wtorek, września 25, 2012

(553+1). O miłości

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Wtedy. Zamknęłam kompa. Sadownik wrzucił mi torbę do bagażnika. Pocałował. Kazał jechać ostrożnie. Pojechałam. Nie spotkałam swojego węża. Za to ten warsztat wylinkę mi podarował.

*

Wracałam. Kaszląc. Smarcząc. Bez swojego głosu. Pokonując ostatnie dziesiątki kilometrów, włączyłam radio. Grano starą piosenkę Time after Time. Usłyszałam ją na nowo i dotarło do mnie, że warsztat przemienił mnie w osobę gotową brać odpowiedzialność za więcej niż dotąd. Refren tak dobrze znany przemienił się. Odkryłam, że na nowo zakochałam się w Sadowniku jeszcze bardziej niż ostatnim razem. Dotąd zwykle to On wyciągał mnie z mrocznych otchłani czarnej dupy nieszczęść. Poczułam w sobie gotowość i siłę, by w razie potrzeby już zawsze łapać Go, gdy upadnie, o każdej porze, tak jak On przez lata łapał mnie...

Ze sztandarowej wersji Milesa Davisa...

Miles Davis, Time after Time.

...przerzucam się na damski głos:

Tuck & Patti, Time after Time.

If you're lost you can look and
you’ll really, really, really, really, really really find me
Time after time...
(2:40)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz