sobota, października 04, 2014

1140. Kapitan

 wpis przeniesiony 11.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W ostatni mój sopotni ranek postanowiłam zdezerterować z dwóch wystąpień. Polazłam na plażę, zachwycając się latem w środku września. Zaległam na piasku i podziwiałam przechodzących ludzi. Ruch ich ciał gadał do mnie o pragnieniach i spełnieniach Delektowałam się nie tylko swoim istnieniem. Ludzie i psy, bo parę czworonogów przeparadowało przed moimi oczami, to niezwykłe istoty! — pomyślałam nie raz.

Ni stąd ni zowąd na jedenastej ujrzałam jacht, idący na silniku w stronę Górek Zachodnich. I tknęła mnie tęsknota. Siedemnaście lat nie byłam na wodzie. Zatęskniłam za życiem na wodzie, które jest zupełnie inne niż to na lądzie. Może jednak wymienię swoje stare papiery na żagle na nowe, by ich użyć? — przyszło mi do głowy.

Po kilku dniach, gdy mi nie przechodziło, doniosłam o tym napadzie Seniorowi. Od słowa do słowa ustaliliśmy, że wyśle mi link do strony Człowieka, co ruszył w samotny rejs dookoła świata bez zawijania do portów. Zajrzałam. Poczytałam. Obejrzałam. Zamówiłam książkę o poprzednim rejsie Kapitana Cichockiego.

Przyszła. Odłożyłam. Bo czytałam Drugą. Kończąc Trzecią nie miałam wątpliwości, że czas na Życie — rejs Kapitana Cichockiego był dokładnie tym, czego mi trzeba było. Gdy siedziałam na sopockim piachu, On ósmy dzień był w rejsie. Gdy czytałam wczoraj poniższe słowa, był już w morzu prawie miesiąc:

Marzenia mają jednak to do siebie, że po ich spełnieniu pozostaje pustka i konieczność wyznaczenia nowych celów. Nie sprawi mi to problemu. Jeszcze nie wiem kiedy, nie mam pojęcia jak, ale muszę tu wrócić. I wrócę na pewno. A na razie żegnaj, Hornie, Hasta la vista.

*

[15.05.2012] Od jutra zaczynamy z Ewą i Mikim przygotowania do kolejnego rejsu. Dookoła świata. Bez zawijania do portów. Samotnie. Ale nigdy, przenigdy sam.

Uśmiechnęłam się w duchu. Skończyłam książkę. Rejs, który na kartach książki jest przyszłością właśnie jest Teraźniejszością. Jestem pełna podziwu. Zaglądam do Kapitana i kibicuję historii, która się pisze. Zacieram ręce, że powstaje też nowa książka. Mam taką nadzieję.

I pamiętaj, co powiedział Lec: „Nadzieja jest wprawdzie matką głupich, co nie przeszkadza jej być uroczą kochanką odważnych”. [...] Mam jeszcze jeden aforyzm, akurat na czasie. „Jest tylko jedno lekarstwo na duże kłopoty — małe radości”. To Karl H. Waggerl. To co? Robimy omlet? Z dżemem!

*

Jestem spokojny. Przecież poza mną na jachcie nie pozostało już nic do unicestwienia.

*

[rok 1983]
     — Co takiego?
     — No, żeni się
[Kapitan]!
     — Zapytaj, czy musi.
     — Musisz?
     — Nie, mamo.
     — Mówi, że nie musi. — Znowu chwila szeptów. — Tomek, przecież myśmy jeszcze nie wyrazili zgody.
     — Ja was nie pytam o zgodę, ja was  i n f o r m u j ę!

*

Samotność jest dla umysłu tym, czym dla ciała dieta. Wolność to stan umysłu. Miłość to akt świadomego wyboru. [...] Ale kto powiedział: „Wolność to zdolność do samodyscypliny”? (Wiem, wiem — Georges Clemenceau).

*

[...] tak jesteśmy skonstruowani, że dochodzimy do prawdy — swojej prawdy — w rozmowie.

*

Uwielbiam to uczucie zawieszenia poza czasem, kojącego spokoju, wyciszenia i zupełnego braku myśli. To nie tyle pustka w głowie, ile inaczej ożywczy przeciąg wymiatający z zakamarków mózgu wszystkie lęki, frustracje i złe emocje.

*

Ciekawe, jakby to wpłynęło na przestępczość, gdyby ludzi skazywano na opłynięcie świata w pojedynkę zamiast na więzienie. Taka podróż równa się 10 miesiącom samotnego zamknięcia i ciężkich robót.

*

[...] po raz pierwszy od 312 dni całowałem ukochaną żonę. Może właśnie po to opłynąłem świat? Po to pokonałem niemal 34 tysiące mil, przetrwałem 17 sztormów, wywrotkę jachtu na rozszalałym Oceanie Indyjskim, awarie bodaj wszystkiego, co mogło się zepsuć, i większości tego, co zepsuć się nie miało prawa? [...]
     Bo po cóż by innego? Wystarczy jedno spojrzenie na globus, by zrozumieć, że samotny rejs dookoła świata rozumiany wyłącznie jako podróż nie ma sensu — wraca się przecież w to samo miejsce, z którego się wyruszyło. Ma sens jedynie wtedy, gdy stanie się podróżą w głąb własnej duszy.

Krzysztof Cichocki, Zew oceanu. 312 dni samotnego
rejsu dookoła świata
, carta blanca, Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz