piątek, września 27, 2013

859. Idzie nowe

Wczoraj uroczyście wyszliśmy z domu, by
uroczysty obiad razem zjeść, by
uroczyście uznać rok akademicki 2013/14
za otwarty.

A potem w roboczym już trybie pojechaliśmy kupić
teczki, zeszyty, pisadełka, kolorowe karteczki.

Już czekam z zaciekawieniem na ten rok...

*

Wspomnienie treningowe podarowano nam dziś.
Do wiosny i lata z każdym dniem bliżej.

(fot. Altówka)

Ta urocza kudłata Dama mogłaby swobodnie pozować
do księżycowych landszafcików zamiast jeleni, prawda?
Jelenie są passé chyba od dawna, a laby nie...

czwartek, września 26, 2013

858. Pamiętaj, nie waż się zabijać pająków!

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ludzie protestują przeciwko puszczaniu sześciolatków do szkoły. Dziwuję się temu z boku, bardzo subiektywnie, bo pamiętam moje osobiste rozczarowanie, że nie będę mogła iść do szkoły jako dziewczynka z pół tuzinem lat na karku.

Od dziś dziwuję się jeszcze bardziej i nie będę już nigdy w stanie zrozumieć, dlaczego nie buntują się przed puszczaniem chłopców do przedszkoli, w których są tylko przedszkolanki (panie), bo...

Jadę dziś metrem do Osti. Wsiada grupa przedszkolaków. Uwielbiam takie spotkania trzeciego stopnia. Może dlatego, że to tylko na chwilę, bez zobowiązań, wysiądę ja lub wysiądą oni. Za darmo, bez brania jakiejkolwiek odpowiedzialności, mam luksus rozkoszowania się dziecięcą energią, pomysłami, dziecięcymi snami śnionymi na jawie. Naprzeciwko mnie siadają dziewczynki — grzeczniutko, jedna przy drugiej, kolanko w kolanko, miód i orzeszki. Obok mnie siada trzech chłopców. Nie usiedzą i już się na to cieszę. I faktycznie. Dopadli jakąś gazetę, samoloty sklecili. Pani przedszkolanka zabrała. Przykazała równo siedzieć jak Kasia i Monika. Z takich grzecznych to fajni i ciekawi faceci na pewno nie wyrosną, przeszło mi przez myśl. Obok mnie siedział Filip. Kichnął, prychnął. Ciecz z nosa zatrzymała się na jego dłoni. Rozstawił palce i katar zamienił się w cienkie niteczki łączące palce. Młody zachwycił się i powiedział do kolegi: zobacz, jaka piękna pajęczyna. Starsza pani siedząca naprzeciwko grymas na twarzy powitała, jakby nigdy w życiu dupska nie podcierała. Zachwycił mnie Chłopiec snem, w który właśnie wpadł. Ciekawa byłam dalszego ciągu... jaki jest ten pająk? jak wygląda? jak się porusza? gdzie żyje? na czym polega jego moc? czy czegoś potrzebuje od Chłopca? co może dla Niego zrobić? Patrzyłam urzeczona na Posmarkanego czekając na ciąg dalszy snu. Nie było nam dane. Pani przedszkolanka wrzasnęła na Chłopca, chustkę mu wcisnęła w dłoń, wycierać kazała, skontrolowała, wywód o higienie strzeliła.

Zabiła pająka.
Czy wiedziała, że na ten moment
zabiła nie tylko pająka?

(fragm. fot.: źródło)

środa, września 25, 2013

857. Córki

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Moja matka powiedziała mi, że jestem największą porażką w jej życiu.
Słowa te zaskoczyły mnie, bo stała przede mną piękna, mądra i wrażliwa kobieta. Gdybym była jej matką, byłabym z niej wyjątkowo dumna. Przed oczami stanęły mi twarze wielu innych córek, które usłyszały podobne słowa. Kobiety niewidziane, niesłyszane, niedocenione. Jaki sens kryje się w takiej wypowiedzi?

Wróciłam do domu. Z półki wzięłam najpiękniejszą książkę o miłości rodzicielskiej. Chłonęłam każdą z ilustracji...

Odłożyłam na bok twarze córek. Wciąż nie wiem, jaki jest sens przytoczonych słów, ale wiem, co zrobić z uczuciem bycia niewidzianym, niesłyszanym, niedocenionym.

Dziś zobaczę w sobie coś dobrego,
     czego wcześniej nie widziałam,
     ucieszę się tym,
usłyszę siebie i
docenię to, kim jestem.
Przecież jesteśmy magiczni!

Może się przyłączysz?

środa, września 18, 2013

856. Zniknięcie

Dlatego wiedźmy dwunożne (l. mn.!) wsiadają zaraz do Bawarki
i jadą na spotkanie z
nieoczywistym,
nieodkrytym, ale
ewidentnie koniecznym.
Znikamy...
do niedzieli.

*

Dbajcie o siebie, dbajcie o świat!

wtorek, września 17, 2013

(852+2+1). U wiedźmy

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ktoś kiedyś powiedział o mnie, przy mnie: „sucha wiedźma”. To nie miał być komplement, ale dla mnie był i to duży, bo przecież wiedźma to, ta co wie!

*

Na wiedźmę łatwiej wyrwać można moją uwagę. Dlatego nie dziwi mnie, że Dorę Wilk pokochałam od razu. Wycofałam się ze swoich uprzedzeń. Odszczekałam co trzeba, bo okazało się, że fantasy to gatunek literacki dla ludzi z poczuciem humoru, z pewną wewnętrzną ironią wobec siebie i świata, z ogromną wiarą w dobro i sens; dla ludzi, którzy mają łatwy kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Nie mam pewności, czy wszystkie te cechy posiadam, ale świetnie się bawiłam czytając.

*

Od piątku do niedzieli w mieście Nadnaturalnych bywałam na corocznym zjeździe IPP-work. Gdy w sobotę całym zespołem szliśmy Monciakiem ku morzu, chłonęłam atmosferę wieczoru jesiennego już miasta. Choć mieszkałam w Trójmieście sześć lat, czuję się w nim tylko gościem. Szliśmy wolniutko, razem, ale też osobno na swój sposób. Mój wzrok padł na nieprzypadkowo wybrany lokal. Na chwilę, wspomnienie porzuciło rzeczywistość i stworzyło za szybą witryny sklepowej pizzernię, której dziś już tam nie ma. Ten sposób, w jaki padało światło. Ciepło, które zachwycało w zimne dni. I On, siedzący ze mną przy stoliku nad pizzą. Przywróciłam w pamięci mój zachwyt jego niespotykanym spokojem. Ten spokój w nim kochałam bezgranicznie. Tego spokoju chciałam się nauczyć. Myliłam się co do spokoju, co do miłości. Wróciłam do siebie, tej sobotniej, idącej po bruku. Dziś wiem, że to nie był spokój. To był lęk przed światem, niechęć do konfrontacji, niepewność siebie. Pomyślałam z miłością: mam nadzieję, że dałeś radę, Kotku?

*

Naszło mnie dzisiaj na myślenie o ludziach, których lubiłam, uwielbiałam lub kochałam za cechy, których nie byli posiadaczami. Może trzeba było zatrzymać się na zachwycie wobec tych osób i szybciej zniknąć z ich życia? Po latach, gdy jestem terapeutką, wróciłam do każdej z tych osób na chwilę. Wróciłam i towarzyszy mi pewność, że wtedy zalążki tych cech mieli w sobie — widziałam je i czułam ich obecność. I myślę sobie tak: mam nadzieję, że daliście radę! Jesteście magiczni, to pewne!

— Nie wiem [kim jestem], dziwakiem pewnie... [...]
[...] głuptasie, nie jesteś dziwakiem!
Jesteś magiczny, a to coś wyjątkowego!

Aneta Jadowska, Złodziej dusz,
Fabryka Słów, Lublin 2013.
(wyróżnienie własne)

*

Przez większość swego życia byłam dziwakiem, ale już nie jestem.
Jestem magiczna, a to coś wyjątkowego! Jestem tą, która już to wie.

poniedziałek, września 16, 2013

(852+2). Fantasy dziewictwo precz! (powakacyjnik III)

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zaskakujący to był urlop. Naszej ulubionej knajpki już nie ma. Nowy domek budził tęsknotę za starym. Ludzi więcej niż w poprzednich latach. Ale najbardziej zaskakujące było to, że czytałam książkę z półki Sadownika, zaraz po Sadowniku... z gatunku urban fantasy... I zachwycił mnie ten zestaw literek. Miałam okazję niepoprawnie politycznie pośmiać się z polskiej rzeczywistości. Zachwyciłam się, bo oddawałam się egoistycznemu tropieniu siebie na jej stronach? Siebie, której już nie ma i tej, która jest. Siebie odkrywanej w wielu ludziach i wielu ludzi odkrywanych we mnie. Tęsknot, pragnień, doświadczeń celnie namierzonych. Dziękowałam Magii, która w mym życiu jest co dnia, Magii, której uczę się codziennie...

Paulina Kozanek nie żyje, smutne, ale nie zmienię tego. Moim obowiązkiem jest odnaleźć zabójcę, choć przyznam, dziś nie czułam zwykłego dreszczyku podniecenia związanego z rozgryzaniem zagadki. Najchętniej ożywiłabym Kozanek i zapytała prosto z mostu, kto ją zabił i dlaczego, by mieć tę sprawę z głowy i zająć się tym, co dosłownie spędzało mi sen z powiek, czyli porwaniem Katii i innych. Życzenie to nie mogło się spełnić, nie dlatego, że nie było możliwe. Było, tyle że jedyna znana mi osoba, która bez trudu ożywiłaby Kozanek, została porwana. Zaklęty krąg, rozwiązanie na skróty pierwszej sprawy, wymaga rozwiązania drugiej, w której nie da się iść na skróty.
     Pozostawała mi więc solidna i czasochłonna robota policyjna.

*

     — Z kim przyjaźniła się pana mama?
     — Mama nie znała tego czasownika. — Skrzywił się. — Mama miała wrogów, często niezdających sobie nawet sprawy z tego, że zaliczyła ich do tej kategorii.
     — Jakiś przykład, bym wiedziała, o czym pan mówi?
     — Wszyscy niekatolicy, premier, prezydent, zwolennicy lewicy, rozwodnicy, pary mieszane rasowo, homoseksualiści, Żydzi, Rosjanie, Niemcy, Ukraińcy, ekspedientki poniżej trzydziestego roku życia, dziwki, czyli właściwie wszystkie niemężatki, małe dzieci, rodzice małych dzieci, właściciele psów... To tylko najkrótsza lista, jaka przychodzi mi na myśl, mogłaby być znacznie, znacznie dłuższa.

*

     — [...] I jeszcze jedno, czy możesz załatwić, bym nie była już nagabywana przez wiedźmy płodności? Są nachalne jak świadkowie Jehowy, między innymi przez nie unikałam mieszkania w Thornie. Ich wizja mojej przyszłości zupełnie mi nie odpowiada, nie chcę ich skrzywdzić, a jak wspomniałaś, one nie potrafią oddać.
     — Oczywiście, masz immunitet. Przekonam głowę ich sabatu, że twoje użytkowanie magii miłości jest inne, ale nie gorsze i zasługujesz na spokój i szacunek.
     — Nie szanują żadnej kobiety, nim nie urodzi piątki dzieci, pani, wystarczy mi spokój, dużo spokoju.

*

     — Czym jesteś, Witkacy?
     — Nie wiem, dziwakiem pewnie...
     Był smutny i jakby zagubiony
[...]
     — Witkacy, głuptasie, nie jesteś dziwakiem! Jesteś magiczny, a to coś wyjątkowego! [...]
     — Pomogę ci, Witkacy. Nie jesteś wariatem. Znam mądrzejsze ode mnie wiedźmy, możesz być po prostu z innego systemu albo możesz być wystarczająco egzotycznym stworzeniem, że po prostu nie spotkałam nikogo takiego jak ty. Może być wiele powodów.
     — Dziękuję — wyszeptał.
     Opadł niżej, opierał czoło o moje kolana i drżał, chyba płakał. Nie wyobrażałam sobie, jak wytrzymał trzydzieści pięć lat bez wiedzy kim jest. Pamiętam, jak bolesne było dorastanie w tym obezwładniającym poczuciu wyobcowania, niezrozumienia, braku miłości. Zmaganie się z darami, których nie mogłam kontrolować.
[...] Nie mogłam pozwolić, by zadręczał się dłużej. Naprawdę mógł oszaleć, jeśli nie nauczy się własnej mocy.

*

*

Nauczyłam się, że zawsze trzeba mieć plan awaryjny. Nawet jeśli zakłada on cud. Zdarzają się częściej, niż zwykliśmy sądzić.

Aneta Jadowska, Złodziej dusz,
Fabryka Słów, Lublin 2013.

(852+1). Psie Sudoku (powakacyjnik II)

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nareszcie!
Zrozumiałam ludzi,
których do tej pory pojąć nijak nie mogłam.

Zastygają.
Kontakt werbalny tracą.
Ludzi gubią z oczu.
Cyferki w głowie przewracają. Plansza za planszą pękają ukończone jedno po drugim sudoku. Tak, tak, oczywiście, o różnych poziomach trudności, w wariantach wielu.
Wieczór za wieczorem.
Zastanawiałam się, jakim cudem im się to nie znudzi?

Aż stało się! Znalazłam naszą kudłatą wersję sudoku — zamiast 81 kwadracików ułożonych w dziewięciu wierszach i dziewięciu kolumnach nam potrzebny jest tylko jeden. Mit o Syzyfie Kudłatej opowiadam rękoma, gdy ćwiczymy kwadrat dla początkujących. I sama nie wiem, może lepiej byłoby się załamać, a mnie cieszy każdy właściwy krok...

852. Dzieciowy patchwork zgrozy (powakacyjnik I)

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Przejście dla pieszych. Jadący samochód. Pańcia kierująca wózkiem dziecięcym na jednym z brzegów ulicy. Niczym kierowca traktora, co tutaj zawsze o 13.50, z pogardą patrzy na zbliżający się samochód i pewnym ruchem wpycha wózek na pasy... tylko wózek... stopy pańci wciąż na chodniku.

Widziałam takich sytuacji zbyt wiele w swym życiu. Sprawdziłam, w moim przypadku nie ma znaczenia, czy jestem owym kierowcą, kierowcą postronnego auta czy pieszym świadkiem — reakcja jest zawsze ta sama. Gdybym tylko mogła, zatłukłabym sukę, bo matką trudno mi ten bezmózgi twór nazwać! Nie dam sobie zamydlić oczu wrzaskiem oburzenia tych, co wykorzystują dzieci do swoich egoistycznych celów:

że dzieci... dla dzieci... bo dzieci...

Tia. Po skończonej na urlopie książce, dotarło do mnie, że różne pomysły, dotyczące dobra najwyższego dzieci, wprowadzane w czyn w rodzinach, w sądach, w rządach nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistym dobrem dzieci, z rzeczywistym dobrem Ludzi. Nie mam w sobie zgody na to, że dzieci są naszą przyszłością to zgrabny polityczny frazes a droga hamowania to abstrakcyjny termin naukowy mający luźny związek z prozą życia.

Można powiedzieć, że wojna narkotykowa nas nie dotyczy. Bo przecież mamy szczęście żyć w Europie, a skoro czytasz ten wpis, mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie mieszkasz pod mostem, nie przymierasz głodem, masz buty, kołdrę i jakieś plany na jutro, coś chcesz zrobić, zmienić, o czymś marzysz. Krótko mówiąc: jesteś bogaty lub bogata.

My? Nie, nie jesteśmy dziećmi wojny narkotykowej. Tyle, że to nieprawda! Byliśmy, jesteśmy lub będziemy dziećmi wojny narkotykowej, gdy tylko na horyzoncie ludzi nam bliskich, przyjaciół, znajomych pojawią się osoby terminalnie chore. A to tylko jeden z wielu aspektów poruszonych w książce, niestety. To pozycja drastyczna, donosi o zbyt wielu ostrzach idei, która zabija nie tylko dzieci, krzywdzi ludzi, rodziny, całe społeczności w sposób, który nawet trudno zrozumieć... Tak jak nie sposób zrozumieć pańcię...

Politycy bez wahania podpisują międzynarodowe konwencje o prawach człowieka i dostępie do leków, ale niewiele robią, by spełnić ich założenia. Na świecie przywiązuje się znacznie większą wagę do redukcji podaży i walki z rekreacyjnym zażywaniem narkotyków niż do zapewniania ludziom podstawowych leków.

*

Wojna narkotykowa jest zorientowana na usunięcie ze świata „groźby”, jaką stanowią narkotyki i przywrócenie (całkowicie nierealnej) wolnej od narkotyków rzeczywistości. Dominuje cechujące się wtórną logiką podejście, którego zwolennicy utożsamiają konsekwencje prohibicji (mordowanie dzieci przez gangi, niszczenie środowiska, korupcję, konflikt czy zgony spowodowane zażywaniem zanieczyszczonych substancji) z konsekwencjami kontaktów z narkotykami. Te polityczne problemy napędzają mechanizm myślenia o narkotykach jak o niebezpieczeństwie dla świata, wspierając politykę prohibicji i usprawiedliwiając jej kontynuację, a nawet intensyfikację.

*

Przekonania dotyczące narkotyków mają swoje źródło w taktycznych działaniach, których zamierzeniem jest zniechęcenie ludzi do rekreacyjnego zażywania i powstrzymanie fali uzależnień. Tych celów nie osiągnięto, ale obawy związane z narkotykami silnie zakorzeniły się w społeczeństwie. W połączeniu z restrykcyjnym prawem narkotykowym tworzą one barierę utrudniającą dostęp do leków stosowanych w opiece paliatywnej.

red. Damon Barrett, Dzieci wojny narkotykowej.
O wpływie polityki antynarkotykowej na młodych
,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.

*

E tam... to tylko książka... nie widziałem nigdy w życiu narkotyków na oczy... nigdy nie brałem... nie będę brać... zresztą, w tej książce to na pewno nieaktualne dane... manipulacja... temat zastępczy... co mnie to obchodzi?

I przypomniało mi się,
że choćbyśmy nie wiem jak mocno zaciskali oczy, rzeczywistość nie zniknie:

(źródło)

piątek, września 06, 2013

851. Tymczasowo zamykamy

To nie Sadownik wyjeżdża.
To nie Jabłoń znika.

Całe Stado będzie urlopować.

Będą
czytać,
ćwiczyć,
rozmawiać,
milczeć,
kochać,
marzyć,
pisznnnnie jadać,
słodko spać,
kawusię pić,
gofry wcinać...

by zatęsknić do
życia, które
chwilowo
porzucają.

850. Moje od do

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Rodzimy się z etykietką: syn, córka. Długą drogę musi przejść syn, by stać się mężczyzną. Dotarło do mnie, jak długa jest droga od córki do kobiety...

*

Ci — z mojego doświadczenia Te, co mówią, że kobieta powinna to i tamto, a prawdziwa kobieta na pewno wybierze w życiu siamto, są... pomimo wieku, zmarszczek nie tylko mimicznych, plam wątrobowych... wciąż dziećmi. Ot, takie zgrzybiałe, grzeczniutkie córeczki swoich, często już nieżywych, rodziców.

Cóż, droga od córki do kobiety, od syna do mężczyzny jest bardzo, bardzo długa... może nawet tak długa jak droga, którą trzeba przebyć od własnego umysłu do serca... Nie ma żadnych gwarancji, że każdy z nas ją pokona za tego życia.

Dlatego myślę sobie, że dorosłość, choćby najmniejsze Jej przejawy, należy celebrować.
I nie zrozumie tego byle bachor! Daję słowo!

czwartek, września 05, 2013

849. Katarzyna W. i spółka

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W komunikacji miejskiej, ku memu zdziwieniu, drugi dzień dużo osób dyskutuje o wyroku Katarzyny W. Utkwiło mi w głowie dwoje młodych ludzi, którzy wiedzieli dokładnie co i jak, że wyrok sprawiedliwy, że należało się babie, że w więzieniu inne kobiety nie dadzą jej żyć i że to bardzo dobrze, bo Ziemia takiej nosić nie powinna. Och, żeby to było takie proste. Młodym wykształciuchom z dobrych domów wielkich miast, z perspektywami, z pracą, z własnym zdaniem, z ambicjami, tak łatwo i bezmyślnie przechodzą przez gardła te wszystkie komunały.

Sprawiedliwości stałoby się zadość, gdyby chociaż wspomniano o współudziale społeczeństwa, które jak mantrę powtarza, że „macierzyństwo jest jedyną drogą, by w pełni stać się kobietą”, „prawdziwe matki nie oddają swoich dzieci”, „matka zawsze wie co dla jej dziecka najlepsze”, „rodzina jest dobrem najwyższym” itd.

Nie wszystkie kobiety mają potrzebne zasoby wewnętrzne i zewnętrzne, by zakwestionować te generalizacje, by z podniesioną głową wybrać inną drogę, by odpuścić sobie przymusowe macierzyństwo, by oddać dziecko, by pozwolić sobie na to, że nie wie się najlepiej, by mieć inną definicję dobra najwyższego, by żyć swoim życiem.

Pytanie „jak ona mogła?” jest pozbawione sensu. Zdecydowanie mogła, bo właśnie to zrobiła. Nie ona pierwsza. Nie mam złudzeń, że nie ona ostatnia, niestety. Jeszcze jeden produkt uboczny zbiorowego myślenia życzeniowego. Ile jeszcze dzieci zginie, będzie cierpieć, zanim społeczeństwo pójdzie po rozum do głowy?

A Katarzyna W. posiedzi... za swoje, za mężulka, co kochany chyba już mniej, za bliższą i dalszą rodzinę z której pochodzi, za naród polski pędzony ideą, co trzymać się realu nie zamierza ani przez chwilę. A partie polityczne i niepolityczne bezkarnie będą z uporem maniaka zaklinać tę niepoprawną, niby nie mającą wcale głosu, rzeczywistość, która nie wiedzieć czemu, trzeszczy tak obrzydliwie.

Komu powinnam pogratulować?
Aż mięsem mam ochotę rzucić, ale przecież jestem wege myślą, mową i zadbaniem.

środa, września 04, 2013

848. Z frontu wege robótek

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wegetarianizm to dla mnie teraz poznawanie świata nowych słów, znaczeń i smaków.
Do słownika dodałam nazwy użytych już przynajmniej raz w tym tygodniu składników:

fasola pinto
kombu
tahini

*

Ten, co nazwał wege reżimem, nie miał pojęcia, o czym mówi, bo:

Wege jest piiiiisszzzzzneeee!

*

Wczoraj nagrodę Sadu otrzymałam. Sadownik zjadł fasolkę pinto z warzywami na obiad i powiedział, że po raz pierwszy nie brakowało mu mięsa.

847. Owoce zbierając dziś na Mariensztacie

#2

Kim jestem?
Nie jestem
     myślą, co właśnie do głowy mi wpadła.
Nie jestem
     ciałem, które właśnie spoczęło w hamaku.
Nie jestem
     uczuciem, w którym się teraz pławię.

Kim jestem?
Czy gonitwa za właściwym
     rzeczownikiem,
     przymiotnikiem,
     czasownikiem,
     imiesłowem,
     da mi precyzyjną odpowiedź?
     gdy uzupełnię nią frazę rozpoczynającą się od słowa:
JESTEM...

Kim jestem?
Tą, która jest.
JESTEM. I już!

#1

846. Wczoraj o nieuniknionym

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Spotkajmy się. Oczywiście!
Zakochajmy się w sobie. O tak!
Żyjmy długo i szczęśliwie. Koniecznie!
A co będzie potem?

Konsekwencje „oczywiście-tak-koniecznie” konsekwentnie w żart obracamy. W przypływie odwagi decydujemy, że najpierw ja a potem ty — a może odwrotnie. Bezpiecznie chcemy się poczuć nie tracąc kontroli nad tym, nad czym kontroli żadnej nie mamy. Oswoić nieogarnialne umysłem choć na chwilę. Tak, żadnej trumny, proszę mnie spalić... żadnego pomnika... drzewo proszę zamiast tego posadzić... brzozę...

To dzieje się obok nas. Realne dla innych. Nierealne dla nas. Cenę za „oswojenie” siebie nawzajem przyjdzie któremuś z nas zapłacić. Podglądamy nie mogąc pojąć. Zrozumiemy, choć wolelibyśmy tego uniknąć niczym niewinne dzieci. Zrozumiemy kiedyś tam, byle nie dziś. I nie za miesiąc. I nie za rok. I nie za dekadę...

Jeśli nie będę widzieć, jeśli nie będę słuchać, czy przestanie istnieć? Akurat!

Jeśli będę widzieć, jeśli będę słuchać, to jeszcze nie istnieje! I niech tak pozostanie póki co, byle nie dziś. I nie za miesiąc. I nie za rok. I nie za dekadę...

*

Znalazła mnie. Wepchnęła się w rękę. Sadownik nabył. Przeczytałam. Prawdziwa. Odważna. Książeczka.
O miłości, której permanentną częścią jest strata.
O stracie. Z ukrytą w niej głęboko miłością, którą dopiero okres żałoby jest w stanie wydobyć na światło dzienne.
O wierze w coś większego od nas samych.
O miłości... O stracie... O miłości... To książka ważna. I jak mantrę powtarzam, myśląc o wielu bliskich mi Ludziach: byle nie dziś. I nie za miesiąc. I nie za rok. I nie za dekadę...

Człowiek nigdy nie wie, jak mocno naprawdę wierzy, póki prawda tego lub fałsz nie staje się dla niego sprawą zasadniczą. Łatwo powiedzieć, że wierzysz w moc sznura, dopóki używasz go jedynie do obwiązywania skrzyni. Ale przypuśćmy, że masz zawisnąć na tym sznurze nad przepaścią. Czy nie sprawdziłbyś wtedy, czy naprawdę jesteś go pewny?

*

Jest jedno miejsce, gdzie nieobecność H. odczuwam najbardziej dotkliwie, i tego miejsca nie mogę uniknąć. Mam na myśli własne ciało. Miało ono tak inne znaczenie, gdy było ciałem człowieka, który kochał i był kochany. Teraz jest jak pusty dom.

*

Nikt nigdy nie spotyka na swej drodze Raka, Wojny, Nieszczęścia (czy Szczęścia). Przychodzi tylko jakaś godzina lub chwila. Różnorakie radości i smutki. Wiele rzeczy przykrych w najlepszych momentach naszego życia i wiele dobrych w najgorszych. Nigdy nie następuje zderzenie z tym, co określamy jako „rzecz samą w sobie”. To złe określenie. Ta rzecz to po prostu owe chwile radości i smutku — reszta to tylko nazwa i pojęcie.

*

Pięć zmysłów. Intelekt nieuleczalnie abstrakcyjny. Czysto przypadkowo selekcjonująca pamięć. Tyle przewidywań i przypuszczeń, że nigdy nie potrafię rozpatrzyć więcej niż połowy z nich, nigdy nie mogę nawet uświadomić sobie ich wszystkich. Ile pełnej rzeczywistości może wchłonąć taki instrument?

*

Tak prędko przyjść do siebie? Słowa nie zawsze są jednoznaczne. Powiedzieć, że pacjent po operacji wyrostka przychodzi do siebie, to co innego niż powiedzieć, że przychodzi do siebie po obcięciu nogi. Po takiej operacji albo okaleczony kikut się goi, albo człowiek umiera. Jeśli się goi, ostry, ciągły ból minie. Niebawem pacjent odzyska siły i będzie mógł kuśtykać na drewnianej nodze. „Przyszedł do siebie”. Ale prawdopodobnie będzie odczuwał od czasu do czasu przez całe życie bóle w kikucie, może nawet silne. I pozostanie na zawsze człowiekiem i jednej nodze. Rzadkie są momenty, kiedy o tym zapomni. Kąpanie się, ubieranie, siadanie i wstawanie, a nawet leżenie w łóżku, wszystko to będzie zupełnie odmienne. Zmieni się cały jego sposób życia. Wszelkie rzeczy przyjemne i czynności, które uważał niegdyś za naturalne, zostaną po prostu wykluczone. Tak samo obowiązki. W obecnej chwili uczę się poruszać na kulach. Może niedługo dostanę drewnianą nogę. Ale nigdy już nie będę stworzeniem dwunożnym.

*

Mógłbym powiedzieć: „Uporał się z tym. Zapomniał o żonie”, kiedy prawda byłaby taka: „Pamięta ją lepiej dlatego, że się częściowo z tym uporał”.

*

Myśl nie jest nigdy nieruchoma; ból — często.

*

Uczucie, że w jakiejś rozbrajającej, niweczącej wszystko inne prostocie jest jedyna prawdziwa odpowiedź.

C.S. Lewis, Smutek, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2009.

poniedziałek, września 02, 2013

(835+10). Ukręcić bacik na marzenia, ale już!

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jestem okropnie monotematyczna.
Nie! Ta książka jest o bieganiu przy okazji.

Bieganie jest w niej tylko okazją do zmiany... wszystkiego! Nie od razu, ale powolutku, dzień po dniu. To książka o niemożliwym, które nabiera rumieńców możliwego. To książka, która zmusza do zadania sobie pytania: noooo, to o czym marzysz? Pytania, które uruchamia następne. Co jeszcze chcesz w tym życiu zrobić? Kiedy? Co robimy już dziś? Bo życie to nie myślenie o myśleniu czy myślenie o działaniu — życie to działanie, wdech, wydech i... wio! Bo Życie jest Magią. Uwielbiam to czuć.

Ta książka jest też o... jedzeniu, oczywiście!

Każdy z nas ma w sobie dość siły, by podjąć próbę zrobienia czegoś, o czym sam nie wie, czy zdoła to osiągnąć. Może to być przebiegnięcie mili, udział w biegu na dziesięć kilometrów albo na sto mil. Może to być zmiana zawodu, schudnięcie o dwa kilo, wyznanie komuś miłości.

*

Dodatkowe utrudnienie tylko pomaga. Zawsze pomagało, wreszcie do tego dochodziłem. Żadne moje „dlaczego?” nie przyniosło mi spokoju ani nie doczekało się odpowiedzi. Ale samo pytanie — i robienie — zrobiło coś we mnie, dało początek czemuś silnemu.

*

[...] możesz się wlec, rozpaczać, schrzanić coś i popaść w jeszcze większą rozpacz, a jednak prawie zawsze dostajesz drugą szansę. Ocalenie jest zawsze w twoim zasięgu.

*

[...] gdzie jest moja granica? Czy mogę ją poznać inaczej, niż tylko starając się ją przekroczyć? [...] każdy, kto ma tyle szczęścia, że może sięgać poza swoją strefę bezpieczeństwa, jest w stanie postawić sobie to pytanie i na nie odpowiedzieć.

*

Tonto, mój pies nie musiał się niczego uczyć, aby poznać swoją prawdziwą naturę. Ja — owszem. [...] Pościgaj się ze swoim psem (czy on wygląda na zmartwionego?).

*

[...] bazylia to koronowana głowa wśród ziół; jej nazwa pochodzi od greckiego słowa basileus, czyli król [...].

*

Zwierzyłem się Tony’emu, że moim zdaniem miłość nigdy nie trwa wiecznie, a ludzie robią z niej nie wiadomo co. Odparł, że nie mam racji, bo miłość jest wszystkim.

*

Każdy z nas czasem przegrywa. Nie udaje nam się zdobyć, czego pragniemy. Przyjaciele i osoby, które kochamy, odchodzą. Podejmujemy decyzje, których później żałujemy. Staramy się ze wszystkich sił, ale rezultat jest opłakany. To nie przegrana definiuje nas jako ludzi, lecz to jak przegrywamy, i to, co potem robimy.

*

Możemy żyć tak, jak to miało być: prosto, szczęśliwie, na ziemi i z ziemią. Możemy żyć, przekuwając trud w czystą radość.

*

     — Po jednym kroku — powiedział Dean, kiedy zawahałem się i zachwiałem. — Skup się na tej chwili.

Scott Jurek, Steve Friedman, Jedz i biegaj. Niezwykła podróż
do świata ultramaratonów i zdrowego odżywiania
,
Wydawnictwo Galaktyka, Łódź 2012.