piątek, września 30, 2016

2063. O gustownej niszy w doskonałym towarzystwie

Kaan:
(kilka dni temu udostępniła link,
na efce ma dużo lepszą jakość)

Mr. Gaga, reż. Tomer Heymann, 2015.

Jabłoń:
(obejrzała go ponad sto razy, a dziś zorganizowała
kochanym ludziom wtorkowe wyjście do kina
)

Jabłoń:
(już z biletami w garści pisze)
Dowiedziałam się, że nasze gusta są niszowe, o!

Kaan:
Nasze gusta są nasze :)

nasze gusta są nasze,
będziemy je świętować ze smakiem!

środa, września 28, 2016

(2053+8). Bliżej

 wpis przeniesiony 25.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To już ten czas. Na zbyt wczesne ciemności znalazłam przecież lekarstwo. Dziś sobie je z premedytacją zaaplikowałam. W swoim świecie też wywinęłam rękawy i splunęłam w dłonie — tyle do poczucia, zrozumienia, ogarnięcia, i przepłynięcia!

Jesień wcale nie antycypuje zimy, mówi pisarz [Karel Čapek], tylko wiosnę. „Człowiek powiedziałby, że roślinność przestała rosnąć w górę, ponieważ nie ma kiedy, ponieważ wywinęła rękawy i rośnie w dół, splunęła w dłonie i zakopuje się w ziemię”. Nie widać tego, być może, ale pod pozornie martwą powierzchnią odbywa się ciężka praca na rzecz kolejnego sezonu, bo: „Ludzie, to jest ta właściwa wiosna; co nie jest gotowe teraz, nie będzie gotowe również w kwietniu”.

Arnhild Lauveng, Niepotrzebna jak róża. Potrzeba normalności
w chorobie psychicznej
, przeł. Ewa M. Bilińska,
Smak Słowa, Sopot 2016.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, września 26, 2016

2060. Poniedziałek

 wpis przeniesiony 25.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

całuska dał. pojechał. zobaczymy się wieczorem.

nim oko otworzyłam, plan dnia w głowie obejrzałam. jedna i druga drzemka w telefonie. wstałam. kawkę zrobiłam. w stronę hamaka z nią szłam. usłyszałam, że wraca On. na chwilkę. z powodu dokumentów, które w innych portkach jeszcze weekendowały, zamiast iść do pracy. tego powrotu nie było w planie — uśmiechnęłam się.

całuska jeszcze jednego dał. pojechał. zobaczymy się wieczorem.

a ja pomyślałam, że plan dnia — napięty — planem dnia ale… pozwól, Jabłonko, niech życie cię dziś zaskoczy. uśmiechnęłam się.

niech!

sobota, września 24, 2016

(2057+2). Bezlik wrażeń i przeżyć

 wpis przeniesiony 25.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

i wzruszenie. ogromne.
i wdzięczność. ogromna.
bo mogłam tam być.

zagarnęły mnie każdy gest, każde wspomnienie i każda historia. do trzech miganych przeze mnie słów dorzuciłam to, które oznacza oklaski.

*

od rana pozostaję w kontakcie z — tylko pozornie błahym — pytaniem:

skąd wiesz, że słyszysz?

nie jest łatwo znajdować odpowiedzi. ale cząstkowe zadziwiają.

2058. W blokach startowych

 wpis przeniesiony 25.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Potrzebne są linie brzegowe.

I już. Koniec snu. Gdy przebudziłam się, powtórzyłam sobie tę frazę kilka razy. W pierwszej chwili w wyobraźni zobaczyłam linię brzegową oceanu. Jednak przy porannej kawie dotarło do mnie, że to chodzi o warunki brzegowe, wyznaczone minima i maksyma na kolejnym poziomie gry w mininawyki.

Poziom „1” — mininawyki wykonywane dzień w dzień — przeszłam śpiewająco — noga na ścianie, pięć przysiadów z łapkami na framudze, nie wymagały specjalnie myślenia. Zasuwasz, nie dyskutujesz. Pyk i masz odhaczone na dziś i tylko o dziś chodziło.

Poziom „2” oznacza wyrabianie nawyków, które chcę wykonywać nie codziennie lecz trzy–cztery razy w tygodniu. To, mojej osobistej grze w mininawyki, dodaje trudnościowego smaczku — wymaga planowania. Tak, potrzebuję linii brzegowych.

Pojutrze będę trzeci dzień w pracy na uczelni w tym roku kalendarzowym. Spotkam ludzi, rozmyślałam sobie, którzy rodzili się, gdy ja kończyłam pierwsze studia.

Do pięknych zeszycików, flamastrów, kolorowego papieru, które drugi dzień już na mnie czekają, dorzuciłam linie brzegowe.

Teraz już jestem gotowa na nowy rok akademicki i jako wykładowca, i jako studentka, i jako człowiek. I jestem bardzo ciekawa nadchodzącego czasu.

2057. Z kłaczkiem sierściuchów w tle

 wpis przeniesiony 25.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dziś wieczorem teatrujemy. Ponieważ to premiera, wczoraj w radiu była rozmowa z Martą Abramczyk, jedną z aktorek występujących w spektaklu. Oczarowała mnie, gdy wspomniała o swoim zadziwieniu, gdy jako dorosła osoba, słysząc już dzięki implantowi, odkryła na przykład, że:

jak idzie pies po panelach, to słychać;
jak idzie kot, to nie słychać
.

Piękne! I prawdziwe! Choć musiałam chwilkę pogrzebać w pamięci, bo jako przedstawicielka słyszących jestem jednocześnie dźwiękową kaleką — mój mózg z przyzwyczajenia filtruje dla mnie dźwięki i na wiele z nich pozostaję nieświadomie głucha.

*

Uwielbiam muzykę migających dłoni!

2056. Sobotni ranek

kochani. i już.

wtorek, września 20, 2016

2054. Po znaku zapytania

kręciłam się. marudziłam. nie wiedziałam, o co mi chodzi. zadałam sobie tylko jedno pytanie i poczekałam na odpowiedź.

czego dziś potrzebujesz?

porządku.

poniedziałek, września 19, 2016

2053. Bardzo potrzebna!

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Skończyłam ją rano dwa dni temu. Pomimo, że minęło więcej niż pięćdziesiąt godzin od przeczytania ostatniej literki ostatniego zdania, wciąż mnie porusza, dotyka, zmienia, zmysły wyczula, nieoczywistością pozwala się zachwycać od rana do wieczora i nie ułatwia wyboru cytatów wcale!

Bądź mądry człowieku i wybierz cytaty, gdy prawie cała książka pokryta zaznaczeniami. No, wybierz! Zadbaj, by w swej liczności nie potopiły się. Wybrałam. Cytaty z psem i jesienią przyjdą kiedy indziej.

[…] cuda się zdarzają, a na dodatek często w sposób tak oczywisty i codzienny, że prawie się ich nie zauważa. Cuda są wręcz naturalne i można je przeoczyć, jeśli się człowiek dobrze nie przygląda.

*

[…] jakoś trudno jest powiedzieć,
że coś jest niemożliwe,
tuż po tym,
jak trzylatka
pokazała, że wszystko jest możliwe
.

*

Chodzi o to, aby dać sobie czas na zastanowienie się raz jeszcze, co tak naprawdę jest dla nas cenne, i traktować to z takim szacunkiem, na jaki zasługuje.

*

Niektórzy ludzie
są jak niegotowany popcorn.
Mali i twardzi.


Ale daj im trochę ciepła,
a zobaczysz, co się stanie!

*

Na świecie niestety obowiązuje zasada, że rozwiązania, które wydają się łatwe i dobre na początku, często po pewnym czasie okazują się bolesne.

*

Nie jest ważne, aby nigdy nie upaść.
Ważne jest, aby znów się podnieść.

Nie jest ważne, aby nigdy nie zostać zranionym.
Ważne jest, aby przeżyć.

Nie jest ważne, aby nigdy nikt nas nie zawiódł.
Ważne jest, aby być kochanym
[kochać].

Nie jest ważne, aby nigdy nie płakać.
Ważne jest, aby nigdy nie zapominać, jak to jest się śmiać.

Arnhild Lauveng, Niepotrzebna jak róża. Potrzeba normalności
w chorobie psychicznej
, przeł. Ewa M. Bilińska,
Smak Słowa, Sopot 2016.
(wyróżnienie własne)

(2018+34). Degustacja #4

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

19 września, czyli dziś, też w poniedziałek, tylko jedenaście lat temu Murakami napisał, przeczytany właśnie przeze mnie, rozdział. Niesamowite jest czytać tę książkę w odcinkach, zatrzymywać się przy wielu fragmentach, opisujących doświadczenia, które są przekładalne na mój aktualny świat. I kiwam głową ze zrozumieniem. I uśmiecham się, że doszłam do miejsca, gdzie… chcę więcej! Dużo więcej!

Dodaj bodziec i wytrwaj. Powtarzaj to. Cierpliwość jest warunkiem sine qua non całego przedsięwzięcia, ale daję głowę, że pojawią się rezultaty.

*

Moje mięśnie potrafią być tak uparte jak ja, a nawet bardziej. Są pamiętliwe i wytrwałe, i w pewnym sensie stają się coraz lepsze. Ale nie znają kompromisów. Nie poddają się. Tak wygląda moje ciało ze wszystkimi jego ograniczeniami i dziwactwami. […] Z wiekiem uczymy się cieszyć tym, co mamy. To jedna z niewielu dobrych rzeczy związanych ze starzeniem się.

*

Mięśnie są jak pojętne woły robocze. Jeśli ostrożnie, krok po kroku, zwiększa się obciążenie, uczą się je znosić. Jeśli zdoła się wyjaśnić im własne oczekiwania — najlepiej na przykładzie pracy, jaką są w stanie wykonać — mięśnie będą posłuszne, a stopniowo staną się mocniejsze. To nie wydarzy się, rzecz jasna, z dnia na dzień. Lecz o ile nie będziemy się śpieszyć i przyzwyczaimy je do pracy etapami, nie będą się skarżyć (choć od czasu do czasu mogą mieć skrzywione miny) i bardzo cierpliwie oraz posłusznie zaczną rosnąć w siłę.

*

Kiedy ludzie odchodzą, czy ich myśli przepadają na zawsze?

Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu,
przeł. Jędrzej Polak, Muza, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)

piątek, września 16, 2016

2050. Naprawdę!

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Rany boskie! Muszę jeszcze posprzątać, ugotować, zakupy zrobić, przeczytać, napisać, pościelić, wyszorować, zamknąć, otworzyć, spakować, zaprosić, ugościć, zawieść, odebrać, wysłać, itd.

Perspektywa pierwsza. Że nie umie się zająknąć, że to dla niej — bo to zwykle o kobietę chodzi — jest zbyt dużo. Że nie negocjuje podziału obowiązków. Że nie wiedzieć czemu, wszystko to jednego dnia musi się wydarzyć. Ta perspektywa nas dziś nie interesuje. Całe dzieła w wielu tomach na ten temat powstały.

Perspektywa druga. Wynika z doświadczenia leżenia tygodniami w łóżku i z prostych marzeń, które wtedy się miało: pójść, zejść, dojść, które z oczywistych powodów musiały długo czekać na termin realizacji. Wynika z pracy, którą wkładam w to, by pójść, zejść, dojść, by móc posprzątać, ugotować, zakupy zrobić, przeczytać, napisać, pościelić, wyszorować, zamknąć, otworzyć, spakować, zaprosić, ugościć, zawieść, odebrać, wysłać, itd. Perspektywę tę najlepiej obrazuje zdanie, które zalęgło mi się w głowie.

To, że możesz coś zrobić, jest przywilejem.

Naprawdę. Pomyśl o tym. Pamiętaj. Wtedy jest inaczej.

przynajmniej u mnie.

2049. Quva? Ależ skąd!

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Inteligentni. Po studiach. Z życiowym i zawodowym doświadczeniem. Nie widzą, że „tak, chcę, ale…” to kompletnie nie to samo co „tak, chcę”. Czytałam te wszystkie „tak, chcę, ale…” i ani moja inteligencja, ani żadne ze studiów, ani żadne doświadczenie ogarnąć tego nie mogło.

Rozumiałam, że na morzu nie byli, w piłkę nie grali, to i pojęcie „zabawa w zespół” była dla nich tylko zabawą, w której ważne jest, kto komu łopatkę zabierze, wiaderko wyrwie, a to, że byliśmy umówieni na „tak, chcę”, a nie na „tak, chcę, ale…” to zwykły niuans i czepiam się, ranię ich uczucia, jestem nierelacyjna i niefajna.

Kiedyś w tego typu sytuacji niejedną quvą bym rzuciła, wściekłabym się i zużyła trochę soków żołądkowych. Ale teraz jest teraz, a nie kiedyś. W punktach zebrałam, jak to widzę. Punkty wyłożyłam, dowiadując się po raz kolejny, że jestem nierelacyjna i niefajna. Myślę sobie inaczej niż kiedyś. Głęboko wierzę, że idzie coś nowego. Jeszcze nie wiem, co to jest. Ale wiem, że jest lepsze dla nas wszystkich i dla każdego z nas osobna. Prowadzi mnie wiara, ciekawość i pewność, że coś być musi, do cholery, za zakrętem.

2048. Ścinki urlopowe

 
 
 
 

zimowe ścinki.

2047. Dzień 15.

koniec.

2046. Wczorajszy ranek (suplement)

przed pływaniem.

czwartek, września 15, 2016

2045. U Orzeszka i Białego Kruka (V)

Tamczasem. Odłożyli na potem.

…niezmiennie uwielbiam, choć
puzzli, jako takich, nienawidzę.

2044. Dzień 14.


22 × (2 × 25 m) + 4 840 m + 2 560 m

2043. O miłości?

Sadownik & Jabłoń:
(mijają przed południem ulubiony dom letniskowy)

Sadownik:
(rozmarza się, co by zrobił, gdyby wygrał w totka)
…i wymieniłbym żonę na starszy model,
bo byłoby mnie stać na krem.

Jabłoń:
(rechocze z powodu kremu)
Normalnie, kocham Cię, Słonko!

(2021+4+2+11+2+2). Urlopownik (VI)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W sześciu słowach. Łapie za jaja i nie puszcza.

Inaczej. Nie pozostawia złudzeń. Dobro dzieci nie leżało na sercu tak wielu dorosłym, jakby się mogło wydawać. Po siedemdziesięciu latach z małym okładem można, nie naginając specjalnie rzeczywistości, powiedzieć, że wciąż dobro dzieci nie leży na sercu zbyt wielu ludziom. Co innego, jeśli chodzi o nienarodzone. Dzieci w wielu wypadkach są komponentą statusu społecznego, efektem przecież-nie-można-inaczej, czy co ludzie powiedzą. Nagminnie jestem świadkiem, gdy to dziecko ma zrozumieć, pojąć, doskoczyć. Zbyt rzadko widzę dorosłych, którzy chętni są uczyć się od dzieci. Przykład?

Przykład. Urlopowy. Dzieci mają niebywałą łatwość wchodzenia w relacje, co dorosłych opiekunów, nie wiedzieć czemu, zwykle wprawia w zakłopotanie. Nad morzem, przy linii brzegowej dwuletnia dziewczynka idzie na zderzenie. Zatrzymuję się, uśmiecham się do niej i obserwuję, o co chodzi. Dziewczyneczka dziarsko idzie dalej, a ja już wiem, o co biega. Wbijam kije i czekam. Dziewczynka uśmiecha się zawadiacko i przechodzi pod moją ręką, między mną i kijem. Rodzic skurczony, dwa metry dalej, przeprasza. Za co? My naprawdę dobrze się bawiłyśmy.

Jeszcze inaczej. Ten mądry z miłościwie nam panujących, co twierdzi, że wojna ma też dobre strony, powinien być łaskaw przeczytać tę książkę, ale ze zrozumieniem — na co pewnie trudno liczyć, bo nie ma czasu, a zrozumienie wymaga czasu, refleksji i empatii, a nie narodowego zacietrzewienia.

W dziesięciu słowach. Bycie dorosłym oznacza zobowiązanie wobec dzieci, wobec każdego spotkanego dziecka.

     — Poczekaj tu na mnie, zaraz przyjdę, muszę pójść do zakrystii.
     Kościół jest prawie pusty.
     Renata zostaje, patrzy na wielkiego Chrystusa nad ołtarzem, na anioły i świętych. Zaczyna się cicho modlić. „Panie Jezu, zrób tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi, żeby nikt niepotrzebnie nie umierał, żeby wszyscy znaleźli swoich bliskich i żeby było co jeść. Spraw, żeby nigdy nie trzeba było się bać”.
     Chrystus milczy i patrzy, litościwie się uśmiechając.

*

Stasė owija Renatę dużym ręcznikiem, wyciąga z balii, wyciera.
     — Jak dobrze, że ty nic nie rozumiesz, co ta piekielnica, moja siostra, wygaduje — mówi do dziewczynki po litewsku.
     Stasė wynosi Renatę owiniętą w ręcznik do dużego pokoju, gdzie czeka już pościelone łóżko.
     W pokoju stawia ją na krześle.
     — Zaraz ci dam koszulę nocną. Będzie na ciebie za duża… — śmieje się — bo to moja… Ale jutro uszyję ci śliczną koszulę. I sukienkę. Teraz musisz się wyspać.

*

Przez uchylone drzwi słyszy jakiś dźwięk dobiegający z kuchni. Podchodzi bliżej drzwi, widzi, jak Stasė szyje sukienkę. Kobieta wygląda na szczęśliwą. Renata przypatruje się Stasė, jakby chciała zapamiętać na zawsze jej twarz w tym momencie. A może próbuje zrozumieć jakąś prawdę o ludziach?

*

Przecież nie możemy zgubić się w świecie na zawsze, prawda? Skoro się zgubiliśmy, spróbujemy się znaleźć. Musimy spróbować!

*

Ktoś gra na fortepianie „Gnossienne nr 5” Erika Satiego, tylko inaczej niż mama — mocno przyciska klawisze, wręcz w nie uderza. Renatę przepełnia lęk, ale idzie w stronę tej muzyki, która staje się coraz głośniejsza.
     Już wie, skąd dobiega. Naprzeciw na wpół zburzonego muru stoi dom — z otwartymi na wiosnę i słońce oknami. Przez nie widać jasny pokój, w którym tańczą dziewczynki, małe baleriny. Renata widzi też pianino i siedzącą przy nim potężną pianistkę, a obok — drugą kobietę, piękną, wysoką, z opaską we włosach.
     Dziewczynka patrzy na ten niezwykły świat i nie może oderwać oczu
.

Alvydas Šlepikas, Mam na imię Marytė, przeł. Paulina Ciucka,
Wydawnictwo KEW, Wrocław 2015.
(wyróżnienie własne)

środa, września 14, 2016

2041. Dzień 13.


21 × (2 × 25 m) + 2 560 m

(2021+4+2+11+2). Urlopownik (V)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Co teraz? Następna powieść? Nie. Może coś z zaległości? Tak. Tą metodą padło na x. Kaczkowskiego. Czasem daje czadu w iście katolickim stylu, co trudno traktować jako niespodziankę. Czasem widać, że kontaktu z kilkoma kwestiami w życiu nie miał i teoretyzuje. Ale poza tym, miodzio, zachwyt i szacun. Z jego na moje przekładalne w stu procentach, tylko aksjomaty mamy różne.

Pomyślałem bardzo szczerze, jednocześnie bardzo boleśnie tę myśl przeżywając: „Panie Boże, zdejmij ze mnie ciężar przywiązania do efektu”. Dopiero wtedy poczułem wolność.

*

Życie jest modlitwą. Dla mnie również praca jest modlitwą.

*

Musimy pamiętać, że kiedy coś dramatycznie w życiu zawalimy, to nie jest to nigdy sytuacja ostateczna.

*

[…] przypomniałem sobie starą metodę zdrowego myślenia Simontona: nie marnuj czasu, odnoś się do faktów, a nie swoich wizji.

*

Powtarzam sobie: „Zaufaj”. Tylko i aż tyle.

*

[…] amor est diffusivum sui, czyli że — jest to nieprzetłumaczalne dosłownie — miłość jest ze swej istoty rozlewna.

*

[…] miałem w sobie obawę, że wszystko w życiu można zmarnować, rozmienić się na drobne.

x. Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka, Życie na pełnej petardzie,
czyli wiara, polędwica i miłość
,
Wydawnictwo WAM, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

wtorek, września 13, 2016

2039. Dzień 12.

(2021+4+2+11). Urlopownik (IV)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie wiem, co jest w powieściach, że tak wolno je czytam — wręcz sylabizuję.

Dobrze się przy tej książce bawiłam. Zatrzymało mnie kilka scen, obrazów i zdań. Przemieniło mnie też. Przynajmniej troszkę.

Sadownik & Jabłoń:
(po plaży wczoraj szli i dyskutowali gdzie zalec)

Jabłoń:
Tak żeby poleżeć, bo czytam romansidło
i już mi niewiele zostało, by skończyć.

Sadownik:
Romansidło!?

Miłość była najstarszym, najbardziej bezwzględnym katalizatorem pod słońcem.
     Zwykle jednak zakochujemy się w czymś, czego nam brakuje i co odnajdujemy w drugim człowieku
.

*

Chciałam zawiązać węzeł, który przetrwa na zawsze. Ale nie z kimś innym. Z samą sobą.
     Przez całe życie próbowałam na wiele nienazwanych, nieokreślonych sposobów podłączyć się do kogoś innego
[…] i więcej już tego nie chciałam. Chciałam należeć do siebie.

*

Stałam bez ruchu, lecz w moim wnętrzu schodziła lawina, osuwały się dzieje całego świata.

*

Nie wiem, czy rozumie w większym stopniu niż ja, w jaki sposób to, że należę do siebie samej, pozwala mi pełniej należeć do niego. A ja po prostu wiem, że to prawda.

*

Dominic przypomniał mi, że „Bóg jest kołem, którego środek jest wszędzie, a obwód nigdzie”. Zobaczę, czy ma rację.

*

Są rzeczy, których nie sposób wytłumaczyć, chwile, gdy życie układa się w tak dziwny sposób, że można im przypisać cały słownik znaczeń. Zapach śniadania wydał mi się dokładnie czymś takim.

*

Zdumiewało mnie, ile musimy dokonywać nowych wyborów, milion razy dziennie — wybierając miłość, a potem wybierając ją ponownie. Jak bardzo może się różnić miłość od zakochania.

*

     — W Afryce ludzie z plemienia Sonjo powtarzali, że któregoś dnia wzejdą dwa słońca. Jedno słońce wzejdzie na wschodzie a drugie na zachodzie. I kiedy spotkają się na górze, to będzie koniec.
     
[…]
     — Masz na myśli koniec świata? — zapytał Mike.
     — Mam na myśli, że kiedyś wszystko się kończy. Gdzieś zawsze wschodzą dwa słońca. Takie jest życie. Coś się kończy, a potem zaczyna się coś innego. Rozumiecie?

*

Przede wszystkim trzeba poddać się temu, co się kocha.

*

— Spróbuj spojrzeć na to z mojej strony, dobrze? — dodałam łagodniejszym tonem, ponieważ poprzednie zdanie zabrzmiało dość ostro.
— Dobrze — odparł machinalnie, ale domyślałam się, że tego nie zrobi. To jedna z najgorszych rzeczy, kiedy żyje się z inteligentnymi ludźmi: tak bardzo przywykli do tego, iż mają rację, że nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej
.

*

Niektórzy mówią, że się stoczyłam — to bardzo miło z ich strony. Ja się nie stoczyłam, ja zanurkowałam.

Sue Monk Kidd, Opactwo świętego grzechu, przeł. Andrzej Szulc,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)

poniedziałek, września 12, 2016

(2036+1). Rozdziewiczony czterdziestolatek

Sadownik & Jabłoń:
(pierwszy raz w życiu na plaży nudystów,
pierwszy raz we wrześniu smażą się
)

Sadownik:
(pięknie się odnalazł i wraca nagusieńki z wody)

Jabłoń:
I jak?

Sadownik:
Luz, blues i orzeszki!

Jabłoń:
(ma plany na wieczór)
Tylko wieczorem nie mów mi,
że ci się blues przypiekł!

2036. Dzień 11.


4 560 m

piątek, września 09, 2016

2033. Sopòtë

Przed. Po. Wszystko bez kijów.

2 720 m + 2 150 m

A w trakcie:

Czuj podłoże! Bądź w kontakcie,
z Tym, co w życiu cię prowadzi
.

I nie chodziło o chodzenie. Teraz padam.

czwartek, września 08, 2016

2032. Dzień 8.


2 470 m + 4 030 m

2031. Oddaj się!

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

nie wolno się poddawać! a już na pewno nie wolno poddać się bez walki — tak mówią. w konsekwencji normalny człowiek szarpie się, ze skóry wychodzi, walczy, na uszach staje, poddać się nie może. bo przegra. bo mięczak. bo wszystko, co najgorsze. bo uczepił się człowiek jak kretyn przymiotnika normalny i poddać się nie wolno!

zawsze myślałam, że poddać się oznacza odpuścić, zrezygnować, lachę położyć, przestać robić cokolwiek w określonym kierunku. to ostatnie — nicnierobienie — przerażało mnie najbardziej.

poddałam się. na trawie. w pełnym słońcu. i jeszcze bardziej. i do końca. i odkryłam, że poddać się oznacza dla mnie dziś cztery rzeczy: relaksować się głęboko, robić tylko właściwe rzeczy w określonym kierunku, kochać i oddać się życiu.

już!

środa, września 07, 2016

2030. Dzień 7.


2 830 m + 5 860 m

2029. Goferiada

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszego dnia. Sadownik zamawia mi gofra z bitą śmietaną i owocami. Ja gapię się na ludzi. Kobieta. 50+. Starająca się za wszelką cenę wypiąć pierś, wciągnąć brzuch w opiętym młodzieżowym ubranku. Patrzę na nią i myślę sobie: naprawdę o tym jest życie?

Przedwczoraj. Pan kark z rodziną. Rodzina siedzi. Kark stoi i macha łapami, gestykuluje zachłannie, próbując wytłumaczyć coś umieszczonym w rodzinnej hierarchii niżej lub dużo niżej. Patrzyłam i pomyślałam: naprawdę to jest o sile?

Wczoraj. Mężczyzna. 50+. Wysiada z wypasionego, całkiem nowego auta. I zmienia się atmosfera. I pani trzy stoliki dalej poprawia się, usteczka w ciup składa, gdy on ku niej mknie. Patrzę i myślę: czy to jest o władzy?

Dziś. Nie ma Sadownika, nie ma gofra. Pan Ciasteczko pojechał przewietrzyć się na targi.

wtorek, września 06, 2016

2028. Dzień 6.


2 930 m

(2021+4+2). Urlopownik (III)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ta książka zgwałci twoje dobre samopoczucie. Postawi cię przed pytaniami, na które, tylko wydaje ci się, że masz odpowiedzi. Nie masz. Lepiej, żeby życie nie powiedziało ci: sprawdzam!

Czy mamy zawsze stać po stronie matek bez względu na to, czego dla nas nie zrobiły?

*

Czym jest miłość dziecka do matki? Jak długo trwa? Czy my — moja matka i ja — naprawdę byłyśmy mamą i dzieckiem, czy tylko starymi zmęczonymi kobietami, z których każda powinna mieć prawo do świętego spokoju.

*

[…] zaoszczędzilibyśmy szesnaście kun miesięcznie. Mój mąż uważa, że to śmieszne.
     — Ziarnko do ziarnka — powiedziałam.
     On jest praktyczny.
     — Nie wyrzucamy pieniędzy, tylko inwestujemy w spokój ducha.

*

Jak rozmawiać z matką, której się nie kocha? O złych ojcach jest obszerna literatura, kobiety zawsze są ofiarami, dlatego nie potrafiłam się odnaleźć w kontaktach z moją matką. Była ofiarą, bo żyła z moim ojcem, była ofiarą, bo urodziła ją moja babcia, bił ją nieżyjący już brat, gdy była dzieckiem, ona jest ofiarą, bo ja jestem jej córką. Kim jestem? Czym jestem?

*

Wszyscy mówią o wydłużeniu ludzkiego życia jako o cudzie, z którego powinniśmy się cieszyć. Wydłużenie ludzkiego życia jest zabijaniem ludzi w najlepszym okresie życia.

*

Gdybym miała wielką firmę…
     — Moja droga, medycyna jest dzisiaj bardzo droga. Jeśli wejdziesz w wielki biznes, kto wie, czy zarobisz dostatecznie dużo pieniędzy, żeby leczyć się z wszystkich chorób, których byś nie miała, gdybyś nie weszła w wielki biznes. — To rozstrzygnęło sprawę, dzisiaj się z tego cieszę.

*

Mama patrzyła na mnie, ale nigdy mnie nie widziała.

Vedrana Rudan, Oby cię matka urodziła,
przeł. Marta Dobrowolska-Kierył,
Drzewo Babel, Warszawa 2016.

poniedziałek, września 05, 2016

2026. Dzień 5.


1 190 m + 5 910 m

(2021+4). Urlopownik (II)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ta książka powstawała w 1959 roku. Miło byłoby, gdyby jej treść była już dawno przeterminowana. A chce się powiedzieć, że niewiele się zmieniło. Wysubtelniało, ale nie zmieniło. Nie chodzi tylko o rasizm, ale o wszelką dyskryminację, ze względu na płeć, wiek, orientację seksualną, religię. Wybrałam tylko te słowa, które, choć zapisane w Ameryce w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, mają sens nad Wisłą w roku 2016. I co my na to? Dobra zmiana?

Nie ma już czasu na roztrząsanie każdej kwestii, na relatywizowanie, na podawanie w wątpliwość. Dzieje się zbyt wiele złego, podczas gdy spieramy się o nieistotne drobiazgi i komplikujemy sprawy.
     […] Prawdziwa jest uniwersalna opowieść o ludziach, którzy niszczą ciała i dusze innych ludzi — niszcząc przy tym samych siebie — z powodów, których nikt do końca nie rozumie.

*

[…] bycie Obcym wcale nie oznacza faktycznej inności. Wszyscy ludzie muszą zmierzyć się z tymi samymi podstawowymi zagadnieniami miłości, cierpienia, rozwoju własnego i dzieci, trwania i nieuniknionej śmierci.

*

Potrzebujemy jakiegoś wielkiego świętego i wiele zdrowego rozsądku. Inaczej nigdy nie będziemy mieli dobrej odpowiedzi, gdyż różne grupy nacisku — rasiści, patrioci czy jak tam się jeszcze nazywają — będą twierdzić, że każde posunięcie w stronę równości rasowej to krecia robota komunistów, syjonistów, iluminatów, satanistów i kogo tam jeszcze… Po prostu działania spisku wymierzonego w cywilizację chrześcijańską.
     — Więc jeśli chcesz być uznany za dobrego chrześcijanina, musisz zachowywać się nie po chrześcijańsku. Jasne — zgodził się pan Gayle.

*

Szepnąłem sam do siebie: „Dobry Boże, dlaczego ludzie robią takie rzeczy, jeśli tyle może być miłości na świecie?”.

*

Dobrzy biali — ci, którzy nie byli otwarcie uprzedzeni — zachęcali nas, byśmy „pracowali, uczyli się i z całych sił pięli do góry”. Naprawdę uważali, że to najlepsze rozwiązanie. Nie zdawali sobie sprawy, że za każdym razem, kiedy czarnym wydawało się, że znaleźli jakieś niezablokowane wyjście ze społecznej pułapki, było ono od razu zamykane za przyzwoleniem całej białej wspólnoty.

*

Nie znoszę takich, którzy kochają ludzkość, ale ludzi traktują źle i okrutnie.

*

     — Muszę ci się do czegoś przyznać — powiedział. — Koszmarnie się ciebie boję. W końcu facet, który zrobił coś takiego…
     — Więc wcale nie znasz mnie tak dobrze, jak myślisz — przerwałem mu. — Prawda jest taka, że to ja się ciebie koszmarnie boję.
     Roześmiał się serdecznie.
     — Słowo honoru, naprawdę nie ma powodu.

*

Mnich roześmiał się serdecznie.
     — Czy to nie Szekspir napisał, że każdy głupiec znajdzie w Piśmie cytat na poparcie swoich słów? Już on sporo wiedział o obłudzie.

*

Doszedłem do wniosku, że atmosfera miejsca jest zupełnie różna dla Murzynów i dla białych. Czarni postrzegają rzeczy i reagują na nie inaczej niż biali nie dlatego, że są Murzynami, lecz dlatego, że są prześladowani. Strach może przyćmić nawet słońce.

John Howard Griffin, Czarny jak ja, przeł. Katarzyna Glasenapp,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016.
(wyróżnienie własne)

sobota, września 03, 2016

(2022+1). Dziewczyny

fot. Sadownik

2022. Dzień 3.


1 190 m + 6 100 m

2021. Urlopownik (I)

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Powieść. Niezobowiązująca. Raczej z kategorii mało ambitnych. Bez odwołań do wielkich dzieł sztuki.

Przygoda. Odkrywająca najgłębsze ludzkie pragnienia. Dotykająca przemijania i skończoności czasu człowieka jako jednostki. I to fantastyczne pragnienie, by jeszcze chociaż jeden rozdział, zwrot akcji, jeszcze jedno spotkanie, tylko jeden dialog. Nie przeczytałam, łyknęłam jak dobrą baśń.

Uwielbiał, jak potrafiła przyjmować życie i tulić je do swojej pełnej piersi, nie puszczając ani na chwilę.
     — Nigdy nie postawiłaś na mnie kreski — zauważył. — Nawet kiedy ja sam dałem za wygraną.

*

     — Nie powstrzymasz człowieka przed robieniem czegoś, czego naprawdę chce. Może uznała, że to, co było wcześniej, nie ma już znaczenia. Czasem, kiedy zamkniemy pewien rozdział, nie chcemy już do tego wracać.

*

     — Myślę, że ta mała psina troszczy się o mnie bardziej niż ja o nią. Pewnego dnia otworzyłem drzwi, a ona siedziała na progu, jak jakiś anioł stróż czy coś w tym rodzaju. Powiedziałem jej: „Stać cię na kogoś lepszego. Idź, poszukaj jakiegoś w miarę przyzwoitego gościa, który ma robotę”. Wyprowadziłem ją na ulicę. Ale kiedy następnym razem otworzyłem drzwi, ona znów tam była. Wtruchtała do mieszkania, usiadła i od tamtej pory jesteśmy razem. Może widzi we mnie coś, czego sam nie dostrzegam.

*

Co ty, u licha, mi zrobiłeś, pytało z wyrzutem jego ciało.

Phaedra Patrick, Osobliwe szczęście Arthura Peppera,
przeł. Anna Esden-Tempska, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2016.

czwartek, września 01, 2016

2019. Dzień 1.

są marzenia, o których nie wiesz, że były marzeniami, dopóki się nie ziszczą.


3 970 m
(razem: bez i z kijami)

(1994+24). Degustacja #3

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Po porannym pływaniu rozpoczęłam rozdział trzeci degustacji. Wczoraj skończył się sierpień. Przez cały miesiąc (liczący trzydzieści jeden dni) przebiegłem w sumie 350 kilometrów. Przeczytałam i zamyśliłam się… Wczoraj skończył się sierpień. Przez cały miesiąc przepłynęłam około 13 kilometrów.

Przyglądanie się zmianom zachodzącym we własnym ciele jest przyjemnym uczuciem, choć teraz zmiany te nie zachodzą tak szybko jak wtedy, kiedy byłem młody. To, co kiedyś zajmowało mi półtora miesiąca, teraz zajmuje trzy. Czas, przez jaki mogę trenować, skraca się coraz bardziej, zmniejsza się skuteczność całego procesu, ale co mam zrobić? Muszę się z tym pogodzić i zadowolić tym, co mam. To jedna z życiowych prawd. Poza tym nie sądzę, by wydajność, lub jej brak, była jedynym miernikiem własnego życia.

*

Biegnąc w tamtym maratonie, uznałem, że już nigdy więcej nie chcę przechodzić przez coś takiego. Nie chcę odmrażać sobie tyłka i czuć się podle. Wielkie dzięki! Tam i wtedy podjąłem decyzję, że przed następnym maratonem wrócę do podstaw, zacznę od początku i będę się starał najlepiej jak umiem. Będę trenował wytrwale i odkryję na nowo, na co fizycznie mnie stać. Dokręcę wszystkie poluzowane śruby, jedną po drugiej. Zrobię to i zobaczę, co się stanie. Tak sobie myślałem, powłócząc nogami w lodowatym wietrze, dając się wyprzedzać kolejnym biegaczom.

*

Nie — zapomnij o piwie. I zapomnij o słońcu. Zapomnij o wietrze. Zapomnij o artykule, który masz napisać. Skup się na przesuwaniu stóp do przodu, jedna za drugą. Tylko to jest teraz ważne.

*

[…] nogi kierują się własnym rozumem.

Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu,
przeł. Jędrzej Polak, Muza, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)

2017. Jak skutecznie straszyć mną dzieci

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Młoda zgrzytała zębami na myśl o pierwszym września. Do końca obowiązkowej edukacji zostało jej jeszcze jedenaście lat, ale już zawodowo nienawidzi szkoły. Matka Młodej miała dość słuchania jęczenia i podpuściła latorośl:
     — Jedenaście lat, to idź i spytaj ciocię, ile chodzi do szkoły.
     Poszła, wypytała ciocię Jabłonkę, a gdy wróciła do Matki, teatralnym szeptem powiedziała:
     — Mamo, ciocia do szkoły chodzi już trzydzieści sześć lat. Ona naprawdę tak wolno się uczy?