niedziela, września 30, 2012

558. Płacz i kochaj!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Ostatni wolny weekend do lutego 2013 prawie już za nami. Jest film (Dwoje do poprawki), na który nie chciałam iść w ramach mojej samotni kinowej. Chciałam iść z Sadownikiem. Udało się. Upłakaliśmy się jak norki. Przy czym, należy podkreślić, że były również sceny, na których płakałam nie tylko ze śmiechu. Oswajanie tematów tabu poprzez śmiech... jakość seksu po trzydziestu latach małżeństwa, realne pragnienia dwojga ludzi, których dzieci dawno już odeszły na swoje, „szczęście” spokojem rutyny karmione, odwaga zrezygnowania z utartych ścieżek między zlewem a stołem w jadalni, rozmowa na niewygodne tematy, terapia małżeńska.

Na ten film warto tylko dwójkami, w dowolnej, relacyjnej konfiguracji — by z kimś, z kim można, wymienić później wrażenia, myśli, odczucia. A jeśli w tej jednej, szczególnej konfiguracji, by przyrzec sobie, że my nigdy do takiego stanu rzeczy nie doprowadzimy. Przenigdy! Za piętnaście lat powiem: sprawdzam!

środa, września 26, 2012

(549+7). Powakacyjne reminiscencje

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Trzeci dzień tylko i wyłącznie zajmuję się chorowaniem. Jest jednak dziś pierwszy dzień, gdy spadła mi gorączka na tyle, że zaczynam wychodzić z łóżka choć na chwilę, by pokręcić się po domu. Zaraz potem padam wykończona. Zanim jednak zacznie się „Nowe” związane z kalendarzem, postanowiłam zarchwizować wszystkie perełki ostatnich dwóch tygodni, których zgubić tak bardzo bym nie chciała.

***

Jesteśmy Parą już piętnasty rok, ale niezmiennie i wciąż odkrywamy się na nowo. Dziś, gdy zamówione zdjęcia Sadownik mi odcedził, miałam jak na dłoni przepiękną różnicę, która jednoznacznie dookreśla moment, w którym każde z nas zwalnia migawkę. I pomyśleć, że robimy zdjęcia temu samemu psu...

*

Przy sierści Sadownika zatrzymuje światło, refleksy, odbicia, cienie...


*

Mnie niezmiennie zatrzymuje Cud, jakim Heniuta w całości swej natury jest — Jaźń sierścią obleczona. Jako Kudłata Mama jestem od portretów i zachwytu:

wtorek, września 25, 2012

(553+2). O tęsknocie

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W sobotę na warsztacie już wielu rozmawiało o tęsknocie.
Tęsknotą się wręcz oddychało...

Jabłoń:
(dzwoni do Sadownika, melduje o tęsknocie)
Wiesz, już jutro będę z Wami... I z Tobą, i z Heniutką...

Sadownik:
Ale ty nie masz już psa.

Jabłoń:
A co się stało?

Sadownik:
Nic. Przekonała się i woli mnie.
Daję więcej jeść. Nie ma ćwiczeń.
Kocha mnie, po prostu.

(553+1). O miłości

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wtedy. Zamknęłam kompa. Sadownik wrzucił mi torbę do bagażnika. Pocałował. Kazał jechać ostrożnie. Pojechałam. Nie spotkałam swojego węża. Za to ten warsztat wylinkę mi podarował.

*

Wracałam. Kaszląc. Smarcząc. Bez swojego głosu. Pokonując ostatnie dziesiątki kilometrów, włączyłam radio. Grano starą piosenkę Time after Time. Usłyszałam ją na nowo i dotarło do mnie, że warsztat przemienił mnie w osobę gotową brać odpowiedzialność za więcej niż dotąd. Refren tak dobrze znany przemienił się. Odkryłam, że na nowo zakochałam się w Sadowniku jeszcze bardziej niż ostatnim razem. Dotąd zwykle to On wyciągał mnie z mrocznych otchłani czarnej dupy nieszczęść. Poczułam w sobie gotowość i siłę, by w razie potrzeby już zawsze łapać Go, gdy upadnie, o każdej porze, tak jak On przez lata łapał mnie...

Ze sztandarowej wersji Milesa Davisa...

Miles Davis, Time after Time.

...przerzucam się na damski głos:

Tuck & Patti, Time after Time.

If you're lost you can look and
you’ll really, really, really, really, really really find me
Time after time...
(2:40)

środa, września 19, 2012

(549+4). Na styku przeszłości i przyszłości

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Teraz. Zamknę kompa. Wezmę torbę. Pojadę. Spotkać swojego węża. Pokłonić mu się. Jadę, by krętymi drogami chodzić. To nie przypadek, że wzięłam tę książkę na urlop. To nie przypadek, że wyruszam dziś w Drogę.

Żadne dziecko nie rodzi się samotnie. Nim po raz pierwszy zapłacze, gdzieś daleko — w lesie albo na polanie — pęka skorupka, z jaja wykluwa się wąż. Wąż nie umiera w samotności. Odchodzi on i jego człowiek.

*

Dorośli umęczeni, z tobołkami. A dzieciaki wesołe. Włosy jak czarna kawa, oczy też. Patrzą bez nieśmiałości, z zainteresowaniem. I hałasu jest dużo. I zabawa. I ruch jest. Podskakiwanie nóg w za krótkich niebieskich spodenkach: w przód, w tył, w prawo, i w lewo. To sprawia, że droga do drzwi staje się ciekawa, kręta.

Lidia Ostałowska, Cygan to Cygan
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

wtorek, września 18, 2012

552. Siódemka

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wczoraj Brr kończył 27 lat. Zaczęłam pisać do niego tymi słowami: Gdy byłam w Twoim wieku, ważne rzeczy miałam już za sobą. Gdy byłam w Twoim wieku, wszystko co najważniejsze było przede mną. A gdy skończyłam pisać — z przekonaniem, że wszystko co najważniejsze, wciąż przede mną — poszłam do kina na film, który pyta, nie udziela odpowiedzi, za to żąda, by znaleźć w sobie ruch, uczucie zapomniane, głęboko ukryte.

*

Jutro na warsztat, do niedzieli. Samotnię mogłam więc uruchomić tylko wczoraj. Część 7/12. Początek drugiej połowy. Przestaje to być eksperyment. To raczej rytuał niezbędny do życia. Okno na świat. Przestrzeń do spotkania siebie. Czas, gdy pozwalam wrażeniu wsiąkać we mnie. Luksus prawdziwy. Zagubione w poszukiwaniu sensu piętnaście złotych polskich. Jak ja mogłam żyć bez kina?

Wczoraj. Mała studyjna salka i... Czas, który pozostał. Samotność człowieka w tłumie. Trudna miłość do znaczących ludzi z dzieciństwa. Wewnętrzne dziecko. Ważne wspomnienia. Dylemat w centralnej części ekranu, gdy widz do fotela przykuty na dobre. Jedno z rozwiązań pokazane, by sprawdzić się istot ludzki w nas mógł, czy w swojej racji i słuszności zabetonowany, a może otwarty na spotkanie drugiego człowieka... w sobie, na tę oczywistą nieoczywistość. To nie dramat, to konfrontacja.

*

Scena z niebieską piłką... Najważniejsze w tym filmie jest pomiędzy klatkami... Zatęskniłam za Babcią, jakiej nigdy nie miałam, choć głęboko wierzę, że właśnie dziś taka mogłaby być.

poniedziałek, września 17, 2012

(549+2). Nie ignoruj siły przyimków!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Ten sam miesiąc. To samo miejsce. Ta sama posesja. Ci sami Gospodarze. Ten sam domek. To samo morze. Ta sama miejscowość. To samo Stado. Kolejny raz.

Wśród tylu niezmienników mieliśmy okazję przyglądać się zmianom, które niepostrzeżenie, w ciągu ostatnich 360 dni stały się faktem, wręcz dobrodziejstwem w naszym stadnym życiu. Kudłata wydoroślała troszkę. Nie leci już do każdego człowieka, by powiedzieć mu labradorskie dzień dobry. Uwzględnia trajektorie ruchu ludzkich istot i unika kolizji. Wszystko to już mamy. Uzyskane nie tylko poprzez naukę, ale również w procesie psiego dojrzewania. Wypoczęliśmy ciesząc się tym stanem psiego umysłu.

Ja też niby ta sama, ale zupełnie inna. Przez te dwa lata zmieniłam się. Nasiąkłam labradorską pogodą ducha i optymizmem. Uświadomiłam to sobie, gdy któregoś ranka przy kawie na urlopowym tarasie wymieniliśmy myśli z Sadownikiem.

Jabłoń:
Tak sobie myślę, że pomimo wszystkich błędów wychowawczych,
które popełniliśmy, to jednak z Henią nam się udało...

Sadownik:
(z optymizmem w głosie)
Z drugim psem pójdzie nam dużo, dużo lepiej.

Jabłoń:
Dżoana powiedziała, że tak naprawdę udaje się dopiero z czwartym psem.

Sadownik:
(zamyślił się, sposępniał, gdy do naszego wieku dodał
po dziesięć lat na każdego psa
)
Nie zdążymy mieć czwartego psa.

Jabłoń:
(z labradorskim gorącym optymizmem, z głębi brzucha)
Bo Ty liczysz pesymistycznie „PO”, czyli pies po psie,
podejdź do tego optymistycznie „PRZY”, czyli pies przy psie.

Druga Kudłata Dziewczynka:
(zaczyna Duchem już w Stadzie bywać)

niedziela, września 16, 2012

(549+1). Ona umie i już!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wróciłam do domu. Ostatnie trzy dni Sadownik z Heniutką bywali u Sadowniczych Rodzicieli a ja pognałam na coroczne POP-owskie święto, jakim jest Zjazd Naukowy IPP-work. Ludzie, za którymi już tęskniłam. Fantastyczne prezentacje. Obłędnie cudna atmosfera, ale wróciłam.

Wróciłam i na dobry wieczór została mi opowiedziana historia, która miała miejsce dziś u Rodziców Sadownika, gdzie reszta Stada spędziła weekend.

Był sobie pies. Był sobie dom. I były sobie jajka. Na balkonie co otwarty był. Tata Sadownika w kuchni słyszał dziwne dźwięki, ale na to co miało miejsce, by nie wpadł. Okazało się, że korzystając z kudłatego doświadczenia życiowego (jajko w skorupce), Heniutka znalazłszy się na balkonie, odkrywszy wspomniany pojemnik, wzięła sobie jedno. Z jajkiem w pysku, spokojnie wróciła do pokoju, pod ławą zaległa, skonsumowała, dywan wylizała i bardzo była ze swej przedsiębiorczości zadowolona.

Uśmiałam się jak norka widząc to oczami wyobraźni. Czyż nauka nie polega również na umiejętności generalizowania? Mądra Dziewczynka!

549. Foto-powakacyjnik

Gdy Sadownik kąpał się w Bałtyku, zrobiłam zdjęcie, którego kudłaty fragment wciąż mnie rozczula. Wracając dziś do domu coś przeskoczyło mi w głowie i już wiedziałam, dlaczego... Pańciu, Goya! Pamiętasz ten obraz, co wzrusza Cię do łez?

*


Francisco Goya, Perro semihundido

środa, września 05, 2012

wtorek, września 04, 2012

547. Chapeau bas, Profesorze Mikołejko!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Gotowałam.
Włączone radio miałam.
Nie było wyjścia, poszłam
kupić, by przeczytać w całości.

*

Napisał, bo mógł.
Bo Profesor. Bo Mężczyzna.
Podepczą Go troszkę, ale nie zadepczą.

A ja?
Zgadzam się z każdym Jego zdaniem.

Nie napiszę.
Bo nie Profesorka. Bo Kobieta.
Bo, co gorsza, Bezdzietna.

*

(...) Dzieci najwyraźniej potrzebnych im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł.
Nie chodzi o młode matki. Te są najzupełniej w porządku. Chodzi o wózkowe — wojowniczy, dziki i ekspansywny segment polskiego macierzyństwa. Macierzyństwa w natarciu, zawsze stadnego i rozwielmożnionego nad miarę. Pieszczącego w sobie poczucie wybraństwa i bezczelnie niegodzącego się na żadne ograniczenia. Gdy domagają się dla siebie szczególnej tolerancji — a domagają się zawsze! — to wypychają na pierwszy plan dzieci. Że to dla tych bachorków. A któż odmówi dziecku? Okaże się tak nieczuły i paskudny?
Ale dzieci to zwykle alibi. Pretekst, by nic nie robić. Aby nie pracować i nie rozwijać się
(...).

Zb. Mikołejko, Wojna z wózkowymi,
Wysokie Obcasy Extra, 4/2012
(wyróżnienie własne)

546. Witaj wśród Nosicieli!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Eksperyment. Część 6/12. W moim przypadku nie jest sztuką iść na dramat. Sztuką jest iść samemu na thriller. Poszłam. To był thriller tylko formalnie, choć gotowa byłam się bać pełnometrażowo. Na moje szczęście to był thriller... — Najsamotniejsza z planet — thriller psychologiczny, jeśli w ogóle taka kategoria istnieje.

*

Czy można sfilmować milczenie, co między kobietą a mężczyzną zrodzić się potrafi? Można.

*

Doszłam do jednego wniosku po tym filmie.

Jesteśmy nosicielami historii. One nas
kształtują, rzeźbią, odciskają na nas swoje piętno.

Szczęśliwi ci, którzy mogą je opowiedzieć.
Szczęśliwi ci, co usłyszeć je potrafią.

*

Kwestie podejrzanie cudnie tłumaczone. Zgodnie z regułami gry, np.: „I take my bitch to the beach” przetłumaczono na „mój mocz ma moc”. Wydało się na koniec filmu... Stanisław Barańczak. Można było zgadnąć.

*

Ognisko. Ona uczy Gruzina piosenki po angielsku. Ona śpiewa, pozostawiając mu do wykonania refren: miau, miau. A piosenka tradycyjna, dziecięca, Señor Don Gato, o rozkosznym wstępie do kolejnych kocich narodzin, bo jak wiadomo kot ma „żyć” dziewięć sztuk.

*

(544+1). Odkrywając nieznane części siebie

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jak często startujesz w zawodach? Jak często bierzesz udział w konkursach?
Nie lubisz? Nie jesteś zainteresowany?
Uważasz, że to całkiem bez sensu? Dorośli takich głupot nie robią?
Nigdy do tej pory nie zadałam sobie tych pytań. Umówmy się, byłam zawsze ponad to!
Jednak po sobotnich doświadczeniach zaciekawiła mnie ta oczywista kwestia.
O co chodzi Jabłonko? Ciekawe, prawda? Sprawdzimy? Sprawdzimy! ► cdn.

*

Do zawodów przekonała mnie Altówka, która wysłuchawszy moich wątpliwości, że Henia tak długo była chora, że nie ćwiczyłyśmy; z wdziękiem nie przejęła się siłą tych argumentów i powiedziała: pies nigdy nie jest jeszcze gotów, zawsze jest coś, co warto poprawić, ale tylko zawody sprawiają, że naprawdę się rozwijamy. Nie trzeba było dłużej nad tym debatować. Jabłoń uwielbia się rozwijać, a jak z Henią to jeszcze bardziej uwielbia, więc nie miała już wątpliwości. Altówka miała świętą rację. Wiele rzeczy Heniutka zrobiła bardzo dobrze. Doskonale wiem, nad czym teraz mamy pracować. Dogadujemy się coraz lepiej. Uczymy się siebie nawzajem. No i te fantastyczne chwile niebywałej współpracy. Jesteśmy świetnymi partnerkami!

*

cd. ◄ No więc, nie startujesz? Nie bierzesz udziału? Dlaczego? Boisz się przegrać? Co znaczy dla ciebie przegrać? Czy rzeczywiście przegrywamy zajmując miejsce drugie, trzecie, czwarte... Może jesteśmy nie dość dobrzy? Kto tak uważa? Kto w nas podziela ten pogląd? Co się stanie, gdy przegramy? Inni nas skreślą? Przestaną lubić? Cenić? I co się wtedy stanie? Wyławiam kolejne pytania i czuję jak kurczę się wewnętrznie badając to zagadnienie. O! Super! Skurcz się jeszcze troszkę. Robię się mniejsza i mniejsza, skurczona... jeszcze troszkę mniejsza, jeszcze bardziej skurczona... O, tak! Super! Naprawdę super! Staję się malusieńka i jeszcze bardziej... Kim jestem „ja”, taka malusieńka, taka skurczoniutka? Z niewiedzy, znikąd nagle wyłania się pewność. Jestem nasionkiem, zagęszczoną możliwością, siłą, która rozpycha się, by puścić silny, zwycięski pęd! Bingo! Jestem. Jestem nasionkiem Nowych Możliwości. Jestem Zwycięzcą za każdym razem, gdy postanawiam wyjść poza swoją strefę komfortu, tak jak Ty!

Nooooo, to kiedy następny start?

*

Tego dnia, niestety nie wszyscy, ale... Ci ludzie to Zwycięzcy.
Tego dnia, niestety nie wszystkie, ale... te psy są Nauczycielami:

sobota, września 01, 2012

544. Pierwszoklasistka

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Od zawsze i z uporem maniaka powtarzam swoim studentom (i nie tylko) moje prywatne, życiowe wyznanie wiary:

dopóki się uczysz dla własnej przyjemności,
dopóki masz pasję lub przynajmniej
poszukujesz jej, próbując różnych aktywności,
dopóty nigdy nie będziesz niewolnikiem
.

Bo każda aktywność szlifuje wartościowe kompetencje, poleruje bezcenne cechy i to zawsze, wcześniej czy później, procentuje. Dziś, również Henia przekonała się na własnej skórze, że nauka zawsze się opłaca.

Jest taka zabawka, którą zawsze chciałam Kudłatej kupić, a której zabraniał kupować kategorycznie Sadownik. I... stało się!

Heniutka debiutowała dzisiaj w zawodach Rally-O. W wiadomościach ze Świata podano, że wśród pierwszych dziesięciu psów w klasie pierwszej, pięć było z drużyny ALTO i PrzyjacieleMerlin (2 miejsce). Tori (3 miejsce), Negra (7 miejsce), Hexe (9 miejsce) i Aria (10 miejsce). Więcej, gdy za przejście rajdu każda drużyna psio-ludzko może dostać maksymalnie 200 punktów plus dodatkowe 10 za poprawne wykonanie zadania bonusowego, to psy z pierwszej dziesiątki łącznie zdobyły więcej niż 2000 punktów, a to oznacza, że były bardzo dobrze przygotowane. Jest czego gratulować!

I stało się... kudłaty los zachichotał. Heniutka wśród nagród dostała mgliście do tej pory opisaną zabawkę — gumowego, stylizowanego na zdechłego, kuraka, co piszczy. Jabłoń przeszczęśliwa, Sadownik jęknął a Sierściuch w siódmym niebie!