ma, a jest, on, siedemdziesięcioletni, którego nie potrafi (czy – nie chce?) obrysować żadną sobością, albo mnością, bo bliżej mu do tego chłopca niż do starca, którym jest. To znaczy – bliżej mu do chłopięcej chłonności, wydelikacenia zmysłów i umysłu, kruchości sumienia.

To, czego jeszcze nie wiem, albo już wiem, tylko nie stawiam na zewnątrz siebie, ma naturę snu.

O wielu rzeczach i sprawach nie zdążył i nie zdąży już tu napisać. Ani o kolibrach, ani o cykadach, ani o zapachach, ani o młodym mężczyźnie siedzącym na chodniku w Veracruz, który z wąskich liści palmowych, po paru nacięciach nożem, jakimś „pianistycznym” ruchem palców wy­cza­ro­wy­wał z jednego liścia pasikonika, około dzie­się­cio­cen­ty­me­tro­we­go. Robił to tak szybko i sprawnie, że wydawał się ilu­zjo­nistą, pre­sti­di­gi­ta­to­rem.

Bogusław Kierc, CIĘ-MNOŚĆ,
Wydawnictwo FORMA, Szczecin, 2014, 2017.
(wyróżnienie własne)

Nie mam.
Jak nie masz?
No nie mam.
Tylko te?
Jakie te?
No tego tu.
Te?
Tak. Tylko?
Co tylko?
No tylko te masz?
Tylko.
Szkoda. Myślałem, że masz
.

Prześwituje mu w tej chwili takie myślątko, że najpierw odczuwa się nie­wy­ra­źnie (albo i wyraźnie) to zaimkowe bycie, a potem się w nie „łowi” coś lub kogoś, co lub kto objawia się jako osoba czy zjawisko będące tym Ty. Umożliwiające, bądź dające osobie (Tego) poczucie siebie. Zatem przez nią (przez nie) Ten jest „u siebie”. U siebie chcianego. Bo on sam (jeśli istnieje coś takiego, jak „ja sam”) nie chce się sobie za bardzo.

(tamże)

* * *

Ugniatany czułymi dłońmi masażysty, myślę o masażyście mojej duszy, o Aniele Stróżu. Nie teologicznie, ani denominacyjnie. Rzekłbym: onto­lo­gi­cznie, osmo­ty­cznie. Jak nacisk jego dotykającej obecności regeneruje i kon­ser­wu­je moją duszę.

[dostęp: 19.10.2020], tumże.

sobota, października 17, 2020

3990. O erotycznej potrzebie

Nadzieja to erotyczne zjawisko,
pozwalające myśleć o przyszłości
.

Justyna Dąbrowska
(dziś w audycji radiowej)

3989. O relacjach

Kochasz? Jak bardzo? Pokaż!

Wymiękłam. Za dużo. Potrzebuję siebie i tylko siebie — introwertyczny slow life, sztuk: raz — muszę, żądam, poproszę. Nie, nie zmieniasz planów. Pakujesz sukę i wio! Kocham Cię! Bardzo! Do zobaczenia! Zadbam o siebie. Telefon będę mia­ła przy so­bie w miarę mo­żli­wości. Tak, jakby co, oczywiście, pamiętam. Pa!

Wypchnęłam ⅔ Stada wczoraj rano za drzwi. Urlop wytchnieniowy należy się rów­nież nieuleczalnie chorym. Kocham! Bardzo! Ale potrzebuję siebie dla siebie — wy­łącz­nie, jak na lekarstwo, na­ty­chmiast!

Cztery godziny później, gdy z Dżo rehabilitowałyśmy me ciało, przypomniało mi się o kotach i psach, o śniegu i deszczu. Wspomniałam o tym, że choć wiem, że He­niu­tki nie ma w domu, to i tak co chwilę łapię się na zaskoczeniu, że mój ruch nie po­wo­du­je kudłatego ruchu lub przynajmniej kontroli psich oczu spod nie­śpie­sznie pod­nie­sio­nych kudłatych po­wiek, nie mówiąc o tym, że wciąż słyszę Jej pazury na par­kie­cie. Dżo ma tak samo ze swoją kocicą, gdy ona wyjeżdża. Obie nie mamy tak z naszymi Małżami, Dżo do­dat­ko­wo (o zgrozo!) nie ma tak ze swoimi dziećmi.

Kochamy? Na pewno? Bardzo!

Alison Moyet, Is This Love.

3988. 291/366

kochasz? jak bardzo? pokaż!

291/366

piątek, października 16, 2020

3987. Wyczekane czytanie

Czekałam na tę książkę prawie miesiąc. Czekałam to mało powiedziane, trzymałam język za zębami, by nie zająknąć się na jej temat ani jednym słowem, bo chciałam zrobić z niej niespodziankę. Doczekałam się.

Ta książka zaprasza, by „popatrzeć na świat inaczej”, nie tracąc dzięki temu nic z jego oszałamiającego bogactwa. Jest wspaniałą podróżą po wielkim kręgu, w którym wszyscy jesteśmy — w taki czy inny sposób — spokrewnieni i bliscy sobie nawzajem.

To książka o tym, jak ubogie staje się ludzkie doświadczenie, gdy ograniczymy je do etykiet męskośćkobiecość, za którymi ukryjemy stereotypy, oczekiwania i kultu­ro­we schematy, a potem uznamy, że mają święte prawo nami i innymi rządzić.

Zrobiłam wielkie oczy, czytając o uściśnięciu dłoni jako geście, który jest uważany za właściwy dla zaprzyjaźnionych ze sobą dziewczyn. W Polsce ten gest jest za­re­zer­wo­wany dla witających się mężczyzn. Uwielbiałam w politechnicznych czasach patrzeć na tę wykluczającą formę witania się.

Zobacz, w jaki sposób Allah stworzył twoją dłoń. Dał ci pięć palców, a każdy z nich jest trochę inny… Z ludźmi jest po­dob­nie, każdy jest inny.

W światopoglądzie wielu rdzennych ludów Ameryki krąg był symbolem doskonałości, życia i jedności. Z tego powodu niedorzeczny wydawał im się pogląd, że ludzka tożsamość płciowa może wyrażać się tylko na dwa sposoby, w dodatku skonfliktowane i opozycyjne względem siebie. Myślenie, że kobieta to osoba z waginą, a mężczyzna to osoba z penisem — a poza nimi jest szara strefa chorób, zboczeń albo chwilowych przebieranek — było im zupełnie obce.
     […] Krąg jest jednością i naturalnie łączy męskość z kobiecością, miłość do swojej płci z miłością do innej płci. Nie ma w nim miejsc ani płci lepszych czy gorszych, nie ma przeciwieństw — wszystko przepływa, łączy się ze sobą i harmonijnie dopełnia. Można powiedzieć, że obwód wielkiego kręgu życia jest wszędzie, jego środek natomiast nigdzie, bo wszystkie istoty są tak samo ważne i równe sobie.

Trzeba zrozumieć, że każdy powinien być po prostu sobą i że wyrażanie siebie tworzy osobę — tak dzieje się z każdym z nas […].
// Hina Wong-Kalu

Różnorodność ról, funkcji, sposobów zakochiwania się, pracy czy ubierania się jest o wiele bardziej interesująca niż powyższy sztywny schemat. W na­tu­rze nie ma bowiem linii prostych, wszystko jest ze sobą po­łą­czo­ne, a nasza ziemska ekumena jest ogromną strefą przepływów.

[…] „pomysł swobodnego wyboru płci lub orientacji seksualnej jest tak nie­do­rzecz­ny jak sugerowanie, że można samodzielnie wybrać kolor skóry”. Większość Zapoteków tradycyjnie postrzega swoją płeć jako coś danego przez Boga […].

Antropolożka Sue-Ellen Jacobs pisała o „kobietach w męskim ciele” oraz „mężczyznach w kobiecym ciele” i zwracała uwagę na duchowy wymiar życia takich osób. Jej zdaniem sprowadzanie ich do poziomu seksualności oznacza pomijanie ich rzeczywistej istoty.

Ale ludzie często mnie pytają: kiedy dowiedziałeś się, że jesteś fa’afafine? Odpowiadam im: a czy był taki moment, że dowiedziałeś, że jesteś hete­ro­se­ksu­alny, że jesteś mężczyzną albo kobietą? Może po prostu taki się urodziłeś?

Jestem inny, jestem osobą, jestem szczęśliwy.

Nie chciałabym być mężczyzną. Nie z moim ciałem! — opowiada. — Ale kobietą też nie. Wychodzenie za mąż, noszenie niewygodnych ubrań, bycie subtelną… O nie, dziękuję!” Rani jest calalai — biologiczną kobietą, która przyjęła wiele ról i zajęć kojarzonych z męskością.

Jestem muxe, bo nie jestem ani kobietą, ani mężczyzną. Jestem mężczyzną, który ma myśli kobiety – objaśnia Darina, w dzieciństwie znana jako Jacinto. – Gdyby dano mi możliwość urodzenia się na nowo i wyboru między urodzeniem się jako kobieta albo jako muxe, wybrałbym muxe. Ponieważ jestem szczęśliwa taka, jaka jestem. Zawsze.

Waldemar Kuligowski, Trzecia płeć świata, ilustr. Marianna Sztyma,
Wydawnictwo Albus, Poznań 2020.

Zanim nie poszłam do szkoły, nigdy nie słyszałam też, żeby ktoś mówił o «kobiecych zajęciach». Praca była do zrobienia przez kogokolwiek, kto akurat tego chciał. Osoby, które rodziły się z wy­jąt­ko­wy­mi cechami psy­chi­cznymi albo seksualnymi, były nadzwyczaj sza­no­wa­ne i ho­no­ro­wa­ne, gdyż te różnice dawały im pozycję mediatora między światem ludzi a światem duchów. Mężczyźni mogli nosić kobiece ubrania i pracować razem z ko­bie­tami, a nawet poślubiać mężczyzn bez żadnego problemu. Podobnie kobiety miały prawo do noszenia męskich ubrań, po­lo­wa­nia, chodzenia na wojnę z mężczyznami i poślubiania innych kobiet. Zdaniem dawnych ludzi wszyscy jesteśmy mieszanką męskości i kobiecości, a nasza tożsamość seksualna nieustannie się zmienia. Ludzie w dawnych czasach patrzyli na świat inaczej.
// Leslie Marmon Silko

(tamże)

czwartek, października 15, 2020

3986. 289/366

zdrowie jest najważniejsze — mawiają. powiedz to tym, którzy nigdy nie wyzdrowieją.

najważniejsze jest nauczyć się być — bez pretensji, żądań, stawiania warunków — by cieszyć się chwilą i tym, co ma ona do zaoferowania.

289/366

*


zieleń opuszcza liście.

3985. O małżeństwie

Pan Ciasteczko:
(dwa dni temu na tej samej granicy kraju)


fot. Pan Ciasteczko, fragment.
(tydzień wcześniej)

*

Neska:
(też dwa dni temu przy tłumaczeniu
reguł gry w 
Scrabble Towers mówi, że
Sadownik zna tę grę, bo
całą ciasteczkową ferajną w nią grali
)

Jabłoń:
(słabość do gier, wymagających planszy, ma)
Nic mi nie mówił.

Neska:
Małżeństwo to nie spowiedź.

wtorek, października 13, 2020

3984. 287/366  // Ębo w ulu

zbyt piękna, by niebanalnie zrobić jej cyk. wszystko o ciszy wie, ale nic o milczeniu. naucza, stojąc w bezruchu.

287/366

Milczenie kończy.
Cisza rozpoczyna
.

Milczenie jest uwięzieniem słów.
Cisza jest czekaniem na słowa.
Milczenie zamyka za sobą drzwi.
Cisza otwiera je na oścież
.

Milczenie sądzi, że wszystko skończone.
Cisza wierzy, że wszystko dopiero się stanie
.

Milczenie jest odmową.
Cisza jest przyzwoleniem
.

Milczenie jest odmową odpowiedzi.
Cisza jest chwilą namysłu.
Milczący unicestwia siebie.
Zachowujący ciszę buduje w sobie twierdzę.
Milczenie jest agresywne.
Cisza jest łagodna.
Milczenie jest zemstą.
Cisza jest przebaczeniem.
Milczenie jest wykluczeniem.
Cisza jest zaproszeniem
.

Milczenie zamyka usta rozmówcy.
Cisza jest polem do zwierzeń.
Milczenie jest zimne.
Cisza jest ciepła.
Milczenie jest cichym zwątpieniem.
Cisza jest milczącą nadzieją
.

Tomasz Mazur, Anatomia istnienia,
Wydawnictwo Barbelo, Warszawa 2014.

3983. Trzecia w składzie

[x.P.P.] Wiesz, w ogóle obawiam się, że będzie: „Myślałem, że Pawlukiewicz jest inny…”. Nie wiem, jaki był x. Pawlu­kie­wicz. Myślę, że był po prostu mądrym i wraż­li­wym człowiekiem. Książka nie burzy moich o Nim wyobrażeń, bo do momentu, gdy zachwycił mnie tytuł tej książki, nie miałam zielonego pojęcia o istnieniu tego Człowieka.

Zachwycił i porwał mnie tytuł tej książki. W ryzach trzymały mnie procenty… 10% pierwszej, 10% drugiej, 10% tej, czwartej i piątej fragment lub akapit. Skończyła się pierwsza, druga, skoń­czy­ła się i ta.

     [x.P.P.] Nigdy nie sądziłem, że herbata może być traktowana jako lekarstwo.
     Jeden kapelan opowiadał, że Włosi mają w apteczkach ranigast, witaminę C i herbatę właśnie. U nich herbata stoi nie w kuchni, a w apteczce
.
     [R.Cz.] Dlaczego?
     [x.P.P.] Na wypadek, gdyby ktoś miał jakąś niestrawność. Oni pytali nas, Polaków, dlaczego my tyle lekarstwa wypijamy. (śmiech)
     [R.Cz.] No tak… Włochy: kawa, kawa, kawa i jeszcze raz kawa.
     [x.P.P.] Tak. Pytałem kiedyś jednego Włocha, czy jest u nich ka­wa rozpuszczalna. A on popatrzył zdziwiony i zapytał: „A co to jest?”.

[R.Cz.] Ksiądz nigdy nikogo nie przekreśla. Mówi: „Spróbuj, jutro bądź troszkę lepszy. Zawalcz o jedną rzecz. Popraw je­dną sprawę. Nie poddaj się jeszcze ten jeden dzień, wy­trwaj jeszcze raz”.

[x.P.P.] Na studni jest napisane: „Skarb 9 metrów”. Bohaterowie schodzą na 3 metry, patrzą — są boczne drzwi. Ładują się w nie, a drzwi natychmiast się za nimi zatrzaskują… Było napisane: „Skarb 9 metrów”, a oni zeszli tylko na 3 metry… Za mało uszedłeś, za płytko szukałeś, musisz wejść jeszcze głębiej. Nie daj się nabrać na to, że skarb jest na 3 metrach. Musisz dojść do samego dna.

Mrówka idzie ze słoniem po moście i mówi: „Słoniu, ale dudnimy”…

     [R.Cz.] Pan Parkinson na pewno bardzo dużo zabrał… Czy dał coś w zamian?
     [x.P.P.] Nie stałem się bardziej pobożny, jeśli o to Pani pyta.

     [R.Cz.] Od ilu lat Ksiądz pali?
     [x.P.P.] Paliłem od ósmej klasy. Potem poszedłem do seminarium i rzuciłem. Ale jak przeczytałem, że nikotyna hamuje chorobę Parkinsona, wróciłem do papierosów. Nie ukrywam… spodobał mi się ten pomysł wyhamowania Parkinsona

[x.P.P.] […] przyjmuję żydowską teorię prawdy, że pra­wdzi­we jest to, co jest mądre. A nieważne, czy realnie się zdarzyło.

[x.P.P.] […] mój manewr pozwolił konflikt zażegnać. Przychodziłem do jednych i mówiłem: „Powiedzcie tym drugim o swoich wadach, tylko nie wskakujcie od razu w ocenianie drugiej strony. Idźcie i przyznajcie się, że byliście w błędzie”. A potem szedłem do drugich i mówiłem to samo. I oni mnie posłuchali. Publicznie przyznali się do swoich wad, do słabości. Zacząłem wtedy od siebie.[…]
     […]
     Tamten konflikt z czasów seminaryjnych spowodował, że poczułem się mocno. Tylko ja jeden byłem po obu stronach (no, może dwóch nas takich było). I oni mnie szanowali za to, że nie stanąłem po niczyjej stronie. Jedni widzieli we mnie dobro w prawej ręce, inni patrzyli i widzieli dobro w lewej ręce — a ja miałem obie ręce.

     [R.Cz.] Ksiądz czuje się kochany?
     [x.P.P.] Przez niektórych.
     [R.Cz.] A przez Pana Boga?


x. Piotr Pawlukiewicz
(1960–2020)

     [R.Cz.] Każdy ma misję siać dobro, każdy po swojemu, ale często nie będzie mu dane widzieć i wiedzieć, kiedy ten jego siew wyda owoc. Nie my będziemy zbierać plony.
     [x.P.P.] No tak. […] To, co robimy, rzeczywiście owocuje nieraz po latach. Dopiero wtedy otwiera się przed nami głębia.

ks. Piotr Pawlukiewicz w rozmowie z Renatą Czerwicką,
Z braku rodzi się lepsze… Wywiad strumyk,
Wydawnictwo RTCK*, Nowy Sącz 2020.
(wyróżnienie własne)

_____________
* akronim: rób to, co kochasz.

     [x.P.P.] „Bosa do mnie przyjdź. I od progu bezwstydnie powiedz mi, czego chcesz…” zespołu Perfect. (śmiech) No nie wiem.
     [R.Cz.] Bardzo dobrze zna Ksiądz słowa. (śmiech)
     [x.P.P.] Sama piosenka jest genialna, tylko nie pasuje w momencie, gdyby za chwilę miał paść radiowy komunikat, że oto posłuchamy teraz różańca z Jasnej Góry

(tamże)

Perfect, Kołysanka dla nieznajomej.

poniedziałek, października 12, 2020

3982. 286/366

psi precelek. łapka na łapce, słodka psia pięta, słońce uwię­zio­ne w kudłatej czerni i osiwiały na pysku czas. nim zaczęło na dobre jesiennie lać.

286/366

3981. Pyszna pralinka książkowa

Trafiła w moje ręce przez zupełny przypadek i porwała. Starczyłoby jej zaledwie na dwie poranne kawy, ale niezłomność charakteru ćwiczyłam: 10% pierwszej, 10% tej, 10% trzeciej, odrobina czwartej. W ten sposób starczyło tej książki na dość długo.

Książka-drobiazg subtelnie ciesząca wiele zwojów mózgowych. Psia Gwiazda zabroniłaby mi ją czytać, bo nie wyrzucała mnie poza strefę komfortu. Mój mózg zamiast się rehabilitować, pławił się w lenistwie, a ja oddawałam się rozkoszy przeżywania zdania po zdaniu, akapitu po akapicie. Tylko jedna miniatura (tak je nazywam na własne potrzeby) przerosła mnie — realny brak testosteronu, wzwodów i polucji historycznie umieszczonych w czasach minionych uniemożliwił mi zro­zu­mie­nie — takie życie, jak to mówią w naszym drugim języku ojczystym: nobody’s perfect.

Bardzo dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ta książka była lokomotywą aktualnie czytanego składu.

Cierpimy, jeżeli uparcie trzymamy się skorupy, która stała się zbyt mała. Cierpimy, chcąc zatrzymać niosący nas nurt. Kto więc w życiu rzekę dojrzy — ten w radość popłynie, a dla kogo będzie się ono jawiło jak kamień — ten utonie. Cierpienie wy­ni­ka z niezgody na zmianę, z odmowy rośnięcia. Dopóki bę­dzie­my postrzegać ocean życia jako przeszkodę, a nie jako drogę na drugi brzeg — będziemy cierpieć.

Ofiary są często ofiarami dawnych ofiar. Sprawcy to ofiary podłych czy­nów poprzedniego pokolenia lub tragedii, które stały się ich udziałem we wcześniejszych fazach życia. Zło nie kończy się na jednym czynie, lecz jest jak kamień, który wywołuje trudną do zatrzymania lawinę zemsty, uprze­dzeń, neurozy.

Aż w końcu podzielili się na dwa obozy. Pierwsi mieli objawione księgi, drudzy mieli giełdę. Jedni wołali: „Bóg jest wielki”. Inni wołali: „rynek jest wszechregulatorem”. Jedni drugich posądzali o to, że wybrali błędną i zgubną drogę, i że jedynym dla nich ratunkiem jest zaniechanie własnego myślenia oraz przejęcie idei strony przeciwnej. Jedni chcieli drugim wmusić wolny rynek i demokrację, a ci zaś chcieli narzucić swoim przeciwnikom prawdę świętą, jedyną i bezwzględne posłuszeństwo niebiańskiemu prawodawcy.
     Przekrzykiwali się nawzajem, a u źródła tych krzyków leżała jedna i ta sama przyczyna — niezdolność do przyjęcia odpowiedzialności
.

Siła łaski jest większa od siły nienawiści, ale mało kto o tym wie, i prawie nikt nie jest gotów, aby wypróbować ją jako pierwszy. Aby okazać łaskę, trzeba być silniejszym od tego, który nienawidzi z całej mocy. Tak, żądam wiele, ale i wiele obiecuję. Bowiem kto przezwycięży spiralę gwałtu i prze­mo­cy, ten puści w ruch spiralę miłości i szacunku. Dobro również — po­do­bnie jak zło — jest dziedziczne.

Opiłem się trzeźwością. Na cokolwiek skierowałbym wzrok — w nowej jawiło się szacie. Albo może raczej rzec by trzeba, że bez szat żadnych się jawiło. Nie, nie żebym jakąś zdolność obnażania nabył, ale to moje w uchla­niu widzenie miało głębię niewysłowioną, dotychczas nieznaną. I nie było w niej niepokoju, ale cisza jakaś taka wzorami dziwacznymi, choć w nie­po­ję­ty sposób zrozumiałymi wypełniona.

Na dnie duszy każdego złoczyńcy dostrzegałem diament, choć tak w błocie umazany, że tylko nadzwyczajny stan trzeźwości mojej umożliwiał mi jego rozpoznanie.

A w całym świecie dostępnym dotykowi naszych rąk lub naszym myślom nie ma nic bardziej doniosłego niż nasiona. Te okruchy materii są zam­knię­tymi w sobie, niezależnymi wszechświatami, otoczonymi skórką samo­wy­star­czal­nymi prawdami, dla których klucz do życia jest oczywistością i je­dy­nym usprawiedliwieniem ich istnienia.

Czasami na mojej drodze stawał ból. Pojawiał się nie­ocze­ki­wa­nie i cały świat na moment w niego się zamieniał.

[…]   nie powiedzieć już „pomidor”, ale „posadźmy pomidory”. Byłoby to coś zupełnie innego, bo „pomidor” oddala, podczas gdy sadzenie pomidorów przybliża, zmusza do rozmowy, popatrzenia sobie w oczy.

Tak oto musiałem pogodzić się z myślą, że jeżeli chcę zobaczyć Boga na własne oczy, to mogę i powinienem dostrzegać Go wyłącznie w drugim człowieku. A jeżeli Go chcę usłyszeć, to muszę uważnie przysłuchiwać się słowom bliźnich, a jeżeli chcę go poczuć, to im rękę podać muszę. Nie ma innego sposobu — najkrótsza droga do Boga prowadzi przez serce drugiego człowieka.

Zrozumiałem, że miarą inteligencji jest ilość współ­za­le­żno­ści, których jestem świadomy, zaś miarą etyki ilość współ­za­le­żno­ści, jakie uwzględniam w swym działaniu.

Pierwszym przejawem zniewolenia mnie jako człowieka jest rodzina. Ani jej nie wybieram, ani nie mam na nią wpływu. Wybrać mogę partnera na założenie własnej rodziny, ale rodziny partnera też już wybrać nie mogę. Zakochanie jest uwikłaniem w jedną osobę, ale małżeństwo jest uwikłaniem w całą jej rodzinę — taką a nie inną. I już gotowe zniewolenie — nie poprzez opór materii, nie poprzez wymagania biologii, ale ze względu na konwenanse, daty imienin i urodzin, wyobrażenia, charaktery, oczekiwania

Ja i reszta świata. Ja i drzewo. Ja i góra albo morze, albo rzeka. Ja i on, ona, ono. Na dystans, w oddzieleniu. Ale czy faktycznie jest tak właśnie? Wokół przecież powietrze, atomy tlenu, azotu, takie same jak we mnie samym i skacząc z atomu na atom dojść mogę w każde miejsce na świecie i nie ma tu żadnej przerwy, żadnej nieciągłości, co najwyżej zmiana natężenia, gęstości i rodzaju pierwiastka. Woda we mnie — a skąd ta woda? Z rzek, z morza, z deszczu. Wapń we mnie — a skąd ten wapń? Ze skał, z gór, z ziemi. Węgiel we mnie — a skąd ten węgiel? I tak dalej, i tak dalej pytałem samego siebie, a odpowiadały mi atomy stare jak świat, atomy, które kiedyś były częścią łańcuchów górskich, ciał zwierząt dzikich i udomowionych, atomy, które szumiały onegdaj w liściach drzew, płynęły w chmurach po niebie, skrzypiały pod butem wędrowca. Nie było więc mowy o żadnej materialnej wolności, a jedynie o materialnym uwikłaniu, ani o żadnej oddzielności, lecz tylko o wzajemnym przenikaniu i ciągłości.

Wolny jest ten, komu wolno wybrać łódź, którą wyruszy na morze i sieć do połowu. Wolny jest ten, któremu wolno wskazać partnera, wyjawić pogląd, wyznać religię, określić miejsce na ziemi, w którym chce żyć. Ale cokolwiek by wybrał, nie wybiera niezależności, ale właśnie zależność, nie odrębność, ale uwikłanie, nie dowolność, ale zasady i prawa.

Schodząc z drzew, staliśmy się ludźmi, a teraz nadszedł dzień, by dać powtórny sygnał do uczłowieczenia. Należy po­krzy­żo­wać plany drwali.

Tomasz Mazur, Anatomia istnienia,
Wydawnictwo Barbelo, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

Ale można świat ten przetwarzać, przemieniać, nadawać mu kształt, kolor, sens i funkcję i tak tworzyć nowe jego drobiny, drobiny o pozornej odrę­bności. Spoglądałem więc na swoje dłonie i widziałem, jak robią się coraz sprawniejsze. Patrzyłem jak myśl poprzez dłoń kładzie się czarną kreską na papierze, kreską pozawijaną, przerywaną i ciężką od znaczenia. Pismo było przedłużeniem dotyku, podobnie jak czytanie było do­ty­ka­niem rzeczy oddalonych.

W miłowaniu mieści się wiedza, umiejętność, pragnienie, zdolność, pasja i zdecydowanie. W miłowaniu jest przekonanie o słuszności postępowania, w miłowaniu jest ciężar, jest moc i niezawodna biegłość w splataniu przyczyn i skutków, posunięć i ich następstw. W miłowaniu spoczywa trafność doboru przypraw, precyzja zgrywania muszki ze szczerbinką. W miłowaniu drży umiejętnie poruszona struna.

(tamże)

niedziela, października 11, 2020

3980. Kuchenny odprysk

Il Cenerentola:
Wiesz, co jest tajemnicznym składnikiem
mojego pysznego rosołu?

Jabłoń:
(zdążyła tylko podnieść brwi)

Il Cenerentola:
Różowa nitka!

Jabłoń:
(najpierw ryknęła śmiechem, a potem przyznała,
że zastanawiała się w mijającym tygodniu,
co robi w kuchni szpulka nici
)

3979. Na skrzyżowaniu czytelniczych dróżek

Siedem zdań Dudi’ego na temat tej książki, wybrany przez Niego cytat, zdjęcie na okładce i choć podróżnicze książki nie należą do mojej bajki to, po postawieniu warunku tylko ibuk, klik, klik i na kundlu miałam.

W blokach startowych na szczycie stosiku książek do przeczytania chwilkę dłuższą spędziła. Potem czytałam ją równolegle z dwiema innymi, aż w pewnym momencie rzuciłam wszystko, by tylko z nią być. Sceptycyzm, że książka prawie sześć­dzie­się­cio­letnia powinna udać się na emeryturę, jest kom­plet­nie nie­uza­sa­dnio­ny. Tylko ilustracje, na które też sobie ostrzyłam zęby, trafiają do mnie tylko w liczbie, którą śmiało można określić błędem statystycznym.

Najważniejsze w tej książkowej drodze: przeszkody były, są i będą! — w każdej drodze, której się podejmiesz, bez względu na to, jak bardzo jest twoją ścieżką — pamiętaj o tym, idź dalej i rób swoje.

Wszelkie sposoby postrzegania świata są dobre, jeśli tylko potrafimy się z nim pogodzić.

Podróż często daje sposobność do wytrącenia się z rutyny, lecz nie daje — jak sądziliśmy — wolności. Raczej stwarza poczucie pewnych ograniczeń: wyrwany ze swego środowiska, pozbawiony swych nawyków jak grubego opakowania, podróżny zostaje sprowadzony do skromniejszych wymiarów. Rozwija za to w sobie ciekawość, intuicję, zdolność bezinteresownego zachwytu.

Podróż nie potrzebuje uzasadnień. Rychło okazuje się, że jest celem sama w sobie. Sądzisz, że po prostu odbędziesz podróż, lecz niebawem ta podróż zaczyna cię kształcić lub paczyć

Persja jest ciągle jeszcze krajem cudowności.
     To słowo skłoniło mnie do refleksji. U nas „cudowność” byłaby raczej czymś wyjątkowym, co ratuje sytuację; jest użyteczna, a przynajmniej pouczająca. Tutaj może narodzić się z zaniedbania, grzechu, katastrofy, które łamiąc ustalone zwyczaje, otwierają życiu nieoczekiwane pole do zademonstrowania swych bogactw przed oczami zawsze gotowymi je podziwiać
.

[…]   w obietnicach jest zawsze coś pedantycznego i mało­stko­we­go, co sprzeciwia się rozwojowi, nowym siłom, niespodziankom.

Pomysły, dotychczas pielęgnowane bez powodu, opuszczają nas, inne zaś kształtują się i dopasowują do nas jak kamienie do koryta stru­mie­nia. Nie trzeba się samemu wysilać: droga pracuje za nas.

Czas należy tylko do Boga, toteż Afgańczycy nie składają chętnie obietnic, które zbytnio wybiegają w przyszłość.

Kamień nie należy do naszego królestwa; ma innych interlokutorów i inny cykl życia niż my. Obrabiając go, można sprawić, że będzie przemawiał naszym językiem, ale przez krótki czas. Potem wróci do swojego, który znaczy: pękanie, opuszczenie, obojętność, zapomnienie.

Nie nakazy, lecz przestrogi: tylko cichutka muzyka ciała, utracona od dawna, którą odzyskuje się stopniowo i do której trzeba się dostroić.

Siedziałem w bezruchu dobrą godzinę, upajając się tym apolińskim pej­za­żem. […] „Wieczność… przejrzysta oczy­wi­stość świata… spokojna przy­na­leż­ność…” — ja też nie wiem, jak to wyrazić… bo, jak by powiedział Plotyn:
     Styczna przylega do krzywej w sposób, którego nie można ani pojąć, ani sformułować
.

     — Mam wszelkie wady — rzekł ze znużonym uśmiechem — i tak jest lepiej.

Nicolas Bouvier, Oswajanie świata, ilustr. Thierry Vernet,
przeł. Krystyna Arustowicz, Noir Sur Blanc, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

Mechanika, postęp: zgoda! Ale nie zdajemy sobie sprawy, jak się od niego uzależniliśmy, a gdy robi nam psikusa, jesteśmy do tego znacznie gorzej przygotowani od tych, którzy wierzyli w Białą Damę lub w Upiornego Mnicha, lub też liczyli, że najbardziej kapryśne bóstwa zapewnią im obfite plony. Mogli przynajmniej im naurągać, jak Hetyci; wypuścić im w niebo parę strzał jak Massageci albo ukarać ich za lenistwo, nie składając przez jakiś czas na ich ołtarzach rytualnych pokarmów. Ale jak się rozprawić z elektrycznością?

Tutaj, gdzie dorzyna się pojazdy, nie myśląc o ich sprzedaniu, właściciele warsztatów samochodowych nie znają tego repertuaru skonsternowanych lub pogardliwych min, które u nas zawstydzają użytkownika starego gruchota i zmuszają do kupna nowego auta. To są artyści, a nie sprzedawcy. Pęknięta głowica cylindra, pokiereszowany wał rozrządu, miska olejowa pełna czegoś w rodzaju metalowej mąki — takie rzeczy nie są w stanie zbić ich z tropu. Większe wrażenie robią na nich zdrowe części: reflektory, drzwiczki, które się dobrze zamykają, solidne podwozie; natomiast inne, no cóż, po to je wymyślono, by je naprawiać.

Co wieczór wykręca rozdzielacz, świece i podąża do oberży z zatłuszczonym pudłem pod pachą. Czyni to z ostrożności — nikt nie ukradnie ciężarówki bez zapłonu — a także dlatego, by mieć coś do dłubania. Po herbacie przez cały wieczór czyści elektrody, blaszki, wszystkie te małe powierzchnie, które wytwarzają światło lub iskry i są duszą ciężarówki. To codzienne obcowanie z siłami magnetycznymi sprawia mu dużą frajdę i nadaje jakąś promienność.


(tamże)

sobota, października 10, 2020

3978. 284/366  // Zielnik (XVII)

gdy miałam wszystko, wciąż mi czegoś brakowało. teraz, gdy co dnia mierzę się z realną stratą, dociera do mnie, że wciąż mam dużo! utracę i to, ale nim tak się stanie, znajdę siłę, by dostrzegać jeszcze dużo dobra co dnia.

284/366

*

uparte, dziś dzięki Saxifradze, służą pomocą i nieustannie uczą mnie pogodnego uporu, by rozkwitać co dnia.


fot. Saxifraga, fragment.

Profesora Saxifraga:
Cyklamen

3977. O gienderze (perspektywa kuchenna)

Sadownik:
(wczoraj wieczorem podczas
spaceru rehabilitacyjnego
)
Jesteś il cuoco† mojego życia.

Jabłoń:
(gotowa wziąć na klatę każdą odpowiedź)
Że zgotowałam Ci  t-a-k-i  los?
(po chwili dodaje)
Ale ja nie jestem mężczyzną!

Sadownik:
Chcesz być la cuoca‡?

Jabłoń:
To brzmi prawie jak kwoka.
Nie, nie chcę być kwoką!

__________
il cuoco po włosku kucharz.
la cuoca = kucharka.

* * *

Sadownik:
(dziś rano zapytał Maestrę-Di-Italiano,
jak po włosku jest
Marysia*)

Maestra-Di-Italiano:
(napisała, że nie ma odpowiednika 1:1,
ale uratowała nas Kopciuszkiem
)
Cenerentola.

Jabłoń:
Il Cenerentola**!

Sadownik:
No pewnie, że IL!

__________
* Marysia: (def.) osoba wykonująca nieodpłatne prace domowe (np. odkurzanie, pranie, zakupy, gotowanie).
** il Cenerentola — na potrzeby ula — Kopciuszek rodzaju męskiego, czyli Marysia.

3976. O miłości

Jabłoń:
U nas wszystko OK?

Sadownik:
Nie, jesteśmy małżeństwem!

Sadownik & Jabłoń:
(ryknęli głębokim, uwspólnionym śmiechem)

piątek, października 09, 2020

3975. 283/366

trudne do ustania, jeszcze trudniejsze do wyrażenia emocje — smoki wielogłowe. wyssały mnie do szpiku kości. ustałam, wyraziłam, jestem w podróży międzygalaktycznej, wracając do siebie.

283/366

*

w tej podróży listem przyszedł do mnie i uśmiechnął mnie natychmiast. Ptak na drzewie — tak pomyślałam, gdy tylko Go zobaczyłam.


fot. Saxifraga, fragment.

sobota, października 03, 2020

piątek, października 02, 2020

3972. U Orzeszka i Białego Kruka (LXXII)

Gdy w czerwcu Biały Kruk mówił, że pracuje przy tandemie stacjonarnym, zastanawiałam się, co On robi Miętusowi? Miesiąc później zobaczyłam ła­we­czkę dla dwojga… ze stoliczkiem.

Biały Kruk wiele podejść do spieniania mleka zrobił, nim posiadł wiedzę prawie tajemną. Gdy więc przedwczoraj zdjęcie kawy ze spienionym w tem­pe­ra­tu­rze (dokładnie!) 65℃ mlekiem w ostatnich ciepłych pro­mie­niach słońca przysłał, wiedziałam, że czeka mnie grzebanie w ko­re­spon­dencji z Białym Krukiem, bo muszę te puzzelki tu mieć. I mam!



fot. Biały Kruk, fragmenty.

3971. 276/366

nikt nie może obdarować cię mocą, nikt nie może zapewnić lub potwierdzić, że ją masz. jedyne, co możesz, to cierpliwie podążać jej śladami, by ją w sobie odnaleźć.

im większa moc osobista, tym subtelniejsze* na co dzień daje znaki — odkryłam.

276/366

___________
* nie licząc tej wielkiej życiowej rozpierduchy, którą ci funduje, gdy po raz pierwszy wchodzi na scenę.

[suplement pikselowy: 4.02.2021]