niedziela, sierpnia 21, 2022

4735. Z oazy (LIII)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Przez przypadek wpadła mi w ręce — skan­dy­naw­skie nazwisko mówiło: dawaj! Nie prze­czy­tałam, połknęłam. Gdy szukałam do­dat­ko­wych informacji o książce, sieć uświa­do­mi­ła mi, że ja czytam i lubię fan­ta­sty­kę nau­ko­wą (!), bo… dystopia, którą uwielbiam jako formę rysowania świata, jest re­pre­zen­tan­tem tego gatunku li­te­rac­kie­go. Nie jestem pewna, co zrobiło na mnie większe wra­że­nie: ta informacja czy ta powieść.

Fabuła wbiła mnie w fotel. Gęsta, mocna i powalająca. O konsekwencji pomysłu, że dzietni są więcej warci niż bezdzietni. Doskonała książka.

     — Na pewno zdarzały się wam sytuacje — powoli mówiła dalej, znów wodząc spojrzeniem po naszych twarzach i zatrzymując się na chwilę przy każdej z osobna — że ludzie czuli się niepewnie w waszym towarzystwie, byli nerwowi, może wystraszeni, a czasem nawet okazywali pogardę lub szydzili. Czyż nie? Przypominacie sobie takie przeżycia? […]  Większość z was dopiero po przybyciu do jednostki banku rezerw będzie miała mo­żli­wość doświadczyć przynależności, poczucia wspólnoty z innymi oso­ba­mi, które dla nas, ludzi potrzebnych, często jest czymś oczywistym.

*

     — Ludzie, którzy czytają książki — ciągnął — mają skłonności do tego, by stać się zbędnymi. W znacznym stopniu.
     — Doprawdy? — spytałam.
     — Właśnie tak — potwierdził.

*

Dużo myślałam o tym, co powiedziała Alice: „Chyba nie zapomniałaś, jak to jest, stracić przyjaciółkę z powodu dziecka?”. Oczywiście, że nie zapo­mnia­łam tego uczucia nagłego wyrzucenia z kręgu bliskich osób, zepchnięcia na odległy margines. Bycia traktowaną jak osoba drugiej, trzeciej, czwartej, ostatniej kategorii przyjaciół. Jak ktoś głupszy, mniej wartościowy. Bycia odsuniętą — a mimo to, paradoksalnie, postrzeganą jako coś oczywistego. Ci z moich dawnych przyjaciół tam na zewnątrz, którzy zostali rodzicami, zwykle chcieli się nadal ze mną spotykać, więk­szo­ści nawet bardzo na tym zależało, żeby kontakt utrzymać, ale kiedy się widywaliśmy, byli zdy­stan­so­wa­ni, czasem protekcjonalni, trudno było do nich dotrzeć, jakby byli otuleni jakąś niewidzialną watą, przynajmniej gdy ich dziecko było w okresie nie­mo­wlęc­twa. […]  Mężczyźni byli pochłonięci, oczywiście, ale to kobiety spra­wia­ły wrażenie, jakby nałykały się valium: rozmawiały, śmiały się, kiwały głowami z uśmiechem, a równocześnie były jakby nieobecne. Jakby kon­cen­tro­wały całą swoją energię i zainteresowanie światem tylko na tym jed­nym: na dziecku.

*

[…]  nie ma silnych ludzi. Wszyscy są słabi. Niektórzy są co prawda bardziej samodzielni niż reszta, ale to nie znaczy, że są silni.

*

     — Miałaś rację, Elso, rzeczywiście chodzę jak kaczka i jestem wy­wyż­szo­na, cholernie ważna i zadowolona z siebie, jak tamte potrzebne dorodne sa­micz­ki na zewnątrz. […]  I nic nie mogę na to poradzić. Nie mam nad tym kon­tro­li, po prostu tak jest. Jestem we władzy hormonów!
     — Okej — powiedziała Elsa. — Rozumiem. Rozumiem, że to jest coś, czego nie zrozumiem. Nie miałabyś ochoty pójść popływać, zamiast siedzieć tu i opo­wia­dać o niepojętych sprawach?

*

Szło opornie, ale często tak bywało, kiedy zabierałam się za coś nowego: ciężko, opornie, niepewnie, jak gdybym jechała pod górę rowerem z zardzewiałym łańcuchem, który w każdej chwili może pęknąć.

*

     — Ależ moja kochana… — powiedziała Alice i odstawiła kubek.
     — Przepraszam! — wychlipałam. — Powinnam być silna. Silna dla ciebie. Ale nie mogę, nie mogę się pogodzić z myślą, że cię stracę!
     — Ja wiem, Dorrit — odparła spokojnie. — Ta świadomość dużo dla mnie znaczy. I w zupełności wystarczy. Nie musisz wcale być silna.
     Pierwszy raz w życiu ktoś mi powiedział, że nie muszę być silna.

*

A to, że nie zauważyłaś tych drzwi przedtem, znaczy tylko, że nigdy przedtem nie szukałaś wyjścia.

*

Skóra mi cierpła na samą myśl o mieszkaniu w takim miejscu, gdzie mia­ła­bym być wciśnięta pomiędzy rodziny, które hałaśliwie zagarniały prze­strzeń dla siebie, rozrastały się jak drożdżowe ciasto, tłamsząc wszyst­ko, co było pojedyncze, co nie chciało lub nie mogło być tak głośne i ekspansywne jak one, dlatego stawało się niewidzialne, unicestwione — stawało się niczym.

*

[…]  należy próbować żyć, jakby się wierzyło, że wszystko, co człowiek tworzy, ma prawo istnieć, gdzieś istnieć.

*

     — Tak — odparłam. — Jeśli porównać to z tym, jak byliśmy traktowani na zewnątrz, w społeczeństwie. Tutaj mogę być sobą, na każdym poziomie, całkiem otwarcie, nie jestem odrzucana ani wyśmiewana, nie muszę się bać, że nikt nie potraktuje mnie poważnie. Byłam postrzegana jako dzi­wa­dło, jakieś UFO, kłopotliwe piąte koło u wozu, z którym ludzie nie wie­dzie­li co zrobić.

Ninni Holmqvist, Jednostka, przeł. Alicja Rosenau,
Helion, Gliwice 2019
(wyróżnienie własne)

[…]  relacja ze zwierzęciem jest o wiele bardziej fizyczna niż związek z innym człowiekiem. Nikt nie zrozumie psa, pytając go o to, co myśli albo jak się czuje, trzeba go ob­ser­wo­wać i nauczyć się mowy jego ciała. I wszystkie waż­ne rzeczy, które chce się mu przekazać, trzeba wy­ra­zić działaniem, postawą, gestami czy głosem.
     Do człowieka natomiast zawsze można dotrzeć przez rozmowę. Łatwo tworzy się most między ludźmi, most powiadomień, wyjaśnień i zapewnień.

*

[…]  nigdy nie rozumiałam sensu wygrywania tylko dla samego zwycięstwa. Jaki ma sens inwestowanie całej energii w to, żeby być lepszym od innych w tej jednej jedynej, właściwie nic nie znaczącej rzeczy? Po co to robić? Rozumiesz?

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz