niedziela, sierpnia 28, 2022

(4357+384). Fryzyjskie chwile (II)


4740. Z oazy (LV)  //  Panna cotta (LIV)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Jakiś czas temu na rekonesans się wybrałam. Chciałam dowiedzieć się, czy coś jeszcze dla „dzieciów” wydała ta Autorka. Gdy zo­ba­czy­łam, że księżyc w tytule, zajrzałam i zawyłam. Niepospolity format. Nie­na­chal­ne kolory. Przyciągająca oko estetyka. Nie przeczuwałam, co mnie wraz z książ­ką spotka. Był jednak mały problem.

Polegał na tym, że zamówienie imieninowe — od Sadownika, Białego Krukaro­dzi­ców Sadownika — już było w drodze. Przypomniało mi się, że deputat sierp­nio­wy, że okrasić go można imieninowym świętowaniem i po konsultacji z Sadownikiem, czy mogę wydać dwa ciuty więcej, niż zwykle jest przewidziane w ramach mie­sięcz­ne­go przydziału na włoskie książki, szła do mnie. Doszła.

Przy czwartej ilustracji (pierwsza poniżej) coś mnie tknęło, zaiskrzyło na złączach, tworząc skojarzenie z japońskim malarstwem. Na ostatniej stronie, czytając tekst „dla du­żych”, ułożony w regularne akapity, okazało się, że wrażenie słusznie wiodło mnie na wschód. Dziwiłam się, że nie zrobiło tego nazwisko na okładce. Nie na dar­mo mówią, że dobry rysunek/obraz jest wart tysiąc słów. Hmmm, tylko małpa z ilu­stra­cji, nie wiedzieć czemu, została w warstwie słownej nazwana pawianem. Nie znam się na gatunkach małp, ale na pewno nie jest to pawian, więc w wolnym tłu­ma­cze­niu pozostanie małpą.

Dla mnie to książka o postawach wobec nieszczęść (tych realnych i wyima­gi­no­wa­nych), które od czasu do czasu są rzeczywistym wystrojem każdego ludzkiego życia.

W warstwie obrazu to nie książka, lecz album.

[Koson Ohara]  Il suo vero nome era Mateo Ohara, nato in Giappone, nella prefettura di Ishikawa, il 9 febbraio 1877, nel decimo anno dell’era Meiji.
[Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Mateo Ohara, urodził się w Japonii w prefekurze Ishikawa 9 lutego 1877, dziesiątego roku okresu Meiji.]

*

Ecco quello che successe uno strano giorno di settembre.

Alle oche arrivò voce che la luna quella notte
no si sarebbe presentata
all’appuntamento nel cielo.
[Oto co się wydarzyło pewnego dziwnego dnia we wrześniu.
Gęsi dowiedziały się, że księżyc tej nocy / nie pojawi się / na spotkaniu na niebie.

*


Al contrario il babbuino
è molto riflessivo
e non si fa mai prendere
dal panico.

E quindi
non si mosse.
[Przeciwnie, małpa / jest bardzo rozważna
i nigdy nie panikuje. / / Z tego powodu / się nie rusza.]

*

Il babbuino guardava,
rideva,
e non si muoveva.
[Małpa patrzyła, / śmiała się / i nie poruszyła się.]

*

     — Ehi, Rana! / Fai qualcosa presto!
Stasera la luna non ci sarà, lo hanno detto le oche!
     — E allora?
[   — Hej, Żabo! / Szybko, zrób coś! / Dziś wieczorem   
nie będzie księżyca. Powiedziały o tym gęsi.  
   — Co z tego?]

*

E infatti l’anatra,
che è parente delle oche,
sentì e trasmise il messaggio immediatamente.
[I rzeczywiście, kaczka, / która jest krewną gęsi,
usłyszała i przekazała wiadomość natychmiast.]

*

     — Ehi, Gufo! / Fai qualcosa! / Stasera 
la luna / non ci sarà, / lo hanno detto / le oche!
[   — Hej, Sowo! / Zrób coś! / Dziś wieczorem   
nie będzie księżyca. Powiedziały o tym gęsi.]


     — Non è un mio problema,
vattene piccoletta!
[   — To nie jest mój problem   
spadaj, maleńka!]

*


Allora il babbuino,
dopo averci molto pensato,
decise di scendere dal suo albero.
[Małpa / po tym, jak długo myślała, / zdecydowała się zejść ze swojego drzewa.]

*

La luna, che era molto comprensiva,
salì veloce in cielo per far smettere
di quaqquare le ache, far dormire la tigre,
indicare la strada alle lucciole
e rilassare i pesci.
[Księżyc, który był bardzo wyrozumiały, / pojawił się szybko na niebie, by zatrzymać / gęganie gęsi, umożliwić spanie tygrysowi / wskazać drogę robaczkom świętojańskim / i zrelasować ryby.]

Cristina Petit, La notte in cui la luna sparì, ilustr. Koson Ohara,
Pulce Edizioni, Santarcangelo di Romagna 2021.

4739. Z oazy (LIV)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Najpierw długo na tę książkę polowałam. Potem długo na stosiku czekała. Argumenty „za” czytaniem jej teraz były dwa: to ostatnia, póki co, prze­tłu­ma­czo­na na język polski książka tej Autorki oraz dziwne umysłowe prze­konanie, że w let­nim czasie wypadałoby przeczytać więcej zaległych powieści. Wzię­łam, bo ostatecznie to opowieść tylko na ząb.

W jednej trzeciej zaczynałam żałować: czy ta Autorka musi zawsze takie kobiety i ta­kich mężczyzn wciągać w fabułę, a jeśli nie całkiem takietakich, to jakoś wciąż obrzy­dli­wie do nich podobnych. Haczyk jednak połknęłam i czytałam, bo ciekawa bym, jak się ta historia skończy i… Puenta tej po­wieści mnie zachwyciła. Dla mnie to zdecydowanie najlepsza książka Autorki.

W bo­nu­sie, dzięki tej książce, trochę malarstwa się naoglądałam, a nawet dwa niesamowite dzieła tu przywlokłam.

Franz von Stuck, Zmysłowość, ok. 1891.

     – Chcę, byście zapamiętali – powiedziała – że od obrazów, które mają po sto dwadzieścia, sto trzydzieści lat, nie można wymagać współczesnej poprawności politycznej. Nie jesteśmy tu po to, żeby oceniać, czy artyści tamtej epoki źle postrzegali kobiety i czy te obrazy ranią wasze uczucia. Jesteśmy tu po to, by zrozumieć, dlaczego wyglądają właśnie tak.


Gustav Adolf Mossa, Elle, 1905.

*

[…]  czekała, żeby on coś powiedział, cokolwiek, ale pytanie było konieczne: coś, co sczepiłoby ich życia jedno w drugie na kolejną chwilę. Wtedy nigdy nie spytał, ale teraz tak.
     – Co robisz wieczorem?

*

Zwykli ludzie są tak rozpieszczeni przez swoje zwykłe życiorysy, że nawet się nad nimi nie zastanawiają.

*

W społeczeństwie mężczyźni stanowili większość zarówno na szczycie, jak i na dnie: jest więcej męskich geniuszy i szefów firm, ale także więcej nie­wydolnych, wykolejonych i kryminalistów.

*

Nawet się nie zdziwiła. Później pomyślała, że być może to jest najsmutniejsze ze wszystkiego, że nawet się nie zdziwiła.

*

Kobiety, którym się nie uda, traktuje się jako biologicznie przegrane. Z kolei mężczyznom wolno robić to, na co mają ochotę, za nic nie brać odpo­wie­dzial­no­ści, a później i tak pewnego pięknego dnia stać się głową przy­kład­nej rodziny.

*

Na rzeczy się nie zasługuje. Człowiek może uważać, że za­słu­żył na ocenę albo pochwałę, jeśli ciężko na coś pracował, ale w rze­czy­wistości życie składa się z sytuacji, w których wkład i wysiłek nie stoją w żadnej proporcji do rozdania. […]
     Na rzeczy się nie zasługuje.
     […]
     Życie tak nie działa.

*

Było to tak wspaniale urządzone, aż trudno nie wierzyć w Boga – często miała wobec przyrody takie poczucie. Wszystko jest zorganizowane z taką perfekcją, że niemożliwe, by ktoś tego nie wymyślił, że nie było to wynikiem czyichś dokładnych i pełnych troski obliczeń.
     Ale to czas był bogiem.

*

Może była to miara kompetencji do życia, to, jak dobrze czło­wiek potrafi się raz za razem przystosowywać do szybko zmie­niającej się sytuacji i się nie załamać, nie oszaleć.

*

Jak rozdzielić winę? To kara boska, większość była co do tego zgodna, ale za co? Kto do tego doprowadził? Protestanci, katolicy i jezuici – wszyscy twierdzili, że to wina tych drugich.
     Karolina pomyślała, że Bóg by się przydał, życie byłoby bardziej znośne, także w najgorszych chwilach. Niezależnie od tego, jak bezzasadne mogą się wydać wyroki boskie, można przynajmniej bezpiecznie oprzeć się na prze­ko­na­niu, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
     Z braku Boga trzeba próbować znosić życie na własną rękę.

*

[…]  poczuła się potwornie nieistotna. Wiedziała już, że nig­dy nie będzie ważniejsza od dzieci dla kogokolwiek, kto je miał.

*

[…]  po prostu trzeba zostawić ten incydent za sobą i ruszyć dalej.

*

Zmusiła się, żeby się nie roześmiać, gdy na niego patrzyła, rósł w niej pusty, gorzki śmiech. Nie wiedziała, czy to śmiech zwycięzcy, czy przegranego.

*

„Nawet jeśli ich teraz nie widać – myśli – są rzeczy, które czekają na mnie gdzieś za mgłą”. Nie wie jeszcze, co to za rzeczy, teraz nie da się nawet zga­dy­wać, ale mgła opadnie.

*

Wydaje mi się, że Bóg jest Niemcem.
W każdym porządku jest jakaś łaska.
Jonathan Johansson

Therese Bohman, O zmierzchu, przeł. Justyna Czechowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Wytwarzanie bliskości należało do wiel­kich ta­jem­nic człowieka – a przy tym była to taka piękna tajemnica, taka pierwotna, taka ro­ze­drga­na i intymna: cicha zgoda na to, że obok siebie leży dwoje ludzi tak bardzo autentycznych wobec siebie jak to tylko możliwe.

*

     – To, czy jesteś nieudacznicą, jest kwestią per­spek­ty­wy. To, co dzisiaj wydaje ci się nie­po­wo­dze­niem, na pew­no za jakiś czas przestanie nim być. Może nawet zamieni się w coś fajnego. Jak to się mówi, nie każdy mężczyzna, który potrafi zbudować dom, odbuduje ruinę.
     – Nigdy tego nie słyszałam.
     – Ale tak się mówi.

*

[…]  że też z prostych, tanich składników i wolnej chwili można było stworzyć coś, co nie smakuje ani prosto, ani tanio.

(także)

sobota, sierpnia 27, 2022

4738. U Białego Kruka (XCIX)  //  239/365

Sadownik:
(dojechał do Małej Danii)

Biały Kruk:
(po postawieniu swojego dzieła na stół agituje)
Francuskie wino! Francuskie danie!
Francuskie pieski do stołu!

Jabłoń:
(gdy „dobiegła”, szybko cyk, by zatrzymać chwilę,
panowie poganiali, a pogoda myślała, że rozpieszcza
)

serce sercu za jego odruch jakiś czas temu podarowało wino. dziś był właściwy moment, właściwe danie i wyborne to­wa­rzystwo. świętowaliśmy życie.

239/365

poniedziałek, sierpnia 22, 2022

niedziela, sierpnia 21, 2022

4735. Z oazy (LIII)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Przez przypadek wpadła mi w ręce — skan­dy­naw­skie nazwisko mówiło: dawaj! Nie prze­czy­tałam, połknęłam. Gdy szukałam do­dat­ko­wych informacji o książce, sieć uświa­do­mi­ła mi, że ja czytam i lubię fan­ta­sty­kę nau­ko­wą (!), bo… dystopia, którą uwielbiam jako formę rysowania świata, jest re­pre­zen­tan­tem tego gatunku li­te­rac­kie­go. Nie jestem pewna, co zrobiło na mnie większe wra­że­nie: ta informacja czy ta powieść.

Fabuła wbiła mnie w fotel. Gęsta, mocna i powalająca. O konsekwencji pomysłu, że dzietni są więcej warci niż bezdzietni. Doskonała książka.

     — Na pewno zdarzały się wam sytuacje — powoli mówiła dalej, znów wodząc spojrzeniem po naszych twarzach i zatrzymując się na chwilę przy każdej z osobna — że ludzie czuli się niepewnie w waszym towarzystwie, byli nerwowi, może wystraszeni, a czasem nawet okazywali pogardę lub szydzili. Czyż nie? Przypominacie sobie takie przeżycia? […]  Większość z was dopiero po przybyciu do jednostki banku rezerw będzie miała mo­żli­wość doświadczyć przynależności, poczucia wspólnoty z innymi oso­ba­mi, które dla nas, ludzi potrzebnych, często jest czymś oczywistym.

*

     — Ludzie, którzy czytają książki — ciągnął — mają skłonności do tego, by stać się zbędnymi. W znacznym stopniu.
     — Doprawdy? — spytałam.
     — Właśnie tak — potwierdził.

*

Dużo myślałam o tym, co powiedziała Alice: „Chyba nie zapomniałaś, jak to jest, stracić przyjaciółkę z powodu dziecka?”. Oczywiście, że nie zapo­mnia­łam tego uczucia nagłego wyrzucenia z kręgu bliskich osób, zepchnięcia na odległy margines. Bycia traktowaną jak osoba drugiej, trzeciej, czwartej, ostatniej kategorii przyjaciół. Jak ktoś głupszy, mniej wartościowy. Bycia odsuniętą — a mimo to, paradoksalnie, postrzeganą jako coś oczywistego. Ci z moich dawnych przyjaciół tam na zewnątrz, którzy zostali rodzicami, zwykle chcieli się nadal ze mną spotykać, więk­szo­ści nawet bardzo na tym zależało, żeby kontakt utrzymać, ale kiedy się widywaliśmy, byli zdy­stan­so­wa­ni, czasem protekcjonalni, trudno było do nich dotrzeć, jakby byli otuleni jakąś niewidzialną watą, przynajmniej gdy ich dziecko było w okresie nie­mo­wlęc­twa. […]  Mężczyźni byli pochłonięci, oczywiście, ale to kobiety spra­wia­ły wrażenie, jakby nałykały się valium: rozmawiały, śmiały się, kiwały głowami z uśmiechem, a równocześnie były jakby nieobecne. Jakby kon­cen­tro­wały całą swoją energię i zainteresowanie światem tylko na tym jed­nym: na dziecku.

*

[…]  nie ma silnych ludzi. Wszyscy są słabi. Niektórzy są co prawda bardziej samodzielni niż reszta, ale to nie znaczy, że są silni.

*

     — Miałaś rację, Elso, rzeczywiście chodzę jak kaczka i jestem wy­wyż­szo­na, cholernie ważna i zadowolona z siebie, jak tamte potrzebne dorodne sa­micz­ki na zewnątrz. […]  I nic nie mogę na to poradzić. Nie mam nad tym kon­tro­li, po prostu tak jest. Jestem we władzy hormonów!
     — Okej — powiedziała Elsa. — Rozumiem. Rozumiem, że to jest coś, czego nie zrozumiem. Nie miałabyś ochoty pójść popływać, zamiast siedzieć tu i opo­wia­dać o niepojętych sprawach?

*

Szło opornie, ale często tak bywało, kiedy zabierałam się za coś nowego: ciężko, opornie, niepewnie, jak gdybym jechała pod górę rowerem z zardzewiałym łańcuchem, który w każdej chwili może pęknąć.

*

     — Ależ moja kochana… — powiedziała Alice i odstawiła kubek.
     — Przepraszam! — wychlipałam. — Powinnam być silna. Silna dla ciebie. Ale nie mogę, nie mogę się pogodzić z myślą, że cię stracę!
     — Ja wiem, Dorrit — odparła spokojnie. — Ta świadomość dużo dla mnie znaczy. I w zupełności wystarczy. Nie musisz wcale być silna.
     Pierwszy raz w życiu ktoś mi powiedział, że nie muszę być silna.

*

A to, że nie zauważyłaś tych drzwi przedtem, znaczy tylko, że nigdy przedtem nie szukałaś wyjścia.

*

Skóra mi cierpła na samą myśl o mieszkaniu w takim miejscu, gdzie mia­ła­bym być wciśnięta pomiędzy rodziny, które hałaśliwie zagarniały prze­strzeń dla siebie, rozrastały się jak drożdżowe ciasto, tłamsząc wszyst­ko, co było pojedyncze, co nie chciało lub nie mogło być tak głośne i ekspansywne jak one, dlatego stawało się niewidzialne, unicestwione — stawało się niczym.

*

[…]  należy próbować żyć, jakby się wierzyło, że wszystko, co człowiek tworzy, ma prawo istnieć, gdzieś istnieć.

*

     — Tak — odparłam. — Jeśli porównać to z tym, jak byliśmy traktowani na zewnątrz, w społeczeństwie. Tutaj mogę być sobą, na każdym poziomie, całkiem otwarcie, nie jestem odrzucana ani wyśmiewana, nie muszę się bać, że nikt nie potraktuje mnie poważnie. Byłam postrzegana jako dzi­wa­dło, jakieś UFO, kłopotliwe piąte koło u wozu, z którym ludzie nie wie­dzie­li co zrobić.

Ninni Holmqvist, Jednostka, przeł. Alicja Rosenau,
Helion, Gliwice 2019
(wyróżnienie własne)

[…]  relacja ze zwierzęciem jest o wiele bardziej fizyczna niż związek z innym człowiekiem. Nikt nie zrozumie psa, pytając go o to, co myśli albo jak się czuje, trzeba go ob­ser­wo­wać i nauczyć się mowy jego ciała. I wszystkie waż­ne rzeczy, które chce się mu przekazać, trzeba wy­ra­zić działaniem, postawą, gestami czy głosem.
     Do człowieka natomiast zawsze można dotrzeć przez rozmowę. Łatwo tworzy się most między ludźmi, most powiadomień, wyjaśnień i zapewnień.

*

[…]  nigdy nie rozumiałam sensu wygrywania tylko dla samego zwycięstwa. Jaki ma sens inwestowanie całej energii w to, żeby być lepszym od innych w tej jednej jedynej, właściwie nic nie znaczącej rzeczy? Po co to robić? Rozumiesz?

(tamże)

4734. Z oazy (LII)  //  Panna cotta (LII)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Gdy skończyłam zachwycać się ilustracjami i puen­tą w tamtej książce, coś mnie tknęło. Po sprawdzeniu, że po polsku nie ma nic więcej Autora, klik, klik, spraw­dzi­łam, czy jest coś po włosku, daję radę z książkami dla „dzie­ciów” 3+. Było! Wie­dzia­łam, że właśnie ta książka będzie drugą w ramach pre­zen­tów imieninowych.

Piękna! O czym? O złudzeniu optycznym, że u innych trawa zieleńsza, życie usłane wyłącznie różami bez kolców. Łatwo jest widzieć wyłącznie przywileje innych, gdy społecznie „naumiani” jesteśmy za wszelką cenę kryć trudności, z którymi się mie­rzymy.

Wiewiórka w języku włoskim jest rodzaju męskiego i bardzo mi zależało, by w bar­dzo wolnym tłumaczeniu bohaterem był on, a nie ona, którą łatwo oskarżyć, w ramach stereotypowego myślenia, o bab­skie kapryszenie. Niech rzuci szyszką ten, kto choć przez chwilę nie chciał być kimś innym.


Non voglio più essere uno scoiattolo.
Mai più!
[Nie chcę już być wiewiórem.
Nigdy więcej!]

*


Del resto, nessuno sogna di diventare uno scoiattolo.
Nessuno vuole passare le sue giornate da solo,
saltando da un ramo all’altro in cerca di pigne.
[W końcu nikt nie marzy, by stać się wiewiórem.
Nikt nie chce spędzać swoich dni sam,
skacząc z jednej na drugą gałąź w poszukiwaniu szyszek sosnowych.]

*

Adoro questa nuova vita trascorsa a lavorare tutti insieme
per costruire un mondo migliore.
[Uwielbiam to nowe życie, upływające na pracy z nimi wszystkimi,
by zbudować lepszy świat.]


Nessuno ne parla, ma in realtà la vita da castoro è estremamente faticosa.
Oltretutto, ti ritrovi con i piedi sempre bagnati.
Francamente, speravo in qualcosa di meglio.
[Nikt nie mówi, że w rzeczywistości bobrze życie jest bardzo męczące.
Co więcej, wciąż masz mokre stopy.
Prawdę mówiąc, miałem nadzieję na coś lepszego. ]

*

Finalmente la vita che sognavo:
un sacco di tempo libero, arrotolarsi come palle sotto le foglie.
[W końcu życie, o jakim marzyłem:
dużo wolnego czasu, by zwinąć się
w kulkę pod liśćmi.]

[       dżdżo…

    dżdżownice.

               Ale ohyda!]

*


Mi rendo conto
che in realtà non mi sono mai piaciuti i ricci.
[Uświadomiłem sobie,
że w rzeczywistości nigdy nie lubiłem jeży.]

*


Oh no, lo so!
Voglio essere uno scoiattolo!
[Och nie, to wiem!
Chcę być wiewiórem!]

Olivier Tallec, Avrei voluto,
przeł. z j. francuskiego Maria Pia Secciani,
Edizioni Clichy, Firenze 2022.
(wyróżnienie własne)

sobota, sierpnia 20, 2022

4733. 232/365

może dziś. już wieczorem. skończę się bawić w niedźwiedzia polarnego w afrykańskim zoo — ledwo żywe zwierzę.

232/365

4732. U Białego Kruka (XCVIII)

Choroba odebrała mi żagle i biegówki. Nie odebrała mi jednak możliwości złożenia za­mó­wienia na zachód słońca nad słodką wo­dą zatrzymany w pikselach. Zamówienie zre­a­li­zo­wa­ne. Do­star­czo­ne. Deponuję tu, by mieć zawsze pod ręką.


Biały Kruk, fragment.

4731. Kromeczki (XVI)

Są równie nudni* jak my, czyli od lat, w drugiej połowie sierpnia w to samo miej­sce nad polskie morze mkną. Od lat, w drugiej połowie sierpnia wykrawam z Ich urlo­pu kromeczki. Ot, taka sierpniowa tradycja. Dziś wracają, a to oznacza, że Sta­do z każdym dniem jest bliżej swojej nadmorskiej nudy* w swoim, tym sa­mym miej­scu, we wrześniu, od lat.


fot. Kaan, fragmenty.

______________
  * sprostowanie/uzupełnienie, które za­chwy­ciło Drzewko tak, że o zgodę na zatrzymanie poprosiła i otrzymała, i może tu mieć:

To się nazywa satysfakcjo­na­lizm, a nie nuda :))))
   […] mam tam dokładnie to, cze­go po­trze­bu­ję, na te kilka dni kończących moje lato — wspól­ną radość, dobre chwi­le, wodę, dal, niebo, słoń­ce, desz­cze, zapachy, piach, dzikie ró­że, gorące dni i chłod­ne wie­czo­ry, wspo­mnie­nia, wzru­sze­nia… Nasy­ce­nie. Więcej nie przejem ;)

 //  Kaan.

czwartek, sierpnia 18, 2022

4730. U Białego Kruka (XCVII)

Tamczasem. UPAŁ. Gołębie jeziorne. UPAŁ. Upewniłam się. UPAŁ. Żebrały. UPAŁ. Mnie nie trzeba było prosić, bym chciała je tu mieć. UPAŁ.


Biały Kruk, fragmenty.

4729. Panna cotta (LI)

Tymczasem. UPAŁ. W Małej Danii Stado. UPAŁ. Tęskniące małoduńskie psy. UPAŁ. Kot, który bez słów błyskawicznie wytresował Sadownika. UPAŁ. I passato prossimo w pół­noc­nym pokoju trzyma Drzewko przy życiu. UPAŁ.


fot. Autor(ka) nieznan(y/a).

+ durare, riuscire, costare, succedere,
piacere, giungere, rientrare, esistere,
invecchiare, crescere, sembrare

niedziela, sierpnia 14, 2022

4728. O rodzinnych tajemnicach

Sadownik:
(odebrał telefon, porozmawiał, czerwoną
słuchawkę wcisnął i ryknął ze śmiechu
)
Wysypał się w pierwszym zdaniu!

Sadownik & Jabłoń:
(kibicują dobremu czasowi, więc w tajemnicy
będą trzymać wyjątkowy brak tajemniczości
tajemnicy, którą obgadali*, nim zadzwonił telefon
)

______________
  * zawodowcy!

4727. Z oazy (LI)

Niedzielne odliczanie literek, trzy. Świeżynka. Cała już przeze mnie pogryzdolona, bo gęsta niemiłosiernie to opowieść. Przypomina mi pudełko po czekoladkach, w którym znajdują się szpileczkami przytwierdzone martwe motyle. Nikt tak jak Autor nie umie wydobyć absurdu ze śmiertelnie poważnych zasad rodzinnego współ­istnienia.

Jest przy­naj­mniej kilka kluczy, według których można byłoby wybrać cytaty, które za miesiąc, rok czy dekadę wciąż będą warte uwagi. Zdecydowałam się na jeden z nich — uposta­cio­wie­nie. Nie mogłam utrzymać dyscypliny i dorzuciłam kilka innych frag­ment­ów, bez których nie mogę się tu obyć, choć pasują do tych innych kluczy.

Miłość nie chodzi na pogrzeby. Dzwoniłem i zapraszałem ją trzy razy, w tym raz błagałem (znalazłem jej numer w notatniku mamy. Skąd go wzięła? Do czego miałby się jej przydać? Na co liczyła?). Miłość nie ugięła się (w sumie leży to w jej naturze, ale liczyłem na to, że wskutek wielo­let­niego przebywania w pobliżu człowieka jej charakter stał się bar­dziej łam­li­wy. Mimo wszystko trudno mi było uwierzyć, że można zachowywać się aż tak nieludzko).

*

Strach ma bardzo delikatne ręce i nigdy nie używa rękawiczek. Wykręca jelita i na chwilę zatrzymuje pracę serca, ale wszystko, co robi, jest w do­brym to­nie. Nigdy nie przesadza. Dzięki niemu czułem, że żyję.

*

Udręka starzeje się wolniej niż ludzie. Być może dlatego, że bardziej o siebie dba. Codziennie rano zaraz po krótkim joggingu wypija koktajl z buraka i szpinaku. I chociaż jest niedobry, to się nie krzywi, żeby nie produkować zmarszczek wokół ust. Chce mieć kontrolę nad tym, co wydaje się nie­uchron­ne, i zaskakująco dobrze jej to wychodzi. […]  Udręka jest jedyną istotą, która potrafi nie odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech. Nie da się ukryć, że to umiejętność godna podziwu.

*

Wygrana jest najmniejszą częścią przegranej.

*

Samotność najczęściej przesiadywała w przestrzeniach między metalowymi szczeblami balkonowej barierki. Zwieszała nogi w dół i pozwalała im dyn­dać. Zamykała oczy i miała wrażenie, że lata. Był to smutny widok, poka­zu­ją­cy, jak mocno wierzyła w marzenia.

*

Zawsze jestem przygotowany na to, że zmoknę. Czy to nie wystarczająca otwartość na świat?

*

Oczekiwanie pukało zawsze w najmniej odpowiednim momencie. − Widzę, że jest pan zaskoczony, a ja jak zwykle, co miesiąc o tej samej porze przy­cho­dzę i zawsze to samo niedowierzanie widzę w pana oczach. Proszę tu pokwitować. Może światło lepiej zapalić, bo ciemno w tym korytarzu jak w czeluściach piekielnych, a wzrok ma się tylko jeden w życiu. − Ocze­ki­wa­nie zawsze ma mundur, nieśmieszne poczucie humoru i własny długopis.

*

Przyszłość nie pozwala się wściekać na przeszłość, bo to jej korzenie. Idź i nie marnuj czasu.

*

Śmierć zaczynała kuleć. Zapewne jakaś piękność na szpilkach nadepnęła jej na stopę podczas tańca. Nie chciała się do tego przyznać i tylko warczała, kiedy złośliwie komentowałem jej niesprawność.

Filip Zawada, Zatańcz z nią,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

Co trzy sekundy ktoś na świecie traci pamięć. Gdy jest się częścią statystyki, nie czuć strachu, ale kiedy zaczy­na­my na nią patrzeć z bliższej perspektywy, staje się ona czymś tak odległym i niepotrzebnym, że wydaje się tylko zbędnym dodatkiem do niezbędnej rzeczywistości.

*

[…]  koncentracja to nie jest wysiłek, tylko odmiana cierpliwości.

*

     – Znowu wracasz pijany i…
     – Mamo, nie musisz nic mówić. Uspokój się. Alkohol i kurwy nie zawsze idą w parze.
     – Jesteś kochany. Idź się połóż. Przyniosę ci wody.
     Panie Jezu, gdybyś nie wiedział, to tak wygląda niebo. Przynajmniej czasami.

*

Nigdy nie potrafiłem się błąkać. Dopiero kiedy oswoiłem w sobie bezpańskiego psa, poczułem wolność, jaką daje łażenie bez celu.

*

Rozumiesz mnie?
     Pies patrzył, nie oceniając.

*

Trzeba mieć dużo zaufania, żeby ofiarować komuś przestrzeń.

(tamże)

4726. Z oazy (L)  //  Panna cotta (L)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Dwa tygodnie przed imieninami bez pardonu w wymuszeniach robiłam. Nie, nie, nie! Ja nic nie potrzebuję. Poproszę na imie­ni­no­wy prezent tę, tę i tę książkę. Tę od Białego Kruka, tę od rodziców Sado­wni­ka, tę od Sadownika. Nie, nie nie! Nic więcej nie chcę! Na­praw­dę łatwo mnie uszczęśliwić.

Gdy wszystko było dograne i dopięte na ostatni guzik dorzuciłam sierpniowy przy­dział, a z okazji imienin pozwoliłam sobie na wypaśną lekturę. Od tygodnia jestem posiadaczką czterech książkowych bóstw. Reglamentuję czytanie, nie oglądanie.

W tym tygodniu padło na tę od Białego Kruka. Radości nie było końca. Ilustracje pasły moje oczy i duszę, a opowieść stanowi dowód na to, że dzieci, w przeci­wień­stwie do dorosłych, sprawnie posługują się metaforą. To książka nie tylko o tym, że każdy z nas jest inny (to dobrze!), że każdy z nas najczęściej chce pomóc znanymi so­bie, i przynoszącymi nam ulgę, metodami (nie muszą i zwykle nie działają w przy­pad­ku drugiej osoby!), że czasem trzeba poczekać i warto to zrobić. To również książ­ka o tym, że każdy z nas czasem siedzi przestraszony w swoim wewnętrznym pudełku.

A tutti i sorrisi dei bambini che sono il nostro sole
e mettono le ali al cuore.
// Isabella Paglia
  [Dla wszystkich dziecięcych uśmiechów, które są naszym słońcem i dodają sercu skrzydła.]

*

Cosa ci facesse quella scatola chiusa,
in mezzo al bosco, era un mistero.
Una mattina gli qnimali si erano
svegliati e… sorpresa.

C’era uno strano cartone
con due buchi in mezzo!
Tanto grande per starci dentro.
Grande tanto per nascondersi.
  [Co robiło to zamknięte pudełko / w środku lasu było tajemnicą. /
   Pewnego ranka zwierzęta obudziły się i… niespodzianka.

   Dziwny kartonik / z dwoma dziurami na środku boku! /
   Tak duży kartonik, by móc w nim przebywać. /
   Tak duży, by się w nim ukryć.]

*

«Mmm… una scatola con gli occhi?»
         «Come è capitata qui?»
«Quando è arrivata?»
         «Chi ce l’avrà portata?» Si chiedevano
         gli animali incuriositi.
«Secondo me, dentro,
c’è qualcuno
…»
                    La scatola iniziò a tremare.
                    Tutti fecero un balzo indietro.
                    Si, c’era proprio qualcuno!
  [    — Mmm… pudełko z oczami?
              — Tutaj? Jak to się wydarzyło?
       — Kiedy tu dotarło?
              — Kto na to przyniósł? — zastanawiały się zaintrygowane zwierzęta.
       — Według mnie, w środku / ktoś jest
                           Pudełko zaczęło się trząść.
                           Wszyscy zrobili krok w tył.
                           Tak, w pudełku naprawdę było ktoś!]

*

«Se è così, forse gli facciamo paura…»
concluse Gufo.
E tutti fecero un passo indietro.
[ — A jeśli jest tak, może to my przerażamy
tego kogoś… — pod­su­mo­wa­ła Sowa.
  I wszystkie zwierzęta zrobił krok w tył.]

*

*

  [Potrzebowałeś tylko…]

*


  [Najceniejszym, co można mieć,
   najlepszym, czym można być… PRZYJACIEL.]

Isabella Paglia, La scatola, ilustr. Paolo Proietti,
La Margherita edizioni, Carnaredo 2022.
(wyróżnienie własne)

*

4725. Z oazy (XLIX)

Niedzielne odliczanie literek, raz. Parę osób, i kilku ludzi, przeczytało. Synchro­nicz­nie zdanie przychylne na temat lektury miało. Owa synchroniczność mnie zasko­czy­ła, więc do upolowania za­zna­czyłam. Bez musu, presji i pośpiechu, bo mi TO naz­wi­sko nic nie mówiło, ignorantką w zakresie ruchomych obrazków jestem. Przyszedł moment, gdy za parę groszy mo­głam wejść w posiadanie tej książki. Weszłam, nie łamiąc zasad ruchu drogowego.

Wyjęłam z tej książki fajną metaforę, kilka cytatów, muzyka nieznanego mi do tej pory oraz świadomość, że w jednej produkcji widziałam tego aktora (podobieństwa fizycznego wciąż nie dostrzegam), i chęć, by obejrzeć jeden film z tym aktorem w ro­li głównej. Jak na jedną książkę to całkiem sporo, śmiem twierdzić.

Kochamy zielone światła. Nie kolidują z naszym kierunkiem. Są łatwe. To lato bez butów. Mówią tak i dają nam to, czego chcemy.
     Zielone światła mogą być również zamaskowane jako pomarańczowe i czerwone. Ostrzeżenie, objazd, konieczny przystanek, przerwa, niezgoda, niestrawność, nudności i ból. Stop, nagły skręt, interwencja, porażka, cier­pie­nie, cios w policzek, śmierć. Nie lubimy pomarańczowych i czerwo­nych świateł. Spowalniają nas lub wstrzymują płynność ruchu. Są trudne. To zima bez butów. Mówią nie, ale czasami dają nam to, czego potrzebujemy.
     Aby załapać się na zielone światła, trzeba umiejętności: zamiaru, kontekstu, rozwagi, wytrwałości, przezorności, odporności, szybkości i dyscypliny.

Problemy, z którymi się dzisiaj borykamy, we wstecznym lusterku życia zamieniają się ostatecznie w uśmiech losu. Z czasem wczorajsze czerwone prowadzi do zielonego światła. Każda dekonstrukcja ostatecznie prowadzi do konstrukcji, każda śmierć ostatecznie prowadzi do narodzin, każdy ból ostatecznie prowadzi do przyjemności.

*

„Nie chodzi o to, czy ktoś ma rację, czy nie. Tu chodzi o «Czy rozumiesz?!»”. […]  Podwójny czar afrykańskich przysłów: nie próbują udowodnić, kto ma rację. Próbują się zrozumieć.

*

„Nie chodzi o wygraną lub przegraną, chodzi o to, czy zaakceptujesz wy­zwa­nie”, powiedział Issa, patrząc na mnie z uśmiechem. – Kiedy to zrobiłeś, już wygrałeś.

*

[…]  należała do siebie. Jej własny żywioł. Prawo naturalne. Nazwa własna. Nieunikniona.

*

*

Gdzie tkwią nasze sekrety, blizny, lęki, nadzieje i porażki. […]  Gdzie praw­dziwa miłość troszczy się, rani, rozumie, upada i wstaje. Gdzie nie jest to łatwe, ale możemy uczciwie spróbować.

*

Miejsca są jak ludzie. Każde z nich ma określoną tożsamość.

*

*

Przekroczyłem prawdę. Znalazłem ją? Nie wiem, myślę, że to ona znalazła mnie. Czemu? Ponieważ postawiłem się w miejscu, w którym można było mnie znaleźć. Postawiłem się w miejscu, w którym mogłem ją otrzymać.
     Skąd wiemy, kiedy przekraczamy prawdę lub kiedy prawda nas przekracza?
     Wierzę, że prawda jest wszędzie wokół nas. Anonimowe anioły, motyle, odpowiedzi zawsze są tuż obok, ale nie zawsze je rozpoznajemy, chwytamy, słyszymy, widzimy lub uzyskujemy do nich dostęp – ponieważ nie jesteśmy we właściwym miejscu.

*

[…]  zaakceptowałem, że to wszystko może być po nic, i zre­zygnowałem z robienia czegoś po coś.

*

*

Czas, kiedy dawne czerwone i pomarańczowe w końcu zmieniły kolor na zielony, gdy przeszłe trudne doświadczenia okazały się szczęściem, czas, kiedy zielone światła świeciły jaśniej, ponieważ dałem im więcej mocy. Zrobiłem to, czego potrzebowałem, żyłem, żeby się uczyć. Rozwijałem się.

Matthew McConaughey, Zielone światła, przeł. Adam Pluszka,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

*

Ali Farka Touré, Savane.

sobota, sierpnia 13, 2022

4724. 225/365

upał sprowadził mnie do parteru istnienia i rozsypał.

mogę się załamać — wiem, jak to się robi i gdzie to prowadzi. mogę tego nie zrobić i ruszyć w nowe nieznane.

225/365

4723. U Białego Kruka (XCVI)

Biały Kruk:
(przysłał zrobione na piętrze
zdjątko kwiatka
)

Jabłoń:
(zachwycona światłem zatrzymanym w liściu
i niezadowolona z jego ucięcia bardzo;
sama na górę się nie wdrapie
)
Proszę, popraw, by był cały liść.

Biały Kruk:
(poprawił)

Jabłoń:
(nie śmiała marudzić, że światło znikło,
i wzięła sobie oba zdjęcia
)


Biały Kruk, fragmenty.

piątek, sierpnia 12, 2022

4722. Kromeczka sierpniowa

Nie ma takiego czasu, którego nie byłabym w stanie poczekać, by doczekać się Kaanowych kresek i po­ciąg­nieć pędzla. Uwielbiam płaszczyzny: ko­lo­rów, symboli i przeżyć, które sprawiły, że teraz ja mogę się gapić i w nie­usta­ją­cym za­chwycie tę piękność tu mieć. Ten kwadrat skradł mi serce.


Kaan.