piątek, lipca 31, 2015

1398. Sekrecik

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Można było…
Na szczęście okazało się, że…

Można było…
Na szczęście okazało się, że…

*

Można było to wszystko przemilczeć, nie wracać do tego.
Na szczęście okazało się, że dane jest mi to przeczytać, by wiedzieć, by zachować w pamięci i sercu.

I zaległa we mnie wdzięczność. Za ludzi, których spotykam.
Za Ich odwagę, marzenia i spełnienie.

Książę już tu kiedyś był — pomyślałam.
Kochaj swoje marzenia…
szeptały uśmiech na mej twarzy i łzy. Nie ustawaj! Ty też!

(1392+5). Książkowa kanikuła weselna (II)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Coś mnie tknęło przed wyjazdem na wesele. Sprawdziłam. Bach! Autor popełnił jeszcze jedną książkę, którą przetłumaczono na język polski. Załadowałam obie na kundla, po raz enty nie mogąc uwierzyć, że tak długo nie można mnie było na niego namówić.

Między przygotowaniami do wesela, samym weselem i poprawinami, skończyłam Egipt i na ząb wzięłam oba Doktorki. Fajnie było spotkać potrzebę dobra, potrzebę sensu, potrzebę życia — wszystko to, co wyznacznikiem człowieczeństwa jest.

To ona przypomniała mi kiedyś: „Talent, którym nie dzielimy się z innymi, którego nie przekazujemy dalej, staje się dolegliwy jak ziarnko grochu pod materacem księżniczki”.

*

To bardzo ważne, żeby od czasu do czasu pobyć sam na sam ze sobą. Dzięki temu można przyjrzeć się sobie, wyjść samemu sobie na spotkanie (dodała, puszczając oko): Dowiedzieć się, kim jest Mark.
     — Co za absurd…
     — Jak życie.
     — Sądzi pani, że życie jest absurdalne?
     — Jestem stara, ja już nic nie sądzę, jestem pewna.

     […] Solą życia jest to, co nieznane, czyż nie?

*

     — Lekiem na rasizm jest panda — stwierdziła ni z tego, ni z owego. — Niech pan sobie wyobrazi ludzi zmienionych w pandy… Każdy z nas byłby grubym, białym i czarnym Azjatą. Obowiązkowo.

*

[…] zastanawiałam się, jak to jest: kiedy człowiek znudzi się sam sobą, czy pana zdaniem jest możliwe, żeby poszedł zobaczyć, czy nie ma go gdzie indziej i nie zgubił się przy tym po drodze?

*

     — Szczęście istnieje, mój chłopcze! Choć tylko wariaci potrafią je odnaleźć!

*

     — Śniłaś mi się — powiedział jej w środku nocy, siedząc samotnie w kuchni.
     — I jak było? — odpowiedziała.
     — Sam już nie wiem.
     — To skąd wiesz, że ci się śniłam?
     — Obudziłem się i przez krótką chwilę byłem szczęśliwy.

*

A ja lubię i wulgarność, i poezję, bo mam wrażenie, że jedna i druga zawsze są prawdziwe.

*

     — Jesteśmy tu po to, żeby porozmawiać ze światem, zanim się z nim rozstaniemy. […]
     — Świat jest pełen magii. Kocha nas i opłakuje.

Baptiste Beaulieu, Już nigdy Pan nie będzie smutny,
(tłum. Wojciech Prażuch),
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2015.

(1392+4). Książkowa kanikuła weselna (I)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To będzie najdłuższy wpis, w którym najmniej złożyłam własnymi literkami.

To będzie wpis, w którym zazdroszczę każdej osobie, która jeszcze nie wie, dlaczego Pocahontas czy Wódz Wiking zostali lekarzami. Zazdroszczę, jeśli nie spotkaliście jeszcze Lili i jej mamy. „Zazdraszczam” bardzo, jeśli nie byliście świadkami szczerości Blanche w rozmowie z Doktorkiem, nie spotkaliście się z Panią Ha czy Porucznikami.

Niewiele w życiu mam, ale mam opowieści. Spotykam ludzi w łóżkach albo na wózkach inwalidzkich, istoty ludzkie, które stawiają pytania mojemu człowieczeństwu.

*

Uczymy się pacjentów. Ich minione doświadczenia to zwykle dzisiejsze bóle. Istnieje pewien błąd, pewna pierwotna wada, która wypacza nasze wzajemne stosunki. Myślicie, że jesteśmy tutaj dla was. W niektórych przypadkach to prawda. W wielu — nie. My was leczymy, wy nas uzdrawiacie.

*

Życie jest przygodą, a bagaż jest ciężki. Wszyscy w pewien sposób jesteśmy bardzo cichymi bohaterami. Tak sądzę.

*

[…] dostrzeganie w ludziach ich dobrej strony to najbardziej zaszczytna forma sprzeciwu wobec brutalności Ludzi i życia.

*

     — Życie to dar. Łatwo o tym zapomnieć. Czujesz ciepło na twarzy? Czujesz, jak promienie prześlizgują ci się przez palce? Czujesz, więc żyjesz. Nie zapominaj o tym.

*

Są tysiące sal numer 7 i tysiące pacjentów: marzą o tym, żeby ciasto im się nie udało i żeby mogli zacząć wszystko od nowa z ludźmi, których kochają.

*

[…] albo życie ma sens, ale jest on zbyt skomplikowany, żeby go zrozumieć, albo nie ma żadnego sensu, a wtedy lepiej jeść, pić, tańczyć i kochać się, dopóki życie trwa. Coś o tym wiem. Obiecaj mi, że będziesz korzystał z życia.
     Obiecałem. Po raz kolejny. Za każdym razem daję się jej wrobić.

*

     — Zostaje dwa euro reszty. To dla pana. Kup pan sobie za nie jaja albo serce.

*

Jeżeli Bóg istnieje, musi mieć czasem ubaw po pachy.

*

Trzeba natychmiast żyć. Jest później, niż się wydaje.

*

[…] zanim zaczniesz leczyć kulawego, włóż jego mokasyny.

*

To, kim jesteśmy, nie należy do nas. To, co kochamy, czego nienawidzimy, o co się troszczymy, na co czekamy, nasze dobre uczynki i chwile tchórzostwa — wszystko powraca w nieskończoność. Wszystko jest ze sobą powiązane.

*

Wszyscy mamy miliony powodów, żeby gniewać się na tych, których kochamy. I pewnie równie wiele okazji, aby im wybaczyć.

*

Kiedy zapytałem ją, jak minął jej dzień na dole, odpowiedziała:
     — Nic specjalnego.
     To nieprawda: wystarczy dostrzegać to, co proste, w tym, co skomplikowane, i zachwycać się tym, co skomplikowane, w tym, co proste.

*

Dobro i zło to pojęcia całkowicie względne. Pierwsza rzecz, jakiej nauczyłem się w tym zawodzie, to że nigdy nie wiadomo, dlaczego ludzie są tym, kim są. Wydaje nam się, że ich znamy, szufladkujemy ich: sukinsyny z jednej strony, dobrzy ludzie z drugiej… Szef Krzykała versus Fabienne. Ale to jest bardziej skomplikowane, bo w sprawę miesza się życie. Nigdy nie jesteśmy wynikiem zbiegu okoliczności. Nikt umyślnie nie decyduje, że zostanie zimnym draniem: życie, niekiedy bezlitośnie, oskubuje nas z człowieczeństwa.

*

Część naszego istnienia sprowadza się do jednego słowa: „zaakceptować”. Od negacji do negacji, od małych ustępstw do wielkich frustracji, jak przyjąć to, co nieodwracalne?

*

Jeżeli czegoś potrzebujesz, jestem tu. Jeżeli chcesz porozmawiać, jestem tu. Jeżeli jesteś zła, jestem tu. Jeżeli chcesz komuś dać w pysk, jestem tu. A jeśli chcesz płakać, płacz. Ale przestań robić sobie krzywdę.

*

Książki opowiadają zawsze tę samą historię.

*

[…] marzenie to pierwszy krok do szczęścia.

*

W szpitalu są CI, którzy dają, i TA, która kradnie.
     Pielęgniarze, salowe, lekarze dają.
     Choroba kradnie.

*

Wszystkim dniom parzystym i nieparzystym, które na mnie czekają, chciałbym powiedzieć: nadchodzę.

*

[…] z życiem nigdy nie ma problemu.
     Toczy się.
     By czynić cuda z najdrobniejszych rzeczy.
     Toczy się.

Baptiste Beaulieu, Pacjentka z sali numer 7,
(tłum. Agnieszka Podolska),
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2014.

wtorek, lipca 28, 2015

(1392+3). Wracanie do nieba (II)

Sadownik:
Otwórz okno i wyskocz,
bo mi się nie chce cię wyrzucać.

Jabłoń:
(rozanielona, we własnym szlafroku,
we własnym łóżku, w środku dnia,
z własnym ręcznikiem na mokrych włosach
)
Że bo co???

Sadownik:
Masz dwie żółte kartki!
Jedną za ręcznik na podłodze w łazience.
Drugą za buty w łazience.

Jabłoń:
(wciąż rozanielona przepraszała; gnała do nieba
i nie prowadziły jej tam schody, lecz A2, A1 i prysznic
)

(1392+2). Wracanie do nieba (I)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Mają tę samą grupę krwi. Ten sam czynnik Rh. Dzielą wiele wartości i marzeń. I co?

I Sadownikowi przypomniała się rozmowa z Onkami. Uświadomił Jabłoni, że nie są tym samym — nie są oboje słoikami. Słoikiem jest Drzewko. Sadownik jest wekiem. Bo…

Słoikiem jest się do 300 km, a wekiem powyżej — powiedziała Onka. Jabłoni umknął ten fragment rozmowy wprowadzający porządek w systematykę mieszkańców stolicy.

niedziela, lipca 26, 2015

1393. Czytało się w Būlandzie

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie potrafię dziś przypomnieć sobie, dlaczego okładka tej książki odrzucała mnie od pomysłu jej przeczytania. Ale po przeczytaniu Kraju niewidzialnych kobiet, czekałam już tylko na elektroniczną wersję książki Kalwasa — chciałam przeczytać świat męskimi oczami widziany. Apetyt już tylko rósł przy Chłopczycach z Kabulu.

Nie potrafię dziś wyobrazić sobie, że mogła mnie ta książka ominąć. Jej fragmenty są niestety nie tylko o Egipcie. Polski katolicki fundamentalizm jest niebywale podobny w swym myśleniu. Może właśnie dlatego książka ta powinna być lekturą obowiązkową, bo w „obcym” łatwiej dostrzec absurd myślenia magicznego.

Pozostałam ze wstydem, że żyję w kraju, w którym ubój rytualny jest legalny — rozdział dotyczący uboju czytałam na raty, podobnie jak ten o obrzezaniu dziewczynek. Mentalna Ziemia wciąż w wielu miejscach świata jest płaska.

Ludzie na Zachodzie nigdy do końca nie zrozumieją fanatyzmu islamskiego, przerabialiście te rzeczy kilkaset lat temu. Jesteście wolni i często nie potraficie tego docenić.

*

Samotność to choroba Zachodu. Najfajniej jest przecież siedzieć na kupie z całą rodziną, bez chwili ciszy, bez chwili na autorefleksję. Nie, nie zostawaj sam, człowieku,, bo ci głupie i złe myśli przyjdą do głowy. Książki? Po co ci książki? Wystarczy Koran, hadisy i gazety. Poza tym książki to przecież nieprawda, to tylko bajki, ułuda słów. Przez ponad sześć lat mieszkania w Egipcie, tylko raz widziałem człowieka czytającego książkę w miejscu publicznym — był to kasjer w barze z falafelami.
     Samotność w Egipcie nie przejdzie. Egipcjanie porostu nie wierzą w samotność. Wszystko należy tutaj do wszystkich.

*

Jest takie stare przysłowie arabskie — mówi Riham — ja przeciwko mojemu bratu, ja i mój brat przeciwko naszemu kuzynowi; ja, mój brat i mój kuzyn przeciwko cudzoziemcom.

*

Rumi: „To, czego szukasz, szuka ciebie”.

*

Często to słyszę: tak zawsze u nas było, to nasza tradycja. Kiedy mówię, że zwyczaje i tradycje można zmieniać, a nawet jest wskazane, wtedy napotykam te zdziwione, zagniewane twarze, rozszerzone źrenice, te podniesione brwi. Tak, zgadza się, sabit, nie mutahattil, bo coś się stanie. Co? Coś złego, coś nowego, nieznanego.
Profesor A. ma rację, tradycjonalizm to przekleństwo Arabów. Nie błogosławieństwo, nie duma, nie siła, jak mówi wielu z nich, oszukując siebie, i jak mówi wielu zachodnich fundamentalistów chrześcijańskich, którzy łypią zazdrosnym okiem na konserwatyzm i religijność muzułmanów, jednocześnie ich nienawidząc. Tradycjonalizm to przekleństwo i upadek.
[…]
Myśl sam, zawsze przerywam tymi słowami znajomym, kiedy w dyskusji posługują się cytatami ze świętych ksiąg albo opiniami różnych szajchów wychylających się z oparów historii, myśl sam, nie powtarzaj, myśl sam. Stwórz własną opinię. Potem obal swoją opinię i stwórz nową.
     N i e   b ó j   s i ę
.

*

— Kobiety sprowadzają na drogę zła, są większością w piekle — wyrzucał z siebie słowa. — Kiedy kobieta wychodzi sama z domu, szatan, szatan, szatan… — zapowietrzył się — …szatan jest z nią!

Piotr Ibrahim Kalwas, Egipt: Haram, Halal,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

1392. Tradycyjnie

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ujęcie I
Miasto. Nieduże. Ale z nowojorskim rysem — zupełny brak śmietników. Jesteśmy idiotami, zbierającymi psie kupy. Warszawka. Mówią o nas z pogardą.

Piersi, Bałkanica.

Ujęcie II
Widzisz? Popatrz, o tam! Ta para. Nie mają dzieci. Straszne, prawda? Widzisz, jaka ona jest nieszczęśliwa?

A teraz idziemy na jednego
A teraz będziemy wódkę pić

Ujęcie II (alternatywne)
Decybeli o rząd wielkości więcej niż procentów. Wszelkie normy przekroczone. Niezdrowy masaż organów wewnętrznych hukiem. Nie jestem nieszczęśliwa, jestem wkuuurwiona! Warszawka. Zaczynam myśleć z pogardą. A czego się pani spodziewała? Głośniej zawsze znaczy lepiej. Co pani taka zgorzkniała? Porozmawiać pani chciała? Na głowę pani upadła.

I rym cym cym i hopsasa
Idziemy przez życie w podskokach

Ujęcie III
Prymitywizm weselny. Kolektywnie uprawiany. Wstać. Śpiewać. Usiąść. Pić. Pęd owczy rodzinnie usankcjonowany. Tylko pogratulować. Odmawiam stjuningowania się do tego klimatu. Warszawka. Macham na siebie ręką.

I rym cym cym i hopsasa
To życie a żyje się raz

Ujęcie IV
Nooo. Duch czasu. Równouprawnienie pełną gębą. Nie widziałam czegoś takiego, jak żyję. Pamiętacie okołooczepinowe gry i zabawy? Panna Młoda. Cztery inne kobiety. W jednym rządku na krzesełkach. Pięć odsłoniętych kolan. Pan Młody. Z zasłoniętymi oczami. Maca. Szuka. Znajduje! I w drugą stronę. Pięciu mężczyzn. I tu zmiana godna XXI wieku… ze spuszczonymi spodniami. Wypinają pośladki. Taaaaka zabawa! Który raz w życiu nie przynależę, nie chcę, nie uczestniczę? Warszawka. Nie mam zgody na uprzedmiotowienie mężczyzn. I jak tu z taką żyć?

A teraz idziemy na jednego

Ujęcie V
Sadownik „rozmawia” ze swoim kuzynem, który siedzi po jego prawej stronie przy długim stole. Krzyczą do siebie. Siedzę z drugiej strony Sadownika. Nie mam szans — z ruchów warg umiem czytać tylko niektóre przekleństwa. Owinięta skrupulatnie hałasem w ludzkim tłumie jestem całkiem sama. Z pewnością wyglądam na smutną, żałosną, nieszczęśliwą — Ujęcie II? Mam to w głębokim poważaniu, nie mam możliwości socjalizować się, robię więc to, co uwielbiam: gapię się na ludzi, przyglądam się, próbuję zgadnąć to i owo, szukam wartości, którym hołdują, nie muszę śpieszyć się, mam na to całą noc. Utkwiła mi w pamięci starsza pani. O farbowaniu włosów na blond zameldowały mi Jej ciemne gęste, nieregulowane brwi. Też mogła wydać się smutną, żałosną i nieszczęśliwą kobietą. W Jej twarzy widzę spokój, ogromne doświadczenie życiowe, zrozumienie i bycie ponad hałasem i hukiem. Gapiłam się tak długo, aż wiedziałam. Bingo, to jest Babcia Pana Młodego.

Afric Simone, Hafanana.

*

„Agnabi” znaczy „obcy”. To ja.
     — I ja — mówi Jasmin, jakby czytała w moich myślach. Uśmiecha się blado. — Ja też.
     Wszyscy jesteśmy obcy.

Piotr Ibrahim Kalwas, Egipt: Haram, Halal,
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.

sobota, lipca 25, 2015

(1388+3). Kobieca spółka myśli i uczuć

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

[Jabłoń napisała]
ile? pytań? odpowiedzi?
chwil? sytuacji? ludzi?
łez? wzruszeń? ciszy?

[napisała po tym, gdy przeczytała najważniejsze, czyli słowa Gepardzicy]
[...] żeby zrozumieć, że...
jestem tutaj tylko turystką,
której szczęśliwie udało się
dostać bilet z ofertą all inclusive

[poczekała na autoryzację. dostała. dziękuje.]

piątek, lipca 24, 2015

(1389+1). Biały Kruk feministą całe moje życie!

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Uświadomiłam sobie, że pierwszego feministę w moim życiu spotkałam w dniu, w którym po raz pierwszy wypuszczono mnie ze szpitala w świat. Tym feministą był Biały Kruk. Do dziś mam szczęście do interesujących, mądrych i kochanych mężczyzn.

Za każdą dyskretnie ambitną młodą Afganką gotową buntować się przeciw światu stoi interesujący ojciec. Każda odnosząca sukcesy dorosła kobieta, która dokonała czegoś odkrywczego albo zajmuje się czymś, co tradycyjnie jest niedostępne kobietom, ma wsparcie zdeterminowanego ojca, który inwestując w córkę, przewartościowuje normy społeczne i wyobrażenie honoru.

*

Zawsze byli ojcowie o bardziej liberalnych zapatrywaniach, którzy mieli córki i zachęcali je, by podbijały świat.

[na koniec to, co w książce na początku: wspaniała dedykacja]
Wszystkim dziewczynkom,
które odkryły, że w spodniach można
szybciej biegać
i wyżej się wspinać.

Jenny Nordberg, Chłopczyce z Kabulu.
Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie
,
(tłum. Justyna Hunia),
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.

1389. Polskie opowieści rodem z Kabulu

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Gdzieś na tym blogu jest wpis — nie mogę go znaleźć — w którym padają słowa dwóch kobiet, które miały ogromny wpływ na to, jak wygląda od wielu lat moje życie. Nie znają się, raz znajdowały się w tej samej czasoprzestrzeni, ale niezależnie stwierdziły:
     — Nie wyobrażam sobie, że mogłam urodzić córkę.
Oniemiałam. Pamiętam uczucie, które się we mnie pojawiło, gdy słowa te wybrzmiały. Między innymi zażenowanie. Patrzyłam na te kobiety wielkimi oczami i widziałam jedynie ukrytą głęboko mizoginię.

Przy kilku okazjach rozmów z innymi kobietami przytaczałam tę historię. Te inne kobiety uświadamiały mi istnienie przeczuć prenatalnych, preciążowych, predecyzjnych o posiadaniu dziecka. Gotowa byłam opuścić stanowisko, że nie ma nic gorszego na świecie niż nienawiść kobiet do kobiet.

Tak, ale bez względu na te wszystkie pre, na dnie, w samym korzonku zdania:
     — Nie wyobrażam sobie, że mogłam urodzić córkę.
jest potworna, kulturowo indukowana, nienawiść do własnej płci. I nie potrafię się powstrzymać, by po latach nie odpowiedzieć:
     — Pojebało cię, kobieto?

To nie były kobiety z Afganistanu. To nie były islamistki. To były Polki. Wykształcone. Powiedziały, co powiedziały na przełomie XX i XXI wieku. Przypomniałam sobie o tych historiach, czytając Chłopczyce z Kabulu (Mijo, dziękuję za tytuł). Zamyśliłam się nad tą książką. Pozwoliła mi dojść do wniosku, że dzietność w wielu krajach to wciąż ciężka psychoza a nie wybór. Nie daleko za górami, za morzami, ale za miedzą, na drugiej ulicy, w drugiej dzielnicy, w innym mieście Polski. A ja? Byłam wariatką zakładając ten blog. Ale zachwyconą swoim życiem.

     — Moja rodzina jest przedmiotem plotek. Kiedy nie masz syna, odczuwasz ogromny brak i wszyscy cię żałują.
     Azita mówi to tak, jakby to było prostym wyjaśnieniem.
     Posiadanie co najmniej jednego syna jest tutaj niezbędne do zyskania jako takiego statusu i dobrej opinii.
[…] obowiązkiem każdej mężatki jest jak najszybsze wydanie na świat dziecka płci męskiej — to jej najwyższe życiowe powołanie i kiedy się z niego nie wywiązuje, ludzie zaczynają podejrzewać, że jest z nią coś nie tak. Może przylgnąć do niej łatka dochtar zai, czyli „tej, która rodzi tylko dziewczynki”. Jest co prawda jeszcze większa zniewaga — mianowicie kiedy zupełnie bezdzietna kobieta zostaje napiętnowana jako sanda bądź choszk, co w języku dari znaczy „sucha” — lecz w kulturze patriarchalnej kobieta, która nie potrafi powić syna, jest w oczach społeczności — i we własnych — obciążona fundamentalną skazą.

*

     — Musisz słuchać tego, o czym nigdy nie mówią.

*

Chłopiec oznacza triumf i sukces. Dziewczynka to upokorzenie i porażka. Chłopiec to bacza, co oznacza „dziecko”. Dziewczynka to ta „inna”: dochtar. Córka.

*

Afganistan to opowieść o pierwotnej formie patriarchatu. Pod tym względem opowieść ta rzuca też światło na historię Zachodu, na życie naszych pradziadów i prababek. Poznając mechanizmy funkcjonowania chorego afgańskiego systemu, możemy też uzmysłowić sobie, jak większość z nas — mężczyzn i kobiet, bez względu na narodowość i przynależność etniczną — od czasu do czasu utrwala problematyczną kulturę honoru, w której zarówno kobiety, jak i mężczyźni tkwią w tradycyjnych rolach płciowych. A robimy to, ponieważ te role wszystkim nam odpowiadają — albo dlatego, że tak nas wychowano i nie znamy niczego innego.

*

Czy opowieści o ustępstwach i oporze, tragedii i nadziei mogą występować obok siebie?
     W przypadku kobiet występowały obok siebie od zawsze.

*

Podszywanie się pod kogoś lub coś innego to doświadczenie wielu kobiet i mężczyzn, którzy cierpiąc ucisk, zapragnęli wolności.
     Tak na przykład było w przypadku geja służącego w amerykańskiej piechocie morskiej, który musiał udawać heteroseksualistę. Albo żydowskiej rodziny udającej protestantów w nazistowskich Niemczech. Albo czarnego mieszkańca RPA, który w czasach apartheidu starał się wybielić sobie skórę. Upodabnianie się do członka grupy akceptowanej i oficjalnie uznawanej to zarówno wywrotowy akt infiltracji, jak i ustępstwo wobec uciążliwego rasistowskiego, seksistowskiego lub jakiegokolwiek innego systemu dyskryminacji.

Jenny Nordberg, Chłopczyce z Kabulu.
Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie
,
(tłum. Justyna Hunia),
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.

środa, lipca 22, 2015

1388. Perełki zatrzymane w słowach

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Jestem introwertykiem zsocjalizowanym — powiedział.
Ryknęliśmy śmiechem. Bo wszystko było jasne. Przy jednym stole spotkali się ludzie, którym praca nad sobą oraz mądra miłość do zwierząt, w szczególności do psów i kotów, nie są obce.

Onka i Onek, bo mają dwa owczarki niemieckie, Braszka, Sadownik i ja. Wczoraj. Świętowaliśmy. Pysznie jedząc. Kilka godzin wcześniej byliśmy dla siebie zupełnie  o b c y. Ogniwem łączącym była Braszka, która miała nosa, że wspólny czas może być magiczny.

*

     — Jak tam dzieło twego życia? — zapytał.
Brzmiał fragment opowieści. Na pewno nie drwił, był ciekawy, życzliwy — założę się.

I przyszło mi do głowy, że nie wiadomo dlaczego upieramy się, że dzieło naszego życia musi być namacalne: posadzone drzewo, wybudowany dom, spłodzone dziecko, napisana książka, zajęte przez nas miejsce w encyklopedii.

A przecież dziełem życia może być zadanie właściwego pytania we właściwym czasie właściwej osobie. Dotarło do mnie. Dzisiaj.

***

Pozostawiam tu te historie, miejsca, ludzi.
Z wdzięcznością.

poniedziałek, lipca 20, 2015

1387. Nareszcie!

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kilka tygodni temu pomyślało mi się:

Uczucia i trochę organów wewnętrznych.
Całość obciągnięta skórą. Znaczy się człowiek!

*

W piątek jechaliśmy do Orzeszka i Białego Kruka. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego — zmaltretowana oczną gadaniną mego organizmu — skupiłam się na oddechu. Dotarło do mnie:

Póki oddycham, żyję
i doświadczam dobrostanu swego życia,
choćby nie wiem co się działo.

*

Chronologicznie wczoraj było wszystko. Przegrany mecz siatkarzy, którym kibicowali Orzeszek, Biały Kruk i Sadownik. Burza. Drzewa na drogach. Objazdy. Zlikwidowane ulubione stacje benzynowe z kawą. W końcu SOR. Znów. Ale inny. Bezsilność. Strach. Nie z powodu ewentualnej diagnozy. Bałam się, że nie przyjmą, będą wrzeszczeć, nic nie powiedzą.

Myliłam się. Spotkałam Okulistkę swego życia. Mówiła do mnie spokojnie. Powiedziała co jest, dlaczego i co z tym należy zrobić. Traktowała jak człowieka rozumnego. Już wiem co, dlaczego i co dalej. Po raz pierwszy od trzech tygodni jestem spokojna i oftalmologicznie niesplątana. Nie puszczę już tej Pan Doktor.

*

Dziś. Wstałam rano. Zakropiłam oko i przypomniał mi się cytat na nieparzystej stronie:

I w pewnym sensie nie dzieje się nic. Ale jest to bardzo bogate i złożone nic.

Jon Kabat-Zinn, Życie. Piękna katastrofa,
(tłum. Dariusz Ćwiklak)
Czarna Owca, Warszawa 2013.

czwartek, lipca 16, 2015

1386. na minusie

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

dół. stąd do wieczności. wczoraj mnie złapał. z jednej beczki. bo oko. z drugiej beczki. bo nie umiem. bo nie umiem się nauczyć. bo nie dam rady. bo głupia, tępa, tragiczna ja. złożyłam broń.

dziś rano. wstałam. ok, wszystko jest beznadziejne. może nie dam rady, ale chociaż spróbuję.

*

Gepardzica. lekka na wspomnienie. porozmawiałyśmy. powiedziała coś, co i moim doświadczeniem było nie raz. no, to do przodu!

niedziałanie osłabia

poniedziałek, lipca 13, 2015

1385. Subiektywny słownik doświadczeń, pojęć, słów

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

lekkość.

lekki krok. lekkie myśli traktowanie.

lekko. subtelnie. delikatnie. muśnięty
bezmiar. bezkres. bez ciężkości przekonań,
sądów, faktów jednostronnie widzianych.

odkrywam dziś.

niedziela, lipca 12, 2015

1384. Nie dajemy się!

Jabłoń:
Nooo, i co Pan na to, że zamknęliśmy
dwanaście lat legalnego związku?

Sadownik:
(puścił oko)
Mam być szczery czy ma być miło?

Sadownik & Jabłoń:
(obśmiali się serdecznie i poszli świętować
pierwszy dzień kolejnego legalnego, wspólnego roku
)

1383. SOR okulistyczny

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

SOR. Pani habilitowana. Wczoraj. Darła się do mnie jak do głuchej dziewięćdziesięcioletniej kobiety: SIADA! TERAZ TU! Z wrażenia, ze strachu, ze świadomością, że procedurę podpowiedziała mi jedna z moich ulubionych pań doktor na moim stażowym oddziale, byłam cichą, pokorną, pozbawioną godności pacjentką.

SOR. Pani habilitowana. Odklejona od rzeczywistości. Opierdoliła mnie z góry na dół. SIADA! I pomyślałam, może faktycznie źle robię. Gdy spokojnie na koniec poprosiłam ją o to, by powiedziała mi, co mam zrobić, odpowiedziała i zapisała w kwitach: dalsza kontrola w rejonie — czyli abstrakcyjnie, bóg wie kiedy.

Atropina złaziła z mych oczu. Wróciłam piętro wyżej do siebie na staż. Odetchnęłam. Inna atmosfera. Inny klimat. Inni ludzie. Inni lekarze. Czy to z powodu walki o życie? O chociaż jeden miesiąc, półrocze, rok, dwa lata, pięć więcej.

Zostałam. Z okiem. Z bólem, który nie wiadomo skąd. Z niepewnością. Z bezsilnością. Ze świadomością, że żyję w fikcyjnym kraju. Z wielką niewiadomą, co dalej.

(1381+1). Bele-trele-styka (II)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Hit tego lata — wyczytałam w top 10 — może i roku. Literatura. A ponieważ postanowiłam zrobić letni wypad w stronę nie psychologii, nie reportażu, powiedziałam biorę.

Zaczęłam. Początki bywają trudne. Nie mam wprawy w czytaniu literatury. Brnę. Myślę, rozkręci się. Z Białym Krukiem rozmawiam. Mówi, że też próbuje, bo ma zasadę, że jak zaczął książkę to ją skończy. Tyle, że ja tę zasadę wypróbowałam przy Twardochu — cienki był, to można było sobie na taką ekstrawagancję pozwolić. Brnę. Po kilku dniach Biały Kruk melduje, że po 70%, gdy nic się nie zmieniło, poddał się. Trwałam w uporze jeszcze kilka dni, dając słowu pisanemu szansę. Poddałam się wczoraj.

To jedyna książka, o której tutaj wspominam, której nie skończyłam, która była łaskawa mnie pokonać. Nie znalazłam uzasadnienia, by w poszukiwaniu perełek brnąć przez współczesną wersję straconego czasu. Nie to żeby stracony czas mnie kiedyś nie bawił. Koniec letniego eksperymentu. Jest decyzja — wracam do siebie, do „swoich” książek.

Ale, ale! ¡Olé! Jedną perełkę z tej książki mam.

Ale oczy są przejrzyste i chociaż niemłode, nie uległy wpływowi czasu. Wydaje się, że patrzy na nas ktoś inny, z jakiegoś miejsca w głębi twarzy, gdzie wszystko wygląda inaczej. Trudno bardziej zbliżyć się do duszy drugiego człowieka. Przecież przepadło wszystko, co dotyczy samej osoby Rembrandta, jego dobre i złe przyzwyczajenia, zapachy i odgłosy wydawane przez ciało, głos i zasób słów, myśli i opinie, zachowanie, wady i ułomności ciała, wszystko to, co składa się na człowieka, takiego jakiego widzą inni. Obraz ma czterysta lat, a Rembrandt umarł w tym samym roku, w którym go namalował, tym zaś co zostało na nim przedstawione, tym co namalował Rembrandt, jest istnienie tego człowieka, to co budziło się codziennie rano, to co natychmiast zaczynało myśleć, samo nie będąc myślami, to co natychmiast zaczynało czuć, samo nie będąc uczuciami, to co każdego wieczoru zasypiało, aż w końcu zasnęło na dobre. To, czego w człowieku nie narusza czas i z czego bierze się światło w oczach.

Karl Ove Knausgård, Moja walka. Księga pierwsza,
(tłum. Iwona Zimnicka)
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.
(wyróżnienie własne)

Rembrandt van Rijn, Autoportret, 1669.

sobota, lipca 11, 2015

1381. Bele-trele-styka (I)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Co mnie podkusiło? Aaaa, jakiś ranking top 10 książek na wakacje. Odcedziłam. Wybrałam. Jedną powieść w dwóch częściach, trzecia ma być na jesieni. Jednego autora, ale z innym dziełem. Nabyłam. I się zaczęło.

Gdy tydzień temu pochwaliłam się Sadownikowi, czego próbuję z okazji lata, był łaskaw przeczytać mi trochę informacji o sylwetce autora. No i w końcu zrozumiałam publicystów frondy, wszelkich naczelnych prawicowo-katolickich tworów. Już rozumiem, dlaczego są przeciwko temu wszystkiemu, co im do niczego niepotrzebne, a wielu ludziom w tym kraju ułatwiłoby życie. Rozumiem, bo gdybym ja miała takie fantazje, to też bałabym się wszystkiego, czego nie przyklepali hierarchowie jedynego prawdziwego kościoła. Czy mnie zdziwiły wczorajsze senackie ekscesy? Ani trochę.

A pan autor? No cóż, jak nie wyrabia się w jednym gatunku szybko przeskakuje w drugi, by za chwilę wrócić do pierwszego. Przeczytałam. I starczy. I dość.

[…] czerwono-czarne chrząszcze ćmentarne na nieustającej szychcie entropii.

*

Gerd jest smokiem.
     Chciałby od smoka uciec. Ale jak uciec, jeśli płynie się w jego żyłach, jak odejść, skoro dzieli się z kim bycie, jak uciec od siebie samego?

*

Dlaczego nie miałby zabijać dzieci? W czym dzieci mniej się nadają do zabijania niż dorośli, dojrzali?

*

Kurczyk najpierw milczał, bo się bał — a potem milczał, bo odkrył, że milczenie sprawia, że szanują go jeszcze bardziej, nie mają nawet odwagi zagadywać.

*

[…] żeby prześladowała mnie swoją psią obecnością, chcę, żeby zawsze była ze mną i za mną, i przy mnie, i pode mną, żeby mnie przebóstwiła, żebym stał się jej światem.

Szczepan Twardoch, Tak jest dobrze,
Powergraph, Warszawa 2013.

piątek, lipca 10, 2015

1380. Kryzys stażystki

zamiast gadania, pouczania, rozkazywania, prawdziwa rozmowa.

     — cóż mogę dać? cóż mogę zaoferować? — zapytałam Akuszera.

postawił mnie na nogi.

1379. Kobieta — człowiek, nie przedmiot

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czekała miesiąc na czytanie. Teraz czeka prawie dwa tygodnie na to, by o niej wspomnieć. I może mogłaby pozostać bez śladu, ale jak jej z siebie nie wypluję, to będę ją w sobie nosić. A ponieważ po niej wpadłam na karkołomny pomysł czytania powieści z okazji wakacji, muszę wspomnieć, że nie najlepiej się przez to czuję. Chciałabym wrócić do siebie, do swoich książek, do swoich zatrzymań.

Ale najpierw porzucić trzeba tu wrażenia.

Ciekawi mnie, czy to książka, która może zafrapować wyłącznie kobiety? Nie znam odpowiedzi.

Pozostałam z przykrym wrażeniem, że choć w mym kraju inna religia rządzi, to pomysły i reakcje ma dziwnie podobne.

Prorok zawsze powtarzał, że płacz świadczy o tym, że człowiek ma subtelne i uduchowione serce. Płacz jest łaską daną przez Boga, którą zsyła jedynie wybranym.

*

By pozbyć się rozdźwięku między rzeczywistością a własnym zniekształconym jej postrzeganiem, przyjął wygodną strategię — po prostu udawał, że mnie nie widzi. Nie istniałam dla niego. […] Jak większość hiperortodoksyjnych wahhabitów on także wyrażał tylko dwa rodzaje emocji: powściągliwość i ziejącą ogniem nietolerancję. Nie było niczego pomiędzy.

*

Przekonałam się, że sprawy, które dotychczas uważałam za oczywiste — edukacja, wolność, podróżowanie, niezależność — stanowiły z trudem wywalczone nagrody, nawet dla tych uprzywilejowanych, zamożnych kobiet. Kiedy zdobywały dostęp do miejsc pracy, musiały być twarde tak jak ja, rywalizować nie tylko z mężczyznami, lecz także z ustanowioną prawem wyższością mężczyzn, którzy uważają, że obowiązkiem kobiety jest dbanie o ognisko domowe, że ich miejsce jest w domu, a nie w szpitalu na sali operacyjnej, w jakiejś centrali czy biurze. Mierzenie się z tymi problemami to wyczyn.

Qanta A. Ahmend, W kraju niewidzialnych kobiet,
(tłum. Elżbieta Krawczyk),
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2013.

niedziela, lipca 05, 2015

1378. uczuciowe drogowskazy

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Niemożliwe.
     Wyspiańskiego.
     Traugutta.
     Wyspiańskiego.
     Gdańska.
     Gruszkowa.
     Buraczana.
     Kmicica.
     Zajączka.
na tych ulicach przycupnęłam w drodze do Przytuliska. Niemożliwe wtedy jest dziś moją rzeczywistością. pomyślałam o tym, gdy usłyszałam starego Phila.

Phil Collins, One More Night.

Niemożliwe.
     wczoraj.
     dziś.
     dopadło mnie.
     pociągnęło w dół.
wynurzyłam się. odbiłam. Niemożliwe dziś, ciekawe, kiedy stanie się moją rzeczywistością? — pomyślałam. Niemożliwość dawno temu i dziś — te same budzi uczucia, choć kontekst zupełnie inny. Znam te uczucia! Pięknie jest mieć tak wiele wciąż przed sobą!

(1+1376). Pięć lat, tydzień i trzy dni

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

To dziś.
U nas bez zmian. Szczęśliwe Stado.
Tylko Heniutka starsza trzydzieści razy z małym haczkiem.

piątek, lipca 03, 2015

1376. remanent wewnętrznego stanu posiadania

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

nadajesz ważność, rangę temu,
     czemu poświęcasz swoją uwagę i energię.

     — czy w tej sprawie tego właśnie chcesz? — zapytał mnie retorycznie wczoraj Akuszer.

przyjrzyj się temu,
     czemu poświęcasz swoją uwagę i energię.

zaleciłam sama sobie. zrobiło się niebywale luźno. i lekko. i wspaniale.

czwartek, lipca 02, 2015

(1373+2). kęs trzeci

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bliźniacza Liczba, Gepardzica i Jabłoń nieczęsto, ale jednak często, dochodzą do wniosku w rozmowach bilateralnych, że mądrych mężów mają. Że Oni rozumieją, wspierają. Wiele rzeczy po prostu wiedzą te Cholery!

Jabłoń:
(jak obuchem powalona melduje, że zrozumiała coś,
co dla Sadownika jest, oczywiście, oczywistą oczywistością
)
Jak to jest, że Ty wiesz takie rzeczy milion lat świetlnych przede mną?

Sadownik:
M u s z ę  wiedzieć.

Jabłoń:
Dlaczego?

Sadownik:
Nie stać mnie na terapię.

(1373+1). kęs drugi

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

wracałam do domu. intensywny smak życia mając w ustach. mogłam dziś zjeść pyszny obiad z mężczyzną, którego kocham. przywilej, że wracam na własnych nogach. przywilej, że wracam do naszego własnego domu. przywilej, że będę mieć przyjemność z jedzenia. przywilej, że kocham i jestem kochana. a przecież jestem tylko chwilą.

1373. kęs pierwszy

klamka zapadła.
wyczerpane wszystkie opcje.
nie ma nic, nawet paliatywnie.
koniec. kropka.

*

początek nieogarnialnego. życia.

środa, lipca 01, 2015

(1263+108+1). Kotku, co masz w środku?

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

     — Cześć, Strachu na Wróble — powiedział dziś do mnie kolega.

*

Moja Nauczycielka powiedziała dziś:
     — Strach na Wróble? Wspaniała postać ze snu!

*

Strach na Wróble. Jakieś skojarzenia? Usiadłam i w ramach jednego posiadu obaliłam film, który planowałam obejrzeć od wielu, wielu miesięcy. Mam w sobie i Dorotkę, i Stracha na Wróble, i Blaszanego Drwala, i Lwa.

Ten film — mógłby być moim dziadkiem lub co najmniej ojcem — dziś był dla mnie opowieścią o uczeniu się siebie, o zdobywaniu siebie, o odkrywaniu siebie. Nieustająco. I wciąż od nowa.

Fragment klatki z filmu Czarnoksiężnik z krainy Oz, 1939.