wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Ostatni wolny weekend do lutego 2013 prawie już za nami. Jest film (Dwoje do poprawki), na który nie chciałam iść w ramach mojej samotni kinowej. Chciałam iść z Sadownikiem. Udało się. Upłakaliśmy się jak norki. Przy czym, należy podkreślić, że były również sceny, na których płakałam nie tylko ze śmiechu. Oswajanie tematów tabu poprzez śmiech... jakość seksu po trzydziestu latach małżeństwa, realne pragnienia dwojga ludzi, których dzieci dawno już odeszły na swoje, „szczęście” spokojem rutyny karmione, odwaga zrezygnowania z utartych ścieżek między zlewem a stołem w jadalni, rozmowa na niewygodne tematy, terapia małżeńska.
Na ten film warto tylko dwójkami, w dowolnej, relacyjnej konfiguracji — by z kimś, z kim można, wymienić później wrażenia, myśli, odczucia. A jeśli w tej jednej, szczególnej konfiguracji, by przyrzec sobie, że my nigdy do takiego stanu rzeczy nie doprowadzimy. Przenigdy! Za piętnaście lat powiem: sprawdzam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz