niedziela, czerwca 07, 2015

(1353+2). Książki chorując (III)

 wpis przeniesiony 14.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tylko choroba mogła mnie do tej książki doprowadzić. Dziewictwo pilchowe stracone z książką świeżutką i, podejrzewam, chudziutką. Wspomnienie filmu Pod mocnym aniołem wyraźne i dobre podkusiło mnie, więc bach! Nabyłam. Na kundla przerzuciłam. Trudno tę książkę czytać feministce. Protagonista — czy aby tylko on? Chcę wierzyć, że tylko on — to szowinista, mizogin, obleśne monstrum, niedorozwój emocjonalny, cynik, ale jednocześnie niebywały intelekt, satyryk, człowiek, o ogromnym poczuciu humoru, który z gracją, precyzją i niezłym refleksem bawi się słowami oraz niejednym tabu. Pozostałam z mieszanymi uczuciami — nie da się ukryć, ze ubawiłam się setnie czytając — czyż nie o to chodziło?

Co robić — pisanie jest ironiczne, starość jest ironiczna, kurestwo jest ironiczne. Nie tak ironiczne jak starość, ale ironiczne. Bo starość to ho, ho! Sam destylat ironii. Najprzód jej nie ma, i to długo nie ma. A potem jak już jest, to jest.

*

Króluje nad okolicą moja matka, blisko dziewięćdziesięcioletnia, pełna werwy kobieta, gotowa do walki o czystość rasy, obyczaju i gatunku.

*

Chodzić z rówieśnikiem nie było zbyt wyraźnie. Wtedy układ: on młodszy, ona starsza, on niższy, ona wyższa — nie był specjalnie popularny. Kryć się? Why not? Niezbadane są ścieżki damskiej dumy erotycznej.

*

Obie strony miały swoje zasady, ale trzymały się ich ledwo, ledwo. Jak tu toczyć bój o pryncypia, skoro pryncypia znane są po łebkach?

*

Rozmawialiśmy. O czym? Bóg raczy wiedzieć. Poza jej urodą nie mamy wspólnych tematów. Poza jej urodą i wybitnym sposobem ubierania się. Wówczas na ogół ja mówię, ona daje krótkie trafne uzupełnienia. Jest jeszcze pies. Jeśli nieustanne straszenie mnie, że następnym razem przyprowadzi to miniaturowe bydlę, nazwiemy rozmową, to proszę bardzo: rozmawialiśmy też o psie.

*

Boże, nie ma większej radości niż odkryć biust kobiety, której o posiadanie biustu się nie podejrzewa.

*

[…] strzelam aforyzmem, nadchodzę i patrzę. I nic. Tryumf poszedł się jebać.

*

Rzec można: koncepcje porządku mieliśmy całkowicie różne. Nie jedyna to zresztą była różnica. W gruncie rzeczy byliśmy małżeństwem starej daty — nic nas z sobą nie łączyło.

*

Czwarta rano nie zna litości.

Jerzy Pilch, Zuza albo czas oddalenia,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz