piątek, października 31, 2014

(1158+7). Po i kropka

*

po stażu pozostałam z pytaniem, które czeka na świeżą, głębszą odpowiedź:

czym, dla mnie
        jako terapeutki,
jest psychoterapia?

*

(1158+6). Po. (VI)

(1158+5). Po. (V)

(1158+4). Po. (IV)

(1158+3). Po. (III)

(1158+2). Po. (II)

Alternatywny tytuł wpisu:
1160. Życie na pięciolinii

(1158+1). Po. (I)

niedziela, października 26, 2014

(1150+7). Na zawsze już

Dwie kobiety w psie oko schwytane. Zdjęcie z Profesorą mam! Takie zdjęcia, ze mną w kadrze, lubię najbardziej. Nie ma mnie na nich, a jednak jestem. Pani Profesoro, dziękuję to mało... nigdy bardziej nie brakowało mi słów jak dziś, bo...

...właśnie to zdjęcie pozostanie we mnie do końca mego życia...

(fot. Pani Profesora, źródło)

czwartek, października 23, 2014

1156. Prezent na... bardzo długo

 wpis przeniesiony 12.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Przemykałam w niedzielę między światami, Kudłatym i Pracującym. Znalazła się chwila na świat, w którym czekam na siebie, by odkryć, co teraz. Odebrałam książkę. Zaniemówiłam.

Piękny papier. Pięknie złożona. Każdemu rozdziałowi towarzyszy obraz, który powraca w powiększonych fragmentach. Każdy z tych obrazów to drzwi do innego świata, dalekiego a jednocześnie na wyciągnięcie ręki. Pierwszy zatrzymał mnie na bardzo, bardzo długo... jest niebywale precyzyjną wizualizacją doświadczania siebie, swego wnętrza.

Rembrandt Harmenszoon von Rijn, Medytujący filozof (źródło).

*

Wydzielam sobie stronę po stronie. Chcę, by książka na długo starczyła. To nie książka. To prezent. Ogromny.

Oddech jest jak obłok, wiatr, fala albo tęcza: jak najbardziej rzeczywisty, lecz niestały, zawsze obecny, lecz zawsze tylko na chwilę...

Christophe André, Medytacja dzień po dniu.
25 lekcji uważnego życia
, Czarna Owca 2014.

Po raz pierwszy miałam wrażenie, że jest ze mną coś jeszcze mniej uchwytnego, jeszcze bardziej niestałego niż wzór na kawie. W piękny jesienny dzień dostałam rozkwitniętą fuksję od pięknie uśmiechającej się Pani.

*

Miód na moje serce...

[...] są dwie drogi: droga intelektu (interweniujemy, działamy, mieszamy rzeczywistość z naszą wolą, przytomnością, naszymi wysiłkami) i droga doświadczenia (przyjmujemy nagą rzeczywistość i pozwalamy, by nas objęła, zamieszkała w nas, przeniknęła nas, odpuszczamy, zachowując jednocześnie niezwykłą uważność).
     W obu przypadkach, intelektu i doświadczenia, pozostajemy w związku ze światem. Żeby lepiej go zrozumieć lub lepiej doświadczyć. Obie drogi są doskonałe, każda na swój sposób. Żadna nie góruje nad drugą. Potrzebujemy ich obu. I musimy dbać o to, by pozostały sprawne i żywe.

Christophe André, Medytacja dzień po dniu.
25 lekcji uważnego życia
, Czarna Owca, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

1155. Tysiąc pięćset sześćdziesiąt plus

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bez ściemy. Blog. Ten blog. Z założenia jest o moim punkcie widzenia, o moich wrażeniach, o tym, co przytrafiło się mi lub mojej głowie, co uznałam za ważne bądź znaczące. Krócej, o mnie. Filtrowane przez moje doświadczenie. Dla mnie. By zrozumieć. By zachować od zapomnienia. Wlazłeś tu człowieku na własną odpowiedzialność. Nikt cię tu siłą nie trzyma. Jeśli czytasz, spotykasz swoje wrażenia, reakcje, przekonania.

Kontakty z żywymi ludźmi rządzą się innymi regułami. Pozornie, bo niby rozmawiamy, ale on czy ona mówią do mnie, dla mnie lub mojego dobra. Niby stoją, siedzą obok mnie, twierdzą, że się ze mną widzieli, że mnie spotkali i wiedzą na mój temat wszystko. Przy takich zawodnikach odwracam się na pięcie i już mnie nie ma. Pozostawiam ich pewność w towarzystwie właścicieli tej ułudy.

Po 1560 dniach z okładem rozumiem do samej podszewki, widzę warstwy i umiem z łatwością radzić sobie z sytuacjami, w których, przykro mi to pisać, ale zwykle ona ni stąd ni zowąd zaczyna:
     — Wiesz, kobiety, które nie mają dzieci to [wpisz, co chcesz, ale nic dobrego]… a matki to [wpisz, co chcesz, ale samo dobro i uniesienie]…

Kiedyś takie rozmowy kończyły się ranami. „Łykałam jak leszcz”, a potem w gąszczu prawd najprawdziwszych musiałam szukać siebie, swojego życia i sensu.

Dziś. Patrzę na delikwentkę i wiem, że właśnie straciła z oczu mnie jako osobę. Niby mówi, ale daje wykład. Staję się w mgnieniu oka jednoosobowym gremium słuchaczy. Niby dla mnie cały ten wywód, ale tak naprawdę mówi do… siebie. Kiedyś doprowadzało mnie to do furii. Dziś, patrzę z lubością na samozwańczą wykładowczynię, na jej, rozkwitający jak na dłoni, konflikt wewnętrzny, który mi tak ładnie w kilku słowach wyłożyła na stół. Ona nie chce mnie oświecić, choć tak twierdzi. Ona przede wszystkim chce przekonać… siebie! To nie jest rozmowa. Ona o sobie, na swój temat do mnie nawija. Myślałam, że to spotkanie z człowiekiem, a nie odwiedzenie żywego bloga, którego czytać nie chcę.

Jeśli jednak człowiek-blog mnie ciekawi, ma u mnie kredyt zaufania lub mam bardzo dobry dzień, próbuję razem z nim zwiać z tego wykładu. Pytam, a jak to jest, tak konkretnie w twoim życiu? Jak doświadczasz siebie jako kobiety? Jak doświadczasz siebie jako matki? To mnie ciekawi. Interesujesz mnie jako człowiek. Wykład nie interesuje mnie wcale. Co ty na to?

Smutne w tym jest tylko jedno, gdy zrozumiałam tego typu sytuacje... przestały mi się przytrafiać.

Dojrzewałam do napisania tych słów. Dojrzałam. W zeszłym tygodniu na marginesie strony, na której znajdują się poniższe słowa, dopisałam »dotyczy też dzieci«.

Wszechświat może też nie być zainteresowany tym, czy mamy męża czy żonę, a bardziej naszym przeżywaniem miłości. Może nie interesować się naszym zdrowiem, a bardziej doświadczaniem życia, niezależnie od warunków, w jakich ono się odbywa. Wszechświat interesuje to, kim jesteśmy, i niezależnie od sytuacji i czasu wniesie do naszego życia wszystko, czego potrzebujemy, by stać się, kim powinniśmy być.

Elizabeth Kübler-Ross, David Kessler, Lekcje życia. Specjaliści od śmierci
i umierania zdradzają tajemnice życia
, Media Rodzina, Poznań 2014.
(wyróżnienie własne)

środa, października 22, 2014

(1148+5+1). Zatrzymana w liściu

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Osoba wdzięczna obdarzona jest wielką mocą. Wszelka bujność opiera się na wdzięczności za to, co już mamy.

Elizabeth Kübler-Ross, David Kessler, Lekcje życia. Specjaliści od śmierci
i umierania zdradzają tajemnice życia
, Media Rodzina, Poznań 2014.

*

Wróciła do mnie melodia. Akustycznie zagrana. Koniecznie.

Asaf Avidan, Reckoning Song.

(1148+5). Beth rozpala ogień

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dotknęła mnie. Przemieniła. Zatrzymała. Dzięki niej psie seminarium było nie tylko nauką, spotkaniem, zabawą. Było w równym stopniu wdychaniem szczęścia, smakowaniem chwil i celebrą życia.

Gdy zaczęłam ją czytać, przyszło mi do głowy, że chyba nic w niej nie znajdę, że mnie nie zaskoczy, bo za dużo Küblerowej czytałam, bo ona nic już dodać nie może. Myliłam się.

Wciąż nie znam właściwej odpowiedzi na pytanie: od której książki Kübler-Ross zacząć? Nie opuszczają mnie wątpliwości w tej kwestii, ale mam też niebywałą pewność, że wszystkie Jej książki są o Życiu. Soczystym.

Oto najważniejsza lekcja życia — należy odnaleźć nasze autentyczne ja i szukać go też u innych.

*

Ta wspaniała osoba, którą jestem, kryje się za wszelkimi okolicznościami i sytuacjami. [...] Zawsze pozostajemy poza okolicznościami — niezależnie od tego, czy jest to początek czy koniec naszego życia i czy cieszymy się sławą, czy poddajemy rozpaczy. Jesteś, kim jesteś, a nie swoją chorobą, ani też tym, co robisz. Życie jest trwaniem, a nie robieniem czegoś.

*

Szczęście i spokój w miłości znajdujemy tylko wtedy, kiedy poluzujemy warunki nakładane w miłości na siebie i innych.

*

Wycofanie się lub zniecierpliwienie często wynikają z niewiedzy na temat tego, co się dzieje z drugą osobą.

*

Wszyscy mamy marzenia dotyczące miłości, życia czy przygód. Niestety, dysponujemy też całą gamą powodów, które nie pozwalają nam nawet podjąć próby ich realizacji. Te powody niby nas chronią, choć tak naprawdę bardzo ograniczają.

*

     — A jeśli miłość nie polega na tym, by uszczęśliwić drugą osobę? A jeśli polega na byciu z nią?

*

     — Ludzie upadają, ale potem przy odrobinie szczęścia się podnoszą. Takie jest życie.
     Utrata w dużym stopniu przypomina upadek. Jest w niej coś archetypowego, niezależnie od tego, czy jest to utrata kogoś lub czegoś, utrata równowagi, czy czyjejś łaski. Przechodzimy przez ogień. Zmieniamy się, diament zyskuje szlif i staje się brylantem.

*

[...] nie musimy panować nad zdarzeniami, by coś, czego bardzo pragniemy, jednak nastąpiło.

Elizabeth Kübler-Ross, David Kessler, Lekcje życia. Specjaliści od śmierci
i umierania zdradzają tajemnice życia
, Media Rodzina, Poznań 2014.
(wyróżnienie własne)

wtorek, października 21, 2014

(1150+2). Moja ulubiona Profesora

Moja kudłata Nauczycielka... miłości, uważności, prawdziwości, wszystkiego co najważniejsze w relacjach. W obiektywie Pani Profesor. Skłamałabym, pisząc, że nie czekałam na Jej spojrzenie utrwalone w zdjęciach. Dziękować, dziękować, dziękować...

(fot. Pani Profesor, źródło)

poniedziałek, października 20, 2014

(1150+1). Kudłaty uwielb

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kolejne ALTO-OBI-Seminarium z Asią za nami. Gdy gapiłam się, jak ćwiczą inne psy, co chwilę spotykałam w sobie myśl lub uczucie świadczące o tym, że psy czynią nas lepszymi, szczęśliwszymi ludźmi... Gdy w sobotę po wszystkim całą ludzką ferajną siedzieliśmy przy stole, pomyślałam nie po raz pierwszy, że mam ogromnego farta, móc dzielić czas z takimi ludźmi. Na każdej twarzy choć przez chwilę zawiesiłam wzrok. Dziękować, dziękować, dziękować...

*

Asia, w wersji pies, chyba border,
         demonstruje, co suka sobie myśli.

Ja, w wersji „gdzie odłożyłam mózg”,
         układam sobie w głowie i ciele.

Heniutka, w wersji kudłaty aniołek,
         czeka na partnerkę do pracy.

Uwielbiam te chwile.

(fot. Sadownik)

(fot. Sadownik)

piątek, października 17, 2014

1150. Kudłate Święto

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Już jutro!
Wszystko przygotowane.

Zabawa to radość, która wykracza poza wszelkie granice. [...] Zabawa to wewnętrzna, ale uzewnętrzniona radość. [...] Zabawa powoduje, że wszystkie aspekty naszego życia nabierają więcej sensu.

Elizabeth Kübler-Ross, David Kessler, Lekcje życia. Specjaliści od śmierci
i umierania zdradzają tajemnice życia
, Media Rodzina, Poznań 2014.
(wyróżnienie własne)

środa, października 15, 2014

1149. Nie myl!

mój Nauczyciel podarował mi dziś słowa, które postanowiłam zachować, literka po literce:

małżeństwo
       niektórym
myli się
z adopcją.

*

Sadownik:
(w zachwycie wyjmuje ciepłe z piekarnika)
Dziękuję!

Jabłoń:
Proszę bardzo, bo wiesz,
to miłość, nie adopcja.

wtorek, października 14, 2014

1148. Mi wystarcza!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W zeszłym tygodniu nim zdjęłam z półki jedną z książek, by pożyczyć ją Wspaniałej Kobiecie, tknęło mnie. Sprawdziłam. Zamówiłam. Ostatnią, napisaną przez Elizabeth Kübler-Ross.

Być może synchronicznie wraz ze Wspaniałą Kobietą teraz czytamy tę samą Autorkę. Uśmiecham się na tę myśl.

Odebrało mi dzisiaj mowę, gdy przeczytałam następujące słowa:

Kiedy nasze życie nam wystarcza, nie potrzebujemy niczego innego. Jakie to przyjemne uczucie. Nasz świat nam wystarcza.

Elizabeth Kübler-Ross, David Kessler, Lekcje życia. Specjaliści od śmierci
i umierania zdradzają tajemnice życia
, Media Rodzina, Poznań 2014.
(wyróżnienie własne)

niedziela, października 12, 2014

1147. Tysiąc pięćset sześćdziesiąt

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

1560. Tyle dni zajęło mi dojście od dnia, w którym zdecydowałam się założyć bloga, do dnia dzisiejszego. Długa droga, dużo historii, trochę książek.

Choć odebrałam ją w dniu jej premiery — przesuwanej dwukrotnie — musiała poczekać, aż przeczytam Drugą, Trzecią i Kapitana. Pomogła mi zrozumieć, co się ze mną działo po drodze do dziś.

Kiedy otoczenie nie jest gotowe was usłyszeć albo kiedy otaczająca was narracja przeczy temu, co przeżyliście, niesienie świadectwa jest trudne, a nawet niebezpieczne. Mówić to narazić się na wykluczenie. Milczeć to zgodzić się na odcięcie części swojej duszy.

*

Samodzielne myślenie daje ogromną satysfakcję. Niestety, utrudnia czerpanie wsparcia z mitów, które dzielimy z innymi. Trudny wybór: między szczęściem, jakie daje bezpieczna zależność, i radością podążania własną drogą, na której często czujemy się samotni.

*

[...] dwa węgielki rezylencji [...]: zrozumieć i marzyć.

*

Nie, nie nienawidzę i nie przebaczyłem. [...]
Nienawiść zamyka nas w więzieniu przeszłości. By z niego wyjść, trzeba zrozumieć, nie przebaczyć.

*

Każde marzenie dotyczące przyszłości zmienia nasze odczuwanie teraźniejszości.

Boris Cyrulnik, Ratuj się, życie wzywa,
Czarna Owca, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

sobota, października 11, 2014

1146. ...

fakty są mniej ważne niż uczucia.

*

cisza
     miara odległości między
     ludźmi sobie najbliższymi.

*

cisza czasem jest pełnią. czasem morderstwem. ktoś w nas umiera, ale też jednocześnie ktoś w nas się rodzi.

piątek, października 10, 2014

1145. Święto współistnienia

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dwa dni temu. Plan. Był. Nie wypalił. Racjonalny powód spotkania wyparował. Tylko przez chwilę były zakłopotane. Okazało się, że plan, choć świetny, był tylko racjonalnym powodem, by się spotkać.

przy kawie
        coach i psychoterapeutka,
        kobieta i kobieta,
        autorka i autorka,
światy wielokrotne.

dziękuję. zachowuję tutaj, by mieć łatwy dostęp do magii, którą współtworzą za każdym razem.

1144. Branson!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gra Pomidor. Rozłożona w czasie i przestrzeni.
Człowiek. Pracujemy. Pojawia się postać. Branson! Nie mam pojęcia, kto to jest.
I dobrze, w przypadku pracy „nie wiedzieć” to ogromny plus.
Inny człowiek. Inny czas. Branson!
Rozmawiam z Tolinim a On mówi... Branson!
Jeszcze inny człowiek. Jeszcze inny czas. Branson!
Zdziwiona? Nie. Branson! Branson! Branson!

Odebrałam książeczkę. Jak powiedziałby Brr, broszurę, sto szesnaście stron. Na jeden ząb. Porusza te kawałki człowieka, co kilka marzeń w garści trzymają. Fantastyczne uczucie.

Spełniaj swoje sny, ale żyj w realnym świecie.

*

Wierzę w siebie i w to, czego chcę. [...] Wierzę w ręce, które pracują, w umysły, które myślą, i w serca, które kochają.

*

Jeżeli postawisz przed sobą wyzwanie, rozwiniesz się. Zmieni się twoje życie. Pozytywniej spojrzysz na świat. Nie zawsze łatwo jest zdobyć to, czego się pragnie, ale nie można przestać próbować. Nigdy nie mów „nie mogę”. Powiedz sobie za to: „Będę starał się dotąd, aż mi się uda”.
     Z mojego punktu widzenia, istnieją dwa rodzaje wyzwań. Jeden to wykonywanie swojej pracy najlepiej jak się da. Drugi — to poszukiwanie przygód. Staram się robić jedno i drugie.

Richard Branson, Zaryzykuj — zrób to! Lekcje życia,
Wydawnictwo Natalis, Warszawa 2014.

wtorek, października 07, 2014

1143. Z akcentem na zachwyt

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

czekałam. podglądając przez szybę,
czytałam ludzkie twarze.
czysta była to przyjemność.

*

Instalując się w sali usłyszałam najpiękniejszą wymianę myśli między dwudziestoletnim studentem, co czasu na nic nie ma, a jego starszawym wystarczająco Lektorem, co rozkoszuje się każdą chwilę życia. Student zapytał:
     — Jak się pozbyć akcentu?
Lektor odpowiedział:
     — A po co chce się pan go pozbywać? Akcent to piękna, indywidualna rzecz! Jak będzie pan mówił z królewskim akcentem, to będzie to bardzo źle odebrane. Będzie pan przecież udawał kogoś, kim pan nie jest.

*

Łomolę więc dziś osiemdziesięcioletnim Leonardem, co w pozornie idiotycznie prosty tekst wplótł — jak zwykle — poezję ludzkiej potrzeby odkrywania prawdy i miłości.

Leonard Cohen, Did I Ever Love You, 2014.

1142. Niepodległość w związku

Pan Ciasteczko:
(miał wrócić w poniedziałek)

Jabłoń:
(cieszy się, że choć zasypiała sama,
obudzi się obok Sadownika)

Sadownik:
(według zegarka we wtorek kładzie się do łóżka)
MOOOJE łóżko, MOOOJA kołdra...
(mości się nie dowierzając)

Jabłoń:
(po chwili)
Mówisz moje łóżko, moja kołdra, a ja?

Sadownik:
Ty jesteś swoja!

poniedziałek, października 06, 2014

(1135+6). Kochać być kobietą, zazdrościć (?) mężczyznom

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Są dwie chwile w życiu, gdy żałuję, że nie jestem mężczyzną — tylko przez moment, ale jednak niezmiennie to się zdarza.

Pierwsza, gdy dostaję kwit na badania okresowe i mam nasiusiać do pojemniczka. Czyli dziś. Zazdroszczę mężczyznom wtedy łatwości w ogarnięciu tego tematu.

Druga, pomyślałam o niej w sobotę, w trakcie warsztatu pt.:

Mit urody a Twoje piękno,

który miałam zaszczyt, ale i ogromny przywilej poprowadzić w ramach kończących się POP-Kreacji. Jak za dotknięciem różdżki było Wszystko. Tylko czekałam, aż wybije, zakwitnie, zachwyci. Kobiecość. Zmysłowość. Siła. Ważność. Celowość.

Pozazdrościłam terapeucie-mężczyźnie, bo jeśli prowadzi warsztat dla mężczyzn, to ma szansę patrzeć na rozkwitającą na jego oczach psychologiczną i duchową męskość w kilkunastu mężczyznach zgromadzonych w tej samej czasoprzestrzeni.

*

Klatka z filmu produkcji Alice's Cat od czwartku znajduje się na pulpicie mojego komputera. Honoruje nie tylko pracę Autorki, ale również moją wakacyjną pracę nad sobą — to był niesamowity czas. Alice, thank You! Również za kudłaty epizod w filmiku.

sobota, października 04, 2014

1140. Kapitan

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W ostatni mój sopotni ranek postanowiłam zdezerterować z dwóch wystąpień. Polazłam na plażę, zachwycając się latem w środku września. Zaległam na piasku i podziwiałam przechodzących ludzi. Ruch ich ciał gadał do mnie o pragnieniach i spełnieniach Delektowałam się nie tylko swoim istnieniem. Ludzie i psy, bo parę czworonogów przeparadowało przed moimi oczami, to niezwykłe istoty! — pomyślałam nie raz.

Ni stąd ni zowąd na jedenastej ujrzałam jacht, idący na silniku w stronę Górek Zachodnich. I tknęła mnie tęsknota. Siedemnaście lat nie byłam na wodzie. Zatęskniłam za życiem na wodzie, które jest zupełnie inne niż to na lądzie. Może jednak wymienię swoje stare papiery na żagle na nowe, by ich użyć? — przyszło mi do głowy.

Po kilku dniach, gdy mi nie przechodziło, doniosłam o tym napadzie Seniorowi. Od słowa do słowa ustaliliśmy, że wyśle mi link do strony Człowieka, co ruszył w samotny rejs dookoła świata bez zawijania do portów. Zajrzałam. Poczytałam. Obejrzałam. Zamówiłam książkę o poprzednim rejsie Kapitana Cichockiego.

Przyszła. Odłożyłam. Bo czytałam Drugą. Kończąc Trzecią nie miałam wątpliwości, że czas na Życie — rejs Kapitana Cichockiego był dokładnie tym, czego mi trzeba było. Gdy siedziałam na sopockim piachu, On ósmy dzień był w rejsie. Gdy czytałam wczoraj poniższe słowa, był już w morzu prawie miesiąc:

Marzenia mają jednak to do siebie, że po ich spełnieniu pozostaje pustka i konieczność wyznaczenia nowych celów. Nie sprawi mi to problemu. Jeszcze nie wiem kiedy, nie mam pojęcia jak, ale muszę tu wrócić. I wrócę na pewno. A na razie żegnaj, Hornie, Hasta la vista.

*

[15.05.2012] Od jutra zaczynamy z Ewą i Mikim przygotowania do kolejnego rejsu. Dookoła świata. Bez zawijania do portów. Samotnie. Ale nigdy, przenigdy sam.

Uśmiechnęłam się w duchu. Skończyłam książkę. Rejs, który na kartach książki jest przyszłością właśnie jest Teraźniejszością. Jestem pełna podziwu. Zaglądam do Kapitana i kibicuję historii, która się pisze. Zacieram ręce, że powstaje też nowa książka. Mam taką nadzieję.

I pamiętaj, co powiedział Lec: „Nadzieja jest wprawdzie matką głupich, co nie przeszkadza jej być uroczą kochanką odważnych”. [...] Mam jeszcze jeden aforyzm, akurat na czasie. „Jest tylko jedno lekarstwo na duże kłopoty — małe radości”. To Karl H. Waggerl. To co? Robimy omlet? Z dżemem!

*

Jestem spokojny. Przecież poza mną na jachcie nie pozostało już nic do unicestwienia.

*

[rok 1983]
     — Co takiego?
     — No, żeni się
[Kapitan]!
     — Zapytaj, czy musi.
     — Musisz?
     — Nie, mamo.
     — Mówi, że nie musi. — Znowu chwila szeptów. — Tomek, przecież myśmy jeszcze nie wyrazili zgody.
     — Ja was nie pytam o zgodę, ja was  i n f o r m u j ę!

*

Samotność jest dla umysłu tym, czym dla ciała dieta. Wolność to stan umysłu. Miłość to akt świadomego wyboru. [...] Ale kto powiedział: „Wolność to zdolność do samodyscypliny”? (Wiem, wiem — Georges Clemenceau).

*

[...] tak jesteśmy skonstruowani, że dochodzimy do prawdy — swojej prawdy — w rozmowie.

*

Uwielbiam to uczucie zawieszenia poza czasem, kojącego spokoju, wyciszenia i zupełnego braku myśli. To nie tyle pustka w głowie, ile inaczej ożywczy przeciąg wymiatający z zakamarków mózgu wszystkie lęki, frustracje i złe emocje.

*

Ciekawe, jakby to wpłynęło na przestępczość, gdyby ludzi skazywano na opłynięcie świata w pojedynkę zamiast na więzienie. Taka podróż równa się 10 miesiącom samotnego zamknięcia i ciężkich robót.

*

[...] po raz pierwszy od 312 dni całowałem ukochaną żonę. Może właśnie po to opłynąłem świat? Po to pokonałem niemal 34 tysiące mil, przetrwałem 17 sztormów, wywrotkę jachtu na rozszalałym Oceanie Indyjskim, awarie bodaj wszystkiego, co mogło się zepsuć, i większości tego, co zepsuć się nie miało prawa? [...]
     Bo po cóż by innego? Wystarczy jedno spojrzenie na globus, by zrozumieć, że samotny rejs dookoła świata rozumiany wyłącznie jako podróż nie ma sensu — wraca się przecież w to samo miejsce, z którego się wyruszyło. Ma sens jedynie wtedy, gdy stanie się podróżą w głąb własnej duszy.

Krzysztof Cichocki, Zew oceanu. 312 dni samotnego
rejsu dookoła świata
, carta blanca, Warszawa 2013.

czwartek, października 02, 2014

(1138+1). Za życie! (II)

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Na eFce był, a może wciąż jest, nie śledzę, łańcuszek — nie przytoczę dokładnie, ale mniej więcej brzmi on tak: 10 najważniejszych książek w moim życiu. Owa zabawa i mnie bezskutecznie próbowała dosięgnąć. Dziesięć? Jak to możliwe, że ktoś żyje 20+, 30+, 40+, 50+ lat i nie ma problemu z wybraniem dziesięciu książek, które dla niego są ważne? Co robi z resztą znaczących pozycji książkowych? Czy zdarza mu się ubolewać, że najważniejszych książek w dziesiątce zamknąć się nijak nie da?

Traktuję tę zabawę jako świetną dla tych, co przeczytali w życiu nie więcej niż setkę książek, w tym Krzyżaków, Potop i Naszą szkapę. Mają nieocenioną, może jedyną okazję, by wykazać się czytelnictwem. Podobno statystyczny Polak czyta 0.5 książki na rok. Fantazji mi nie starcza, by oczyma wyobraźni ten wskaźnik zobaczyć i zrozumieć. Może właśnie stąd mój imperatyw czytania, spotykania ludzi, ich myśli i uczuć, ich przemyśleń i przeżyć zatopionych w bursztynie literek.

*

Czytając drugą, odnotowałam fakt istnienia trzeciej. Zamówiłam. Odebrałam. Dwa dni i w poniedziałek było po wszystkim. Po raz pierwszy mam trudność pewną, która polega na tym, że książka miałaby stać wśród tych, które Autor krytykuje.

Panie Anatolu, napisał Pan wspaniałą książkę dla tych, co przy życiu wciąż są. Uśmiałby się Pan, gdyby się Pan dowiedział, ile razy doprowadził mnie Pan do łez bardzo różnego rodzaju od wzruszenia po czystą radość. Życie jest cudem, tajemnicą, przygodą — myślę sobie nieustannie od momentu, gdy zaczęłam Pana czytać. Nie sądzę, by chciałby Pan mieszkać na tej samej półce co Elizabeth Kübler-Ross czy Susan Sontag. Obiecuję Panu, pomyślę, jak to rozwiązać. Zastanawiam się, czy Panu łatwo byłoby wybrać 10 najważniejszych książek w Pana życiu?

Jeśli idzie o mnie, po tym jak otarłem się o śmierć mam wrażenie, że samo pozostawanie przy życiu to nieustanny orgazm.

*

Czas przestał być niewinny, już nic nie było zwyczajne. Zrozumiałem, że mam w życiu nieprzekraczalny termin.

*

Nie jestem lekarzem, do roli pacjenta także dopiero się wprawiam. Ale jestem krytykiem i jako chory w stanie  k r y t y c z n y m  powinienem spożytkować mój zawód. Początkowo choroba była dla mnie serią niepowiązanych wstrząsów i w pierwszym odruchu próbowałem okiełznać ją, budując dla niej narrację. W sytuacjach skrajnych zawsze tworzymy narracje. Opisujemy to, co się dzieje, jakbyśmy chcieli zapobiec katastrofie. Gdy inni dowiadywali się, że jestem chory, opowiadali mi o własnych chorobach i o chorobach przyjaciół. [...] Milczenie jest w sensie dosłownym zamknięciem sklepu z człowieczeństwem.

*

Płacząc z radości, zrozumiałem, jak cudownie jest po prostu funkcjonować. Moje ciało, które od dziesięciu, dwudziestu lat było już tylko moją przebrzmiałą miłością, dobrym, ale niepodniecającym znajomym, stało się na nowo przedmiotem mego zadurzenia.

*

Ochota sama w sobie jest odmianą nieśmiertelności.

*

To, że człowiek postanawia się oszukiwać, to jedna sprawa; jako rodzaj praktycznego solipsyzmu odpowiada to pewnej wyobrażonej rzeczywistości. Ale jeśli ktoś inny, kto ma bez porównania słabsze powody, by kłamać, zacznie mu przytakiwać, wszystko, co powie, zabrzmi jawnie fałszywie.

*

Powiedziałem mu [ przyjacielowi] zatem: „To, czego dokonałeś i kim jesteś, to przeciwieństwo porażki. Skoro budzisz  m ó j  podziw — dodałem nieskromnie — nie poniosłeś klęski.

*

Becker nie oczekuje rzeczy niemożliwych: „Zdaje się, że to, co każdy z nas może w najlepszym razie zrobić, to coś  u l e p i ć  — jakąś rzecz albo samego siebie — by następnie porzucić to, że tak powiem, na pastwę siły życia”.

*

Każdy pacjent potrzebuje reanimacji metodą usta-usta, a rozmowa jest pocałunkiem życia.

*

Chciałbym umrzeć po swojemu. To jest mój dom, moje życie, moja śmierć, moi przyjaciele. Czemu nie?

*

Śmiertelnie chory chce przede wszystkim, by go zrozumiano. Umieranie jest nieporozumieniem, które trzeba wyjaśnić, nim odejdziemy. A nie będzie nas można zrozumieć — nasza sytuacja pozostanie niepojęta — dopóty, dopóki bliscy, którzy wpatrują się w nas z zakłopotaniem i miłością, nie dowiedzą się do końca, czym jest nasza choroba.

*

[...] tylko uczuciowość przemawia na naszą obronę.

Anatole Broyard, Upojony chorobą. Zapiski o życiu i śmierci,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

(1132+6). Za życie!

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wróciłam z Sopotu zatrzaśnięta, wsobna, wyłącznie dowewnętrznie skierowana. Zewnętrzny świat, choć ważny, nie był dla mnie najważniejszy. Słowa, które stanowią dla mnie podstawową formę kontaktu ze światem, odmówiły współpracy — były zbyt płaskie, zbyt mało znaczące, niemówiące, nietłumaczące niczego, co się wewnątrz mnie działo.

Bywa — pomyślałam, ale gdy trwało to kolejny tydzień, po kolejnym już tygodniu, pomyślałam, że może czas przyzwyczaić się do tego, że zamieniam się w niemowę, że nie ma już nic, co chciałabym powiedzieć, napisać, za czym chciałabym stanąć murem, zaprzeć się i nie popuścić na centymetr.

W Sopocie odkryłam, że jest kilka książek, o których nie miałam pojęcia. Wisienka, jako prelegentka, mówiąc do wszystkich zgromadzonych, uświadomiła mi, że brak mi jednej ważnej książki. Wróciłam do Wawy. Zamówiłam. Po drodze okazało się, że jest jeszcze jedna, którą przegapiłam. Dotarcie do niej było prostsze, ponieważ wyszła w tym roku. Czytając ją zamówiłam trzecią.

Wszystkie trzy o umieraniu, o życiu na końcu życia traktujące. Skończyłam czytać drugą i trzecią pod koniec zeszłego tygodnia. Mam wprawę, nie zdziwiło mnie, że książki o umieraniu są książkami o życiu świadomym, intensywnym, podmiotowym.

Buzuje we mnie życie, które dziś w szczególny sposób świętuję. Dawno nie czułam pulsu życia tak jak dziś. Wisience podziękowania ślę za każde wypowiedziane słowo i za książki, które dzięki niej stanęły na najważniejszej dla mnie półce. No i... łomolę Here's to Life! Druga jest warta paru chwil naszego życia, jest niczym przyprawa.

*

Barbra Streisand, Here's To Life.

Słowo „projekt” zrobiło dziś oszałamiającą karierę. Nasz sposób życia staje się również projektem. Już nie marzymy, nie planujemy, nie doświadczamy wizji, zwątpień, pragnień. Już nie szukamy, nie lenimy się, nie zmieniamy zainteresowań, już nie jesteśmy ciekawi niespodzianek. Stajemy się realizatorami projektów. Kolejny poranek nie niesie radości i tajemnicy: co się dziś wydarzy? Dzień nie zaczyna się od spojrzenia w niebo i słuchania ptaków. Zaczyna się od grafiku i terminarza. Nowy dzień jest częścią projektu. Należy mieć projekty, uczestniczyć w projektach, przygotowywać projekty. Projekty są wiecznie młode, żywotne i nieśmiertelne. I kpią sobie z naszych słabości. My również na podobieństwo naszego nowego idola mamy być wiecznie młodzi, żywotni i nieśmiertelni. Nasze ciało, umysł, wyobraźnia, zmysłowość już nie należą do nas i do naszego życia, są częścią projektu. Zmuszane za wszelką cenę do życia projektami, do biegu, wigoru, wyścigu, konkurencji, zmieniają nas w istoty kompulsywne i nieszczęśliwe. Płacimy wolnością i radością życia.

*

Zmiana życia z nekrofilijnego (gdy żyjemy dla przedmiotów, projektów) na biofilijne (gdy żyjemy dla życia) jest ratunkiem dla naszego świata. Fromm wypowiada znamienne słowa: „Gdybyśmy naprawdę kochali nasze dzieci, nie byłoby wojen”.

*

Wydaje się, że tworzenie jest aktywnością skrajnie wsobną. Jesteśmy tu wyłącznie sami ze sobą. Nic i nikt nas nie obchodzi. Zapominamy o bożym świecie nad twórczą robotą, czy to będzie gotowanie zupy, czy tkanie dywanu, czy modlitwa, czy równanie matematyczne, czy pisanie wiersza. Ale, o niespodzianko! O paradoksie! Hermann Hesse zwraca uwagę, że w ostatecznym rachunku tworzenie to nie tylko samotnicze zajęcie — to pozbywanie się siebie, dawanie.

*

Baśń pośrednio, między linijkami, dzieli się swoją mądrością: nie ulegaj stereotypom, nie przyjmuj pierwszego narzucającego się rozwiązania, nie bój się, odrzuć je i próbuj dalej.

*

Życie baśniowego bohatera rozpoczyna się od opuszczenia na zawsze domu rodzinnego, by u kresu wędrówki znaleźć inny dom — dom własnej duszy — spełnienie życia.

*

Pragnienie znalezienia własnej drogi życia, odkrycie mitu własnego życia spędzało nam przez lata sen z powiek. Kiedy ustaje to pragnienie? Czy w okresie umierania trzeba się go wyrzec?

*

I nigdy za mało podkreślania, że wolność nie jest jedynie kwestią filozoficzną, ale codzienną praktyką życia.

Jadwiga Wais, Bracia Grimm i siostra Śmierć.
O sztuce życia i umierania
, ENETEIA, Warszawa 2014.