niedziela, lipca 12, 2015

(1381+1). Bele-trele-styka (II)

 wpis przeniesiony 15.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Hit tego lata — wyczytałam w top 10 — może i roku. Literatura. A ponieważ postanowiłam zrobić letni wypad w stronę nie psychologii, nie reportażu, powiedziałam biorę.

Zaczęłam. Początki bywają trudne. Nie mam wprawy w czytaniu literatury. Brnę. Myślę, rozkręci się. Z Białym Krukiem rozmawiam. Mówi, że też próbuje, bo ma zasadę, że jak zaczął książkę to ją skończy. Tyle, że ja tę zasadę wypróbowałam przy Twardochu — cienki był, to można było sobie na taką ekstrawagancję pozwolić. Brnę. Po kilku dniach Biały Kruk melduje, że po 70%, gdy nic się nie zmieniło, poddał się. Trwałam w uporze jeszcze kilka dni, dając słowu pisanemu szansę. Poddałam się wczoraj.

To jedyna książka, o której tutaj wspominam, której nie skończyłam, która była łaskawa mnie pokonać. Nie znalazłam uzasadnienia, by w poszukiwaniu perełek brnąć przez współczesną wersję straconego czasu. Nie to żeby stracony czas mnie kiedyś nie bawił. Koniec letniego eksperymentu. Jest decyzja — wracam do siebie, do „swoich” książek.

Ale, ale! ¡Olé! Jedną perełkę z tej książki mam.

Ale oczy są przejrzyste i chociaż niemłode, nie uległy wpływowi czasu. Wydaje się, że patrzy na nas ktoś inny, z jakiegoś miejsca w głębi twarzy, gdzie wszystko wygląda inaczej. Trudno bardziej zbliżyć się do duszy drugiego człowieka. Przecież przepadło wszystko, co dotyczy samej osoby Rembrandta, jego dobre i złe przyzwyczajenia, zapachy i odgłosy wydawane przez ciało, głos i zasób słów, myśli i opinie, zachowanie, wady i ułomności ciała, wszystko to, co składa się na człowieka, takiego jakiego widzą inni. Obraz ma czterysta lat, a Rembrandt umarł w tym samym roku, w którym go namalował, tym zaś co zostało na nim przedstawione, tym co namalował Rembrandt, jest istnienie tego człowieka, to co budziło się codziennie rano, to co natychmiast zaczynało myśleć, samo nie będąc myślami, to co natychmiast zaczynało czuć, samo nie będąc uczuciami, to co każdego wieczoru zasypiało, aż w końcu zasnęło na dobre. To, czego w człowieku nie narusza czas i z czego bierze się światło w oczach.

Karl Ove Knausgård, Moja walka. Księga pierwsza,
(tłum. Iwona Zimnicka)
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.
(wyróżnienie własne)

Rembrandt van Rijn, Autoportret, 1669.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz