Niedzielne odliczanie literek, dwa. Przez przypadek wpadła mi w ręce — skandynawskie nazwisko mówiło: dawaj! Nie przeczytałam, połknęłam. Gdy szukałam dodatkowych informacji o książce, sieć uświadomiła mi, że ja czytam i lubię fantastykę naukową (!), bo… dystopia, którą uwielbiam jako formę rysowania świata, jest reprezentantem tego gatunku literackiego. Nie jestem pewna, co zrobiło na mnie większe wrażenie: ta informacja czy ta powieść.
Fabuła wbiła mnie w fotel. Gęsta, mocna i powalająca. O konsekwencji pomysłu, że dzietni są więcej warci niż bezdzietni. Doskonała książka.
— Na pewno zdarzały się wam sytuacje — powoli mówiła dalej, znów wodząc spojrzeniem po naszych twarzach i zatrzymując się na chwilę przy każdej z osobna — że ludzie czuli się niepewnie w waszym towarzystwie, byli nerwowi, może wystraszeni, a czasem nawet okazywali pogardę lub szydzili. Czyż nie? Przypominacie sobie takie przeżycia? […] Większość z was dopiero po przybyciu do jednostki banku rezerw będzie miała możliwość doświadczyć przynależności, poczucia wspólnoty z innymi osobami, które dla nas, ludzi potrzebnych, często jest czymś oczywistym.
*
— Ludzie, którzy czytają książki — ciągnął — mają skłonności do tego, by stać się zbędnymi. W znacznym stopniu.
— Doprawdy? — spytałam.
— Właśnie tak — potwierdził.
*
Dużo myślałam o tym, co powiedziała Alice: „Chyba nie zapomniałaś, jak to jest, stracić przyjaciółkę z powodu dziecka?”. Oczywiście, że nie zapomniałam tego uczucia nagłego wyrzucenia z kręgu bliskich osób, zepchnięcia na odległy margines. Bycia traktowaną jak osoba drugiej, trzeciej, czwartej, ostatniej kategorii przyjaciół. Jak ktoś głupszy, mniej wartościowy. Bycia odsuniętą — a mimo to, paradoksalnie, postrzeganą jako coś oczywistego. Ci z moich dawnych przyjaciół tam na zewnątrz, którzy zostali rodzicami, zwykle chcieli się nadal ze mną spotykać, większości nawet bardzo na tym zależało, żeby kontakt utrzymać, ale kiedy się widywaliśmy, byli zdystansowani, czasem protekcjonalni, trudno było do nich dotrzeć, jakby byli otuleni jakąś niewidzialną watą, przynajmniej gdy ich dziecko było w okresie niemowlęctwa. […] Mężczyźni byli pochłonięci, oczywiście, ale to kobiety sprawiały wrażenie, jakby nałykały się valium: rozmawiały, śmiały się, kiwały głowami z uśmiechem, a równocześnie były jakby nieobecne. Jakby koncentrowały całą swoją energię i zainteresowanie światem tylko na tym jednym: na dziecku.
*
[…] nie ma silnych ludzi. Wszyscy są słabi. Niektórzy są co prawda bardziej samodzielni niż reszta, ale to nie znaczy, że są silni.
*
— Miałaś rację, Elso, rzeczywiście chodzę jak kaczka i jestem wywyższona, cholernie ważna i zadowolona z siebie, jak tamte potrzebne dorodne samiczki na zewnątrz.
[…] I nic nie mogę na to poradzić. Nie mam nad tym kontroli, po prostu tak jest. Jestem we władzy hormonów!
— Okej — powiedziała Elsa. — Rozumiem. Rozumiem, że to jest coś, czego nie zrozumiem. Nie miałabyś ochoty pójść popływać, zamiast siedzieć tu i opowiadać o niepojętych sprawach?
*
Szło opornie, ale często tak bywało, kiedy zabierałam się za coś nowego: ciężko, opornie, niepewnie, jak gdybym jechała pod górę rowerem z zardzewiałym łańcuchem, który w każdej chwili może pęknąć.
*
— Ależ moja kochana… — powiedziała Alice i odstawiła kubek.
— Przepraszam! — wychlipałam. — Powinnam być silna. Silna dla ciebie. Ale nie mogę, nie mogę się pogodzić z myślą, że cię stracę!
— Ja wiem, Dorrit — odparła spokojnie. — Ta świadomość dużo dla mnie znaczy. I w zupełności wystarczy. Nie musisz wcale być silna.
Pierwszy raz w życiu ktoś mi powiedział, że nie muszę być silna.
*
A to, że nie zauważyłaś tych drzwi przedtem, znaczy tylko, że nigdy przedtem nie szukałaś wyjścia.
*
Skóra mi cierpła na samą myśl o mieszkaniu w takim miejscu, gdzie miałabym być wciśnięta pomiędzy rodziny, które hałaśliwie zagarniały przestrzeń dla siebie, rozrastały się jak drożdżowe ciasto, tłamsząc wszystko, co było pojedyncze, co nie chciało lub nie mogło być tak głośne i ekspansywne jak one, dlatego stawało się niewidzialne, unicestwione — stawało się niczym.
*
[…] należy próbować żyć, jakby się wierzyło, że wszystko, co człowiek tworzy, ma prawo istnieć, gdzieś istnieć.
*
— Tak — odparłam. — Jeśli porównać to z tym, jak byliśmy traktowani na zewnątrz, w społeczeństwie. Tutaj mogę być sobą, na każdym poziomie, całkiem otwarcie, nie jestem odrzucana ani wyśmiewana, nie muszę się bać, że nikt nie potraktuje mnie poważnie. Byłam postrzegana jako dziwadło, jakieś UFO, kłopotliwe piąte koło u wozu, z którym ludzie nie wiedzieli co zrobić.
Ninni Holmqvist, Jednostka, przeł. Alicja Rosenau,
Helion, Gliwice 2019
(wyróżnienie własne)
[…]
relacja ze zwierzęciem jest o wiele bardziej fizyczna niż związek z innym człowiekiem. Nikt nie zrozumie psa, pytając go o to, co myśli albo jak się czuje, trzeba go obserwować i nauczyć się mowy jego ciała. I wszystkie ważne rzeczy, które chce się mu przekazać, trzeba wyrazić działaniem, postawą, gestami czy głosem.
Do człowieka natomiast zawsze można dotrzeć przez rozmowę. Łatwo tworzy się most między ludźmi, most powiadomień, wyjaśnień i zapewnień.
*
[…] nigdy nie rozumiałam sensu wygrywania tylko dla samego zwycięstwa. Jaki ma sens inwestowanie całej energii w to, żeby być lepszym od innych w tej jednej jedynej, właściwie nic nie znaczącej rzeczy? Po co to robić? Rozumiesz?
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz