wtorek, października 27, 2020

4002. Wracając do siebie (III)

Ten jest mi bliższy niż Tentamten. Tentamtego z mniejszą przyjemnością czytałam. A ponieważ Mickiewicza nie trawię, to i zachwyt tą książką dość skromny. Kilka fra­gmentów wynagrodziło mi z nawiązką męczenie się z tym intelektualnym wzmo­rze­niem. Byłam u siebie dopiero, gdy już tę książkę na zawsze odłożyłam.

No właśnie, czy jak się nasuwa, to od razu się nazywa? To takie jego słuchanie i słyszenie wkurza go samego, a wyobraża sobie, jak może wku­rzać kogoś, kto tylko bez żadnego powodu zechciał zerknąć na jego baz­gro­ły. Wie o tym i brnie dalej. Chodzi mu o te cząstki duszy. Przy­pusz­cza, że są to takie „cząstki”, […] nagie ziarna duszy, to znaczy — cała i jedna dusza rzu­co­na w różne punkty owych „wszędzie i zawsze”.

Ciemność, w której odczuwam cię mną, wzbudzonym przez ciebie do okazania się mną mnie samemu w mgnieniu czasu (czy bez-czasu), w którym cię kocham (bez deklarowania, ani nawet okazywania miłości).

Grzeszy obojętnością, niezależnością, zaniechaniem, nieuważnością, innością, nietożsamością, niewinnością. Tym także, że prawdopodobnie nie ma siebie. Ów, którego mógłby mieć, żeby jakoś odpowiedzieć na pytanie jak się masz, jest kimś, o kim może mówić: Ty. Jest Tobą. Którego nie może mieć, ale którym (narzędnikowo) może być.

Uczył się kochać, co wydawało się niekiedy porównywalne ze słyszeniem wspaniałego języka, którym zamierza się robić poezję, ale się wie, że trud ułożenia kilku pierwszych (bez­sen­so­wnych) zdań może pochłonąć całe życie.

Tentamten po dziecinnemu wie, że dwa i dwa to jest (może być) cztery, ale dwa jabłka i dwa gwoździe nie są egzemplifikacją liczby cztery.

chyba nie jest ze mną aż tak źle,

żebym się nie mógł wydobyć z tych lśnień
dennych jako całkiem inny gość

Naszego Pana, co wciąż kocha mnie,
choć od dawna mógłby mnie mieć dość

Moje życie rozpięte jest między dwoma synonimami Jezusa: SŁOWEM
      i CIAŁEM
.

Narcyz wpatruje się w jakieś (jeszcze nie wie, że swoje)  b ę d z i e  (później), gdzieś tam. I właśnie to  b ę d z i e g d z i e ś t a m, choć sugeruje starość, wyjawia wygnanie. Wygnanie z siebie, wygnanie z bycia tym, kim się we własnym mniemaniu było; wygnanie z ułudy, choć ułudą jest przecież to odbicie.

Caravaggio, Narcyz.

W modlitwie jestem u Ciebie, będąc najgłębiej intymnie u siebie.

Bogusław Kierc, Karawadżje,
Wydawnictwo FORMA, Szczecin, 2016, 2019.

To, co jest przed wszystkim, to miłość. Konstatacja, że Bóg jest miłością, wyniknęła nie tylko z intuicji serca (jeśli tak można powiedzieć), ale i z dociekliwości natchnionego umysłu i stanowi w kosmologicznej skali rewelację, której odblask — w przystępnym pomniejszeniu — można by porównać z Einsteinowskim odkryciem równoważności masy i energii.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz