wpis przeniesiony 15.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Czekała miesiąc na czytanie. Teraz czeka prawie dwa tygodnie na to, by o niej wspomnieć. I może mogłaby pozostać bez śladu, ale jak jej z siebie nie wypluję, to będę ją w sobie nosić. A ponieważ po niej wpadłam na karkołomny pomysł czytania powieści z okazji wakacji, muszę wspomnieć, że nie najlepiej się przez to czuję. Chciałabym wrócić do siebie, do swoich książek, do swoich zatrzymań.
Ale najpierw porzucić trzeba tu wrażenia.
Ciekawi mnie, czy to książka, która może zafrapować wyłącznie kobiety? Nie znam odpowiedzi.
Pozostałam z przykrym wrażeniem, że choć w mym kraju inna religia rządzi, to pomysły i reakcje ma dziwnie podobne.
Prorok zawsze powtarzał, że płacz świadczy o tym, że człowiek ma subtelne i uduchowione serce. Płacz jest łaską daną przez Boga, którą zsyła jedynie wybranym.
*
By pozbyć się rozdźwięku między rzeczywistością a własnym zniekształconym jej postrzeganiem, przyjął wygodną strategię — po prostu udawał, że mnie nie widzi. Nie istniałam dla niego. […] Jak większość hiperortodoksyjnych wahhabitów on także wyrażał tylko dwa rodzaje emocji: powściągliwość i ziejącą ogniem nietolerancję. Nie było niczego pomiędzy.
*
Przekonałam się, że sprawy, które dotychczas uważałam za oczywiste — edukacja, wolność, podróżowanie, niezależność — stanowiły z trudem wywalczone nagrody, nawet dla tych uprzywilejowanych, zamożnych kobiet. Kiedy zdobywały dostęp do miejsc pracy, musiały być twarde tak jak ja, rywalizować nie tylko z mężczyznami, lecz także z ustanowioną prawem wyższością mężczyzn, którzy uważają, że obowiązkiem kobiety jest dbanie o ognisko domowe, że ich miejsce jest w domu, a nie w szpitalu na sali operacyjnej, w jakiejś centrali czy biurze. Mierzenie się z tymi problemami to wyczyn.
Qanta A. Ahmend, W kraju niewidzialnych kobiet,
(tłum. Elżbieta Krawczyk),
Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz