poniedziałek, sierpnia 08, 2022

4715. Z oazy (XLVI)

Niedzielne odliczanie literek nie odbyło się. Przywieziony z ula internet postanowił sobie zrobić w Małej Danii wolną niedzielę.

Niedzielne, czyli poniedziałkowe, od­li­cza­nie literek, raz. Ostatnia, póki co, w języku polskim książka Auto­ra. Trochę thrill­er, przez chwilę wstęp do kryminału, a finalnie mądra opowieść drogi. Choć jest to książka dla „dzieciów”, duży człowiek znajdzie w niej wiele trafionych w punkt frag­ment­ów. Bawiłam się świetnie, głośnym śmie­chem budząc Sadowni­czą czujność za ścianą: co się dzieje, kochanie?

*

No i… ta butelka z tym czymś z jagód jałowca jest niesamowita. Nie­sa­mo­wi­cie pusta. Hep! Szkoda.

*

[…] czarny to nie jest prawdziwy kolor, bo gdyby był, to czarno-biały telewizor byłby kolorowym telewizorem.

*

     — Mój paszport! Gdzie jest mój paszport? Chyba się załamię! — jęczy i zaczyna gorączkowo grzebać w swojej torebce z krokodylej skóry. — Mogłam przysiąc, że go spakowałam, ale mam tutaj tylko moje sandały, moje bikini, moje foremki do piasku, moje skrzydełka do pływania, mój niesamowicie wciągający kryminał, moją gumę do żucia, żeby w samolocie nie zrobiło mi się niedobrze…

     — Mój paszport! — Najwyraźniej gęś także się obudziła. — Chyba się za­ła­mię. Gdzie mój paszport? Mogłabym przysiąc, że go spakowałam. Tutaj jest mój parasol od słońca, mój proszek na pchły, moje flamastry, moja lor­netka, moje rozmówki z setkami przydatnych zwrotów na każdą okazję.

*

     — Mam dobre wiadomości dla wszystkich, którzy lubią złe wiadomości — rzuca.

*

Obie owce przyciskają się do siebie, ich białe łebki nieznacznie różowieją, a oczy napełniają się wielkimi łzami. Wszystkie zwierzęta wpatrują się w owce zbaraniałym wzrokiem. W poczekalni jest cicho jak nigdy dotąd. Słychać tylko cichy plusk łez, które kapią na kafelkową podłogę.

Po tych słowach oczy wszystkich w poczekalni wypełniają się łzami i nawet fikus w kącie leciutko drży. Ale niestety zawsze znajdzie się zwierzę, które w tak wzruszającym momencie zacznie chichotać.

*


     — Nie bądź ciągle taki spięty […] — Wyluzuj trochę.
Dobrze jest czasem komuś zaufać.
I na dodatek to jest całkiem przyjemne.

*

W  świetle księżyca pies gna po zaśnieżonym pasie startowym. Jego uszy radośnie powiewają na wietrze. […]
     Pies budzi się z okrzykiem przerażenia. Widzi, że jest w poczekalni, i mi­mo mętliku w głowie próbuje uporządkować sobie wydarzenia ostatniej nocy.

*

Każde zwierzę ma prawo do swoich małych tajemnic.

*

     — Mam po dziurki w nosie mojego paszportu!  Nagle wszystkie [zwierzę­ta] mają po dziurki w nosie swoich paszportów, drą dokumenty i wi­wa­tu­jąc, podrzucają skrawki papieru w powietrze. Dzikie zwierzęta nie po­trze­bu­ją paszportów.

*

     — Jesteście bezczelne, głośne i ciągle się przekrzykujecie. Nie słuchacie, gdy się do was mówi. Wszystko trzeba wam powtarzać trzy razy, poza tym próbowałyście mnie sprzątnąć, ale… — tutaj lis rozkłada szeroko ramiona — ale już nie wyobrażam sobie życia bez was. — Z krzywym uśmieszkiem patrzy na psa. — To bez sensu, ale jest dość bliskie prawdy.

*

     — Co planujesz teraz robić?
     — Nic szczególnego — odpowiada lis.
     — A to się dobrze składa!
     — Dlaczego?
     — Bo ja też nie planuję nic szczególnego.
     Lis i pies patrzą sobie głęboko w oczy.
     — No dalej! — Pies szturcha lisa po koleżeńsku w bok. — Zapytaj mnie po prostu, czy chciałbym ci do­trzy­mać towarzystwa.

Ulrich Hub, Lisy nie kłamią, ilustr. Heike Drewelow,
przeł. Eliza Pieciul-Karmińska,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz