wtorek, września 04, 2012

547. Chapeau bas, Profesorze Mikołejko!

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Gotowałam.
Włączone radio miałam.
Nie było wyjścia, poszłam
kupić, by przeczytać w całości.

*

Napisał, bo mógł.
Bo Profesor. Bo Mężczyzna.
Podepczą Go troszkę, ale nie zadepczą.

A ja?
Zgadzam się z każdym Jego zdaniem.

Nie napiszę.
Bo nie Profesorka. Bo Kobieta.
Bo, co gorsza, Bezdzietna.

*

(...) Dzieci najwyraźniej potrzebnych im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł.
Nie chodzi o młode matki. Te są najzupełniej w porządku. Chodzi o wózkowe — wojowniczy, dziki i ekspansywny segment polskiego macierzyństwa. Macierzyństwa w natarciu, zawsze stadnego i rozwielmożnionego nad miarę. Pieszczącego w sobie poczucie wybraństwa i bezczelnie niegodzącego się na żadne ograniczenia. Gdy domagają się dla siebie szczególnej tolerancji — a domagają się zawsze! — to wypychają na pierwszy plan dzieci. Że to dla tych bachorków. A któż odmówi dziecku? Okaże się tak nieczuły i paskudny?
Ale dzieci to zwykle alibi. Pretekst, by nic nie robić. Aby nie pracować i nie rozwijać się
(...).

Zb. Mikołejko, Wojna z wózkowymi,
Wysokie Obcasy Extra, 4/2012
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz