niedziela, czerwca 29, 2014

1078. Zaskoczki dwie, czyli o miłości do Warszawy

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

#1

Z kronikarskiego obowiązku, by nie zgubić. W zeszłą niedzielę, w odmiennym postażowym stanie będąc, od skojarzenia do skojarzenia, przypomniało mi się, że kilka tygodni wcześniej słyszałam audycję o fantastycznym projekcie muzycznym dotyczącym piosenek o Warszawie. Obiecałam sobie wtedy, że kupię koniecznie.

Na fali przypomnienia, nie dając sobie szansy na zapomnienie zamówiłam, łomoląc w międzyczasie wersją jutiubkową. Przyszła w piątek. Odebrałam. Zachwyciłam się prostotą wydania, ale dopiero wczoraj miałam czas, by móc łomolnąć nią od początku do końca — zachwyt mnie złapał ogromny i satysfakcja, że nosa miałam, chcąc tę płytę mieć.

St. Celińska, B. Wąsik, Royal String Quartet,Taka Warszawa.


#2

Z kronikarskiego obowiązku, by nie zgubić. W poniedziałek odebrałam książkę, której na pewno bym nie kupiła, bo za trzema wielkimi od języka polskiego nie przepadam. Pech jednak chciał, że odbierając z Sadownikiem inne książki, gdy On płacił, ja niczym dziecko z ADHD, za jego plecami przeglądałam nieznane i wcale niechciane przeze mnie książki. No i wpadłam jak śliwka w kompot, bo książka złożona jest po prostu fantastycznie, nie mówiąc o formacie i półtwardej okładce. Przez wszystkie rozdziały wciąż są i klimat obłędnie fajnej rozmowy, i serdeczna atmosfera przyjacielskich pogaduch — jak dobrze, że świat taki istnieje i można go nie tylko podglądnąć, ale również podczytać, poczuć i mieć na swojej półce.

Miodek: [...] ale — bądźmy szczerzy — tysiące dowcipów bez wtrącanych weń wulgaryzmów przestaje być dowcipami. Opowiem jeden: Znany warszawski reżyser namawiany jest do tego, żeby się przeprowadzić do Wrocławia. „Tu jeszcze gruzy, ruiny i zgliszcza, kiedy ta Warszawa stanie na nogi? Więc przyjedź do Wrocławia!”. Lecą argumenty socjologiczne. „Nie, nie, ja Warszawie będę wierny do końca życia”. Pada więc inny argument: „Słuchaj, Wrocław to miasto zieleni, parków...”. A on na to: „A co ja, k..., mszyca jestem?”. I teraz opowiedzcie to bez tego przerywnika...

Bralczyk: Tak, bez mszycy byłoby gorzej...
     Wulgaryzm ma w sobie coś z liturgicznego użycia języka, to jest magia. Nie zwracamy wtedy uwagi na desygnaty, nie mówimy o otaczającej rzeczywistości, tylko używamy słowa, jak gdyby ono albo wyzwalało energię, albo wywoływało jakieś stany emocjonalne — nawet jeśli ma być to oburzenie. Taka rytualność wulgaryzmów, gdyby była uświadomiona, może zmniejszyłaby ich powszechność.

*

Bralczyk: Jeśli chodzi o zastępniki, a więc zwykłe eufemizmy, przyszedł mi teraz do głowy jeden, który szalenie lubię: „sukinkot”. Nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo mi się podoba.

Miodek: Ja też sukinkota, podobnie jak skurczybyka, lubię.

Markowski: A sukinpsa nie ma i nie będzie.

Bralczyk, Miodek, Markowski
w rozmowie z Jerzym Sosnowskim
,
Agora SA, Warszawa 2014.

sobota, czerwca 28, 2014

1077. Raport Krowy: wszystko przez Sukę

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Do wczoraj dość dzielnie broniłam się przed natrętnym marketingiem telefonii niestacjonarnej. Latami o możliwości wymiany telefonu informował mnie Sadownik, bo ja nie miałam pojęcia, że warto mieć nowszą wersję ulubionego telefonu. Latami wybierał mi model spełniający moje najśmielsze życzenia: zwykły telefon bez wodotrysków, bez zamrażacza połączeń i uczuć, bez modułu „daj się zaskoczyć” nowym technologiom — zwykły telefon do dzwonienia i esemesowania. Przy ostatniej wymianie Małżonek-Przyjaciel-Współspacz poinformował mnie, że mam bardzo wygórowane wymagania i że właśnie stoję przed historyczną chwilą, kupuję ostatni telefon, który spełnia moje życzenia i w razie czego — w przeciwieństwie do smartfonów — da również radę przeżyć kąpiel w świeżo zaparzonej herbacie (naprawdę dał radę, ale o tym przekonałam się kilka miesięcy po jego zakupie). No cóż, pomyślałam wtedy, kupuję telefon, o który będę musiała bardzo, bardzo dbać, by starczył na bardzo, bardzo długo.

Wczoraj udało mi się swoim telefonicznym gruchotem uchwycić psią stopę, a gdy zobaczyłam jakość foci, przypomniało mi się, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Wczoraj skończyła się era przedpotopowych telefonów! Tak, chcę nowy śliczny model do dzwonienia, esemesowania i... robienia nagłych, o dużo lepszej jakości foci. Po raz kolejny wszystko przez Heniutkę.

Do listy rzeczy ważnych, potrzebnych, ale nienagłych dopisałam telefon, zaraz po kasku, który na liście zajmuje pierwsze miejsce od piętnastu miesięcy.

piątek, czerwca 27, 2014

1076. Laurka ślubna

Sadownik:
(w wersji delegacyjnej rozmawia wieczorem z Jabłonią przez telefon)
[...] Kończymy na teraz, bo piknął mi sms,
a umówiłem się z klientem i to może być on.

Jabłoń:
OK, pa, do potem.

Sadownik:
(po jakimś czasie parafrazuje Jabłoni
swoją rozmowę z klientem
)

     — Stoję pół godziny pod hotelem, próbuję się do pana dodzwonić i wciąż zajęte. Z kim pan tak długo rozmawiał?
     — Z żoną.
     — Chyba nie swoją?
     — Swoją.
     — Jak to? Przecież nie jest pan miesiąc po ślubie!

Jabłoń:
(ze śmiechu się pokłada po drugiej stronie połączenia telefonicznego,
już w środku słuchania tego, wiedziała, że musi to mieć zapisane
)

czwartek, czerwca 26, 2014

1075. Pierwszy dzień piątego roku

Dziś. Tylko cztery lata temu. Na rękach wniosłam Heniutkę do domu. Śladu po jedynym dywanie w naszym wspólnym życiu, co zasikany został skutecznie przez malucha, już nie ma. Nawet nam się nie przyśni, by o jakimkolwiek dywanie marzyć.

Sadownik podrzucił historyczną słit-okrutnie-focię, by przyśniło się nowe marzenie...

1074. Null

zatrzymałam się.
ogień we mnie
na chwilę przygasł.
czasem tak mam.

bez Sadownika.
bez słów.
bez ą przepyszną i
kaw ą smakowałam świat.
wczoraj.

1073. Studenckie życie

Donos o poniedziałku w mały piątek robiony.

Sadownik & Jabłoń:
(ponieważ nie wiadomo było,
w co ręce włożyć, umówili się na randkę
)

Jabłoń:
Zamówiłam bilety. Przepadło. Idziemy do kina.
Będzie o miłości...

Sadownik:
(z powagą w głosie)
Idziemy, ale po seksie!

Jabłoń:
(też z powagą)
I przed seksem!

(poszli)

Jabłoń:
(ryczała okrutnie)

Sadownik:
(łezka prawie mu się zakręciła w oku)

[Kinowa samotnia w duecie zaliczona na piątkę]

*

A jak przeżyjemy ten Sajgon to już, będziemy żyć.
Tak postanowione.

sobota, czerwca 21, 2014

1072. Wymuszenie po katolicku

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Co działo się, gdy mnie nie było? Podczytywałam z rana. Odwołali spektakl, na który żałowałam, że nie pójdę.

Jabłoń:
(czyta Sadownikowi fragmenty artykułów, cytuje jeden z ich tytułów)
Wiesz, dobry tytuł: Polska Iranem Europy...

Sadownik:
Nie, nie! Iran Polską świata islamu.

*

Rodrigo Garcia

*

[Roman Pawłowski]: Jaki był proces pracy nad tym spektaklem?

[Rodrigo García]: Zaczęło się od mojej fascynacji malarstwem renesansowym. Przez ostatnie dziesięć lat zobaczyłem w Europie wszystko, co powstało w tamtej epoce. Renesansowa ikonografia jest ważną częścią „Golgota Picnic”. Drugim impulsem była muzyka Haydna. „Siedem ostatnich słów Zbawiciela na krzyżu” [...]. (źródło)

*

To radykalny, nieprzyjemny spektakl o zachodnim społeczeństwie pogrążonym w konsumpcji i pozbawionym kontaktu z wartościami. Opowiada o sztuce, która wyczerpała swoją metafizyczną moc, i o Bogu, który staje bezradny wobec zła uczynionego ludzkimi rękami.

„Rozmieszczać broni na ziemi nie mogę: już wy to uczyniliście. Nauczyć was ruchać dzieci nie mogę: już wy to uczyniliście. Nauczyć was zabijać z głodu nie mogę: już wy to uczyniliście. Nie mogę nauczać was ścierać z powierzchni ziemi całe miasta i wioski ani technik dokonywania Holocaustu: już wy to uczyniliście” - tak brzmi otwierający spektakl nowy dekalog współczesnego świata. (źródło)

*

[...] obawiam się, że nie jesteśmy w stanie stworzyć alternatywnego, lepszego systemu. To nie tylko problem ekonomii. Społeczeństwa, które znam: hiszpańskie i włoskie, są za bardzo skupione na sobie. Nikogo już nie obchodzi, co dzieje się gdzie indziej, o ile ma się zapewnioną pensję, dom i samochód. Nie ma myślenia wspólnotowego. A rządy wykorzystują to, oferując ludziom szczęście na poziomie indywidualnym. (źródło)

(1067+4). Postażowe zamyślenie

miotając się między światami dobra i zła
            [
zrobiłam. dobrze? powiedziałem. źle?]
tracimy kontakt ze sobą, ze swoją intuicją.
gubimy świat rzeczy właściwych.

Rodrigo Garcia

piątek, czerwca 20, 2014

niedziela, czerwca 15, 2014

1066. Kiepska natura ma


czasem muszę
zatrzymać czas.
usiąść. poczekać
na samą siebie.

wczoraj potrzebowałam
wielu godzin, zanim
doszłam do siebie.

*

było dla mnie bardzo ważne, byśmy do domu wróciły już razem. ja ze sobą.

1065. Pogarda po katolicku chyba wciąż żywa

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia tej książki w Przytulisku zaczyna się od telefonu Seniora pięć dni temu. Zadzwonił złożyć mi życzenia urodzinowe. Pogadaliśmy jeszcze i o tym, i o owym. Zapytał mnie, czy widziałam film Tajemnica Filomeny. Oczywiście, że nie widziałam. Ale gdy nadmienił, że film powstał na podstawie książki a książka oparta na faktach, nie miałam wątpliwości, że jeszcze tego samego dnia ją zamówię.

Zamówiłam. Poczekałam dwa dni. Dwa dni zajęło mi jej przeczytanie. Nóż w kieszeni nie raz mi się otwierał. Przytoczone fragmenty mają miejsce w latach pięćdziesiątych i siedemdziesiątych zeszłego roku w Irlandii i Ameryce. Poraziła mnie ta książka. Dotarło to do mnie, jak już się odnalazłam w sobie po prawie dobie. Przyglądałam się swoim korzeniom, temu co wiem o pokoleniach, które były przede mną w mojej rodzinie. Smutne. Okrutnie smutny wzorzec.

Katolicka pogarda dla kobiet, płodności i seksu w tej książce może przyprawić o zawrót głowy. Choć na zachodzie mija, w Polsce wygląda na to, że trzyma się doskonale, żeby nie powiedzieć kwitnąco.

*

Seks i polski katolicyzm.
Zamyśliłam się. O seksie w mym rodzinnym domu nie mówiło się. No może raz.

Jako piętnastolatkę, odprowadził mnie chłopak pod klatkę. Wróciłam do domu przeszczęśliwa. Zamknęłam za sobą drzwi. I usłyszałam zaraz po tym, gdy nie umiałam odpowiedzieć na żadne z pytań (a kto? a co robi?), znałam tylko imię jego psa:
     — Pamiętaj! Ja twoich dzieci nie będę niańczyć.
Poczułam się, jakbym dostała w pysk.

Seks i polski katolicyzm.
Zadziwia mnie niezmiennie fakt, że kilkanaście lat zajęło mi pozbycie się wszystkich naleciałości, których nabawiłam się przez osmozę (?), których nawdychałam się (?), które „wyniosłam” (?) z nastoletniego życia. Polski katolicyzm — myślę — tego powinni zabronić.

*

     — Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz, Anuncjato? Ile razy mam ci powtarzać, że ból jest karą za grzechy? Te dziewczęta muszą ponieść konsekwencje swoich grzesznych poczynań. [...]
     [...] Matka Barbara każdej zadawała to samo pytanie, wyćwiczone przez lata i powtarzane mechanicznie:
     — I powiedz, dziecko, czy pięć minut przyjemności było tego warte?

*

Młodym kobietom zabraniano rozmów między sobą, nawet podawania swoich prawdziwych imion i miejsc pochodzenia. Ich życie miało być odtąd pełne sekretów, wstydu i samotności. Powiedziano im, że zostały odizolowane od społeczeństwa dla dobra ogółu. Bardzo rzadko odwiedzał je ktoś z rodziny, nigdy nie pojawił się ojciec żadnego z dzieci.

*

     —Ależ, proszę księdza — zaprotestował. — Skoro Bóg stworzył nas wszystkich... skoro stworzył mnie... dlaczego stworzył mnie takim, jakiego nie akceptuje? Jeśli tak bardzo to potępia?
     Kapłan westchnął.
     — Bóg nie stworzył ciebie homoseksualistą, Michaelu. Boskim nakazem każda istota rodzi się heteroseksualna.
[...]
     — Ojcze, czego Bóg od nas oczekuje? Co mogę uczynić dla swojego zbawienia?
     Na to pytanie kapłan miał gotową odpowiedź.
     — Ludzie z tym zaburzeniem powinni zachowywać wstrzemięźliwość, zrezygnować z relacji seksualnych w imię miłości do Boga i dla spokoju własnego sumienia. Mam na myśli wstrzymanie się od stosunków płciowych, przeglądania pornografii, samogwałtów i fantazjowania.
     Mike oblał się rumieńcem, miał wrażenie, jakby ksiądz siedział w jego głowie.
     — Może nie gwarantuje to zbawienia — ciągnął ksiądz Adrian — jednak, z bożą pomocą, jeżeli będą intensywnie nad sobą pracować, mogą odciąć się od homoseksualizmu, jako tożsamości, i rozpocząć nowe życie z Chrystusem.

*

     — [...] No i dotarło do mnie wreszcie, że nie jestem jedynym gejem na świecie.
     — Słonko. — Kurt zabawnie przechylił głowę. — Nie jesteś nawet jedynym gejem w tym pokoju.

*

[...] Niezmiennie fascynuje mnie pewne zjawisko: otóż według Kinseya jeden na dziesięciu mężczyzn jest homoseksualny, a w polityce sami stuporocentowi hetero. Czy tylko mnie wydaje się to dziwne?

Martin Sixsmith, Tajemnica Filomeny,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

*

Rodrigo Garcia
(źródło)

(917+147=1057+7). I po

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wespół w zespół razem z Altówkami i Szafirką wygraliśmy dawno, dawno temu, z myślą o zdrowiu Norda, trening ze Sławkiem. W piątek nastąpiła konsumpcja wygranej.

Cel dla nas było skromny, ale wymarzony. Sprawdzić, czy w Heni drzemią jeszcze poza Duchem Psa, psie Popędy, które niechcący z absolutnej niewiedzy zabiłam. Heniutka ma bowiem w życiu tylko jednego dużego pecha — jest naszym pierwszym psem. Okazało się w praniu, że troszkę drzemią i nie omieszkamy ich rozbudzać. Marzy mi się, by wrócić Suce Psią Duszę.




czwartek, czerwca 12, 2014

1062. Nie daj skolonizować swego umysłu

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sobota. Sadownik proponuje, by przed kawą zajrzeć do księgarni. A dlaczego nie? To świetna okazja, by spotkać książki, o których wydaniu absolutnie nic nie wiem. Dział reportażu. Zakupiłam skrzyżowanie literatury, poezji i faktu. Jeszcze do książki nie zajrzałam, a już pozwoliłam sobie na podzielenie się z Sadownikiem moim przemyśleniem dość dobrze uleżanym.

Od czasu do czasu jakiś minister, polityk czy inna kreatura tego pokroju wpada na genialny pomysł, który można byłoby nadąć do stwierdzenia: każdemu Polakowi, co raczy wrócić do kraju z Wielkiej Brytanii, proponujemy sto tysięcy złotych na start, zwolnienie z podatków i ZUS-u na pięć lat oraz czerwony dywan z lotniska pod samo mieszkanie. Wyartykułowałam Sadownikowi co następuje.

Po pierwsze, uważam to za wyjątkowo perfidne i beznadziejne zagranie wobec tych, co nie wyjechali i starają się tu żyć. Gdy kończyłam tę kwestię, drzwi od windy, na którą czekaliśmy, otworzyły się, a z jej czeluści wyszła polska rodzina z dwójką polskich dzieci. Po drugie — widzisz tych ludzi — powiedziałam do Sadownika. — My to my, ale oni to herosi prawdziwi w tym kraju i oni to dopiero muszą być wku*wieni, jak kreatury okołorządowe głoszą wspomniane świetlane pomysły na uzdrowienie demografii. Po trzecie i ostatnie, to naprawdę niesamowite, kiedyś Wielka Brytania kolonizowała tę czy tamtą część świata, teraz czasy się zmieniły, Polacy z własnej woli jadą i dają się kolonizować.

I wzięłam się za czytanie. Po dwóch dniach świątecznej przerwy skończyłam. Ta książka to lektura obowiązkowa dla białego Europejczyka. Najbardziej przerażające jest to, że wiele stwierdzeń o rasach wyższych i niższych, naturalnym porządku świata, wyższości jednej religii nad innymi wierzeniami, choć pochodzą z XVIII czy XIX wieku, brzmią jak zdania wyjęte z ust polskich polityków AD 2014.

Tę książkę warto przeczytać, by zobaczyć, jak idea może zabijać. By dostrzegać szybko i wyraźnie, że być może ktoś próbuje skolonizować nasz umysł. By nie mieć wątpliwości i zwyczajnie powiedzieć oczadzonemu porządkowaniem świata na jedyną słuszną modłę: nie, dziękuję.

*

A prawo międzynarodowe?
     Brytyjczycy zawsze traktowali własną ekspansję jako niekwestionowane prawo. Natomiast francuską ekspansję w Afryce Północnej i rosyjską w Azji Centralnej uważali za skandaliczne akty agresji. A to, że niemiecka byłaby w najwyższym stopniu amoralna — w tej sprawie i Francuzi, i Rosjanie, i Brytyjczycy byli jednomyślni.

*

[...] Ten sam ryk po każdym zdaniu wypowiedzianym przez przywódcę. Ta sama nienawiść do obcych. Ta sama gotowość do przemocy. Ta sama skaleczona męskość.
     — I to samo podłoże — mówi Niemiec. — Po wojnie wszyscy bali się bezrobocia, wszyscy wiedzieli, do czego doprowadziło i do czego może doprowadzić ponownie. Ta świadomość przetrwała dwadzieścia pięć lat. A potem o wszystkim zapomniano.
     To przecież kuszący interes. Pięcio-, dziesięcio-, piętnasto-, dwudziestoprocentowe bezrobocie daje pracodawcy wspaniałą przewagę. Siła robocza stoi w blokach startowych i marzy o tym, by ją eksploatować.
     Z odrobiną ekstremizmu z tej najbardziej prawej strony trzeba się rzecz jasna liczyć zawsze. Wśród tych, którzy starają się o pracę, znajdują się przecież Żydzi i Murzyni. Ale do diabła z tym. Przynajmniej uniknie się, w każdy razie, aroganckiej pewności siebie ludzi przekonanych, że w każdej chwili znajdą inną pracę!

*

[...] Wykształceni Francuzi zdawali sobie sprawę w mniejszym lub większym stopniu, w jaki sposób zdobywano kolonie i zarządzano nimi.
     Tak jak i w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ci sami wykształceni Francuzi dobrze wiedzieli, co robią ich oddziały w Wietnamie i Algierii.
     Podobnie jak wyedukowani Rosjanie w latach osiemdziesiątych wiedzieli, co robią ich oddziały w Afganistanie, a południowi Afrykanie i Amerykanie byli świadomi charakteru działań prowadzonych przez ich „siły wsparcia” w tych samych latach w Mozambiku i Ameryce Środkowej.
     Podobnie jak światli Europejczycy wiedzą dzisiaj, że dzieci umierają dlatego, że nad biednymi krajami wisi bicz zadłużenia.
     To nie wiedzy nam brakuje. Oświecone społeczeństwo w swojej większości i niezależnie od epoki posiadły wiedzę na temat popełnianych dawniej i popełnianych obecnie potworności w imię Postępu, Cywilizacji, Socjalizmu, Demokracji i Rynku
.

*

Ty już to wiesz. Ja również. Nie wiedzy nam brakuje. Brak nam odwagi, by to, co wiemy, zrozumieć i wyciągnąć z tego wnioski.

Sven Lindqvist, Wytępić całe to bydło,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011.

środa, czerwca 11, 2014

(1059+2). Prawo do praw człowieka

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Mam dzisiaj urodziny i nie zawaham się ich użyć. W majestacie tej groźby łomoliłam wczoraj raz za razem bez ryzyka, że za każde odtworzenie będę musiała zapłacić wysłuchaniem polskiego eksportu eurowizyjnego’14.

Lubię to mało. Bo Yazoo. Bo nie mam złudzeń, który z misiaczków podoba mi się najbardziej. Uwielbiam ten kawałek za wszystkie płaszczyzny, których dotyka — co wolno, czego nie wolno kobiecie, mężczyźnie. A największy uwielb mam, gdy mam okazję wysłuchać opinii Tych, którzy nie dają rady tego kawałka znieść. Długa droga przed nami, ludźmi. A może ktoś ma ochotę podyskutować?

Kawałek zostawiam tu dla siebie, by nie zgubić.

Bearforce1.

(1059+1). Dzień, który prezentem był

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jabłoń:
(wczoraj z rana zadała kilka niby od czapy pytań,
otrzymała odpowiedź i nie kontynuowała wątku
)

Sadownik:
(po chwili)
A czemu pytałaś? Znam cię i wiem, że jak pytasz,
to coś już ci chrupie z tyłu głowy.
Twoje pytania przecież zawsze mają jakiś cel.
No więc?

Jabłoń:
(udaje groźną bardzo i zdradzić się nie zamierza)
Ja mam dzisiaj urodziny
i nie zawaham się ich użyć.
[jako argumentu, który kończy każdą dyskusję]

*

Sadownik:
(dzwoni do Drzewka z pracy)
A tak dzwonię, by zapytać,
jak jest w dobrym świecie ludzi starszych?

*

Jak to dobrze, że człowiek jest istotą wielosezonową — pomyślałam wczoraj. Szczęśliwi ci, co mogą obchodzić urodziny kilkadziesiąt razy w życiu. Czyli szczęśliwa ja. Wydawało mi się w zeszłym roku, że miałam najlepsze urodziny właśnie wtedy, ale to była prawda na tamten rok, najpiękniejsze zaczęły się w poniedziałek wieczorem, by kulminację mieć wczoraj wieczorem w Chatce na psio-kocich łapkach. Szczęśliwa ja? Przeszczęśliwa! To były najszczęśliwsze z moich urodzin. Siedzę sobie i ślę podziękowania najszczersze w świat za każdy gest, słowo, myśl, które zostały mi podarowane. Dziękuję.

*

Niezmiennie Jakaś Część Mnie śmiała się bezgłośnie, gdy ktoś rodzinnie spętany z moją osobą życzył mi spełnienia marzeń. Nie wiedzą, co czynią! A potem będą włosy z głowy rwać — wzdycha Jakaś Część Mnie — i to szybciej niż później — dodaje ze znawstwem.

*

Między innymi zachwyciły:

*

najczarniejszych psich mokrych całusów
i najmężniejszych uścisków

*

*

(H and C Mice are the best)

Musical Mice, Happy Birthday played on the piano.

poniedziałek, czerwca 09, 2014

1059. Przeddzień

     — Dzień przed ciebie nie ma — poinformowała mnie ze znawstwem Gepardzica.
Upijam się więc niebytem, bo już wiem, że dziś mnie nie ma.

1058. Niech żyje wrona!


Szła.

Ona.

Majestatycznym krokiem,
     założę się.

Z podniesioną głową,
     jestem pewna.

Odważnie,
     no ba!


*

Gdy w sobotnie popołudnie na masce Bawarki zobaczyłam te ślady po wronich stopkach, odpadłam od uzgodnionej rzeczywistości — wlazłam w tę bajkę z niebywałą łatwością. Majestatyczna. Z podniesioną głową. Odważna. To nie była byle jaka wrona!

Od wielu lat uwielbiam monochromatyczne ptaki. Tak dobrze uczą o feerii barw w życiu, o jego niebywałej wartości, ale i... kruchości.

*

[...] mam taki gust wypaczony,
     że lubię wrony
...

Wojciech Młynarski, Lubię wrony.

sobota, czerwca 07, 2014

1057. Anioł na pchlim targu

Jabłoń:
(żebrze zmianę Sadowniczych planów na piątek)
Obiecałabym Ci, że będę grzeczna,
ale przecież wiesz, że to mi w ogóle nie wychodzi.

Sadownik:
Powiem ci jak porządny coach,
nie obiecuj, po prostu zrób to.

(mija jakiś czas)

Jabłoń:
(pamięta, że Student ma jakieś lekcje do odrobienia)
Będę wieczorem bardzo grzecznym modelem.
To dam radę, obiecuję. Kupujesz?

Sadownik:
A mam wyjście?

Jabłoń:
(szczerzy się i wdzięczy,
bo czy ma inne wyjście?
)

*
(wieczór i ciemno już)

Sadownik:
(rozstawia sprzęty)
Czy mogę mieć głupie pytanie?
Gdzie jest statyw?

Jabłoń:
O, cholera! Zostawiłam w Ośrodku.

Sadownik:
(w wersji Anioł nie Człowiek)
No to jadę. Daj klucze.

(cdn.)

*

Ile dziś wieczorem trzeba osób, by odrobić lekcje? Cztery? Nie.
Pięć. Sadownik. Jabłoń. Modelina. Student. Bez motocyklisty ani rusz.

piątek, czerwca 06, 2014

1056. Jak mus to mus

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czy mnie powinno dziwić, że wstaję nagle z fotela, a Świadomość mnie dopada. Tam dopada, atakuje! Atakuje? Powala na łopatki.

Jęknęłam:
     — Czy ja muszę?
     — Ależ tak — odrzekła.

Fakty Świadomość podała na końcu:
1. Matki NieMatkom do gardła skaczą, że egoistki, karierowiczki i te pe, i te de.
2. NieMatki Matkom do gardła skaczą, że w głowach tym ostatnim się poprzewracało i te pe, i te de.

Przepraszam, że już nie umiem wzniecić ani ognia, ani burzy wokół tego, co jedne drugim, i vice versa, są w stanie wykrzyczeć ze znawstwem i pewnością.

Odkrycie Świadomość wyłożyła najpierw
i zajęło Jej to ułameczek sekundy, tyle co podnosić się z fotela w celach mało skomplikowanych, a z pewnością nie filozoficzno-społecznych:
     — A tu, proszę — rzecze Świadomość — czy ty to widzisz? Drugie i Pierwsze na marginesie życia społecznego bywają. A tam jest mało śmiesznie i straszno czasem.

     — Czy ja muszę?
     — Ależ tak — odrzekła.
No to melduję.

Matki NieMatki na marginesie polskiego życia społecznego

czwartek, czerwca 05, 2014

1055. Od świadomości zbaw nas Panie?

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ta książka mną wstrząsnęła. Czasem zakręci się łezka, gdy czytam reportaże. Przy tej książce regularnie płakałam. Po tej książce człowiek renegocjuje sam ze sobą warunki, na których chce mieć kontakt ze światem. Po tej książce człowiek nie może zrozumieć, bardziej niż zwykle, dlaczego jemu, niczym ślepej kurze ziarno, dostało się tyle życiowych przywilejów — na przykład, biała skóra czy fakt, że jest u siebie.

Dlaczego w Polsce nie ma „Wallraffów”? Pytałam samą siebie po przeczytaniu wydanej wcześniej w Polsce książki. Po przeczytaniu tej, już wiem. Nie, nie jest u nas lepiej niż w Niemczech. Chyba jest gorzej. Myślę, że bycie Wallraffem w Polsce byłoby nie tylko niebezpieczne, lecz wręcz niosłoby duże ryzyko śmierci.

[...] Jussuf, Tunezyjczyk, rzuca krótki komentarz, trafiając w samo sedno:
     — Lodowe piekło. — Po czym dodaje:
     — O niewolników bardziej kiedyś dbali. Oni przynajmniej byli coś warci i każdy chciał jak najdłużej korzystać z ich pracy. A my? Wszystko jedno, kiedy który się wykończy. Dosyć nowych czeka na robotę.

*

„Robimy wszystko” to hasło kapitalizmu, przy czym należałoby jeszcze dodać: „wszystko, co przyniesie zysk”. I jeśli dotychczas, wyłączając próby czynione w okresie Trzeciej Rzeszy (utylizacja szczątków pomordowanych więźniów obozów koncentracyjnych; wartość: 11 marek 50 fenigów od osoby za tłuszcza oraz kości na olej), nie przerabia się ludzi na mydło, to dzieje się tak nie z jakichś tam względów humanitarnych, tylko dlatego, że to się po prostu nie opłaca.

Günter Wallraff, Na samym dnie,
Narodowe Centrum Kultury, Agora, Warszawa 2014.

środa, czerwca 04, 2014

1054. Kinowa samotnia w duecie (inauguracja)

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie umiem oglądać filmów. Często zasypiam. Potrafię zapytać w ostatniej scenie na widok głównego bohatera: a to kto? Kinematografia nie ma ze mną łatwego kontaktu. No chyba, że sama wybiorę film. Niech dotyka jakiegoś problemu społecznego, niech dotyka pasji, człowieczeństwa, wówczas wsiąkam. Oglądam na wstrzymanym oddechu, serce w trakcie trwania projekcji rośnie mi i rośnie.

Może w tym tygodniu pójdę na samotny seans? Pomyślało mi się wczoraj. Rzuciłam okiem w repertuar ulubionego kina. I nie było zmiłuj. Może będę siedzieć po nocy nad pracą, ale ten film muuuuszę w duecie obejrzeć. Niczym sześciolatek nie rozumiałam słowa jutro czy pojutrze. Dziś! Zamówiłam bilety. Odczekałam na Sadownika. Jak nigdy, zaordynowałam niespodziankę, buciki i kurteczkę wkładać nakazałam. Pary z ust nie puściłam. Za rękę we właściwym kierunku poprowadziłam. Pooooszli!

Sadownik:
(domyślił się, że kino)

Jabłoń:
Tak, ciągnę Cię na romansidło! Nic się nie zmieniło,
jedyne co mnie w życiu interesuje to miłość.

Sadownik:
(warunki szybszego wyjścia z kina negocjował,
bo doskonale zna preferencje kinowe Drzewka
)

(za pół godziny ruszył seans)

Jabłoń:
(przeryczała cały film, najpierw ze wzruszenia,
że udało się Sadownikowi zrobić niespodziankę,
a potem z zachwytu
)

To był wspaniały wieczór.

Co nas kręci?

klatka z filmu Co nas kręci (ang. Why we ride)
reż. Bryan H. Carroll, 2013.

Podróż tworzą postoje, nie jej cel.
*
Każdy motocykl ma duszę. On żyje.
*
Moje najlepsze wspomnienia dzieją się teraz.

wtorek, czerwca 03, 2014

(1051+2). Czas miniony, ale niezapomniany (III)

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Trzy dni bywałam w świecie. Również w najlepszym ze światów, tym, co kudłatą przyjaźnią jest współtworzony.

Jednak już po dwóch intensywnych dniach wszystkie światełka ostrzegawcze w mej głowie paliły się na czerwono. Rezerwa zapaliła się wczoraj rano. Przejechałam na niej do wczesnego wieczora. Padłam, obiecując sobie, że dziś już na pewno dostanę swój przydział, gwarantujący bezpieczeństwo świata ludzi.

Niestety, konstrukcja mojej osoby do sprawnego działania przewiduje dwie–trzy godziny w samotności każdego dnia. Inaczej robię się nie do wytrzymania.
     — Księżniczka, normalnie księżniczka! — podzieliłam się autodiagnozą z Sadownikiem przed wyjściem dziś rano do pracy.

(1051+1). Czas miniony, ale niezapomniany (II)

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wczoraj po pracy.
Obiad wydany.
Plan na późne popołudnie zrobiony i zaakceptowany: na wystawę polecimy.

Na chwilkę zaległam w hamaku, by obiadek się ciut uleżał. Sadownik na kanapie. Kudłata w swojej szmacianej norze zaległa. Cisza. Spokój. Dobrze zapowiadające się rodzinne popołudnie. Po chwili Sadownik powiedział:
     — Chodź, a po wystawie zapraszam cię na kawę z pogaduchami lub czytaniem.

Gdy kończył wypowiadać pierwsze słowo, Heniutka już stała przy nas na baczność, gotowa iść z nami wszędzie. Obśmialiśmy się serdecznie, że teraz już się Suka nie wymiga, że jednej z cywilnych komend nie rozumie, nie dosłyszy, nie chwyta, bo rozumie nad podziw dobrze.

1051. Czas miniony, ale niezapomniany (I)

Piątek. U Nadzwyczajnego. Stan zdrowia fizycznego Jabłoni bacznemu oku poddany. Sadownik rozmarzył się, że może w pakiecie mógłby otrzymać jeszcze jakieś zaświadczenie lekarskie o stanie mentalnym Drzewka, który przecież trudności umie sprawić i kto jak kto, ale Sadownik wie o tym najlepiej. A Nadzwyczajny mógłby się przecież męską solidarnością wykazać, skoro nie podpisał Deklaracji Wiary.

Jabłoń:
(moduł empatii uruchomiła)
W sumie... powinieneś mieć płacone szkodliwe.

Sadownik:
Nooo.
(po chwili)
Mało! Rentę powinienem dostać.

Jabłoń:
Ładnie, ładnie!

Sadownik:
Wojenną, oczywiście!

Jabłoń:
Oczywiście!