niedziela, października 11, 2020

3979. Na skrzyżowaniu czytelniczych dróżek

Siedem zdań Dudi’ego na temat tej książki, wybrany przez Niego cytat, zdjęcie na okładce i choć podróżnicze książki nie należą do mojej bajki to, po postawieniu warunku tylko ibuk, klik, klik i na kundlu miałam.

W blokach startowych na szczycie stosiku książek do przeczytania chwilkę dłuższą spędziła. Potem czytałam ją równolegle z dwiema innymi, aż w pewnym momencie rzuciłam wszystko, by tylko z nią być. Sceptycyzm, że książka prawie sześć­dzie­się­cio­letnia powinna udać się na emeryturę, jest kom­plet­nie nie­uza­sa­dnio­ny. Tylko ilustracje, na które też sobie ostrzyłam zęby, trafiają do mnie tylko w liczbie, którą śmiało można określić błędem statystycznym.

Najważniejsze w tej książkowej drodze: przeszkody były, są i będą! — w każdej drodze, której się podejmiesz, bez względu na to, jak bardzo jest twoją ścieżką — pamiętaj o tym, idź dalej i rób swoje.

Wszelkie sposoby postrzegania świata są dobre, jeśli tylko potrafimy się z nim pogodzić.

Podróż często daje sposobność do wytrącenia się z rutyny, lecz nie daje — jak sądziliśmy — wolności. Raczej stwarza poczucie pewnych ograniczeń: wyrwany ze swego środowiska, pozbawiony swych nawyków jak grubego opakowania, podróżny zostaje sprowadzony do skromniejszych wymiarów. Rozwija za to w sobie ciekawość, intuicję, zdolność bezinteresownego zachwytu.

Podróż nie potrzebuje uzasadnień. Rychło okazuje się, że jest celem sama w sobie. Sądzisz, że po prostu odbędziesz podróż, lecz niebawem ta podróż zaczyna cię kształcić lub paczyć

Persja jest ciągle jeszcze krajem cudowności.
     To słowo skłoniło mnie do refleksji. U nas „cudowność” byłaby raczej czymś wyjątkowym, co ratuje sytuację; jest użyteczna, a przynajmniej pouczająca. Tutaj może narodzić się z zaniedbania, grzechu, katastrofy, które łamiąc ustalone zwyczaje, otwierają życiu nieoczekiwane pole do zademonstrowania swych bogactw przed oczami zawsze gotowymi je podziwiać
.

[…]   w obietnicach jest zawsze coś pedantycznego i mało­stko­we­go, co sprzeciwia się rozwojowi, nowym siłom, niespodziankom.

Pomysły, dotychczas pielęgnowane bez powodu, opuszczają nas, inne zaś kształtują się i dopasowują do nas jak kamienie do koryta stru­mie­nia. Nie trzeba się samemu wysilać: droga pracuje za nas.

Czas należy tylko do Boga, toteż Afgańczycy nie składają chętnie obietnic, które zbytnio wybiegają w przyszłość.

Kamień nie należy do naszego królestwa; ma innych interlokutorów i inny cykl życia niż my. Obrabiając go, można sprawić, że będzie przemawiał naszym językiem, ale przez krótki czas. Potem wróci do swojego, który znaczy: pękanie, opuszczenie, obojętność, zapomnienie.

Nie nakazy, lecz przestrogi: tylko cichutka muzyka ciała, utracona od dawna, którą odzyskuje się stopniowo i do której trzeba się dostroić.

Siedziałem w bezruchu dobrą godzinę, upajając się tym apolińskim pej­za­żem. […] „Wieczność… przejrzysta oczy­wi­stość świata… spokojna przy­na­leż­ność…” — ja też nie wiem, jak to wyrazić… bo, jak by powiedział Plotyn:
     Styczna przylega do krzywej w sposób, którego nie można ani pojąć, ani sformułować
.

     — Mam wszelkie wady — rzekł ze znużonym uśmiechem — i tak jest lepiej.

Nicolas Bouvier, Oswajanie świata, ilustr. Thierry Vernet,
przeł. Krystyna Arustowicz, Noir Sur Blanc, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)

Mechanika, postęp: zgoda! Ale nie zdajemy sobie sprawy, jak się od niego uzależniliśmy, a gdy robi nam psikusa, jesteśmy do tego znacznie gorzej przygotowani od tych, którzy wierzyli w Białą Damę lub w Upiornego Mnicha, lub też liczyli, że najbardziej kapryśne bóstwa zapewnią im obfite plony. Mogli przynajmniej im naurągać, jak Hetyci; wypuścić im w niebo parę strzał jak Massageci albo ukarać ich za lenistwo, nie składając przez jakiś czas na ich ołtarzach rytualnych pokarmów. Ale jak się rozprawić z elektrycznością?

Tutaj, gdzie dorzyna się pojazdy, nie myśląc o ich sprzedaniu, właściciele warsztatów samochodowych nie znają tego repertuaru skonsternowanych lub pogardliwych min, które u nas zawstydzają użytkownika starego gruchota i zmuszają do kupna nowego auta. To są artyści, a nie sprzedawcy. Pęknięta głowica cylindra, pokiereszowany wał rozrządu, miska olejowa pełna czegoś w rodzaju metalowej mąki — takie rzeczy nie są w stanie zbić ich z tropu. Większe wrażenie robią na nich zdrowe części: reflektory, drzwiczki, które się dobrze zamykają, solidne podwozie; natomiast inne, no cóż, po to je wymyślono, by je naprawiać.

Co wieczór wykręca rozdzielacz, świece i podąża do oberży z zatłuszczonym pudłem pod pachą. Czyni to z ostrożności — nikt nie ukradnie ciężarówki bez zapłonu — a także dlatego, by mieć coś do dłubania. Po herbacie przez cały wieczór czyści elektrody, blaszki, wszystkie te małe powierzchnie, które wytwarzają światło lub iskry i są duszą ciężarówki. To codzienne obcowanie z siłami magnetycznymi sprawia mu dużą frajdę i nadaje jakąś promienność.


(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz