wpis przeniesiony 24.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Nie wiem, co jest w powieściach, że tak wolno je czytam — wręcz sylabizuję.
Dobrze się przy tej książce bawiłam. Zatrzymało mnie kilka scen, obrazów i zdań. Przemieniło mnie też. Przynajmniej troszkę.
Sadownik & Jabłoń:
(po plaży wczoraj szli i dyskutowali gdzie zalec)
Jabłoń:
Tak żeby poleżeć, bo czytam romansidło
i już mi niewiele zostało, by skończyć.
Sadownik:
Romansidło!?
Miłość była najstarszym, najbardziej bezwzględnym katalizatorem pod słońcem.
Zwykle jednak zakochujemy się w czymś, czego nam brakuje i co odnajdujemy w drugim człowieku.
*
Chciałam zawiązać węzeł, który przetrwa na zawsze. Ale nie z kimś innym. Z samą sobą.
Przez całe życie próbowałam na wiele nienazwanych, nieokreślonych sposobów podłączyć się do kogoś innego […] i więcej już tego nie chciałam. Chciałam należeć do siebie.
*
Stałam bez ruchu, lecz w moim wnętrzu schodziła lawina, osuwały się dzieje całego świata.
*
Nie wiem, czy rozumie w większym stopniu niż ja, w jaki sposób to, że należę do siebie samej, pozwala mi pełniej należeć do niego. A ja po prostu wiem, że to prawda.
*
Dominic przypomniał mi, że „Bóg jest kołem, którego środek jest wszędzie, a obwód nigdzie”. Zobaczę, czy ma rację.
*
Są rzeczy, których nie sposób wytłumaczyć, chwile, gdy życie układa się w tak dziwny sposób, że można im przypisać cały słownik znaczeń. Zapach śniadania wydał mi się dokładnie czymś takim.
*
Zdumiewało mnie, ile musimy dokonywać nowych wyborów, milion razy dziennie — wybierając miłość, a potem wybierając ją ponownie. Jak bardzo może się różnić miłość od zakochania.
*
— W Afryce ludzie z plemienia Sonjo powtarzali, że któregoś dnia wzejdą dwa słońca. Jedno słońce wzejdzie na wschodzie a drugie na zachodzie. I kiedy spotkają się na górze, to będzie koniec.
[…]
— Masz na myśli koniec świata? — zapytał Mike.
— Mam na myśli, że kiedyś wszystko się kończy. Gdzieś zawsze wschodzą dwa słońca. Takie jest życie. Coś się kończy, a potem zaczyna się coś innego. Rozumiecie?
*
Przede wszystkim trzeba poddać się temu, co się kocha.
*
— Spróbuj spojrzeć na to z mojej strony, dobrze? — dodałam łagodniejszym tonem, ponieważ poprzednie zdanie zabrzmiało dość ostro.
— Dobrze — odparł machinalnie, ale domyślałam się, że tego nie zrobi. To jedna z najgorszych rzeczy, kiedy żyje się z inteligentnymi ludźmi: tak bardzo przywykli do tego, iż mają rację, że nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej.
*
Niektórzy mówią, że się stoczyłam — to bardzo miło z ich strony. Ja się nie stoczyłam, ja zanurkowałam.
Sue Monk Kidd, Opactwo świętego grzechu, przeł. Andrzej Szulc,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz