poniedziałek, czerwca 29, 2015

(1263+108). Kiedyś musi być ten pierwszy raz

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Unijne przepisy. System boloński. Hulaj dusza, piekła nie ma. Są ankiety. Było już tu o takich jednych. Dziś była nowa dostawa opinii. No i stało się. Może nawet musiało się stać, zgodnie z rozkładem Poissona.

Trafił się Student, co swój czas i literki poświęcił, podarował, wklepał w rządek zrozumiałych słów i zdań. I zachwycił mnie swoim pierwszym i niepierwszym wrażeniem. Szkoda, że nigdy nie będę wiedzieć, kto taki piękny prezent mi podarował.

Przez skromność, o którą nikt mnie nie podejrzewa, cytuję tylko to, co innych mogłoby załamać. Mnie zachwyciło! I zostanie ze mną do końca moich dni. Bo to był jeden z tych Studentów, którego miałam spotkać w tym semestrze. Bo ja nie jestem dla każdego. Nie zmieni tego żaden system boloński.

Moim pierwszym wrażeniem było "Ta kobieta jest jakaś dziwna". Jej ruchy, spojrzenie, zachowanie, sposób mówienia wydawały mi się jakieś inne, nietypowe. Szczególnie mnie zaskoczyło, gdy na pierwszym wykładzie stwierdziła, że jest „wredną suką" mimo, iż według mnie w ogóle to stwierdzenie do niej nie pasowało. Jak się później okazało miałem rację, gdyż przez cały semestr była bardzo ale to naprawdę bardzo w porządku. Mimo, iż wygląda nieco jak wiecznie niezadowolony strach na wróble (mam wrażenie, że sporo w życiu przeszła albo po prostu moją zdolność empatii szlag trafił) to wykład prowadzi bardzo profesjonalnie i jest bardzo miła. […]

(wyróżnienie moje)

Czy ja dużo przeszłam? Zastanawiam się.
Na pewno nie więcej niż inni. Myślę, patrząc wstecz, że jestem wyjątkowo uprzywilejowaną osobą.

Och! Gdybym spotkała tego Studenta, chętnie wypytałabym go, co miał na myśli, pisząc „wiecznie niezadowolony strach na wróble” — to skrywa tajemnicę, fantastyczną! I potencjał! No ale cóż, muszę się zadowolić strachem na wróble. Też niezły!

(1340+12+16+2). Fragmenty

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Fragment Dyplomanta.
Fragment dyplomu Sadownika.
Fragment Jego, mojego i naszego Życia.
Czas miniony, zatrzymany.
I cała moja, nasza Radość i Duma.

*

Anegdotyczna pozostałość po przygotowaniach do obrony brzmi następująco. Dyplomant pojechał odebrać wypożyczane na sobotę sztalugi. Z jednym panem załatwiał sprawę, drugi mu te sztalugi wydawał. Ten drugi nie mógł uwierzyć, że Sadownik jest, a w zasadzie kończy być, studentem. Gdy więc Pan Drugi zaczął dopytywać z niedowierzaniem, że taki stary student, Pan Dyplomant odpowiedział:
     — Wie pan, w moim wieku albo chodzi się na dziewczynki albo do szkoły.

niedziela, czerwca 28, 2015

1369. Zaufaj i przeczytaj?

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ojciec karmiący napisał u siebie o tym, jak przez chwilę szukał książki. Zaintrygował mnie tytuł. Puk, puk. Pyk, pyk. I już ją miałam. Kończyłam w owym czasie książkę, o której nawet nie chce mi się tu wspominać, bo zwyczajnie mnie rozczarowała. Miała być fajna końcówka, a było dno.

Książka, po której zostawiam tu ślad, jest warta grzechu i pewnej ilości pieniędzy. Wkurza, gdy traktuje się ją jako intelektualną akrobację. Na szczęście Autor co chwilę zdradza, że nie tylko myśli i ględzi, ale również praktykuje. Może nie do końca zdradza się ze świadomością przywilejów, jakie ma — może wkurzać. Biorąc pod uwagę swoje skrzywienie, stwierdziłam, że wiele, jeśli nie większość, fragmentów tej książki to opowieść zupełnie innymi słowami o psychologii procesu. Warto!

Bycie nie tylko  m o ż e  być radosne. Bycie po prostu  j e s t  radosne. Jeżeli zdaje się nam, że to nieprawda, oznacza to tylko jedno — nie mamy z byciem kontaktu.

*

Możesz walczyć z życiem, ale wiedz, że przegrasz.

*

Nie jesteśmy opowieściami o nas samych. […] Opowieści o nas samych zabijają prostą radość życia.

*

Gdyby kreślony przez guru kościoła wyznającego Rosnący Produkt Narodowy Brutto piękny obraz człowieka bogatego, sytego, który ma pracę i w każdej chwili może iść na zakupy bez obawy, że zabraknie mu jednostek płatniczych na karcie kredytowej, a latem wyjechać na wakacje, okazał się kiedyś realny, stalibyśmy się bardzo nudnym gatunkiem. Na szczęście chyba niemożliwe. Egzystencjalnej pustce nie da się przecież zapłacić haraczu w żadnej drukowanej lub elektronicznej walucie.

*

Chcemy być całkowicie wolni i bezpieczni — tyle że te dwa pragnienia nie mogą spełnić się jednocześnie. Być wolnym znaczy być niepewnym.

*

Lęk czasem daje się obłaskawić, ale zawsze żąda za to zapłaty.

*

[…] dbanie o stan świadomości w każdym momencie leczy z jednej z największych chorób współczesnego człowieka: widzenia świata jako środka do zaspokajania swoich potrzeb. Człowiek bez potrzeb zaś, jak mawiał Sokrates, jest bogiem.

Marcin Fabjański, Zaufaj życiu.
Nie zakochuj się w przelatującym wróblu
,
PWN, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

(1340+12+16). Licencja T

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bardzo intensywne dni za nami.

Wisienka na torcie — Sadownik obronił się i jest teraz dyplomowanym artystą z licencją „T”.

Sadownik:
Z szacunkiem proszę,
skończyły się czasy pomiatania.
(teatralna przerwa)
Sama będziesz sobie robić zakupy!

Jabłoń:
Nie będę!

Sadownik:
To będziemy głodne, ale wykształcone.


(chwilę potem)

Jabłoń:
(przemielona wrażeniami dni wielu, z bolącym okiem,
po kieliszeczku nalewki, w fantastycznym towarzystwie
)
Jezu, jak ja wolno myślę…

Bezczel z licencją T:
Co robisz?

środa, czerwca 24, 2015

1367. O podróżowaniu

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Podróżować. Tak. Ale po to by wracać do siebie, do swego Domu, do swego Miejsca, do swoich spraw. Tak mam.

Podróżowanie mnie kręci. Ale najbardziej to wgłąb siebie. Uprawiam maniakalnie. Te podróże są dla mnie najbardziej fascynujące.

Pomimo tego, że ruszyć mnie w kategoriach geograficznych nie jest najłatwiej, zachwyciłam się audycją, której słuchałam w niedzielę. Powtórzyłam słuchanie wczoraj. I jeszcze dziś na dokładkę. Słowo podróż w tej audycji można swobodnie zamienić frazą „uczyć się” lub słowem „żyć”.

     — Podróżować to, tak, odmieniać swoje życie — powiedział Jarosław Makowski. Powiedział więcej… powiedział pięknie.

J. Makowski w rozmowie z T. Stawiszyńskim.

wtorek, czerwca 23, 2015

1366.

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

od jakiegoś czasu mam hopla na drzemiący w ciele ruch. na jego zarodki skryte to tu, to tam. na subtelności pojawiające się na peryferiach gestów. na ruchy, których nie zamówiliśmy. zatrzymuję się przy wszystkich tych odsłonach potencjalnej magii. trochę się nimi bawię. trochę badam. bez przywiązania. dla zabawy. z ciekawości.

w niedzielę. w tym właśnie duchu napatoczyłam się na zdjęcie Steve’a McCurry’ego na Mysiej Wystawie. zatrzymało mnie na długi czas. to jedyne. bo reszta, aż smutno, pasie oko zachodnich najedzonych ludzi kolorami i innością — komercja niestety, sławna komercja.

Steve McCurry, Zabawa dzieci z Omo, 2012.

poniedziałek, czerwca 22, 2015

1364. Życie — świetna okazja do popełniania błędów

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

dyktat. tyrania. zbieram się. daję radę. od lat. chyba od zawsze. jestem w tym niezła.

ma być. z wodotryskiem. na ostatni guzik dopięte. z wisienką na torcie. bez dwóch zdań i dyskusji.

a po wszystkim lista uchybień. punkty do poprawek. by było dobrze. lepiej. najlepiej. misja naprawcza. zażegnanie przyszłych porażek. wpadek. katastrof.

*

wstałam dziś rano. usłyszałam słowa:

nie wiem, czy to się uda

prawdę jedyną trzech pierwszych akapitów, nawet jeśli przerysowaną, szlag trafił. na przyszłość od dzisiaj. od teraz. od samego rana. tak, czasem może się nie udać. to nie powód, by nie próbować. nie powód, by nie iść dalej. by nie eksperymentować!

środa, czerwca 17, 2015

(1357+6). Z czarodziejskiego notatnika wyjęte

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Z podziękowaniami Czarodziejce Klaudii za słowa:

jak odpowiednio długo posiedzisz w jednym miejscu, to cię wszystko znajdzie.

***

Z kronikarskiej potrzeby:

— […] ale my mamy plany!
plany to nie przeszłość, można je zmieniać.

*

— [...] to weź mnie na barana
jak cię wezmę na barana, to będę osłem.

*

można się wpierdalać w czyjeś życie, jeśli kogoś kochasz.

1362. Od Białego Kruka

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Biały Kruk zdążył przed moim wyjazdem na Hogwart. Tyle że ja nie zdążyłam zachwycić się. Odnotowałam miękkie, ciepłe aranżacje i głos z trzewi życiowego doświadczenia — to wszystko.

Dziś rano, nim pobiegłam do pracy, zaskoczyłam i… łomolę! Nic nowego, ja często łomolę jednym kawałkiem.

Łomolę i… wdzięczności pozwalam się w sobie rozsiąść wygodnie, że mam szczęście do odważnych Ludzi, którzy z myślą o mnie kupują płyty, książki czy — Mount Everest Odwagi — ubrania. Dzięki Nim poznaję, mam kontakt z tym wszystkim, czego sama z siebie bym pewnie nie odkryła, nie namierzyła.

St. Celińska, Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan,
z płyty Atramentowa, 2015.

jesteś cenny tak jak ja,
jesteś piękna tak jak ja,
jestem dzielna tak jak wy,
niebezpiecznie wręcz.

1361. Jestem już za, niestety!

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Przyznaję się.
Od wczoraj jestem za karą śmierci.
Za czyny popełnione z rozmysłem i premedytacją.

Wystarczyła do tego kiełbaska z haczykami wędkarskimi i bydlę dwunożne, nie człowiek.

(1357+3). Czytanie na Hogwarcie (II)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Na magicznym warsztacie, będąc wśród Czarodziejów i adeptów sztuki procesowej — pomyślałam — warto przeczytać coś magicznego. Wybór był oczywisty.

To książka, która nie nadaje się do szybkich miast, pośpiesznie przeżywanych dni, zbyt szybko kroczących przez życie ludzi.

To książka, przy której dość stereotypowo pomyślałam: no nie, nie mógł tego napisać mężczyzna! Napisał. O okruchach chwil, o subtelności gestów, o terrorze własnych myśli, o nadziei, uczuciach, o… relacjach, o uważności, o delikatności, a jakże!

Jak to dobrze, że tę książkę napisał mężczyzna. Jak to dobrze, że poleciła ją Ada, nie tylko mi.

Myśl pewnego polskiego filozofa.
Istnieją wspaniali ludzie, których spotykamy w niewłaściwym momencie.
Istnieją także ludzie, którzy są wspaniali, bo spotykamy ich we właściwej chwili.

*

Jak pani może chodzić w takich butach? Przecież palce męczą się w nich jak w gułagu. Wstyd, traktuje pani własne stopy jak Stalin!

*

[…] chwycił odwagę w swoje obie dłonie — a w tym momencie chciałby mieć nawet cztery.

*

[…] przeżywać życie w jego wyjątkowej, maksymalnej gęstości: w czasie teraźniejszym.

*

Rodzina i przyjaciele zaproszeni na ślub stanowili coś, co można by nazwać pierwszym kręgiem społecznej presji. Presji, która domagała się narodzin dziecka. Czy musieli tak bardzo nudzić się w swoim życiu, by ekscytować się życiem innych? Zawsze tak jest. Żyjemy pod dyktatem pragnień innych ludzi.

*

Wystarczy zaczerpnąć powietrza, żeby popłynął czas.

*

Nie poddawać się, co za dziwaczne określenie. Poddajemy się bez względu na wszystko. Na tym polega życie.

*

[…] przyjemność wynika z aktywności.

*

— Więc ją rzuć.
— Dla ciebie zrobię to bez wahania.
— Nie dla mnie… dla siebie.

*

Jest w żałobie wewnętrznie sprzeczna siła, zarówno przemożna potrzeba zmian, jak i chorobliwa skłonność, by dochować wierności temu, co było.

*

Wewnątrz każdego pragnienia mnich i rzeźnik toczą z sobą walkę.

*

Przyszedł czas, by działać, co sprawiało, że tkwił w idealnym bezruchu.

*

Dziwne, jak łatwo czasem łamiemy postanowienia, mówimy sobie, że odtąd wszystko będzie tak, a nie inaczej, ale wystarczy nieznaczne poruszenie warg, by zachwiać nasze głębokie przekonanie, które zdawało się ponadczasowe.

*

Zostali tak przez chwilę, chwilę, która trwa do tej pory.

*

— Co… co robisz?
— Patrzę na twoją głowę.
— Ale dlaczego?
— Bo czuję, że coś ci po niej chodzi.

*

Zaczęli się śmiać z tej idiotycznej sytuacji i mocno się objęli, najlepszy na świecie sposób, żeby wytworzyć ciszę.

David Foenkinos, Delikatność, (przeł. Jacek Giszczak),
Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
(wyróżnienie własne)

wtorek, czerwca 16, 2015

(1357+2). Czytanie na Hogwarcie (I)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W czasie Hogwartu nie jeździłam ani tramwajami, ani autobusami, ale mimo to udało mi się wczesnymi rankami po kąpieli skraść parę literek i skończyć podarowaną przez Białego Kruka książkę, a potem chapnąć jeszcze jedną.

Gdy dziś odbierałam zupełnie inną książkę dla Sadownika, pani przede mną właśnie płaciła za wersję papierową pierwszej z tych dwóch książek. Ciekawe, z jakimi wrażeniami pozostanie owa klientka.

To nie kryminał, to reportaż, choć trudno w to uwierzyć do samego końca. Wrażenia, które ta książka budzi, również nie są fikcją, choć są bardzo silne.

Bez względu na to, jak bardzo dziwna wyda się czytelnikom część opisanych tutaj zajść, niniejsza książka nie jest fikcją.

*

Dywan i kryształ to najcenniejsza rzecz w każdy szanującym się buskim domu. Jedno i drugie — na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych — da się wymienić na wszelkie inne dobra.

*

Celebryta na topie nazywany jest w slangu tabloidu „ryjem”. Nikt nie wie, kiedy ktoś staje się „ryjem” i kiedy przestaje nim być.

*

Kiedy miałam 20 lat, usłyszałam, że nie mam uczuć. Przestraszyłam się tego.

*

Koniec polskich tabloidów to będzie dobry dzień dla społeczeństwa.

Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, Tabloid. Śmierć w tytule.
Agora, Warszawa 2015.

poniedziałek, czerwca 15, 2015

(1357+1). Brak słów, tylko uczucia

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

tajemnica.
intensywność.
relacji.

tajemnica.
intensywność.
w relacjach.

słów brak, bo doświadczenia dopiero znajdują swoje najwłaściwsze miejsca. wiedziałam, że relacje są o byciu. odkrycie zrobiłam, że relacje są również zawsze o… prawdzie, bez względu na to, jak bardzo będziemy próbowali ją ukryć, zakopać, schować, udawać, że o co innego nam chodziło. pierwsze trzy minuty spotkania i… wszystko wiadomo.

*

Nim wyjechałam, Braszka dała znać, że prezent do mnie idzie, że może zdąży dotrzeć przed moim wyjazdem. Nie zdążył i bardzo mnie to cieszyło. Był deserem, wisienką na torcie warsztatu, wszystkich na nim prac, podróżowania i mieszkania z Gepardzicą, wspólnego czasu społeczności POP-owskiej.

Moja miłość do pisanego i psychologii procesu. Sadownika pasja do fotografii. Nasz wspólny zajob oglądania fotografii. Zmaterializowała się! Oniemiałam. Sadownik też. Nie mogłam uwierzyć, że to możliwe.

Moim szczęściem jest nie tylko dobre życie, ale przede wszystkim fantastyczni Ludzie! Chylę czoła na myśl o każdej znaczącej Osobie w mym życiu. I dziękuję. Bez końca.

Marina Abramović, The Kitchen,
La Fábrica Editorial, Madryt 2012.

*

wróciłam. ale wciąż śnię.

środa, czerwca 10, 2015

1357. Peron 9 i 3/4 wzywa (III)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wzywa znów... Czas na POP-owską magię... Czas na Hogwarts by the Sea (part III)... Bez Bliźniaczej Liczby, buuu, bez Synka, buuu, bez Heniutki, wyśpię się... ruszamy z Gepardzicą, :), w oddelegowany Czas, Czas Studiowania o Relacjach.

wtorek, czerwca 09, 2015

1356. Zerwani

Nie ma to jak końcówkę chorowania potraktować kulturą. Od tygodnia tyle na własnych nogach nie stałam. Rekonwalescencją to się chyba nazywa. Wczoraj musiałam to szaleństwo „odpocząć”.

Świętowaliśmy. Głównie miłość i pasję.

***

Świętowaliśmy. Miłość. Pasję. Obecność.
Świętowaliśmy. Jedząc pyszne rzeczy. Też.

niedziela, czerwca 07, 2015

(1353+2). Książki chorując (III)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tylko choroba mogła mnie do tej książki doprowadzić. Dziewictwo pilchowe stracone z książką świeżutką i, podejrzewam, chudziutką. Wspomnienie filmu Pod mocnym aniołem wyraźne i dobre podkusiło mnie, więc bach! Nabyłam. Na kundla przerzuciłam. Trudno tę książkę czytać feministce. Protagonista — czy aby tylko on? Chcę wierzyć, że tylko on — to szowinista, mizogin, obleśne monstrum, niedorozwój emocjonalny, cynik, ale jednocześnie niebywały intelekt, satyryk, człowiek, o ogromnym poczuciu humoru, który z gracją, precyzją i niezłym refleksem bawi się słowami oraz niejednym tabu. Pozostałam z mieszanymi uczuciami — nie da się ukryć, ze ubawiłam się setnie czytając — czyż nie o to chodziło?

Co robić — pisanie jest ironiczne, starość jest ironiczna, kurestwo jest ironiczne. Nie tak ironiczne jak starość, ale ironiczne. Bo starość to ho, ho! Sam destylat ironii. Najprzód jej nie ma, i to długo nie ma. A potem jak już jest, to jest.

*

Króluje nad okolicą moja matka, blisko dziewięćdziesięcioletnia, pełna werwy kobieta, gotowa do walki o czystość rasy, obyczaju i gatunku.

*

Chodzić z rówieśnikiem nie było zbyt wyraźnie. Wtedy układ: on młodszy, ona starsza, on niższy, ona wyższa — nie był specjalnie popularny. Kryć się? Why not? Niezbadane są ścieżki damskiej dumy erotycznej.

*

Obie strony miały swoje zasady, ale trzymały się ich ledwo, ledwo. Jak tu toczyć bój o pryncypia, skoro pryncypia znane są po łebkach?

*

Rozmawialiśmy. O czym? Bóg raczy wiedzieć. Poza jej urodą nie mamy wspólnych tematów. Poza jej urodą i wybitnym sposobem ubierania się. Wówczas na ogół ja mówię, ona daje krótkie trafne uzupełnienia. Jest jeszcze pies. Jeśli nieustanne straszenie mnie, że następnym razem przyprowadzi to miniaturowe bydlę, nazwiemy rozmową, to proszę bardzo: rozmawialiśmy też o psie.

*

Boże, nie ma większej radości niż odkryć biust kobiety, której o posiadanie biustu się nie podejrzewa.

*

[…] strzelam aforyzmem, nadchodzę i patrzę. I nic. Tryumf poszedł się jebać.

*

Rzec można: koncepcje porządku mieliśmy całkowicie różne. Nie jedyna to zresztą była różnica. W gruncie rzeczy byliśmy małżeństwem starej daty — nic nas z sobą nie łączyło.

*

Czwarta rano nie zna litości.

Jerzy Pilch, Zuza albo czas oddalenia,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

(1353+1). Książki chorując (II)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czytając skrzydełko Świadka, wiedziałam, że rychło przyjdzie czas na drugą książkę tego autora. Bo ten Autor. Bo zaburzenie osobowości.

Kiedy ostatni raz czytałam coś, kształtem przypominającego powieść, dotyczącego borderline’a? Pamiętam! To było dokładnie siedem lat temu. Na przełomie maja i czerwca. Gryzmoliłam wtedy po papierze aż miło. Teraz zaznaczałam elektroniczne wersy. Zmieniłam medium, ale zapał pozostał ten sam.

Ale naprawdę przetrwałaś, bo miłość jest tak potężna, że nawet niewielka jej ilość pozwala znosić najgorsze.

*

     — Chce pan powiedzieć, że nie ma żadnych różnic między kobietą a mężczyzną?
     — Nic podobnego. Chcę tylko zauważyć, że wiele rzeczy, o których mówiłaś, nie zależy od płci. Stanowczość i siła nie są cechą tylko jednej płci. Dotyczy to też inteligencji, kompetencji czy emocjonalnej stabilności.
     — Wiem tylko jedno — podjęłam, nie zważając na jego argumenty — mój ojciec prędzej dałby się zabić, niż poszedłby do psychiatry.
     — I uważasz, że to dobrze?
     — Tak, oczywiście! Niewykluczone, że pan szanuje kobiety dlatego, że sam jest pan zbyt uczuciowy. Może ojciec miał rację, kiedy mówił, że wszyscy psychiatrzy to oszuści i pedały.
     
Ale mu dokopałam, pomyślałam zadowolona z siebie.
     — A jeśli Twój ojciec tak uważał, bo bał się swoich uczuć? Zastanawiałaś się nad tym?
     — A może to pan sam siebie oszukuje?! Ojciec był silny. Nie zadręczał się swoimi problemami. Potrafił się sam pozbierać. Był mocny. Niczego się nie bał.
     — Na tyle silny, by znęcać się nad niewinnym, bezbronnym dzieckiem? — spytał łagodnie.
     — Już to słyszałam!
     — Chcę, żebyś usłyszała to raz jeszcze. Mylisz surowość i brutalność z siłą. To bardzo łatwe, wziąwszy pod uwagę to, co przeszłaś. Ale tak czy owak, jest to błąd. Nie każda stereotypowa, męska cecha jest dobra, podobnie zresztą jak nie każda kobieca.

Raczel Reiland, Uratuj mnie. Opowieść o złym życiu
i dobrym psychoterapeucie, (przeł. Krzysztof Puławski),
Media Rodzina, Poznań 2006.

***

Zakochani mają łatwiej. Nie dlatego, że świat im sprzyja, przeciwnie, albo zazdrości, albo ostentacyjnie pokazuje, jak bardzo jest znudzony szczęściem, jak mało jest ono twórcze, jakie nudne. Mają łatwiej, przez energię, która zamienia słowo „chciałbym” na „chcę”.

*

Rozmawialiśmy o normach, o tym, kto je ustanawia, jak bezpiecznie odnaleźć się w już skonstruowanym świecie, tak by mu nie ulec.

*

     — Nie przerywaj mi. Spędziliśmy cudowny weekend i tak, teraz się rozstajemy, ale nie tylko ty zostajesz sama, ja, kurwa, też! Nie tylko ja jestem tobie potrzebny, też tutaj jestem, a ty jesteś za mnie odpowiedzialna!

*

[…] potrzebna mi bezpieczna przestrzeń, w której znajdę sobie miejsce.

*

     — Stary, zajebiście, to bardzo mądra i seksowna kobieta. — Nie laska, nie materac, nie babka, nie facetka, nie dziewczyna, Michał powiedział „kobieta”, zakochał się.

Robert Rient, Chodziło o miłość,
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2013.

piątek, czerwca 05, 2015

1353. Książki chorując (I)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kilka. Kilkanaście osób. Dorosłych. Rozmowy. Poważne. Niepoważne. Dorosłe. Lub mniej. Z poobiedniej drzemki budzi się trzy– czterolatek. Genialny, oczywiście, dodać należy. Od dziesiątek lat nikt już nie robi zwykłych dzieci. Staje w drzwiach. I koniec. Śladu po dorosłych nie uświadczysz. Latorośl rządzi. Matka, która jeszcze przed chwilą dawała radę w roli kobiety, żony w mgnieniu oka przeistacza się w matko-bosko-wszystko-wiedząco wywołując u niektórych odruch wymiotny. Nie pogadasz. Już. Za podajnik do zabawek też nie chcesz robić. Jeszcze. Wychodzisz. Ewakuujesz się do świata rządzonego przez istoty dorosłe.

To jest moje doświadczenie od momentu, gdy w cieniu dorosłych siadałam, gdy do świata dorosłych aspirowałam, gdy już legalnie ten świat zamieszkiwałam. Doświadczenie z cyklu makabrycznych. Doświadczenie, które jest komplementarnych do doświadczenia Autorki, która jako Mama czwórki wchodzi do pokoju i wszyscy traktują ją jak półgłówka, czy w najlepszym razie jako osprzęt pielęgnacyjno-organizacyjny. Czytałam o Jej doświadczeniu z zapartym tchem.

O tej książce dowiedziałam się w Dniu Matki, nie mając pojęcia, jak bardzo zadba o mój dobrostan trzy dni później, gdy w pociągu relacji Kraków–Warszawa nabierać będę kolorków i temperatury.

Książka wyjątkowo ciepła, pełna miłości i… z hepiendem. Książka, która pozostawiła mnie z refleksją, że kobiety, bez względu na etykietki na plecach, nie mają łatwo. Pięknie napisała Tłumaczka w przedmowie van Laak ukazuje, jak cienka granica dzieli nas „normalnych ludzi, od osób, które często z nonszalancką swobodą szufladkujemy jako margines społeczny.

Kiedy nagle brakuje pieniędzy, wprawdzie nie można sobie pozwolić na wiele rzeczy, ale można zadbać o to, by nadal było przyjemnie.

*

Dziwne, jak bardzo człowiek staje się spokojny, gdy nie ma już nic do stracenia.

*

Jeśli chodzi o samotne matki, tolerancja wynajmujących w sprawie liczby dzieci kończy się na dwójce. Szybko się o tym przekonałam, szukając dla nas mieszkania.

*

[…] jeszcze nie przyzwyczaiłam się do naszej nowej sytuacji. A tę można by określić w skrócie tak: kobiecie bez męża albo mężczyzny ufać nie wolno.

*

Kiedy kobieta opuszcza męża, zabierając ze sobą czwórkę dzieci, sprawa jest prosta: znalazła sobie kogoś nowego. Kiedy jednak tajemniczy nieznajomy nie pojawia się przez całe tygodnie, a i w szkole niewinne dzieci nie potrafią niczego powiedzieć o nowym kochanku mamy, wówczas w głowach dorosłych, związanych ze szkołą i sąsiedztwem, powoli rodzi się myśl: ona nie ma nikogo nowego, nie, odeszła od męża, bo chce się realizować. Kosztem dzieci. No i oczywiście kosztem tkwiącego w finansowych tarapatach męża.

*

Postanowiłam od teraz przyglądać się własnym uprzedzeniom. (Nie zawsze mi się to udawało). Starałam się nikogo z góry nie osądzać i dzięki temu przeżyłam niesamowite spotkania, których nigdy nie żałowałam. Jeśli jestem w podróży i mam jakieś pytanie, zwracam się z nim do szczególnych ludzi: punków, inwalidów, otyłych, bardzo wiekowych itd. — często muszą się najpierw otrząsnąć ze zdziwienia, nim udzielą mi bardzo grzecznej i kompetentnej odpowiedzi, wskażą drogę, poinformują mnie o godzinie odjazdu pociągu lub polecą jakiś sklep. Bardzo rzadko spotyka mnie przykrość, jej można się spodziewać po normalnych ludziach.

*

     — Mamo, Nadine powiedziała, że jesteśmy żulami.
     — A to dlaczego?
     — Bo u nas wszystkie dzieci śpią w jednym pokoju i nie mamy telewizora.
     — Ach tak. A ty też tak uważasz?
     — Niee, żulerskie to jest to, że kot sąsiadów sika pod naszymi drzwiami.

*

Czymże jest materia? To niesamowite, jak szybko przedmioty tracą na znaczeniu, jeśli gra toczy się o własną egzystencję.

*

Kiedy pęka jedwabna nitka, na której wisiała nasza uprzywilejowana egzystencja, wówczas nadarzają się okazje pozwalające nam zastanowić się nad naszą dawną  p o z y c j ą  w społeczeństwie i naszym ówczesnym  z a c h o w a n i e m. Ciekawe. I frapujące.

Petra van Laak, 1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie),
(przeł. Agnieszka Piekarowicz-Tilk),
PWN, Warszawa 2013.

czwartek, czerwca 04, 2015

(1340+12). Dyplomant finiszuje

Jabłoń:
(oddelegowana do sprawdzania przecinków w Sadowniczym dyplomie
czepia się pewnego związku frazeologicznego)
Zamieniłabym »wywoływać« na »wzbudzać«,
bo wywołuje się zdjęcia, a zainteresowanie się wzbudza…

Sadownik:
(niewerbalnie prezentuje niepewność lub niezrozumienie)

Jabłoń:
(odpowiada na niedookreślony niewerbalny komunikat)
…no wiesz, inny przykład, nie wywołuje się pożądania,
pożądanie się wzbudza…

Sadownik:
(ożywia się i protestuje)
O nie, kochana, pożądanie się  w z n i e c a!

środa, czerwca 03, 2015

1351. Perełka w dłoniach

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Droga między sypialnią a łazienką jest drogą, na której często znajduję perły: pomysł na rozwiązanie jakiegoś problemu; słowo najwłaściwsze; uczucie zagubione; ideę, wartą nie tylko pomyślenia. Szłam wczoraj rano. Myłam ręce i dopadła mnie konkluzja, że świat, w którym żyjemy, nie jest światem dla ludzi. I kropka. Bo.

*

Osobiście, we własnym życiu dawno, dawno temu stanęłam przed dylematem: mieć dzieci czy mieć siebie. Wybrałam. Nigdy nie żałowałam.

*

Problemem nie jest dokonanie własnego wyboru — pomyślałam wczoraj i to było novum. Bo. absolutną  c h u j o z ą  — dotarło do mnie — jest to, że tak wiele kobiet żyło, żyje lub będzie żyło w świecie, który  bez pardonu stawia je przed praktycznym rozwiązaniem tego wielowymiarowego dylematu, rozwiązania tu i teraz. I kropka. Bo tak.

Wieczorem wracaliśmy z teatru. Teodora z wypitą do połowy flaszką syropu i paczkami chusteczek w swym brzuszku, Sadownik i ja. Podzieliłam się mym odkryciem z Miłością mego Życia. Bycie pragnącą odkrywać nowe światy kobietą nigdy nie było, nie jest i nie będzie łatwe w żadnym kraju — powiedział i ścisnął mocniej moją dłoń.

(fot. źródło)

wtorek, czerwca 02, 2015

1350. Animusy

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik:
Ty naprawdę jesteś chora!

Jabłoń:
?¿?

Sadownik:
Ostatni wpis na blogu jest z 26 maja!

Jabłoń:
(ledwo zipie)

*

Gardło. Kaszel. Katar. Przyusza. Przesyt czucia różnych części ciała. Syropek. Chusteczki. Kaszel. Katar. Temperatura. Pan Doktor, do którego Sadownik Jabłoń za uszy zawlekł, powiedział, że nic jej nie jest. To nic powoduje rzecz magiczną. Gdy choruję, tracę nie tylko smak, opuszcza mnie zupełnie poczucie humoru — wszystko biorę literalnie i śmiertelnie poważnie. Wczoraj było najbeznadziejniej… Sadownik wychodząc rano na godzinkę powiedział pa, a ja byłam pewna, że wyjeżdża i wróci dopiero za dwa dni. Popłakałam się z bezsilności.

*

Sadownik:
Jesteś gorsza niż facet, jak chorujesz!

Jabłoń:
Niestety.

(1348+1). Odreagowywanie

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zanim przyszedł chory piątek, odreagowywałam wtorek. Na żadnej z „moich” książek skupić się nie mogłam. Otworzyłam w kundlu książkę, którą Smok łyknął jednym zianiem ognia, a i Gepardzica sprawnie dziabnęła zębem mądrości.

Błyskotliwa książka, dobrze skrojona diagnoza społeczno-mentalna Polaka. Płacze się ze śmiechu, by na końcu tego śmiechu spotkać odrobinę smutku nad polską paranoją. Końcówka książki cuci z młodego polskiego kapitalistycznego snu, pokazując jak kruche jest wszystko w naszym życiu.

Tu jest równocześnie postęp gospodarczy i krach cywilizacyjny. Dlatego ten kraj jest taki fascynujący. […] Albo pomniki. Popatrz, na przykład, na te pomniki rzeźby Jana Pawła II. Mamy tutaj — wyjął komórkę — zbiór zdjęć tych najpiękniejszych. Zawsze robię, jak zobaczę. Potem pokazuję kolegom w Niemczech. I, wyobraź sobie, nie są w stanie pojąć, że zaraz obok ich kraju, jednak jednego z najbardziej rozwiniętych na ziemi, jest państwo, które praktykuje tak prymitywny totemizm.

*

Polska, kraj, który nigdy siebie nie zaakceptuje, ale nie dlatego, że ma takie wysokie wymagania, tylko dlatego, że nie jest tym, kim chciałby być, czyli każdym normalnym krajem. Każdym innym. Kraj, którego obywatele albo z niego szydzą i go nienawidzą, albo wzbudzają w sobie chorą do niego obsesję i na niego chorują — a tak w żadnym normalnym kraju nie ma.

*

Powiesz — przypadek nie będzie określał mnie jako człowieka — i będziesz miał do tego prawo. Powiesz — nie będę uczestniczył w waszej idiotycznej i dziecinnej zabawie w polskość, w jakąkolwiek inność, w rosyjskość, litewskość, niemieckość, zasraność, samodiablość — i do tego też będziesz miał prawo, ba, będziesz miało święte prawo.

*

Jechałeś przez to państwo, ten dziwny kraj, wmawiając sobie, że leży w środku Europy, najlepiej na kilku środkach Europy jednocześnie, wymierzający i oznaczający u siebie te środku Europy, na ścianach swoich sklepów z odzieżą na wagę, na swoich wycioranych trawnikach, ale doskonale wiedzący, że to tylko zaklinanie rzeczywistości, o, jak dobrze to wiedzący. Bo choć nie współtworzył tej kulturowej specyfiki, która sprawiła, że świat musiał uznać Europę za osobny kontynent, to zawsze lubił tupać nogą i wrzeszczeć jak rozwydrzony bachor, że jest w środku, i że jest najważniejszy, a gdy świat tego nie zauważał, obrażał się i wściekał — był przez to coraz bardziej obcy.

Ziemowit Szczerek, Siódemka,
Korporacja Ha!art, Kraków 2014.