wpis przeniesiony 15.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Kilka tygodni temu pomyślało mi się:
Uczucia i trochę organów wewnętrznych.
Całość obciągnięta skórą. Znaczy się człowiek!
*
W piątek jechaliśmy do Orzeszka i Białego Kruka. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego — zmaltretowana oczną gadaniną mego organizmu — skupiłam się na oddechu. Dotarło do mnie:
Póki oddycham, żyję
i doświadczam dobrostanu swego życia,
choćby nie wiem co się działo.
*
Chronologicznie wczoraj było wszystko. Przegrany mecz siatkarzy, którym kibicowali Orzeszek, Biały Kruk i Sadownik. Burza. Drzewa na drogach. Objazdy. Zlikwidowane ulubione stacje benzynowe z kawą. W końcu SOR. Znów. Ale inny. Bezsilność. Strach. Nie z powodu ewentualnej diagnozy. Bałam się, że nie przyjmą, będą wrzeszczeć, nic nie powiedzą.
Myliłam się. Spotkałam Okulistkę swego życia. Mówiła do mnie spokojnie. Powiedziała co jest, dlaczego i co z tym należy zrobić. Traktowała jak człowieka rozumnego. Już wiem co, dlaczego i co dalej. Po raz pierwszy od trzech tygodni jestem spokojna i oftalmologicznie niesplątana. Nie puszczę już tej Pan Doktor.
*
Dziś. Wstałam rano. Zakropiłam oko i przypomniał mi się cytat na nieparzystej stronie:
I w pewnym sensie nie dzieje się nic. Ale jest to bardzo bogate i złożone nic.
Jon Kabat-Zinn, Życie. Piękna katastrofa,
(tłum. Dariusz Ćwiklak)
Czarna Owca, Warszawa 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz